Strona główna » Religia i duchowość » W poszukiwaniu wzoru duszy. Jak odzyskać poczucie sensu, pasję i radość w 33 dni

W poszukiwaniu wzoru duszy. Jak odzyskać poczucie sensu, pasję i radość w 33 dni

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65170-54-5

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “W poszukiwaniu wzoru duszy. Jak odzyskać poczucie sensu, pasję i radość w 33 dni

Nie jesteś do końca zadowolony ze swojego życia? Wciąż wypełnia cię bliżej nieokreślona tęsknota za czymś, czego nie jesteś w stanie zidentyfikować? Doświadczasz właśnie pragnienia nawiązania kontaktu ze swoim prawdziwym „ja”.

Wzór duszy to rdzeń całej twej istoty, twoje duchowe DNA, w którym zapisane są unikalne cechy i potencjał, jakimi zostałeś obdarzony. To esencja wszystkiego, czym kiedykolwiek byłeś, co myślałeś, czułeś, robiłeś lub doświadczyłeś w całym swoim życiu. Wielu ludzi nie zdaje sobie sprawy z istnienia tej esencji, którą tłumi rwąca rzeka doświadczanych codziennie emocji: gniewu, strachu, poczucia winy, wstydu, smutku czy rozpaczy – dlatego tak ważne jest, aby nauczyć się odczytywać subtelne znaki, które wysyła nam nasza dusza.

Przyjmij zaproszenie do 33-dniowej podróży, w trakcie której nabierzesz gotowości, aby pozbyć się ograniczającej cię skorupy złożonej z uprzedzeń i obaw, odnajdziesz harmonię wynikającą z samoakceptacji, odkryjesz cel swojego życia i poznasz nieograniczone możliwości, które czekają na ciebie.

Seria codziennych, systematycznych ćwiczeń oraz medytacji umożliwi ci uzyskanie głębszego zrozumienia siebie i większą samoświadomość. Skoncentrujesz się na emocjach, które cię ograniczają, i uwolnisz się od nich. Nauczysz się w pełni być sobą, a bycie sobą to odbicie wzoru twojej duszy. Dowiesz się również, jak dotrzeć i odnaleźć wyższy cel, który wyznaczyła twoja dusza. Pochylając się nad duchowymi lekcjami, podejmującymi codziennie inny temat, przepracujesz negatywne emocje i zastąpisz je wdzięcznością, oczekiwaniem na nowe, gotowością do wprowadzenia zmian.

Odkryj energię, która Cię stworzyła, a Twoje życie rozkwitnie pod każdym możliwym względem!

Polecane książki

Poradnik do gry The Walking Dead: A New Frontier to zestawienie wszystkich epizodów wydanych przez znane wszystkim studio Telltale Games. Każda część poradnika zawiera bogato ilustrowany opis przejścia wraz z potencjalnymi różnicami wynikającymi z podejmowania ważnych wyborów w tej produkcji. W każd...
Rzetelne i przystępnie napisane opracowanie lektury, m.in. szczegółowe i obszerne streszczenie, dokładna analiza, charakterystyka bohaterów (m.in. Borejków, Anieli Kowalik, Robrojka, profesora Dmuchawca, Pawełka), problematyka (miłość w rodzinie, o miłości nastolatków, o dorastaniu i obowiązkach, wą...
"Powrót do harmonii to książka skierowana do ludzi, którzy poszukują inspiracji na swojej drodze. Znajdziesz w niej moje doświadczenia i praktyki, które okazały się skuteczne dla mnie i wielu ludzi wokół mnie." - Maciej Urmański...
Niech żyją koty! Są wolne, niezależne, naturalne. Cywilizacja ludzka nie stała się dla nich drugą naturą. Są bardziej dzikie niż psy, mają w sobie więcej wdzięku. Biorą od społeczeństwa jedynie to, co im się podoba. Kiedy przypadkiem kochają swego tyrana, to nie jak te żałosne psy, które liżą bijącą...
Książka zawiera obszerne i pogłębione omówienie przepisów ustawy o prawach konsumenta. Przedstawiono w niej kompleksową analizę instrumentów ochrony konsumenta z uwzględnieniem powiązanych z nimi regulacji kodeksu cywilnego i innych aktów prawnych. Wiele uwagi poświęcono wykładni przepisów o odstąpi...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Panache Desai

Ukochanej babci Shanti Desai,

kochającym rodzicom

– Mirze i Dilipowi,

pięknej żonie – Jan

i nauczycielkom

– córce Oliwii oraz Sophii

Bycie sobą jest twoim życiowym przywilejem.

– JOSEPH CAMPBELL

Wprowadzenie

Nie czytasz tej książki przez przypadek. Życie zaprowadziło cię do niej – być może za sprawą rozwodu, dotkliwej straty lub problemów finansowych. A może boisz się o swoje zdrowie lub w twoim wnętrzu przebudziła się po prostu ta nieuchwytna, nieokreślona tęsknota – subtelne, lecz dręczące poczucie, iż istnieje coś więcej? Być może nie zdajesz sobie z tego sprawy, ale nawiązujesz właśnie kontakt ze swoim najgłębszym marzeniem – jest nim pragnienie odnalezienia swojego najbardziej autentycznego wyrazu.

Nie jesteś do końca zadowolony ze swojego życia. Wciąż wypełnia cię ta tęsknota – niezależnie od tego, z jakimi wyzwaniami i problemami się zmierzasz. Mam dla ciebie nowinę: Wszyscy ją odczuwamy. Bycie człowiekiem i przebywanie na tej planecie wiąże się z doświadczaniem wielu skomplikowanych emocji.

Jesteś tu. Nie ma już znaczenia, jak się tu znalazłeś. Najważniejsze – i cudowne – jest to, że tu jesteś.

Witaj! Twoja dusza zaprowadziła cię do tych słów.

Nie wybieramy świadomie pracy, jaką mamy wykonać w swoim życiu. Praca ta jest wyrazem naszej duszy – naszym wyjątkowym sposobem przejawiania się, duchowym DNA. Wyraz duszy jest tym, kim jesteś w swoim najgłębszym rdzeniu. Reprezentuje unikalne dary, jakie niesiesz temu światu. Nie wiąże się z podążaniem za sławą czy bogactwem – dotyczy raczej twojej esencji, wszystkiego, czym kiedykolwiek byłeś, co myślałeś, czułeś, robiłeś lub doświadczyłeś w całym swoim życiu.

Pozwól, że posłużę się własnym przykładem. Opiszę ci historię odkrycia wyrazu swojej duszy. Gdy byłem małym chłopcem, spędzałem każdą wolną chwilę w pokoju medytacyjnym w domu moich dziadków we wschodnim Londynie. Gdy miałem zły humor lub wpadałem w złość, uspokajałem się natychmiast, gdy tylko przekroczyłem próg tamtego pomieszczenia. Każdego ranka przesiadywałem tam, obserwując modlącą się babcię. Śpiewała Guru Gitę – modlitwę o przebudzenie wewnętrznego światła. Babcia miała piękne, długie, ciemne włosy i nosiła sari. Pachniała olejem kokosowym. Modliła się za każdego członka rodziny: o nasze zdrowie, dobre samopoczucie i dostatek. Zamykała oczy i przesuwała koraliki swojej mali. Czytała Mahabharatę orazBhagavadgitę. Słuchała zawsze nabożnych pieśni, które odtwarzała za pomocą magnetofonu. Nawet powietrze w tamtym pokoju wydawało się święte – bezpieczne, przepełnione miłością i mocą. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że było to jedyne miejsce na świecie, w którym czułem się jak w domu. Przez pierwsze pięć lat swojego życia przebywałem w środowisku o nieskazitelnych wibracjach. Uwaga wszystkich otaczających mnie ludzi była skierowana na boskość.

A potem to straciłem.

Gdy miałem pięć lat, wraz z rodzicami opuściliśmy zatłoczony dom we wschodnim Londynie w poszukiwaniu lepszych szkół i lepszego życia. Byłem jedynakiem. Nieśmiałym samotnikiem. Poczułem się tak, jakbym został całkowicie wyrwany z tej kochającej obfitości, która wcześniej mnie otaczała. Myślałem, że zostałem ukarany i zastanawiałem się, dlaczego mi to zabrano.

Przeprowadzaliśmy się jeszcze wiele razy. Dwukrotnie zmieniałem gimnazjum. W okresie licealnym wróciłem z rodzicami do wschodniego Londynu – do biednej dzielnicy klasy robotniczej, gdzie mieszkańcy koncentrowali się głównie na przetrwaniu kolejnych dni. Zacząłem coraz bardziej cierpieć. Odczuwałem to wszystko, co działo się we wnętrzu każdego napotkanego człowieka. Odczuwałem wokół siebie lęk o przetrwanie.

Odwiedzaliśmy moich dziadków w weekendy, ale pokój medytacyjny przestał już do mnie przemawiać. Stracił w moich oczach całą swoją magię. Będąc nastolatkiem, nie miałem ochoty spędzać sobotnich wieczorów na medytacji z grupą osób dorosłych.

Nie znałem żadnych technik, które mogłyby mi pomóc poradzić sobie w nastoletnim życiu we wschodnim Londynie. Byłem wrażliwym dzieckiem o otwartym sercu. Nie rozumiałem, dlaczego ludzie są dla siebie okrutni, biją się ze sobą i próbują się wzajemnie zdominować. W końcu musiało do tego dojść – zostałem pobity. Nie pasowałem do żadnej grupy. Nie powiedziałem o tym rodzicom. Czasem w nocy płakałem tak długo, aż zasypiałem ze zmęczenia, zastanawiając się nad sensem swojego życia.

Nie mogłem już znieść swojego cierpienia, więc zacząłem poszukiwać sposobów na stłumienie go. Odrzuciłem wyraz swojej duszy, wyrzekłem się wyjątkowego sposobu przejawiania swojej energii – i poniosłem tego konsekwencje. Będąc nastolatkiem, skierowałem się w stronę narkotyków, alkoholu oraz sceny muzycznej. Zrezygnowałem z nauki na uniwersytecie. Byłem jak przysłowiowa żaba w gotującej się wodzie – środowisko, w którym się znajdowałem było coraz mniej znośne, aż w końcu zacząłem umierać i tonąć, nie zdając sobie z tego sprawy. Prowadziłem audycję radiową, organizowałem imprezy i wydarzenia muzyczne w Londynie, a w środku cierpiałem coraz bardziej. Duchowość mnie nie interesowała – zupełnie się od niej odwróciłem. Przestałem odwiedzać dziadków. Pokój medytacyjny pozostał tylko mglistym wspomnieniem z przeszłości, niczym dawny sen. Nie potrafiłem nawet o nim myśleć i nie mógłbym wówczas do niego wejść.

W 2001 roku dostałem wyraźny sygnał, że powinienem się przebudzić. Wziąłem udział w bójce na pięści z trzema mężczyznami w miejscowym barze. Jeden facet uderzył mnie głową, a pozostali dołączyli do niego. Pojawili się bramkarze i wyciągnęli mnie z tego. Nieco później ktoś został tam zastrzelony. Miałem ogromne szczęście, że wyszedłem z tego cało. Tamtej nocy w jednej chwili skończyło się moje picie, narkotyki i muzyka. Miałem dość. Uznałem to wydarzenie za swoje błogosławieństwo. Zdałem sobie sprawę, że otrzymałem bardzo łagodną lekcję od życia, a jeśli jej nie przyjmę – jak to się często zdarza – powróci do mnie ze zdwojoną siłą, w sposób bardziej niebezpieczny i niszczący.

Miałem jakieś niejasne przeczucie, że muszę połączyć się z energią, którą odczuwałem jako dziecko, chociaż nie wiedziałem, jak mam to uczynić. Odczuwałem potrzebę przypomnienia sobie wyrazu swojej duszy.

Nie istnieje żadna hierarchia wzoru duszy. W moim przypadku jest to ścieżka duchowa. Wyrazem twojej duszy może być inspirowanie dzieci, pomaganie młodym ludziom w realizowaniu swojego powołania, czy też przejawianie w otaczającym cię świecie swojego wyjątkowego zestawu talentów. Dr Martin Luther King powiedział kiedyś: „Jeśli twoim przeznaczeniem jest bycie zamiataczem ulic, zamiataj ulice tak, jak Michał Anioł malował obrazy, Beethoven komponował muzykę, a Szekspir pisał wiersze. Zamiataj ulice tak dobrze, że wszyscy mieszkańcy nieba i ziemi zatrzymają się i powiedzą: Tutaj żył wielki zamiatacz ulic, który dobrze wykonywał swoją pracę.”. Wyraz twojej duszy jest tylko twój. Tylko ty możesz go przejawiać na tej planecie. Jest tak indywidualny, jak odcisk palca. Zamieszkuje sam rdzeń twojej istoty i przenika każdy aspekt twojego życia.

Wiedziałem, że muszę wrócić dodomu, do miejsca, które było w harmonii z moją energią. Pożegnałem się więc z rodzicami i udałem się do aśramu w Stanach Zjednoczonych, gdzie przebywałem przez sześć miesięcy. Wykonywałem tam bezinteresowną służbę, przygotowując olbrzymie gary wegetariańskiego pożywienia dla setek ludzi. Byłem jednak kiepskim joginem – ciągle zasypiałem na porannej medytacji. Z pewnością oblałbym szkołę dla guru. Przepełniała mnie złość, czułem się samotny i zagubiony. Wychodziły ze mnie różne emocje, które tłumiłem przez te wszystkie lata. Energia pokoju medytacyjnego w aśramie przypominała mi jednak o moim dzieciństwie i czerpałem z niej wiele korzyści. Czułem tam spokój.

Po opuszczeniu aśramu nie miałem pojęcia, co mam robić dalej. Byłem wdzięczny za spędzony tam czas, za miejsce, w którym mogłem skupić się na sobie i dostroić do swoich emocji. Nie mogłem już jednak tam dalej żyć – to byłaby ucieczka.

Byłem po dwudziestce i tęskniłem za domem. Gdy znajdowałem się w miejscu o harmonijnej energii, całkowicie się jej poddawałem i odczuwałem głębokie, fizyczne oraz emocjonalne odprężenie. Z kolei w miejscach, których energia mi nie odpowiadała, od razu czułem się niepewnie, byłem przygnębiony i przerażony. Myślę, że wszyscy tak mamy, chociaż nie zawsze to sobie uświadamiamy. Nie łączymy swojego samopoczucia z energią, która nas otacza. Nie wiemy nawet, że nie jesteśmy dostrojeni do wyrazu własnej duszy. Mamy natomiast tendencję do obwiniania innych oraz samych siebie za swoje samopoczucie.

Czułem się pozbawiony jakichkolwiek korzeni. Nie miałem też żadnego celu. Byłem niestabilny emocjonalnie i nie wiedziałem, w którym kierunku mam podążać. Nie miałem żadnej motywacji. Wyprowadziłem się na zachód, z Nowego Jorku do Los Angeles. Przypominałem leśne zwierzę, które za pomocą węchu szuka swojego miejsca. Kierowałem się głównie intuicją i instynktem. Znalazłem małe mieszkanie w dzielnicy Venice, które dzieliłem ze współlokatorem. Uczęszczałem do ośrodka medytacyjnego, ale nie czułem się w nim jak w domu. Czekałem, chociaż właściwie nie wiedziałem na co. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że moje czekanie miało swoją funkcję i właściwie nie było czekaniem. Było przerwą, jakiej potrzebowałem na przepracowywanie tego, co działo się w moim wnętrzu. Niestety, bardzo często mylimy takie przerwy z błądzeniem. Moja przerwa polegała na pozwoleniu, aby rozpadło się wszystko to, co zgromadziłem przez dwadzieścia trzy lata swojego życia. W aśramie zacząłem pozbywać się swoich gęstych wibracji (z terminem tym zapoznasz się w dalszej części książki) – żalu, poczucia odrzucenia, zdrady i straty, a także smutku, wściekłości i lęku. Po opuszczeniu aśramu nie mogłem już uciekać od tych emocji, które zaczęły we mnie narastać. Czułem się zagubiony, bo moja stara rzeczywistość nachodziła na nową, którą już dostrzegałem z daleka, ale nie potrafiłem jeszcze uzyskać do niej pełnego dostępu. Było na to za wcześnie.

W Sylwestra 2002 roku byłem sam w mieszkaniu. Mój współlokator wyjechał do rodziny. W osamotnieniu, pozbawiony korzeni, zacząłem odczuwać narastającą falę lęku. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś tak silnego, a uczucie to nie przemijało, lecz wciąż narastało. Miałem wrażenie, że nie jestem sam w pokoju. Nie potrafiłem tego zignorować. Próbowałem położyć się wcześnie spać. Nie widziałem sensu, żeby czekać, aż wskazówka zegara wskaże północ! Byłem jednym wielkim kłębkiem nerwów. Wstałem z łóżka, aby sprawdzić, czy wszystkie drzwi i okna są zamknięte. Zajrzałem nawet pod łóżko, niczym małe dziecko, które panicznie boi się straszydeł.

Miałem wrażenie, że wychodzi ze mnie lęk, jaki odczuwałem w całym swoim życiu. Obmywał mnie falami, które przypominały przepływ elektryczności. Im bardziej się bałem, tym silniejszy był ten przepływ. Teraz wiem, że doświadczyłem wtedy całkowitej transformacji swoich wibracji, ale wtedy nie potrafiłem tego nazwać. Wydawało mi się, że mój świat się kończy. I w pewnym sensie tak właśnie było.

Wyszedłem z mieszkania, wsiadłem do samochodu i jeździłem przez jakiś czas po LA, ale nie potrafiłem od tego uciec. Zabierałem to ze sobą, gdziekolwiek się udawałem. W końcu wróciłem do mieszkania i położyłem się na łóżku z otwartymi oczami. Był już ranek, a ja przez całą noc nie zmrużyłem oka. Energia wydawała się skupiać w moim sercu. Zastanawiałem się, czy nie mam czasem ataku paniki. Trząsłem się, a tymczasem moja tożsamość znikała.

W końcu poddałem się i w tej samej chwili cały pokój – od podłogi aż po sufit – wypełnił się złotym światłem. Uczucie elektryczności, przepływającej przeze mnie wielką, piętrzącą się falą, przykuło mnie do łóżka. Całą przestrzeń wokół mnie wypełniało jasnozłote światło, które wydawało się niemal białe. Towarzyszyło mu pewne uczucie, które obmyło mnie i przelało się przeze mnie. Rozpoznałem je jako miłość, chociaż wykraczało poza wszelkie istniejące definicje tego słowa. Miłość ta wypełniała nie tylko przestrzeń wokół mnie, ale także moje wnętrze. Lęk i smutek zniknęły – zostały rozbrojone. Zrozumiałem, że to olśniewające światło tworzy całą naszą rzeczywistość. Gdybyśmy nie odczuwali lęku, cały czas widzielibyśmy tylko to światło, tę miłość. Wstałem z łóżka i wyszedłem z mieszkania na ulice Venice. Wszystko lśniło. Dosłownie wszystko: śmieci, samochody, ściany pokryte graffiti, a nawet pijany śpiewak mariachi, który wyśpiewywał pod moim oknem kiepskie serenady. Światłość wypełniała wszystko i wszystkich. Nagle poczułem głód i udałem się na lunch do meksykańskiej restauracji. Okazało się, że nawet moje burrito lśniło.

Pomyślałem wtedy o swojej babci i o języku mojego dzieciństwa, o jej miękkim, łagodnym głosie, odczytującym hinduskie święte księgi, o zapachu kadzidła unoszącym się w pokoju medytacyjnym i porannych promieniach słońca, które wpadały przez okna. Wszechświat jest potokiem majestatu Boga, Jego łaskawej, promiennej Miłości. Każda twarz, którą widzisz, należy do Niego. Jest obecny we wszystkich, bez wyjątku. Dzięki temu, że spędziłem swoje wczesne dzieciństwo na słuchaniu modlitw babci, zrozumiałem, że doświadczam nieskończonej natury Boga.

Zrozumiałem również, że jestem tu po to, aby być posłańcem. To jest właśnie moja esencja, moja wyjątkowość – wyraz mojej duszy. Zagubiłem się, ale wyraz mojej duszy czekał, aż go odkryję. Wiedziałem, że już zawsze będę z nim zestrojony.

Bycie dostrojonym do wyrazu swojej duszy powinno być dla nas najbardziej naturalną rzeczą na świecie. A jednak wielu ludzi nie zdaje sobie nawet sprawy z jej istnienia i cierpi. Człowieczeństwo wiąże się z byciem wypełnionym po brzegi skłębioną rzeką emocji, dlatego mamy tendencję do odrzucania swojego prawdziwego powołania.

Zatrzymaj się i zadaj sobie pytanie: – Czy to możliwe, że gdzieś po drodze przejąłem przekonanie, że nie jestem dość dobry – od swojej rodziny, społeczeństwa lub z poziomu własnej niepewności?

Odwracamy się od esencji, którą jesteśmy – głęboko w swoim wnętrzu, a tym samym wkraczamy w cierpienie i poczucie pustki. Odłączamy się od swojego najprawdziwszego źródła. Upodabniamy się do małych, porzuconych w gnieździe piskląt – nieukształtowanych, słabych, niezdolnych do zdobycia pokarmu ani do latania. Gdy jednak uzyskujemy dostęp do wyjątkowego wyrazu swojej duszy, stajemy się kompletni. Zaakceptowanie własnej natury pozwala na pełne przejawienie swojej esencji. Taka przemiana zwykle zachodzi stopniowo. Większość ludzi nie doświadcza duchowych „fajerwerków”, lecz dużo bardziej łagodnych, a zarazem zaskakujących zmian. Gdy potrafimy świadomie połączyć się z wyrazem własnej duszy – czyli przestajemy stawiać opór swojej prawdziwej naturze – nasze życie zaczyna zmieniać się w niewyobrażalny sposób.

Książka ta zabierze cię w trzydziestotrzydniową podróż. Przejdziesz intensywny proces zrzucania z siebie kolejnych warstw zablokowanych emocji, co nazywam tutaj oczyszczaniem wibracji. Oczyszczanie to polega na pozbyciu się skorupy, która cię ogranicza. Seria systematycznych ćwiczeń oraz medytacji pozwoli ci uzyskać głębsze zrozumienie siebie i większą samoświadomość. Poproszę cię, byś zaakceptował wszystkie części siebie. Nie obawiaj się – nie wymagam zbyt wiele. Nie będziesz musiał wyjeżdżać do aśramu, jeść jarmużu ani pić dziwnych mikstur.

Każdego ranka poproszę cię, byś przez zaledwie kilka minut skoncentrował się na emocjach, które cię ograniczają. Gdy doświadczysz ich – w sposób bezpieczny i łagodny – zaczniesz wyzwalać się z blokad i ograniczeń, które uniemożliwiały ci dostrojenie się do wyrazu swojej duszy. Gotowość ujrzenia całej prawdy o sobie pozwoli ci uzyskać dostęp do obfitości oraz piękna – wspaniałości, która na ciebie czeka.

W każde południe poproszę cię, abyś wykonał pewne zadanie, które pozwoli ci wprowadzić do swojego codziennego życia nową świadomość. Dzięki temu nie tylko będziesz wiedział, ale będziesz również żył tą świadomością. Pokażę ci narzędzia, które umożliwią ci wykorzystanie nowej świadomości w bardziej ugruntowany, konkretny i praktyczny sposób. Podzielę się z tobą osobistymi przemyśleniami oraz przykładami ze swojej pracy z ludźmi z całego świata. Dzięki temu dowiesz się, jak możesz wykorzystać nowo poznane narzędzia w swoim codziennym życiu.

Wieczorami będziesz zapoznawać się z serią głębokich medytacji oraz opowieści na dobranoc. Będą onepracować w twoim wnętrzu nawet we śnie. Doświadczysz emocji, łączących cię z twoją najgłębszą mądrością, która przez cały czas znajduje się w twoim wnętrzu. Posłużą ci one niczym koc, który cię owinie i ukoi, przypominając o tym, kim naprawdę jesteś.

Najlepiej byłoby, gdybyś pracował z tą książką przez trzydzieści trzy dni z rzędu, ponieważ w ten sposób uzyskasz najlepsze efekty. Niektóre strony będą rezonowały z tobą bardziej niż inne. Jeśli coś przeszkodzi ci w tej pracy – jak to czasem bywa w życiu – nie potępiaj się za to! Niech twoje serce stanie się twoim łagodnym przewodnikiem, ponieważ taka jest esencja wyrazu duszy. Zaufaj swojemu sercu i otwórz się na każdą kolejną stronę tej książki. Wtedy na pewno znajdziesz to, czego potrzebujesz.

Każdy z nas, podobnie jak ja za młodu, odrzucał siebie w jakiś sposób, a tym samym odrzucał również wyraz swojej duszy. Wszyscy doświadczyliśmy bolesnych chwil i czuliśmy się osamotnieni. Każdy człowiek doświadcza w swoim życiu wzlotów i upadków. Przyszliśmy na świat z wyjątkowym wyrazem duszy. Będąc nastolatkami często buntujemy się przed nim, a jako młodzi ludzie odrzucamy go, ponieważ wierzymy w moc swojego ego. Szukamy miłości i akceptacji tam, gdzie nie możemy ich znaleźć. W końcu porzucamy tę grę i zaczynamy akceptować siebie takimi, jacy jesteśmy. Na tym właśnie etapie teraz się znajdujesz. Zaczynasz akceptować energię, która cię stworzyła, dzięki czemu twoje życie rozkwitnie – pod każdym możliwym względem.

W końcu zbliżasz się do takiego miejsca w swoim życiu, w którym będziesz musiał przyznać, że jesteś dla siebie wystarczająco dobry.

To błogosławieństwo, że jesteś sobą.

To cud, że jesteś sobą.

Bycie sobą wystarczy.

Bycie sobą to odbicie wzoru twojej duszy.

Słowo do czytelnika

Jesteśmy istotami wibracyjnymi. Zamieszkujemy wibracyjny wszechświat. Wydaje nam się, że jesteśmy ciałami stałymi, ale to nieprawda. Fizyka kwantowa dowiodła, że energia przyjmuje różne stany skupienia, a świat materialny tak naprawdę składa się z wibrujących cząsteczek i molekuł. Faktem jest, że nic nie jest stałe – zostało to potwierdzone naukowo. A zatem wszystko należałoby rozważyć ponownie. Wszystko! Zamierzam zmienić twoje podejście do całego twojego życia.

Jako istoty wibracyjne doświadczamy emocji, które są energią w ruchu. Gdy je tłumimy i stawiamy im opór, stają się ciężkie i zyskują to, co nazywam gęstością wibracyjną. Gęstość ta może przejawiać się w różny sposób, ale zawsze blokuje naturalne światło naszej duszy. Pomyśl o tym, jak opisujemy swoje emocje. Tłumimy gniew, powstrzymujemy łzy, dławimy gulę w gardle, napinamy ciało. Myślimy, że siebie chronimy, ale tak naprawdę blokujemy cały swój potencjał. Wiemy, że jest coś więcej, ale nie wiemy, jak tam dotrzeć.

Nasza energia może przyjmować różne stany – niczym woda, która może przyjąć również stały lub lotny stan skupienia. Jeśli nie pozwalamy przepływać swoim emocjom, zachowujemy się tak, jakbyśmy wypełniali swoje wnętrze cementem. Napełniamy się wówczas smutkiem, złością, poczuciem winy, lękiem oraz wstydem, więc nie ma w nas miejsca na nic innego. Im bardziej jesteśmy obciążeni tym ładunkiem, tym niższe są nasze wibracje i tym mniejszy mamy kontakt ze sobą – brakuje nam żywotności i radości. Gdy zaś pracujemy z tym, co pojawia się w naszym wnętrzu, stajemy się lżejsi, a im lżejsi jesteśmy, tym łatwiej jest nam zaznać obfitości, zdrowia, miłości i głębi w swoim życiu.

Książka ta pomoże ci odkryć wyraz swojej duszy. Proces ten rozpoczyna się od pozwolenia na swobodny przepływ emocji, aby mogły być tym, czym są naprawdę, czyli energią w ruchu. Dzięki temu doświadczysz poczucia pełni i zjednoczenia z energią światła oraz czystej miłości, jaką ma dla ciebie Boskość.

W tym momencie powołujesz do życia swój najwspanialszy przejaw – wyraz swojej duszy. Wszystko, co wydarzyło się w twoim życiu, doprowadziło cię do tej chwili. Odkryj prawdę o sobie: jesteś miłością, obfitością i doskonałym zdrowiem. Jesteś głęboko połączony z Boskością. Wszystko, absolutnie wszystko, jest z tobą w porządku. Możesz żyć w głębokim, stałym kontakcie z własnym wnętrzem.

Nie jesteś tym, kim nauczono cię być. Odbyłeś podróż, która doprowadziła cię tu, gdzie jesteś. Nadszedł już czas, aby zanurzyć się w czymś znacznie większym, głębszym i szerszym.

Moim największym życzeniem jest, abyś mógł stać się miłością, którą jesteś, oraz w każdej kolejnej chwili przejawiał ją w swoim życiu.

Będę twoim towarzyszem, który przeprowadzi cię przez bezpieczny i systematyczny proces rozbrajania emocji oraz myśli, uniemożliwiających ci połączenie się ze swoim wyrazem duszy. Wyruszasz właśnie w głęboką, magiczną podróż. Chodź. To jest tak niezwykle proste. Podaję ci swoją dłoń. Zacznijmy. Czekałem na ciebie całe swoje życie.

1DZIEŃ
………………..
LękPORANEK

Nie bez powodu zaczynam od lęku. Jakże często pozwalamy, by lęk rządził naszym życiem! Pomyśl tylko: nie dzieje się nic złego, ale coś cię zaniepokoiło i już zaczynasz bać się tego, co jeszcze się nie wydarzyło i prawdopodobnie nigdy się nie wydarzy. Nagle, właściwie bez powodu, zaczynasz martwić się o swoje rachunki. Obsesyjnie rozmyślasz o swojej pracy. Obawiasz się, że twój szef tak naprawdę cię nie lubi, a współpracownik działa na twoją niekorzyść. Twój umysł podąża za tymi myślami. Lęk może również przyjąć formę martwienia się o dzieci. Johnny dostał czwórkę z minusem ze sprawdzianu z matematyki, co może być przecież początkiem jego życiowych porażek. Sophie zmaga się z problemami wieku licealnego, a ty martwisz się, że przestanie wierzyć w siebie. Następnie, oczywiście, zamartwiasz się o swoje zdrowie. Budzisz się rano z bólem głowy i jesteś właściwie pewien, że masz guza mózgu. Wkrótce zaczynasz chorować, tracisz pracę i ponosisz porażkę rodzicielską, ale to wszystko rozgrywa się tylko w twojej głowie. Niezależnie od tego, czego się obawiasz, twoje lęki ograniczają ciebie i twoje pole energii.

Lęk rodzi lęk. Pomyśl o ogrodzie. Co się dzieje, gdy nie usuwamy chwastów? Zarastają one wszystkie nasze starannie pielęgnowane róże, piwonie i liliowce. Ich korzenie plączą się ze sobą i zostają odcięte od źródła. Całe to piękno znika, zanim się zorientujesz. Lęk jest energią. Jest czymś, czego doświadczamy. Ludzie doświadczają lęku w wyjątkowy sposób. Pomyśl tylko: wszystkie żyjące istoty odczuwają lęk i natychmiast go uwalniają. Krowy, jelenie, lisy, a nawet niedźwiedzie czują lęk i przechodzą nad tym do porządku dziennego. Z ludźmi jest inaczej. My gromadzimy lęki. Przechowujemy je w swoim ciele. Udowadniamy samym sobie, że świat wcale nie jest bezpiecznym miejscem. Naturalnie strach pełni funkcję ewolucyjną – pomaga nam przetrwać – ale my pozwoliliśmy mu przejąć nad nami kontrolę.

Lęk zatrzymuje nas w miejscu. Tkwimy w niesatysfakcjonującej pracy lub w toksycznej relacji z lęku, że nie spotka nas nic lepszego. Cały czas tak postępujemy, a gdy to robimy, podważamy uniwersalną zasadę obfitości. Trawa dalej rośnie. Rzeki nadal wpływają do morza. Powstają nowe galaktyki. Życie znajduje sposób na to, by się rozwijać. Wszelkie przejawy natury potwierdzają tę zasadę.

Musimy znaleźć w sobie odwagę, która nie jest wcale brakiem lęku, lecz tylko gotowością do odczuwania go i do kroczenia naprzód – mimo wszystko. Lęk nie jest w stanie nas zabić. Jest energią, która może przepłynąć przez nas, jeśli tylko jej na to pozwolimy.

Dbaj o ogród swojego nieświadomego umysłu. Wyobraź sobie, że znajdujesz się w domu otoczonym niezwykle pięknym ogrodem. Jedynym problemem jest to, że zarósł chwastami lęku przed utratą pieniędzy, samotnością, chorobą lub czymkolwiek innym. Wyjdź z domu i zadbaj o ten ogród. Wyobraź sobie, że klękasz na ziemi, zakładasz rękawice ogrodowe i wyciągasz korzenie swoich lęków. Co my tutaj mamy? Porzucenie? Zdrada? Odrzucenie? Śmierć? Wszystko jest energią. Wiem, że to radykalny pogląd, ale lęk nie może cię skrzywdzić. Wyciągnij pierwszy chwast. Te chwasty są twoimi gęstymi wibracjami. Pomyśl o nich jak o mnóstwie splątanych ze sobą, brudnych korzeni. Co dalej? Twoja osobista historia nie ma większego znaczenia. Wszelkie szczegóły nie są istotne: kto, co, gdzie, kiedy i dlaczego. Wyciągasz z ziemi energię lęku. Tylko energię – to wszystko. Gdy wyciągniesz już te wszystkie chwasty, nagle pojawi się przestrzeń, która może być dla ciebie niewygodna. Zatrzymaj się na chwilę. Jak ją odczuwasz? Być może czujesz, że pojawiło się teraz w tobie trochę więcej miejsca. Z czasem przekonasz się, że to początek nowych możliwości. Zauważając lęk, pozbawiasz go władzy nad sobą. Chwasty nie są złe ani niewłaściwe. One po prostu zajmują miejsce.

POŁUDNIE

Być może przeczytałeś dzisiejszy poranny fragment przy kuchennym stole, jedząc w pośpiechu śniadanie i pijąc kawę. A może jechałeś do pracy pociągiem lub samochodem, słuchając tych słów na audiobooku? Gdziekolwiek teraz jesteś, chciałbym, abyś potrenował swój umysł i serce – swoją świadomość – pracując z energią lęku, która będzie pojawiała się w ciągu dnia. Za każdym razem, gdy poczujesz lęk – a możesz być pewien, że tak się stanie – zwróć na niego uwagę. Lęk jest twoją strefą zero.

Zwykle radzimy sobie z lękiem na trzy różne sposoby:

Uciekamy.

Nie poddajemy się i walczymy.

Zastygamy w bezruchu.

Spodziewasz się zadania domowego, które będzie wymagało przeczytania dwustu stron na jutro. Czekasz na wyniki badań. Obawiasz się projektu biznesowego, który będzie wymagał od ciebie, byś opuścił żonę i dzieci i wyruszył na drugi koniec świata, żeby podpisać kontrakt. Niepokoisz się pierwszym dniem w nowej pracy lub pierwszą randką. Boisz się, że nie będziesz miał pieniędzy na opłacenie rachunków. Życie przynosi nam sytuacje, które budzą w nas lęk, a wtedy najbardziej prymitywna część naszego mózgu przejmuje nad nami kontrolę. Reakcja walki, ucieczki lub zastygnięcia w bezruchu jest naszym podstawowym, zwierzęcym odruchem, jaki pojawia się w obliczu energii lęku. Cały świat natury reaguje w ten sposób (chyba że jesteś oposem i udajesz martwego). Reakcje te pojawiają się niezależnie od tego, czy faktycznie istnieje realne zagrożenie. Twoje mięśnie zaciskają się, oddech staje się płytszy. Twoje dłonie wilgotnieją, powiększają się źrenice, a krew odpływa z kończyn i koncentruje się w środkowej części ciała.

Co w takim razie możesz z tym zrobić? Naucz się pozwalać. Poznaj to miejsce, do którego uciekasz, gdy odczuwasz lęk. Być może jest to pewien zestaw zachowań, który służy zrekompensowaniu sobie nieprzyjemnej energii, albo są to takie mechanizmy jak: zaprzeczanie, zaspokajanie egoistycznych potrzeb, arogancja, ucieczka w rozrywkę, wycofywanie się, zamykanie się w sobie, albo sięganie do lodówki i po alkohol.

Wszyscy mamy swoje mechanizmy służące przetrwaniu. W moim przypadku jest to nadęta poza: nie zadzieraj ze mną. Znów staję się tym dzieciakiem z Londynu, który musiał wypracować sobie arogancką postawę, aby mógł przetrwać. Na spotkaniu biznesowym, otoczony ludźmi, którzy wiedzą znacznie więcej na dany temat niż ja, mam tendencję do wpadania w pułapkę fałszywej siły, gdy nie podoba mi się przebieg wydarzeń. Mam wówczas poczucie, że powinienem stać się mądrzejszy od samego życia. To stary mechanizm adaptacyjny, który kiedyś pozwalał mi przetrwać. Wciąż od nowa przyłapuję się na nim i zatrzymuję się. Ufam. Zauważam swój lęk i pozwalam, aby przepływał przeze mnie niczym rzeka wpływająca do morza.

Zwracaj dziś uwagę na to, co robisz, gdy zaczynasz odczuwać lęk. Czy twoje ego zaczyna się bronić? Czy pragniesz się schować? Czy sięgasz po coś, co ma rozproszyć twoją uwagę? Czy wypierasz to i zamykasz się w sobie? A może próbujesz stłumić to uczucie, sięgając po papierosa, telefon lub sprawdzając po raz pięćsetny skrzynkę mailową lub postanawiasz się nie angażować, chowasz się w kącie i marzysz, by ta chwila szybko minęła?

Zwracaj uwagę. Miej oczy otwarte. Być może wydarzy się to dziś tylko raz, a może sto razy. To nie ma znaczenia. Przyłapywanie się na swoich instynktownych reakcjach i zachowaniach oraz obserwowanie ich ma niezwykłą moc. Spotkaj się ze sobą z absolutną miłością. Świadomość zwiastuje koniec walki wewnętrznej. Nie oznacza to, że twój gadzi mózg zostanie wyłączony, ale gdy wyćwiczysz się w rozpoznawaniu jego funkcji, zaczniesz uwalniać się od lęku.

WIECZÓR

Dotychczas nieustannie towarzyszyła ci niewidzialna siła lęku. Wpływała na wszystkie twoje decyzje. Jest tym supłem w twoim sercu, który nie pozwala ci w pełni kochać. Pojawia się w decydujących momentach, aby odwrócić twoją uwagę od tego, kim naprawdę jesteś. Jest głosem w twojej głowie, który mówi ci nie. Jest dźwiękiem przegranej. Okrada cię z twojego przyrodzonego prawa. Ograbia się z samego życia.

Lęk dobrze ci służył.

Był twoim starym, dobrym przyjacielem.

Aż do tej pory.

Nadszedł czas.

Nadszedł czas, aby mu podziękować, jak przyjacielowi, z którym musisz się rozstać. Pora wejść w lepszą relację i większą odbiorczość, przejawiać się we wspanialszy sposób i poznać głębszą prawdę. Nadszedł czas, aby objąć lęk – swojego starego przyjaciela – i pożegnać się z nim. Powiedz mu: – Byłeś ze mną tak długo. Byłeś głosem w moim umyśle, który zdominował wszystkie inne głosy. Chroniłeś mnie i dbałeś o moje bezpieczeństwo. Ale już spełniłeś swoją rolę, a ja muszę iść dalej. Postanawiam wyzwolić się spod twojego panowania. Mam odwagę, aby wkroczyć w nieznane.

Pokłoń się swojemu lękowi za wszystko, czym był dla ciebie, za wszystko, co ci ukazał. Ponownie wyobraź sobie piękny ogród, o którym myślałeś dziś rano. Stoisz w nim wraz ze swoim lękiem. Rozejrzyj się wokoło z wdzięcznością. Zauważ starą, zardzewiałą bramę. Powoli przejdź przez bujną zieleń ogrodu, podejdź do bramy i otwórz ją. Przechodząc przez nią, zwróć uwagę, jak zamyka się za tobą – usłysz dźwięk zatrzaskującego się zamka. Znajdujesz się teraz na kamiennej ścieżce i otacza cię jeszcze bujniejsza zieleń oraz w pełni rozkwitłe kwiaty. Nie miałeś pojęcia, że ten świat istnieje za bramą twojego ogrodu. Obejrzyj się za siebie. Czy masz jeszcze jakieś wątpliwości? Kim będziesz bez swojego starego, dobrego przyjaciela? Nie wiesz. Nie możesz tego wiedzieć. A jednak chcesz się dowiedzieć. Pożegnaj się z energią lęku, która dbała o twoje bezpieczeństwo, a jednocześnie ograniczała cię. Pożegnaj się z tą energią, która sprawiała, że miałeś poczucie braku i obciążała cię, chociaż wydawała się ciebie wspierać.

Zauważ, że tamten ogród jest pusty. Rozważ taką możliwość, że zawsze był pusty. Widzisz? Nikogo tam nie ma.