Strona główna » Obyczajowe i romanse » Zbiór miłości niechcianych

Zbiór miłości niechcianych

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-8053-622-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Zbiór miłości niechcianych

Pierwsza część powieści o życiu pewnej warszawskiej singielki.

Oliwia, redaktorka popularnego dziennika ma wszystko, czego młoda kobieta może pragnąć. Jest piękna, ma wspaniałych przyjaciół, karierę i wysokie zarobki, które pozwalają jej bawić się w najlepszych warszawskich klubach. Nie ma jednak jednej rzeczy, której pragnie najbardziej – miłości...

W poszukiwaniu szczęścia nie poprzestanie na pierwszym nieudanym małżeństwie. Ale w wielkim mieście wszystko może się zdarzyć.

Czeka ją wiele nietrafionych związków.

Nietrafionych, ale czy niepotrzebnych?

Polecane książki

Marie Lu zamyka historię Adeliny w zaskakującym i wspaniałym finale serii Malfetto.Adelina staje przeciwko tym, którzy ją zdradzili i dokonuje ostatecznej zemsty, a mrok z jej wnętrza zaczyna wymykać się spod kontroli i zatacza coraz szersze kręgi, zagrażając wszystkiemu, co dziewczyna osiągnęła.Kie...
Praca dra Mieczysława Sprengela zasługuje na szczególną uwagę zarówno ze strony osób profesjonalnie zajmujących się tematyką stosunków międzynarodowych w aspekcie politycznym jak i gospodarczym oraz zwykłego czytelnika. Wieloletnie badania naukowe prowadzone w Polsce i zagranicą zaowocowały niez...
Książka zawiera podstawowe wiadomości dotyczące medalika Krzyż św. Benedykta, w szczególności informacje o jego typie klasycznym, który określa się także mianem starego (dawnego), oryginalnego lub tradycyjnego. Znajdziemy w niej przystępne teksty przeznaczone dla każdego –...
Franco Tolle należy do jednej z najbogatszych włoskich rodzin. Ma pieniądze, sławę i kocha ryzyko! Wyścigi motorówek – sport dla bogatych i brawurowych – to jego pierwsza miłość. Druga to żona, angielska gwiazda filmowa Lexi Hamilton. Jednak małżeństwo rozpada się, a wraz z odej...
Komentarz omawiający nowelizację przepisów ustawy Prawo zamówień publicznych, w którym Autorzy ; specjaliści i eksperci z dziedziny zamówień publicznych szczegółowo omówili wszystkie znowelizowane zapisy ustawy. Wszystkie znowelizowane przepisy ustawy Pzp w prowadzone w życie w 2013 r., obowiązując...
TematykaUpadek to nagła i niezamierzona utrata równowagi, wyniku której osoba poszkodowana znajduje się na ziemi lub innej niżej położonej płaszczyźnie. U osób starszych upadki niosą dużo większe ryzyko, ze względu chociażby na gorszy stan zdrowia, czy dłuższy czas gojenia się urazów.Starsi pacjenci...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Edyta Folwarska

Dla wszystkich, którzy choć raz w życiu mieli złamane serce.

Rozdział I

ALAN

I

– Przestań! – krzyknęła Oliwia.

Nie słuchał. Napierał na nią całym ciałem. Jego wargi łapczywie wpijały się w jej szyję.

– Alan! – próbowała ostudzić jego zapędy. – Jutro ślub. Chcę odpocząć.

Przyparł ją do kuchennej ściany. Przez materiał spodni czuła jego nabrzmiałego członka. Zaczęła się łamać. Chciała poczuć na sobie jego dłonie. Chciała, żeby ją pieścił, a potem sobą wypełnił. Ale nie, nie dziś. Postanowiła, że nie zrobią tego w tę jedną noc przed ślubem, i zamierzała się tego trzymać. Zwłaszcza że odkąd poznała Alana, żadna z poprzednich nocy nie była spokojna.

– Biała noc, Kocie – powiedziała kokieteryjnie i wysunęła się z jego objęć.

Żałowała. Tak bardzo chciała poczuć na języku jego smak.

Ale dziewczyna musi mieć zasady.

– Od jutra – wysapał.

– Co od jutra? – zapytała lekko rozbawiona.

– Od jutra nie będziesz mogła powiedzieć „nie”. W końcu będziesz moją żoną i będę brał cię zawsze, gdy będę miał ochotę – wyrzucił z siebie.

– Niedoczekanie twoje – zaśmiała się.

Chciała go minąć i iść do pokoju, ale chwycił ją za spódnicę i pchnął na ścianę. Ściągnął jej matki. Nie protestowała. Po chwili wsunął się w nią. Wszystko działo się tak szybko, że nie zdążyła nawet zwilgotnieć. Nigdy do tej pory się tak nie zachowywał. Zawsze był czuły i cierpliwy. Teraz przyciskał ją do ściany i pieprzył z całych sił. W końcu ból ustąpił. Poczuła przypływ ciepła i rozkoszy. Oplotła go nogami i z rozkoszą przyjmowała każde pchnięcie. Nie przypuszczała, że taki seks sprawi jej przyjemność. A jednak. Całował ją zachłannie i kąsał w płatki uszu. Miała ochotę na więcej. Przylgnęła do niego mocniej udami.

– Pieprz mnie… – wyszeptała. – Piep…

Jego ciało wygięło się jak struna. Nagle wysunął się z niej i bez słowa ruszył w stronę łazienki.

Wsłuchując się w odgłos wody w łazience, zastanawiała się, co w niego wstąpiło. Jutro po południu, w kościele Świętej Anny, miała powiedzieć mu sakramentalne „tak”. Nie była zwolenniczką tego pomysłu. Po co im małżeństwo, skoro i tak się kochają? W dodatku większość jej koleżanek narzekała, że po ślubie ich faceci z kogutów zamieniali się w salonowe lwy. Zastanawiała się, czy po takim wstępie do małżeństwa jej też to grozi…

W nocy, gdy leżeli obok siebie, nie mogła zasnąć. Patrzyła na Alana i wspominała ich pierwsze spotkanie.

To było pięć lat wcześniej. Wpadli na siebie na imprezie. Ona, drobna, filigranowa blondynka o dużych niebieskich oczach i obfitym biuście, on wysoki, dobrze zbudowany szatyn o ciemnych oczach, przypominający Ryana Goslinga. Ciacho. I to z zupełnie innej planety.

Miała wtedy dwadzieścia dwa lata, studiowała zaocznie dziennikarstwo na UW i próbowała swoich sił w zawodzie. Choć może „próbowała” nie jest dobrym określeniem. Pracowała już w redakcji jednego z najpoczytniejszych dzienników w Polsce, gdzie pisała o boksie i piłce nożnej. Prawdziwe olśnienie przyszło jednak, gdy przypadkiem trafiła do działu show-biznes. Koleżanka wyjeżdżała i poprosiła ją o zastępstwo. Po powrocie musiała szukać nowej pracy. Oliwia pokochała świat plotek, gwiazd i celebrytów. Z wzajemnością. Jej niewinny dziewczęcy wygląd sprawiał, że większość gwiazd traktowała ją z pobłażaniem. Mylna ocena przeciwnika. Oliwia była wygadana i bystra, a jej wywiady szybko stały się najpopularniejszymi tekstami w branży. Ona sama zaś zakosztowała życia towarzyskiej śmietanki, które polubiła do tego stopnia, że przepuszczała na nie wszystkie zarabiane pieniądze.

W zasadzie właśnie tym zajmowała się tej nocy, gdy po raz pierwszy zobaczyła Alana. Od razu rzucił jej się w oczy. Koszykarz górujący nad innymi. Stał w kolejce do baru. Ona także. Tyle że jej nikt nie widział.

– Hej, sorki, wielkoludzie – zażartowała.

– Nieźle zaczynasz – powiedział, odwracając się w jej stronę.

– Jesteś najlepszą partią na tej imprezie – kokietowała go.

– Niby dlaczego?

– Bo masz chyba z pięć metrów wzrostu – zaśmiała się. – I wszyscy cię widzą. Zupełnie odwrotnie niż mnie. – Podkreśliła gestem swój niski wzrost. – Właśnie dlatego ośmieliłam się zagadać.

– Dlatego, że jestem wysoki? – Uśmiechnął się.

– No tak. – Posłała mu przebiegłe spojrzenie. – Czy byłbyś tak miły i zamówił mi wodę?

Uśmiechnął się szeroko.

– Jasne. Czemu nie powiedziałaś od razu!

– Bo wtedy już byśmy nie rozmawiali – odparła.

– Niegazowana czy gazowana? – zapytał, ignorując ostatnie zdanie.

– Niegaz… Still water… Cicha w… – nie zdążyła dokończyć, bo wsunął w jej dłoń szklankę zimnej wody.

– Dzięki! – powiedziała zbyt głośno. – Mam na imię Oliw…

Ale on już odszedł.

„Cholera – pomyślała – albo tracę wyczucie, albo facet jest gejem”. Wtedy nie przyszła jej do głowy trzecia możliwość, ale tę dostrzegła aż za wyraźnie kilka minut później – tajemniczy nieznajomy namiętnie całował się z jakąś dziewczyną. Wszystko jasne – ciacho było zajęte.

Straciła chęć do dalszego imprezowania. Godzinę później wróciła samotnie do domu i spędziła w nim resztę weekendu.

II

Mieszkała z rodzicami na Targówku. Znajomym tłumaczyła, że to z wygody, bo w końcu kiedy rodzice mają małą willę tuż przy Zalewie Bardowskim, głupio byłoby z niej nie korzystać, ale tak naprawdę nie wyprowadzała się, bo nigdzie poza domem rodzinnym nie czuła się bezpiecznie. Znała tu każde drzewo, uwielbiała, gdy ćwierkające wróble budziły ją ze snu, a ogródki otaczające domy sprawiały, że czuła się jak na wsi. Do tego nie mogła narzekać na rodziców. W zasadzie to każdy powinien jej ich zazdrościć. Ojciec Adam, facet po przejściach, wychowywał samotnie pierwszą córkę, Kasię. Oliwia była dzieckiem z drugiego związku. Takiego, który podobno trafia się raz na milion lat. Adam i Jola, bo tak miała na imię mama Oliwi, mówili, że miłość była dla nich jak uderzenie pioruna. Przyrodnia siostra Oliwii – Katarzyna – okazała się jej najlepszą przyjaciółką i powierniczką.

Kaśka była absolutnym przeciwieństwem Oliwii. Nie interesowała się facetami, nie ciągnęło jej do gwiazd i celebrytów. Była nauczycielką, kochała dzieci i poświęcała im niemal cały wolny czas. Lubiła jednak słuchać opowieści młodszej siostry. Zazwyczaj w weekendy, gdy Oliwia dochodziła do siebie po piątkowych baletach, Kaśka wyciągała z niej najpikantniejsze opowieści.

– I jak tam. Kac gigant? – zapytała Kaśka, leżąc w łóżku po przeciwległej stronie pokoju.

– W sumie to nie – odparła Oliwia.

– To co tak leżysz pół dnia?

– Rozmyślam…

– Dawaj! – rzuciła Kaśka z niecierpliwością.

– Daj spokój. – Oliwia się zasępiła. – Nie ma o czym gadać.

– Przecież widzę, że jest… – Nie ustępowała.

– Prawda jest taka, że nie ma. Może i by było, ale nie wyszło.

– Dał ci kosza? – Siostrze trudno było w to uwierzyć.

– Gorzej.

– A co może być gorszego?

– On mnie, kurwa, zignorował! – krzyknęła Oliwia. – Rozumiesz, kompletnie mnie olał.

– A fajny był? – usłyszały zza drzwi.

Do pokoju weszła Sylwia, najlepsza kumpela Oliwii.

– Nie… – powiedziała cicho dziewczyna.

– Nie był fajny, a ty się wkurzasz? – zapytała z niedowierzaniem Kasia.

– Nie był fajny – odpowiedziała jej siostra. – Był zajebisty!

– Szlag, ja to nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz byłam podniecona – wtrąciła Sylwia.

– I co teraz? – spytała Kaśka.

– Nic.

– Niech żałuje – dodała Sylwia.

– Właśnie. Niech żałuje – powiedziała Oliwia, chwytając się za piersi. – A ma czego.

Dziewczyny ze śmiechem zeszły do ogrodu.

III

W pracy zapowiadał się strasznie nudny tydzień. Mimo że lubiła przebywać w redakcji, to tym razem poza degustacją hummusu zrobionego własnoręcznie przez naczelnego, na horyzoncie nie pojawiała się żadna atrakcja. Redaktor naczelny, Dariusz, był najmilszym facetem pod słońcem, choć miał aparycję zbira, a w branży miał przezwisko Karku. Ale tak naprawdę bać się mogli go tylko ci, którzy go nie znali. Albo jego wrogowie. A Oliwia nie należała ani do jednych, ani do drugich.

Dochodziło południe. Moczyła kawałek chleba w hummusie i wpatrywała się bezmyślnie w monitor.

– W robocie nudy, na fejsie nudy i jeszcze ten cholerny pozbawiony smaku hummus – narzekała pod nosem.

I wtedy to się stało.

Ikonka messengera zaświeciła się na czerwono, choć nikt do niej nie napisał. Odruchowo kliknęła folder INNE. Jedna wiadomość.

Po zdjęciu poznała, że to on.

CZESC, TU ALAN. SORKI ZA BRAK POLSKICH ZNAKOW. PISZE Z KOMORKI. WIDZIELISMY SIE NA IMPREZIE. CO POWIESZ NA KINO?

Więc ma na imię Alan.

Alan.

Ładne imię. Takie oryginalne.

Alan.

W jej sercu jakieś tajemnicze dzwony wygrywały właśnie symfonię miłości.

A potem sobie przypomniała o dziewczynie i muzyka ucichła.

Patrzyła na wiadomość. Kliknęła nią, więc on już wie, że przeczytała. Jak długo ma czekać z odpowiedzią? Kliknęła ikonkę grupy, do której należały też Sylwia i Kaśka.

– Odezwał się! Laski! Odezwał się!

– Kto? – napisała Sylwia.

– Ciacho.

– Koleś z baletów?

– Tak!

– I co napisał? – włączyła się do rozmowy Kasia.

– Kino. Chce do kina.

– Do kina czy na film? – zażartowała Sylwia.

– Może od razu do kina? – odpisała Oliwia.

– Zdzira. – Kasia wysłała uśmiechniętą buźkę. – Co mu napisałaś?

– Nic.

– Jak to?

– Tak to. Nie wiem, co napisać.

– Napisz, że chcesz possać… – rzuciła Sylwia.

– Uspokój się! – zbeształa ją Oliwia.

– Nie mogę, bo zachowujesz się jak idiotka. Pisz do niego i dawaj znać, co odpisze.

– I zapytaj, czemu cię olał – dodała Kasia.

Opuściła czat.

Wróciła do okienka z wiadomością od Alana.

– Spoko – napisała. – Z tymi polskimi znakami. 🙂 Ale dlaczego krzyczysz?

– JA KRZYCZĘ? – odpisał natychmiast.

– No wiesz… Wielkie litery…

– Sorry, już zmieniam.

– Luz.

– To co, idziemy do kina? – przeszedł do rzeczy.

– Jak mnie znalazłeś? – odpowiedziała pytaniem na pytanie.

– Ma się te sposoby…

– Znaczy prześladowca? – wysłała mu wirtualne mrugnięcie.

– Znaczy dziewczyna, a dokładnie menedżerka w knajpie cię znalazła.

– A propos dziewczyn. A co na pomysł z kinem powie twoja laska?

– Jaka moja?

– Ta, z którą poszedłeś w ślinę. – Przypomniał jej się ten widok i poczuła się naprawdę wkurzona.

„Po co on do mnie pisze? I po co ja odpisuję?” – pomyślała.

– O Jezu, ona – wystukał Alan. – To żadna moja dziewczyna. To tylko zabawa. Graliśmy w Tabu.

– Aha…

Odsunęła się od klawiatury. Musiała ochłonąć. Ulżyło jej, a wkurzenie przerodziło się w radość. Nie chciała jednak dać tego po sobie poznać.

– ??? – napisał Alan.

Gdy nie odpowiedziała, wysłał pytajniki jeszcze raz, a potem kolejny.

Odpisała po dziesięciu minutach:

– No to które kino?

– Promenada? – zaproponował.

– Może być. Kiedy?

– Zaraz?

Zaskoczył ją. „Co tu odpowiedzieć?”

– Nie! Teraz nie mogę – napisała szybko. – Robota.

– O której kończysz?

– Za jakieś pięć godzin.

– To 18.00?

– OK.

– Przed wejściem?

– Przed wejściem.

Tylko tyle. Albo aż tyle, bo poczuła niezwykłą ekscytację na samą myśl o tym spotkaniu…

IV

Wprowadziła się do niego dwa miesiące później. To był on. Ten jedyny. Czuła, że zrobi dla niego wszystko. I robiła. Gdy potrzebował pieniędzy na rozkręcenie biznesu, wzięła pożyczkę w redakcji. Gdy szukał pierwszych klientów – zareklamowała go w świecie celebrytów i dziennikarzy. W zamian dawał jej poczucie bezpieczeństwa, ciepło i nieziemskie orgazmy. Jej rodzice go uwielbiali, siostra, przyjaciółki i znajomi także. Ideał. Na kogoś takiego czekała całe życie.

Jakieś pół roku po pierwszej randce wybrali się jak co niedziela na przejażdżkę rowerową. Obok domu rodzinnego Oliwii Alan nagle stracił panowanie nad kierownicą i wpadł do rowu. Przestraszyła się.

– Matko boska! Nic ci nie jest?! – krzyknęła.

– Nic, ale musisz pomóc mi wstać.

Zeskoczyła z roweru i schyliła się, aby podać mu rękę. A wtedy on nagle uklęknął, wyjął z kieszeni bordowe pudełko i wyrzucił z siebie:

– Oliwio, kochanie, wiem, że nie znamy się zbyt długo, ale ja po prostu to czuję i wiem. Chcę spędzić z tobą resztę życia. Nie widzę świata poza tobą. Czy zostaniesz moją żoną?

Rozpłakała się jak dziecko.

– Czy to oznacza, że się zgadzasz? – spytał, otwierając bordowy pakunek.

Jej oczom ukazał się piękny klasyczny pierścionek zaręczynowy.

Kiwnęła parę razy głową i wyciągnęła do niego prawą dłoń. Tak. Tak! TAK. Wzruszenie odebrało jej głos. Alan pewnym ruchem wsunął pierścionek na jej serdeczny palec.

V

1.06.2012

– Ja, Alan, biorę ciebie, Oliwio, za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże wszechmogący w Trójcy Jedyny i wszyscy święci.

Gdy usłyszała te słowa, nie zdołała dłużej powstrzymać łez. Będzie żoną. Żoną mężczyzny swojego życia.

– Oliwio, przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego – dokończył przysięgę i włożył jej na palec platynową obrączkę wysadzaną diamentami.

– Możesz teraz pocałować pannę młodą – powiedział ksiądz.

Oliwa czuła, że będzie to najszczęśliwszy rok jej życia.

– Ale z ciebie szczęściara. Takie ciacho już tylko twoje – cieszyła się Sylwia.

– Dzięki, kochana – powiedziała Oliwia, ale Sylwia dostrzegła w jej oczach, że co jest nie tak.

– Co jest? – zapytała.

– Wiesz – odpowiedziała przyjaciółka po chwili milczenia – jest tak pięknie, ale ja nie wierzę w tę instytucję i boję się, że całe to małżeństwo może zepsuć nasz związek. Faceci różnie reagują…

– Proszę cię! Czego ty się boisz?! Piękna, młoda, niezależna, dobrze zarabiasz. Masz swój świat, przyjaciół i to on gania za tobą jak pies. – Sylwia dała jej kuksańca.

– Masz rację i jestem od niego rok starsza, a przecież faceci wolą starsze. – Oliwia parsknęła śmiechem.

Nie mogła się doczekać końca wesela. Było świetnie, ale ona myślała już tylko o nocy poślubnej. Założyła nową perłową bieliznę od Agent Provocateur i naturalne perły, po czym wylała na siebie pół flakonu perfum Chanel Mademoiselle. Wyglądała niczym Carrie Bradshow z Seksu w wielkim mieście. Czuła ogromne szczęście i namiętność. Tej nocy chciała spełnić najskrytsze erotyczne marzenie męża. Zaczęła go pieścić.

– Skarbie, daj spokój! Jestem zmęczony, jutro mamy poprawiny. Poza tym teraz przecież możemy się kochać, ile chcemy i kiedy chcemy – odrzekł.

– Ale dzisiaj jest wyjątkowy czas. Noc poślubna… Ona się już nie powtórzy – próbowała go przekonać.

– Odpuść – powiedział stanowczo.

– Minęło dziesięć godzin od ślubu, a ja już przestałam cię podniecać?! Tego się bałam, na chuj mi był ten ślub! – krzyknęła.

On jednak nie zareagował. Jak gdyby nigdy nic odwrócił się do niej plecami i zasnął.

Coś było nie tak. Spojrzała na siebie w lustrze. Wyglądała bosko. A czuła się jak odtrącona prostytutka.

W końcu jednak zaczęła sobie tłumaczyć zachowanie Alana: „Tyle emocji. Ślub, wesele. Może naprawdę był zmęczony. Rano będzie lepiej”.

Ale nie było. Gdy w seksownej bieliźnie zanurkowała pod kołdrę, ledwo go musnęła ustami, a Alan zerwał się na równe nogi, krzycząc:

– Ej, co ty robisz ! Mówiłem ci w nocy, że nie mam ochoty!

– Nie mam pojęcia, co tu się wyrabia, ale powoli tracę cierpliwość. Dwa dni temu groziłeś mi, że będziesz mnie brał o każdej porze dnia i nocy, a nie minęła doba od ślubu, a to ja dobijam się o seks. Nie wiem, w co grasz, ale ja nie będę się w to bawić – rzuciła i zamknęła się w łazience.

Całe poprawiny przesiedziała z boku, przyglądając się Alanowi. A on zachowywał się tak, jakby nie istniała. Gadał z kolegami, siedział w telefonie i nawet nie próbował kurtuazyjnie przytulać jej od czasu do czasu, żeby podtrzymać fikcję.

VI

Dwa tygodnie po ślubie wybrali się na randkę. Oliwia liczyła, że wyjście nie tylko ożywi ich życie erotyczne, lecz także zakończy dziwny etap ignorowania się nawzajem. Odniosła jednak tylko połowiczne zwycięstwo. Jedząc carpaccio, pyszny stek i popijając wszystko muscatem, znów normalnie ze sobą rozmawiali. On opowiadał o pracy i kontraktach, ona – o nowych wywiadach. Zaczęli nawet planować podróż poślubną. W drodze powrotnej, gdy taksówka zatrzymała się pod ich mieszkaniem, Oliwia mocno przytuliła się do męża.

– Kocham cię – wyszeptała. – Wejdź we mnie…

– Zamknij się – warknął.

Taksówkarz nawet nie próbował ukryć zaskoczenia tonem jego głosu.

Kolejne miesiące ich małżeńskiego życia przypominały rozpędzony rollercoaster. Były dni, gdy Alan wracał do domu i jak gdyby nigdy nic brał ją na stole. Przeważały jednak takie, w których zamykał się w sobie i ignorował każdą próbę nawiązania kontaktu.

A potem nadeszła noc, która zmieniła wszystko.

Oliwia wróciła z pracy nieco wcześniej niż zwykle. Deszcz i szarówka za oknem sprawiły, że zasnęła na kanapie w salonie. Przebudziła się około dwudziestej. Alana nie było. Sprawdziła telefon. Nic. Mimo tego, co się między nimi działo, takie zachowanie było do niego niepodobne. Jeśli coś go zatrzymało w pracy, to zawsze do niej dzwonił. Zresztą telefonował też bez przyczyny. Czasami po kilkanaście razy dziennie. Tego dnia ostatnie połączenie od niego miała o trzynastej. Wybrała numer męża. Wcisnęła zieloną słuchawkę.

– The number you have dialed is not available…

Zrobiło jej się duszno, ręce zaczęły się trząść, a świat przez chwilę stanął w miejscu.

– Skurwysyn…! – krzyknęła.

Doskonale znała ten komunikat. Zazwyczaj słyszy się go, gdy ktoś jest za granicą.

– Ty chuju! – krzyknęła z bezsilności.

A potem się rozpłakała.

Nie miała pojęcia, gdzie jest Alan, ale jednego była pewna – odwołali podróż poślubną, bo musieli oszczędzać. Odwołali wakacje, bo musiał inwestować w firmę. A teraz to.

– Czy ja jestem idiotką? – zapytała samą siebie.

Ruszyła w stronę barku. Przez chwilę wahała się między czerwonym winem a whisky, ale zdecydowała się na to drugie. Czystą. Bez lodu. Nalała pół szklanki. Pociągnęła spory łyk. Potem drugi. Czuła, jak alkohol pali ją w przełyk, a potem jego ciepło rozlewa się po ciele.

– Pomyśl, kretynko. Pomyśl. Dzwoni często. Sprawdza, gdzie jesteś. Dupa z ciebie, a nie dziennikarka. Dupa. – Wypiła kolejny łyk. – Czego on chciał? Ruchał jak głupi, a potem przestał. Nigdy nie ukrywał telefonu, a potem nawet do kibla z nim chodził. Hasło zmienił. Nerwowo reagował na każdy dźwięk. Wyciszał dzwonki. Zmienił hasło do fesja. Gdziekolwiek jest, nie pojechał tam sam. Nie powinno się ufać kolesiowi, który gra w Tabu… – Była tak skupiona na wyrzucaniu sobie głupoty, że nawet nie zauważyła, iż wypiła całą zawartość szklanki.

Dolała sobie. Nigdy nie miała mocnej głowy. Zaczynała czuć się pijana.

– Renulka. Kurwać mać. Mamusia – powiedziała.

I wybrała w komórce numer do teściowej.

Ta odebrała po czterech dzwonkach.

– Gdzie jest twój synek? – rzuciła Oliwia bez żadnych wstępów.

– Słucham? – odpowiedziała matka Alana.

– Gdzie on jest?!

– Ale jak to? – Kobieta nic nie rozumiała.

– Nie pierdol! – warknęła Oliwia. – Jeśli ktoś wie, gdzie on jest, to na pewno ty!

– Nie mam pojęcia…

– Nie kłam!

Cisza. Słyszała, jak matka Alana coraz szybciej oddycha.

– Poprosił, bym przez jakiś czas przypilnowała mu firmy, bo musi odetchnąć… – powiedziała w końcu

– Ode-kurwa-co?

– Twierdzi, że małżeństwo go przerosło. Ale nie wiem, gdzie jest. Może na Mazurach? – wydukała zmieszana.

– Co takiego? Małżeństwo go przerosło? Kiedy wraca?

– Nie wiem…

– Jak to nie wiesz?! Przecież pilnujesz mu biznesu! – Oliwia była naprawdę wkurzona.

– Nic więcej nie zdołam ci powiedzieć. – Teściowa się rozłączyła.

Oliwia wypiła kolejną szklankę. Czuła się upokorzona i zdradzona. Zwinęła się w kłębek. Telefon rzuciła w kąt. Chciała tyko siedzieć i pić, póki nie padnie. Nie zadzwoniła do siostry ani do Sylwii. Było jej tak bardzo wstyd, że nie potrafiła nikomu opowiedzieć o tym, co się stało. Nikomu.

Kiedy w końcu zasnęła, śnił się jej koszmar. Alan i jakieś obce kobiety śmiali się z niej, wytykając palcami. Czuła się osaczona. I samotna. Zaczęła płakać. I łkała, aż od płaczu rozbolała ją głowa. Obudził ją kac.

Rano odkryła, że wysłała do Alana około pięćdziesięciu wiadomości. Większość z nich o dość prostej treści:

Gdzie jesteś, chuju?

Trzy dni później dostała odpowiedź:

Odpierdol się! Jestem w Kenii i nie psuj mi wakacji.

VII

Jeśli do tej pory balansowała na granicy załamania nerwowego, to teraz stoczyła się w jego otchłań. Przestała chodzić do pracy. Wyłączyła telefon. Zamknęła się w domu i pogrążyła w rozpaczy. Po tygodniu usłyszała dobijanie się do drzwi. Zwlekła się z łóżka. Miała na sobie brudny szlafrok i jeszcze bardziej umorusaną piżamę. Na progu stała mama razem z Kasią. Brygada ratunkowa. Brygada RR. Gdy tylko przypomniała sobie tę bajkę, wybuchła płaczem. Kiedyś wszystko było proste. Chciałaby znów być małą dziewczynką.

– Mamo! On poleciał do Kenii… – szlochała. – Ze mną nie chciał jechać w podróż poślubną, bo było mu szkoda urlopu. I pieniędzy. A teraz bez słowa poleciał na wakacje. Nie wiem nawet, kiedy dokładnie i z kim – wyrzuciła z siebie jednym tchem. – Jak mógł mi to zrobić?!

Mama i Kasia nie potrafiły ukryć zaskoczenia.

– Co za gnój! – krzyknęła siostra. – Pakuj się.

– My cię spakujemy! – dodała mama. – A ty idź się wykąpać.

– Jestem naiwna i głupia! – Oliwia nadal zanosiła się płaczem, ale posłusznie poszła w stronę łazienki.

Nie miała siły ani protestować, ani wdawać się w dyskusje. Chciała tylko, żeby ktoś się nią zajął.

– Nie, Słonko – powiedziała jej mama – po prostu masz za dobre serce.

VIII