Strona główna » Obyczajowe i romanse » Przyjęcie w Singapurze

Przyjęcie w Singapurze

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-276-1920-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Przyjęcie w Singapurze

James Drummond musi się szybko ożenić. Wizerunek odpowiedzialnego mężczyzny ma mu pomóc w podpisaniu ważnej umowy. Na przyjęciu w Singapurze poznaje piękną i przedsiębiorczą Fionę Lam, dostrzega w niej idealną kandydatkę na żonę i zaprasza ją do swego zamku w Szkocji. Cieszy się, gdy Fiona przyjmuje jego oświadczyny, i nie przychodzi mu do głowy, że to on padł ofiarą manipulacji…

Polecane książki

"Spółka z o.o. Prawo, zarządzanie, finanse, PR, marketing" to biuletyn dla prezesów i członków zarządu spółek z o.o., którym zależy, by: • uniknąć płacenia własnym majątkiem za źle zinterpretowane i źle zastosowane przepisy dotyczące spółek z o.o., • wiedzieć, co ustawodawca na pewno miał na myśli p...
„Nigdy nie jesteśmy tak biedni, aby nie stać nas było na udzielenie pomocy bliźniemu” – słowa Mikołaja Gogola doskonale oddają charakter i empatię, jaka drzemie w Tori Ritner – autorce książki pt. „Iść za Jego głosem” (jest to kolejna książka, autorka wcześniej wydała „Puzzle”).Tori to kobieta, któr...
Poradnik do gry Alpha Polaris zawiera szczegółowy opis przejścia gry wzbogacony licznymi obrazkami. Ponadto wymienione zostały przedmioty które powinny trafić do ekwipunku bohatera, pojawiające się w notesie dokumenty, a także rozwiązania zagadek. Alpha Polaris - opis przejścia - poradnik do gry zaw...
W 1887 roku rosyjski dziennikarz dokonał ważnego odkrycia w niedostępnym himalajskim klasztorze, które mogło zaważyć na losach całego świata. Jednak tajemnica, jaką wyjawił, została zbagatelizowana, a on sam został posądzony o herezję. Sekretny buddyjski manuskrypt na wiele długich lat przepadł w mr...
Homer / Homère / Гомер: Iliada / The Iliad / L'Iliade / Илиада - Tekst – Text – Texte – Текст:  Polski / Englisch / Français / Русский. Tekst eposu starogreckiego w czterech językach.Iliada (gr. Ἰλιάς Iliás) – obok Odysei drugi z eposów, których autorstwo tradycja przypisuje Homerowi. Oba utwory dat...
Poradnik do klimatycznej, mrocznej przygodówki The Lost Crown: Ghosthunting Adventure zawiera pełen opis przejścia gry. Naszym bohaterem jest Nigel Danvers, który przybywa w dość niecodziennych okolicznościach do nadmorskiej, angielskiej mieściny Saxton.The Lost Crown: A Ghosthunting Adventure - por...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Jennifer Lewis

Jennifer LewisPrzyjęcie w Singapurze

Tłumaczenie:
Janusz Maćczak

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Jej wróg był przystojny. Miał szare oczy, czarne włosy, arystokratyczne rysy i wyglądał w każdym calu na szkockiego bogatego właściciela ziemskiego.

Podała mu rękę.

– Miło mi pana poznać. Jestem Fiona Lam.

– A ja nazywam się James Drummond.

Wiem, pomyślała. Miał mocny uścisk dłoni. Nagle przestała zwracać uwagę na gwar gości wytwornego przyjęcia wydanego przez międzynarodowy bank.

– Dopiero od niedawna przebywam w Singapurze – oznajmiła. – Sprzedałam moją pierwszą firmę w San Diego, przeniosłam się tutaj i rozglądam się za nowymi możliwościami. Czy pan tu pracuje?

– Czasami – odrzekł, wciąż trzymając jej dłoń. – Mam dom w Szkocji.

Słyszała o tej wspaniałej rezydencji. Stanowczo uwolniła rękę.

– Podobno Szkocja jest bardzo piękna.

– O ile lubi się mgły i wrzosowiska – powiedział.

Wpatrywał się w nią stalowym, niewzruszonym wzrokiem. Nic dziwnego, że budził lęk w swych biznesowych rywalach.

– Pan nie lubi?

Wzruszył ramionami.

– Odziedziczyłem tę posiadłość. Mogę przynieść pani coś do picia?

– Może szampana – poprosiła.

Odetchnęła z ulgą, gdy odwrócił się, by poszukać kelnera. Ten facet sprawia wrażenie dość apodyktycznego. Ale nic nie szkodzi. Nie musiała go lubić. Chodziło jej tylko o to, by on polubił ją.

Wrócił z dwoma kieliszkami szampana i podał jej jeden. Fionę wprawiała w zakłopotanie jego uderzająca męska uroda. Bogaci przemysłowcy, z jakimi dotychczas się stykała, mieli zazwyczaj powyżej sześćdziesiątki i kępki włosów w uszach. Wypiła łyk szampana.

– Co sprowadziło panią do Singapuru? – zapytał.

– Rozważam parę projektów biznesowych.

– Ja także jestem biznesmenem. Czym się pani zajmuje?

– Założyłam i prowadziłam firmę Smileworks produkującą kalkomanie. Kiedy przestało mnie to bawić, pozbyłam się jej.

W oczach Drummonda błysnęło zaciekawienie.

– Czytałem o tej odsprzedaży akcji. Gratuluję, podobno była bardzo zyskowna.

– Owszem.

– I co planuje pani teraz?

– Jeszcze nie wiem. Czekam na natchnienie – odpowiedziała.

James Drummond w wykrochmalonej białej koszuli, eleganckim ciemnoszarym garniturze i krawacie sprawiał wrażenie tak akuratnego, że nagle ogarnęła ją pokusa, by zedrzeć z niego to ubranie i zmierzwić jego starannie uczesane włosy. Czy sypianie z wrogiem byłoby rozsądne? Prawdopodobnie nie, lecz odrobina flirtu nie zaszkodzi. Musi zdobyć zaufanie tego mężczyzny, a potem wymyślić jakiś sposób odebrania mu fabryczki jej ojca – drogą kupna lub kradzieży.

Tata jej potrzebuje, a ona zamierzała mu dowieść, że może na niej polegać. To nie jej wina, że przez dwie dekady dorastała z dala od niego i nazywała ojcem innego mężczyznę. Teraz jednak sama kierowała swoim życiem i pragnęła naprawić przynajmniej kilka spośród krzywd, jakie spotkały Waltera Chena. Poczynając od tych, które wyrządził mu James Drummond.

Razem wyszli z przyjęcia i szofer Jamesa zawiózł ich do niedawno otwartej wytwornej restauracji Rain.

– Świetny lokal – orzekła Fiona na widok minimalistycznego wystroju i chłodnego zielonkawego oświetlenia. – Nie miałam pojęcia, że w Singapurze kwitnie takie bogate nocne życie. Powinnam chyba częściej wychodzić z domu.

James siedział przy stoliku naprzeciwko niej, zadowolony z nieoczekiwanej okazji spędzenia wieczoru z piękną kobietą. Fiona Lam zaintrygowała go. Wiedział, że firma Smileworks zyskała międzynarodowy rozgłos dzięki zabawnej grafice i odkrywczym koncepcjom, i że jej odsprzedanie przyniosło właścicielce więcej pieniędzy niż większość ludzi zarabia przez całe życie.

W dodatku Fiona była równie piękna jak bystra. Miała czarne oczy, delikatnie zarysowane i brwi i kuszące, zmysłowe usta. Właśnie taką kobietę mógłby poślubić.

A koniecznie musiał się ożenić.

Kiedy kelner podał im menu, spytała Jamesa:

– Co pan poleca?

– Podobno tutaj wszystkie potrawy są smaczne. Osobiście radziłbym spróbować jeżowców.

– Nie wiedziałam, że w ogóle są jadalne, ale zaryzykuję – rzekła z uśmiechem.

Kelner przyniósł butelkę ulubionego wina Jamesa, a kiedy ten skinął głową, napełnił ich kieliszki. Fiona wypiła łyk.

– Bardzo dobre.

James uśmiechnął się lekko.

– Powinno takie być, skoro butelka kosztuje czterysta dolarów.

– Spędza pan więcej czasu w Singapurze niż w Szkocji?

– Owszem. Szkocja nie jest centrum światowego biznesu – odpowiedział. Dziwne, że ta kobieta nie spytała go nawet, czym się zajmuje. Przebywając w Singapurze od niedawna, najwidoczniej nie miała pojęcia o jego reputacji. Znużyło go już wyjaśnianie ludziom, że nie jest biznesowym rekinem bądź też że rekiny również są potrzebne. – Zresztą w dzisiejszych czasach można pracować, mieszkając gdziekolwiek. Większość moich interesów załatwiam przez internet.

– Ja także, jednak czasami nic nie zastąpi osobistych kontaktów – oświadczyła.

Uznał, że jest urocza. Miała gładką jasną cerę kontrastującą z bujnymi czarnymi włosami spływającymi na ramiona. Zapragnął zanurzyć palce w tych włosach. I zrobi to, jeśli wszystko pójdzie po jego myśli.

– Zabawne, że nosisz szkockie imię, chociaż nie jesteś Szkotką – zagadnął.

– Lubię stroje w szkocką kratę. A co w tobie jest ze Szkota?

– Dobre pytanie. Chyba nikt dotąd mi go nie zadał. Jestem jedyną znaną mi osobą, która lubi szkocką słodową whisky.

Fiona zmarszczyła nos.

– Spróbowałam jej raz i nigdy więcej nie powtórzę tego błędu.

– Ja traktuję ten trunek z należnym respektem, gdyż uśmiercił wielu moich przodków.

– Byli pijakami?

– Pijakami, zabijakami i ryzykantami. Należeli do rodzaju mężczyzn, którzy stale pakują się w kłopoty.

W oczach Fiony zamigotało zaciekawienie.

– A ty nie jesteś taki jak oni?

– Nie. Ja wolę sprawiać kłopoty innym – oznajmił.

Spodziewał się wybuchu śmiechu lub przynajmniej wyrazu rozbawienia, lecz Fiona po prostu przez chwilę rozważała jego słowa.

– To chyba wygodniejsze – rzekła wreszcie. – Obawiasz się, że skończysz tak jak twoi przodkowie?

– Tego bym nie powiedział. Chociaż stale dostaję mejle i listy od mojej amerykańskiej krewnej, która uznała za swą misję odzyskanie zagubionych trzech części zabytkowego rodzinnego kielicha mszalnego, co ma ponoć uwolnić ród Drummondów od pradawnej klątwy.

Fiona szeroko otworzyła oczy.

– Od klątwy? Czy sądzisz, że to prawda?

– Nie wierzę w takie bzdury. Uważam, że powodzenie człowieka zależy wyłącznie od ciężkiej pracy i kierowania się w życiu zdrowym rozsądkiem.

– Ale powiedziałeś, że twoi przodkowie stale wpadali w tarapaty. Może więc w tej legendzie tkwi jednak ziarno prawdy? Gdzie ma być ten kielich?

– Wedle ostatniej entuzjastycznej wiadomości od mojej kuzynki, odnalazła już dwie jego części. Jedną w rodzinnej rezydencji w Nowym Jorku, a drugą u wybrzeży wyspy na Florydzie, we wraku pirackiego statku zatopionego przed trzystu laty. Uważa, że trzeci fragment kielicha jeden z moich przodków przywiózł z Ameryki z powrotem do Szkocji.

– To bardzo intrygujące. – Fiona pochyliła się ku niemu i Jamesa owionął jej kuszący zapach. – Zamierzasz go odszukać?

Jej ekscytacja wzbudziła w nim zainteresowanie dla tego pomysłu. Ostatnio był tak zajęty, że nie pamiętał nawet, czy w ogóle odpowiedział na wiadomość od Katherine Drummond.

– Nie wiem. Myślisz, że powinienem?

– Oczywiście. To taka romantyczna historia!

– Kuzynka jest przekonana, że trzeci element kielicha ukryto gdzieś w mojej szkockiej posiadłości. Zaofiarowała nagrodę temu, kto go odnajdzie. Musiałem wynająć ochroniarzy, aby powstrzymać poszukiwaczy skarbów przed wdrapywaniem się na mury i ryciem w moich trawnikach.

Fiona się roześmiała.

– A ty nigdy nie próbowałeś go odszukać?

– Nie. Znam prostsze sposoby zarobienia kilku tysięcy dolarów.

– Ale to wygląda na wspaniałą przygodę – rzekła rozpromieniona. – Uważam, że powinieneś rozpocząć poszukiwania. Może ponowne złożenie w całość tego kielicha przyniesie ci szczęście.

– Jestem całkiem zadowolony z mojego obecnego życia.

– Założę się, że przynajmniej pod jednym względem mogłoby być lepsze.

Tak, potrzebuję żony, pomyślał, lecz nie zamierzał jej tego powiedzieć. W konserwatywnych kręgach przemysłowych Singapuru uważano za niestosowne, by trzydziestosześcioletni mężczyzna nadal był kawalerem. Zaczynało to negatywnie wpływać na jego interesy. Niedawno potencjalny partner biznesowy Jamesa Drummonda odstąpił od intratnej wspólnej inwestycji, gdyż nie aprobował jego stylu życia.

Nie brakowało kobiet chętnych, by go poślubić, zwłaszcza gdy zwietrzyły szkocką posiadłość i wielomilionowy majątek. Potrzebował trzeźwej, rozważnej żony, która stałaby się wiarygodną partnerką w owym prawnym układzie, jakim w dzisiejszych czasach jest małżeństwo.

Być może Fiona Lam okazałaby się odpowiednią kandydatką. Jest bardzo atrakcyjna, a jej bystra inteligencja pociągała go nawet bardziej niż uroda i zgrabna figura.

– A może się mylę? – dodała. – Czy istnieje coś, czego pragniesz, a jeszcze nie posiadasz?

– Naturalnie – odrzekł ze śmiechem. – Właśnie to napędza mnie każdego dnia i przyspiesza bicie mojego kapitalistycznego serca.

– Dreszcz polowania? Może więc jednak nie różnisz się aż tak bardzo od swoich szkockich przodków, a tylko ekscytują cię inne cele?

– Możliwe. Oni pragnęli upolować jelenia albo zdobyć posiadłość sąsiada, a mnie zależy na przejęciu jakiegoś międzynarodowego koncernu z obiecującym potencjałem wzrostu.

Przechyliła głowę na bok.

– Dlaczego nigdy się nie ożeniłeś?

– Ponieważ nigdy nie spotkałem odpowiedniej kobiety.

– Jesteś aż tak wybredny?

– Można to tak ująć. Małżeństwo to ryzykowna inwestycja, a wycofanie się z niej bywa trudne i nadzwyczaj kosztowne. To zniechęca rozsądnego biznesmena.

– Czyli jesteś zbyt ostrożny, by zdecydować się na ślub?

Skinął głową.

– Owszem. Albo może powodem jest ta rodzinna klątwa.

Fiona roześmiała się dźwięcznie.

– Uważam, że powinieneś odszukać ostatnią brakującą część tego kielicha. Potraktuj to jako rodzaj polowania.

Nagle w głowie Jamesa błysnęła szalona myśl.

– Pojedź ze mną, by jej poszukać.

– Jak to? – spytała oszołomiona i zaskoczona.

– Muszę odwiedzić Szkocję, by załatwić kilka spraw dotyczących posiadłości. Zrób sobie przerwę w wyścigu szczurów i odetchnij górskim powietrzem.

Przez długą chwilę Fiona w milczeniu rozważała tę propozycję. W końcu oczy jej rozbłysły i James pojął, że ten pomysł ją zaintrygował.

– Ale przecież w ogóle cię nie znam – rzuciła jednak.

– Jestem w tym mieście dość dobrze znany. Popytaj o mnie ludzi. Powiedzą ci, że gram według własnych reguł, lubię ryzykowne wyzwania, ale zawsze dotrzymuję słowa i można na mnie polegać – rzekł, celowo nie wspominając o swojej reputacji Casanovy.

Z bijącym sercem czekał na jej decyzję. Uświadomił sobie, jak bardzo zależy mu na tym, by się zgodziła. Nawet zazwyczaj odstręczająca perspektywa powrotu do wielkiego, ponurego zamczyska i stawienia czoła niekończącej się liście spraw do załatwienia przedstawionej przez zarządcę wydała mu się łatwiejsza do zniesienia w towarzystwie uroczej Fiony.

– Dobrze – rzekła wreszcie cicho, lecz zdecydowanie.

– Pojedziesz ze mną? – upewnił się z niedowierzaniem.

– Tak. Zawsze chciałam odwiedzić Szkocję. I podoba mi się pomysł poszukiwania starego zabytkowego przedmiotu.

Szybko omówili szczegóły, a gdy kelner podawał potrawy, James wysłał mejla do pilota swojego odrzutowca. Po raz pierwszy od niepamiętnych czasów odczuwał podekscytowanie czymś innym niż lukratywną umową biznesową.

– Zatem postanowione – powiedział. – Wylatujemy jutro.

– Świetnie – rzekła, lecz przy tym głos nieco jej zadrżał.

Wszystko to działo się w zawrotnym tempie. Przybyła do Singapuru głównie po to, by nawiązać relację z ojcem. W ciągu dziesięciu dni zdołali odbyć zaledwie jedną swobodniejszą rozmowę i oto teraz miała polecieć na drugi koniec świata z jego zaprzysięgłym wrogiem.

Będzie musiała wyjaśnić mu swój plan. Ojciec zrozumie, że robi to wyłącznie dla niego. Był taki szczęśliwy, gdy oznajmiła mu, że zamierza wyrwać jego fabryczkę z chciwych łap Jamesa Drummonda.

– Będziesz przebywał w zamku podczas moich poszukiwań? – spytała Jamesa.

– Tak. Tamtejsi mieszkańcy lubią, kiedy właściciel odwiedza swoje włości. Z jakiegoś powodu zależy im na tym, abym wydawał werdykty podczas wioskowych wystaw kwiatów i uczestniczył w przyjęciach wydawanych z okazji lokalnych świąt.

– To brzmi bardzo średniowiecznie. Czy każesz ścinać głowy swoim poddanym, jeśli ci się czymś narażą?

– Jak dotąd nie – odrzekł z lekkim uśmiechem. – Żaden aż tak mnie nie zirytował.

Ja mogłabym, pomyślała i uśmiechnęła się w duchu.

– A czy nalegają, żebyś znalazł sobie małżonkę?

James wybuchnął śmiechem.

– Nie ośmieliliby się. Wiedzą, że wówczas umknąłbym stamtąd i już nigdy nie wrócił.

Z pewnością nie uznaliby mnie za idealną kandydatkę na panią zamku, pomyślała. Amerykanka pochodząca z Singapuru. Niewątpliwie woleliby delikatną szkocką dziewczynę o rudych włosach i różowych policzkach, która uważałaby ustrajanie kwiatami kościelnego ołtarza za idealny sposób spędzania weekendu.

Co nie znaczy, że James sprowadza ją tam, aby zaproponować jej małżeństwo. W istocie nie miała pojęcia, dlaczego chciał, by z nim pojechała. Czy naprawdę chodzi mu o to, żeby odnalazła zagubiony fragment kielicha? A może chce z nią sypiać?

Zerknęła na niego i zmysłowy błysk w jego oczach utwierdził ją w tym ostatnim przypuszczeniu. James zapewne jest podrywaczem. Ale nie uda mu się dodać jej do listy swoich podbojów!

Zjadła kęs jeżowca. Zaskoczyło ją, że jest delikatny i pyszny.

– Bardzo smaczny – powiedziała.

– Mówiłem ci. Teraz wiesz, że możesz mi ufać.

Gdyby nie znała jego reputacji bezdusznego rekina biznesu, mogłaby uznać go za miłego faceta. Ale nie wolno jej ulec jego urokowi. Musi pamiętać o swoim celu: odzyskaniu fabryki ojca.

– Nie tak łatwo obdarzam kogoś zaufaniem. Ale lubię przygody i ta wyprawa do Szkocji mnie ekscytuje.

– Jeżeli odnajdziesz fragment pucharu, zdobędziesz nagrodę.

– Wówczas ofiaruję ją na cele dobroczynne. Po sprzedaży firmy Smileworks nie uskarżam się na brak pieniędzy.

– A co zamierzasz zrobić później?

Dowiesz się we właściwym czasie, pomyślała. Wzruszyła ramionami.

– Jeszcze nie wiem. Coś, co sprawi mi przyjemność. – Może zdoła nakłonić go, by odsprzedał jej fabrykę ojca za grosze? Nie miała pojęcia, po co w ogóle ją kupił. – A ty czym się ostatnio zajmujesz?

– Zainteresowałem się nieruchomościami. Prędzej czy później kryzys się skończy i ludzie znów zechcą nabywać olbrzymie posiadłości.

– A ty zamierzasz na tym zarobić?

Wypił łyk wina. Pomyślała, że jest zbyt przystojny jak na biznesmena. Powinien być sławnym gwiazdorem filmowym.

– Staram się wykorzystywać wszelkie nadarzające się okazje.

Fabryka jej ojca znajdowała się w starej dzielnicy przemysłowej, którą obecnie planowano przekształcić w raj dla pracowników korporacyjnych. Prosty sześcienny budynek pochodził z lat pięćdziesiątych dwudziestego wieku. Mieszcząca się w nim fabryczka jeszcze przed sześcioma tygodniami zatrudniała osiemnaście osób i stanowiła jedyne źródło dochodu dla ojca Fiony. Ale ostatnio James Drummond zdołał wykupić ją za bezcen. Fiona przypuszczała, że zawarł jakiś podejrzany układ z lokalnymi władzami. Pracowników zwolniono, a jej ojcu groziło bankructwo.

Kiedy była młodsza, tata posiadał sieć restauracji, lecz widocznie je stracił. Po przeprowadzce z matką do Stanów Zjednoczonych prawie nie utrzymywała z nim kontaktów i obecnie zaskoczyło ją, że zastała ojca niemal w skrajnej nędzy, bliskiego załamania. Rodzinna legenda przedstawiała go zawsze jako świetnie prosperującego potentata przemysłowego.

Serce jej się ścisnęło. Dorastała bez taty i nie chciała go teraz stracić.

– Ja też staram się korzystać z każdej okazji – rzekła do Jamesa. – Ale nie miałam pojęcia, że wybiorę się do Szkocji z kompletnie nieznajomym mężczyzną.

Uniósł kieliszek.

– A więc wypijmy za niespodzianki.

Trąciła się z nim i pomyślała: Gdybyś wiedział, jak wielka niespodzianka cię czeka!

ROZDZIAŁ DRUGI

– Te wały porośnięte drzewami wyznaczają granice posiadłości – powiedział James, wskazując za okno szybko mknącego land rovera, który przyjechał po nich na lotnisko w Aberdeen. – Moi przodkowie cenili sobie prywatność.

Fiona wyjrzała przez szybę. Czekało ją ogromnie niewdzięczne zadanie, lecz mimo to czuła się podekscytowana, jakby naprawdę zamierzała odnaleźć fragment tego cholernego kielicha albo nawet nawiązać przy okazji namiętny romans z Jamesem.

– A ty? – spytała.

– Nie przepadam za samotnością – odrzekł z uśmiechem.

– To masz szczęście, że będę ci towarzyszyć.

– Istotnie – przyznał.

Poczuła się winna, że zjawiła się tutaj wyłącznie w tym celu, by odzyskać fabrykę ojca. Lecz nie powinna mieć skrupułów. Czytała o metodach prowadzenia interesów przez Jamesa i wiedziała, jak bezwzględnie miażdży wszystkich, którzy staną mu na drodze do osiągnięcia zysków. Poza tym była pewna, że sprowadził ją tutaj nie tylko po to, by odnalazła część pucharu. Niewątpliwie kierował się jakimś ukrytym motywem.

Westchnęła cicho z podziwu, gdy jej oczom ukazało się olbrzymie groźne zamczysko zbudowane z omszałych kamieni. Otaczały je mniejsze budynki.

– W dawnych czasach świetności w obrębie murów znajdowało się niewielkie miasteczko – wyjaśnił James. – Obecnie mieszkają tu tylko zarządca i służba.

– Zapewne do utrzymania tej posiadłości potrzeba licznego personelu?

– Wcale nie. Wystarczy kilka osób, które zadbają o to, by dach nie przeciekał, a okna były szczelnie pozamykane. Dzięki wypasowi owiec trawa nadmiernie się nie rozrasta. W istocie koszty utrzymania takiej kamiennej fortecy są znacznie niższe niż w przypadku nowoczesnej rezydencji.

Fiona nie była tego taka pewna, ale dla Jamesa tak czy owak ta suma to drobnostka.

Samochód wjechał na żwirowany dziedziniec wielkości boiska do piłki nożnej. Zza wypielęgnowanego żywopłotu wyłonili się dwaj mężczyźni w czarnych garniturach wyposażeni w walkie-talkie.

– To wynajęci ochroniarze. Wszystko przez moją kuzynkę i tę jej nagrodę – powiedział James.

Wysiadł z samochodu, a szofer otworzył drzwi dla Fiony. Z zamku wyszedł starszy mężczyzna. Zamienił kilka słów z Jamesem, a potem wraz z kierowcą wniósł do środka bagaże.

– To twój kamerdyner? – spytała Fiona.

Drummond skinął głową.

– Nazywamy Angusa zarządcą posiadłości. To brzmi bardziej nowocześnie, nie sądzisz?

– Owszem – odrzekła, choć w istocie nie dostrzegała tutaj niczego nowoczesnego.

Z rosnącym zaciekawieniem weszła z Jamesem po kamiennych stopniach. Podał jej ramię. Jego dotyk wzbudził w niej zmysłowy dreszcz. Opanowała się jednak.

Drzwi zamku przypominały raczej wrota wielkiej katedry, lecz wewnątrz zamiast woni kadzidła i mamrotania modlitw mnichów poczuła zapach smażonego bekonu i usłyszała odległe szczekanie.

– Masz psy?

– Ja nie. Zbyt wiele podróżuję. Trzyma się je tutaj do polowań i pilnowania posiadłości.

– Zabrałbyś mnie na polowanie?

Zmarszczył brwi.

– Poluje się konno.

Roześmiała się.

– Umiem jeździć konno. – Wysforowała się naprzód. – Gdzie będę spała?

– Na piętrze. Pokażę ci.

Jej sypialnia okazała się iście królewska. Pośrodku stało wielkie łoże z baldachimem przykryte brokatową narzutą. Przez małe okienka ze szkła ołowiowego wpadało mdłe światło. Podłogę przykrywał wypłowiały wschodni dywan liczący sobie niewątpliwie kilkaset lat. Na kamiennym gzymsie kominka stał bezcenny chiński wazon z dynastii Ming.

– Chyba dawno nie zmieniano tutaj wystroju – zauważyła Fiona.

James zachichotał.

– Co najmniej od roku tysiąc siedemset sześćdziesiątego. Niełatwo przyszło nam zaakceptować szklane szyby w oknach, lecz w końcu do nich przywykliśmy.

– I nadal można je otwierać, by lać wrzący olej na rabusiów oblegających zamek.

– Oczywiście.

– Macie tu łazienkę, czy może uważacie ją za nowomodny wymysł?

Wskazał niskie drewniane drzwi. Otworzyła je z niejakim niepokojem, lecz zaskoczył ją widok wielkiej, wyłożonej marmurem łazienki ze wspaniale utrzymanymi zabytkowymi wanną, umywalką i sedesem. Przynajmniej nie będzie musiała myć się wodą z dzbana.

– Niestety, nie mamy prysznica, ale w kranach jest bieżąca zimna i gorąca woda – oznajmił James.

– To mnie cieszy. Zaczynam się jednak obawiać, czy odnajdę zaginiony fragment kielicha.

– Dlaczego?

– Ten zamek jest olbrzymi.

– Owszem, lecz wbrew pozorom całkiem łatwo się w nim rozeznać. Poza tym nie ma tu zbyt wielu zakamarków ani rupieci. Moi przodkowie cenili prostotę.

– Miło mi to słyszeć.

– Jesteś zmęczona?

– Nie, ale głodna. Na dole czułam zapach smażonego bekonu.

– To chodźmy jeść.

Śniadanie podano im w wielkiej sali przy długim drewnianym stole wypolerowanym do połysku. Błękitno-białą porcelanową zastawę sprowadzono z Chin prawdopodobnie w osiemnastym wieku. Po posiłku James zaproponował Fionie, że oprowadzi ją po zamku.

– Być może będziesz pierwszą osobą spoza rodziny Drummondów, która w tym stuleciu zwiedzi wschodnie skrzydło – oznajmił, otwierając drewniane drzwi nabijane żelaznymi ćwiekami.

– I naprawdę nie zamordujesz mnie za to, że zobaczyłam zbyt wiele?

– To się okaże – odrzekł ponurym głosem, lecz w jego oczach zamigotał błysk rozbawienia.

Wzdrygnęła się nerwowo. Zanim dojdzie do ostatecznego rozstrzygnięcia, ona postara się znaleźć jak najdalej stąd.

Wskazał wąskie przejście. Weszła pierwsza. Mijając Jamesa, musnęła jego ramię i to przelotne dotknięcie wzbudziło w niej dreszcz podniecenia. Serce waliło jej mocno, gdy szła niskim korytarzem o kasetonowym stropie. Pomyślała, że James zamknie ją w jednym z tych ukrytych pomieszczeń i miną miesiące czy nawet lata, zanim ktokolwiek ją odnajdzie.

– Dokąd mnie prowadzisz? – spytała zaniepokojona.

– Do najstarszej części zamku. Tutaj Drummondowie składali wszelkie rupiecie. Proponowałbym od tego miejsca rozpocząć poszukiwanie zagubionej części kielicha.

– Jaki ona ma kształt?

– To podstawa, więc przypuszczalnie jest okrągła.

– Mam nadzieję, że jej nie wyrzucono.

– Ani nie przetopiono na kule do muszkietów. Właśnie to Drummondowie mogliby zrobić ze zbędnym kawałkiem metalu.

– Wygląda na to, że twoi przodkowie byli uroczą bandą – rzuciła z ironią.

– Ich motto brzmiało: „Trzymaj swój miecz zawsze naostrzony”. Ten oręż widnieje też w rodowym herbie, dzierżony w szponach przez kruka.

To mogłoby wyjaśniać bezwzględność Jamesa w dążeniu do obranych celów. Nie miał pojęcia, że Fiona zna jego reputację bezlitosnego rekina biznesu. Postanowiła zmusić go do ujawnienia kart.

– Ty wydajesz się odmienny od nich – powiedziała.

– Czyżby? – mruknął. Nie patrzył na nią, tylko wyglądał przez małe okienko. – Wątpię.

– Dlaczego uważasz się za bezwzględnego? – spytała.

Może zdoła sprawić, że James wejrzy głęboko w swoje serce, dostrzeże różnicę między dobrem i złem i zwróci tacie fabrykę. Będzie jej wdzięczny, że otworzyła mu oczy, i zostaną przyjaciółmi albo nawet kochankami.

Z tych rojeń otrzeźwił ją gromki wybuch jego śmiechu.

– Myślę, że jestem ostatnią osobą, którą powinnaś o to pytać – odrzekł.

Postanowiła dalej go nie naciskać, aby nie domyślił się jej ukrytych motywów. Stanęli przed zamkniętymi drzwiami.

– Co znajduje się za nimi? – spytała.

– Niewielkie sypialnie. Dawniej przypuszczalnie mieszkali w nich wasale, czyli ludzie, którzy żyli na łasce Drummondów.

Tak jak teraz ja, pomyślała, a głośno powiedziała:

– Interesujące. Jaki pożytek mieli z nich twoi przodkowie?

– Wasale wypełniali ich polecenia i wykonywali uciążliwe prace – wyjaśnił.

Skręcił nagle w lewo i odsunął ciężką żelazną zasuwę w drewnianych drzwiach.

– Witam w najstarszej części zamku.

Otworzył drzwi i wyszli na balkonik z widokiem na wielki kwadratowy hol. Spojrzała w dół ponad kamienną balustradą. Dziesięć metrów niżej na podłodze z kamiennych płyt stały zabytkowe meble.

James poprowadził ją galeryjką, a potem w dół wąskimi drewnianymi schodkami. Wyobraziła sobie mężczyzn i kobiety przechadzających się przed wiekami w tym holu.

– To niesamowite miejsce – rzekła z podziwem. – Dlaczego go nie wykorzystujesz?

– Nowsze części zamku są wygodniejsze.

– Jakie to dziwne, że twoi przodkowie zamieszkiwali w tym zamku, odkąd go zbudowano.

– Nie zawsze. W osiemnastym wieku Gaylord Drummond przepił rodowy majątek i przegrał w kości całą posiadłość. Dlatego kilku członków rodziny wyjechało wówczas do Ameryki. Pozostał im tylko ów kielich mszalny. Po przybyciu do Nowego Świata podzielili go na trzy części, lecz poprzysięgli, że pewnego dnia złożą go ponownie w całość.

– A jeden z nich w końcu powrócił tutaj.

– Zbił fortunę w Kanadzie na handlu skórami bobrów.

– Biedne bobry.

– Wrócił tu i odkupił posiadłość od człowieka, który wygrał ją w kości od jego ojca.

– I zapewne przywiózł ze sobą swój fragment kielicha.

James wzruszył ramionami.

– Niewiele mnie to obchodzi.

– Jesteś okropny! To przecież część historii twojej rodziny.

– Utrzymuję to zamczysko i na tym polega mój wkład w historię rodu Drummondów. Może powinienem zacząć grywać w kości. Gdybym stracił tę ruderę, zaoszczędziłbym kupę pieniędzy.

– Chyba nie mówisz serio?

– Właściwie nie – przyznał i wreszcie spojrzał na Fionę. – Chociaż czasami tego żałuję.

Wydało jej się, że przez jego kamienną twarz przemknęła jakaś emocja. Przecież James nie może być całkiem obojętny wobec tego zabytkowego zamczyska i dramatycznej historii swojego rodu.

Odetchnęła głęboko i rozejrzała się wokoło.

– Uważam, że to magiczne miejsce! – wykrzyknęła. Kiedy przyjrzał jej się bacznie, jakby podejrzewał, że zamierza uwieść go i zostać panią tego zamku, pożałowała swego wybuchu entuzjazmu i zdobyła się na niedbałe wzruszenie ramionami. – Ale przyznaję, że utrzymanie apartamentu w pobliżu Orchard Road kosztuje taniej.

James się roześmiał.

– Niewątpliwie – rzekł.

Znowu poczuła na sobie jego wzrok i ogarnęło ją podniecenie. Odwróciła się od Jamesa. Może kiedy nie będzie go widzieć, wyzwoli się spod jego męskiego uroku.

– Gdzie może być ten fragment pucharu? – zagadnęła, siląc się na niedbały ton.

– Wiem tyle samo co ty.

– Znasz ten zamek i jego zakamarki. – W jednej ze ścian dostrzegła zniszczone drewniane drzwi. – Wiesz, gdzie twoi przodkowie zamykali swoich wrogów i zostawiali ich na śmierć?

– Zamurowywanie żywcem to raczej zwyczaj francuski. My, Szkoci, wolimy podrzynać gardła w dziennym świetle, a potem świętować.

Fiona mimo woli wybuchnęła śmiechem.

– Prosty z was ludek.

– Tak. Dziennikarze zarzucają mi, że w interesach posługuję się niewymyślnymi metodami – powiedział i przeszedł przez salę.

Sam przyznał, że jest bezlitosnym draniem. Dlaczego więc mimo to nadal mnie pociąga? – pomyślała z irytacją. Ukradł firmę jej ojcu i zostawił go zrujnowanego i załamanego!

Opanowała się z wysiłkiem. Jeżeli ma zrealizować swój plan, musi zachować chłodną głowę i nie wolno jej okazać Jamesowi, jak bardzo nim gardzi.

Odwrócił się do niej i ze zdziwieniem ujrzała na jego twarzy nikły uśmiech.

– Miło mi porozmawiać z kimś, kto mnie rozumie – oświadczył.

Zamrugała zaskoczona. Czyżby uważał, że jest podobna do niego?

– Ja jak dotąd nikomu nie poderżnęłam gardła.

Roześmiał się.

– Jesteś jeszcze młoda.

– Nie tak bardzo. I mam sporo życiowego doświadczenia. Pierwszą firmę założyłam jako dwunastolatka.

– Co to było? Kiosk z lemoniadą?

– Skupywałam stare komputery i sprzedawałam na złom. – Dumnie zadarła głowę. – To o wiele bardziej zyskowne niż handlowanie napojami gazowanymi.

Podszedł bliżej.

– Ja stworzyłem swój pierwszy biznes w wieku jedenastu lat. Kupowałem w hurtowni batony czekoladowe, a potem sprzedawałem je w szkole.

Nieoczekiwanie objął ją i pocałował. Westchnęła zaskoczona. Całuję się z Jamesem Drummondem, pomyślała. A przecież ten człowiek to łajdak, który bez skrupułów niszczy ludzi. Sam to przed chwilą przyznał!

A jednak była podniecona. Objęła go, przytuliła się do niego i namiętnie odwzajemniła pocałunek. Czy to wpływ czaru tego miejsca? Jeśli tak, to niewątpliwie mroczna odmiana magii, gdyż Fiona czuła, że nie panuje nad sytuacją ani nawet nad sobą.

I powinna też pamiętać o tej klątwie rodu Drummondów…

James przyciągnął ją mocniej do siebie. Nigdy pocałunki żadnego mężczyzny nie wzbudziły w niej równie silnego podniecenia.

Ale to mój wróg! – przemknęło jej przez głowę.

Mimo woli przywarła do niego i zanurzyła palce w jego w gęstych włosach. W tym mężczyźnie niewątpliwie jest coś więcej, niż dotąd dostrzegła czy przeczytała na stronach „Investor’s Business Daily”. To tłumaczy, dlaczego pragnęła teraz zedrzeć z niego ubranie i kochać się z nim na tej zimnej kamiennej podłodze starożytnego zamku.

Ale nieoczekiwanie odsunął się od niej. Rozczarowana, otworzyła oczy i zobaczyła jego niewzruszoną twarz.

– Nie chciałem, żeby to się stało – powiedział. Przegarnął dłonią potargane włosy. – Jeszcze nie teraz.