Strona główna » Poradniki » Radości z kobiecości

Radości z kobiecości

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-8110-323-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Radości z kobiecości

Radości z kobiecości to niezwykłe kompendium wiedzy dla kobiet (i nie tylko!) w każdym wieku. To książka, która w lekki, zabawny, a przy tym wyczerpujący i bezpośredni sposób odpowiada na pytania, które często wstydzimy się zadać. Choć istnienie żeńskich narządów płciowych to żadne nowe odkrycie, wciąż wiele jest rzeczy, których kobiety nie wiedzą o własnym ciele. Skąd tak właściwie biorą się bóle miesiączkowe? Czy błona dziewicza istnieje? Dlaczego tak trudno osiągnąć orgazm? Jak długo można odkładać decyzję o dziecku? Dzięki połączeniu ogólnodostępnej wiedzy medycznej z wynikami najnowszych badań, książka Radości z kobiecości zawiera informacje o wszystkim, co powinna wiedzieć kobieta, by odpowiednio zarządzać swoimi narządami.

Polecane książki

Książka zawiera wzory prac wykonanych z papieru. Dla ułatwienia, każda praca została opisana i pokazana w kilku etapach. Tworzenie zabawek z papieru to nie tylko zabawa, ale również świetna gimnastyka dla małych rąk. A gotowe dzieła mogą służyć jako ozdoby lub prezenty dla najbliższych....
Poradnik do survival horroru „Dead Space” zawiera przede wszystkim dokładny opis przejścia z uwzględnieniem lokalizacji najważniejszych przedmiotów oraz skutecznych metody likwidowania trudniejszych bossów. Dead Space - poradnik do gry zawiera poszukiwane przez graczy tematy i lokacje jak m.in. W pr...
Czy można obronić się przed toksycznymi ludźmi? Przeczytaj Instrukcję obsługi toksycznych ludzi i naucz się tego! Każdego dnia natykamy się na toksycznych ludzi. Możemy ich spotkać na każdym kroku: w pracy, urzędzie, szkole. Czasem stykamy się z nimi w relacjach prywatnych, a nawet rodzinnych. I...
Najsłynniejsza skandalizująca powieść Leopolda von Sacher-Masocha, którego nazwisko posłużyło do stworzenia pojęcia masochizmu. Wenus w futrze jest oparta częściowo na motywach autobiograficznych. Główny bohater przyznaje, że znajduje szczególną podnietę seksualną w cierpieniu, a tyrania, okrucieńst...
Czy w okresie średniowiecza kobiety miały niewielkie prawa w świecie, w którym rządzili mężczyźni? Tego typu opinie wpisują się w ogólny schemat myślenia o średniowieczu.  Celem książki jest weryfikacja podobnych sądów poprzez zaprezentowanie, w jakim stopniu w świetle obowiązującego prawa na zi...
Maryja jest Obronicielką zdolną zbawić nas wszystkich, bo jest wszechmocną w ratowaniu grzeszników: co Bóg może potęgą, to Najświętsza Panna Maryja swymi prośbami u Boga; cokolwiek prosi Matka, niczego nie odmawia Jej Syn Boży. W jakimkolwiek opłakanym stanie byłaby dusza człowieka, nie powinien oba...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Ellen Støkken-Dahl i Nina Brochmann

Tytuł oryginału:

GLEDEN MED SKJEDEN

Copyright © 2017, H. Aschehoug & Co. (W. Nygaard) AS

Published in agreement with Oslo Literary Agency

Copyright © 2017 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga

Copyright © 2017 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga

Ilustracje: Hanne Sigbjørnsen

Wykonanie okładki: Monika Drobnik-Słocińska

Redakcja: Agnieszka Radtke

Korekta: Aleksandra Mól, Małgorzata Hordyńska, Maria Zając

Konsultacja medyczna: prof. dr hab. n. med. Anita Olejek

Przypisy od redakcji: Łukasz Pietrzyński

This publication of this translation has been made possible through the financial support of NORLA, Norwegian Literature Abroad.

Publikacja tej książki była możliwa dzięki finansowemu wsparciu NORLA – Norwegian Literature Abroad.

ISBN: 978-83-8110-323-7

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi.

Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.

Szanujmy cudzą własność i prawo!

Polska Izba Książki

Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl

WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o. o.

ul. Fitelberga 1, 40-588 Katowice

tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28

e-mail:info@soniadraga.pl

www.soniadraga.pl

www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga

E-wydanie 2017

Skład wersji elektronicznej:

konwersja.virtualo.pl

Wstęp

Na początku 2015 roku założyłyśmy blog Underlivet. Żadna z nas nie była wtedy wcale pewna, czy kolejna strona internetowa wypełniona pisaniną o zdrowiu seksualnym, kobiecym ciele i seksie w mediach jest w ogóle komuś potrzebna. Przecież w dzisiejszych czasach mamy dostęp do o wiele większej niż kiedyś puli informacji o seksie, ze wszystkimi tego dobrymi i złymi konsekwencjami. Jeśli coś cię niepokoi, możesz zawsze zapytać Doktora Google’a. I czy ludziom nie wystarczy podstawowa wiedza zdobyta w szkole?

Miałyśmy też wątpliwości, w jakiej formie to wszystko zaserwować. Kolejna poświęcona tematowi rubryka kobiecego pisemka? Kolejne naiwne studentki medycyny nachalnie pouczające wszystkich wokoło i dzielące się swoją wiedzą z ludźmi, którzy właściwie nie mają ochoty ich słuchać?

Po tygodniu od założenia bloga zdzwoniłyśmy się zachwycone faktem, że mamy już siedemset wejść. Za większość z nich odpowiadała pewnie nasza rodzina i nasi znajomi. Dziś, po niemal dwóch latach, możemy z całą pewnością stwierdzić, że trafiłyśmy w niezaspokojone potrzeby internautów. Otrzymałyśmy mnóstwo bardzo miłych i zachęcających do dalszej pracy wiadomości od znajomych i nieznajomych, publikowane przez nas na blogu teksty zostały przeczytane ponad 1,4 miliona razy.

Blog, który początkowo przygotowywałyśmy z myślą o nastoletnich czytelniczkach, okazał się atrakcyjny dla dużo szerszej publiczności. Każdego dnia napływają do nas pytania od czytelników obojga płci, reprezentujących wszystkie grupy wiekowe. Często dotyczą one kwestii zupełnie podstawowych, które uważałyśmy za część obowiązkowego programu nauki w gimnazjum. Inne pytania świadczą o tym, że nasi czytelnicy potrzebują przede wszystkim zapewnienia, że to, co im się przytrafia, jest „normalne”, że wszystko z nimi w porządku. Niestety większość piszących w tej sprawie stanowią kobiety.

To właśnie do was kierujemy tę książkę. Do pań, które nie mają pewności, czy wszystko im działa jak trzeba, czy wyglądają tak jak trzeba i czy czują to, co trzeba. Mamy nadzieję, że nasza książka da wam pewność siebie, której wam brakuje. Kierujemy ją również do tych z was, które są zadowolone i dumne, ale chciałyby dowiedzieć się czegoś więcej o tych niezwykłych organach, które mamy między nogami. Narządy płciowe stanowią temat fascynujący, a my jesteśmy zdania, że to przede wszystkim wiedza o funkcjonowaniu naszego ciała stanowi klucz do zdrowia seksualnego.

Jesienią 2016 roku można było przeczytać w gazetach o nadmiernej seksualizacji zwyczaju otrzęsin w norweskich szkołach średnich1. Bezlitosna presja rówieśników, by dopasować się do grupy i być cool, sprawiła, że szesnastoletnie dziewczęta czuły się zmuszone do przekraczania własnych seksualnych granic, w niektórych przypadkach w sposób tak brutalny, że ledwie mogłyśmy wierzyć w to, o czym czytamy. Fakt, że osiemnastoletni chłopcy sądzą, że mają prawo wykorzystać swoją pozycję w grupie rówieśników, by zmusić pierwszoklasistki do seksu oralnego z dziesięcioma partnerami z rzędu, sprawia, że włos się jeży na głowie. Tak jak napisała wtedy gazeta „VG”, mamy do czynienia z kulturą, w której „granica pomiędzy seksem konsensualnym a wykorzystywaniem stała się niebezpiecznie cienka”2. W ciągu ostatnich lat obserwowałyśmy postępującą seksualizację nastolatków, przy czym dotyczy to zwłaszcza dziewcząt. Niełatwo się dorasta w takim środowisku. Niestety, proces dorastania wiąże się dla wielu młodych ludzi z nieprzyjemnymi doświadczeniami seksualnymi, które odbijają się na ich dalszym życiu. Tak nie powinno być.

Za każdym razem, gdy kobieta podejmuje decyzję powiązaną z własnym ciałem i seksualnością, wpisuje się to w szerszy kontekst. Siły kulturowe, religijne i polityczne będą starały się zapanować nad tymi wyborami, czy to dotyczącymi antykoncepcji, aborcji, tożsamości płciowej, czy pożycia seksualnego.

Chcemy, by kobiety mogły podejmować niezależne decyzje, poznawszy wszystkie dostępne fakty, by decyzje te opierały się na wiedzy medycznej, nie zaś plotkach, nieporozumieniach i strachu. Gruntowna, merytoryczna wiedza o tym, jak funkcjonuje ich organizm, ułatwi kobietom dokonywanie własnych wyborów z pewnością siebie i poczuciem bezpieczeństwa. Seksualność należy odczarować, a my musimy przejąć kontrolę nad własnymi ciałami. Mamy nadzieję, że tą książką ułatwimy ci podejmowanie mądrych, świadomych wyborów; wyborów, które są dobre dla  c i e b i e. 

Być może zadajesz sobie teraz pytanie: po co mam marnować czas na czytanie książki o tematyce medycznej, napisanej przez dwie studentki? Przecież one jeszcze nawet nie mają dyplomów! Same wielokrotnie stawiałyśmy sobie to pytanie. Nie jesteśmy jeszcze w pełni wykształconymi lekarkami ani pod żadnym względem ekspertkami. Nad książką pracowałyśmy z przejęciem i głębokim szacunkiem dla tematu.

Odwagi dodała nam niemiecka studentka medycyny Giulia Enders. Jej książka, Historia wewnętrzna, odniosła ogromny sukces, wynosząc jelita i odchody do rangi tematów, o których można nagle dyskutować w najlepszym czasie antenowym w popularnych programach typu talk-show, takich jak SkavlanI. Rymowany tytuł naszej książki jest nawiązaniem do norweskiego tytułu bestsellera Giulii Enders, Sjarmen med tarmenII. To ona utorowała drogę i pokazała, jak sprawić, by medycyna stała się nie tylko zrozumiała dla zwykłego czytelnika, ale też zabawna. A także udowodniła, że można rozmawiać o najbardziej osobistych częściach ciała bez śladu wstydu.

Jako studentki medycyny mamy atut, którego nikt nam nie odbierze: jesteśmy ciekawskie, młode i nie boimy się zadawać „głupich” pytań – często dlatego, że same się nad nimi biedzimy albo robią to nasze przyjaciółki. Nie mamy zawodowej reputacji, którą byśmy ryzykowały i (jeszcze) nie spędziłyśmy wśród lekarzy dość czasu, by zapomnieć języka, którym zazwyczaj rozmawiają ludzie spoza branży medycznej. Mamy nadzieję, że więcej naszych młodych koleżanek i kolegów odkryje w sobie żyłkę pisarza. Niesienie kaganka oświaty jest super!

Wiele razy w toku pracy nad tą książką dochodziłyśmy do wniosku, że pewne kwestie same zupełnie źle rozumiałyśmy. Także my padłyśmy ofiarą mitów, którymi osnute są kobiece narządy płciowe. Bo jest ich przecież tak wiele. Najbardziej niezniszczalne wydają się legendy o błonie dziewiczej, które wciąż narażają na niebezpieczeństwo dziewczęta na całym świecie, także w Norwegii. A mimo to niewielu lekarzy zawraca sobie głowę tą maleńką częścią ciała. Niektórzy przyczyniają się nawet do podtrzymania tych wyobrażeń przy życiu, przeprowadzając na zlecenie rodziców inspekcję narządów rodnych dziewczynek. W pogoni za odpowiedziami nie raz doświadczyłyśmy, że nestorzy ginekologii bagatelizowali nasze pytania, odrzucając je jako mało interesujące albo nieistotne. To zupełnie nie do pojęcia, jakie znaczenie może mieć w życiu kobiety błona dziewicza. W tej książce próbujemy, najlepiej jak możemy, przedstawić prawdę o tym fragmencie kobiecej anatomii.

Inny mit mówi, że antykoncepcja hormonalna to coś sprzecznego z naturą i groźnego dla zdrowia. Na skutek tego przekonania tysiące dziewcząt zachodzą w niechcianą ciążę, decydując się na zawodne metody antykoncepcji. Rozumiemy, że ludzie mogą być zdezorientowani i boją się skutków ubocznych; przykro nam, że niektórzy pracownicy służby zdrowia bagatelizują te niepokoje, nie tłumacząc przy tym, czemu ich zdaniem są bezzasadne. Dlatego postanowiłyśmy poświęcić antykoncepcji tak dużo miejsca. Analizujemy wyniki najważniejszych badań nad możliwymi skutkami ubocznymi, takimi jak wahania nastrojów lub zmniejszone libido. Jeśli w jakiejś kwestii nie ma stuprocentowej pewności, piszemy o tym otwarcie, ale próbujemy przede wszystkim uspokajać. Poważne skutki uboczne występują niezwykle rzadko i niewiele wskazuje na to, że depresja i spadek libido dotykają dużego odsetka kobiet stosujących antykoncepcję hormonalną. Zawsze są wyjątki od reguły, ale mamy nadzieję, że po przeczytaniu tej książki będziesz w stanie odróżnić objawy częste od rzadkich i bardzo rzadkich.

Jeszcze inne mity nie są bezpośrednio szkodliwe, ale świadczą o tym, że wiedza medyczna zbyt długo była obszarem zdominowanym przez mężczyzn. Nasze przyjaciółki, narzekające, że nigdy nie przeżywają „orgazmu pochwowego”, dają świadectwo temu, jak pojmowanie kobiecej seksualności przez lata warunkowane było potrzebami mężczyzn. Nie istnieje coś takiego jak osobny orgazm pochwowy, są tylko orgazmy wyzwalane na różne sposoby, wszystkie jednakowo cudowne. Mamy nadzieję, że kobiety przestaną czuć się mniej wartościowe tylko dlatego, że potrzebują innych niż stosunek waginalny form stymulacji.

To tylko kilka z wielu tematów, o których możesz przeczytać w Radościach z kobiecości. Mamy nadzieję, że cieszysz się na myśl o podróży po kobiecych organach płciowych, od sromu do jajnika. A także, że sporo się nauczysz, tak jak my w toku pracy nad tą książką. Najbardziej zależy nam na tym, byś po zakończeniu lektury mogła przestać się stresować. Ciało to tylko ciało. Każdy z nas dostał w przydziale swoje i przez całe życie będzie ono dla niego źródłem radości i wyzwań. Bądź dumna z tego, czego jest w stanie dokonać twój organizm, i okaż mu cierpliwość w trudniejszych chwilach.

Na sam koniec chciałybyśmy podziękować kilku wybranym osobom. Marius Johansen wykonał kawał fantastycznej roboty, czuwając nad jakością i poprawnością merytoryczną medycznych aspektów naszej książki, poza tym jest wspaniałym facetem i lekarzem. Mamy nadzieję, że to nie będzie nasz ostatni wspólny projekt. Inni cudowni fachowcy także posłużyli nam swoją wiedzą i doświadczeniem. Dziękujemy Kjartanowi Moemu, Trondowi Disethowi, Kari Ormstad, Sveinungowi W. Sørbyemu i Reidun Førde za rozmowy, konsultacje i komentarze. Poza tym dziękujemy również pracownikom wydziału lekarskiego Uniwersytetu w Oslo, którzy, nie będąc tego świadomymi, w trakcie wykładów lub cierpliwych rozmów na przerwach dawali nam odpowiedzi na różne pytania. Chcemy podkreślić, że bierzemy całkowitą i pełną odpowiedzialność za wszystkie ewentualne błędy w tej książce.

Dziękujemy także naszym obecnym i byłym koleżankom i kolegom z Medisinernes SeksualopplysningIII w Oslo, Stiftelsen SUSS-telefonenIV, Sex og samfunnV oraz OlafiaklinikkenVI, którzy tworzyli przyjazne, sprzyjające nauce środowisko. Jesteśmy również niezwykle wdzięczne naszym przyjaciółkom i koleżankom, które czytały to, co napisałyśmy, dyskutowały z nami i zwracały nam uwagę, gdy zapuszczałyśmy się na manowce niezrozumiałych lub pokrętnych wyjaśnień. Kochane Thea Elnan, Kaja Voss, Emilie Nordskar, Karen Skadsheim – bez Was ta książka byłaby o wiele gorsza, a nasze życie – o wiele nudniejsze.

Dziękujemy wszystkim, którzy czytają nasz blog, i tym, którzy przesyłali nam propozycje tematów, zadawali mądre pytania i wspierali nas od pierwszego dnia pracy. To dla was napisałyśmy tę książkę. Dziękujemy również Bjørnowi Skomakerstuenowi, naszemu pierwszemu koordynatorowi bloga z Nettavisen, za to, że wziął nas pod swoje opiekuńcze skrzydła i tak pozytywnie odnosił się do wszystkiego, co pisałyśmy, że aż nas tym zawstydzał.

Szczególne podziękowania kierujemy do naszej redaktorki, Nazneen Khan-Østrem z wydawnictwa Aschehoug. Wykonałaś kawał fantastycznej roboty i dałaś nam mnóstwo dobrych rad. Wspaniale się z tobą dyskutuje o wszystkim, od miesiączki do punk rocka. To, że tak w nas wierzyłaś, dało nam ogromne poczucie bezpieczeństwa. Dziękujemy Tegnehanne, Hanne Sigbjørnsen, która stworzyła najwspanialsze ilustracje, jakie jesteśmy sobie w stanie wymarzyć. Mieć w drużynie pielęgniarkę, i to jeszcze tak zabawną jak Ty – to dla nas prawdziwy dar.

Na koniec kilka słów do naszych rodzin.

Od Niny: Ta książka została poczęta mniej więcej w czasie, gdy na świat przyszedł Mads. Nie udałoby mi się jej stworzyć bez najbardziej cierpliwego, najtroskliwszego chłopaka, jakiego można sobie wymarzyć, Fredrika. Kochanie, jest w Tobie sto procent mężczyzny w mężczyźnie. Mads, jesteś moim promyczkiem i pewnie będziesz bardzo zażenowany, kiedy pewnego dnia przeczytasz książkę mamy. Postaram się przy rodzinnych obiadach nie mówić za dużo o tym, co dziewczyny mają w majtkach. Mamo, Tato i Helch – jesteście najcudowniejszą rodziną na świecie.

Od Ellen: Dziękuję Mamie, Tacie i Helgemu, najlepszej rodzinie pod słońcem, cierpliwie wysłuchującej moich przydługich, momentami dość zaciętych, monologów o błonie dziewiczej, bólach sromu, opryszczce i innych tego typu rzeczach – wygłaszanych czasami w miejscach zarówno publicznych, jak i zupełnie do tego nieodpowiednich. Dziękuję także Dziadkowi, który porównał nas do Karla EvangaVII. Kocham Was do szaleństwa! Najgoręcej chcę podziękować Henningowi, za więcej, niż mam siłę tu opisać.

Miłej lektury!

Nina i Ellen

Oslo, 15 listopada 2016 r.

Zarządzanie narządami

Zewnętrzne narządy płciowe to najintymniejsze części naszego ciała. Towarzyszą nam od początku życia, od chwili, gdy wyskakujemy na świat z pochwy naszej matki i pierwszy raz widzimy światło. W przedszkolu z wielką radością porównujemy zawartość swoich majtek z kolegami i koleżankami. Potem przychodzi okres dojrzewania, a razem z nim pierwsze, ciemne włosy łonowe. Wszystkie pamiętamy swoją pierwszą miesiączkę, dla jednych powód do dumy, dla innych – źródło strachu. Może to w tamtym okresie zaczęłaś się masturbować, odkrywając, że potrafisz sprawić, by twoje ciało drżało z rozkoszy? A potem nadszedł twój seksualny debiut i wszystko to, co za sobą pociąga: bliskość, ciekawość i przyjemność. Może będziesz miała dzieci – albo już je masz – i doświadczysz – lub już doświadczyłaś – zmian, które zachodzą w twoich organach płciowych, oraz cudów, które te części ciała potrafią zdziałać. Twoje zewnętrzne narządy płciowe są elementem ciebie. Najwyższy czas lepiej się z nimi poznać.

CO KOMU DO SROMU

Stań nago przed lustrem i przyjrzyj się sobie. Interesujący nas obszar zaczyna się na wysokości podbrzusza, tam gdzie warstwa skupionej tkanki tłuszczowej pokrywa przednią część kości łonowych. Ta miękka strefa nosi nazwę wzgórka łonowego lub wzgórka Wenery; w okresie dojrzewania zaczynają rosnąć tam włosy. U niektórych z nas tłuszczowa poduszeczka na wzgórku jest większa niż u innych, tak że srom odstaje nieco od brzucha, przywodząc na myśl słodką bułeczkę. U innych kobiet wzgórek Wenery jest zupełnie płaski, uznajmy więc, że można go przyrównać do naleśnika. Gdy idzie o głupawe porównania inspirowane słodkimi wypiekami, panuje u nas pełne równouprawnienie.

Jeśli przesuniesz teraz wzrok w dół wzgórka łonowego, dotrzesz do obszaru nazywanego sromem, znanego także jako pipa, cipka, różyczka, muszelka, myszka i tak dalej. Srom nie jest może najczęściej używanym i najsympatyczniejszym słowem, ale gdy kobieta zagląda sobie między nogi, to właśnie widzi – srom.

Bardzo wielu ludzi uważa, że zewnętrzne narządy płciowe kobiety noszą nazwę „wagina”. „Muszę ogolić włosy na waginie”, mówią niektórzy, albo „ale masz ładną waginę”. Ale to błędne nazewnictwo. Na waginie nie rosną włosy i wcale nie tak łatwo ją dojrzeć, mimo że jest rzecz jasna naprawdę piękna. Wagina to nazwa części narządów płciowych, a konkretnie – przewodu mięśniowego wykorzystywanego w czasie stosunku płciowego z penetracją lub spełniającego funkcję kanału rodnego, to jest korytarza prowadzącego do macicy. Waginę określa się także terminem „pochwa” i tą właśnie nazwą będziemy się posługiwać w dalszej części książki.

Kładziemy taki nacisk na właściwy dobór słownictwa dlatego, że żeńskie narządy płciowe to o wiele więcej niż tylko pochwa – mimo że z niej samej można czerpać mnóstwo radości! Większość osób nazywających żeńskie zewnętrzne organy płciowe „waginą” ma na myśli srom, określany czasem też łacińskim terminem vulva – i to od niego rozpoczniemy naszą podróż po fantastycznych kobiecych organach.

Srom zbudowany jest jak kwiat z dwiema warstwami płatków. Wierzcie nam lub nie, nie wpadłyśmy na to porównanie same. Analizując poszczególne elementy sromu, najłatwiej jest zacząć od zewnątrz i posuwać się do środka.

Płatki kwiatu, czyli wargi sromowe, mają za zadanie chronić wrażliwe organy, które się za nimi chowają. Zewnętrzne wargi sromowe są większe i grubsze od wewnętrznych, wypełnia je tłuszcz i pełnią funkcję podobną do poduszki powietrznej albo zderzaka w aucie. Mogą być długie i zakrywać wargi sromowe mniejsze, ale mogą również być bardzo niewielkie. Niektóre kobiety mają tylko dwie nieduże fałdki skóry okalające resztę sromu.

Wargi sromowe większe pokryte są zupełnie zwyczajną skórą. Podobnie do wszystkich pozostałych części ciała, skóra warg sromowych większych usiana jest gruczołami łojowymi i potowymi oraz mieszkami włosowymi. Oprócz włosów, których obecność w tym miejscu jest czymś jak najbardziej zdrowym i normalnym, na wargach sromowych większych mogą się pojawić również pryszcze i wysypka, co bywa z kolei bardzo nieprzyjemne. Skóra to skóra, cóż począć.

Wargi sromowe mniejsze mogą, ale nie muszą, być dłuższe niż zewnętrzne wargi sromowe. Mogą być też wyraźnie pomarszczone i pofałdowane, niczym balowa suknia z tiulu. Gdy stoisz nago przed lustrem, niewykluczone, że wargi sromowe mniejsze będą widoczne pomiędzy większymi. Niektóre kobiety są w stanie dostrzec swoje wargi sromowe mniejsze dopiero po rozchyleniu większych.

W odróżnieniu od wypełnionych tłuszczem zewnętrznych warg sromowych wewnętrzne „płatki kwiatu” są cieńsze i bardzo delikatne. Nie tak wrażliwe jak łechtaczka, najbardziej czułe miejsce na całym naszym ciele, ale pełno w nich zakończeń nerwowych i dlatego należy bardzo o nie dbać.

Wargi sromowe mniejsze nie są pokryte zwykłą skórą. Wyścieła je zamiast tego błona śluzowa – tkankę tego rodzaju widziałaś już z pewnością wiele razy, na przykład na gałce ocznej albo w ustach. Oznacza to tyle, że ta część ciała osłonięta jest ochronną, nawilżającą barierą ze śluzu. Zwykła skóra ma na powierzchni warstwę martwych komórek naskórka, żywe komórki pokrywa rodzaj ochronnej kołderki tworzonej przez ich zmarłych krewniaków. Ta powłoka stanowi zabezpieczenie, zwykła skóra zaś czuje się świetnie, gdy jest sucha. Błona śluzowa nie posiada natomiast ochronnej warstwy z martwych komórek, dlatego też jest bardziej narażona na uszkodzenia. Długie wargi sromowe mniejsze będą na przykład podatne na otarcia, zwłaszcza jeśli chodzisz w obcisłych spodniach. W odróżnieniu od zwykłej skóry błony śluzowe czują się najlepiej, gdy są wilgotne. Nie rosną na nich włosy, dlatego też srom, za wyjątkiem warg sromowych większych, jest ich pozbawiony.

Jeśli rozchylisz wargi sromowe mniejsze, zobaczysz przestrzeń zwaną przedsionkiem pochwy, po łacinie vestibulum vaginae. Przedsionek, albo westybul, to obszar pomiędzy wejściem do budynku a jego wnętrzem. Jeśli masz w zwyczaju chadzać do teatru lub opery, to wiesz pewnie, że to w westybulu w czasie przerwy czasem serwuje się wymyślne ciastka i pije szampana. To rodzaj eleganckiego holu z kolumnami i czerwonymi, miękkimi dywanami z aksamitu. Co prawda przedsionek pochwy nie został wyposażony w kolumny, ale niemniej jest to rodzaj holu czy też przedpokoju. Możesz tam znaleźć dwa otwory: ujście cewki moczowej oraz wejście do pochwy. Ujście cewki moczowej położone jest między łechtaczką, która znajduje się na samym przodzie, tam, gdzie stykają się wargi sromowe, a pochwą, usytuowaną bliżej odbytu.

Niewiele z nas ma świadomy stosunek do swojego ujścia cewki moczowej, mimo że korzystamy z niego przecież wiele razy w ciągu dnia. Niektórym zdaje się nawet, że nie istnieje osobny otwór na mocz, lecz że jesteśmy zbudowane podobnie jak mężczyźni, wyposażeni tylko w jedną dziurkę służącą do obu rzeczy – oddawania moczu i nasienia. Ale to nieprawda: cewka moczowa ma własne ujście. Nie siusiamy pochwą, ale łatwo dochodzi tu do nieporozumień, nawet jeśli człowiek w swoim życiu napatrzył się na całe mnóstwo narządów płciowych. Ujście cewki moczowej może być trudne do znalezienia, nawet jeśli szuka się go z lusterkiem. Jest maleńkie, otwór często otacza wiele drobnych fałdek skórnych, ale mimo to zachęcamy: szukajcie, a znajdziecie.

DZIEWCZYNY, POZNAJCIE SWOJE WAGINY

W odróżnieniu od niewielkiego ujścia cewki moczowej, dużo większe wejście do pochwy znaleźć jest łatwo. Pochwa to wąski przewód mięśniowy o długości od siedmiu do dziesięciu centymetrów, prowadzący od sromu do macicy. Przewód ten jest zazwyczaj zaciśnięty, tak że jego tylna i przednia ściana się stykają. I to na tyle skutecznie, że do wnętrza ciała nie dostaje się woda – jesteś więc wodoszczelna. Pomyśl tylko!

Gdy nabierasz ochoty na seks, pochwa rozszerza się zarówno wzdłuż, jak i wszerz, na dodatek jest ona bardzo elastyczna, i rozciąga się we wszystkich kierunkach. Przypomina trochę plisowaną spódnicę. Sprawdź, a przekonasz się, jaka jest giętka i sprężysta.

Mięśnie wokół pochwy są silne, możesz to przetestować, wsuwając palec do środka i zaciskając je wokół niego. Te właśnie mięśnie, zwane mięśniami dna miednicy, nie różnią się niczym od muskulatury w innych częściach naszego ciała. Można je wyćwiczyć, by stały się mocniejsze.

Wnętrze pochwy pokryte jest wilgotną błoną śluzową. Większość z tej wilgoci nie jest produkowana przez gruczoły, ale przenika przez ściany pochwy z wnętrza ciała. W samych ścianach pochwy nie ma żadnych gruczołów, ale do jej wnętrza trafia trochę wydzieliny z tych umieszczonych w szyjce macicy. W pochwie zawsze jest wilgotno, ale gdy nabierasz ochoty na seks, wilgoci robi się więcej niż zazwyczaj. Kiedy krew napływa do podbrzusza, przez ściany pochwy przenika dodatkowy płyn. Napływ krwi w te rejony ciała sprawia również, że łechtaczka i wargi sromowe mniejsze nabrzmiewają. Wilgoć, która pojawia się, gdy masz ochotę na seks, zmniejsza tarcie w pochwie, gdy się masturbujesz lub odbywasz z kimś stosunek. Mniejsze tarcie oznacza z kolei mniejsze ryzyko uszkodzeń ścian pochwy, do których czasami dochodzi w trakcie stosunku. Zdarza się, że po seksie krwawimy z niewielkich ranek powstałych w ścianach pochwy i czujemy się trochę obolałe. Na szczęście jest to zupełnie niegroźne. Ściany pochwy doskonale sobie radzą z regeneracją.

Do wilgoci przenikającej przez ściany pochwy dochodzi jeszcze śluz wydzielany przez dwa gruczoły położone w przedsionku pochwy. Znajdują się one bliżej odbytu, po obu stronach wejścia do pochwy. Te dwa organy noszą nazwę gruczołów przedsionkowych większych bądź gruczołów Bartholina, na cześć duńskiego badacza ludzkiej anatomii, Caspera Bartholina. Produkują śliski płyn, który pomaga nawilżyć wejście do pochwy. Gruczoły Bartholina mają kształt owalny, są wielkości groszków i potrafią napytać nie lada kłopotów. Jeśli zatka się kanalik, przez który wydzielany jest śluz, może nam się zrobić cysta. Czujemy ją jako twardą, małą grudkę z jednej strony sromu, coś w rodzaju balonika. Jeżeli taka cysta zostanie dodatkowo zainfekowana, może się to skończyć bolesną przygodą, ale takie problemy da się na szczęście rozwiązać krótkim zabiegiem chirurgicznym. Istnieje pewna różnica zdań co do tego, jak ważne dla nawilżania pochwy są gruczoły Bartholina3. Kobiety, którym je usunięto z uwagi na problemy z cystami i zapaleniami, doświadczają mimo wszystko zwiększenia wilgotności w pochwie, gdy nabierają ochoty na seks.

Na przedniej ścianie pochwy, bliżej pęcherza, leży punkt, który bywa często opisywany w poświęconych seksowi rubrykach pism kobiecych. Mówimy teraz rzecz jasna o punkcie G. Obszar ten otrzymał swoją nazwę na cześć niemieckiego ginekologa, Ernsta Gräfenberga, który go odkrył. Mimo że eksperci już od lat czterdziestych XX wieku dyskutowali o punkcie G i z zapałem go szukali, temat wciąż budzi pewne kontrowersje. Naukowcy nadal nie są do końca pewni, czym jest ten punkt ani czy on w ogóle istnieje.

Punkt G opisywany jest jako wyjątkowo wrażliwe miejsce w pochwie niektórych pań. Są kobiety, które twierdzą, że mogą osiągnąć orgazm, stymulując punkt G samodzielnie. To miejsce, z tego, co wiemy, jest położone w głębi pochwy na jej przedniej ścianie, to jest bliżej brzucha i można je stymulować, wykonując palcem przywołujący gest „chodź tutaj”. Wyobraź sobie wiedźmę z filmu rysunkowego Disneya, która próbuje cię skusić, byś się do niej zbliżyła – o ten ruch właśnie chodzi. Niektóre kobiety mówią, że stymulacja punktu G jest dla nich dużo przyjemniejsza niż stymulacja innych miejsc w pochwie. Jak być może sama zdążyłaś już stwierdzić, pochwa sama w sobie nie jest szczególnie wrażliwa w porównaniu ze sromem, a zwłaszcza z łechtaczką. Najbardziej unerwione jest samo wejście do pochwy, jej wnętrze nie jest już takie czułe.

Media opisują punkt G, jakby była to odrębna struktura anatomiczna. Takie wrażenie można odnieść zwłaszcza, czytając poradniki oraz rubryki w czasopismach kobiecych poświęcone życiu seksualnemu lub słuchając opowieści różnych pań o ich doświadczeniach z seksem i swoimi organami. Brytyjski artykuł z 2012 roku, przedstawiający przegląd dotychczasowych badań nad punktem G jako osobnym obszarem w pochwie, konkluduje, że materiał dowodowy jest mało przekonujący. Większość badań nad punktem G była dotychczas przeprowadzana z użyciem ankiet, w których kobiety same miały opisać to miejsce w swoim ciele. Wspomniany artykuł podkreśla także, że wiele z pań wierzących w istnienie punktu G ma kłopot z samodzielnym jego znalezieniem. Jego autorzy donoszą ponadto, że badania bazujące na technikach obrazowania medycznego nie przyniosły odkrycia żadnej indywidualnej struktury anatomicznej służącej wywołaniu orgazmu bądź rozkoszy seksualnej u kobiety, za wyjątkiem łechtaczki4.

Jedna z hipotez dotyczących punktu G zakłada, że nie jest to odrębny organ, ale po prostu umieszczona głębiej wewnętrzna część łechtaczki stymulowana podczas seksu bezpośrednio przez ścianę pochwy. Grupa naukowców przeprowadziła w 2010 roku badanie przedniej ściany pochwy kobiety odbywającej stosunek waginalny ze swoim partnerem. Naukowcy użyli ultrasonografu, by sprawdzić, co się dzieje wewnątrz jej ciała i spróbować poszukać punktu G. Nie odnaleźli go, ale doszli do wniosku, że wewnętrzne części łechtaczki położone są tak blisko przedniej ściany pochwy, że fakt ten stanowić może rozwiązanie tajemnicy punktu G5.

Punkt G może być także związany z grupą gruczołów również umieszczonych na przedniej ścianie pochwy. Noszą one nazwę gruczołów przedsionkowych mniejszych bądź gruczołów Skenego i są kobiecą wersją prostaty, gruczołu położonego wokół elementów męskiej cewki moczowej. Gruczoły Skenego związane są z kobiecą ejakulacją, czyli orgazmem z wytryskiem. Według niektórych studiów punkt G jest istotny dla kobiecego wytrysku6, ale jak na razie są to tylko teorie. Wiemy bowiem poza wszelką wątpliwość, że u niektórych pań dochodzi do ejakulacji, ale jednocześnie nie mamy stuprocentowej pewności, czy punkt G w ogóle istnieje.

To dziwne, że część ciała pozornie tak łatwo dostępna jak ściana pochwy osnuta jest taką tajemnicą. Zwłaszcza że punkt G budzi zainteresowanie i tyle się o nim pisze. Czekamy w napięciu na więcej poważnych, jakościowych badań nad tym elementem kobiecej anatomii.

ŁECHTACZKA – GÓRA LODOWA

Może zastanawiasz się, czemu pisałyśmy przed chwilą o wewnętrznej części łechtaczki. Jakiej wewnętrznej części? Łechtaczka, tak jak zazwyczaj się ją opisuje, jest przecież wielkości rodzynki i znajduje się w górnych partiach sromu, bezpiecznie ułożona w miejscu styku warg sromowych mniejszych. Ale ten mały guziczek w rzeczywistości jest szczytem góry lodowej! W głębinach sromu kryje się bowiem organ przewyższający wszystko, co jesteś sobie w stanie wyobrazić.

Mimo że badacze ludzkiej anatomii już od połowy XIX wieku wiedzieli, że łechtaczka to przede wszystkim organ podziemnyVIII, powszechna świadomość w tym zakresie jest bardzo niewielka. Podczas gdy penis doczekał się wielu szczegółowych opisów w atlasach anatomii i podręcznikach, łechtaczka przez lata pozostawała czymś w rodzaju kuriozum. Jeszcze w 1948 roku uznany podręcznik anatomii Henry’ego Graya nie wymieniał jej nawet z nazwy. Zdominowany przez mężczyzn świat medycyny nie był zresztą szczególnie zainteresowany dalszymi badaniami nad łechtaczką. Wciąż istnieją różnice zdań co do tego, co faktycznie stanowi jej część i jak w ogóle działa ten organ. W kontekście medycznym jest to zaskakujące.

Wiemy natomiast z całą pewnością, że to, co większość ludzi określa mianem łechtaczki, jest zaledwie fragmentem większego organu, który ciągnie się w głąb miednicy i dalej w dół, po obu stronach pochwy7,8,9. Gdyby założyć okulary rentgenowskie, można by zobaczyć cały zespół łechtaczkowy ukształtowany jak odwrócona do góry nogami litera Y. Ta mała rodzynka, zwana żołędzią lub główką łechtaczki, znajduje się na samym szczycie. Może mieć między 0,5 a 3,5 centymetra długości, ale wydaje się mniejsza, ponieważ jest częściowo bądź w całości zakryta cienkim skórnym kapturkiem10. Główka łechtaczki to jedyna widoczna część tego narządu. Poniżej główki znajduje się jej trzon, który wnika w ciało pod kątem, przypominając bumerang, i rozdziela się na dwie odnogi biegnące po obu stronach podbrzusza, ukryte pod wargami sromowymi.

Każda odnoga zbudowana jest z ciała jamistego, corpus cavernosum, które napełnia się krwią i nabrzmiewa, gdy jesteśmy podniecone. Pomiędzy tymi odnogami, to jest w przedsionku pochwy – obszarze między wargami sromowymi mniejszymi – znajdują się dodatkowe dwa ciała jamiste, opuszki przedsionka, bulbi vestibuli, otaczające wejście do pochwy i ujście cewki moczowej.

Jeśli uważałyście na lekcjach biologii, powyższy opis może wam nasunąć pewne skojarzenia – czy aby główki, trzonu i ciał jamistych nie ma penis? Główne źródło kobiecej rozkoszy, łechtaczka, to dobrze strzeżona tajemnica, stojąca w jaskrawym kontraście do – łagodnie rzecz ujmując – rzucającego się w oczy członka w stanie erekcji. Dlatego nieco zaskakujące może być odkrycie, że łechtaczka i penis to tak naprawdę dwie odmiany tego samego narządu.

Do mniej więcej dwunastego tygodnia życia płodowego zarodki męskie i żeńskie mają zupełnie identyczne organy płciowe, z których największy przypomina rodzaj minipenisa (lub gigałechtaczki!) i zwany jest guzkiem płciowym. Może się rozwinąć albo w żeński, albo w męski organ płciowy. Ponieważ penis i łechtaczka powstają z tej samej struktury, oba te organy są pod wieloma względami podobne, zarówno jeśli chodzi o ich budowę, jak i funkcje, które pełnią.

Główka penisa to właściwie to samo co „guziczek” łechtaczki, dlatego oba te elementy anatomii noszą tę samą nazwę – żołądź. To najbardziej wrażliwy punkt ciała każdego i każdej z nas. Szacuje się, że bez względu na płeć zawiera ona ponad osiem tysięcy zakończeń nerwów sensorycznych. Takie zakończenie nerwowe odbiera informację o nacisku i dotyku, przesyłając następnie sygnały do mózgu, gdzie jest to interpretowane albo jako ból, albo jako przyjemność. Im więcej zakończeń nerwowych, tym bardziej zniuansowane i wyraźniejsze informacje docierają do mózgu. Mimo tego, co właśnie napisałyśmy, główka łechtaczki jest o wiele bardziej wrażliwa niż główka penisa, ponieważ zakończenia nerwowe są skoncentrowane na mniejszej powierzchni. Tak, moje drogie, mówimy tu o pięćdziesięciokrotnie większej koncentracji11!

Niestety, pojmowanie łechtaczki jako guziczka rozkoszy obudziło chyba w niektórych mężczyznach przekonanie, że faktycznie wystarczy ją tylko przycisnąć. Jeśli nie przynosi to pożądanego rezultatu, niektórzy panowie po prostu naciskają mocniej i z większą częstotliwością, a łechtaczka wcale nie działa w ten sposób. Ponieważ jest tak bogata w zakończenia nerwowe, potrafi wyczuć nawet najmniejsze wariacje w dotyku. A to z kolei daje nieskończone niemal możliwości stymulacji i rozkoszy, lecz jednocześnie sprawia, że droga do bólu albo po prostu utraty czucia staje się bardzo krótka. Długotrwały, silny nacisk może wręcz spowodować, że zakończenia nerwowe odmówią współpracy i przestaną wysyłać sygnały do mózgu. Guziczek łechtaczki przechodzi wtedy w tryb mute. Trzeba ją w takiej sytuacji zostawić w spokoju i dać jej chwilę odpocząć, aż zechce znów z nami współpracować. Innymi słowy, z łechtaczką bywa tak, jak z barowym podrywem – im bardziej się starasz, tym większe ryzyko porażki.

Ciała jamiste mężczyzny, wypełniając się krwią, sprawiają, że penis twardnieje. To zatem dość oczywiste, że te same struktury u kobiety zachowują się w dokładnie ten sam sposób. Gdy jesteśmy podniecone, cała struktura łechtaczki nabrzmiewa, czasem nawet podwajając swoje rozmiary12. Nie da się zaprzeczyć, że to imponująca erekcja. A ponieważ odnogi łechtaczki i opuszki przedsionka położone są pod wargami sromowymi i wokół ujścia cewki moczowej oraz pochwy, sprawia to, że gdy jesteśmy podniecone, cały nasz srom może wydawać się większy. Poza tym przedsionek pochwy i wargi sromowe mniejsze nabierają ciemniejszego, czerwono-fioletowego koloru, ze względu na napływającą do nich krew.

A to jeszcze nie koniec podobieństw. Mężczyźni często szczycą się poranną erekcją i nocnymi wzwodami, ale my także ich doświadczamy. W studium przeprowadzonym w latach siedemdziesiątych XX wieku na jednej z uczelni na Florydzie zbadano reakcje dwóch kobiet o dużych łechtaczkach, porównując je z mężczyznami. Naukowcy doszli do wniosku, że te kobiety przeżywały w snach tyle samo nocnych „erekcji” co mężczyźni13. W innym badaniu udowodniono, że kobiety miewają „wzwody” do ośmiu razy w ciągu jednej nocy i że epizody te mogą łącznie trwać godzinę i dwadzieścia minut14!

Jak widzisz, łechtaczka skrywa wiele tajemnic, o których nikt nam nigdy nie powiedział na lekcjach biologii. Ten piękny narząd zbyt długo był pomijany, niedoceniany i ukrywany. Dopiero gdy się zrozumie, jak rozległą strukturą jest łechtaczka i jak oplata wszystkie elementy innych organów płciowych, można w pełni docenić ten fantastyczny, służący wyłącznie do odczuwania rozkoszy organ, w który wyposażyła nas natura.

KRWAWE DZIEWICTWO

Różne kultury, w tym norweska, są od tysięcy lat bardzo zainteresowane kwestią dziewictwa. I to nie u mężczyzn, lecz u kobiet. Mężczyzny nie można przecież postrzegać jako dziwki lub niepokalanego, czystego lub nieczystego, a kobietę – jak najbardziej, krwawienie z pochwy w noc poślubną mogło zaś „na szczęście” jednoznacznie przesądzić o tym, z jakiego rodzaju osobą mamy do czynienia.

„Zdjąć simlocka”, mówią niektórzy. Zupełnie jakby kobieta, która wcześniej nie uprawiała seksu, mogła zostać „odblokowana”, otwarta niczym szampan, jakby jej narządy przed i po debiucie seksualnym wyglądały jak butelka Moët & Chandon z korkiem i bez niego. Jak się już pewnie domyślasz, jest zupełnie inaczej.

Nawiązań do koncepcji dziewictwa i jego utraty jest mnóstwo w popkulturze. Dla wampirzycy Jessiki z serialu Czysta krew każdy stosunek jest tym pierwszym, musi krwawić za każdym razem. Wątpliwości budzi królowa Margaery Tyrell z Gry o tron. Czy naprawdę jest nadal „czysta”, mimo że właśnie poślubiła króla numer trzy?

Dziewictwo i krwawienie opisują także klasycy. „O cholera”, mogła powiedzieć Krystyna, córka Lavransa, gdy po jej udzie spływała krew, a my oglądaliśmy tę scenę w filmie puszczanym w szkole w ramach lekcji języka norweskiego. Zamiast tego wygłosiła zdanie w stylu: „Któż zechce sięgnąć po kwiat z oberwanymi płatkami?”. Gorzko płakała w ramionach swojego kochanka, Erlenda, który sam płakać nie musiał. Jako mężczyzna nie miał żadnej cnoty do stracenia.

Wyobrażenie kobiety jako niewinnego kwiatu oraz pomysł, że odebranie jej dziewictwa przypomina oberwanie delikatnych płatków, znajduje odzwierciedlenie również w języku medycznym. Krwawienie, które ma się pojawić przy pierwszym stosunku, wiąże się z koncepcją defloracji, która sama w sobie jest straszliwie przestarzała15. Brzmi to niemal tak, jakby mężczyźni reprezentujący wszystkie kultury urządzali w różnych momentach historii narady, na których intensywnie poszukiwali metod kontroli i ograniczania kobiecej seksualności oraz odbierania im możliwości decydowania o własnym ciele.

Jak się zapewne domyślasz, musimy w tym miejscu powiedzieć kilka słów o błonie dziewiczej – tym osnutym legendą, umieszczonym w wejściu do pochwy czymś, co nadal kosztuje kobiety na tym świecie honor albo nawet życie, a wszystko z powodu archaicznych tradycji i niedoinformowania. To niewiarygodne, że wciąż pod tym względem różnie traktuje się kobiety i mężczyzn. Że coś tak wspaniałego i pozytywnego jak seks może być tożsame z upadkiem kobiety i nie pociągać za sobą jednocześnie żadnych konsekwencji dla mężczyzny. A gdy zrozumie się, że wyobrażenia o błonie dziewiczej i wiążącym się z jej przerwaniem krwawieniu opierają się na samych mitach, łatwo dojść do wniosku, że to wszystko jest w dodatku piramidalnie głupie.

Błonę dziewiczą tradycyjnie przedstawia się jako coś w rodzaju pieczęci czystości, według mitu pękającej i krwawiącej przy pierwszym stosunku. I nic ponadto. Takie krwawienie uznawane było za dowód dziewictwa, na tyle istotny, że ludzie mieli w zwyczaju wieszać przed domem pobrudzone krwią prześcieradła po nocy poślubnej, żeby pochwalić się sąsiadom – dać znak, że wszystko poszło jak należy.

Mit o błonie dziewiczej głosi: jeśli krwawisz po stosunku, to wiadomo, że przedtem nigdy nie uprawiałaś seksu. Jeśli nie krwawisz, to znaczy, że seks uprawiałaś. Ale ten mit, jak większość tego typu legend, jest zupełnie niezgodny z rzeczywistością.

Już samo określenie „błona dziewicza” przyczynia się do podtrzymania wiary w te wszystkie historie. Słysząc słowo „błona”, może wyobrażasz sobie coś w rodzaju naciągniętej folii, która pęka, gdy się w niej zrobi dziurę. Trach! Ale jeśli oglądałaś swoje narządy płciowe w lusterku, wiesz przecież, że w pochwie nie masz kawałka folii spożywczej, nawet jeśli nigdy nie uprawiałaś seksu. Nie pozwól jednak, by jeden mit zastąpił w twojej głowie inny. W ostatnim czasie słyszy się dużo wypowiedzi typu „błona dziewicza nie istnieje”. To prawda, nie ma żadnej pieczęci zamykającej wejście do pochwy, ale możemy mówić o pewnej anatomicznej strukturze, która ponosi winę za całe to nieporozumienie.

Zaraz za wejściem do pochwy znajduje się fałdka błony śluzowej w kształcie pierścienia, przylegającego niczym wieniec do ścian pochwy. To właśnie ten mały pierścień tradycyjnie zwany jest błoną dziewiczą, cnotą, wianuszkiem i tak dalej. W tej książce decydujemy się na termin „hymen”. Błona dziewicza i hymen to dwie nazwy określające tę samą strukturę, możesz sama zadecydować, której z nich będziesz używać, ale naszym zdaniem określenie „błona dziewicza” może wprowadzać w błąd i dlatego lepiej go unikać.

Wszystkie kobiety rodzą się z hymenem, ale nie znaczy to, że jest on do czegokolwiek potrzebny. Hymen to kobieca odpowiedź na męską brodawkę sutkową. Nie spełnia żadnej funkcji i stanowi jedynie pozostałość po życiu płodowym.

Opisując go, należy wziąć pod uwagę jego grubość i szerokość. Nie jest on zatem cieniutki jak folia, ale dość gruby i wytrzymały. U dziewczynek przed okresem dojrzewania bywa zazwyczaj równy i ukształtowany jak pączek z dziurką pośrodku. Ale potem na boisko wchodzą hormony i hymen, podobnie jak wiele innych części ciała, zmienia się w okresie dojrzewania. Po tym czasie przybiera często kształt półksiężyca. Najszerszy jest w tylnej części, położonej bliżej odbytu, ale wciąż przylega do ścian pochwy niczym wieniec, tyle tylko, że z większym otworem w środku16. Tak to w każdym razie wygląda w teorii. W rzeczywistości natomiast nie ma żadnej jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, jak powinien wyglądać hymen.

U większości kobiet bywa on okrągły, z otworem pośrodku, lecz nie zawsze jest równy i gładki. Hymen jest często pomarszczony i pofałdowany i nie ma to żadnego związku z aktywnością seksualną. U niektórych kobiet fragmenty błony śluzowej rozciągają się w poprzek wejścia do pochwy, tak że hymen bardziej niż O przypomina norweską literę Ø. U innych wygląda z kolei jak sito i ma wiele mniejszych otworów zamiast jednego większego pośrodku. Czasem może przypominać niewielkie falbanki przylegające do ścianek pochwy, u bardzo nielicznych dziewcząt zaś zdarza się, że fałd błony śluzowej zasłania całe wejście do pochwy. Dziewczęta te mają często dość sztywny i twardy hymen, co pociąga za sobą kłopoty, bo krew menstruacyjna musi się przecież którędyś wydostać. Tak wyposażone przez naturę kobiety zazwyczaj zwracają uwagę na ten problem, dopiero gdy dostają pierwszej miesiączki. Uwięziona w pochwie krew menstruacyjna może wiązać się z silnymi bólami czy nawet koniecznością operacji. Ten rzadki wariant hymenu leży chyba najbliżej wyobrażenia o błonie dziewiczej jako pieczęci17.

Niezależnie od swojego kształtu i wielkości hymen jest elastyczny i rozciągliwy, z wyjątkiem bardzo rzadkich, opisanych powyżej przypadków. Mimo to stanowi najwęższy, najciaśniejszy punkt w całej pochwie. Pochwa posiada niezwykłą możliwość rozciągania się i wracania do pierwotnego kształtu, to przez nią w końcu przychodzi na świat dziecko. Hymen również potrafi się rozciągać i jest elastyczny, nie zawsze jednak na tyle, by przetrwać stosunek. Przypomina trochę gumkę recepturkę, którą można do pewnego stopnia rozciągnąć, ale która pęknie, jeśli się przesadzi.

Gdy po raz pierwszy odbywasz stosunek waginalny, hymen jest rozciągany razem z resztą pochwy. U wielu kobiet okazuje się on na tyle elastyczny, że nic się z nim nie dzieje, u innych może pęknąć, co wiąże się z lekkim krwawieniem. Innymi słowy, niektóre kobiety krwawią przy pierwszym stosunku, inne zaś nie. Wszystko zależy od tego, jak rozciągliwy jest ich hymen. W przypadku kobiet, u których błona śluzowa ma szczególny kształt, na przykład z fragmentami rozciągającymi się w poprzek wejścia do pochwy niczym litera Ø, poprzeczki te prawdopodobnie będą musiały zostać przerwane, by zrobić miejsce dla penisa albo palców.

Trudno jest z całą pewnością ustalić, ile kobiet krwawi przy pierwszym stosunku. Istnieje w tym zakresie sporo danych liczbowych, ale szacunki są bardzo zróżnicowane. Dwa różne badania, nad którymi się pochyliłyśmy, konkludują, że przy pierwszym, dobrowolnym stosunku waginalnym krwawi odpowiednio pięćdziesiąt sześć i czterdzieści procent kobiet. Zdecydowanie więc nie wszystkie, lecz jednocześnie duży odsetek18,19.

Wspomniane badania bazowały na wywiadach dotyczących pierwszego stosunku przeprowadzonych wśród kobiet. Nie mamy więc pewności, czy w przypadku ankietowanych dochodziło do krwawienia związanego z przerwaniem hymenu, mimo że to najwęższy punkt pochwy, czy też wywołane było ono innymi okolicznościami. Jak wspomniałyśmy w rozdziale poświęconym pochwie, możliwe i całkiem częste są także krwawienia z drobnych uszkodzeń samych ścian pochwy, jeśli seks był ostry, kobieta nie zdążyła zrobić się dość wilgotna lub denerwowała się i napinała mięśnie. Mogą one się zdarzyć tylko przy pierwszym stosunku lub się powtarzać.

Innym istotnym elementem mitu o błonie dziewiczej jest badanie dziewictwa. Oznacza to, że zakłada się, iż oglądając narządy płciowe kobiety, można stwierdzić, czy odbyła ona już stosunek, czy jeszcze nie. Takiemu badaniu rzekomo została poddana Maryja. Podobnie jak Joanna d’Arc i całe mnóstwo kobiet z różnych konserwatywnych środowisk w bliższych nam historycznie czasach.

Wciąż słyszy się przy różnych okazjach o norweskich lekarzach poddających młode kobiety badaniu dziewictwa na życzenie rodziców, którzy pragną dowodów, że ich córka jest nienaruszona20, mimo iż biegli w zakresie medycyny sądowej uznają tego rodzaj praktyki za zupełnie niemiarodajne21. Słyszymy również o lekarzach wystawiających zaświadczenia o dziewictwie przerażonym młodym kobietom obawiającym się konsekwencji braku krwawienia w noc poślubną.

Okazuje się tymczasem, że zazwyczaj nie jest się w stanie na podstawie oględzin stwierdzić różnicy pomiędzy hymenem u dziewcząt, które seks uprawiały, a u tych, które jeszcze nie mają tego doświadczenia22,23. A to czyni z całego procederu badania dziewictwa praktykę zupełnie absurdalną. I mimo że można uszkodzić hymen w czasie stosunku, silnie go rozciągając, nie oznacza to, że uszkodzenia te będą trwałe. Okazuje się bowiem, że hymen w wielu przypadkach zrasta się bez widocznych blizn24.

Wiele badań dotyczących hymenu i zmian zachodzących w jego obrębie po debiucie seksualnym zostało przeprowadzonych z udziałem kobiet albo dziewcząt, które stały się ofiarami napaści seksualnej. Norweski artykuł podsumowujący te badania stwierdza, że to, co dawniej uważało się za podejrzane zmiany w obrębie hymenu u dzieci, na przykład szeroki otwór w jego centrum25 lub jego wąskie ukształtowanie, uznaje się obecnie za cechy niespecyficzne, nie zaś dowody na wykorzystywanie seksualne26. Błona śluzowa o takich cechach czasem występuje również u dzieci, które napaści seksualnej nigdy nie doświadczyły. Autorzy artykułu podkreślają także z całą mocą, że brak widocznych zmian w obrębie hymenu nie stanowi żadnego dowodu na to, że dziecko nie padło ofiarą wykorzystywania.

Ogólnie rzecz ujmując, nie da się stwierdzić, czy kobieta uprawiała seks, czy nie, zaglądając jej między nogi. Hymen nie jest zarezerwowany wyłącznie dla tych z nas, które nie mają za sobą stosunku. Nie ma też jednego wariantu hymenu dla tych, które uprawiały seks, i tych, które nadal są „dziewicami”. Wygląd hymenu, podobnie jak wszystkich innych części ciała, jest kwestią bardzo indywidualną. Więc sorry, ale testy na dziewictwo nie działają.

Niestety wiedza na ten temat nie jest upowszechniona. Niektóre kobiety nadal decydują się na zabiegi chirurgiczne gwarantujące krwawienie w noc poślubną, tak zwaną hymenoplastykę. W Norwegii takie zabiegi miała w ofercie prywatna klinika Volvat w Oslo aż do 2006 roku27. Zaprzestano tam tego procederu po tym, jak placówka poprosiła o jego zaopiniowanie Radę Etyki Lekarskiej. Rada zgłosiła zastrzeżenia do hymenoplastyki, ponieważ uznała ten zabieg za rodzaj rozwiązania „na skróty”, zastępującego rzetelną dyskusję nad faktycznym problemem, to jest zmianami kulturowymi28.

Ale w wielu miejscach na świecie nadal się go przeprowadza. Co więcej, w sklepach internetowych można kupić za trzydzieści dolarów sztuczne błony z krwią teatralną, gwarantujące, że będziesz mogła „pożegnać się ze swoim mrocznym sekretem” i bezpiecznie wyjść za mąż29. Na marginesie warto dodać, że władze Egiptu w 2009 roku zaproponowały wprowadzenie zakazu importu tego produktu30.

Czemu sięgamy po takie rozwiązania, zamiast promować wiedzę o tym, że brak krwawienia nie oznacza braku dziewictwa? I czemu dla niektórych z nas tak wielkie znaczenie ma dowód, że kobiety przed ślubem są „nienaruszone”? Należy przestać kłaść tak ogromny nacisk na kwestię krwawienia przy pierwszym stosunku, raz na zawsze zakazać badań dziewictwa, ale przede wszystkim – odzwyczaić się od myśli, że dziewictwo samo w sobie jest istotne.

Cały problem leży w tym, że trudno znaleźć rzetelne informacje na temat hymenu, a także odróżnić te właściwe i bardziej precyzyjne od mniej dokładnych czy wręcz niezgodnych z prawdą. W trakcie naszych poszukiwań faktów na ten temat znalazłyśmy niewiele spopularyzowanych informacji, które byłyby jednocześnie dostępne dla większości społeczeństwa i rzetelne. Przebrnęłyśmy przez sporo literatury fachowej, ale okazało się, że hymen jest ledwie wspominany w najczęściej używanych na studiach medycznych podręcznikach, które zresztą często także powielają fragmenty opisanych tu przez nas mitów. Wciąż mamy na ten temat wiele pytań, na które nie zdołałyśmy znaleźć odpowiedzi. To przerażające, że lekarze i badacze wykazują tak nikłe zainteresowanie strukturą, która w najgorszym wypadku może prowadzić do pozbawienia funkcjonującej we współczesnym świecie kobiety dobrego imienia czy nawet życia. Jeszcze gorsze jest to, że informacje, które rzeczywiście są dostępne, nie docierają do tych, którzy ich potrzebują. Wszyscy mamy w tym zakresie przed sobą dużo bardzo ważnej pracy. Najwyższy czas się do niej zabrać.

TEN DRUGI OTWÓR

„Tam, gdzie słońce nie dochodzi”, mówimy czasami, mając na myśli odbyt. Ten brązowy, otoczony pomarszczoną skórą otwór schodzi często na drugi plan, gdy opisujemy zlokalizowane w podbrzuszu kobiece narządy, ale granicę pomiędzy pochwą a odbytnicą stanowi tylko cienka ściana. To bliskie sąsiedztwo sprawia, że odbyt jest nieodłącznie powiązany z pochwą, sromem oraz wyobrażeniem o swoim seksualnym „ja” wielu kobiet. Odbyt, określany też mianem anus, zamyka wieniec silnych mięśni stworzonych po to, by trzymać odchody tam, gdzie ich miejsce, do chwili, gdy jesteśmy gotowe się ich pozbyć. Jest to, rzecz jasna, niezwykle istotne zadanie i w związku z tym zostaliśmy wyposażeni nie w jeden, lecz dwa zwieracze występujące jeden za drugim. Jeśli jeden z nich zawiedzie, zawsze mamy w odwodzie drugi – awaryjny.

Zwieracz wewnętrzny odbytu sterowany jest przez to, co nazywamy autonomicznym układem nerwowym. To ta część całego systemu nerwowego, nad którą nie mamy świadomej kontroli. Gdy ciało stwierdza, że odbytnica zaczyna wypełniać się odchodami, wysyła sygnał, że zwieracz wewnętrzny ma się rozluźnić. Jest to odruch wypróżniania, odczuwany przez nas jako nagła potrzeba odwiedzenia najbliższej toalety.

Gdybyśmy zostali wyposażeni przez naturę tylko w ten prymitywny odruch, robilibyśmy kupę o każdej porze dnia i nocy, zupełnie jak małe dzieci, ale człowiek to w końcu istota społeczna. Dlatego to zwieracz zewnętrzny odbytu – którego siłę możesz poczuć, gdy wsuniesz palec do środka i zaciśniesz mięśnie – jest tu szefem i to on podejmuje ostateczne decyzje. Podlega naszej świadomej kontroli i pilnuje, byśmy mogli się powstrzymać z wypróżnieniem do chwili, gdy znajdziemy się w sprzyjających okolicznościach. Jeśli będziesz zaciskać go dość długo, ciało złapie twoją sugestię, a pierwotne instynkty zrozumieją, że przegrały. Odchody wycofają się wtedy dyskretnie w głąb odbytnicy i zaczekają cierpliwie na lepszą okazję. Okienko na kupę, jak lubimy nazywać ten przedział czasowy, zamyka się wtedy na krótką chwilę.

Odbyt to ciemny zakątek kobiecego podbrzusza, ale na szczęście nie chodzi w nim tylko o wydalenie. Obszar położony wokół niego oraz w końcowej części odbytnicy najeżony jest zakończeniami nerwowymi, które tylko czekają na stymulację. Dla niektórych zaproszenie odbytu do zabawy może znacznie rozszerzyć spektrum seksualnych doznań. Innym wystarczy być może świadomość, jakim pięknym i złożonym elementem anatomii jest nasz odbyt, i słanie od czasu do czasu w jego kierunku ciepłych myśli.

WŁOCHATE PORADY

Bycie kobietą łączy się nierozerwalnie z faktem posiadania włosów na organach płciowych. W okresie dojrzewania na wzgórku łonowym oraz wzdłuż warg sromowych zaczynają rosnąć pojedyncze krótkie, zazwyczaj ciemne włoski, po jakimś czasie rozprzestrzeniając się i tworząc gęstą, trójkątną łąkę, która rozciąga się aż do odbytu, często obejmując swoim zasięgiem również wewnętrzną stronę ud, czyli słynną strefę bikini.

Estetyczne ideały zupełnie bezwłosego lub pieczołowicie ufryzowanego sromu zyskały przez ostatnie lata na popularności, wielu kobietom dostarczając powodów do zmartwień i generując rzeczywiste problemy. Niektóre z nas obawiają się, że usuwanie owłosienia pobudza tylko jego wzrost, że włosy odrastają liczniejsze, ciemniejsze albo nawet rosną szybciej niż wcześniej. Przez wiele lat same bałyśmy się śmiertelnie, że jeśli będziemy przesadzać z częstą depilacją, nasze strefy bikini zarosną w sposób niekontrolowany wijącymi się na wszystkie strony włosami. Ta sama myśl od lat przyświeca nastoletnim chłopcom, którzy podkradają maszynkę ojcu i golą puszek nad górną wargą w nadziei, że wkrótce pojawi się tam prawdziwy męski wąs, miłosiernie ukrywający pryszcze. Na szczęście dla nas, ale na nieszczęście dla owych nastoletnich chłopców, to wszystko są tylko bzdury.

To, jak bujne jest twoje owłosienie i kiedy zacznie się pojawiać, zależy od kwestii hormonów i genetycznych31. Przychodzisz na świat wyposażona w pełen komplet mieszków włosowych, masz ich około pięciu milionów. Niektóre z nich, na przykład te umieszczone wokół narządów płciowych i pod pachami, są szczególnie podatne na działanie hormonów. W okresie dojrzewania w ciele dochodzi wręcz do eksplozji hormonów płciowych, co sprawia, że te właśnie mieszki włosowe powiększają się i włosy z nich wyrastające stają się grubsze i ciemniejsze. Rozmieszczenie tych wrażliwych na hormony mieszków włosowych jest kwestią indywidualną i zależy od genów, co tłumaczy, dlaczego niektórzy mężczyźni mają na plecach gęste futro, a inni ledwie kilka włosków na klatce piersiowej. W okresie dojrzewania nie przybywa nam zatem włosów, mimo że możemy mieć takie wrażenie – po prostu puszek na naszym ciele zmienia się stopniowo w „dorosłe” włosy. Wiele osób twierdzi, że golenie pobudza wzrost włosów właśnie dlatego, że same zaczęły się golić w czasie, gdy w ich ciałach nadal zachodziły opisane powyżej zmiany.

Niektórzy sądzą, że pod wpływem golenia ich włosy stają się grubsze i sztywniejsze. To także nie jest możliwe, mimo że może się tak wydawać, kiedy nasz wzgórek łonowy zaczyna dzień po goleniu przypominać w dotyku jeża. Włosy na naszym ciele składają się w większości z martwej tkanki. Część włosa widoczna nad powierzchnią skóry to martwe proteiny, życie drzemie tylko głęboko w samym mieszku włosowym. Nawet jeśli obetniesz lub zgolisz część rosnącą ponad skórą, informacja ta nie będzie miała jak dotrzeć do mieszka. Martwi potrafią mówić tylko w serialach typu Medium. W prawdziwym zaś świecie mieszek będzie produkował włos w tym samym tempie co wcześniej, w błogiej nieświadomości, że ty szalejesz na powierzchni skóry z golarką, by bezlitośnie usunąć wszystko, co uda mu się wytworzyć.

Dodatkowo powinnaś wiedzieć, że o grubości włosa decyduje wielkość mieszka włosowego. A tej nie zmienisz, nieważne, jak często będziesz się goliła. Włosek może natomiast wydawać się sztywniejszy, ponieważ gdy odrasta, z początku jest krótszy niż wcześniej. Włosy, które zostawiasz w spokoju, zwężają się ku końcom i dlatego mogą się wydawać miękkie w dotyku. Goląc się, ścinamy włos w jego najgrubszym punkcie – tuż przy powierzchni skóry. A gdy zaczyna odrastać – jego koniec jest przez chwilę grubszy niż wcześniej32.

Swoje owłosienie można przeklinać (bądź też wychwalać wniebogłosy), ale jest to sprawa, o której zadecydowały już za nas nasze geny. Wybór w kwestii, czy chcesz z owłosieniem coś zrobić, należy natomiast tylko do ciebie. Rosnące na twoim ciele włoski mają rzecz jasna swoje funkcje, ale nie są one na tyle istotne, by odradzano ich usuwanie, jeśli sobie tego życzysz. Należy jednocześnie mieć świadomość, że włosy przyczyniają się do zwiększenia naszej zmysłowej wrażliwości. Jeśli partner muska lekko twoje włosy łonowe, informacja o tym dotyku trafi do mieszka włosowego, który następnie prześle ją do układu nerwowego31. Mieszki włosowe rozmieszczone są w punktach na skórze, w których jest także najwięcej zakończeń nerwowych, więc pozbywając się włosów, odbieramy sobie również część zmysłowego doznania.

Na przestrzeni wieków stosowano różne praktyki usuwania owłosienia – zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn. Dziś możesz się golić, używać wosku, depilatora lub kremu do depilacji – wszystko to są rozwiązania tymczasowe. Dobór metody usuwania owłosienia to przede wszystkim kwestia indywidualnych upodobań, lecz mimo to między poszczególnymi technikami istnieją pewne różnice33.

Usuwanie owłosienia woskiem lub depilatorem może sprawić, że włoski będą odrastać cieńsze, bo mieszki włosowe po wielokrotnym wyrywaniu z nich włosa „z korzeniem” z czasem ulegają uszkodzeniu. Potencjalnym problemem może tu być fakt, że cieńszym włoskom trudniej przebić się na powierzchnię skóry, co może prowadzić do wrastających włosków i stanów zapalnych w mieszkach włosowych. Krem do depilacji „rozpuszcza” natomiast część włosa położoną ponad powierzchnią skóry, działając chemicznie i niszcząc jego strukturę proteinową. Ponieważ proces ten nie ma wpływu na mieszek włosowy, problemy z wrastającymi włoskami będą najrzadsze w porównaniu z innymi metodami.

Istnieje wiele nazw na największy ból głowy związany z depilacją: czerwone krostki, wrastające włoski i – nazwa medyczna – rzekome zapalenie mieszków przywłosowych, czyli pseudofolliculitis barbae34. Gdy usuwa się włoski, zwłaszcza te mocno skręcone, odrastający włos może się zwinąć i zacząć wrastać w głąb skóry. Taki wrastający włosek jest traktowany przez nasz organizm jako ciało obce. Dlatego też dochodzi do zapalenia mieszka, co skutkuje powstaniem niewielkich wyprysków na powierzchni skóry. Jeśli ma się pecha i podrażni te przypominające pryszcze krostki, może to dodatkowo doprowadzić do infekcji bakteryjnej. A ta pociąga za sobą ból i obrzęk, po którym często pozostaje trwała blizna.

Media zasypują nas idealnymi rzekomo sposobami na depilację minimalizującą ryzyko wrastających włosków. A my łykamy ich sugestie jak młode karpie – w końcu ogolony wzgórek łonowy z wrośniętymi włoskami i krostami nie jest szczególnie piękny. Ale zastanów się: czy naprawdę potrzebujesz tego niesamowicie drogiego kremu, który próbuje ci wcisnąć kosmetyczka? Albo maszynki do golenia Venus ProSkin przeznaczonej do skóry wrażliwej, z wymiennymi żyletkami w horrendalnej cenie za sztukę?

Jeśli jesteś zdania, że tak, to niestety wyrzucisz pieniądze w błoto. Jeżeli często dokuczają ci wrastające włoski i zapalenie mieszków włosowych, powinnaś być może zdecydować się na wypróbowanie kremu do depilacji. Ale jeśli wolisz depilator, wosk albo maszynkę do golenia, to przede wszystkim powinnaś pamiętać o higienie. Zanim ruszysz do akcji, dokładnie umyj obszar, z którego masz zamiar usuwać włoski. Niektórym osobom pomaga przemycie tej strefy środkiem dezynfekującym przed rozpoczęciem zabiegu bądź wtarcie w nią dezynfekującej maści już po wszystkim. Produkty te możesz kupić w każdej aptece bez recepty i są one dużo tańsze niż wymyślne środki sprzedawane w pięknych opakowaniach w drogeriach.

Na koniec warto jeszcze wspomnieć, że jeśli już zrobiła ci się krostka po goleniu lub depilacji, absolutnie nie powinnaś jej wyciskać, bo może to prowadzić do powstania blizny. Na dodatek jeśli naprawdę będziesz miała pecha, infekcja może się rozprzestrzenić. Czasem zdarza się, że mieszki włosowe są naprawdę mocno zainfekowane i puchną do rozmiarów winogrona. W takiej sytuacji powinnaś zgłosić się do lekarza, który ostrożnie i fachowo usunie taką torbiel oraz wypisze receptę na antybiotyk, jeśli uzna to za konieczne.

PIĘĆ PRZYKAZAŃ DEPILACJI

1. Nie gol się pod włos ani nie naciągaj skóry. Naciągając skórę bądź goląc się pod włos, osiągasz najlepsze rezultaty: skóra jest gładka i miękka, bo włoski ścinane są pod jej powierzchnią. Niestety powadzi to także do wzmożonego wrastania włosków i może powodować zapalenie mieszka włosowego.

2. Zawsze używaj czystej, ostrej żyletki – najlepiej nowej. Może kusi cię wielokrotne korzystanie z tej samej maszynki – bo one przecież nie rosną na drzewach, ale na goleniu lepiej nie oszczędzać. Ostra żyletka prosto ścina włos, który lepiej odrasta, nie wrastając w skórę. Dodatkowo golenie nową żyletką wymaga mniejszego wysiłku, a to oznacza mniej podrażnień i czerwonych krostek. Używana żyletka może być ponadto siedliskiem bakterii powodujących infekcje mieszków włosowych.

3. Używaj (tanich) maszynek o pojedynczym ostrzu. Producenci maszynek wciąż proponują nam nowsze, wymyślniejsze modele z kolejnymi ostrzami i w coraz wyższej cenie. Sugerują przy tym, że im więcej ostrzy, tym dokładniejsze golenie. Ale kolejne ostrza maszynki prowadzą jedynie – co może ci się wydać zaskakujące – do większej liczby wrastających włosków, bo golenie takimi wymyślnymi maszynkami polega na ścinaniu włosków pod powierzchnią skóry. Wysoka cena sprawia ponadto, że wiele z nas rezygnuje z regularnej wymiany maszynki i goli się w efekcie ostrzami tępymi, na których na dodatek zdążyły rozmnożyć się bakterie. A to przecież nam nie służy. Męskie golarki są z reguły tańsze od damskich, więc może warto się na nie przestawić.

4. Nie żałuj sobie ciepłej wody. Za wszelką cenę unikaj golenia na sucho. Suche włoski są sztywne i stawiają opór ostrzu. W dokładne golenie trzeba wtedy włożyć więcej wysiłku, co prowadzi do podrażnień i zwiększonego ryzyka czerwonych krostek i stanów zapalnych. Aby zmiękczyć włoski, wystarczy wejść pod ciepły prysznic. Pianka ma to samo działanie, jeśli nałożysz ją na skórę pięć minut przed goleniem, ale nie przynosi szczególnych efektów, jeśli korzystasz z niej tak, jak większość użytkowniczek (szybko nakładasz, golisz i spłukujesz).

5. Lekkie złuszczanie. Myjąc ciało lekkimi, okrężnymi ruchami przy wykorzystaniu rękawicy złuszczającej lub drobnoziarnistego peelingu, możesz uwolnić ewentualne wrastające włoski. Ale nie szoruj się zbyt mocno, bo może to tylko wywołać silniejsze podrażnienie i w efekcie stan zapalny skóry.

ORGANY WEWNĘTRZNE – UKRYTE SKARBY

Łatwo zapomnieć, że kobiece organy płciowe to dużo więcej niż srom i pochwa, ale pod warstwą skóry, tłuszczu i mięśni można znaleźć zestaw miękkich, ukrytych części ciała, między innymi wewnętrzne organy płciowe.

Zacznijmy naszą podróż w głąb ciała. Jeśli wsuniesz palec do pochwy, na głębokości od siedmiu do dziesięciu centymetrów wyczujesz niewielką miękką wypukłość, w dotyku przypominającą koniuszek nosa, tylko nieco od niego większą. To szyjka macicy, po łacinie cervix, czyli wejście do macicy. Gdyby zajrzeć do pochwy, przypomina ona spłaszczoną półkulę. Na pierwszy rzut oka nie widać w niej żadnego wejścia ani wyjścia, ale w rzeczywistości na samym jej środku znajduje się maleńka dziurka zwana zewnętrznym ujściem szyjki macicy. Stanowi ona początek bardzo wąskiego korytarzyka długości od dwóch do trzech centymetrów, prowadzącego do wnętrza macicy. To przez ten korytarzyk wydostają się płyny menstruacyjne. To stąd także biorą się upławy. Większość z nich powstaje wewnątrz tego wąskiego kanalika.

Wiele z nas sądzi, że droga z pochwy do wnętrza macicy jest otwarta na oścież. Często pada też pytanie: czy penis może uderzyć w główkę dziecka, jeśli uprawiam seks podczas ciąży? Kwestia macicy i jej roli w seksie frapuje także mężczyzn. Jeśli czytałaś powieść Kafka nad morzem Harukiego Murakamiego, to pewnie świetnie się bawiłaś, śledząc akapit, w którym opisywane są doświadczenia kobiety czującej uderzenie nasienia w ściany macicy35, zupełnie jakby w chwili wytrysku penis znajdował się w jej wnętrzu. Nie da się wprowadzić penisa do macicy. Jej szyjka nie spełnia roli otwartej śluzy, jest zamknięta. Tak czy inaczej, pochwa jest na tyle głęboka, by zmieścić z zapasem większość penisów tego świata, to bowiem elastyczny przewód, rozciągający się zarówno na długość, jak i szerokość. Nie ma więc żadnej potrzeby wprowadzania czegokolwiek głębiej.

Mamy wrażenie, że większość kobiet poświęca niewiele uwagi swojej szyjce macicy, co zresztą nie jest wcale takie dziwne. Nie widzimy jej, nie każda z nas jej dotykała i nie każda wie, że taka część ciała w ogóle istnieje. Ale szyjka macicy w rzeczywistości jest warta całej uwagi, jaką możesz jej poświęcić. I chodzi tu o twoje zdrowie. To organ, w którym rozwija się jeden z najbardziej niebezpiecznych dla młodych kobiet nowotworów. Ponadto właśnie w obrębie szyjki często można dostrzec pierwsze objawy chorób przenoszonych drogą płciową.

Szyjka macicy jest bardzo istotna, ale stanowi jedynie niewielką część większego organu, czyli macicy, po łacinie uterus. Macica to na co dzień niewielki organ przypominający rozmiarem zaciśniętą pięść, ale podczas ciąży ulega on znacznemu powiększeniu. Musi być w końcu na tyle duży, by pomieścić jeden (lub nawet więcej) rosnący zarodek, aż do terminu porodu. U dorosłych kobiet przed okresem menopauzy macica ma około siedmiu i pół centymetra długości i waży nie więcej niż siedemdziesiąt gramów. Wyglądem przypomina nieco odwróconą do góry nogami gruszkę, z szyjką niczym cieńsza część owocu, z której wyrasta łodyżka.

U większości kobiet macica jest wygięta do przodu, w kierunku pępka, tak że znajduje się pod kątem niemal dziewięćdziesięciu stopni w stosunku do pochwy. To kolejny powód, dla którego penis nigdy nie będzie w stanie do niej dotrzeć. Penis w stanie erekcji nie zgina się przecież, inaczej mógłby ulec uszkodzeniu. To nie jest jakiś wąż! Niemal dwadzieścia procent kobiet ma z kolei macicę wygiętą do tyłu i działa ona równie dobrze, jak te zgięte w przód. To mniej więcej taka sama różnica jak z kolorem oczu – niektórzy mają niebieskie, inni – brązowe. Ale nie wpływa to na jakość widzenia.

Macica jest pusta w środku, ale nie w ten sam sposób, co na przykład beczka, bo nie zawiera powietrza. Przednia i tylna ścianka macicy położone są tuż obok siebie, podobnie jak ścianki pochwy. Między nimi znajduje się cienka warstewka płynu.

Ściany macicy zbudowane są z niezwykle grubych mięśni. Mięśnie te bardzo się przydają, między innymi do wypychania gęstych płynów menstruacyjnych przez wąziutki kanalik w szyjce macicy. Kurczą się wtedy podobnie jak ścierka, którą wyżynamy. Jeśli cierpisz na bóle menstruacyjne, odczuwasz je zapewne jako skurcze w brzuchu albo plecach, ale biorą się one z samej macicy, pracującej w pocie czoła nad pozbyciem się krwi i śluzu.

Ściany macicy mają wiele warstw. Najbardziej wewnętrzna z nich, endometrium, to błona śluzowa. Błona ta zmienia się radykalnie w ciągu cyklu menstruacyjnego i jest kluczowa dla twojej miesiączki. Każdego miesiąca rośnie, staje się gąbczasta i gruba. Jeśli nie zajdziesz w ciążę, część przyrosłej błony obumiera i musi zostać wydalona. Dobrze jest zapamiętać tę nazwę, bo ta błona wiąże się z problemem, który dokucza wielu kobietom, czyli endometriozą. Jest to choroba polegająca na tym, że błona śluzowa macicy rośnie na innych organach w ciele, a nie tylko tam, gdzie powinna. Przyczynia się to między innymi do bardzo bolesnych miesiączek. O endometriozie opowiemy więcej w dalszej części tej książki.

Wyobraź sobie macicę jako trójkąt skierowany wierzchołkiem w dół, z cienkimi przewodami wyrastającymi z dwóch pozostałych kątów. Przewody te, zwane jajowodami, rozciągają się na dziesięć centymetrów w każdą stronę, a ich zadaniem jest przeprowadzenie komórki jajowej z jajnika do macicy. Na końcach mają niewielkie, przypominające palce wypustki zwane strzępkami jajowodu, które sięgają do jajnika, by pochwycić uwalnianą tam komórkę jajową. Do połączenia plemnika i komórki jajowej dochodzi właśnie w jajowodzie, następnie zapłodnione jajo przemieszcza się do macicy i zagnieżdża w endometrium, gdzie zaczyna rosnąć zarodek.

Jajniki nie przypominają wbrew swojej nazwie jajek. Lepiej jest wyobrazić je sobie jako małe torebki albo woreczki. Mamy ich dwa, po jednym z każdej strony macicy, organy te zaś spełniają dwie funkcje. Po pierwsze, powstają w nich i dojrzewają jaja, czyli żeńskie komórki płciowe. W odróżnieniu od mężczyzn kobiety nie wytwarzają w ciągu życia nowych komórek płciowych. Przychodzimy na świat z pełnym kompletem i już gdy otwieramy usta do pierwszego krzyku, mamy ich około trzysta tysięcy36. Ale jaja te są jeszcze niedojrzałe. Komórki, z którymi się rodzimy, to właściwie tylko stadia pierwotne gotowych do zapłodnienia jaj. Te prejaja zostają wytworzone już w piątym miesiącu życia płodowego. Aż do okresu dojrzewania, kiedy rusza cykl menstruacyjny, ćwiczą się one w swojej przyszłej pracy. Zaczynają dojrzewać w pulach, ale ponieważ nie dostają z mózgu sygnału o owulacji, po prostu obumierają. I to w ogromnych liczbach. Przed osiągnięciem dojrzałości płciowej tracimy w takich „jazdach próbnych” ponad jedną trzecią jaj i zostaje nam ekskluzywna grupa komórek w liczbie około stu osiemdziesięciu tysięcy. Gdy kończymy dwadzieścia pięć lat, mamy ich już tylko sześćdziesiąt pięć tysięcy. Komórki te muszą cierpliwie czekać na swoją kolej, bo dojrzewają i są uwalniane z cyklu na cykl.

Myślisz sobie teraz pewnie, że to dziwne, iż w momencie wkroczenia w okres dojrzewania mamy sto osiemdziesiąt tysięcy komórek jajowych. Przecież zdecydowanie nie czeka nas w ciągu życia aż tyle miesiączek, więc po co nam tyle jaj? Ale prawda jest taka – i nas to również zaskoczyło – że w ciągu jednego miesiąca możemy zużyć nawet do tysiąca komórek jajowych, nie zaś tylko jedną. Różnica pomiędzy kobiecymi komórkami jajowymi a męskimi plemnikami nie jest zatem tak wielka, jak często się to opisuje. Także u kobiet wiele komórek płciowych toczy ze sobą zajadłą walkę o to, która z nich spróbuje w danym miesiącu połączyć się z plemnikiem i stworzyć dziecko. Co miesiąc dojrzewanie rozpoczyna tysiąc jaj, lecz tylko jedno jedyne przechodzi przez kontrolę bezpieczeństwa i dostaje zgodę na uwolnienie z jajnika. Reszta zostaje brutalnie odrzucona i obumiera, zmuszona pogodzić się z porażką36.

Wielokrotnie spotykałyśmy się z interesującym pytaniem w kwestii antykoncepcji hormonalnej: czy środki antykoncepcyjne, które powstrzymują owulację, sprawiają, że dłużej zachowujemy płodność? Brzmi to logicznie, bo opłacałoby się przecież oszczędzać jaja do momentu, kiedy zdecyduje się przeznaczyć je na płodzenie dzieci, zamiast wydalać je co miesiąc razem z płynami menstruacyjnymi. Ale to niestety nie działa w ten sposób. Antykoncepcja hormonalna powstrzymuje tylko comiesięczne uwalnianie tego jednego wybranego jaja z jajnika, nie zapobiega natomiast dojrzewaniu tysiąca comiesięcznych prejaj. Każdego miesiąca tracisz zatem tyle samo komórek jajowych, niezależnie od stosowanej metody antykoncepcji37.

W wieku między czterdzieści pięć a pięćdziesiąt pięć lat wchodzimy w okres menopauzy – fazę życia, w której kobieta przechodzi podobnie liczne i dramatyczne zmiany jak w okresie dojrzewania. Najważniejsza z nich polega na tym, że przestajemy być płodne. Krótko mówiąc, zużywamy całą dostępną nam rezerwę jaj. Moment, w którym rozpoczyna się menopauza, i jej przebieg to kwestia indywidualna, przede wszystkim warunkowana genetycznie. Niektóre z nas natura wyposażyła w więcej komórek jajowych niż inne. Mężczyźni produkują natomiast plemniki tak długo, jak biją ich serca, i wytwarzają ich nawet do kilku milionów dziennie. Męska płodność nie jest zatem opatrzona „datą przydatności”, mimo że również jakość nasienia spada z wiekiemIX. Mick Jagger, który ma siedemdziesiąt dwa lata, w chwili gdy piszemy tę książkę, oczekuje narodzin ósmego potomka, którego spłodził ze swoją partnerką, znacznie młodszą od niego tancerką baletową. Świat jest niesprawiedliwy.

Drugie zadanie jajników to produkcja hormonów. Najważniejszymi i najbardziej znanymi z nich są estrogeny i progesteron. Hormony te zmieniają nasze ciało w różnych fazach życia i sterują cyklem menstruacyjnym we współpracy z wieloma innymi hormonami produkowanymi między innymi przez mózg. Wrócimy do tego w dalszej części tej książki.

PŁEĆ, PŁEĆ I PŁEĆ

W słowie „płeć” zdaniem wielu zawiera się rozróżnienie: kobieta–mężczyzna, dziewczynka–chłopiec. Słysząc pytanie „Czym jest mężczyzna?” lub „Czym jest kobieta?”, myślisz sobie może, że odpowiedź jest dość łatwa, bo mężczyzna to przecież osoba o męskim ciele, a kobieta – osoba o ciele żeńskim. Radości z kobiecości to na przykład książka o osobach, które mają pochwę i inne żeńskie organy płciowe, a to z kolei musi oznaczać, że książka ta opowiada o kobietach, prawda?

Nic dziwnego, że tak myślisz, ale w rzeczywistości nie jest to wcale takie proste. O tym, czy jesteśmy kobietą czy mężczyzną, decydują nie tylko nasze organy płciowe albo wygląd naszych ciał. Czysto fizyczne różnice między płciami są poza tym mniejsze, niż może się wydawać.

W tym rozdziale skupimy się na trzech czynnikach decydujących o płci: chromosomach warunkujących to, co nazywamy płcią genetyczną, wyglądzie naszych ciał, czyli płci fizycznej, oraz czynnikach psychologicznych – płci psychologicznej. Nie staramy się powiedzieć, że to jedyne czynniki stanowiące o „płci”. Można rzecz jasna mówić również o czynnikach społecznych i kulturowych, ale ponieważ nasza książka ma w zamyśle charakter medyczny, skupimy się na kwestiach genetycznych, fizycznych i psychologicznych.

Płeć genetyczna – książka kucharska

Czy