Rycerze. Honor i przemoc
- Wydawca:
- Wydawnictwo RM Sp. z o.o.
- Kategoria:
- Humanistyka
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-8151-079-0
- Rok wydania:
- 2018
- Słowa kluczowe:
- honor
- krajowi
- learning
- łączyć
- popularnej
- postać
- przemoc
- rycerskości
- rycerze
- rycerzy
- sadler
- stała
- wojennej
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Rycerze. Honor i przemoc”
Rycerzy – wojowników konnych –– zaczęto łączyć z pojęciem rycerskości, gdy zostało ono spopularyzowane przez średniowieczną literaturę. Oczekiwano od nich, że będą walczyć odważnie i honorowo oraz pozostaną lojalni wobec swego pana – w razie konieczności – aż do śmierci. W późniejszych czasach rycerskość utożsamiano z udziałem w turniejach i polowaniach oraz takimi zaletami charakteru jak sprawiedliwość, miłosierdzie i wiara. W czasach wypraw krzyżowych sformułowano kodeksy rycerskie, a niektóre zakony krzyżowców, między innymi templariusze, przeszły do legendy. Wraz z rozwojem sztuki wojennej w XV wieku rycerze stali się zbędni, ale określenie „rycerz” przetrwało jako honorowy tytuł nadawany za usługi oddane monarsze lub krajowi. Postać rycerza stała się też ikoną kultury popularnej. Ta książka opisuje rozkwit i schyłek epoki średniowiecznych rycerzy, w tym ich intensywny trening, kosztowny ekwipunek i uzbrojenie, turnieje oraz pojęcie rycerskości.
Rosie Serdiville – historyk społeczny, bierze udział w rekonstrukcjach historycznych, interesuje się zwłaszcza wpływem działań wojennych na ludność cywilną. John Sadler – historyk wojskowości, autor licznych książek. Wykłada w Centre for Lifelong Learning na Uniwersytecie Newcastle.
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Rosie Serdiville, John Sadler
Rycerze. Honor i przemoc
Seria: Kieszonkowa Historia
Rosie Serdiville, John Sadler
Tłumaczenie: Katarzyna Skawran
Published originally by CASEMATE PUBLISHERS under the title:Knights. Chivalry and Violence
© Casemate Publishers 2017
All rights reserved
Polish translation copyright © 2018 by Wydawnictwo RM
Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25
rm@rm.com.pl, www.rm.com.pl
Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy.
Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli.
Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.
W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: rm@rm.com.pl
ISBN 978-83-7773-925-9
ISBN 978-83-8151-079-0 (ePub)
ISBN 978-83-8151-080-6 (mobi)
Redaktor prowadzący: Irmina Wala-PęgierskaRedakcja: Mirosława SzymańskaKorekta: Jacek RingOpracowanie graficzne okładki wg oryginału: Maciej JędrzejecEdytor wersji elektronicznej: Tomasz ZajbtOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikcja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec
SPIS TREŚCI
Wprowadzenie. O broni i mężach
Kalendarium
Rozdział 1. Przełomowy rok 1066
Rozdział 2. Królestwo Jerozolimskie
Rozdział 3. Edward I Długonogi
Rozdział 4. Waleczne serca
Rozdział 5. Dzień św. Kryspina
Rozdział 6. Gra o tron
Rozdział 7. Ivanhoe
Słowniczek
Bibliografia
Podziękowania
WPROWADZENIE
O broni i mężach
Mówicie: „Zawarliśmy przymierze ze Śmiercią,
i z Szeolem zrobiliśmy układ”.
Biblia, „Księga Izajasza”, 28,15
Rankiem 26 stycznia 1885 roku, dwa dni przed swoimi pięćdziesiątymi drugimi urodzinami, generał Charles George Gordon, zajmujący stanowisko gubernatora Sudanu, był gotów przystąpić do swojej ostatniej oficjalnej potyczki. Okoliczności mu nie sprzyjały. Chartum został niemal opanowany przez zwolenników Mahdiego, charyzmatycznego i bezwzględnego wizjonera, który wypisywał swoje imię krwią niewiernych. A tych nie brakowało. „Chiński” Gordon przysiągł bronić mieszkańców Sudanu, lecz w końcu, mimo bohaterskiej walki, przegrał. Oddziały wsparcia, zbyt późno wysłane przez ociągający się rząd, nie dotarły na czas. Przy nabrzeżu czekał szybki parowiec, który mógł zabrać gubernatora w bezpieczne miejsce.
Generał Gordon nie zamierzał jednak opuścić tych, którzy w niego wierzyli. Mógł wyświadczyć im ostatnią przysługę i zginąć jak bohater. Okoliczności jego śmierci nie są znane. Najprawdopodobniej włożył mundur, załadował pistolet i zginął, walcząc z szablą w dłoni. Sam Lancelot nie rozegrałby tego lepiej. Był to akt prawej i niezawodnej rycerskości połączony z moralnie słusznym męczeństwem. Śmierć generała Gordona odbiła się szerokim echem w świecie.
Niedługo potem zginął Mahdi, ale jego reżim przetrwał aż do 1898 roku. Pułkownik Horatio Kitchener rozgromił mahdystów w bitwie pod Omdurmanem, a brytyjska artyleria zburzyła grób Muhammada Ahmada Ibn Abd Allaha. Generał Gordon – między innymi dzięki wspaniałej roli Charltona Hestona w dramacie historycznym Chartum z 1966 roku – stał się legendą.
Przejawy postępowania zgodnego z kodeksem rycerskim znajdziemy już u Homera. Trojańczyk Sarpedon wyjaśnia swojemu przyjacielowi Glaukosowi:
Za co czci nas jak bogów likijska kraina?
Za co na ucztach zawsze pierwsze miejsce nasze?
Lepsza część na biesiadach? Większe z winem czasze?
Za co dzierżym przy Ksancie tak obszerne niwy,
Okryte winnicami i pięknymi żniwy?
Oto, żebyśmy stojąc na wojsk naszych czele,
Tam szli pierwsi, gdzie Ares plon najgęstszy ściele.
(Homer, Iliada, Księga 12, 5036–5042)
Korzenie rycerstwa sięgają okrytych mgłą historii z przeszłości Germanów, usankcjonowanej i skutecznie zawłaszczonej przez Kościół. Rycerskie rytuały legły u podstaw filozofii i kodeksu wartości – notabene nie zawsze przestrzeganego – otoczonych aurą wyjątkowości. Ideologia w połączeniu z wieloletnim treningiem i kosztownym ekwipunkiem pozwalała konnym rycerzom utrzymać elitarny i przeważnie niekwestionowany status championów na polu bitwy – przynajmniej do czasu, aż pojawili się ci nieznośni drobni wasale ze wsi ze swoimi irytującymi długimi łukami.
Służba rycerska
W 1181 roku Henryk II Plantagenet, twórca imperium andegaweńskiego, podjął próbę uregulowania kwestii wojskowych w Anglii i w tym celu wydał Statut o broni. Określał on, jakie uzbrojenie i broń może nosić przedstawiciel każdej z klas społecznych – od szlachetnie urodzonego po człowieka z gminu. W 1242 roku Henryk III Plantagenet, król zupełnie nieznający się na prowadzeniu wojen, zmodyfikował te przepisy, gdy usiłował zwerbować dostateczną liczbę rycerzy. Wielmożów mających dochody przekraczające 20 funtów rocznie zobowiązał do pełnienia służby rycerskiej. Każdy posiadacz ruchomości wartych 15 funtów musiał też wystawić własne konie, a posiadacz majątku o wartości 2 funtów zaopatrzyć się we własne łuki. Czterdzieści lat później Edward I Długonogi po raz kolejny zmienił treść tego statutu.
Można się było wykupić ze służby rycerskiej, wnosząc odpowiednią opłatę, zwaną scutage. Na tym etapie reform nie podjęto prób ujednolicenia jej wysokości. Zreorganizowano natomiast milicję, to jest terytorialne siły obronne powoływane w różnych hrabstwach, i po raz pierwszy wprowadzono pobór do służby wojskowej. Szeryfowie hrabstw zyskali prawo i obowiązek dokonywania przeglądu zdolnych do walki mężczyzn w każdym hrabstwie i powoływania do służby w milicji odpowiedniej liczby mężczyzn z każdej osady, wyekwipowanych stosownie do swojego stanu majątkowego. Ich racje żywnościowe finansowano ze środków komunalnych. Ten rodzaj zaciągu nigdy nie uzyskał powszechnej akceptacji, a procedura często prowadziła do nadużyć, co sparodiował Shakespeare w kronice Henryk IV:
[Falstaff] Z królewskiego poboru do wojska uczyniłem użytek naprawdę haniebny. W zamian za pozostawienie w cywilu stu pięćdziesięciu niedoszłych żołnierzy wziąłem trzysta funtów i trochę drobnych.
(William Shakespeare, Tragedie i kroniki, „Henryk IV”,
część I, akt IV, scena 2)
Służba wojskowa stanowiła nieodłączny element feudalizmu z jego skomplikowaną siecią wzajemnych zobowiązań między królem a wasalami królewskimi jako jego lennikami i między seniorami a ich wasalami. Feudalna struktura społeczna przypominała drabinę. Na jej szczycie znajdował się władca, a niżej – poszczególne stany od lenników po warstwy pracujące na wsi, których obowiązkiem była uprawa ziemi, a nie władanie mieczem. Obowiązek pomocy zbrojnej seniorowi wynikał z aktu wejścia wasala w osobisty stosunek poddańczy względem seniora. Zwykle służba wojskowa trwała czterdzieści dni w roku, a najniższe grupy społeczne służyły bez żadnego wynagrodzenia. Analogiczny obowiązek wielmoży wobec monarchy określano mianem servitium debitum (należna służba). Gdy upłynął ustalony czas służby, wasal miał prawo oczekiwać za nią zapłaty. Możnowładcy mogli jednak służyć dalej, jeśli nie liczyli na gratyfikację pieniężną i woleli wynagrodzenie w postaci dóbr materialnych po udanym zakończeniu kampanii wojennej. W końcu zajmowali się rycerstwem dla zysku.
Król był uzależniony od rady królewskiej, zwanej Wardrobe (przypominającej współczesny rząd), która zapewniała zorganizowanie armii i jej zaopatrzenia na potrzeby prowadzonej przez niego wojny. Starsi rangą urzędnicy państwowi – zarządcy skarbu i kontrolerzy dworu królewskiego – prowadzili szczegółowe rejestry finansowe. Aby nadzorować także wydatki podczas kampanii wojennej, często osobiście towarzyszyli armii (lub wysyłali swoich przedstawicieli), zabierając ze sobą na wojnę służbę, pomocników i bagaże. Zaopatrzenie armii było bardzo ważne. Żołnierze z pełnymi brzuchami maszerują lepiej, a niedostatki aprowizacyjne, jak łatwo przewidzieć, prowadzą do niebezpiecznego i nadmiernego spożycia piwa. Na przykład z powodu braku żywności wybuchały konflikty pomiędzy angielskimi i walijskimi oddziałami armii króla Edwarda I przed bitwą pod Falkirk w 1298 roku. Blisko trzy dekady później podobne przypadki odnotował zaprzyjaźniony z synem hrabiego Hainault kronikarz Jean le Bel, służący królowi Edwardowi III podczas przegranej kampanii w Weardale w 1327 roku.
Evesham
W połowie XIII wieku większość walk w polu toczyli ze sobą opancerzeni w kolczugi konni rycerze. Podczas kampanii w Evesham w 1265 roku (do której wrócimy jeszcze w rozdziale 3) książę Edward (późniejszy król Edward I) zmierzył się z wojskami dwóch baronów: ze stacjonującą na zachód od rzeki Severn armią Szymona z Montfort starszego i oblegającą Pevensey armią jego syna, Szymona z Montfort młodszego. Siły książęce szybko się przemieszczały i paliły mosty, więc przyparły zachodnią część armii przeciwników do rzeki. Zajęły też Gloucester i utrudniły rebeliantom przeprawę łodziami stojącymi na kotwicy w Bristolu. Szymon z Montfort młodszy pospieszył na zachód z pomocą ojcu i dotarł aż do Kenilworth. Książę, przebywający wówczas w Worcester, a zatem w miejscu dogodnie położonym do przeprowadzenia ataku na dowolnego z dwóch przeciwników, pokonał rebeliantów w Kenilworth, uderzając na nich o świcie. Następnie zawrócił, aby wydać decydującą bitwę pozostałym buntownikom w Evesham.
Nierzadko pojawiały się sugestie, że w tamtych czasach dowódcom wojskowym brakowało zmysłu taktycznego, lecz kampania księcia Edwarda temu przeczy. Dynamikę działań księcia z łatwością można przeciwstawić nieudolności jego ojca podczas wcześniejszej kampanii, zakończonej klęską pod Lewes w 1264 roku. Jak zauważył sir Charles Oman, jeden z admiratorów księcia Edwarda, o sukcesie rojalistów w tej kampanii przesądziły dwa fakty: opanowanie przepraw przez rzekę Severn i zniweczenie wszelkich prób Szymona z Montfort, aby ją przekroczyć. Książę Edward, trzymawszy przeciwników na dystans, najpierw przeprowadził decydujące natarcie na jednego, a następnie na drugiego.
W XIII wieku racje żywnościowe w armii składały się na ogół z chleba oraz mieszanki fasoli, grochu i owsa, czyli „potrawki”. Armia licząca kilka tysięcy ludzi potrzebowała setek ton pożywienia tygodniowo, a także paszy dla koni i mnóstwa słabego piwa.
Rycerze w marszu
Oddziały konne niewątpliwie dowodziły swojej wyższości, gdy zachodziła konieczność przeprowadzenia szybkich manewrów. W średniowieczu standardową jednostkę taktyczną jazdy stanowiła dziesięcioosobowa conroi (grupa rycerzy trenujących i walczących razem). Była to ulubiona formacja słynnych templariuszy. Pojawiła się też moda na większe oddziały. Wkrótce dwudziestoosobowe szwadrony powiększyły się i powstały oddziały liczące osiemdziesięciu giermków, szesnastu rycerzy i czterech chorążych.
Rycerstwo mogło szukać chwały na polach bitew, lecz zawsze musiało brać pod uwagę kwestie praktyczne. Ci, którzy byli na służbie wojskowej, zwykle dostawali glejt. Zapewniał im ochronę przed wszelkim postępowaniem sądowym podczas pełnienia służby – rycerze, podobnie jak James Bond, mieli licencję na zabijanie. Pochodząca z początku XIV wieku iluminowana Biblia z Holkham zawiera między innymi parę bardzo ciekawych ilustracji. Górna przedstawia brutalnie walczących ze sobą rycerzy w kolczugach. Na dolnej piechota toczy zacięty bój z furią, ale mniej honorowo, o czym świadczą miecze, puklerze, topory i groźne tasaki.
Chorąży to rycerz, który podczas wojny dowodził oddziałem wojska pod własną chorągwią. Zgodnie ze zwyczajem templariuszy rycerz mógł sformować poczet, powołując jednego członka swojej świty na giermka noszącego jego kopię, a drugiego na giermka pozostającego w odwodzie z zapasowymi końmi i ekwipunkiem. Gdy poczet włączał się do walki, giermek wręczał kopię swojemu panu i podążał za nim.
Dość znamienne są statystyki. Na pierwszą ze swoich walijskich kampanii król Edward I wezwał około 15 tysięcy piechurów, w tym wielu ściągniętych z południowych krańców księstwa. Na drugą kampanię przeciw powstańcom pod wodzą Williama Wallace’a król wystawił 20 tysięcy piechoty. Jednak podczas późniejszych ekspedycji liczebność armii znacznie spadła. Biedna ludność nie była w stanie zaopatrzyć tak dużych sił wojskowych, bo pozbawiało ją to niezbędnego do przeżycia jedzenia i opału. Ówczesny kronikarz nakreślił obraz angielskiej armii maszerującej podczas szkockiej kampanii w 1300 roku:
Było wiele bogatych czapraków, haftowanych na jedwabiu i satynie; wiele pięknych proporców przyczepionych do kopii, mnóstwo wywieszonych chorągwi. Rżenie koni dało się słyszeć już z daleka; góry i doliny wypełniły juczne konie, wozy z zaopatrzeniem oraz sakwami z namiotami i pawilonami.
(Walter of Exeter, Le siege de Karlaverok)
Ta barwna wizja, która mogłaby także wyjść spod pióra Waltera Scotta lub Alfreda Tennysona, jest niezwykle wyidealizowana. Rzeczywistość prezentowała się bardziej prozaicznie. Armia ciągnęła z hałasem i w kłębach kurzu, z widetami (konne patrole) na przodzie i tyle. W drodze rycerze dosiadali lekkich wierzchowców – stępaków, aby oszczędzać swoje cenne destriery – konie bojowe. Na ogół chowali swoje zbroje w bagażach, gdyż bardzo niewygodnie się w nich jechało. Juczne konie zostawiały za sobą mnóstwo łajna. Za nimi maszerowała źle odżywiona i kiepsko odziana piechota w długich, rozwlekłych i chaotycznych kolumnach, połykając pełen nieczystości kurz.
Karol Wielki i papież Hadrian I, rycina Antoine’a Vérarda z 1493 roku (Archivo Iconografico, S.A./CORBIS-BETTMANN; Wikimedia Commons)
Dalej ciągnęła ogromna karawana żywego inwentarza (armia zabierała zwierzęta ze sobą, aby mieć zaopatrzenie) i toczyły się wozy wyładowane antałkami piwa, namiotami, sznurami, bagażami i różnym ekwipunkiem. W ślad za rycerzami podążali liczni markietanie, a także piwowarzy, prostytutki i kupcy. W wojsku niezbędni byli rzemieślnicy różnych specjalności: zbrojarze, miecznicy, zbrojmistrze wyrabiający łuki i strzały, bednarze, kołodzieje i cieśle, a także chirurdzy i znachorzy, robotnicy i pasterze. Armii nigdzie nie witano z radością. Miejscowa ludność, mając ku temu uzasadnione powody, obawiała się jej przemarszu – i to zarówno armii nieprzyjacielskiej, jak i własnej.
Portret Edwarda I w opactwie westminsterskim w sedilii zbudowanej za jego panowania
Wieśniacy żyli z dala od nieustannego zgiełku nowoczesnego świata. Ta wielka, hałaśliwa armia, zalewająca ich dotychczas spokojną okolicę i zachowująca się niczym przypływy i odpływy morza, musiała im przywodzić na myśl apokalipsę. I rzeczywiście dosyć często okazywała się niemal równie destrukcyjna. Gdy następowało rozluźnienie dyscypliny, szerzyły się gwałty i grabieże. Wojny angielsko-szkockie, toczące się od 1296 roku, charakteryzowało wyjątkowe zdziczenie obyczajów. Nie odróżniano cywilów od żołnierzy i gnębienie ludności stało się akceptowaną taktyką wojny ekonomicznej.
W bitwie
Udział w bitwie niesie ze sobą – i zawsze niósł – ryzyko. W średniowieczu dowódca miał ograniczone siły do dyspozycji, w dodatku część z nich była słaba. Jedna klęska w polu mogła się okazać katastrofalna w skutkach. Komunikacja zależała od konnych posłańców, a tam gdzie to było możliwe, także od sygnalizacji flagami. Trudności z zaopatrzeniem przysparzały nieustannych zmartwień. Zwykle armia dzieliła się na cztery korpusy, każdy dowodzony przez jednego z wielkich możnowładców. Szlachcicom łatwiej przychodziło wydawanie rozkazów niż podporządkowanie się im. Nawet tak władczy król jak Edward I miał czasami problemy z utrzymaniem porządku wśród rycerstwa.
Gdy monarcha dowodził swoją armią, zawsze jechał na czele jednego oddziału, w otoczeniu swojej świty. Po rozpoczęciu bitwy naczelny dowódca miał już niewielki wpływ na ostateczny wynik starcia. Na polu bitwy rycerstwo ustawiało się w szyku liniowym, naprzeciw podobnie ustawionego nieprzyjaciela. Przed ruszeniem do boju możliwości jakichkolwiek manewrów były bardzo ograniczone. Każdy dowódca musi mieć dobry widok na to, co się dzieje na polu bitwy, ale średniowieczny wódz nie mógł sobie pozwolić, aby jego odwody stanęły zbyt daleko, bo zanim wprowadziłby je do walki, mógłby już przegrać bitwę.
Współczesny pisarz tak podsumowuje stosunek rycerzy do niebezpieczeństwa, jakie groziło im w bitwie:
Jakże radosną rzeczą jest wojna, gdyż w jej trakcie możemy być świadkami wielu wspaniałych czynów i odebrać wiele cennych lekcji. Na wojnie tak bardzo kochasz swego towarzysza. Gdy widzisz, że twoja walka jest sprawiedliwa, a twój brat dobrze walczy, napływają ci łzy do oczu. Wielce słodkie uczucie lojalności i żalu wypełnia ci serce, gdy widzisz, że przyjaciel tak mężnie wystawia swe ciało, aby wypełnić i zrealizować polecenie naszego Stwórcy. Wtedy szykujesz się, aby iść i żyć lub zginąć wraz z nim, i z miłości go nie porzucisz. A płynie z tego taka przyjemność, że ten, kto jej nie posmakował, nie potrafi powiedzieć, co to za rozkosz. Czy myślisz, że człowiek, który tego dokona, boi się śmierci? Ani trochę. Ponieważ czuje się pokrzepiony; jest tak uszczęśliwiony, że nie wie, gdzie się znajduje. Zaprawdę niczego się nie obawia.
(Andrew W. Boardman, The Medieval Soldier in the Wars of the Roses, s. 173)
Broń i uzbrojenie
W czasach Szymona z Montfort konnego rycerza chroniły głównie zbroja kolcza oraz hełm garnczkowy z płasko zwieńczonym dzwonem, wąskimi szparami wzrokowymi (tak zwane wizury) i małymi otworami wentylacyjnymi w części osłaniającej policzki. Pod hełmem nosił pikowany czepiec i kaptur kolczy. Kolczuga składała się z dwóch części: sięgającej ud tuniki z długimi rękawami (hauberk) i nogawic (chausée). W porównaniu ze zbroją płytową kolczuga jest elastyczna i stosunkowo lekka. Nie chroni jednak przed miażdżącym ciosem, co grozi poważnymi obrażeniami lub złamaniami, nawet jeśli oczka kolczugi wytrzymają.
Delikatny obszar wokół szyi dodatkowo zabezpieczano sztywnym, sznurowanym kołnierzem, niekiedy wzmocnionym stalowymi płytami. Czasem noszono zbroję łuskową (podobną do starożytnej lorica squamatae). Dłonie chroniły rękawice kolcze. Na początku XIV wieku zaczęto osłaniać kolana dodatkowymi nakolannikami (poleyns), które zakładano na nogawice kolcze i związywano z nagolennikami.
Gdy pojawiło się zapotrzebowanie na lepszą ochronę ciała, wśród jeźdźców na kontynencie zapanowała moda na dodatkową osłonę w postaci swego rodzaju peleryny, z przodu i z tyłu wzmocnionej stalowymi płytami. Wprowadzono też osłony ramion (ailette), na których często pojawiały się herby. W użyciu wciąż były tarcze, w kształcie podstawy żelazka i wyprofilowane tak, aby pasowały do konturów ciała. Rozpowszechnienie się długich łuków (począwszy od początku XIV wieku) wymusiło szukanie dalszych udoskonaleń zbroi. Sama kolczuga nie chroniła przed śmiertelnie niebezpiecznymi grotami strzał typu bodkin, wprowadzono więc rynnowe osłony ramion i nóg, przywiązywane na pancerz kolczy.
Dla rycerza największym wydatkiem, oprócz inwestycji w zbroję, był zakup konia bojowego, czyli destriera (dextrarius). Taki rumak kosztował około 40 funtów, co stanowiło dwukrotną wartość podstawowej kwalifikacji majątkowej do służby rycerskiej. Dobre konie pełnej krwi pochodziły z Francji, Hiszpanii i Węgier. Nie dorównywały wielkością współczesnym koniom rasy hunter, ponieważ na ogół mierzyły w kłębie od 152 do 163 centymetrów, ale miały silne nogi, pojemną klatkę piersiową i szeroki zad. Generalnie destrier był przeznaczony do szarży, więc w drodze na pole bitwy rycerz jechał na stępaku (palfrey), a jego ludzie podążali za nim na niedrogich chabetach (rouncey) o różnorakim przeznaczeniu.
Siodło z wysokim przednim i tylnym łękiem zapewniało rycerzowi dobre oparcie i dodatkową ochronę przed cięciami mieczem. W połączeniu ze strzemionami dawało mu też podparcie niezbędne do prowadzenia skutecznej walki. Cenne konie bojowe również w pewnym stopniu opancerzano – przed siodłem i za nim. Przednia część osłony okrywała łeb i miała otwory na nozdrza, oczy i pysk, a dłuższa tylna sięgała aż do pęcin. Tę skórzaną, pikowaną osłonę uzupełniał naczółek, czyli wyprofilowana metalowa osłona końskiego łba, w który zwykle celowali piechurzy. Dobrze opancerzony człowiek i koń tworzyli prawdziwą jazdę pancerną, a jej szarża budziła przerażenie.
Kalendarium
ROZDZIAŁ 1
Przełomowy rok 1066
ROZDZIAŁ 2
Królestwo Jerozolimskie
ROZDZIAŁ 3
Edward I Długonogi
ROZDZIAŁ 4
Waleczne serca
ROZDZIAŁ 5
Dzień św. Kryspina
ROZDZIAŁ 6
Gra o tron
ROZDZIAŁ 7
IvanhoeSłowniczekBibliografiaPodziękowania
Rycerz to tytuł o dużym ładunku emocjonalnym, szczególnie dla pokolenia wychowanego na programach telewizyjnych dla dzieci z lat pięćdziesiątych i wczesnych sześćdziesiątych, takich jak Knights of the Round Table, Robin Hood (oczywiście w wersji Richarda Greene’a), William Tell oraz Ivanhoe z Rogerem Moore’e, który zagrał w nim jeszcze przed występem w serialu Święty. Szły one w parze z lekturą wspaniałej książki Rogera Lancelyna Greena Król Artur i rycerze Okrągłego Stołu opublikowanej przez Puffin Books, powieściami Rosemary Sutcliff, Henry’ego Treece’a, George’a Alfreda Henty’ego, Roberta Louisa Stevensona i Aleksandra Dumasa. Rycerstwo i cnota rycerskości były najważniejsze, a średniowieczną tradycję kontynuowali Beau Geste z powieści Percivala Christophera Wrena oraz dwaj bohaterowie komiksów – pilot Biggles i wiking Karl (choć w zasadzie pochodzi z czasów przedrycerskich i jest nieco szorstki).
Podziękowania należą się przede wszystkim Ruth Sheppard, naszej redaktorce z wydawnictwa Casemate, doktor Maureen Meikle z Uniwersytetu Leeds, doktorowi Richardowi Britnellowi z Uniwersytetu Durham, profesorowi Tony’emu Pollardowi z Uniwersytetu Teesside; naszym kolegom z byłego Centre for Lifelong Learning na Uniwersytecie Sunderland, zwłaszcza Colmowi O’Brienowi i Maksowi Adamsowi, Chloe Rodham za zrobienie map bitew, Edowi Wimble’owi, Catherine Turner z Durham Cathedral Library, Iainowi Dickiemu i Michaelowi Raynerowi z Battlefields Trust, Tony’emu Whitingowi z Evesham Tourist Centre, Johnowi Wollastonowi, Beryl Charlton i szczególnie Tony’emu Spicerowi, który podzielił się z nami swoimi wynikami badań. Dziękujemy także Adamowi Barrowowi za zdjęcia, Robertowi Hardy’emu CBE, Richardowi Groocockowowi z National Archives, doktorowi Davidowi Caldwellowi z National Museum of Scotland, Christopherowi Burgessowi, Alistairowi Bowdenowi z Remembering Flodden, doktorowi Tobiasowi Capwellowowi z Wallace Collection, Clive’owi Hallamowi-Bakerowowi, Fionie Armstrong z Armstrong Trust and Heritage Centre, doktor Gillian Scott z Castles Study Group, doktorowi Ianowi Robertsowi z North Tyne Heritage Centre, Jennifer Gill i Liz Bregazzi z County Durham Record Office, Malin Holst z Towton Mass Grave Project, Philipowi Albertowi i Johnowi Wallerowowi z Royal Armouries, Nicoli Waghorn z National Gallery, Matthew Baileyowi z National Portrait Gallery, personelowi Lit.& Phil. Library w Newcastle-upon-Tyne, Adrianowi Waite’owi z Red Wyverns, Duncanowi Brownowi z EH Photo Library, Anthei Boylston i Jo Buckberry z Uniwersytetu Bradford, Winnie Tyrell z Glasgow Museums, Markowi Taylorowi i Grahamowi Darbyshire’owi z Towton Battlefield Society, Bobowi Brooksowi z Hotspur School of Defence oraz Paulowi MacDonaldowi z MacDonald Armouries.
Za wszelkie błędy i braki odpowiedzialność ponoszą wyłącznie autorzy. Staraliśmy się ustalić aktualnych właścicieli praw autorskich. Jeśli w którymś z przypadków nam się nie udało, bardzo prosimy o stosowną informację i wówczas poprawimy swój tekst.
Rosie Serdiville i John Sadler
Northumberland/Newcastle-upon-Tyne, 2017