Strona główna » Obyczajowe i romanse » Zdrajca

Zdrajca

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-238-7725-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Zdrajca

Cash Grier, świeżo mianowany na komendanta policji, uważa za swoją osobistą misję pilnowanie prawa i porządku. Nauczył się nie wierzyć w nic na słowo. Cash spotyka na swej drodze Tippy Moore. Na pozór rozpieszczona gwiazdka z Hollywood jest naprawdę skromną, bezpretensjonalną i wrażliwą dziewczyną. Przeszłość ma jednak niemal równie mroczną, jak jego własna. W obliczu jej magnetycznego uroku Cash czuje się zupełnie bezradny. Gdy jest już gotów uwierzyć, że Tippy może być kobietą jego życia, następuje niewybaczalna zdrada, a wraz z nią rozpacz, oszustwo i nieoczekiwane zagrożenie...

Polecane książki

Ten podręcznik łączy minimum słów, niezbędnych do codziennej komunikacjim z podstawowymi regułami gramatycznymi języka polskiego. Zestawy tablic z rysunkami ilustrującymi słowa i zasady gramatyki to sposób prezentacji nowych pojęć oraz objaśniania ich związków paradygmatycznych, syntagmatycznych...
  Poszukuję tego, co ukryte pod dykcją oficjalną, schowane pod czytelnymi znaczeniami, naruszające sensy nazbyt łatwo uznane za oczywiste i ostateczne. Taki sposób czytania, podważający utrwalone interpretacje i nakazujący podejrzliwie przyglądać się tekstowi, pozwala ujawniać się temu, co sytuuje s...
Nie oceniaj dziewczyny po swetrze, jaki nosi! Jameson, dla przyjaciół James, to bardzo pilna uczennica, która z biblioteki zrobiła swoją prywatną świątynię. Sebastian, dla przyjaciół Oz, to bardzo dobry wrestinlgowiec, który z biblioteki zrobił swoją prywatną salę do szybkich numerków. W wyniku głup...
Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition. „Epipsychidion” to wiersze poświęcone szlachetnej, a nieszczęśliwej Emilii Viviani, zamkniętej w klasztorze św. Anny w Pizie. ...
Tomasz ma dziewięć lat, kiedy wraz z rodziną wyjeżdża na wakacje. Towarzyszy mu ukraińska opiekunka Luba, która stała się członkiem rodziny oraz Łukaszek, kolega z klasy i równocześnie jego najlepszy przyjaciel. Podczas burzy na morzu dochodzi do tragedii w której giną rodzice Tomka. Chłopak ocaleje...
Jasio, Filip i Zuzia zapraszają was do spędzenia niezwykłych wakacji na wsi. Zaczarowane dmuchawce sprawią, że ten czas będzie bajecznie przygodowy. Krowa Mućka zacznie śpiewać, Azor znajdzie wielki skarb, a pszczoły znów zamieszkają w ulu....

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Diana Palmer

Tytuł oryginału:

Renegade

Pierwsze wydanie:

Harlequin Books S.A., 2004

Opracowanie redakcyjne:

Małgorzata Pogoda

Korekta:

Zofia Firek

© 2004 by Diana Palmer

© for the Polish edition by Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o., Warszawa 2007

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises II B.V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o. 00-975 Warszawa, ul. Rakowiecka 4

Skład i łamanie: COMPTEXT®, Warszawa

ISBN 978-83-238-4456-3

Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o.virtualo.eu

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Był ciepły, leniwy poniedziałkowy poranek i w komisariacie policji w Jacobsville w Teksasie nie działo się nic szczególnego. Trzech policjantów z patrolu parzyło kawę przy stoliku z ekspresem w kącie sali. Zastępca szeryfa wpadł na chwilę, żeby podrzucić nakaz aresztowania. Jeden z obywateli miasteczka spisywał relację z popełnienia przestępstwa przez innego obywatela, którego policjant z patrolu właśnie przyprowadził na posterunek. Brakowało tylko sekretarki, zwykle siedzącej przy biurku, które pełniło funkcję recepcji.

– Mam dość. Mam już zupełnie dość! Przecież nie muszę tutaj pracować! W sklepie Cent właśnie szukają sprzedawców, zaraz napiszę podanie!

Wszystkie głowy obróciły się w stronę zamkniętych drzwi gabinetu szefa, zza których dobiegał krzyk. Sekretarka nigdy nie krzyczała! Rozległa się przytłumiona odpowiedź i metaliczne stuknięcie jakiegoś przedmiotu, który z impetem uderzył o podłogę. Po chwili drzwi otworzyły się z rozmachem i przez salę jak burza przemknęła wściekła nastolatka ze sterczącą na wszystkie strony kolczastą fryzurą, ubrana w minispódniczkę i brokatową bluzkę z wielkim dekoltem. Usta miała pomalowane czarną szminką, a paznokcie czarnym lakierem. Wielkie kolczyki w jej uszach brzęczały niczym alarmowe dzwonki. Umundurowani policjanci w popłochu odsunęli się na bok, robiąc jej przejście. Dziewczyna podbiegła do swojego biurka, zgarnęła z niego wypchaną torebkę i ruszyła do wyjścia.

Zanim jednak zdążyła nacisnąć klamkę, w ślad za nią z gabinetu wyszedł wysoki mężczyzna o ciemnej, posępnej urodzie, również ubrany w policyjny mundur. Jego włosy i ubranie pokryte były grubą warstwą fusów z kawy i strzępkami taśmy klejącej, mundur zdobiły dwie żółte karteczki samoprzylepne, a do czarnego, wyglancowanego buta przyczepiła się chusteczka higieniczna. Gdy się odwrócił, podwładni ujrzeli jeszcze jedną żółtą karteczkę zwisającą z kucyka czarnych włosów.

– Czy powiedziałem coś nie tak? – zapytał ze zdziwieniem.

Dziewczyna wymamrotała coś pod nosem i bez dalszych wyjaśnień zatrzasnęła za sobą szklane drzwi.

Gromada funkcjonariuszy z najwyższym trudem starała się powstrzymać wybuch śmiechu. Wyglądało to tak, jakby wszystkich jednocześnie pochwycił atak kaszlu. Mężczyzna wypisujący zawiadomienie zaczął się podejrzanie krztusić.

Komendant, Cash Grier, powiódł rozzłoszczonym wzrokiem po twarzach swych podwładnych.

– Śmiejcie się, nie przeszkadzajcie sobie. Mogę mieć następną sekretarkę nawet jutro!

– Odkąd zostałeś szefem, mieliśmy już dwie – wypalił jego zastępca, Judd Dunn, z błyskiem wesołości w czarnych oczach.

– Zanim tu przyszła, pracowała w sklepie spożywczym – mruknął Cash, otrzepując mundur z kawy. – A przyjęliśmy ją tylko dlatego, że jest siostrzenicą naszego p.o. burmistrza Bena Brady’ego i Ben zagroził mi, że jak jej nie zatrudnię, to nie dostanę pieniędzy na kamizelki kuloodporne… Żałosny facet – westchnął. – Nigdy w życiu nie udałoby mu się zostać burmistrzem w normalnym trybie. Jest nim tylko dlatego, że Jack Herman zrezygnował z urzędu po zawale serca. Ale jakoś muszę wytrzymać z tym Bradym do następnych wyborów w maju.

Judd słuchał tej tyrady bez słowa komentarza.

– Jak dla mnie, wybory władz miasta mogłyby być nawet jutro – ciągnął Cash. – Brady męczy mnie tylko o wyniki w sprawach o narkotyki i nie chce nawet słuchać o inwestycjach w komendzie. Podobno Eddie Cane ma być jego kontrkandydatem.

– Myślę, że Eddie wygra. To najlepszy burmistrz, jakiego mieliśmy w tym miasteczku. – Judd pokiwał głową.

– Tym większa szkoda, że musimy na to poczekać aż do maja. – Cash odlepił karteczkę od włosów i skrzywił się boleśnie. – Jeśli Brady będzie próbował mi wcisnąć następną sekretarkę, to złożę wymówienie.

– W takim razie sam musisz znaleźć kandydatkę, zanim on ci kogoś zaproponuje – powiedział trzeźwo Judd. – O ile w tym mieście pozostał jeszcze ktokolwiek zdrowy na umyśle, kto zechciałby u ciebie pracować.

– Dam ogłoszenie do gazety. Zobaczysz, że tłumy kobiet będą się biły o przywilej przebywania ze mną w jednym pomieszczeniu! – odciął się Cash.

Judd popatrzył na niego przeciągle.

– Może powinieneś sobie wziąć trochę wolnego, żeby wrócić do równowagi. Zbliża się Boże Narodzenie. Może byś gdzieś wyjechał?

Cash podejrzliwie uniósł brwi.

– Przecież wyjeżdżałem w zeszłym miesiącu, razem z tobą. Byliśmy na tej premierze w Nowym Jorku.

– Masz zaproszenie do Tippy – przypomniał mu Judd ze złośliwym uśmieszkiem. Tippy Moore była modelką, która ostatnio próbowała swoich sił w filmie. Jako modelka zdobyła sławę pod przydomkiem „Świetlik z Georgii”. – Jej młodszy brat cię uwielbia. Pewnie przyj edzie na święta ze szkoły.

Na myśl o wizycie u Tippy Cash poczuł opór. W początkach znajomości uważał ją za pustą pożeraczkę męskich serc, potem jednak przekonał się, że dał się zwieść pozorom. Słabości Tippy przemawiały do niego bardziej niż ostentacyjne próby flirtu, a to już było niebezpieczne.

– Może zadzwonię do niej i sprawdzę, czy to zaproszenie nie było tylko grzecznościowe – mruknął.

Judd poklepał go po ramieniu.

– Mądry chłopiec. Zarezerwuj sobie miejsce w najbliższym samolocie, a ja zajmę twoje biurko i przejmę wszystkie obowiązki komendanta!

Cash popatrzył na niego podejrzliwie.

– Mam nadzieję, że to nie ma nic wspólnego z zakupem tego radiowozu, na który chcesz mnie namówić? W przyszłym tygodniu jest posiedzenie rady miejskiej…

– Odłożone ze względu na święta – zapewnił go Judd. – Nie próbowałbym ich przekonać do zakupu radiowozu, którego nie potrzebujesz. Mówię zupełnie poważnie.

Jednak uśmiech, który przy tych słowach błysnął na jego twarzy, przeczył zapewnieniom. Cash wolał nie ufać słowom swego zastępcy. Judd był zbyt podobny do niego: uśmiechał się tylko wtedy, gdy wpadał w złość albo gdy coś knuł.

– A już na pewno nie próbowałbym zatrudniać nowej sekretarki za twoimi plecami – dorzucił Judd, omijając wzrokiem twarz szefa.

– Ach, więc o to chodzi – ucieszył się Cash. – Jasna sprawa. Masz kogoś na to stanowisko. Pewnie chcesz mi tu wepchnąć jakąś wojskową emerytkę w stopniu pułkownika albo wyznawczynię teorii spiskowej, taką jak ta, która tu pracowała, gdy komendantem był mój kuzyn Chet Blake?

– Nie znam nikogo, kto by właśnie poszukiwał pracy – odrzekł Judd z niewinnym wyrazem twarzy.

– Ani żadnych kobiet w stopniu pułkownika?

Jego zastępca wzruszył ramionami.

– No, może i znam ze dwie takie. Eb Scott ma kuzynkę…

– Nie!

– Przecież nawet jej jeszcze nie widziałeś…

– I nie mam takiego zamiaru! To ja tu jestem komendantem, jasne? – Cash wskazał na swoją odznakę. – Mam walczyć z przestępcami, a nie ze starszymi paniami!

– Ona właściwie nie jest taka stara…

– Jeśli kogokolwiek zatrudnisz podczas mojej nieobecności, to ta osoba wyleci z pracy w pięć minut po moim powrocie! A właściwie, to chyba nigdzie się nie wybieram – sapnął Cash.

Judd wzruszył ramionami i zaczął oglądać sobie paznokcie.

– Jak wolisz. Słyszałem, że wpadłeś w oko siostrze naszego specjalisty od urbanistyki. Może poprosi urzędującego burmistrza o rekomendacje.

Tego już było za wiele. Radny miejski odpowiedzialny za planowanie przestrzenne, uroczy i łagodny w obejściu człowiek, miał ukochaną siostrę, która była dwukrotną rozwódką, nosiła przezroczyste bluzki, miała trzydzieści sześć lat i pięćdziesiąt kilo nadwagi oraz robiła do Casha słodkie oczy. Radny, który na co dzień był najlepszym dentystą w okolicy, uważał ją za ósmy cud świata. Nawet dla takiego specjalisty od tajnych misji jak Cash połączenie wszystkich wyżej wymienionych czynników oznaczało sytuację grożącą niekontrolowaną eksplozją.

– Kiedy pani pułkownik chciałaby zacząć pracę? – zapytał Cash przez zaciśnięte zęby.

Judd wybuchnął donośnym śmiechem.

– Nie znam żadnego pułkownika, który chciałby u ciebie pracować, ale będę miał oczy otwarte! – Odsunął się w samą porę, by uniknąć mocnego kopniaka z półobrotu. – Ej, uważaj, przecież jestem funkcjonariuszem na służbie! Jeśli mnie uderzysz, popełnisz przestępstwo!

– To by było w samoobronie – warknął Cash, idąc do swojego gabinetu.

– Moi prawnicy skontaktują się z tobą! – zawołał za nim Judd.

Cash wyciągnął rękę i za plecami pokazał mu obraźliwy gest.

Gabinet był już zamieciony, a kosz na śmieci stał na swoim miejscu. Cash usiadł za biurkiem i zaczął się zastanawiać nad słowami Judda. Może rzeczywiście był ostatnio zbyt drażliwy. Kilka dni urlopu pomogłoby mu odzyskać równowagę. Dzieci Judda i Crissy boleśnie uświadamiały mu, jak wygląda jego własne życie.

Rory, dziewięcioletni brat Tippy Moore, uważał go za swego idola. Już od dawna nikt nie patrzył na Casha w taki sposób. Przywykł raczej do tego, że wzbudzał w innych ciekawość, niepewność, a nawet lęk. Ale w życiu tego chłopca nie było żadnego mężczyzny, oprócz kolegów ze szkoły wojskowej. Co by szkodziło spędzić z nim trochę czasu? W końcu nie musiał mu opowiadać całego swojego życiorysu.

Usiadł za biurkiem i wyciągnął z kieszeni notes, a potem wystukał na komórce nowojorski numer.

Dwa sygnały. Trzy. Cztery. Poczuł gorzkie rozczarowanie i już miał wyłączyć telefon, gdy naraz po drugiej stronie odezwał się miękki, zmysłowy głos:

– Tu mieszkanie Tippy Moore. Przepraszam, ale nie mogę teraz odebrać telefonu. Proszę zostawić krótką wiadomość i numer, pod który mam oddzwonić.

– Mówi Cash Grier – odezwał się Cash i już zaczął dyktować swój numer, gdy w słuchawce kobiecy głos zawołał bez tchu:

– Cash!

Zaśmiał się w duchu. A więc zdążyła dobiec do telefonu. Pochlebiło mu to.

– Tak, to ja. Cześć, Tippy.

– Co u ciebie słychać? – zapytała. – Nadal jesteś w Jacobsville?

– Tak. Ale awansowałem na szefa policji. Judd zakończył karierę w Strażnikach Teksasu i teraz jest moim zastępcą – dodał niechętnie.

Wiedział, że Tippy była zauroczona Juddem, podobnie jak on sam był kiedyś zauroczony żoną Judda, Christabel.

– Tyle zmian – westchnęła. – A co słychać u Christabel?

– Jest bardzo szczęśliwa. Mają bliźnięta.

– Wiem, rozmawiałam z nimi w listopadzie – przyznała Tippy. – Chłopiec i dziewczynka, tak?

– Jared i Jessamina. – Cash się uśmiechnął, dumny ojciec chrzestny. Bliźnięta zawojowały jego serce od pierwszej chwili, gdy zobaczył je w szpitalu, i nie zamierzał ukrywać, że to Jessamina była jego ulubienicą.

– Jessamina jest śliczna jak laleczka. Ma mnóstwo czarnych włosów i ciemnoniebieskie oczy. Chociaż wiem, że kolor oczu potem się zmienia.

– A Jared? – zapytała Tippy z wyraźnym rozbawieniem.

– Podobny do ojca. Jared jest ich, a Jessamina moja. Powiedziałem im to. Ale oczywiście nic z tego – westchnął. – I tak mi jej nie oddadzą.

Tippy roześmiała się głośno. Jej śmiech przypominał dźwięk srebrnych dzwoneczków w letni wieczór. Głos zdecydowanie był jej mocną stroną.

– A co u ciebie? – zapytał.

– Robię nowy film. Właśnie zaczęła się świąteczna przerwa w zdjęciach i bardzo się z tego cieszę. To wymagająca fizycznie rola, a ja mam kiepską kondycję. Muszę trochę poćwiczyć, żeby dobrze wypaść.

– A co takiego robisz?

– Turlam się, skaczę z trampoliny, spadam z dużych wysokości, stosuję sztuki walki i tak dalej – odrzekła ze znużeniem w głosie.

– Cała jestem w siniakach. Rory chyba zemdleje, gdy mnie zobaczy. On mówi, że w moim wieku nie powinnam już tak się narażać.

– W twoim wieku? – zdziwił się Cash.

Tippy miała zaledwie dwadzieścia sześć lat.

– Nie wiedziałeś, że jestem stara? Z perspektywy Rory’ego powinnam już chodzić o lasce!

– To co ja mam powiedzieć – roześmiał się. Był o dwanaście lat starszy od niej. – Czy Rory przyj edzie do domu na święta?

– Oczywiście. Zawsze przyjeżdża. Mam tu ładne mieszkanie w East Village w pobliżu Piątej Alei, obok księgami i kawiarni. Jak na wielkie miasto, to bardzo spokojne miejsce.

– Ja lubię większe przestrzenie.

– No tak. – Zawahała się. – Masz jakieś kłopoty albo coś w tym rodzaju?

Cash poczuł się nieswojo.

– Jakie kłopoty?

– Czy chcesz mnie prosić o jakąś przysługę?

Jeszcze nigdy w życiu nikt nie zadał mu takiego pytania i Cash nie miał pojęcia, co powinien odpowiedzieć.

– Nie, niczego nie potrzebuję – wykrztusił.

– W takim razie dlaczego zadzwoniłeś?

– Nie dlatego, że czegoś od ciebie chcę – odrzekł bardziej szorstko, niż zamierzał.

– Nie przyszło ci do głowy, że mogłem zadzwonić po prostu po to, żeby zapytać, co u ciebie słychać?

– Chyba nie – przyznała. – Nie zrobiłam zbyt dobrego wrażenia w Jacobsville, gdy tam kręciliśmy. A już na pewno nie na tobie.

– Ale to było wcześniej, zanim postrzelono Christabel – zauważył Cash. – Zmieniłem zdanie o tobie, gdy zobaczyłem, jak bez namysłu ściągnęłaś drogi sweter, żeby zatamować krwawienie z rany. Tamtego dnia zyskałaś wielu przyjaciół.

– Dziękuję – odrzekła, wyraźnie speszona.

– Posłuchaj, zamierzam przyjechać do Nowego Jorku na kilka dni przed świętami. Czy twoje zaproszenie jest nadal aktualne? Mógłbym zabrać ciebie i Rory’ego gdzieś za miasto.

– Ooo! Rory byłby w siódmym niebie! – zawołała Tippy z podnieceniem.

– Czy on jest już w domu?

– Nie. Pojadę pociągiem do Maryland i odbiorę go ze szkoły osobiście, inaczej go nie wypuszczą. Musiałam wydać takie dyspozycje, bo inaczej moja matka by go zabrała, żeby wydusić ze mnie pieniądze – wyjaśniła z goryczą. – Wie, ile zarabiam, i bardzo by chciała, żebym się z nią podzieliła. Ona i jej facet zrobiliby wszystko, żeby zdobyć pieniądze na narkotyki.

– A gdybym to ja zabrał Rory’ego po drodze i przywiózł do Nowego Jorku?

Tippy się zawahała.

– A… mógłbyś to zrobić?

– Jasne. Mogę im przefaksować swój dowód tożsamości. Zadzwonisz do szkoły i potwierdzisz. A Rory przecież mnie pozna.

– Będzie najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – wyznała Tippy. – Odkąd spotkaliśmy cię w zeszłym miesiącu na premierze, przez cały czas mówi tylko o tobie.

– Ja też go polubiłem. Jest szczery.

– Uczę go, że szczerość jest najważniejszą cechą charakteru. Tyle nasłuchałam się kłamstw w życiu, że niczego nie cenię bardziej – dodała cicho.

– Rozumiem cię. Planowałem wyjechać stąd dziewiętnastego. Powiedz, jak mam dojechać do tej szkoły i podaj mi adres twojego mieszkania, i powiedz jeszcze, kiedy chcesz nas widzieć u siebie, a ja się zajmę całą resztą.

Widząc ożywienie Casha po rozmowie z Tippy, Judd popatrzył na niego z rozbawieniem.

– Rzadko się ostatnio uśmiechasz – zauważył. – Dobrze wiedzieć, że jeszcze nie zapomniałeś, jak się to robi.

– Brat Tippy jest w szkole wojskowej. Zabiorę go po drodze i zawiozę do Nowego Jorku.

– Czy ten samochód da radę przejechać taką odległość? – zdziwił się Judd.

Cash jeździł dużym czarnym pikapem, który, choć nie najbrzydszy, był pojazdem z tańszej półki i miał już sporo na liczniku.

Cash przez chwilę wahał się przed odpowiedzią.

– Mam samochód – wyznał w końcu.

– Stoi w garażu w Houston. Rzadko go używam, ale trzymam na wszelki wypadek.

– Zaciekawiłeś mnie – stwierdził Judd.

– Co to za samochód?

Cash wzruszył ramionami.

– Po prostu samochód. – Nie miał ochoty przyznawać się koledze do marki; czułby się zażenowany. Z nikim nie rozmawiał o stanie swoich finansów. – Nic takiego. Słuchaj, czy jesteś pewien, że dasz sobie tutaj radę sam?

– Przecież byłem Strażnikiem Teksasu…

– Tak, ale to jest naprawdę ciężka praca!

– Cash uśmiechnął się szeroko i w samą porę zdążył usunąć się z linii ciosu.

– Poczekaj – odgrażał się Judd z chochlikami w oczach. – Znajdę ci najbrzydszą sekretarkę po tej stronie rzeki Brazos!

– Wiem, że jesteś do tego zdolny – westchnął Cash. – W każdym razie poszukaj kogoś, kto nie byłby taki nadpobudliwy, dobrze?

– A właściwie co ją tak zdenerwowało?

– Miała mi za złe, że zabroniłem jej zaglądać do szafki z dokumentami. Nie chciałem jej mówić, że chwilowo umieściłem tam małego pytona, więc powiedziałem, że są to ściśle tajne akta dotyczące UFO.

– I wtedy właśnie wrzuciła ci na głowę kosz ze śmieciami – domyślił się Judd.

Cash jednak potrząsnął głową.

– Nie, to było później. Powiedziałem jej, że ta szafka celowo jest zamknięta na klucz i żeby trzymała się od niej z daleka. Potem wyszedłem porozmawiać z jednym z chłopaków z patrolu, a ona w tym czasie otworzyła szafkę pilniczkiem do paznokci. Gdy wyciągnęła szufladę, Mikey akurat wysunął się z klatki i siedział na teczkach z aktami. Dlatego wrzasnęła jak opętana. Pobiegłem do gabinetu zobaczyć, co się dzieje, a ta rzuciła we mnie kajdankami i oskarżyła, że specjalnie zastawiłem pułapkę w szafce, żeby zagrać jej na nerwach!

– A, to wyjaśnia ten wrzask… – Judd pokiwał głową. – Mówiłem ci, że to nie jest dobry pomysł, żeby trzymać klatkę z Mikeyem w szafce z aktami.

– Wstawiłem ją tam tylko na jeden dzień. Bill Harris przyniósł mi go rano i nie miałem jeszcze czasu zabrać go do domu, więc schowałem do szafki, żeby nikt się nie wystraszył na jego widok. Przecież zabiorę go stąd jeszcze dzisiaj – tłumaczył Cash urażonym tonem. – Nie mogę go narażać na takie wstrząsy, bo dostanie nerwicy!

– Siostrzenica obecnego burmistrza boi się węży. No, no – zamyślił się Judd.

– Owszem, to się nie mieści w głowie – przyznał Cash.

– Mam nadzieję, że nie dałeś jej podstaw, żeby mogła nas zaskarżyć?

Cash potrząsnął głową.

– Wspomniałem tylko, że w drugiej szafce siedzi tato Mikeya, i zapytałem, czyjego też chciałaby poznać. Wtedy uciekła. – Uśmiechnął się z satysfakcją. – Gdy kogoś zwalniam, to miasto musi mu płacić zasiłek, ale jeśli sami odchodzą, to nie. Więc ja jej pomogłem odejść na własne życzenie.

– Ty draniu – wykrztusił Judd, powstrzymując śmiech.

– To nie moj a wina. Za bardzo się we mnie podkochiwała. Zdawało jej się, że skoro wujek załatwił jej tę pracę, to wystarczy, że włoży mini, błyśnie biustem i ja już na nią polecę – wyjaśnił Cash z irytacją. – Może to ja powinienem ją zaskarżyć o molestowanie seksualne?

– Och, Ben Brady bardzo by się z tego ucieszył – skomentował Judd niewinnie.

– Mam już dość sekretarek, które ganiają mnie dokoła biurka.

– To nie są sekretarki, tylko asystentki do spraw administracyjnych – poprawił go zastępca.

– Och, daj mi spokój!

– Właśnie dlatego uważam, że powinieneś pojechać do Nowego Jorku.

– Ktoś musi się zająć zwierzakami.

– Przed wyjazdem możesz zanieść Mikeya z powrotem do Billa Harrisa. On nie będzie miał nic przeciwko temu. Przyda ci się mały urlop, mówię to zupełnie szczerze.

Cash z westchnieniem wbił ręce w kieszenie.

– Przynajmniej raz mogę się z tobą zgodzić. Ale jeśli jej wujek zadzwoni i zapyta, dlaczego odeszła…

– Ani słowem nie wspomnę o wężu. Powiem mu, że kosmici chodzą za tobą przez cały dzień i z tego powodu masz kłopoty z psychiką.

Cash rzucił mu ponure spojrzenie i wrócił do pracy.

Po południu następnego dnia Cash stanął przed komendantem Wojskowej Szkoły Cannae w Annapolis w stanie Maryland. Nazwa szkoły bardzo go rozbawiła; Cannae było łacińską nazwą miasteczka, gdzie armia potężnego Rzymu poniosła druzgocącą klęskę z rąk kartagińskiego partyzanta, Hannibala.

Komendant, Gareth Marist, był jego znajomym. Przed laty służyli w tej samej jednostce podczas operacji „Pustynna Burza” w Iraku. Uścisnęli sobie dłonie jak bracia, którymi w głębi duszy byli. Niewielu ludzi przeżyło to, co oni, gdy znaleźli się na tyłach wroga. Maristowi udało się wtedy uciec; Cash nie miał tyle szczęścia.

– Rory opowiadał mi o tobie, zanim jeszcze zorientowałem się, kim jesteś – powiedział Gareth. – Siadaj, siadaj! Cieszę się, że znowu cię widzę. Zdaje się, że zostałeś stróżem prawa?

Cash skinął głową, zajmując miejsce na krześle. Mężczyzna siedzący po przeciwnej stronie biurka był mniej więcej w jego wieku, ale wyższy i zaczynał już łysieć.

– Jestem komendantem posterunku w małej mieścinie w Teksasie.

– Trudno jest odejść od militarnego stylu życia. – Gareth pokiwał głową. – Mnie się nie udało, więc znalazłem sobie miejsce tutaj, i bardzo się z tego cieszę. Kocham tę pracę, lepienie przyszłych żołnierzy. Ten mały Rory ma bardzo duży potencjał – dodał. – Jest bardzo inteligentny i nie boi się nawet chłopaków dwa razy większych od siebie. Nawet ci najbardziej agresywni zostawiają go w spokoju – roześmiał się.

Cash też musiał się uśmiechnąć.

– Z całą pewnością mówi, co myśli, i nie owija w bawełnę, o tym już zdążyłem się przekonać.

– A ta jego siostra! – Gareth gwizdnął z podziwem. – Gdybym nie był szczęśliwym mężem z dwójką dzieciaków, to łaziłbym za nią na kolanach. To prawdziwa piękność, i widać, że kocha tego chłopaka. Gdy go tu przywiozła po raz pierwszy, był śmiertelnie przerażony. Mieli jakieś kłopoty z matką, ale poradziła sobie z tym. Pokazała mi dokumenty przyznające jej pełne prawo do opieki nad chłopcem i bardzo jasno wytłumaczyła, że nie wolno dopuścić do niego matki. Ojca zresztą też nie. – Zatrzymał baczne spojrzenie na twarzy Casha.

– Pewnie nie wiesz, dlaczego?

– Może wiem, ale nie zdradzam tajemnic.

– Pamiętam. – Gareth uśmiechnął się ze smutkiem. – Nigdy się nie złamałeś podczas tortur. Znałem tylko jednego faceta, któremu też się to udało. To był Brytyjczyk z SAS, specjalnych sił lotniczych.

– Był tam ze mną – rzekł Cash. – Twardy facet. Po ucieczce wrócił prosto do swojej jednostki, jakby nic się nie zdarzyło.

– Tak samo jak ty.

Cash nie miał ochoty o tym rozmawiać, toteż szybko zmienił temat.

– A jak Rory radzi sobie z nauką?

– Bardzo dobrze. Jest w czołówce klasy. Został oficerem. – Gareth się uśmiechnął.

– Od razu można zauważyć tych, którzy mają zdolności przywódcze. To się ujawnia bardzo wcześnie.

– To prawda – zgodził się Cash i po namyśle zapytał: – Nie ma problemu z opłatami za szkołę?

Komendant westchnął.

– W tej chwili nie. Ale Tippy ma nieregularne dochody, rozumiesz, i zdarzało się, że musieliśmy jej przedłużać termin…

– Jeśli to się powtórzy w przyszłości, to czy mógłbyś mnie o tym powiadomić, nie wspominając o niczym Tippy? – Wyjął z portfela wizytówkę i położył ją na biurku przed komendantem. – Możesz mnie uważać za rodzinę Rory’ego.

Gareth się wahał.

– Grier, czesne tutaj jest bardzo wysokie. Z pensji policjanta…

– Wyjrzyj na parking i zobacz, czym tu przyjechałem.

– Tam stoi dużo samochodów – odrzekł Gareth, podchodząc do okna.

– Mój na pewno zauważysz.

Komendant dostrzegł na parkingu czerwonego jaguara, model robiony na zamówienie, i gwizdnął z podziwem.

– To twój? – zapytał, przenosząc niedowierzający wzrok na twarz kolegi.

Cash skinął głową.

– Zapłaciłem za niego gotówką – dodał z premedytacją.

Drugi mężczyzna westchnął.

– Szczęściarz z ciebie. A ja jeżdżę terenówką. Zdaje się, że służby specjalne dobrze płacą.

– Nie. Zanim tam trafiłem, zajmowałem się czymś innym. Ale o tym nie rozmawiam. Nigdy i z nikim.

– Przepraszam.

– Nie ma za co. To było dawno, ale jak widzisz, dobrze zainwestowałem pieniądze.

– Cash się uśmiechnął. – Może zawołasz tu Rory’ego?

Komendant zrozumiał, że rozmowa dobiegła końca.

Rory, zarumieniony z podniecenia, wpadł bez tchu do gabinetu komendanta. Za nim podążało dwóch innych chłopców, ci jednak zatrzymali się za progiem i tylko zerkali do środka przez uchylone drzwi. Na widok Casha chłopiec uśmiechnął się szeroko.

– Dzień dobry! Jak to miło, że przyjechał pan po mnie! Z siostrą przeważnie jeżdżę pociągiem.

– Pojedziemy samochodem. – Cash uśmiechnął się z odrobiną rezerwy. – Nie cierpię pociągów.

– Och, ja je lubię, szczególnie wagon restauracyjny – oświadczył chłopak. – Ja jestem wiecznie głodny.

– Zjemy coś przed wyjazdem – obiecał mu Cash. – Jesteś gotów?

– Tak, proszę pana. Mam bagaż tutaj w korytarzu! Moja siostra przechodzi samą siebie – dodał radośnie. – Już trzy razy wysprzątała całe mieszkanie i wypolerowała wszystkie meble. Posprzątała nawet pokój gościnny, żeby miał pan się gdzie zatrzymać!

– Dziękuję, ale lubię być u siebie – odrzekł Cash swobodnie. – Zarezerwowałem sobie pokój w hotelu blisko waszego mieszkania.

Na te słowa komendant zaśmiał się cicho. Cash zawsze był formalistą. Nigdy w życiu nie spędziłby nocy w mieszkaniu samotnej kobiety, choćby wszyscy dokoła uważali, że nie ma w tym niczego złego.

– Moja siostra mówiła, że pewnie nie zechce pan zatrzymać się u nas. – Rory pokiwał głową. – Ale zależało jej, żeby dobrze wypaść. Nawet nauczyła się gotować forszmak, bo Judd Dunn powiedział jej, że pan to lubi.

– To moja ulubiona potrawa – przyznał Cash z zaskoczeniem.

– Moja też. – Chłopak się uśmiechnął.

– Cieszę się, że lubimy to samo!

– Czy mam coś podpisać? – zapytał Cash komendanta.

– Tak. Chodź, załatwimy formalności. Wesołych świąt, Danbury – rzucił przełożony w stronę chłopca.

Cash poczuł zaskoczenie. Sądził, że Rory nosi nazwisko Moore, tak jak jego siostra. Rory zauważył jego zdziwienie i się roześmiał.

– Tak naprawdę Tippy też nazywa się Danbury. Moore to nazwisko naszej babci. Tippy zaczęła go używać, gdy została modelką.

To było interesujące. Cash ciekaw był, co się kryło za tą zmianą, ale nie był to odpowiedni moment na zadawanie tego typu pytań.

Podpisał dokumenty, uścisnął dłonie przyjaciołom Rory’ego, którzy wpatrywali się w niego z fascynacją, i zaprowadził chłopca na parking. Gdy przycisnął guzik i klapa bagażnika w czerwonym jaguarze podskoczyła do góry, Rory stanął jak wryty.

– To pana samochód?!

– Mój – potwierdził Cash z uśmiechem. Wrzucił torbę chłopca do bagażnika i zamknął klapę. – Wskakuj do środka i ruszamy.

– Tak jest! – zawołał chłopak, szaleńczo machając rękami w stronę przyjaciół, którzy stali jak zaczarowani przy drzwiach budynku, z nosami rozpłaszczonymi na szybie.

Cash zapalił silnik i jaguar wytoczył się na ulicę.

ROZDZIAŁ DRUGI

Najpierw podjechał do swojego hotelu i zameldował się w recepcji, a dopiero potem zawiózł Rory’ego do mieszkania Tippy na Manhattanie. Czekała na nich w drzwiach, uprzedzona przez dzwonek domofonu. W dżinsach i żółtym swetrze, ze złotorudymi włosami luźno opuszczonymi na plecy, sprawiała wrażenie zupełnie obcej osoby. W codziennym ubraniu, bez makijażu, w niczym nie przypominała pięknej, eleganckiej kobiety, którą Cash zapamiętał z premiery filmu miesiąc wcześniej.

– Wejdźcie – powiedziała szybko, z wyraźnym zdenerwowaniem. – Mam nadzieję, że obydwaj jesteście głodni. Przygotowałam straganowa.

Ciemne brwi Casha powędrowały do góry.

– Moja ulubiona potrawa. Skąd wiedziałaś? – zapytał z błyskiem w oku.

Tippy odchrząknęła.

– Moja też – zaśmiał się Rory, przychodząc jej na ratunek. – Tippy zawsze to gotuje, gdy przyjeżdżam do domu!

– Aha, więc wszystko jasne. – Cash się uśmiechnął.

Tippy rozejrzała się i zapytała ze zdziwieniem:

– Nie masz żadnych bagaży? Przygotowałam pokój gościnny…

– Dziękuję, ale zatrzymałem się w hotelu Hilton w centrum – wyjaśnił z ciepłym uśmiechem. – Lubię mieć własną przestrzeń.

– Rozumiem – odrzekła niepewnie i pochyliła się, by uścisnąć brata. – Tak się cieszę, że jesteś w domu! Podobno zbierasz w szkole dobre stopnie.

– To prawda. – Skinął głową.

– A poza tym musiałeś za karę zostać po lekcjach – dodała Tippy.

Rory odchrząknął.

– Bo jeden starszy chłopak brzydko mnie nazwał.

– Jak? – zapytała siostra, krzyżując ręce na piersiach i patrząc mu prosto w twarz.

W oczach Rory’ego błysnęła złość.

– Nazwał mnie gnojem.

Zielone oczy Tippy zaiskrzyły.

– Mam nadzieję, że dostał porządnie w nos?

– Tak – odrzekł Rory z szerokim uśmiechem. – Teraz jest moim kolegą! – Zerknął z ukosa na Casha, który przysłuchiwał się tej rozmowie z wyraźnym zainteresowaniem.

– Nikt więcej nie miał odwagi mu się przeciwstawić, a on prześladował innych coraz bardziej. Uratowałem go przed okropną przyszłością!

Cash wybuchnął głośnym śmiechem.

– Spełniłeś dobry uczynek!

– Chodźmy do stołu – włączyła się Tippy, wsuwając włosy za uszy. – Nie jadłam jeszcze lunchu.

Weszli do małej, lecz przytulnej kuchni. Stół nakryty był haftowanym obrusem, na którym stały kolorowe talerze, a obok leżały srebrne sztućce. Tippy wyjęła z lodówki dzbanek z mlekiem i napełniła dwie kryształowe szklanki.

– Masz jeszcze jedną szklankę? – zapytał Cash. – Ja też lubię mleko.

Tippy zatrzymała zdziwiony wzrok na jego twarzy.

– Zamierzałam zaproponować ci whisky…

Na twarzy Casha pojawiło się napięcie.

– Nie piję alkoholu. Nigdy.

– Och – mruknęła z zażenowaniem.

Odkąd Cash przekroczył próg jej domu, nie udało jej się powiedzieć ani jednej właściwej rzeczy. Czuła się jak idiotka. Co za dziwny mężczyzna. Wyjęła z szafki trzecią szklankę i napełniła ją mlekiem po same brzegi.

Cash poczekał, aż Tippy zajmie swoje miejsce, i dopiero wtedy usiadł przy stole.

– Widzisz? – Spojrzała na Rory’ego.

– Dobre maniery nie bolą. Twoja matka musiała być czarującą kobietą – dodała, zwracając się do Casha.

Upił łyk mleka i dopiero wtedy odpowiedział krótko:

– Tak, była czarująca.

Nie dodał nic więcej. Tippy przełknęła ślinę, myśląc, że jeśli gość przez cały czas będzie tak małomówny, wieczór stanie się torturą. Przypomniała sobie, co powiedziała jej kiedyś Christabel Gaines: rodzice Casha rozwiedli się z powodu jakiejś modelki. Widocznie pozostał mu po tym bolesny uraz.

– Rory, zmów modlitwę – wymamrotała szybko, po raz kolejny zadziwiając Casha.

Cała trójka pochyliła głowy. Po chwili Tippy podniosła swoją i zerknęła na gościa z błyskiem w oczach.

– Tradycje są bardzo ważne. A my z Rorym nie wynieśliśmy z domu żadnych tradycji, więc postanowiłam sama je wprowadzić. To właśnie jedna z nich.

– A jakie są inne? – zapytał Cash, sięgając po naczynie ze stroganowem.

Nieśmiały uśmiech odmłodził jej twarz. Oprócz szminki na ustach nie miała makijażu. Jej włosy luźno opadały na ramiona.

– Co roku dodajemy nową ozdobę na choinkę i wieszamy na niej kiszony ogórek.

Widelec Casha zatrzymał się w drodze do ust.

– Co wieszacie?

– Kiszony ogórek – potwierdził Rory. – To taki niemiecki zwyczaj, ma przynosić szczęście. Nasz dziadek ze strony mamy był Niemcem. A jakie ty masz pochodzenie?

– Chyba marsjańskie – odrzekł poważnie.

Tippy uniosła brwi.

– Akurat – zachichotał chłopiec.

Cash uśmiechnął się do niego.

– Matka mojej matki pochodziła z Andaluzji w Hiszpanii. A ze strony ojca miałem wśród przodków Szwajcarów oraz Indian Cherokee.

– Niezła kombinacja – zauważyła Tippy, przyglądając mu się uważniej.

Odpowiedział jej tym samym.

– A wy musieliście mieć wśród przodków Irlandczyków albo Szkotów – rzekł z wyraźną aluzją do koloru jej włosów.

– Chyba tak – zgodziła się, omijając wzrokiem jego twarz.

– Nasza mama jest ruda – wtrącił Rory.

– To jest prawdziwy kolor włosów Tippy, chociaż dużo ludzi uważa, że je farbuje.

Tippy sięgnęła po szklankę z mlekiem, ale nic nie odpowiedziała.

– Ja miałem ochotę ufarbować się na fioletowo, ale kuzyn, który wcześniej był moim szefem, stwierdził, że to by obrażało ludzi – westchnął Cash. – A do tego jeszcze kazał mi zdjąć kolczyk – dodał z niesmakiem.

Tippy omal nie zakrztusiła się mlekiem.

– Nosiłeś kolczyk?! – zawołał Rory z zachwytem.

– Takie zwykłe złote kółko. Pracowałem wtedy dla rządu, a mój szef był tak poprawny politycznie, że nosił nawet znaczek, na którym wypisane były przeprosiny za to, że rozdeptuje bakterie. Naprawdę tak było.

– Pokiwał głową.

Tippy śmiała się tak, że musiała otrzeć łzy z oczu. Już dawno nikt jej tak nie rozbawił. Rozmowa zaczęła nabierać rumieńców.

– Ona nigdy się nie śmieje – zauważył Rory. – A już szczególnie na planie. Nienawidzi fotografów, bo kiedyś jeden kazał jej siedzieć na kamieniu w bikini i mewa ją dziobnęła.

– To głupie ptaszysko zaatakowało mnie pięć razy! – wykrzyknęła Tippy z oburzeniem. – A na koniec wyrwało mi pęk włosów z głowy!

– Opowiedz jeszcze, co gołębie zrobiły ci we Włoszech – podsunął Rory.

Jego siostra wzdrygnęła się z niechęcią.

– Przez cały czas próbuję o tym zapomnieć. A kiedyś lubiłam gołębie…

– Ja je uwielbiam – oznajmił Cash z szerokim uśmiechem. – Jeśli nigdy nie jadłaś gołębia w cieście, smażonego na oliwie z oliwek, to nic o nich nie wiesz.

– Ty barbarzyńco!

– Nie mów tak. Nie ograniczam się przecież do gołębi, jadam również węże i jaszczurki.

Rory tarzał się po podłodze ze śmiechu.

– Boże, Cash, to będą najweselsze święta w moim życiu!

Tippy również była tego zdania. Mężczyzna siedzący naprzeciwko niej w niczym nie przypominał nieżyczliwego, niesympatycznego przedstawiciela prawa, którego poznała podczas zdjęć w Jacobsville. Wszyscy uważali Casha Griera za tajemniczego, niebezpiecznego człowieka. Nikt jej nie powiedział, że ma on niesłychane poczucie humoru.

Widząc jej zmieszanie, Cash pochylił się do Rory’ego i oznajmił donośnym szeptem:

– Twoja siostra nie wie, co ma o mnie myśleć. W Teksasie słyszała, że pilnuję wojskowych tajemnic dotyczących latających spodków. Trzymam je zamknięte w szafce.

– Nie, słyszałam, że chodzi o kosmitów – wymamrotała Tippy z kamienną twarzą.

– Nie trzymam kosmitów w szafce na dokumenty – sprostował Cash z urazą w głosie, choć w jego oczach pojawiły się wesołe iskierki. – Kosmitów przechowuję w domu, w szafie na ubrania.

– A ja myślałam, że to aktorom odbija – wykrztusiła Tippy między salwami śmiechu.

Po lunchu Cash oznajmił, że zabiera ich do parku. Tippy przebrała się w szmaragdowy kostium i zaplotła włosy w warkocz.

Jej mieszkanie leżało przy spokojnej, zadrzewionej uliczce w przejściowej okolicy między dość niebezpiecznym rejonem miasta a dzielnicą zamieszkaną przez klasę średnią. Widać było, że prowadzone są tu liczne inwestycje. Do dwupoziomowego mieszkania Tippy prowadziły kamienne schodki z ręcznie kutą żelazną poręczą.

U szczytu kariery modelki praktycznie spała na pieniądzach i przez krótki okres mogła sobie pozwolić na mieszkanie w okolicy Park Avenue. Ale po roku przerwy w pracy oferty pojawiały się już tylko sporadycznie i musiała zacząć oszczędzać. Przeprowadziła się tutaj tuż przed rozpoczęciem zdjęć do filmu kręconego w Jacobsville. Ten film nieoczekiwanie nadał nowy impet jej karierze i teraz już byłoby ją stać na lepsze mieszkanie, ale przywiązała się do sąsiadów i do cichej uliczki. Tuż za rogiem miała księgarnię i sklep spożywczy, a także małą rodzinną kawiarnię, gdzie podawano najlepszą kawę w okolicy. Wiosną było tu pięknie. Teraz, w zimie, drzewa straszyły nagimi gałęziami; całe miasto wydawało się szare i zimne.

Czerwony jaguar Casha stał zaparkowany tuż przy schodkach. Na jego widok Tippy stanęła jak wryta, ale nie skomentowała go ani słowem. Rory wskoczył na tylne siedzenie; Tippy zajęła miejsce z przodu.

– Myślałem, że w Central Parku jest niebezpiecznie – zdziwił się chłopiec po kilku minutach, gdy szli już chodnikiem, podziwiając czekające na pasażerów dorożki. – I czy można tutaj parkować? – zapytał, spoglądając przez ramię na jaguara stojącego przy krawężniku.

Cash wzruszył ramionami.

– Central Park teraz jest znacznie bezpieczniejszy niż kiedyś. A moim samochodem może się przejechać każdy, kto poradzi sobie z grzechotnikiem.

– Z czym? – przeraziła się Tippy, nerwowo rozglądając się dokoła.

Cash rzucił jej uspokajający uśmiech.

– Z moim alarmem. Tak go nazywam. Mam elektroniczny system monitorowania zainstalowany gdzieś pod maską. Jeśli ktokolwiek spróbuje uruchomić samochód bez kluczyka albo go ukradnie, policja znajdzie go najdalej po dziesięciu minutach. Nawet tutaj, w Nowym Jorku – dodał z lekką kpiną.

– To nic dziwnego, że się nie boisz – zauważył Rory. – Ten samochód jest naprawdę super – dodał z nostalgią w głosie.

– To prawda. – Skinęła głową jego siostra.

– Mam prawo jazdy, ale w tym mieście posiadanie samochodu nie jest praktycznym pomysłem. – Wskazała na tabuny taksówek przesuwające się ulicami. – Gdy pracowałam jako modelka, przeważnie szkoda mi było czasu na szukanie miejsca do parkowania. Zawsze tych miejsc brakuje. Gdy się śpieszysz, szybciej jest pojechać taksówką lub metrem.

– Racja – zgodził się Cash, patrząc na nią z przyjemnością. Brak makijażu podkreślał tylko świeżość jej urody. – A gdzie teraz kręcisz?

– Większość zdjęć odbywa się tutaj, w mieście. To komedia z wątkiem szpiegowskim. W jednej scenie szamoczę się z agentem obcego wywiadu, a w następnej uciekam przed uzbrojonym napastnikiem. – Skrzywiła się zabawnie. – Zdjęcia dopiero się zaczęły, a już cała jestem w siniakach po przećwiczeniu tych scen. I muszę się nauczyć aikido!

– To bardzo pożyteczna sztuka walki – pocieszył ją Cash. – Jedna z pierwszych, jakie poznałem.

– A ile ich znasz? – zapytał natychmiast Rory.

Cash wzruszył ramionami.

– Karate, taekwondo, hapkido, kung fu, i jeszcze kilka innych, mniej znanych. Nigdy nie wiadomo, kiedy i do czego te umiejętności mogą się przydać. Na pewno są pożyteczne w pracy policjanta, szczególnie teraz, gdy już nie tkwię całymi dniami za biurkiem.

– Judd mówił, że pracowałeś w Houston w biurze prokuratora okręgowego – zauważyła Tippy.

Cash skinął głową.

– Byłem specjalistą od cyberprzestępczości. Ale ta praca nie była zbyt ciekawa. Nie lubię zajęć rutynowych i zbyt przewidywalnych.

– A co dokładnie robisz w Jacobsville?

– dopytywał się Rory.

– Uciekam przed sekretarkami. – Roześmiał się. – Tuż przed tym, zanim zadzwoniłem do twojej siostry i zapowiedziałem się z wizytą, ostatnia z moich sekretarek zrezygnowała z pracy, a wcześniej wyrzuciła mi na głowę zawartość kosza ze śmieciami. – Wykrzywił komicznie twarz i przesunął dłonią po głowie. – Ciągle jeszcze znajduję we włosach fusy z kawy.

Tippy zatrzymała się w miejscu i przyjrzała mu się szeroko otwartymi oczami. Nie mogła uwierzyć, że Cash mówi prawdę; pamiętała przecież, jak gładko poradził sobie z asystentem reżysera jej pierwszego filmu, który próbował jej co chwilę dotykać.

– Naprawdę? – wykrztusił Rory, zanosząc się śmiechem.

– Nie nadawała się do pracy w policji – westchnął. – Nie potrafiła jednocześnie rozmawiać przez telefon i pisać na komputerze, więc prawie nic nie pisała.

– A dlaczego… – zaczęła Tippy.

– Dlaczego wysypała mi śmieci na głowę?

– dokończył za nią. – Nie mam pojęcia! Mówiłem jej, żeby nie próbowała otwierać szafki z dokumentami, ale nie posłuchała mnie. Czy to moja wina, że Mikey, mój pytonek, wyskoczył na nią z szuflady? Przestraszyła go, a on jest bardzo nerwowy!

Teraz już obydwoje, brat i siostra, zatrzymali się pośrodku chodnika i wlepili oczy w jego twarz.

– To dziwne, ale niektórzy ludzie okropnie się denerwują na widok węża – westchnął Cash filozoficznie.

– Masz pytona, który nazywa się Mikey?!

– wykrzyknęła Tippy.

– Cag Hart miał pytona albinosa. Po swoim ślubie zaniósł go do rozmnożenia. Partnerka pytona powiła cały miot ślicznych małych pytoników. Wziąłem jednego, ale nie miałem czasu, żeby od razu zanieść go do domu, więc tymczasowo włożyłem do szafki z aktami. Siedział w małym plastikowym akwarium, miał tam wodę i patyk, po którym mógł się wspinać. I wszystko byłoby w porządku, gdyby moja sekretarka się tam nie włamała. Niestety, Mikey uciekł z akwarium i siedział na teczkach w szufladzie z aktami.

– I co ona zrobiła? – zapytał Rory z wielką ciekawością.

Cash skrzywił się boleśnie.

– Śmiertelnie wystraszyła to biedne zwierzątko – wymamrotał. – Jestem pewien, że będzie miał problemy z psychiką już do końca…

– Ale potem! – przerwał mu chłopiec niecierpliwie.

Brwi Casha podjechały do góry.

– To znaczy po tym, jak już wrzasnęła ile sił w płucach i rzuciła we mnie zapasowymi kajdankami?

Tippy patrzyła na niego w milczeniu, mrugając powiekami.

– Właśnie wtedy wysypała mi na głowę śmieci z kosza. Ale warto było się poświęcić. Nosiła kolczastą fryzurę, czarną szminkę, czarny lakier na paznokciach i srebrne kolczyki chyba na całym ciele. Mikey powoli wydobywa się z szoku. Teraz mieszka u mnie w domu.

Tippy śmiała się tak bardzo, że nie mogła wykrztusić ani słowa. Jej brat potrząsnął głową.

– Ja kiedyś też prawie miałem węża.

– I co się z nim stało? – zainteresował się Cash.

Chłopak westchnął i wskazał na siostrę.

– Ona nie pozwoliła mi wyjść z nim ze sklepu zoologicznego.

– Hm, widocznie nie lubi węży – przeciągnął, zerkając na nią spod oka.

– To nie dlatego, że się go bałam – pośpiesznie wyjaśniła dziewczyna – tylko dlatego, że Rory nie mógłby zabrać go ze sobą do szkoły, a ja za mało czasu spędzam w domu, żeby zajmować się zwierzakiem. Ale jeśli naprawdę potrzebna ci sekretarka, to jak tylko skończę ten film, mogę sobie założyć kolczyk w nosie i ułożyć włosy w kolce.

Cash błysnął w uśmiechu białymi zębami.

– Sam nie wiem. A czy potrafisz jednocześnie pisać i żuć gumę?

– Ona nawet nie ma pojęcia, jak się włącza komputer. I naprawdę boi się węży… – wsypał ją brat.

– Ani słowa więcej – wymamrotała Tippy ostrzegawczo. – I nie daj mu się przekupić! Chyba że chcesz, żebym opowiedziała mu o twoich największych słabościach…

Rory uniósł obie ręce do góry w geście kapitulacji.

– Przepraszam. Bardzo cię przepraszam. Serio!

Tippy wydęła usta.

– No dobrze.

– Popatrzcie, kobziarz! Dasz mi dwudziestkę? – ożywił się chłopak, wskazując mężczyznę w kilcie i z kobzą na plecach, stojącego przy drzwiach hotelu. Usłyszeli melodię „Amazing Grace”.

Tippy wyciągnęła z plecaczka banknot i podała bratu.

– Idź. Poczekamy na ciebie – rzekła pobłażliwie.

– Dobrze gra – zauważył Cash.

– Rory chciał mieć kobzę, ale wątpię, żeby komendant pozwolił mu ćwiczyć grę w internacie.

– Zgadzam się. Czy ten kobziarz często się tu pojawia?

– Chodzi po całej okolicy. To jeden z sympatyczniejszych włóczęgów. Oczywiście jest bezdomny. Zawsze daję mu jakieś pieniądze, żeby mógł sobie kupić koc czy coś ciepłego do picia. Wielu ludzi traktuje go z sympatią. Ma talent, prawda?

– Tak. Wiesz o nim coś więcej?

– Niewiele. Podobno cała jego rodzina nie żyje, ale nie wiem, jak to się stało… ani kiedy. On nie mówi zbyt wiele – wyjaśniła, patrząc, jak Rory podaje mężczyźnie banknot. Kobziarz na chwilę przestał grać i podziękował lekkim uśmiechem. – Nowy Jork jest pełen bezdomnych. Większość z nich ma jakiś talent i znajduje sposób, żeby trochę zarobić. Widuje się ich, jak śpią w kartonowych pudłach i przeszukują kontenery na śmieci.

A podobno jesteśmy najbogatszym krajem na świecie. – Potrząsnęła głową.

– Nie uwierzyłabyś, gdybyś zobaczyła, jak ludzie potrafią żyć w krajach trzeciego świata – zauważył Cash.

Podniosła na niego wzrok.

– Miałam kiedyś sesję fotograficzną na Jamajce, w pobliżu Montenegro Bay. Na wzgórzu stał pięciogwiazdkowy hotel z papugami w klatkach, olbrzymim basenem i wszelkimi możliwymi udogodnieniami. A pod wzgórzem, o kilkaset metrów dalej, była sobie mała wioska z domkami z zardzewiałej blachy stojącymi w błocie. I tam naprawdę mieszkali ludzie.

Oczy Casha pociemniały. Powoli pokiwał głową.

– Byłem na Bliskim Wschodzie. Wielu ludzi mieszka tam w domach bez prądu, bez wody bieżącej i bez żadnych wygód. Sami robią sobie ubrania, a podróżują wózkami ciągniętymi przez osły. Na widok naszego standardu życia odebrałoby im mowę.

– Nie miałam pojęcia – wymamrotała Tippy, zmieszana.

– Ale wszędzie przyjmowano mnie bardzo serdecznie. Nawet najuboższe rodziny chętnie dzieliły się ze mną wszystkim, co miały. To są dobrzy ludzie. Dobrzy i uczciwi. Ale lepiej nie być ich wrogiem.

Tippy zatrzymała wzrok na bliznach widocznych na jego twarzy.

– Komendant Rory’ego mówił, że byłeś torturowany – powiedziała cicho.

Skinął głową i odnalazł jej wzrok.

– Nie rozmawiam o tym. Po tylu latach nadal miewam koszmary.

– Ja też mam koszmary – powiedziała tonem bez wyrazu.

Przyjrzał jej się uważnie, coraz bardziej ciekaw, co kryje się pod powierzchnią.

– Przez dłuższy czas mieszkałaś ze starszym aktorem, który był znany jako najbardziej rozwiązły człowiek w Hollywood – powiedział śmiało.

Tippy poszukała wzrokiem Rory’ego. Siedział na ławce i słuchał kobziarza. Złożyła ręce na piersiach i opuściła głowę.

Cash stanął tuż przed nią.

– Powiedz mi – powiedział cicho.

Poraziła ją intensywność jego spojrzenia.

Wzięła głęboki oddech i rzuciła się na głęboką wodę.

– Uciekłam z domu, gdy miałam dwanaście lat. Miałam trafić do rodziny zastępczej i bardzo się bałam, że matce uda się zabrać mnie stamtąd. Z zemsty za to, że zadzwoniłam na policję i doniosłam na nią i na ojczyma po tym, jak… – urwała.

– Mów.

– Zgwałcił mnie wielokrotnie – wyznała, nie patrząc na niego. – Nawet gdybym miała przymierać głodem, nie wróciłabym do domu. Poszłam na ulicę w Atlancie, bo nie miałam innego sposobu, żeby zarobić na jedzenie. – Twarz jej ściągnęła się mocno.

Twarz Casha była jak wykuta z kamienia. Nie był zaskoczony. Podejrzewał coś takiego na podstawie tych strzępków informacji o jej życiu, do jakich udało mu się dotrzeć wcześniej.

– Pierwszy mężczyzna, który mnie zaczepił, był bardzo przystojny – mówiła cicho.

– Chciał mnie zabrać do domu. Byłam głodna, przemarznięta i śmiertelnie przerażona. Nie chciałam z nim iść. Ale miał dobre oczy…

– Przymknęła oczy i przełknęła ślinę. – Zabrał mnie do hotelu. Miał wielki, królewski apartament… Śmiał się ze mnie, kiedy zobaczył, jaka jestem zdenerwowana. Obiecał, że nie zrobi mi nic złego, że chce mi tylko pomóc. A ja tak się bałam, że wylałam sobie na bluzkę szklankę wody – uśmiechnęła się.

– Do końca życia nie zapomnę wyrazu jego twarzy. Nie byłam jakoś szczególnie dobrze rozwinięta fizycznie, ale ta mokra koszula…

– Dopiero teraz podniosła wzrok na jego twarz. – Ale, oczywiście, on nie interesował się mną od tej strony…

– Cullen Cannon, wielki kochanek o międzynarodowej renomie, był gejem? – zapytał Cash ze zdumieniem.

Dziewczyna skinęła głową.

– Tak. Ale ukrywał to z pomocą swoich przyjaciółek. Był dobrym człowiekiem – dodała ze smutkiem. – Chciałam sobie pójść, ale nie pozwolił mi. Powiedział, że czuje się samotny. Rodzina wyrzekła się go i nie miał nikogo bliskiego. Więc zostałam. Kupował mi ubrania, zapisał mnie do szkoły, bronił przed moją przeszłością. Postarał się o to, by matka mnie nie znalazła. Kochałam go. Zrobiłabym dla niego wszystko. Ale on chciał tylko opiekować się mną. Może już później, gdy zapisał mnie do szkoły modelek w Nowym Jorku, odpowiadało mu to, że wszyscy wiedzą, że mieszka z nim młoda, ładna kobieta. Nie wiem. Ale zostałam z nim aż do jego śmierci.

– Gazety pisały, że zmarł na serce.

Potrząsnęła głową.

– To był AIDS. Na koniec biologiczne dzieci przyjechały go odwiedzić i udało im się pogrzebać przeszłość. Na początku byli do mnie uprzedzeni, podejrzewali, że próbuję się dobrać do jego pieniędzy. Ale w końcu chyba zrozumieli, że naprawdę jest mi bliski. Gdy zmarł, chcieli mi oddać jego mieszkanie i założyć rachunek powierniczy z pieniędzy, które odziedziczyli, ale odmówiłam. Widzisz, pielęgnowałam go przez ostatni rok jego życia.

– To dlatego miałaś rok przerwy w pracy modelki? To było przed tym, zanim dostałaś pierwszą propozycję filmową, tak? Gazety pisały, że miałaś wypadek i przechodzisz rekonwalescencję – przypomniał sobie Cash.

Pochlebiło jej to, że wiedział o niej tak wiele, choć w Jacobsville odnosiła wrażenie, że jej nie cierpi.

– Tak. On nie chciał, żeby ktokolwiek dowiedział się prawdy. Nawet wtedy.

– Biedny facet.

– Nigdy nie znałam lepszego człowieka – rzekła ze smutkiem. – Często noszę kwiaty na jego grób. Ocalił mnie.

– A co się stało z tym mężczyzną, który cię gwałcił? – zapytał Cash wprost.

Tippy spojrzała na brata, który teraz rozmawiał z kobziarzem.

– Moja matka twierdzi, że to on jest ojcem Rory’ego – przyznała niechętnie.

– A ty kochasz Rory’ego – zauważył Cash spokojnie.

Zwróciła się twarzą w jego stronę.

– Z całego serca. Moja matka nadal jest z Samem. Schodzą się i rozchodzą, ale nigdy nie rozstali się na dobre. Obydwoje są narkomanami. Biją się. On ją bije, a ona dzwoni na policję, ale zawsze potem wraca do niego.

– A jak to się stało, że Rory znalazł się pod twoją opieką?

– Ten sam policjant, który pomógł mi ostatniego dnia, gdy byłam w domu, gdy Sam mnie zgwałcił, zadzwonił do mnie, gdy Rory miał cztery lata. Mieszkałam wtedy z Cullenem. On był bogaty i miał wpływy. Rory znalazł się w szpitalu, bo ojciec ciężko go pobił. Cullen pojechał tam ze mną. Oczarował moją matkę – dodała chłodno. – I gdy Rory wyszedł ze szpitala, przywieźli go prosto do naszego hotelu. Ticzyli na pieniądze. Cullen zaproponował, że może go kupić. I matka go sprzedała – dodała Tippy lodowatym tonem. – Za pięćdziesiąt tysięcy dolarów.

– Boże – westchnął Cash. – A ja myślałem, że nic mnie już w życiu nie zdziwi.

– Od tamtej pory Rory mieszka ze mną. Traktuję go jak własne dziecko.

– A ty sama nigdy nie byłaś w ciąży…?

Potrząsnęła głową.

– Późno dojrzewałam. Pierwszą miesiączkę miałam dopiero w wieku piętnastu lat. Miałam szczęście, prawda? – Odgarnęła do tyłu pasma rudych włosów. – Wielkie szczęście.

– Ale twoja matka teraz chce odzyskać Rory’ego?

– Te pieniądze skończyły się jej już dawno. Teraz musi pracować w sklepie spożywczym i wcale jej się to nie podoba. Sam pracuje wtedy, gdy najdzie go ochota, i zdaje się, że wyłącznie na czarno. Mój prawnik zapłacił matce w zeszłym roku, gdy zaczęła grozić, że opowie brukowcom o tym, jak nieludzko ją traktuję – prychnęła. – Bogata gwiazda pozwala, by jej matka żyła w ubóstwie, podczas gdy sama rozbija się limuzynami, wyrecytowała z cynicznym uśmiechem. – Łapiesz klimat?

– W pełnych barwach – zgodził się.

– Więc teraz uznała, że chce odzyskać Rory’ego. Wysłała jego ojca do szkoły, żeby próbował go stamtąd zabrać. Rory opowiedział komendantowi, co ojciec mu zrobił, i mnie też, i komendant wezwał policję. Ten szczur uciekł stamtąd, zanim policja przyjechała.

– Brawo dla komendanta.

– Ale obawiam się porwania. Oni dobrze wiedzą, że w takiej sytuacji zapłaciłabym każde pieniądze, żeby odzyskać Rory’ego. Kiepsko sypiam ostatnio – westchnęła. – Kuzyn ojca Rory’ego mieszka niedaleko mnie, w podejrzanej dzielnicy. Są w dobrych stosunkach. A ten kuzyn maczał już palce w wielu ciemnych sprawkach.

Umysł Casha pracował na zwiększonych obrotach.

– A jakie są uczucia Rory’ego do matki i ojca?

– Nienawidzi matki i nie wie o tym, że Sam Stanton jest jego prawdziwym ojcem.

– Nie powiedziałaś mu? – zdziwił się Cash.

– Nie miałam serca tego zrobić. Sam bił go okropnie. Psycholog powiedział, że uraz psychiczny zostanie mu do końca życia.

– A co powiedział o tobie?

– Ja przeszłam już tyle, że czuję się silna. Od czasu do czasu bywa gorzej. Ale w zasadzie jestem twarda – mruknęła.

– Chyba jednak nie jesteś aż tak twarda. Ale w moim towarzystwie masz szansę stwardnieć jeszcze bardziej.

Spojrzała na niego z prowokującym uśmiechem.

– Naprawdę?

– To zależy od ciebie. – Wzruszył ramionami. – Mam swoje dziwactwa.

– Ja też. I do tego jeszcze trochę lęków.

Wsunął ręce w kieszenie i przypatrywał się jej na tle muzyki nowojorskich ulic.

– Nie lubię się wiązać. Nie chcę ci niczego obiecywać. Chcę się z tobą widywać, dopóki tu jestem. Kropka.

– Nie lubisz owijać w bawełnę.

Skinął głową. Tippy poszukała jego spojrzenia.

– Nie czuję do ciebie niechęci – przyznała wprost. – To dla mnie coś nowego. Ale ja też jestem mocno poraniona. W towarzystwie mężczyzn potrafię zachowywać się uwodzicielsko, ale to tylko pozory. Nigdy nie byłam z nikim w łóżku za obopólną zgodą.

Cash gwizdnął.

– To wielkie obciążenie dla mężczyzny.

Skinęła głową. Na jego twarz powoli wypełzł uśmiech.

– To znaczy, że masz braki w podstawach. Musimy je uzupełnić.

– Nie myślałam o tym w ten sposób – roześmiała się.

– Będziemy to przerabiać powoli – zapewnił ją i zwrócił się do Rory’ego, który właśnie pojawił się obok nich: – Sporo czasu ci to zajęło.

– Pytał mnie o szkołę. Wiecie co? On walczył w Wietnamie. To smutne, że tak skończył.

Cash przyjrzał się mężczyźnie z nowym zainteresowaniem. Kobziarz podniósł rękę i pomachał im, a potem wrócił do grania.

– Zbyt wielu weteranów kończy w ten sposób – stwierdził Cash cicho.

– Ale nie ty – rzekł chłopiec z dumą.

Cash z uśmiechem pogładził go po głowie.

– Nie, ja nie. Może wybierzemy się pod Statuę Wolności? Jest zamknięta, więc nie wejdziemy na górę, ale możemy obejrzeć ją z zewnątrz. Chcecie?

– Prowadź, wodzu! – wykrzyknął Rory.

Cash ujął Tippy za rękę i splótł palce z jej palcami. Jej dłonie były chłodne i drżały. Poczuł, jak przepływa między nimi iskra elektryczna. Tippy głośno wciągnęła oddech i spojrzała na niego rozszerzonymi ze zdziwienia oczami. Miała wrażenie, jakby ziemia pod jej stopami zaczęła się kołysać; to było fantastyczne uczucie!

– Lekcja pierwsza, strona pierwsza. Trzymanie za ręce – wymruczał, korzystając z tego, że Rory właśnie zatrzymał się przed wystawą jakiegoś sklepu.

Zaśmiała się cicho.

ROZDZIAŁ TRZECI

Dzień spędzony w towarzystwie Casha uznała później za jeden z najpiękniejszych w całym swoim życiu. Cash znał Nowy Jork na wylot i chętnie opowiadał im obydwojgu różne mało znane ciekawostki.

– Skąd wiesz tyle o tym mieście? – zapytał Rory wieczorem, już po powrocie do mieszkania Tippy.

– Mój najlepszy kolega z wojska pochodził z Nowego Jorku. Był prawdziwą kopalnią informacji.

– Ja mam przyjaciółkę, która wie wszystko o Nassau. – Tippy się roześmiała. – To modelka. Teraz wyjechała do pracy w Rosji.

– A co prezentuje?

Tippy zerknęła na niego spod oka.

– Kostiumy kąpielowe!

– Chyba żartujesz!

– Naprawdę! Siły wyższe uznały, że sesja z Kremlem w tle w futrzanych butach i czapie będzie bardzo sexy.

– Tutaj pewnie obdarto by ją ze skóry za te futra.

– Futro jest sztuczne. – Tippy się uśmiechnęła. – Ale bardzo drogie, wygląda zupełnie jak prawdziwe.

– Cash, chcesz kanapkę?! – zawołał Rory z kuchni.

– Nie, dziękuję. Wracam do swojego hotelu. To był bardzo miły dzień – dodał z uśmiechem.

– Ja też tak myślę – przyświadczył chłopiec gorąco. – A jutro też przyjdziesz?

– No właśnie? – podchwyciła Tippy.

– Przyjdziesz?

– Dlaczego nie… – Uśmiechnął się. – Jeśli chcecie, to możemy się wybrać do muzeum.

– Uwielbiam muzea! – ucieszył się Rory.

– W porządku, jeśli tylko nie będę musiała pozować tam do zdjęć – westchnęła jego siostra. – Mam uraz od czasu, gdy musiałam przez cztery godziny stać pod rzeźbą Rodina z jedną nogą w powietrzu i plecami odchylonymi do tyłu.

– Czy to ta rzeźba, o której myślę? – zapytał Cash i roześmiał się cicho na widok jej rumieńca.

– Na pewno myślisz o jakiejś rzeźbie przedstawiającej ludzi w kompletnym ubraniu.

– Nic z tego. – Potrząsnął głową. – O której wstajecie w wolne dni?

– O ósmej – rzekł Rory, a jego siostra skinęła głową.

– Nie należymy do nocnych marków. Jedno z nas przywykło do wojskowego trybu życia, gdzie dzień zaczyna się o świcie, a drugie też musi wstawać przed świtem, żeby zdążyć na plan zdjęciowy.

– W takim razie o ósmej. Znam dobrą piekarnię. Mają tam bułeczki cynamonowe, drożdżówki z migdałami, pączki z nadzieniem…

– Mnie nie wolno jeść słodyczy – oznajmił Rory ze smutkiem i wskazał na siostrę.

– Ona w ogóle nie ma silnej woli. Rzuca się na wszystko, co słodkie.

– To prawda! – Tippy się roześmiała.

– Większa część życia schodzi mi na walce z nadwagą. Na śniadanie jemy jajka na bekonie. Samo białko… Żadnego pieczywa.

– Zupełnie jak na unitarce – wymamrotał i westchnął. – No dobrze. W takim razie czy możemy zjeść śniadanie u was? Ale zaparzysz kawę – dodał surowo. – Nie zjem śniadania bez kawy, nawet gdybym miał ją przynieść z automatu.

– W styropianowym kubku?

– Ze styropianowym kubkiem w ręku wyglądam bardzo atrakcyjnie – uśmiechnął się.

Już od dawna nie uśmiechał się tak szczerze do żadnej kobiety.

No, może poza Christabel Gaines; ta jednak, jako żona przyjaciela, nie liczyła się w konkurencji.

– Muszę zjeść kanapkę, zanim pójdę spać – oznajmił Rory. – Dobranoc, Cash! Do jutra!

– Do jutra! – odkrzyknął w stronę kuchni i pociągnął Tippy za rękę do drzwi wyjściowych. – Jeśli masz ochotę, to mogę sprawdzić, czy jest jakaś godna uwagi opera albo balet…

– Uwielbiam jedno i drugie! – ucieszyła się.

– A orkiestry symfoniczne? – sondował; Tippy nadal entuzjastycznie kiwała głową.

– Zdaje się, że będę musiał wyciągnąć garnitur. Chyba nie umrę od tego – skrzywił się komicznie.

– O ile pamiętam, w Houston zabrałeś Christabel Gaines na balet – przypomniała mu z odcieniem zazdrości w głosie. Zdziwiło go to.

– Zgadza się. Nigdy wcześniej nie widziała baletu. A teraz przecież nazywa się Christabel Dunn.

– Uważałam ją za rozpieszczoną księżniczkę – przyznała Tippy. – Bardzo się myliłam. To wyjątkowa kobieta, a Judd jest szczęściarzem.

Cash musiał się z tym zgodzić. Christabel nie była mu jeszcze zupełnie obojętna.

– Teraz obydwoje skupili się na dzieciach.

– Dzieci są fajne – oświadczyła Tippy.

– Rory był uroczy jeszcze jako czterolatek. Przy dziecku każdy dzień to nowa przygoda.

– Coś o tym wiem.

Podniosła na niego wzrok, zdziwiona nagłą zmianą wyrazu jego twarzy. Odwrócił spojrzenie.

– Muszę już iść. Do zobaczenia rano.

Puścił jej rękę i zniknął. Tippy jeszcze przez chwilę stała, nie poruszając się. A więc była w jego życiu jakaś głęboka rana związana z dzieckiem. Judd wspominał jej, że Cash był już kiedyś żonaty, ale nic nie mówił o dzieciach. Ten mężczyzna stawał się dla niej coraz większą zagadką.

Pojawił się następnego ranka, punktualnie o ósmej, ze srebrnym termosem w jednej dłoni i papierową torebką w drugiej.

– Zaparzyłam kawę – powiedziała Tippy szybko.

Pomachał jej przed twarzą termosem.

– Waniliowe cappuccino, moja jedyna prawdziwa słabość. No, może oprócz jeszcze tych – wskazał na torebkę.

– Co tam masz? – zaciekawiła się, idąc za nim do stołu, przy którym siedział już Rory.

– Drożdżówki z serem. Bardzo mi przykro, nie potrafię wyrzec się cukru. Moim zdaniem, jest to jeden z czterech głównych składników pokarmowych, jakich człowiek potrzebuje do życia. Pozostałe trzy to czekolada, lody i pizza.

Rory wybuchnął śmiechem.

– Zdumiewające – stwierdziła Tippy, patrząc na potężną sylwetkę Casha. – A wyglądasz tak, jakbyś nigdy w życiu nie poznał smaku cukru.

– Ćwiczę codziennie – przyznał. – Muszę. Specjalnie szyją nam bardzo ciasne mundury, żeby wszyscy widzieli, jakie mamy fantastyczne mięśnie.

Wzrok Tippy zatrzymał się na jego bicepsach, wyraźnie rysujących się przez dzianinową koszulkę.

– Nie skomentujesz? – Uśmiechnął się.

– Właśnie zauważyłam te mięśnie – mruknęła sucho.

Rory wyszedł do łazienki. Cash wykorzystał okazję i pociągnął Tippy za spódnicę, zmuszając ją, by podeszła do jego krzesła.

– Jeśli rozegrasz to sprytnie, to może kiedyś uda ci się skłonić mnie, bym zdjął dla ciebie koszulkę – wymruczał.