Treny
- Wydawca:
- Klasyka Legimi
- Kategoria:
- Edukacja
- Język:
- polski
- ISBN:
- Rok wydania:
- 2015
- Słowa kluczowe:
- czyny
- konwencję
- literacki
- podwaliny
- renesansu
- tekstem
- treny
- wprowadził
- wyjątkowym
- żalu
- złamał
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Treny”
Jedne z najważniejszych utworów w polskiej kulturze - “Treny” Jana Kochanowksiego są dostępne w Legimi za darmo w formie ebooka, zarówno w formacie epub jak i mobi.
Kochanowski jest jednym z najbardziej znanych polskich przedstwicieli kultury i literatury doby renesansu. Wraz z Mikołajem Rejem stworzyli podwaliny literackiego języka polskiego. Tren jako gatunek literacki do polskiej literatury wprowadził właśnie Kochanowski. Jest to z założenia utwór żałobny opiewający znaną postać. Wspomina się w nim najwybitniejsze cechy i czyny zmarłej osoby.
Poeta swoje utwory pisał po stracie ukochanej córki - Urszulki. “Treny” są wyrazem zwiątpienia w renesansową, humanistyczną filozofię życia. Są one świadectwem bólu ojca, który nie może pogodzić się z odejściem dziecka. Kochanowski zmaga się w nich ze sobą, z filozofią, z własnym cierpieniem.
“Treny” są wyjątkowym tekstem w skali europejskiej. Kochanowski złamał konwencję trenu skupiając się na swojej córce i stawiając siebie i swoje uczucia na pierwszym planie. Jednocześnie jako cykl spełniają klasyczne wymagania gatunku. Pokazują osobistą drogę od niewypowiedzianego żalu po stracie, przez wątpliwości w sens i bunt przeciwko Bogu, po ukojenienie i pogodzenie się z losem.
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Jan Kochanowski
Jan KochanowskiTrenyTreny – nota edytorskaTrenach
Tekst Trenów został tu podany według drugiego wydania, ostatniego opublikowanego za życia poety, które ukazało się w roku 1583 w Drukarni Łazarzowej w Krakowie. Tekst przygotowałem zgodnie z kryteriami zawartymi w opracowaniu Zasady wydawania tekstów staropolskich. Projekt – typ B (edycje popularnonaukowe), Wrocław 1955. Zdecydowałem się jednak zachować pewne cechy językowe, których nie uwzględnia się w edycjach popularnonaukowych, zwłaszcza dawne końcówki fleksyjne i większość dawnych form ortograficznych.
Edycja utworu nie opiera się w całości na żadnym z wydań współczesnych, choć uwzględniono zarówno rozstrzygnięcia zawarte w edycji opracowanej w ramach sejmowego wydania Dzieł wszystkich Kochanowskiego przez Marię Renatę Mayenową, Lucynę Woronczakową oraz Jerzego Axera i Marię Cytowską, jak i wydaniu przygotowanym przez Janusza Pelca dla serii Biblioteki Narodowej.
Przy tworzeniu komentarza obok wyżej wspomnianych wydań bardzo pomocna była wcześniejsza edycja Trenów w serii Biblioteki Narodowej w opracowaniu Tadeusza Sinki, a także podstawowe słowniki, w tym Słownik polszczyzny XVI wieku oraz – w zakresie wyjaśnień historyczno-mitologicznych – współczesne wydania klasycznego Dictionary of Phrase and Fable Ebenezera Cobhama Brewera.
Gwiazdką oznaczono wyrazy, które są używane do dziś, ale których znaczenie w jest odmienne od znaczenia obecnego.
prof. dr hab. Piotr Wilczek
Uniwersytet Warszawski, Instytut Badań Interdyscyplinarnych ”Artes Liberales”
[Motto i dedykacja][1]Tales sunt hominum mentes, quali pater ipseJuppiter auctiferas lustravit lumine terras[2].
ORSZULI KOCHANOWSKIEJ,
WDZIĘCZNEJ[3], UCIESZONEJ[4], NIEPOSPOLITEJ[5] DZIECINIE, KTÓRA CNÓT WSZYTKICH[6] I DZIELNOŚCI[7] PANIEŃSKICH POCZĄTKI WIELKIE POKAZAWSZY, NAGLE, NIEODPOWIEDNIE[8], W NIEDOSZŁYM[9] WIEKU SWOIM, Z WIELKIM A NIEZNOŚNYM[10] RODZICÓW SWYCH ŻALEM ZGASŁA[11], JAN KOCHANOWSKI, NIEFORTUNNY[12] OCIEC[13], SWOJEJ NAMILSZEJ[14] DZIEWCE[15] ZŁZAMI[16] NAPISAŁ.
NIE MASZ CIĘ[17], ORSZULO MOJA.
Tren I[18]
Wszytki[19] płacze, wszytki łzy Heraklitowe[20]
I lamenty, i skargi Symonidowe[21],
Wszytki troski na świecie, wszytki wzdychania
I żale, i frasunki[22], i rąk łamania,
Wszytki a wszytki zaraz[23] w dom sie mój noście[24],
A mnie płakać mej wdzięcznej[25] dziewki[26] pomoście[27],
Z którą mię niepobożna[28] śmierć rozdzieliła
I wszytkich moich pociech[29] nagle zbawiła[30].
Tak więc smok[31], upatrzywszy gniazdo kryjome[32],
Słowiczki liche zbiera[33], a swe łakome
Gardło pasie[34]; tym czasem matka szczebiece[35]
Uboga[36], a na zbójcę co raz sie miece[37].
Prózno[38], bo i na samę okrutnik zmierza[39],
A ta nieboga[40] ledwe[41] umyka pierza[42].
«Prózno płakać» – podobno drudzy rzeczecie.
Cóż, prze Bóg żywy[43], nie jest prózno na świecie?
Wszystko prózno; macamy, gdzie miękcej w rzeczy,
A ono[44] wszędy[45] ciśnie: błąd wiek człowieczy[46].
Nie wiem, co lżej[47]: czy w smutku jawnie żałować[48],
Tren II[52]
Jeslim kiedy nad dziećmi piórko[53] miał zabawić[54],
A kwoli temu wieku[55] lekkie[56] rymy[57] stawić[58],
Bodajżebych[59] był raczej kolebkę kołysał
I z drugiemi nieważne mamkom pieśni[60] pisał,
Któremi by dziecinki noworodne[61] spiły[62]
I swoich wychowańców[63] lamenty toliły[64].
Takie fraszki[65] mnie zbierać[66] pożyteczniej było,
Niżli, w co mię nieszczeście moje dziś wprawiło[67],
Płakać nad głuchym grobem[68] mej wdzięcznej dziewczyny
I skarżyć sie na srogość[69] ciężkiej[70] Prozerpiny[71].
Alem użyć w obojgu jednakiej wolności[72]
Nie mógł – owom ominął[73], jako w dordzałości[74]
Dowcipu[75] coś ranego[76], na to mię przygoda[77]
Gwałtem wbiła[78] i moja nienagrodna szkoda[79].
Ani mi teraz łacno[80] dowiadać sie o tym[81],
Jaka mię z płaczu[82] mego czeka cześć na potym[83].
Nie chciałem żywym śpiewać, dziś umarłym muszę,
A cudzej[84] śmierci płacząc, sam swe kości suszę[85].
Prózno to[86]; jakie szczeście[87] ludzi naszladuje[88],
Tak w nas albo dobrą myśl[89], albo złą sprawuje.
O prawo krzywdy pełne! O znikomych cieni[90]
Sroga, nieubłagana, nieużyta[91] ksieni[92]!
Tak li moja Orszula, jeszcze żyć na świecie
Nie umiawszy, musiała w ranym umrzeć lecie[93]?
I nie napatrzawszy sie jasności słonecznej,
Poszła nieboga widzieć krajów nocy wiecznej[94].
Tren III[99]
Wzgardziłaś mną, dziedziczko moja ucieszona[100].
Zdałać sie ojca twego barziej[101] uszczuplona[102]
Ojczyzna[103], niżlibyś ty przestać na niej[104] miała[105];
To prawda, żeby była nigdy nie zrownała[106]
Z ranym[107] rozumem twoim, z pięknemi przymioty[108],
Z ktorych sie już znaczyły twoje przyszłe cnoty[109]
O słowa, o zabawo[110], o wdzięczne[111] ukłony,
Jakożem ja dziś po was wielce[112] zasmęcony[113].
A ty, pociecho[114] moja, już mi sie nie wrócisz
Na wieki[115] ani mojej tesknice[116] okrócisz[117].
Nie lza, nie lza, jedno[118] sie za tobą gotować[119],
A stopeczkami twemi ciebie naszladować[120].
Tam[121] cię ujźrzę[122], da Pan Bóg[123], a ty więc z drogiemi
Tren IV[126]
Zgwałciłaś[127], niepobożna[128] śmierci, oczy moje,
Żem widział umierając[129] miłe dziecię swoje.
Widziałem, kiedyś trzęsła owoc niedordzały[130],
A rodzicom nieszczesnym serca sie krajały[131].
Nigdyć by ona była bez wielkiej żałości
Mojej umrzeć nie mogła, nigdy bez ciężkości[132]
I serdecznego bolu, w którymkolwiek lecie[133]
Mnie by smutnego była odbiegła[134] na świecie;
Alem ja już z jej śmierci nigdy żałościwszy,
Nigdy smutniejszy nie mógł być ani teskliwszy[135].
A ona (by był Bóg chciał) dłuższym wiekiem swoim
Siła[136] pociech przymnożyć[137] mogła oczom moim.
A przynamniej[138] tym czasem mogłem był odprawić
Wiek swój[139] i Persefonie[140] ostatniej[141] sie stawić[142],
Nie uczuwszy na sercu tak wielkiej żałości,
Której równia[143]Tren V[148]
Jako oliwka mała pod wysokim sadem[149]
Idzie[150] z ziemie[151] ku górze macierzyńskim szladem[152],
Jeszcze ani gałązek, ani listków rodząc,
Sama tylko dopiro[153] szczupłym prątkiem[154] wschodząc;
Tę, jesli ostre ciernie[155] lub rodne[156] pokrzywy
Uprzątając, sadownik[157] podciął ukwapliwy[158],
Mdleje[159] zaraz, a zbywszy[160] siły przyrodzonej[161],
Upada przed nogami matki ulubionej.
Takci sie mej namilszej Orszuli dostało:
Przed oczyma rodziców swoich rostąc[162], mało
Od ziemie sie co[163] wznióswszy, duchem zaraźliwym[164]
Srogiej śmierci otchniona[165], rodzicom troskliwym[166]Tren VI[170]
Ucieszna moja śpiewaczko, Safo[171] słowieńska[172],
Na którą nie tylko moja cząstka[173] ziemieńska[174],
Ale i lutnia[175] dziedzicznym prawem spaść miała;
Tęś nadzieję już po sobie okazowała,
Nowe piosnki sobie tworząc, nie zamykając
Ustek[176] nigdy, ale cały dzień prześpiewając[177],
Jako więc lichy[178] słowiczek w krzaku zielonym
Całą noc prześpiewa gardłkiem[179] swym ucieszonym[180].
Prędkoś mi nazbyt umilkła, nagle cię sroga
Śmierć spłoszyła, moja wdzięczna[181] szczebiotko[182] droga.
Nie nasyciłaś mych uszu swymi piosnkami
I tę trochę teraz płacę sowicie[183] łzami.
A tyś ani umierając śpiewać przestała[184],
Lecz matkę ucałowawszy, takeś żegnała:
«Już ja tobie, moja matko, służyć nie będę
Ani za twym wdzięcznym stołem miejsca zasiędę;
Przyjdzie mi klucze położyć, samej precz jechać,
Domu rodziców swych miłych wiecznie[185] zaniechać[186]Tren VII[190]
Nieszczesne ochędóstwo[191], żałosne[192] ubiory
Mojej namilszej cory[193],
Po co me smutne oczy za sobą ciągniecie?
Żalu mi przydajecie[194].
Już ona członeczków swych wami nie odzieje,
Nie masz, nie masz nadzieje[195].
Ujął[196] ją sen żelazny, twardy, nieprzespany[197].
Już letniczek[198] pisany[199]
I uploteczki[200] wniwecz[201], i paski złocone –
Matczyne dary płone[202].
Nie do takiej łóżnice[203], moja dziewko droga,
Miała cię mać uboga[204]
Doprowadzić, nie takąć dać obiecowała
Wyprawę[205], jakąć dała.
Giezłeczkoć[206] tylko dała a lichą tkaneczkę[207],
Tren VIII[212]
Wielkieś mi uczyniła pustki w domu moim,
Moja droga Orszulo, tym zniknienim[213] swoim.
Pełno nas, a jakoby nikogo nie było:
Jedną maluczką duszą[214] tak wiele ubyło.
Tyś za wszytki mówiła, za wszytki śpiewała,
Wszytkiś w domu kąciki[215] zawżdy pobiegała[216].
Nie dopuściłaś nigdy matce sie frasować[217]
Ani ojcu myśleniem zbytnim głowy psować[218],
To tego, to owego wdzięcznie[219] obłapiając[220]
I onym swym uciesznym śmiechem zabawiając.
Teraz wszytko umilkło, szczere[221] pustki w domu,
Nie masz zabawki[222]Tren IX[228]
Kupić by cię[229], mądrości, za drogie pieniądze,
Która (jesli prawdziwie mienią[230]) wszytki żądze,
Wszytki ludzkie frasunki[231] umiesz wykorzenić[232],
A człowieka tylko nie[233] w anioła odmienić[234],
Który nie wie, co boleść, frasunku nie czuje,
Złym przygodam[235] nie podległ, strachom nie hołduje[236].
Ty wszytki rzeczy ludzkie masz za[237] fraszkę sobie,
Jednaką myśl[238] tak w szcześciu, jako i w żałobie[239]
Zawżdy[240] niesiesz; ty śmierci namniej[241] sie nie boisz,
Bezpieczną[242], nieodmienną, niepożytą[243] stoisz.
Ty bogactwa nie złotem, nie skarby wielkiemi,
Ale dosytem[244] mierzysz[245] i przyrodzonemi[246]
Potrzebami; ty okiem swym nieuchronionym[247]
Nędznika[248] upatrujesz[249] pod dachem złoconym,
A uboższym nie zajźrzysz[250] szcześliwego mienia[251],
Kto by jedno[252] chciał słuchać twego upomnienia.
Nieszcześliwy ja człowiek, którym lata swoje
Tren X[257]
Orszulo moja wdzięczna[258], gdzieś mi sie podziała?
W którą stronę, w którąś sie krainę udała?
Czyś ty nad wszystki nieba[259] wysoko wniesiona
I tam w liczbę aniołków małych policzona?
Czyliś do raju wzięta? Czyliś na szcześliwe
Wyspy[260] zaprowadzona? Czy cię przez teskliwe
Charon[261] jeziora wiezie i napawa zdrojem
Niepomnym[262], że ty nie wiesz nic o płaczu moim?
Czy człowieka zrzuciwszy