Strona główna » Poradniki » Zarobić Milion idąc pod prąd

Zarobić Milion idąc pod prąd

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-937164-3-2

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Zarobić Milion idąc pod prąd

Na powstanie tej książki czekało w Polsce wielu ludzi. W niezwykle, jak na literaturę tego typu, bezpośredni sposób, Jakub B. Bączek pisze o budowaniu firmy od zera, bez mentorów i dofinansowań, w polskich warunkach. Szczodrze dzieli się przykładami ze swoich biznesów i inwestycji. Z dużym poczuciem humoru odnosi się do tradycyjnych sposobów myślenia o przedsiębiorczości czy rozwoju i bezlitośnie udowadnia, że te sposoby myślenia są już po prostu nieskuteczne.

Historia trzydziestoparolatka, który nie musi już pracować, dzięki zbudowaniu stabilnych przychodów pasywnych z wielu źródeł. A dodatkowo, wiele z tych źródeł jest tak opisanych, że można z nich skorzystać od zaraz...

W książce między innymi:
- 6 inspiracji do stworzenia produktu za Milion Złotych
- 3 konkretne techniki aby stać się ekspertem w swojej branży
- Skuteczny marketing za zero złotych (5 praktycznych pomysłów)
- Usamodzielnienie firmy w 5-ciu krokach
- O wolności finansowej 50 na 50 (po raz pierwszy na świecie)
- 15 konkretnych przykładów na szybkie przychody pasywne

Czy chcesz dowiedzieć się…
- … dlaczego ciągłe szkolenie się i czytanie książek o rozwoju może… szkodzić?
- … jak za darmo skorzystać z największej na świecie bazy danych klientów?
- … dlaczego struktura większości polskich firm jest do kitu?
- … jak oszczędzić 20 000 zł rocznie na jednej decyzji?
- … jak sprzedawać bez sprzedawania na dzisiejszym rynku?
- … kto najbardziej sabotuje Twoja firmę?
- … jak zmniejszyć liczbę telefonów o 90% i jednocześnie zwiększyć przychody?
- … w jaki sposób podróżować jak milioner za 1 100 zł / miesięcznie?
- … dlaczego ci, którzy pragną szczęścia najbardziej będą nieszczęśliwi?

Jeśli tak...

Kup tę książkę teraz!

Polecane książki

Finalista Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za reportaż literacki 2019 Dzisiejszy Londyn nie jest już tylko miastem królowej brytyjskiej, Big Bena i popołudniowej herbaty. Dołączyły do nich nowe symbole – koczujący pod murami żebracy, skuleni w przejściach podziemnych bezdomni i czek...
Trzy siostry i jeden spokojny dom. Ukryty wśród lawendowych pól, wypełniony wspomnieniami beztroskiej radości dzieciństwa. Po latach stanie się miejscem, gdzie siostry rozpoczną swoje życie na nowo. Kolor lawendy. Camille, najmłodsza z trzech sióstr Campbell, wciąż nie może...
Prezentowane studium przybliża architekturę jezuitów w Ameryce Południowej w okresie kolonialnym. Czytelnik może zapoznać się zarówno ze skomplikowaną sytuacją kulturową, na której tle powstawały prezentowane obiekty, jak i z zaskakującym bogactwem form, które zostały wykreowane przez europejskich p...
Nowy Testament. Historyczne wprowadzenie do literatury wczesnochrześcijańskiej Barta D. Ehrmana to pierwsze w Polsce tak obszerne omówienie historii piśmiennictwa wczesnochrześcijańskiego (I-III w. n.e.), w tym kanonu, czyli Nowego Testamentu, oraz najważniejszych apokryfów. Autor jest jednym z n...
Calineczka to maleńka dziewczynka nie wyższa niż jeden cal. Skąd się wzięła? Pewna kobieta, która bardzo chciała mieć dziecko, dostała od wróżki ziarenko. Z ziarenka wyrósł piękny kwiat, a w nim kobieta znalazła malutka dziewczynkę. Dała jej na imię Calineczka. Calineczka była tak mała, że miała koł...
Jaką tajemnicę skrywa trzynastowieczna studnia w rzeźbiarskiej pracowni w Toruniu? Co łączy powtórny pochówek Mikołaja Kopernika z zadziwiającym odkryciem Marceliny? Czy wszyscy jesteśmy skazani na nieuchronność i w jaki sposób zmienia ona nasze życie? Co stanie się, gdy bułhakowska Annuszka rozle...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Jakub B. Bączek

Jakub B. Bączek

Zarobić milion idąc pod prąd

Prawa autorskie: Jakub B. Bączek©

Wydawnictwo: STAGEMAN®

www.stageman.pl

Kontakt z autorami: Robert Nowicki, robert.nowicki@stageman.pl

Działania PR & media: Barbara Ligocka, barbara.ligocka@stageman.pl

Konsultacja graficzna: Paweł Cieślak, pawel.cieslak@stageman.pl

Wysyłka i dystrybucja: Jolanta Cieślak, sklep@stageman.pl

Oprawa graficzna: Dawid Kłębek

Pomoc grafika: Marta Matysiok

Komunikacja: Tomasz Kuma

www.kiwigifts.pl

Korekta: Izabela Jurkowska

Komunikacja: Filip Herma

www.peefmusic.pl

All right reserved. Wszelkie prawa zastrzeżone.

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

ISBN: 978-83-937164-3-2

Warszawa 2014

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

„Płynie się zawsze do źródeł, pod prąd,zMam to w dupie…

Nazywam się Jakub B. Bączek, lub po prostu Kuba – tak będzie łatwiej. W olbrzymim skrócie, udało mi się dość szybko dojść do wolności finansowej. Nie była to droga łatwa, bo często pod prąd temu, co mówi się i pisze o przedsiębiorczości, rozwoju, sukcesie czy relacjach. Działałem po swojemu, czasem na bezczelnego, czasem na wariata…

Szkoda, że Cię tu teraz nie ma. Siedzę na wschodnim wybrzeżu Menamu i patrzę na Wat Arun (Świątynię Świtu). Nie wiem, ile czasu spędzę jeszcze w Tajlandii, na swojej miniemeryturze, ale… postanowiłem być tu tak długo, aż napiszę bestseller. Pomyślisz może: „facet ma wygórowane ambicje”. Ja tymczasem wiem, że większość moich marzeń się spełnia. Czemu nie miałoby się spełnić i to?

Kiedy myślę o swojej drodze, o pierwszej firmie, o pierwszych pracownikach, pierwszych inwestycjach za granicą, pierwszych nieruchomościach czy też pierwszych wykładach na temat przedsiębiorczości, nie mogę nie wspomnieć backgroundu swojej przygody. Żyliśmy dość skromnie, a ja jako dziecko byłem bardzo chudy, znerwicowany i zagubiony, bez poczucia bezpieczeństwa i spokoju, żeby pokochać życie. Do dziś towarzyszą mi różne, stłumione lata temu, emocje i lęki. Niemniej bez mentorów, ambitnych szkół czy dyplomów, bez środków unijnych i bez wspólników założyłem w 2009 roku firmę, która okazała się biznesem za przysłowiowy milion. Krok po kroku podejmowałem wiele trudnych decyzji, w większości nonkonformistycznych, a czasem nawet szalonych i… jestem tu, gdzie jestem.

Znam kilka książek motywacyjnych. Niewiele z nich przeczytałem do końca i też nie polecam ich chłonąć i zgadzać się na wszystko, o czym piszą autorzy. Tu będzie z wielu względów inaczej. Będzie o biznesie w polskich warunkach, bez ściemniania, że było łatwo i że zawsze wiem, co zrobić. Odsłonię tu dużo siebie i wierzę, że ta historia może być dla wielu inspirująca. Kto wie, czy nie spotkasz się na kartach tej książki ze zdaniem, które przed Tobą odkryje nowe możliwości. Zachęcam Cię do refleksji, krytycyzmu, a nawet sprzeciwu wobec tego, co tu ujawnię, ale też zachęcam do wykonania ćwiczeń i skorzystania z konkretnych narzędzi.

Jeśli interesuje Cię, jak od zera zbudowałem firmę wartą kilka milionów, jak sprawiłem, że jest jedną z nielicznych polskich franczyz, które doskonale rozwinęły się w kilku krajach Europy, jak zbudowałem fantastyczne zespoły ludzi, które potem tworzyły i rozwijały kolejne biznesy i generalnie – jak znalazłem się w Tajlandii na miniemeryturze w wieku 31 lat, to zapraszam do lektury. Bywam wymagający, wkurzający, a nawet bezczelny, ale metody, które opiszę, są po prostu cholernie skuteczne. Nie jestem i nawet nie chcę być bogaty, jak Gates, Jobs, Branson, Kiyosaki, Tracy, Ecker czy Robbins. Często zupełnie się z nimi nie zgadzam i nie widzę możliwości odzwierciedlenia ich drogi w polskich warunkach. Jestem bardziej „facetem z sąsiedztwa”, który jest ludzki, kocha życie i czerpie z niego pełnymi garściami i szczerze Ci powie, jeśli się z czymś nie zgadza.

Zdając sobie więc sprawę, że są bogatsi ode mnie i bywają inteligentniejsi, a nawet wiedząc, że jest cała chmara facetów przystojniejszych, sprawniejszych seksualnie, wyższych, bardziej kreatywnych i z bardziej ciętym poczuciem humoru, chcę zacząć tę książkę stwierdzeniem, że mam to w dupie i wierzę bardzo w siebie. Polecam zresztą takie podejście… Zaczynajmy!

Bangkok, 14.03.2014

Rozdział 1: Etapy drogi do wolności finansowej

Jeśli należysz do większości z nas, nie odziedziczysz miliona po rodzicach, nie masz wujka w korporacji, który da Ci etat dyrektora i nie masz talentu Agnieszki Radwańskiej, by po paru latach uprawiania sportu zarobić grubą kasę; jeśli należysz do grupy takich ludzi jak ja – to zaczynasz swoją drogę z niczym: bez pieniędzy, bez mentora, bez pomysłu za milion. Masz za to marzenia, ambicje i szereg zasobów – może olbrzymie poczucie humoru, może łatwość uczenia się języków, a może dar radzenia sobie w każdej sytuacji. Podążasz typową drogą i w Twoich rękach jest to, jak ta droga będzie się układać w różnych momentach (także trudnych) ludzkiego życia.

Ja rozrysowałem sobie kiedyś tę drogę w postaci czterech ćwiartek (to słowo bardzo dobrze kojarzyło mi się, kiedy byłem jeszcze studentem). Dostrzegłem, że najważniejszymi zasobami, które chciałem zawsze mieć, były pieniądze i czas. Czułem, że jeśli będę miał pieniądze, spełnię wiele swoich marzeń i będę żył tak, jak chcę. Czułem też, że muszę mieć czas na podróże, czytanie, granie w siatkówkę lub golfa – generalnie: czas na swoje życie poza firmą i pracą. Z połączenia tych dwóch zasobów otrzymałem następujący wykres:

Etap nauki

Cała historia zaczęła się zwyczajnie. Był to etap, w którym miałem mało pieniędzy i mało czasu – etap nauki. Studiowałem na Uniwersytecie Śląskim (pedagogikę, wychowanie fizyczne i filozofię, której w końcu nie skończyłem, bo wykładowcy mieli mnie dość na swoich zajęciach). Oprócz tego grałem w siatkówkę w klubie sportowym i żyłem życiem zwykłego młodego człowieka. Pamiętam, że z uczelni wracałem jakieś 30 kilometrów do domu, korzystając z autostopu. Nie było mnie stać na bilet miesięczny w obie strony, więc bez względu na pogodę, temperaturę i konkurencję ładnych studentek na przystanku udawało mi się codziennie przez jakieś 3 lata docierać do Bielska-Białej bez szwanku (a przy okazji poznałem masę ciekawych ludzi i do dziś moi znajomi uwielbiają anegdotki z tych autostopowych przygód). Zaraz po powrocie pakowałem się i jechałem na trening. Po treningu wracałem do domu, czasem trochę się uczyłem, czasem po prostu lądowałem leniwie przed telewizorem i szedłem spać, by obudzić się na następny dzień o 5 rano. Dlaczego tak wcześnie? Bo pociąg jechał dwa kwadranse po piątej i był tańszy niż autobus. W pociągu udawało mi się jeszcze przespać (mój organizm był tak wyregulowany, że bez budzika wychodziłem z drzemki dokładnie przed stacją docelową) lub też odrobić jakieś zadanie na zajęcia. I tak przez większość tygodnia, oprócz weekendów, podczas których najważniejsze były mecze ligowe mojej drużyny. Czasu było naprawdę mało, pieniędzy jeszcze mniej, ale jakoś nie uświadamiałem sobie tego na co dzień i żyłem swoją pasją, którą była wtedy siatkówka.

Etap nauki trwał u mnie około 5 lat. Studiowałem dziennie, grałem w kilku różnych klubach sportowych i nie wyobrażałem sobie innego życia. Kiedy dzisiaj patrzę na ten okres, to jestem zdumiony, że udawało mi się zjeść 2 posiłki dziennie za nie więcej niż 15 zł i że byłem w stanie przez kilka lat wstawać o 5 rano. To był czas, który bardzo wiele mnie nauczył. Nie tylko oszczędzania, pokory i wdzięczności, ale też walki, ciężkiej pracy i przegrywania z godnością. Ciekaw jestem, jak ten etap wyglądał u Ciebie? Szkoła, studia, praktyki? Jest duża szansa, że wiesz, o czym piszę i wiesz też, jak żyje się z małą ilością pieniędzy i z małą ilością czasu dla siebie. Większość z nas tak właśnie zaczyna.

Etap poszukiwań

Wiele zmieniło się u mnie po studiach. Czułem, że bardzo dużo mi dały, że jestem napakowany wiedzą, że bardzo chcę i… tak trafiłem do drugiego etapu – etapu poszukiwań. Jako absolwent z podwójnym tytułem magistra, optymistycznie ruszyłem na rynek pracy i… cóż… Szału nie było. To był okres, w którym pieniędzy wciąż było mało, ale za to czasu pojawiało się pod dostatkiem. Imałem się różnych zajęć, mniej lub bardziej dziwacznych, kilku nawet nielegalnych. Pieniędzy jednak nadal było mało, ale za to żyłem z kolejną pasją u boku, przez jakieś następne 5 lat. Tą pasją okazała się nauka. Jako że jeszcze jako student wydałem swoje pierwsze publikacje, otwarła się przede mną możliwość napisania doktoratu pod okiem bardzo znanego i szanowanego w Polsce profesora. Zacząłem więc pisać, uczyć studentów i żyć chwilą. Doktorat szedł jednak opornie, a za godzinę wykładu na uczelni państwowej otrzymywałem 30 zł brutto. Nie chcę narzekać, ale do dziś zastanawiam się, jak zdołałem przeżyć za takie kwoty, zważywszy, że – jako początkujący wykładowca – nie miałem tych zajęć zbyt dużo. Wiele się jednak nauczyłem. Okazało się, że na moje wykłady przychodzi znacznie więcej osób, niż zazwyczaj widuje się na salach. W rekordowym okresie miałem nawet 200 słuchaczy, a część z nich siadała na podłodze. Zrozumiałem, na czym polega nauka przez praktykę i przez… zabawę. To były naprawdę nietypowe zajęcia, które wkrótce zaczęły denerwować moich kolegów wykładowców i władze uczelni. Szybko więc oberwałem i dostrzegłem wiele hipokryzji w akademickim światku. Odszedłem, by rozpocząć kolejny etap swojego życia.

Może masz już etap poszukiwań za sobą, ale skoro czytasz tę książkę, to jest duża szansa, że jesteś w jego trakcie. To pozytywny etap. Człowiek, który ma sporo czasu, a mało pieniędzy, jest bardzo pomysłowy. Ciekaw jestem, jak wiele swoich pomysłów odrzucasz, krytykujesz lub pozostawiasz w szufladzie… To w gruncie rzeczy naturalne, ale będę się tutaj starał przekonać Cię do wyjścia ze strefy komfortu. Warto – kolejny etap to prawdziwa jazda bez trzymanki.

Etap przedsiębiorczości

Gdy czas poszukiwań zaczyna Ci się dłużyć, postanawiasz coś ze sobą zrobić. Jeśli należysz do większości, to idziesz gdzieś po prostu do stałej pracy (o tym trochę później). U mnie kolejnym etapem mógł być tylko etap przedsiębiorczości. Wiedziałem już jako 25-latek, że nie nadaję się na etat. Jedyną opcją było dla mnie samodzielne stanowisko managerskie – i tak zostałem dyrektorem centrum szkoleniowego, odpowiedzialnym za Polską południową w jednej z warszawskich firm. Długo jednak nie zagrzałem tam miejsca, bo szef nie był w stosunku do mnie fair i szczerze powiedziawszy, miałem wrażenie, że bez niego rozwinąłbym tę firmę cztery razy szybciej i lepiej (tak, tak, już wtedy byłem nieźle wyszczekany). Zostałem więc przedsiębiorcą i na kolejnych 5 lat wciągnął mnie inspirujący okres budowania własnego biznesu. Szybko pojawiły się pieniądze, bo mój pomysł okazał się znakomity. Jednak wraz z dużą ilością pieniędzy pojawił się całkowity brak czasu dla siebie i dla bliskich. O tym etapie będę pisał w tej książce najwięcej. Teraz wspomnę tylko, że nie żałuję tego czasu. Znów wiele się nauczyłem i choć inne sfery mojego życia bywały zagrożone, cieszę się, że przez tych kilka lat udało mi się stworzyć miejsce, w którym pracuje rocznie nawet kilkaset osób i wiele z nich naprawdę tę pracę uwielbia.

Myślę, że albo masz ten etap dopiero przed sobą, albo jesteś w jego trakcie. Na razie poruszamy się po płaszczyźnie teoretycznej. W dalszej części książki znajdziesz jednak masę inspiracji i konkretnych pomysłów, jak poradzić sobie właśnie w tym etapie. Nawet jeśli rodzice i znajomi mówią Ci ciągle: „Zostań na etacie, większość jednoosobowych działalności w naszym mieście szybko bankrutuje”, wydaje mi się, że nie ma innej drogi do etapu czwartego.

Etap wolności finansowej

Kiedy poczułem się zmęczony przedsiębiorczością, presją i zdobywaniem nowych rynków, zaczęły pojawiać się w mojej głowie zupełnie inne marzenia niż jeszcze parę lat temu. Po raz pierwszy, dużo bardziej niż pieniądze, zaczął się dla mnie liczyć wolny czas i święty spokój. Obawiałem się jednak dwóch rzeczy. Po pierwsze, wierzyłem, że jeśli nie będę osobiście doglądał firmy, to nie będzie ona odnosiła takich spektakularnych sukcesów jak dotychczas. Błąd! Po drugie, myślałem, że skoro ja przejdę na emeryturę w tak młodym wieku, to moi pracownicy będą zupełnie zdemotywowani i zamiast pracować, będą się wkurzać, że grzeję sobie dupę w Tajlandii, a oni musza zapieprzać. Ponownie: błąd! Dzięki specyficznemu podejściu, które dokładnie tu opiszę, wylądowałem w końcu na etapie życia, w którym jest dużo pieniędzy (a przynajmniej mi całkowicie wystarcza) i dużo wolnego czasu (dzięki czemu mogę podróżować po całym świecie). Ten czwarty okres nazwałem etapem wolności finansowej. A ja sam nie czuję się już tak bardzo przedsiębiorcą, jak inwestorem. Dopiero zaczynam swoją przygodę w tym etapie. Nie wiem jeszcze, czy jest coś dalej. Nie wiem też, czy znowu po 5 latach mi się nie znudzi (jak to bywało wcześniej). Być może przy drugim wydaniu tej książki będę musiał dopisać jakiś kolejny etap, kolejny rozdział i pomysł na życie, ale… w chwili obecnej cieszę się wolnością finansową i do swoich rentierskich „obowiązków” zaliczam podróżowanie, poznawanie nowych kultur, prowadzenie bezpłatnie swojej autorskiej audycji w radio i pisanie tej książki, by dzielić się wiedzą i… nie zwariować z taką ilością wolnego czasu.

Życzę Ci tego etapu jak najszybciej, choć może zaskoczy Cię, że… wcale nie jest tak super, jak na pierwszy rzut oka wygląda. Pod koniec etapu przedsiębiorczości pracowałem tylko dwa dni w tygodniu (wtorki i czwartki). Teraz, będąc w Tajlandii, nie mam nic do roboty, oprócz pogłębiania znajomości buddyzmu, pisania, spotykania fascynujących ludzi i zwiedzania inspirujących miejsc. I wiesz co? Czasami naprawdę mi się nudzi! Bywa, że mam ochotę otworzyć Outlooka i wprowadzić jakiś nowy pomysł do jednej ze swoich firm. Na razie się trzymam, bo wciągnęło mnie pisanie książki, ale nie ręczę za siebie, jak już spędzę tu parę tygodni. (Znajomi się śmieją, że pewnie nauczę się tajskiego, założę tu filię swojej firmy i zacznę z nudów skupować nieruchomości od miejscowych, by potem je wynajmować lub sprzedawać z zyskiem).

Pod kreską czy nad kreską?

Problem dzisiejszych czasów nie polega tylko na tym, że różnica między ludźmi z małą ilością pieniędzy a tymi bogatymi jest coraz głębsza. Problem tkwi również w tym, że większość ludzi nigdy nie pokonuje poziomej kreski z tego wykresu. Pozostaje im więc lawirowanie pomiędzy dwoma pierwszymi opisanymi tu etapami: nauki i poszukiwania. Wyglądać to może tak: ambitna Polka kończy ogólniaka (etap nauki) i po maturze postanawia wyjechać do Anglii zarobić na studia (etap poszukiwania). Wraca, zaczyna studia socjologiczne (etap nauki) i marzy o posadzie, w której otrzyma przynajmniej 2 500 zł na rękę. Kiedy jednak trafia na rynek pracy, okazuje się, że nikt na nią nie czekał, mało tego – nikt nie docenia jej tytułu magistra. Zaczyna się więc szukanie pracy (etap poszukiwania). W końcu udaje się zdobyć upragniony etat. Nie płacą zbyt dużo, ale przynajmniej co miesiąc tyle samo. Uczy się więc nowych obowiązków (etap nauki) i… wytrzymuje jakieś 2 lata. Potem zaczyna się jej nudzić i po kryjomu przed szefem rozsyła CV do agencji reklamowych, gdzie chciałaby realizować swoje pomysły (etap poszukiwania). W końcu zmienia pracę, uczy się nowej rzeczywistości, by po paru kolejnych latach trafić na bezrobocie lub na kolejny etat (jak dobrze pójdzie). I tak do emerytury. Czasu jest mniej lub więcej, ale pieniędzy ciągle mało. Nasza Polka przyzwyczaja się jednak, razem z mężem otrzymują kredyt i zakupują mieszkanko w bloku z wielkiej płyty. Przyzwyczajają się do oszczędzania, odkładania, spędzania czasu przy gotowaniu lub przed telewizorem. Mijają lata, pojawia się dziecko, kolejne wydatki, sporo stresu… Często narzekają na brak pieniędzy, ale żyją tak sobie bez zmian aż do emerytury w wieku 67 lat. Swoim dzieciom mówią: „Idź na etat, kochanie, jak mamusia i będziesz porządnie żyć”, a kiedy słyszą od znajomego, że zakłada firmę, mówią: „Zgłupiałeś, przecież ZUS Cię wykończy”… I wiesz co? Nie ma w tym absolutnie nic złego. Jeśli znajdzie się drugą połówkę i nie okaże się po 2 latach że to pijak/pijaczka, histeryk/histeryczka itp., to może mamy do czynienia w tej historii ze szczęśliwą Polską – może to nawet rys biograficzny naszej sąsiadki lub koleżanki ze szkoły. I to jest dobre – ja takiego stylu nie mam prawa krytykować i nie robię tego.

Czułem jednak, że ja chcę inaczej. Wystarczająco wkurzał mnie mój trener sportowy, żebym szybko się zorientował, że mam dobre pomysły i nie chcę słuchać przez cały czas kogoś, kto jest ignorantem. Nie wierzyłem też w to, że na emeryturze będę mógł żyć godnie. (Niedawno jakiś spec od finansów obliczył mi, że mogę spodziewać się około 600 zł od ZUS-u. Jaram się…). Czułem, że chcę iść pod prąd, że nie będę słuchał innych, że chcę nad kreskę (choć jeszcze wtedy nie wiedziałem, że sam stworzę taką tabelkę jak ta opisana w tej książce). Chciałem należeć do tej nielicznej, tajemniczej grupy pod nazwą „przedsiębiorcy”. No więc… wskoczyłem tam sam. Na decyzji się jednak nie kończy. Chociaż ja bałem się na początku, to dziś już wiem, że założenie firmy (obojętnie jakiej – mam bowiem jednoosobową działalność, kilka spółek cywilnych, kilka spółek z ograniczoną odpowiedzialnością) to w gruncie rzeczy pikuś. Wyzwaniem jest tę firmę utrzymać i godnie na niej zarabiać. Czytałem statystyki, zgodnie z którymi aż 80% jednoosobowych działalności w Polsce znika z rynku w ciągu 5 lat. 80%!!! Nie chce mi się w to wierzyć, ale nawet jeśli te statystyki są tylko w połowie prawdziwe, to jest to dość przerażające. Mimo wszystko zachęcam Cię do pracy „na swoim”. Gdybym znał jakąś inną drogę do wolności finansowej, to chętnie bym się z Tobą podzielił, ale… nie znam. Wskakuj więc ponad kreskę i zobaczymy, co się stanie. Przecież nawet jeśli nie pójdzie, to zawsze można zamknąć tę firmę w cholerę i wrócić do kołowrotka etapów: nauki i poszukiwania. Firmę można też zawiesić, sprzedać, usamodzielnić, dobrać wspólnika lub inwestora, krótko mówiąc – to nie musi być decyzja na całe życie. Skoro potrafisz czytać wyniki sportowe, targować się na Allegro i obsługiwać pralkę, to… firmę też potrafisz założyć. Zresztą te wymienione wyżej czynności wydają mi się dziś bardziej skomplikowane niż otwieranie kolejnego biznesu.

Nie wiem, jak masz na imię, ile masz lat i jakie masz pasje. Wiem jednak, że założenie własnego biznesu może być dla Ciebie stresujące. Rozumiem to. Wiem też, że aby założyć firmę, trzeba mieć jakiś pomysł. O tym już za chwilę, a teraz zdecyduj, proszę, co jest dla Ciebie najważniejsze w tym okresie życia, w którym obecnie jesteś: jeśli stabilizacja – najlepiej zostań w pierwszym etapie (nauki); jeśli wolny czas – może warto pozostać jak najdłużej w etapie poszukiwań; jeśli więcej pieniędzy – to pewnie warto znaleźć lepiej płatną pracę lub założyć własną firmę. A jeśli potrzeba Ci i czasu, i pieniędzy, to zachęcam Cię do wejścia ponad kreskę! I do dalszej lektury oczywiście…

A nie da rady szybciej?

Wykonaj proszę poniższe działania w myślach, jak najszybciej. Zależy mi na tym, żeby nie wracać do poprzednich działań, nie używać kalkulatora, tylko szybko liczyć w głowie i szybko odpowiadać na moje pytania – bez zastanawiania się i bez zatrzymywania się. To ważne.

ĆWICZENIE 1:

Powiedz mi, ile jest 12 + 7

A teraz ile jest 35 + 27

14 x 7

28 – 19

122 + 392

298 + 119

A teraz pomyśl szybko o jakimś warzywie i idź dalej…

Pomnóż 12 x 6

Odejmij 12 od 49

32 x 4

128 + 333

298 –74

A teraz pomyśl szybko o jakimś narzędziu i idź od razu dalej…

16 x 3

199 + 664

12 – 5

394 +1035

9 x 6

A teraz szybko pomyśl o jakimś kolorze i…

Jeśli jesteśmy podobni do siebie, to pewnie ciekawi Cię, czy można przeskoczyć jakiś etap. Może da się dotrzeć do przedsiębiorczości od razu z etapu nauki? Albo jeszcze lepiej: czemu by nie zostać od razu wolnym finansowo po etapie poszukiwań? Myślimy podobnie, ale muszę Cię zawieść. Nie znam innej drogi do wolności finansowej niż ciężka praca. Jeśli jakiś autor czy też trener rozwoju osobistego powie Ci, że łatwo jest stać się bogatym i szczęśliwym i że może Ci podać przepis na zarobienie miliona w miesiąc lub też na uzdrowienie Twoich relacji z ludźmi w czasie dwudniowego szkolenia, to… ja bym na Twoim miejscu uciekał. To nas przyciąga. Tytuły w stylu „od zera do milionera” czy „jednominutowy milioner” działają doskonale na naszą wyobraźnię. Może ja po prostu jestem za głupi, ale powiem Ci, że znam tylko jedną drogę do sukcesu. I jest to właśnie ciężka praca. Milionerem nie staje się człowiek w tydzień, tak jak nie da się nauczyć języka obcego bez wielomiesięcznych wysiłków.

Jeśli jesteśmy do siebie podobni, szukasz może drogi na skróty. Kupujesz moją książkę i myślisz sobie: „Panie Bączek, daj Pan przepis na milion, najlepiej dwa, jeszcze jeden dla znajomego”. Cóż… pomogę Ci, ale nie tak, jak myślisz. Dam Ci pomysł na milion, ale między wierszami. Zrozumiem Cię bardziej niż niejeden znajomy i pokażę Ci, czym się różnią nasze decyzje, żeby skonfrontować Cię z własnymi blokadami i lękami. Wiem, o czym piszę, bo jestem praktykiem, a w dodatku dokładnie takim samym człowiekiem jak Ty – pragnącym szczęścia i unikającym cierpienia. Ja też wybrałem marchewkę, młotek i kolor czerwony… Weźmy się więc do roboty!

Gdzie teraz jesteś?

Nie, nie pytam o to, czy w sypialni czy w wannie. Bardziej chodzi mi o to, czy rozpoznajesz u siebie któryś z opisanych wyżej etapów. Ile masz pieniędzy? Mało czy dużo? Ile masz czasu dla siebie? Mało czy dużo? Jeśli w obu przypadkach odpowiesz „dużo”, nie ma sensu czytać dalej, pewnie w niczym Ci nie pomogę. Jeśli jednak masz w sobie gotowość na więcej pieniędzy i/lub więcej czasu wolnego, zapraszam Cię do ważnego ćwiczenia.

ĆWICZENIE 2:

Uzupełnij proszę (tutaj lub na osobnej kartce) poniższe pytania. Ważne jest, żeby uzupełnić wszystkie, takie jakie są. Jeśli nie potrafisz uzupełnić jednego z nich i masz pustkę w głowie, wpisz cokolwiek, losowo.

1

Chcę poprawić swoje relacje z ……………………..

2

Chcę zarabiać o …………………….. zł więcej na …………………….. (godzinę/miesiąc/rok/inne)

3

Chcę poświęcić więcej czasu na ……………………..

4

Chcę nauczyć się języka ……………………..

5

Chcę ważyć …………………….. kilogramów

6

Chcę pracować …………………….. dni/godzin w …………………….. (ciągu dnia/w tygodniu/w miesiącu/na rok)

7

Chcę wybrać się w podróż do/na ……………………..

8

Chcę, żeby w mojej pracy było więcej ……………………..

9

Chcę, żeby w moim życiu było mniej ……………………..

10

Chcę przejść na emeryturę w wieku …………………….. lat

Nie ma takiej siły, która dałaby mi władzę nad tym, czy wykonasz to ćwiczenie, czy też je pominiesz lub zrobisz tylko w głowie. To Twoje życie i Ty decydujesz. Otrzymujesz zresztą od życia to, co wybierasz. Jeśli udało się jednak uzupełnić te zdania, to w drugim kroku proszę Cię o wybór trzech zdań, które najbardziej Cię w tej chwili przekonują. (Podkreślam: w tej chwili – to nie jest wybór na całe życie).

Te akurat cele były narzucone z góry, ale zapewne udało Ci się wybrać trzy najważniejsze. Spójrz teraz proszę na numery zaznaczonych celów. Liczby nieparzyste (1, 3, 5 itd.) są bliższe celom prywatnym (a więc etapom poszukiwania i wolności finansowej), a liczby parzyste (2, 4, 6 itd.) są bliższe celom finansowym i zawodowym (a więc etapom nauki i przedsiębiorczości). Jeśli widzisz zaznaczone 3 liczby parzyste, to chcesz więcej pieniędzy, a jeśli 3 liczby nieparzyste – to chcesz więcej czasu dla siebie. Dobrze to wiedzieć na początku naszego wyzwania. Wyzwania, jakim będzie niewątpliwie dalsza część tej książki.

Wyzwanie

Kupiłem kiedyś książkę, która nosiła tytuł „Nauka golfa w weekend”. Było tam więcej obrazków niż tekstów, więc szybciutko się z nią uporałem. Oczywiście nie miałem jak ćwiczyć uderzeń w mieszkaniu, zresztą czytałem ją wieczorami, leżąc już w łóżku. Jakaż była moja frustracja, kiedy pojawiłem się na prawdziwym polu golfowym i kilkakrotnie nie potrafiłem w ogóle trafić w piłkę przy mocniejszym uderzeniu. W pewnym sensie poczułem się oszukany przez autorów książki, którzy twierdzili, że wystarczą sobota i niedziela, by nauczyć się grać w golfa. Piszę o tym dlatego, że jest spora szansa, iż z tą książką będzie podobnie. Oddaję w Twoje ręce to, czym wiele osób nie chce się dzielić (o przyczynach piszę w dalszej części). Podaję recepty na otwarte drzwi, które może próbujesz wywarzyć, ale nic to nie da… Nic to nie da, jeśli nie będziesz ćwiczyć, równolegle do czytania.

Stawiam więc przed Tobą wyzwanie. Czy moja książka może być dla Ciebie pierwszą książką w życiu, którą nie tylko przeczytasz, ale i wykonasz ćwiczenia oraz zapoznasz się z narzędziami? Raczej wątpię w to, że uda Ci się w 100%, ale… zaskocz mnie. Nie chodzi o to, że jestem taki mądry, a ćwiczenia są jakieś specjalnie ambitne. Każde z nich niesie jednak jakąś treść, ważną dla Ciebie, która nie zmieściła się w tej książce. Pamiętasz, jak napisałem, że dam Ci pewną wiedzę pomiędzy wierszami? Chodziło mi właśnie o ćwiczenia, które się tu znajdują. Przyjmij wyzwanie i zobaczymy, co się zmieni. Być może nic, być może wszystko – zależy, czego Ci teraz naprawdę potrzeba.

Rozdział 2: Masz mało pieniędzy i mało czasu – etap nauki

Nie poświęcę zbyt wiele czasu temu etapowi. Nie dlatego, że nie jest ciekawy. Nie dlatego, że jest naturalną koleją rzeczy. Głównie dlatego, że gdybym to zrobił, napisałbym kolejną książkę do zapomnienia. Większość publikacji, które przeczytaliśmy, zapominamy do roku czasu. W większości przypadków nie pamiętamy ani nazwiska autora, ani głównych wątków. Nie chcę, żeby tak było i tym razem. Skoro zadrukowaliśmy już tyle cennego papieru, chcę się skupić na tym, co interesuje Cię najbardziej – etapie przedsiębiorczości (a w drugiej kolejności – drodze do wolności finansowej).

Dla porządku i przejrzystości jednak kilka słów na temat etapu nauki. Dobór treści do tego rozdziału nie jest przypadkowy. Zbudowałem go bowiem w oparciu o pytania, które otrzymuję po swoich wystąpieniach, audycjach i podcastach na YouTube.

Świadectwa z paskiem a życiowe sukcesy

Nigdy w życiu nie miałem w szkole świadectwa z paskiem. Nigdy też nie byłem uczniem „piątkowym”, ale zdobywanie trójek i czwórek przychodziło mi bez kłopotu. O ile dobrze pamiętam, najwyższą średnią, jaką otrzymałem na koniec roku w liceum, było 4,3. Co ciekawe, często byłem o to pytany na studiach. Koleżanki z grupy lubiły się w wielu kwestiach porównywać, więc miały największą radochę, kiedy mogły skonfrontować swoje wysokie średnie z moimi wynikami szkolnymi. Nie miałem jednak w związku z tym żadnych kompleksów. Wręcz przeciwnie, byłem w pewnym sensie dumny, że rzadko się uczę, a i tak nie jestem narażony na poprawki.

Można powiedzieć, że byłem trochę leniem, a już na pewno buntownikiem. Uczyłem się tego, co mnie naprawdę ciekawiło (szczególnie biologia) i tego, co było ciekawie przedstawiane przez interesujących nauczycieli (szczególnie język polski). Olewałem trochę przedmioty ścisłe (nie cierpiałem fizyki), unikałem nauczycieli, którzy byli nieprzyjemni (przewagarowałem chyba połowę geografii w swojej karierze) i robiłem na złość nauczycielom, którzy byli po prostu wredni i niesprawiedliwi. Pamiętam, że musiałem zdawać muzykę na dostateczny. Pan, który nas uczył tego przedmiotu w pierwszej klasie, kazał prowadzić zeszyt z definicjami takich pojęć, jak oratorium, chorał czy pizzicato. Robiłem to byle jak, na parapecie przed lekcją. I tak na swoim świadectwie maturalnym mam tróję z muzyki, a w rzeczywistości gram amatorsko na 4 instrumentach (nieźle na gitarze, trochę na pianinie i akordeonie, wieki temu pogrywałem też na harmonijce ustnej).

Kiedy na to patrzę, historie te dają mi dużo do myślenia. Po pierwsze, nie trzeba mieć świadectwa z paskiem lub też być wybitnym uczniem w szkole, by cokolwiek w życiu osiągnąć. Wiem z doświadczenia, że wiele osób z mojego środowiska miało doskonałe wyniki szkolne, a dziś są sfrustrowani jako nauczyciele wf. i zadłużeni u rodziców na poważne kwoty. Jeden z autorów inwestycyjnych napisał kiedyś, że ci „piątkowi” uczniowie pracują dla „trójkowych”, a „czwórkowi” są teraz urzędnikami. Cóż, nie zostałem urzędnikiem, ale za to zatrudniam w swoich firmach wielu prymusów i nauczyłem się dobrze korzystać z tego, że ktoś pilnie się uczył i studiował nudne dla mnie meandry prawa czy rachunkowości.

Po drugie, nie byłbym sobą, gdybym nie zauważył, że polskie szkolnictwo nie przygotowuje ludzi do przedsiębiorczości. Co najwyżej do etatu, ale i z tym jest chyba coraz gorzej. Pamiętasz może budowę komórki z biologii, być może nawet wykonasz równanie z dwiema niewiadomymi z matematyki, mało tego, wymienisz zapewne kilku królów Polski. Założę się jednak, że podobnie jak ja masz problem z samodzielnym wypełnieniem PIT-u lub też z załatwieniem spraw meldunkowych w urzędzie. Sporo przebywałem w swoim życiu za granicą i w zachodnim szkolnictwie imponowało mi zawsze to, że obowiązkowa jest nauka pływania, a w niektórych krajach nawet jazda samochodem jest jednym z przedmiotów szkolnych. Śmiejemy się czasem z Amerykanów, że nie potrafią wskazać, gdzie znajdują się Niemcy czy Hiszpania (w kuriozalnych przypadkach lokują te państwa na mapie Afryki). Pytanie tylko, czy to aby nie z siebie powinniśmy się śmiać, zamiast szukać wyższości nad bardzo pragmatycznym systemem edukacji w USA (swoją drogą, ciekaw jestem, ile stanów Ameryki opisałby na mapie losowo wybrany Polak).

Po trzecie wreszcie, nie ma dla mnie nic ważniejszego w szkole niż zdobywanie umiejętności komunikacyjnych. Nie ma takiego przedmiotu w Polsce, ale na szczęście w naturalny sposób uczymy się przebywać w grupie, zaprzyjaźniać lub nie zgadzać się z innymi, przegrywać i wygrywać, tworzyć podgrupki i sojusze, odmawiać i namawiać, plotkować i zachwalać. Nie ma nauczyciela odpowiedzialnego za te nasze umiejętności (może w pewnym sensie jest to wychowawca), a tymczasem wydaje mi się to znacznie ważniejsze w dorosłym życiu niż wzór na stężenie procentowe roztworu.

Pochwalam zdobywanie wiedzy, kibicuję dobrym uczniom i cieszę się, że nasz system edukacji jest coraz lepiej oceniany w Europie. Niemniej pomiędzy nauką szkolną a przedsiębiorczością jest przepaść. Przepaść przez duże „P”. Oczywiście może się zdarzyć przedsiębiorca, który był prymusem w szkole, ale w większości przypadków wyniki szkolne nie mają nic wspólnego z odnoszeniem w życiu sukcesów. I nie piszę tego, żeby poczuć się lepiej jako ten „średni” kiedyś uczeń.

Wybór kierunku studiów