Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Smutny król Tanałat

Smutny król Tanałat

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7859-250-1

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Smutny król Tanałat

Każda bajka w zbiorze jest inna i dotyczy odmiennej sytuacji życiowej. Bajki można czytać w domu, na zajęciach szkolnych i przedszkolnych. Można też na ich podstawie organizować ciekawe zabawy.
Książka przeznaczona jest  dla dzieci w wieku 5-7 lat.

Polecane książki

Trójka młodych przyjaciół otrzymuje anonimową wiadomość, że w Bobolicach znajduje się ukryty skarb. Nieporozumienie? Głupi żart? A może tajemniczy informator wie, że pisze do osób, które mają na swoim koncie wcześniejsze sukcesy w poszukiwaniu skarbów? W każdym razie nadarza się świetna okazja d...
Najnowszy satelita NASA wykrywa niezwykły obiekt w lodowcach Arktyki, meteoryt ze śladami życia pozaziemskiego. Biały Dom przygotowuje się do poinformowania o odkryciu światowej opinii publicznej. Stanowiłoby ono sensację na miarę lądowania człowieka na Księżycu i zapewniło urzędującemu prezydentowi...
Ksiązka ta zawiera 11 gotowych strategii transakcyjnych .Kazda strategia jest dokładnie opisana i pokazana na wykresach.Inwestor Forex działający bez strategii ma o wiele więcej wspolnego z hazardzistą niż z poaważnym handlowcem.Kożyści ze strategii są liczne , ale przede wszystkim umożliwiają przed...
Będąc podatnikiem VAT czynnym, masz prawo do odliczenia podatku naliczonego od nabywanych towarów i usług w zakresie, w jakim zakupy mają związek z wykonywanymi rzez Ciebie czynnościami opodatkowanymi. Nie musi to być związek bezpośredni. Ustawa przewiduje jednak kilka istotnych ograniczeń w odlicza...
Wspomnienia syna Stanisława Lema o ojcu są książką pełną humoru, ciepła i szacunku wobec głównego bohatera. "Potomkowie ludzi wielkich i sławnych, wspominając rodziców, popadają często w skrajności, miewają skłonność albo do czułostkowej idealizacji, albo do bolesnych rozliczeń. Tu jest inaczej: mił...
Aby dziecko wyszło z domu, najlepiej wyjść razem z nim Według najnowszych badań zaledwie 6% dzieci w wieku 9-13 lat woli spędzić wolny czas na podwórku zamiast przed komputerem, a czas przebywania na podwórku lub na łonie przyrody jest nawet 10 razy krótszy niż ten poświęcony na oglądanie telewizji ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Sara Tukan

Smutny król Tanałat

Sara Tukan  Julia Burakowska

© Copyright by

Sara Tukan & Julia Burakowska & e-bookowo

Ilustracje i projekt okładki Ewa Laszczkowska

ISBN e-book 978-83-7859-250-1

ISBN druk 978-83-7859-251-8

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2013

Konwersja do epub

POIDŁO

– Nie rozpychaj się! Poidło jest wspólne – wołał kos do sroki, lecz ona nic sobie z tego nie robiła i jak zwykle spychała z krawędzi wszystkie mniejsze ptaki.

– Chodźmy stąd – powiedziała zniecierpliwiona pani kosowa. – Poczekamy, aż ta ważniaczka odleci.

Tym razem jednak czarny, żółtodzioby ptaszek nie dał za wygraną. Skulił się pod sroczym skrzydłem, mocno pochylił główkę i zaczerpnął wielki łyk krystalicznej wody.

Wtem w poidle pojawiła się dziura. Woda wypływała przez nią coraz większym strumieniem. Wystraszona sroka zamachała skrzydłami spychając kosa w odmęty.

– Aj! Ajajaj! Ratunku! – krzyczał biedaczek, jednak woda zagłuszała jego nawoływania.

Mały czarny ptaszek płynął dalej krztusząc się i trzepocząc przemokniętymi skrzydełkami. Struga wody przemieniała się w coraz większą falę i wciągała kosa w otchłań.

– Gdzie ja jestem? – kos otwierał i zamykał oczka, bezradnie rozkładał skrzydełka, lecz to co widział ani trochę nie przypominało mu ogrodu, w którym mieszkał od chwili wyklucia się z jajka.

Wokół niego rozpościerał się ogromny las. Rozłożyste muchomory wabiły muchy, pająki biegały po swoich niciach w poszukiwaniu owadów, a z sadzawki, z której ptaszek właśnie się wydostał, słychać było wesołe kumkanie żab.

– Gdzie ja jestem? – zapytał ponownie, tym razem głośniej.

– Nie poznajesz? To przecież las – odpowiedział mu czyjś piskliwy głosik.

– Kto do mnie mówi? Pokaż mi się, proszę… – kos kręcił się w kółko, ale nigdzie nie widział właściciela głosu.

– Nie mam zamiaru pokazywać się ptakom. Jestem leśną gąsienicą, więc ty byś mnie od razu zjadł – wyjaśnił głosik.

– Przyrzekam: nigdy, przenigdy cię nie zjem, jeśli mi powiesz, jak mam wrócić do swojego ogrodu.

– A co to jest ogród? – spytała zdziwiona gąsienica.

– Najpiękniejsze miejsce na świecie, oczywiście – kos aż podskoczył ze zdenerwowania, że ktoś mógłby tego nie wiedzieć.

– Najpiękniejsze miejsce na świecie byłoby takie, w którym nie ma ani jednego ptaka – oznajmiła gąsienica. – Całe życie muszę się ukrywać przed tymi skrzydlatymi stworami. W jaki sposób miałabym ci pokazać drogę do ogrodu?

– Może znasz kogoś w tym twoim lesie, kto mógłby to zrobić? – zapytał kos z nadzieją.

– No, nie wiem. Chyba ktoś, kto często podróżuje. Na przykład ptaki leśne, ale ja nie mam zamiaru nawet odezwać się do nich; natychmiast chciałyby mnie połknąć.

Kos spróbował podfrunąć, lecz nie pozwoliły mu na to przemoczone skrzydełka.

– Chyba nie uda mi się spotkać ani jednego ptaka. Czy mieszkają w lesie jacyś inni podróżnicy?

– Nie wiem. Jestem za mała, żeby tak dużo wiedzieć i niewiele widzę ze swojej kryjówki. O, idzie kolczasty. Jego zapytaj.

Ptaszek rozejrzał się po okolicy. Pod drzewem rósł niewielki kolczasty jałowiec.

– Ty, kolczasty, czy znasz jakiegoś podróżnika?

Jałowiec ani drgnął, za to gąsienica głośno się roześmiała.

– Cha, cha, cha! To przecież krzew, taka roślina, która ma korzenie i ciągle siedzi na swoim miejscu. Mówiłam ci o jeżu, kolczastym zwierzęciu. Tam, przeciska się między paprociami.

Kos popatrzył na to dziwne zwierzątko: spod wielkiej kuli kolców wystawał mu tylko mały pyszczek.

– Panie jeżu, gdzie jest mój ogród? Mógłby mnie pan do niego zaprowadzić?

– Zapomniałeś powiedzieć „Dzień dobry!”. Myślę, że w ogrodzie także obowiązuje dobre wychowanie.

– Dzień dobry! Dzień dobry! – odparł szybko ptaszek, żeby tylko jeż nie obraził się za takie niegrzeczne zachowanie. – Przepraszam, panie jeżu, ale jestem bardzo zdenerwowany przez srokę, która mnie zepchnęła do wody.

– Czy sroka mieszka w twoim ogrodzie?

– Tak, właśnie tam ma swoje gniazdo i zawsze się rozpycha na naszym wspólnym poidle.

– Znam sroki; często przylatują do lasu w gościnę. Myślę, że tylko one mogłyby ci pomóc.

Pani kosowa patrzyła z przerażeniem na męża znikającego w odmętach.

– Co robić? Co robić? – pytała, chodząc dokoła poidła, ale znajome ptaki bezradnie rozkładały skrzydełka.

– Ja za żadne skarby świata nie wejdę do wody na poszukiwania. Gdybym się utopiła, to moje maleństwa zostaną bez matki, a przecież utopiona i tak nie odnajdę twojego męża – wyjaśniła pani słowikowa.

– Ja nie mam czasu – oznajmiła sroka. – Mam wiele pilniejszych spraw do załatwienia.

Ptaki spojrzały na nią z oburzeniem. Przecież to właśnie ona strąciła kosa do wody. Czyż nie powinna go teraz uratować?

– Mam was dosyć – zaskrzeczała sroka widząc ich zagniewany wzrok. – Nie chcę na was patrzeć, lecę do lasu!

Tymczasem żółtodzioby kos rozglądał się po wszystkich drzewach w poszukiwaniu sroki. Jeż mówił, że tylko ona może pomóc w odnalezieniu ogrodu.

Nagle nad głową kosa coś zafurkotało, a po chwili poruszyły się gałązki dębu. Popatrzył w górę i zauważył ptaka, którego właśnie szukał.

– Dzień dobry, sroko. Czy mogłabyś pokazać mi drogę do ogrodu? – zapytał bardzo grzecznie, chociaż rozpoznał w niej niedobrą sąsiadkę.

– A po co miałabym ci to pokazywać? – nieprzyjemnie zaskrzeczała zapytana. – Bez ciebie mam więcej miejsca przy poidle.

Wtem coś złowrogo zaszeleściło między liśćmi. Kos dostrzegł wielkiego cętkowanego kota skradającego się w kierunku sroki.

„Muszę ją natychmiast ostrzec” – pomyślał, gdyż miał bardzo dobre serduszko i zrobiło mu się żal niegrzecznego ptaka.

– Uciekaj! Kot! – zawołał na całe gardziołko.

Sroka odwróciła się. Tuż przed nią stał ryś, niebezpieczny dziki kot. Natychmiast rozpostarła skrzydła i uciekła.

Jednak nie mogła lecieć daleko: coś dziwnego stało się z jej sercem. Poczuła straszny wstyd, a także ogromną wdzięczność do małego żółtodziobego ptaszka.

Zawróciła w ostatniej chwili – głodny ryś skradał się po następną zdobycz.

Sroka złapała kosa za skrzydełko i szybko oddaliła się z nim w stronę ogrodu.

Po tym wydarzeniu przy ogrodowym poidle zapanowała atmosfera radości i życzliwości.

ANTOŚ

Zapowiadał się bardzo przyjemny urodzinowy dzień: Antoś skończył cztery lata. Jednak z chwilą, gdy zegary miejskie wybiły południe, nad miastem rozpętała się burza. Głośny huk wyładowań elektrycznych wybudził malca z poobiedniej drzemki, a z powodu rodziców biegających po całym domu i nawołujących kota, smaczny sen już nie powrócił.

– Feluś! Feluś! Chodź tutaj! Kici, kici… Gdzie ty się znów schowałeś?

– Może uciekł do komórki? Wychodzę! – tata Antosia wrzucił na siebie sztormiak i mocując się z trzymanymi przez wichurę drzwiami, zniknął w ciemnościach.

Burza przybierała na sile, a tymczasem w zaciszu domu nie było już ani kota ani jego pana. Mama Antka nie wytrzymała niepokoju o ich los i też wybiegła na dwór. Nie musiała martwić się o synka, wszak spał zupełnie bezpieczny w swoim pokoiku na piętrze.

Chłopiec wpatrywał się w szalejącą za oknem nawałnicę. Burzowe chmury oraz świetlne wstęgi tworzyły fascynującą scenerię, której huk piorunów dodawał potęgi. Antoś próbował sobie przypomnieć, gdzie widział podobny obraz nieba. W końcu zdecydował się sprawdzić w bibliotece: chyba było to w jednym z albumów fotograficznych taty.

Szybko