Strona główna » Obyczajowe i romanse » Rzymskie odcienie miłości

Rzymskie odcienie miłości

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 9788379767014

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Rzymskie odcienie miłości

Bycie kobietą w starożytnym Rzymie to nie lada wyzwanie.

Rok 70 p.n.e., Rzym.

Felicja po śmierci ojca trafia na dwór zamożnego wuja i zostaje wyswatana. Choć każda dziewczyna na jej miejscu nie posiadałaby się z radości na myśl o poślubieniu przystojnego i troskliwego Serwiusza, młodziutka i nieznająca życia Felicja robi wszystko, by temu zapobiec.

Od feralnej nocy poślubnej dzieli ją tylko tydzień i choć czasu pozostało niewiele, to w głowie narzeczonej mnożą się pomysły, jak uniknąć nadchodzącego nieszczęścia w ramionach przyszłego męża.

Polecane książki

KONTYNUACJA BESTSELLEROWEJ SERII MANWHORE Najseksowniejsza książka w dorobku Katy Evans, którą największy portal recenzencki GoodReads.com określił jaką najlepiej ocenianą powieść erotyczną w historii. To mężczyzna, z którym nie chodzi się na randki. To mężczyzna, przed którym ostrzegała cię mama. T...
Sorcha Kelly przez wiele lat była asystentką hiszpańskiego biznesmena Cesara Montero. Od początku postawiła sprawę jasno: żadnych romansów w pracy. Cesar był nią zafascynowany i bardzo chciał, by zmieniła zdanie. Gdy nadchodzi czas na ustalony od dawna przez rodzinę ślub Cesara, Sorcha składa...
W założeniu wesoła książka o życiu niepokornego singla w fikcyjnym mieście, aczkolwiek nawiązującym do jednego z realnych polskich miast....
Książka Mirka Oczkosia pokazuje, jak ważna jest mowa, sposób mówienia w życiu każdego człowieka. Ale pokazuje coś jeszcze. Pokazuje, że człowiek dorosły, który nigdy nie miał okazji ćwiczyć się w przemawianiu, mówieniu, zabieraniu głosu publicznie, może się tego nauczyć p...
Zawartość: Teorie w przedmiocie pochodzenia szlachty polskiej. Teoria bractw chorągiewnych błędna – wspólność krwi podstawą rodów szlacheckich. Obowiązek służby wojskowej nie był podstawą nadawania szlachcie dóbr ziemskich. Znaczenie prawa dziedzicznego, a prawa rycerskiego. Znaki chorągiewne. Runy,...
Wiele lat krążę po orbicie poezji. Patrzę w pełne rozpaczy oczy poetów: młodych - tak trudno im się do życia przystosować, starych - życie tak szybko umknęło. Te eseje powstały z rozpaczy. Mijamy bezpowrotnie i trzeba po sobie coś zostawić. Jesteśmy tylko nikłym błyskiem w kosmosie. Może to być powo...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Magdalena Wala

Copyright © Magdalena Wala, 2017

Copyright © Wydawnictwo Poznańskie sp. z o.o., 2017

Redaktor prowadząca: Milena Buszkiewicz

Redakcja: Kinga Gąska

Korekta: Joanna Pawłowska

Projekt typograficzny, skład i łamanie: Klaudia Kumala

Projekt okładki i stron tytułowych: Magdalena Palej

Fotografie na okładce: www.arcangel.com/David & Myrtille

www.shutterstock.com/canadastock

www.shutterstock.com/Tymonko Galyna

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej: Dariusz Nowacki

Wydanie elektroniczne 2017

ISBN 978-83-7976-701-4

CZWARTA STRONA

Grupa Wydawnictwa Poznańskiego sp. z o.o.

ul. Fredry 8, 61-701 Poznań

tel.: 61 853-99-10

fax: 61 853-80-75

redakcja@czwartastrona.pl

www.czwartastrona.pl

Moim rodzicom

PROLOG

Rok 81 p.n.e. Gdzieś nad Vistulą.

Ptaki nagle ucichły. W puszczy wypełnionej do tej pory rozmaitymi szmerami, pohukiwaniami i śpiewami zapadła nagła cisza. Marek Emiliusz gwałtownym gestem uniósł w górę pięść. Na ten znak oddział miał poruszać się wyjątkowo ostrożnie i pozostawać w pełnej gotowości. Do walki. Do obrony.

Aby przetrwać i powrócić do domu.

Rzymianie nie musieli długo czekać. Zakrwawiony mężczyzna niespodziewanie wyszedł zza krzaków. Potknął się na wystającym korzeniu, upadł i prawie wpadł pod kopyta koni. Marek ledwo zdążył wstrzymać swego wierzchowca, aby ów nie stratował leżącego na wąskiej ścieżce mężczyzny. Ubrany w płócienną krótką tunikę i gacie[1] barbarzyńca otarł z oczu cieknącą z rany na głowie krew. Ciężko oddychał. Wreszcie podniósł się i spoglądając błagalnie na Emiliusza, zaczął gwałtownie gestykulować. Wskazywał na zarośla, z których wybiegł chwilę wcześniej. W tym samym momencie wraz z wiatrem do nozdrzy Marka napłynął mocny zapach dymu. Rzymianin miał tylko nadzieję, że pochodził z palenisk jakiejś osady. Pożar puszczy zajmował ostatnie miejsce w jego planach.

Cóż Parki tym razem postawiły na jego drodze? Zasadzkę, śmierć, a może jednak błogosławieństwo?

Właśnie wracał ze swojej pierwszej i ostatniej zarazem wyprawy handlowej. Ryzyko się opłaciło, choć brat odwodził go od tego pomysłu. Zamiast skorzystać z majątku rodziny, Marek chciał sam zdobyć pieniądze konieczne do objęcia urzędów. Miast zdać się na handel z Celtami, postanowił wyruszyć nad morze, skąd czerpano bursztyn. Teraz juczne konie wiozły nabyte od poławiaczy kilogramy tego kruszcu. Karawany strzegli ci sami oddani weterani, którzy wcześniej służyli pod rozkazami Marka. Najlepszej setce oferował udział w wyprawie i zyski z niej płynące. Gdy wróci do Rzymu, kupi ziemię w okolicach Pompei. Dyktator Sulla[2] obiecał ją swemu trybunowi w podziękowaniu za wierną służbę. Marka cieszyło przebywanie poza stolicą. Stała się ostatnio nieprzyjemnym miejscem. Wszyscy, którzy cokolwiek znaczyli, obawiali się chwili, kiedy przeczytają swoje imię na liście proskrypcyjnej, co było równoznaczne z wyrokiem śmierci i utratą majątku. Rodzinie Marka dzięki jego służbie u dyktatora na szczęście nic nie groziło. Natomiast świadomość, że życie straciło wielu zacnych Rzymian, była dla Marka Emiliusza nad wyraz przykra. Zwłaszcza że z niektórymi wspólnie służył w legionach.

Nagle jeden z byłych legionistów zawołał ostrzegawczo. Zza drzew wysypali się barbarzyńcy. Dwóch konnych i dwudziestka pieszych zatrzymała się, widząc na swej drodze opancerzonych obcych. Uzbrojeni byli we włócznie, ubrani w kaftany, płócienne gacie oraz łapcie wiązane rzemykami aż do kolan. Jeden z ich dowódców dał sygnał do ataku, a barbarzyńcy z krzykiem rzucili się na Rzymian.

Głupcy!

Jego zahartowani w bojach, okryci pancerzem składającym się z żelaznych segmentów legioniści szybko ustawili się w szyk zbrojny i ruszyli na barbarzyńskich wojowników. Marek Emiliusz ze spokojem przypatrywał się brutalnej walce. Miał pewność, że jego interwencja nie będzie potrzebna. Rzymianie z zabójczą precyzją kłuli wroga włóczniami, a gdy doszło do zwarcia dwóch grup, cięli gladiusami. Choć był zajęty walką, kątem oka zauważył, że napotkany chwilę przed atakiem mężczyzna chwycił za nóź i cisnął go w stronę siedzącego na koniu barbarzyńskiego dowódcy. Broń dosięgła celu i utkwiła w prawym ramieniu mężczyzny. Otwarte usta barbarzyńcy świadczyły o krzyku bólu, który jednak rozpłynął się w zgiełku walki. Dowódca upuścił dość duży tłumoczek, który upadł w pobliskie krzewy. Wyraźnie wściekły schylił się, żeby go podnieść, ale w tym czasie jedna z włóczni przeleciała koło jego głowy. Widząc, że jego pobratymcy przegrywają, spiął konia i szybko zniknął za drzewami.

Po krótkiej walce prawie wszyscy barbarzyńcy pokonani leżeli na ziemi. Marek gestem wezwał znającego tutejszą mowę niewolnika, by przesłuchał drugiego konnego. Barbarzyńca był ranny, ale szybko odpowiadał na zadawane mu pytania. Jak się okazało, grupa stanowiła eskortę kapłana tutejszej bogini. Wracali po wypełnieniu zadania powierzonego im przez Radę Starszych. Gdy krótko potem natknęli się na Rzymian, chcieli ich pojmać, a następnie złożyć w ofierze swojej bogini – Jantarowej Pani. Zachłyśnięci sukcesem wyprawy byli pewni, że bogini im sprzyja, ochroni i zapewni zwycięstwo. Tymczasem skończyli pokonani. Nie rozumieli dlaczego, ponieważ odzyskali jej własność. Powinni cieszyć się przychylnością Jantarowej Pani, zapewnić sobie dobre plony i zdrowie. Może do klęski przyczyniło się złamanie przez kapłana słowa danego Dziwnie, rozważał woj. I bogini pomściła krzywdę swej służebnicy.

Marka nie interesowało, kim była Dziwna. Gdy skończył przesłuchiwać barbarzyńcę, jeden z weteranów przyniósł mały tłumoczek porzucony przez kapłana -dowódcę, który uciekł z pola bitwy. Emiliusz był ciekawy, dla jakiego skarbu barbarzyńca ryzykował życie.

Po odsunięciu materiału przeżył szok. Spod płótna wyjrzały duże, zapłakane, zielone oczy osadzone w szczupłej twarzyczce dziecka. Dziecię miało skrępowane ręce i nogi, a w ustach knebel. Chyba tylko dzięki przychylności bogów się nie udusiło!

– Czyje ono? – rzucił do rannego, a niewolnik przetłumaczył pytanie i odpowiedź.

– Pochodzi z osady, nikt ważny – zarzekał się dowódca wojów.

Marek nie uwierzył, ale też nie dociekał. Po odsunięciu sznurów i zwojów materiału zauważył warkocze. Kapłan przetrzymywał dziewczynkę. Marek żałował, że go nie złapano, osobiście by go ukrzyżował. Wojna to jedna rzecz. Krzywdzenie małych dziewczynek zupełnie inna.

– Poprowadzisz nas do jej rodziców – rozkazał, zamierzając po drodze oddać porwane dziecko.

Ranny tylko pokręcił głową i zaczął coś tłumaczyć. Niewolnik słuchał uważnie.

– Tylko ona przeżyła. Jej osadę spalono dzisiaj z rozkazu kapłana. Najpierw zamknęli rodziców i podpalili chatę, potem puścili z dymem resztę. Stąd ten smród – dodał.

Marek szybko objął spojrzeniem najbliższe otoczenie. Ten, który rzucił nożem w kapłana, również zniknął. Emiliusz rozejrzał się uważnie, ale nie zauważył mężczyzny wśród leżących barbarzyńców. Musiał uciec. Spojrzał ponownie na pokonanych i zaczął wydawać rozkazy wojskowym. Nakazał zabrać lekko rannych z karawaną. Miał zamiar sprzedać ich jako niewolników. Zapewni mu to dodatkowy zysk. Ciężko rannych się dobije. Otulił swoim płaszczem przerażone dziecko. Skoro nie ma rodziców, ją również zabierze.

[1] Dolna część męskiego stroju, odpowiednik naszych spodni.

[2] Lucjusz Korneliusz Sulla – zwycięski wódz w wojnie z Mitrydatesem, królem Pontu; po krwawej wojnie domowej został dyktatorem w 82 p.n.e. i sprawował ten urząd do 79 p.n.e.

ROZDZIAŁ II

Felicyta była wykończona i marzyła tylko o jednym. O chwili oddechu od koszmarnej pani domu i jej równie strasznej córeczki. Dopiero teraz zrozumiała, dlaczego niektórzy obywatele sprzedają się w niewolę. Jak sobie znajdą pana, który jest lepszy od takiego pomiotu Plutona, to ich życie, jako niewolnika, jest po prostu usłane różami! Bo tylko do stworzeń w domenie boga podziemi mogła porównać te dwie. Do tej pory nie zdawała sobie sprawy, jakie miała w życiu szczęście. Niestety, dwa miesiące wcześniej jej przybrany ojciec nagle zmarł. Felicyta lub Felicja, jak była często nazywana przez najbliższych, znalazła się w domu jego brata, którego wcześniej słabo znała. Sam Quintus, jej nowy opiekun, był podobny do brata, odrobinę onieśmielający, ale zarazem uprzejmy.

Niestety nie można było tego samego powiedzieć o jego żonie i jej rodzince. Oszołomiona utratą jedynej bliskiej osoby, snuła się po domu jakieś dwa tygodnie. Po tym czasie pani domu zdecydowała o końcu jej żałoby. Stary Grek – niewolnik, który z rozkazu ojca dbał o jej wykształcenie, został sprzedany lub gdzieś odesłany. Sierocie i na dodatek kobiecie wykształcenie nie było przecież do niczego potrzebne. Ponieważ cały majątek ojca przechodził na jego brata, została całkowicie zdana na łaskę nowego opiekuna. Odtąd musiała zarobić na swoje utrzymanie. W przeciwnym wypadku zostanie wyrzucona na ulicę. W związku z tym zajmowała się córkami państwa: Emilią oraz Porcją, służąc im oraz ucząc sztuki czytania i pisania. Gdybyż tylko chodziło o tę pierwszą, westchnęła. Emilia była cudownym dzieckiem, radosnym i na dodatek chętnym do nauki. Córka pani Klodii, Porcja, okazała się, delikatnie mówiąc, mało zdolna i na dodatek złośliwa. Miała nieładny zwyczaj kopania Felicji, jeśli ta zrobiła coś, co młodej arystokratce nie odpowiadało. Poza czasem nauki całe dnie spędzała na wypełnianiu najrozmaitszych poleceń Porcji. To, że w pobliżu było z dwudziestu bezczynnych niewolników, nie przeszkadzało ani Klodii, ani jej córce. Niewolnicy słono kosztowali, o niewolników trzeba dbać. Przez nią natomiast dochodziło tylko do strat.

Felicja zaczynała być już zdesperowana. Wczoraj Porcja nie poprzestała na kopniakach. Gdy jej dyktando zostało negatywnie ocenione przez nauczycielkę, ta została przez panienkę uderzona w twarz. Gdy poszła się poskarżyć Klodii, otrzymała policzek jeszcze od niej, żeby zapamiętała, gdzie znajduje się jej miejsce w domostwie. Miała wypełniać wszystkie polecenia tak, by Porcja była zadowolona. Poza tym zagrożono jej chłostą, jeśli ponownie ośmieli się poskarżyć. Gdy przypomniała sobie muskularne ramiona niewolnika, który zajmował się w domostwie wymierzaniem dyscypliny, zadrżała. Nie miała najmniejszej ochoty na takie spotkanie. Wcale a wcale.

Zostało jej już tylko jedno – po uczcie musi odważyć się porozmawiać z panem domu. Albo przynajmniej poprosić o rozmowę. W jej obecnej sytuacji lepsze będą nawet najgorsze wiadomości niż ciągła niepewność. Może senator powie, co mogłaby robić, żeby zarobić na swoje utrzymanie i nie być narażona przy tym na szykany. Musiała skorzystać z takiej możliwości, dopóki obiady spożywała z rodziną. Prawdę powiedziawszy, dziwiło ją to niepomiernie, ponieważ, według pani domu, znajda bez posagu miała w domu gorszą pozycję niż niewolnik.

Tymczasem szukała miejsca, w którym mogłaby przeczekać aż do wieczornego posiłku. Ukrycie się w sypialni nie wchodziło w grę, bo będzie to pierwsze miejsce, które sprawdzą podczas poszukiwań. Wybrała więc łaźnię. W pomieszczeniu służącym do kąpieli parowych znajdowała się wnęka z ławą. Ponieważ w środku panował półmrok i na dodatek kłębiła się tam para utrudniająca widoczność, istniała duża szansa, że nie zostanie przez nikogo znaleziona.

Natychmiast zaczęła wprowadzać w życie swój plan. Niezauważona przez domowników przemknęła przez perystyl. Gdy dostrzegła nadchodzącą niewolnicę, przycupnęła na chwilę w krzewach zasadzonych obok fontanny. Następnie otworzyła drzwi do łaźni. Przeszła szybko przez przebieralnię, minęła baseny z zimną i gorącą wodą i była już na miejscu. Westchnęła z ukontentowaniem. Nareszcie bezpieczna. Przynajmniej przez jedno popołudnie!

Weszła do swojej ulubionej wnęki. Niestety, nie mogła zostawić tuniki w przebieralni. Ściągnęła więc ją, rozłożyła na kamiennej ławie i próbowała nie myśleć o tym, że za chwilę cała się pomoczy. Jakoś dotrze w niej do sypialni, która na szczęście była usytuowana blisko łaźni.

Oparła się o ścianę i dalej zaczęła dumać nad swym smutnym położeniem. Kopniaki Porcji były niczym wobec niepokojących błysków w oczach jej starszego brata. Dziś nie ograniczył się do patrzenia. W korytarzu przy atrium złapał ją za rękę i zaproponował opiekę w zamian za to, że będzie dla niego miła. Nie bardzo rozumiała, o czym mówił, ponieważ zawsze traktowała go bardzo uprzejmie, nie chcąc narażać się na reprymendę ze strony Klodii. Nie wiedziała też, na czym polegałaby taka opieka. Ale dobrowolne oddanie się pod władzę Marka Porcjusza nie wchodziło w grę. Instynktownie czuła, że nic dobrego dla niej z tego nie wyniknie. Nie miała co prawda posagu, ale nikt jej nie może zmusić do ciągłego przebywania w towarzystwie mężczyzny, którego nie lubiła i którego się obawiała.

Gdybyż żył jej ojciec! W stosunku do niego również czuła rozżalenie. Wychowywał ją jak swoją własną córkę, więc mógł lepiej zabezpieczyć jej byt. Nie, nie mogła być niesprawiedliwa. Musiał pomyśleć o niej, ponieważ w przeciwnym wypadku wylądowałaby na ulicy. Obecnie miała przynajmniej dach nad głową.

Pogrążona w myślach, początkowo nie zauważyła ruchu w sąsiednim pomieszczeniu. Słysząc fragmenty rozmowy, podniosła gwałtownie głowę. Skupiła się. Na pewno w łaźni przebywał mężczyzna w towarzystwie przynajmniej dwóch kobiet. Obcy, bo głosy łaziebnych były jej znane, natomiast jego zdecydowanie nie. Tylko że przed obiadem nikt nie korzysta z łaźni! Czyżby niespodziewanie przyjechał jakiś gość? Wtuliła się głębiej w czerń pomieszczenia, kładąc stopy na ławie i przyciskając do tułowia uda. Zebrała tunikę i schowała za plecami, by błysk bieli nie zdradził jej kryjówki. Nagrzany kamień zaczął nieprzyjemnie parzyć ją w nagie pośladki i stopy. Przesunęła tunikę tak, by choć niewielka część materiału leżała na ławie i oddzieliła od źródła gorąca przynajmniej jej pupę. Żeby tylko nie została odkryta, bo chyba umarłaby ze wstydu. Mniejsza o niewolnice, ale przebywał tam mężczyzna. Sama nie wiedziała, co lepsze? Ten obcy czy Marek? Dlaczego to nie mógł być Tytus lub senator? Dlaczego ma ostatnio takiego pecha? Dlaczego Fortuna przestała jej sprzyjać?

Bogowie! Teraz jeszcze cała grupa weszła do środka. Felicja pośpiesznie skuliła się jeszcze bardziej i zamknęła oczy. Łaziebne przyniosły ze sobą lampki oliwne i ustawiły je na trójnogach. W pomieszczeniu zrobiło się jaśniej, ale jej wnęka nadal pozostawała poza kręgiem światła. Oby jej nie zauważył, oby jej nie zauważył, powtarzała sobie w duchu. Na wszelki wypadek otworzyła oczy i… zamarła. Mężczyzna stojący w oparach był zupełnie nagi. Felicja widywała już obnażonych do przepaski niewolników, ale nigdy z tak bliska i nigdy nie wyglądali tak…, tak…! Sama nie wiedziała, jak ma określić swoje pierwsze wrażenie.

Groźnie?

Potężnie?

W mroku nie widziała dokładnie rysów twarzy, ale ciało musieli mu rzeźbić sami bogowie. Wpatrywała się w niego już bez skrępowania, tak by nie pominąć żadnego szczegółu. Był wysoki, złożony z samych mięśni, które grały pod skórą, kiedy niewolnice drewnianymi deszczułkami zbierały pot z brudem z jego skóry. Ciało w świetle lśniło wilgocią i aż prosiło, aby je dotknąć. Tors miał umięśniony i gładki, pozbawiony włosów, brzuch płaski. Kępki owłosienia pokazały się pod jego pachami, gdy podniósł ręce, aby ułatwić dostęp do boków. Mięśnie pięknie układały się pod skórą. Felicja żałowała, że nie jest rzeźbiarzem, który mógłby w pełni oddać witalność jego postaci. Nagle jedna z niewolnic, do tej pory przed nim klęcząca, podniosła się i Felicji ukazała się reszta jego ciała, dotychczas ukryta przed jej wzrokiem. Linia włosów zaczynała się na jego podbrzuszu i biegła niżej, aż do…

Bogowie!

Zawstydzona zamknęła gwałtownie oczy. Więc to ukrywają mężczyźni pod przepaskami! Mówiąc sobie w duchu, żeby nie była tchórzem i skorzystała z nadarzającej się okazji, znów rozchyliła powieki, aby się przekonać, że najbardziej interesujące ją miejsce zostało zakryte przez głowę niewolnicy. Obiema rękami dociskał jej czerep do siebie i wydawał z siebie jakieś gardłowe dźwięki. Dziwny sposób czyszczenia, stwierdziła w duchu, pochylając się w lewo, by mieć lepszy widok.

Nagle oderwał łaziebną od siebie. Szarpnął kobietę do góry, obrócił się z nią i przycisnął jej plecy do ściany. Następnie zakleszczył jej nogi na swoich biodrach i miarowo zaczął się do niej przyciskać i odsuwać. Felicja miała przed oczami całe jego nagie ciało. Tym razem od tyłu. Duże, mocne i umięśnione. Gdy się kołysał, była oczarowana widokiem jego poruszających się w kłębach pary muskułów. Światłocień nadawał całemu spektaklowi niemalże artystyczną wymowę. Tymczasem Incja, Felicja rozpoznała łaziebną, zaczęła się miotać pod mężczyzną, jednocześnie wydając z siebie coraz głośniejsze jęki, które szybko przerodziły się w wołane ochrypłym głosem błagania, aż urosły do krzyku.

Co się dzieje?

Na początku myślała, że to jakiś dodatkowy sposób czyszczenia albo egzotyczny taniec, ale obecnie miała wrażenie, że jest świadkiem czegoś zgoła innego. Głośne wrzaski niewolnicy nie świadczyły o jej zadowoleniu. Wręcz przeciwnie! Cokolwiek jej robił, musiało sprawiać niewolnicy olbrzymi ból, doszła do wniosku. I nawet biedulka nie mogła zaprotestować, tylko pokornie znosić takie traktowanie.

Felicja natychmiast przestała być nim oczarowana i siedziała zmartwiała z oburzenia. Skoro nie spodobał mu się sposób, w jaki go obmywała, to mógł jej powiedzieć, a nie od razu krzywdzić nieszczęsną i to tak okrutnie. Felicja tylko raz słyszała, jak kobieta krzyczy w podobny sposób. Gdy z rozkazu Klodii niewolnica, która podczas obcinania paznokci niechcący zraniła panią, otrzymała dziesięć plag, przywiązana do słupa. Do dziś pamiętała krwawe ślady na jej plecach. Ten brutal na pewno był jakimś krewnym pani domu. Bez wątpienia!

Jakiż musiał być zepsuty, skoro sam torturował kobietę, zamiast przekazać ją w ręce odpowiedzialnego niewolnika, który wymierzyłby jej karę adekwatną do przewinienia. Kiedyś jej ojciec w rozmowie z innym Rzymianinem wspominał, że są tacy, którym przyjemność sprawia krzywda innych. Obcy musiał należeć do takich osób.

Nieszczęsna Incja, pomyślała i poczuła nagłą falę współczucia. Niestety, zło już zostało wyrządzone, a teraz musiała zadbać o własną skórę. Nie miała najmniejszej ochoty podzielić losu niewolnicy, zwłaszcza że po karze łaziebna osunęła się na kolana i gdy już przestała cicho jęczeć, skulona oddychała ciężko. Zaś on… Coś w sposobie, w jaki układało się jego ciało, mówiło jej, że promienieje zadowoleniem. Mężczyzna był piękny, ale prawdziwy z niego potwór! I pomyśleć, że tak gardziła Markiem Porcjuszem. Obcy tymczasem rozsiadł się wygodnie na ławie, owinąwszy sobie biodra kawałkiem płótna podanym przez niewolnice.

– Możecie odejść. – W ciszy jego głos miał siłę grzmotu.

Niewolnice ukłoniły się i opuściły pomieszczenie. Incja ledwo powłócząc nogami.

Felicja bezwiednie zatrzęsła się. Prosiła wszystkich miłosiernych bogów, żeby wyszedł, ale jakoś mu się nie spieszyło. Rozsiadł się wygodnie i przymknął oczy. Miała nadzieję, że w ciszy nie dosłyszy bicia jej serca. Nagle znów usłyszała jego głos.

– No, panienko, podobało się przedstawienie? A może miałaś ochotę się przyłączyć?

On mówił do niej! Felicja pisnęła, jednym ruchem porwała tunikę i rzuciła się do wyjścia, w biegu wciskając się w szatę. Zdecydowanie nie chciała być przez niego w jakikolwiek sposób karana. Dopiero gdy znalazła się w swojej sypialni, zaczęła się modlić do bogów. Aby już nigdy się nie spotkali.

Proszę, proszę. Serwiusz rozparł się wygodnie na ławie. Pierwszy dzień w domu i już niespodziewane atrakcje. Najpierw został uwiedziony przez niewolnicę w łaźni. Nie żeby się specjalnie opierał… W wojsku miał długie przerwy, nim znalazł chwilę na zaspokojenie naturalnych popędów. Jednak jakość tych nielicznych spotkań była… Rzymianki mogą się schować! Incja natomiast skorzystała z okazji, żeby wskrzesić ich quasi-związek. Może liczyła na to, że zajdzie w ciążę? Przecież właściciel nie chciałby, by jego wnuk urodził się jako niewolnik. Pomny sztuczek łaziebnych, zastosował metodę, o