Strona główna » Obyczajowe i romanse » Rum Doodle

Rum Doodle

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7136-185-2

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Rum Doodle

Kultowa wśród wspinaczy historia zdobycia Rum Doodle – najwyższego szczytu świata. Na wyprawę porywa się siedmiu angielskich dżentelmenów, między innymi lekarz, który zawsze jest chory, nawigator, który zawsze się gubi i dyplomata, który z każdym się kłóci. W towarzystwie trzech tysięcy tragarzy usiłują zdobyć dwunastotysięcznik. W. E. Bowman stworzył niepowtarzalną parodię literatury górskiej. Klasyka brytyjskiego humoru.

Polecane książki

Zainteresowania współczesnych badaczy rozumowania moralnego można podzielić na trzy kategorie. Pierwsza z nich dotyczy pytań o to, co tworzy sferę moralności oraz jakie kwestie ludzie uznają za zagadnienia podlegające ocenie moralnej? Druga kategoria to pytania o cechy osób i właściwości działań, ...
Aby zapewnić sobie papieża o cechach przez nas wymaganych, przede wszystkim należy zadbać o to, aby wykształcić mu […] pokolenie godne królestwa, o którym marzymy. […] W przeciągu niewielu lat to młode duchowieństwo siłą rzeczy obejmie wszystkie stanowiska, ono będzie rządzić, administrować, sądzić,...
Ta książka będzie niezbędna dla szkoły podstawowej z nauką języka rosyjskiego. Autorka postawiła akcent na bajki ludowe, ponieważ jest to niezastąpiony materiał do nauki i wychowania dzieci. Książka będzie pomocna dla nauczycieli, jak również dla osób, uczących się języka rosyjskiego od podstaw samo...
Poradnik do Assassin's Creed Odyssey odkryje przed Tobą wszystkie sekrety i znajdźki ukryte w antycznej Grecji. W poradniku opisaliśmy wszystkie aktywności poboczne takie jak rozwiązywanie zagadek ostrakonów, badanie grobowców czy branie udziału w walkach na Arenie. Nasza rozbudowana solucja pokrywa...
  "Szkoła zabójców" to niezwykła historia programu szkoleniowego dla snajperów, którzy następnie zasilali szeregi formacji specjalnych US Army, w tym także słynnych SEALs. Opowieść spisana przez człowieka, który przez kilka lat kierował tym programem, przeprowadzał selekcję kandydatów, a następn...
Piękna, wytworna kobieta z wyższych sfer i „z klasą” zakochawszy się, oddaje rękę przystojnemu, acz prymitywnemu drobnemu urzędniczynie. Korzystając z posiadanych możliwości, załatwia mężowi stanowisko odpowiednie do jej pozycji towarzyskiej – stanowisko wicedyrektora formy, w której wcześniej był r...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa William Ernest Bowman

Tytuł oryginału: The Ascent of Rum Doodle

Wydanie oryginału: I, 1956

Przekład: Grażyna Tłaczała, Magdalena Bogucka (Przedmowa)

Copyright © 1956 by W. E. Bowman

first published by Pimlico, one of the
Publishers in The Random House Group Ltd

Copyright © for Polish edition by Przemysław Chlebicki, 2017

Ilustracje: Igor Browiński

Layout i projekt okładki polskiego wydania:
Igor Browiński

Redakcja: Ewa Pietraszek

Korekta: Joanna Duraj

ISBN 978-83-7136-185-2

Wydawnictwo Sklepu Podróżnika

02-320 Warszawa, ul. Grójecka 46/50

tel. 22 658 46 26, e-mail:
redakcja@sp.com.pl

podroznik.com.pl

Plik ePub przygotowała firma eLib.pl

al. Szucha 8, 00-582 Warszawa

e-mail: kontakt@elib.pl

www.eLib.pl

Przedmowa Bill Bryson

Lata temu, zanim moje włosy zaczęły
opuszczać głowę i prowadzić bardziej skryte życie w uszach i nosie,
spędzałem popołudnia i wczesne wieczory jako korektor w dziale
biznesowym The Times.

To była łatwa praca, która dawała różne profity,
w tym posiłki na stołówce, których główną zaletą było to,
że zdawały się nie kolidować z prawidłowym metabolizmem; prawo
do wydawania niewielkiej sumy pieniędzy na wydatki, które były
całkowicie fikcyjne (a jednak skrupulatnie i wymyślnie spisywane na
przydługim kwicie); oraz dwa lub trzy razy do roku szansę, żeby pomóc
odkopać biurko Philipa Howarda spod tysięcy książek czekających
na recenzję. Książki gromadziły się w jego dziale miesiącami,
ale nigdy recenzji nie otrzymywały, zazwyczaj dlatego, że były bardzo
słabe albo nikogo nie obchodziły. Pan Howard sprzedawał je wdzięcznym
pracownikom za obniżone do minimum ceny, a zyski przekazywał na cele
charytatywne.

Ponieważ wyprzedaże te odbywały się zazwyczaj między
trzecią a czwartą po południu, w czasie, gdy większość pracowników
była w połowie lunchu, w efekcie uczestniczyli w nich głównie
korektorzy. Nieczęsto widuje się korektora gazety podekscytowanego,
albo, co więcej, w ruchu, ale ogłoszenia o sprzedaży książek zawsze
wywoływały niezwykłe poruszenie w dziale korektorskim. W krótkim
czasie sześćdziesięciu albo więcej redakcyjnych popychadeł
z palcami zabarwionymi tuszem przewalało się przez skromne biuro
pana Howarda i przebierało w stosach w większości bezużytecznych
książek, z intensywnością, która momentami wydawała się niemal
nieprzyzwoita.

Podczas jednej z takich okazji, gdy mocowałem
się z chudą, upartą kobietą z innego pokoju nad anegdotyczną
historią kodów japońskiej marynarki wojennej czy czegoś takiego,
moje oko padło na cienką książkę z atramentowym szkicem na okładce,
przedstawiającym górskiego podróżnika leżącego w śniegu. Książka
nazywała się „The Ascent od Rum Doodle”.

Węsząc wielkie odkrycie, puściłem kok kobiety
i chwyciłem książkę. Później tego wieczoru, w stołówce, gdy
jadłem raciczki z Lancashire czy inne tajemnicze danie Starej Anglii,
otworzyłem książkę i po chwili wiedziałem, że znalazłem coś
wyjątkowego.

Chyba żaden rodzaj humoru nie jest trudniejszy
w utrzymaniu przez całą długość dzieła literackiego niż parodia,
i nie znam żadnej innej książki, w której udałoby się to równie
zabawnie. „Rum Doodle”, pierwszy raz wydana w 1956 roku, to historia
grupy czarująco niekompetentnych ludzi, którzy wyruszają, żeby zdobyć
najwyższy szczyt świata – słynny, choć rzadko widziany Rum Doodle (o
wysokości 12 345 i ćwierć metra) w śnieżnych himalajskich ostępach
nad potężną Dręczącą Przełęczą.

Uwielbiam tę książkę. Wszystko w niej jest niemal
perfekcyjne – imiona postaci, ich dziwactwa, ich fochy i kłótnie,
ich łatwa do przewidzenia bezradność w obliczu każdego wyzwania. Jest
Binder, uprzejmy, opanowany, niezbyt przenikliwy lider imprezy; Jungle,
przewodnik, który nie może znaleźć drogi do żądanego punktu
docelowego i zawsze przesyła przeprosiny z odległych i niestosownych
miejsc; Wish, naukowiec, podczas podróży morskiej testuje swój
sprzęt i odkrywa, że statek znajduje się 153 metry nad poziomem morza;
Constant, ekspert językowy, który nieustannie popełniając błędy
gramatyczne i składniowe, stale doprowadza do wściekłości trzydzieści
tysięcy jogistańskich tragarzy; oraz przerażający kucharz Pong,
którego przybycie do każdego obozu mobilizuje wspinaczy do zdobywania
coraz większych wysokości.

Wszystko to jest dość zwariowane, ale niesamowicie
rozkoszne i wspaniale spójne. Założyłem, że jest to jedna z takich
książek, jak „1066 and All That” czy „Diary of a Nobody”,
znanych każdemu w Wielkiej Brytanii, którą ja, jako cudzoziemiec,
poznałem później. Wydanie, które posiadałem, nie zawierało żadnej
noty o autorze. Chcąc się czegoś o nim dowiedzieć i szukając,
co jeszcze napisał, wspominałem o książce moim przyjaciołom
i rozpytywałem o nią w księgarniach, ale ani – wtedy, ani później
– nie znalazłem nikogo, kto byłby zaznajomiony z Bowmanem albo jego
książką. Jak się okazuje, dla większości „Rum Doodle” jest
najzabawniejszą z książek, o których nigdy nie słyszeli.

Mijały lata. Moje włosy zaczęły swoją długą drogę
do różnorodnych otworów czaszkowych, a ja odszedłem z The
Times. Gdy przeprowadzałem się z Londynu do Yorkshire
a potem do Ameryki, zabierałem „Rum Doodle” ze sobą, ale nigdy nie
dowiedziałem się niczego więcej o autorze. Później, w 1997 roku,
po tym jak opowiadałem o książce na antenie radiowej w Londynie,
otrzymałem pogodną i uprzejmą notatkę, napisaną elegancką dłonią
Evy Bowman, wdowy po autorze, i rozpoczęliśmy korespondencję. Wreszcie
spotkałem się z nią i z jej synem Gheem, i zacząłem poznawać
długą i kapryśną historię jednej z moich ulubionych książek oraz
dowiedziałem się co nieco o ciut tajemniczym mężczyznie, który
ją napisał.

„Rum Doodle” pierwszy raz została wydana
na początku 1956 roku przez Max Parrish & Co i kosztowała 10
szylingów i 6 pensów. Nie miała oszałamiającego startu. Ludzie
z gazety Nothern Despacht z Darlington zwlekali niemal
dwa lata, zanim dali książce korzystną recenzję. W Bristol
Evening Post wspomniano autora jako „W.E. Bormana”
i, nie wiadomo czemu, przypisano mu autorstwo książki o liniach
lotniczych, która ukazała się kilka lat wcześniej. Uprzejma
recenzentka z Good Housekeeping przyznała,
że na swój sposób lektura sprawiała jej przyjemność, zanim nie
zdała sobie sprawy, że „to miała być farsa”. Wyglądało na
to, że niemal wszystkie największe krajowe gazety przeoczyły tę
książkę. Pochwały, często szczodre, były natomiast ograniczone
do takich tytułów jak The Irish Catholic,
The Border Telegraph, The
Nothern Whig, Western Independent,
Kentish Observer, Daily Worker,
Bulwayo, Gazette i The
Times of India.

W skrócie, chociaż książka nie odniosła ewidentnej
porażki i została przetłumaczona na kilka języków, to nie udało
jej się zdobyć dużej popularności. W 1957 roku „Rum Doodle”
doczekało się kontynuacji w postaci książki „The Cruise of the
Talking fish”, parodii „Wyprawy Kon-Tiki” Thora Heyerdahla,
również z udziałem heroicznego Bindera. Ta publikacja poradziła
sobie jeszcze gorzej. Niedługo później, gdy Bowman pracował nad
trzecią książką z serii, wydawnictwo Max Parrish & Co wpadło
w problemy finansowe i częściowo wstrzymało wypłatę należnego
Bowmanowi wynagrodzenia. Ostatecznie firma przestała istnieć, a dwie
humorystyczne powieści Bowmana wypadły z druku.

W międzyczasie, bez świadomości autora, „Rum
Doodle” znalazła zwolenników wśród alpinistów i naukowców
polarnych, a obsesje oraz żarty występujące w książce stały
się tematem wzmożonych spekulacji podczas spotkań facetów
pałających żądzą przygód. Dlaczego na przykład w tak wielu
książkowych dowcipach pojawiała się liczba 153? Przypuszczano też,
że Bowman to pseudonim znakomitego i prawdopodobnie dobrze znanego
wspinacza. Powszechnie uważano, że żaden amator nie mógł wymyślić
tak zapadających w pamięć charakterystycznych postaci, ani pisać
z taką łatwością o zapale wspinania, nie przeżywszy tego na własnej
skórze.

W rzeczywistości autor był skromnym inżynierem
budowlanym z Guildford, który niemal całe życie spędził w Wielkiej
Brytanii i nigdy nie pokonał wzgórza wyższego niż Scafell Pike. Wpadł
na pomysł „Rum Doodle” gdy spacerował w Lake District. Wzorował
się na relacji z wyprawy Billa Tilmana na Nanda Devi z 1937 roku.
A liczba 153 była po prostu numerem domu, w którym mieszkał jako
dziecko.

Dokładniej był to numer domu na Borough Road
w Middlesbrough, gdzie Bowman i jego rodzice przeprowadzili się
krótko po jego urodzeniu w Scarborough w 1911 roku. Jego dzieciństwo
wydawało się szczęśliwe, jednak gdy Bowman miał 15 lat, zmarła
jego mama. Dwa lata później odszedł też jego ojciec, i Bowman oraz
jego dwaj młodsi bracia zostali na stałe rozdzieleni. To doświadczenie
rzuciło na jego życie cień, który już nigdy nie został całkowicie
rozproszony.

Po skończeniu szkoły Bowman zaczął pracę jako
rysownik w biurze inżynierskim w Middlesbrough i rozwinął pasję –
siłą rzeczy drugorzędną – do wysokogórskiej wspinaczki, chociaż
sam oddawał się wędrówkom po niskich górach i spędzał wiele
udanych weekendów w Lake District (prawdziwe góry widział tylko
raz, podczas wyprawy do Szwajcarii). Podczas drugiej wojny światowej
służył w RAF, a w latach 1947–1950 pracował dla International
Voluntary Service, pomagając przy odbudowie Niemiec. W roku 1950
został zatrudniony w firmie inżynierskiej w Londynie i spędzał
dni projektując mosty, elektrownie i inne imponujące konstrukcje,
wieczorami zaś pisał.

Ożenił się późno, w 1958 roku, w wieku 47 lat,
i osiadł z żoną w zalesionym Surrey, gdzie przyszła na świat
jego dwójka dzieci. Bowman dokończył trzecią książkę z serii
przygód Bindera, choć nigdy nie została ona wydana. Nie opublikowano
także żadnego innego z jego tekstów. Przez dwadzieścia pięć lat
życia malował i tworzył inne dzieła – poważne i komediowe
poematy, opowiadania, różne polemiki, traktat o literze A oraz
swoje magnum opus – nowe opracowanie teorii
względności Einsteina.

Przez lata nakład „Rum Doodle” był wyczerpany
lub książka ta była dostępna jedynie w sklepach wspinaczkowych jako
faksymile, wydane przez firmę alpinistyczną Dark Peak. W końcu,
w 1983 roku, niemal trzydzieści lat po ukazaniu się książki w twardej
oprawie, ukazało się wydanie Arrow Books w miękkiej okładce.
W 1992 Pimlico opublikowało w jednym tomie „Rum Doodle” i „Talking
fish”. Sprzedaż była niewielka i, niezależnie od entuzjastycznej
recenzji w Sunday Times, żadne z wydań nie zyskało
zbytniego zainteresowania prasy.

W 1981 roku, niemal ćwierć wieku po pierwszym
wydaniu „Rum Doodle”, Bowman odkrył ku swojemu zaskoczeniu, że
w późnych latach pięćdziesiątych członkowie Australian Antarctic
Expedition z czułością ponadawali nazwy z książki konkretnym
miejscom geograficznym, a niektóre z nich zostały uwzględnione na
mapach Antarktyki. W 1966 roku Mount Rumdoodle – nazwa miasteczka
o populacji 153 osób i położonego na wysokości 153 stóp nad
poziomem morza, stała się nazwą oficjalną. Bowman dowiedział
się o tym tylko dlatego, że wpadł na grę o nazwie „The Great Rum
Doodle Puzzle”, która została wyprodukowana przez członka jednej
z wczesnych wypraw. Mniej więcej w tym samym czasie została otwarta
w Kathmandu restauracja na 250 osób, o nazwie Rum Doodle, która do
dziś prężnie działa.

1 stycznia 1985 roku Bowman zmarł w wieku 73 lat
w swoim domu w Guildford. Jeden czy dwa magazyny alpinistyczne odnotowały
jego śmierć, jednak żadna z krajowych gazet nie umieściła
nekrologu.

Łatwo uznać tę historię za rozczarowującą, ale
ja wolę tego nie robić. To oczywiście niesprawiedliwe, że Bowman nie
zdobył zainteresowania ani nie osiągnął sukcesu, na jaki jego praca
zasługiwała, ale przecież życie nie jest sprawiedliwe. Z drugiej
strony, niewątpliwie miał świadomość – a musiał to wiedzieć –
że napisał komediową klasykę. Równie przyjemna musiała być
świadomość tego, że mimo prześladującego ją przez wiele lat pecha
i niepowodzeń godnych Bindera, książka „The Ascent of Rum Doodle”
zyskała pewną nieśmiertelność. Zawsze byli i będą ludzie, którzy
uwielbiają tę książkę – uwielbiają wystarczająco, by nieść
ją przez pół świata, czy nawet nazywać po niej góry.

A teraz książka powraca. Wierzę, że to jest zaledwie
pierwsze ze 153 wydań. W każdym razie, Panie i Panowie, z radością
i niebywałym zaszczytem, przedstawiam Państwu jedną z najzabawniejszych
książek, jakie kiedykolwiek przeczytacie.

2001

Dla George’a i Margot

Nie zamierzałem krytykować żadnej książki
górskiej, technik wspinaczkowych ani przygadywać któremukolwiek ze
współczesnych lub byłych himalaistów.

Słowo wstępne

Z przyjemnością i zaszczytem kreślę
słowo wstępne do sprawozdania ze zdobycia najwyższego szczytu
świata. Trudności były liczne. Udało się je jednak przezwyciężyć
dzięki determinacji uczestników wyprawy, którzy dali z siebie wszystko
na rzecz wspólnego celu. Ich osiągnięcie jest bezcenne. Tę książkę
powinni przeczytać – nie jeden raz – wszyscy uczniowie i każdy,
kto ceni ludzki wysiłek i męstwo.

sir Hugeley Havering, AISC,
MPL

Przewodniczący Komitetu ds. Rum Doodle

Wstęp

Napisanie wstępu do tego sprawozdania ze
zdobycia najwyższego szczytu świata stanowi dla mnie przyjemność
i zaszczyt. Przeszkody były ogromne. To, że zostały pokonane,
jest wynikiem zawziętości i wytrwałości, z jakimi wszyscy
uczestnicy wyprawy realizowali wspólny cel. Ich osiągnięcie jest
nie do przecenienia. Tę książkę powinni kilkukrotnie przeczytać
wszyscy uczniowie, a także każdy, kto szanuje ludzką odwagę
i inwencję.

O. Totter

1 Zespół

Kiedy Komitet ds. Rum Doodle
poprosił mnie o pokierowanie wyprawą, miałem świadomość, że
obdarzono mnie nie lada zaszczytem. Jak stwierdził kiedyś Totter,
zdobycie Rum Doodle to zupełnie coś innego niż wspinaczka na Mont
Blanc drogą przez Grépon. Wahałem się, czy wziąć na siebie tak
wielką odpowiedzialność, i tylko usilne nalegania członków Komitetu,
szczególnie jego przewodniczącego sir Hugeleya Haveringa, skłoniły
mnie do podjęcia pozytywnej decyzji.

Na początek pragnę wyrazić głębokie uznanie dla
rozsądnych opinii i bezinteresownego poświęcenia członków Komitetu,
a w szczególności dla przewodniczącego. Jego opinie okazały się
szczególnie trafne przy wyborze uczestników wyprawy. Gdybym miał go
dokonać ponownie, wybrałbym tych samych partnerów, bo pomagali mi
ze szczerym i bezinteresownym entuzjazmem. Ośmielę się stwierdzić,
że żaden kierownik nie miał lepszego wsparcia.

Na nasz sukces złożyły się dwa czynniki: doskonała
praca zespołu i niezwykły wysiłek tragarzy, bez których wyprawa by
się nie powiodła.

Doradzając Komitetowi przy kompletowaniu zespołu,
kierowałem się zasadą, która pomogła mi w wielu sytuacjach: należy
sprawić, aby jeden wybór przynosił dwie korzyści. Każdy członek
zespołu odpowiadał za konkretne zadanie organizacyjne lub techniczne,
a równocześnie posiadał jakąś szczególną umiejętność, dzięki
której był cenny jako wspinacz i towarzysz wyprawy.

Jak duży sukces przyniosła taka polityka, będzie
wyraźnie widać.

Skład wyprawy był następujący:

TOM BURLEY – major w Służbach
Zaopatrzenia i Transportu Królewskich Wojsk Lądowych. Odpowiedzialny
za wyposażenie. Słynący ze zdumiewającej wytrzymałości podczas
zdobywania wielu szczytów. Typowany na najmocniejszego uczestnika
wyprawy. Bywał wysoko. Aby do nas dołączyć, przerwał urlop spędzany
na wspinaczce w Alpach.

CHRISTOPHERWISH – pracownik
naukowy ekspedycji. Wyśmienity we wspinaczce skalnej. Bywał wyżej
niż większość. Dopiero co wrócił z zakończonej sukcesem dziewiczej
wspinaczki w Andach.

DONALDSHUTE – nasz
fotograf. Świetny we wspinaczce lodowej. Bywał tak wysoko jak
większość. Niedawno powrócił z Gór Skalistych.

HUMPHREYJUNGLE – specjalista
od komunikacji radiowej i wytyczania trasy. Bywał niemal tak wysoko
jak wszyscy. Wezwany z Kaukazu.

LANCELOTCONSTANT – dyplomata
i językoznawca. Odpowiedzialny za tragarzy. Wybrany głównie ze
względu na takt w relacjach społecznych oraz koleżeństwo. Oczekiwano,
że wejdzie wysoko. Niedawno wrócił z Atlasu.

RIDLEY
PRONE – lekarz wyprawy i nasz ekspert od
tlenu. Bywał wystarczająco wysoko. Dopiero co powrócił
z Himalajów.

2 Plan

Po trzech miesiącach gorączkowych
przygotowań, na dzień przed wyruszeniem, spotkaliśmy się w Londynie,
aby ostatecznie przeanalizować plan. Nie dotarł jedynie Jungle, który
miał omówić obsługę radioaparatury i własne metody wytyczania
trasy. Zadzwonił, by oznajmić, że wsiadł w zły autobus i nie jest
pewien, gdzie się znajduje, ale dostrzegł Gwiazdę Polarną, więc
niedługo powinien do nas dołączyć.

Burley, mimo kiepskiej formy wynikającej
z londyńskiej apatii, przedstawił nam szczegółowe ustalenia
dotyczące logistyki. Celem wyprawy jest dotarcie dwóch wspinaczy na
szczyt Rum Doodle. Wymaga to założenia obozu na wysokości jedenastu
tysięcy ośmiuset metrów i zaopatrzenie go w dwutygodniowe zapasy
dla dwóch osób, tak, by w razie niesprzyjającej pogody można było
wygodnie oczekiwać na jej poprawę. Wyposażenie tego obozu trzeba
przetransportować z końcowej stacji kolejowej w Chaikhosi, odległej
o osiemset kilometrów. Będzie do tego potrzeba pięciu tragarzy. Do
niesienia żywności dla nich – dwóch tragarzy. Kolejny będzie
potrzebny do transportu jedzenia dla tej dwójki. Jego żywność
poniesie chłopiec do pomocy, który swoje jedzenie przetransportuje
samodzielnie. Pierwszy zespół wspierający będzie stacjonował
na wysokości jedenastu tysięcy pięciuset metrów, również
zaopatrzony na dwa tygodnie, co wymaga kolejnych ośmiu tragarzy
i chłopca do pomocy. W sumie do przetransportowania namiotów, ekwipunku,
jedzenia, radioaparatury, sprzętu naukowego i fotograficznego oraz
rzeczy osobistych będzie potrzeba trzech tysięcy tragarzy i trzystu
siedemdziesięciu pięciu chłopców.

W tym momencie zadźwięczał telefon. Dzwonił
Jungle, w  wyśmienitym humorze. Jak stwierdził, udało mu się
ustalić, że bez wątpienia znajduje się na obrzeżach Londynu,
w Cockfosters. Pogratulowaliśmy mu i odparliśmy, że oczekujemy jego
rychłego przybycia.

Doceniliśmy, że Burley świetnie opanował każdy detal
planu transportu. Jednak zdaniem Wisha limit wagi, który wyznaczono
dla sprzętu naukowego, był skandalicznie mały. Zależało mu, by
zabrać koparkę lodowcową i trzytonowy pneumatyczny młot geologiczny,
a żaden z tych niezbędnych sprzętów nie został uwzględniony. Burley
odniósł się do tego zastrzeżenia dość lakonicznie. Nadmienił,
że rozkopywanie lodu na Rum Doodle zgoła różni się od rozkopywania
lodu na Mont Blanc, a rozrzedzone powietrze zapewne uniemożliwi
użycie sprzętu pneumatycznego. Wish był zrozpaczony. Stwierdził,
że mógłby w zasadzie od razu wrócić do domu, gdyż nie czuje się
doceniany. Constant taktownie wtrącił, że Burley zapewne nie zamierzał
deprecjonować roli Wisha w wyprawie, a chciał jedynie powiedzieć,
że sprzęt naukowy nie jest potrzebny na wyprawie, której jedynym
celem jest dotarcie dwóch wspinaczy na wierzchołek Rum Doodle. Na to
wdał się do rozmowy Shute, ubolewając, że sprzęt naukowy uważany
jest za piąte koło u wozu. Przecież jednym z najważniejszych zadań
ma być zbadanie wpływu rozrzedzonego powietrza na trójwymiarową,
kolorową telewizję. Prone zaś, cierpiący z powodu silnego kataru,
wymamrotał coś niezbyt zrozumiałego, co zabrzmiało jak „bażde
dade bedyczde”.

Ponieważ, jak każdy dobry kierownik, byłem wyczulony
na nastroje w zespole, zwietrzyłem ukrytą waśń i spokojnie
przypomniałem wszystkim słowa Tottera: „Na Mont Blanc można
wspinać się w skłóconym zespole, na Rum Doodle – w żadnym
wypadku”. Ta otrzeźwiająca myśl przyniosła pożądany efekt,
czemu dopomógł zapewne fakt, że Burley, zmorzony przez londyńską
apatię, zapadł w sen. Wisha, który miał z nim nocować w namiocie,
bardzo zmartwiło, że Burley mocno chrapie. Shute pocieszył go jednak,
że na dużej wysokości chrapanie będzie znacznie mniej uciążliwe
wskutek stłumienia fal dźwiękowych w rozrzedzonym powietrzu.

Potem Wish przedstawił nam w skrócie program
naukowy. Oprócz badań nad matematycznym modelem fosyferacji tego terenu
miał nadzieję zebrać nowe dane na temat wpływu biochronicznej
dysastryfikacji rozciągania geneosferycznego na krętacze
Whartona. Liczył także na to, że przywiezie po parze z każdego
gatunku stworzeń żyjących na Rum Doodle, by zbadać możliwość
wyhodowania rasy wspinaczy potrafiących prowadzić normalne życie na
dużych wysokościach.

Podczas tej prelekcji ponownie zadzwonił Jungle,
by poinformować, że nie znajduje się w Cockfosters, lecz
w Richmond. Okazało się, że napis „Cockfosters”, który dostrzegł
na autobusie, oznaczał cel trasy. Wskutek tego wyruszył oczywiście
w złym kierunku, ale wkrótce powinien do nas dołączyć.

Następnie Shute opisał nam aparaturę fotograficzną,
której głównym elementem była kamera do kręcenia trójwymiarowych,
kolorowych filmów. Miał nadzieję, że zarejestruje nią wszystkie
działania zespołu. firma, która dostarczyła aparat, doda stosowne
romantyczne i katastroficzne ujęcia, wplecie patriotyczną pieśń,
oryginalny materiał zdjęciowy zredukuje do minimum, po czym film,
wedle światowych reguł, zostanie wprowadzony na rynek jako epos
opowiadający o brytyjskim heroizmie. Jeśli szczyt zostanie zdobyty,
członkom zwycięskiego zespołu, o ile będą fotogeniczni i ich wiek
nie przekroczy sześćdziesiątki, zaoferowany zostanie kontrakt na
udział w filmie „Tarzan i Okrutny Bałwan”.

Po tej wypowiedzi dostarczono nam telegram
z informacją: „DOSTRZEGŁEM RZECZKĘ BARKING
CREEK. GODZ. 19:30. KURS NA ZACH.–PN. ZACH. PRZYBĘDĘ WKRÓTCE. ZIMNO,
ALE POGODNIE. JUNGLE”. Stempel pocztowy pochodził
z Hounslow.

Burley, obudziwszy się z gulgotem, stwierdził, że
zabranie wielu naukowych gratów będzie kompletnym błędem. Wprowadzą
one rozgardiasz w przebieg wyprawy, której celem jest przecież dotarcie
dwóch wspinaczy na szczyt Rum Doodle. Naukowiec uczestniczący w wyprawie
jest zaś jeszcze większym utrapieniem niż sprzęt. Opowiedział
o swoim przyjacielu Groagu, który w 1923 roku podczas wyprawy na Tum
Teedle nocował w namiocie z pewnym uczonym. Ten, jak wszyscy badacze,
był bardzo roztargniony. Pewnego dnia nieumyślnie zalał herbatę
roztworem siarczanu miedzi zamiast wodą, wskutek czego on i Groag
zsinieli i przez dwa tygodnie cierpieli na ślepotę barw – nie mogli
odróżnić niebieskiej od białej. Któregoś dnia naukowiec przekroczył
krawędź pola śnieżnego, wydawało mu się bowiem, że rozciągające
się za nim błękitne niebo stanowi kontynuację śniegu. Uratowały go
jedynie wielki wysiłek i poświęcenie Burleya, który miał pecha być
z nim związany liną. Burley był zdania, że każdy normalny człowiek
w takiej sytuacji zostawiłby badacza na pastwę losu.

Wish nie uwierzył w tę opowieść. Stwierdził, że bez
żadnych konsekwencji wypijał litry herbaty zalanej roztworem siarczanu
miedzi. Zsinienie było niewątpliwie wynikiem syntezy składników krwi
pod wpływem rozrzedzonego powietrza. Bardzo uraziło go stwierdzenie,
że wszyscy naukowcy są roztargnieni.

W tym momencie usłyszeliśmy pukanie do drzwi. To
sierżant z miejscowego komisariatu przyszedł donieść, że policjant
w Lewisham dostrzegł podejrzanego nieznajomego wałęsającego się koło
gazowni. Ponieważ ten miał przy sobie mapy i przyrządy nawigacyjne,
aresztowano go jako szpiega. Zatrzymany miał oświadczyć policji, że
nazywa się Forest i że można zweryfikować to pod tym adresem.

Udzieliliśmy niezbędnych referencji, po czym
poprosiliśmy sierżanta o przekazanie Jungle’owi wiadomości, że
liczymy na jego rychłe przybycie.

Potem Constant opowiedział nam o Jogistanie –
kraju, przez który trzeba było przejechać, aby dotrzeć do
stóp góry. Oznajmił, że jego mieszkańcy są silni, niezależni,
przyjacielscy, cechuje ich niezachwiana godność i pogoda ducha. Ich
mowa, nad którą przeprowadził specjalne badania, jest dialektem
języka barometryczno-megalitycznego. Nie zawiera czasowników,
a wszystkie głoski artykułowane są wyłącznie z żołądka.