Strona główna » Edukacja » Zemsta

Zemsta

4.00 / 5.00
  • ISBN:

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Zemsta

Niezapomniana komedia Aleksandra Fredry “Zemsta” dostępna za darmo w Legimi w formie ebooka, zarówno w formacie epub jak i mobi.

 

Całość komedii osnuta jest wokół sporu jaki toczą między sobą sąsiedzi Cześnik Raptusiewicz i Rejent Milczek. Gdy pierwszy raz wystawiano utwór we Lwowie opatrzono go tytułem “Zemsta na mur graniczny”. Jest to główne zarzewie konfliktu między Cześnikiem i Rejentem. Jeden chce mur naprawić, drugi nie wydaje na to zgody. Obaj mieszkają w jednym zamku. Różnice w ich charakterach powodują dodatkowe komiczne sytuacje.

 

Zemsta” to także prawdziwa komedia pomyłek. Cześnik wychowuje swoją bratanicę Klarę, w której zakochuje się syn Rejenta - Wacław. Młodzi kochają się, ale Klara nie chce działać wbrew woli swojego stryja. Natomiast młody Milczek chce za wszelką cenę i mimo przeciwności poślubić swoją ukochaną. Prowadzi to do niezwykle zabawnej intrygi miłosnej w którą zamieszani będą wszyscy bohaterowie.

 

Prawdziwą gwiazdą komedii jest Papkin. Żołnierz, samochwała, fircyk. Postać o niezwykle bogatej bibliografii literackiej. U Fredry stanowi skupienie wszystkich cech zmanierowanej szlachy. Zapatrzony na zachodnie kraje nagminnie używa różnych stylizowanych powiedzonek.

 

Zemsta” to niewielki utwór przepełniony ponadczasowym humorem. Fredro piętnuje ludzkie ułomności, z których cały czas możemy się śmiać i powinniśmy wystrzegać. “Zemsta” to także małe arcydzieło języka. Każdy bohater ma swoje ulubione, zabawne bon moty, a całość napisana została w specyficznym rytmie.

Polecane książki

Myślisz, że najgorsze już minęło? Twój koszmar dopiero się zaczyna! Zwłaszcza jeśli jesteś pasażerem pewnego samolotu… Artur Gałecki, ceniony i doświadczony pilot, czuje narastający niepokój. Ktoś próbuje go zastraszyć, bywa w jego mieszkaniu, kiedy go nie ma, przestawia meble, zmienia ułożenie ob...
Niniejsza monografia przedstawia dzieło Witolda Gombrowicza z całkowicie nieznanej polskiemu czytelnikowi strony: jako włączone do argentyńskiego kanonu literackiego i funkcjonujące w jego obrębie. Proces „argentynizacji” pisarza jest rozpatrywany z perspektywy współczesnej komparatystyki literackie...
Od dwóch lat Alek chowa się przed wspomnieniami o wydarzeniu, które zmieniło jego życie. Gdy rozpoczyna studia, wszystko wydaje się układać po jego myśli. Poznaje nowych ludzi, zawiązuje przyjaźnie, a wolny czas spędza na studenckich wypadach. Przeszłość jednak po niego wraca…Łucja w akcie buntu prz...
Książka stanowi aktualną prezentację problematyki ochrony programów komputerowych w ramach prawa własności intelektualnej w Unii Europejskiej. Autorka omawia i ocenia formy tej ochrony w ramach: prawa autorskiego wyrażonego w dyrektywie 2009/24/WE, prawa patentowego na podstawie konwencji monac...
Niewiele jest osób, które tak gorliwie i autentycznie jak o. Adam i Debora, w Duchu Świętym głoszą Jezusa Chrystusa, zaczynając – jak On, od Maryi. To książka dla wszystkich, którzy żyjąc w Kościele, chcą, razem z Maryją zbliżać się do Światła, aby wobec trudnych pytań o wiarę nie milczeć jak Zachar...
Fascynująca jazda bez trzymanki od filozofii Habermasa i Hegla po kino Davida Lyncha i mizoginię Ottona Weiningera… i oczywiście z powrotem.   Wszystko, co chcieliście wiedzieć o kobietach (i o mężczyznach też), ale baliście się zapytać mamy i taty. Najsłynniejszy filozoficzny DJ włącza swój intelek...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Aleksander Fredro

Strona tytułowaAlek­san­der Fre­droZe­mstaZe­msta

Nie masz nic tak złe­go, że­by się na do­bre nie przy­da­ło. By­wa z wę­ża dry­ja­kiew1, złe czę­sto do­bre­mu oka­zy­ją da­je.

And. Maks. Fre­dro2
OSO­BY:
Cze­śnik Rap­tu­sie­wiczKla­ra – je­go sy­no­wi­ca3Re­jent Mil­czekWa­cław – syn Re­jen­taPod­sto­li­naPap­kinDyn­dal­ski – mar­sza­łek Cze­śni­kaŚmi­gal­ski – dwo­rza­nin Cze­śni­kaPe­reł­ka – kuch­mistrz Cze­śni­kaMu­la­rze, haj­du­ki, pa­choł­ki etc.
Sce­na na wsi.
AKT PIERW­SZY
Po­kój w zam­ku Cze­śni­ka, drzwi na pra­wo, le­wo i w środ­ku, sto­ły, krze­sła etc., gi­ta­ra an­giel­ska na ścia­nie.
SCE­NA PIERW­SZACze­śnik, Dyn­dal­skiCze­śnik w bia­łym żu­pa­nie4, bez pa­sa i w szlaf­my­cy5 sie­dzi przy sto­le po pra­wej od ak­to­rów stro­nie, oku­la­ry na no­sie, czy­ta pa­pie­ry6 – za sto­łem, tro­chę w głę­bi, stoi Dyn­dal­ski, rę­ce w tył za­ło­żo­ne.
CZE­ŚNIK
jak­by do sie­bie

Pięk­ne do­bra w każ­dym wzglę­dzie –

La­sy – gle­ba wy­śmie­ni­ta –

Do­brą żo­ną pew­nie bę­dzie –

Co za czyn­sze! – To ko­bi­éta7!…

Trzy fol­war­ki!
DYN­DAL­SKI
Mi­ła wdo­wa.
CZE­ŚNIK
Ar­cy­mi­ła, ani sło­wa.

kła­dzie pa­pie­ry

Cóż, po­lew­ki8 dziś nie da­cie?
Dyn­dal­ski wy­cho­dzi.

Dłu­goż na czczo bę­dę cze­kać?

po krót­kim mil­cze­niu

Nie – nie trze­ba rze­czy zwle­kać –
Dyn­dal­ski, spo­tkaw­szy we drzwiach haj­du­ka9 nio­są­ce­go na ta­cy waz­kę, ta­lerz, chleb itd., od­bie­ra od nie­go i wra­ca, za­wią­zu­je ser­we­tą10 pod szy­ję Cze­śni­ko­wi, po­tem po­da­je ta­lerz z po­lew­ką, co wszyst­ko nie ta­mu­je roz­mo­wy.
Qua opie­kun11 i qua krew­ny,

Miał­bym z Kla­rą suk­ces pew­ny;

Ale Kla­ra mło­da, pło­cha,

Cho­ciaż dzi­siaj i po­ko­cha,

Któż za ju­tro mi za­rę­czy!
DYN­DAL­SKI
na­bie­ra­jąc na ta­lerz

Nikt ro­zum­ny, ja­śnie pa­nie,

Rzecz to śli­ska.
CZE­ŚNIK
ob­ra­ca­jąc się ku nie­mu

Tu sęk wła­śnie!

Na toż bym się, mo­cium pa­nie,

Ka­wa­ler­stwa dziś wy­rze­kał,

ude­rza­jąc w stół

By kto… niech go pio­run trza­śnie!

Dłu­go bę­dzie na to cze­kał,

po krót­kim mil­cze­niu, bio­rąc ta­lerz

Ma do­cho­dy wpraw­dzie znacz­ne –

Pod­sto­li­na ma znacz­niej­sze;

Z wdów­ką za­tem dzia­łać za­cznę.

po krót­kim mil­cze­niu

Ba­wi z na­mi – w do­mu Kla­ry,

Bo krew­niacz­ka jej da­le­ka,

Ale mnie się wszyst­ko zda­je…
DYN­DAL­SKI
Ona cze­goś wię­cej cze­ka.
CZE­ŚNIK
par­ska­jąc śmie­chem

Ona cze­goś… wię­cej… cze­ka…

A bo­daj­że cię, Dyn­da­lu,

Z tym kon­cep­tem! – Cze­goś cze­ka!

śmie­je się

Tfy!… jak­żem się uśmiał szcze­rze!

Cze­ka! – bar­dzo te­mu wie­rzę.

je­dząc i po krót­kiej chwi­li

Jesz­czeć mło­da jest i ona,

Ależ wdo­wa – do­świad­czo­na –

Zna pro­por­cją12, mo­cium pa­nie,

I nie ka­że fir­cy­ko­wać13,

Po ku­li­kach14 ba­lan­so­wać15.

po krót­kiej chwi­li

No – nie se­kret, żem nie­mło­dy,

Alem tak­że i nie­sta­ry.

Co?
DYN­DAL­SKI
nie­ko­niecz­nie przy­sta­jąc

Tać…
CZE­ŚNIK
ura­żo­ny

Mo­żeś młod­szy?
DYN­DAL­SKI
Mia­ry

Z me­go wie­ku…
CZE­ŚNIK
koń­cząc roz­mo­wę

Dam do­wo­dy.

Chwi­la mil­cze­nia.
DYN­DAL­SKI
skro­biąc się po­za uszy

Tyl­ko że to, ja­śnie pa­nie –
CZE­ŚNIK
Hę?
DYN­DAL­SKI
W mał­żeń­skim cięż­ko sta­nie:

Pan zaś, mó­wiąc mię­dzy na­mi,

Masz pe­do­grę16.
CZE­ŚNIK
nie­kon­tent

Ej, cza­sa­mi.
DYN­DAL­SKI
Kurcz żo­łąd­ka.
CZE­ŚNIK
Po prze­pi­ciu.
DYN­DAL­SKI
Ru­ma­ty­zmy17 ja­kieś łu­pią.
CZE­ŚNIK
znie­cier­pli­wio­ny

Ot, co po­wiesz, wszyst­ko głu­pio. –

Ten man­ka­ment18 nic nie zna­czy:

Wszak i u niej, co w ukry­ciu,

Bóg to tyl­ko wie­dzieć ra­czy;

I nikt pew­nie się nie spy­ta,

By­le tyl­ko w dal­szym ży­ciu

Mię­dzy na­mi by­ła kwi­ta19.
SCE­NA DRU­GACze­śnik, Dyn­dal­ski, Pap­kinPap­kin po fran­cu­sku ubra­ny, przy szpa­dzie, krót­kie spodnie, bu­ty okrą­głe do pół łyd­ki; tu­pet20 i har­copf21, ka­pe­lusz sto­so­wa­ny22, pod pa­chą pa­ra pi­sto­le­tów; za­wsze pręd­ko mó­wi.
PAP­KIN
Bóg z wasz­mo­ścią, mój Cze­śni­ku.

Pę­dząc cwa­łem na roz­ka­zy

Za­mę­czy­łem szkap bez li­ku;

Wy­wró­ci­łem się sto ra­zy,

Tak że z no­wej mej ko­la­ski23
Gdzieś po dro­dze tyl­ko trza­ski24.
CZE­ŚNIK
A ja za to rę­czyć mo­gę,

Że mój Pap­kin tu pie­cho­tą

Przy­wę­dro­wał ca­łą dro­gę;

A na po­dróż da­ne zło­to

Gdzieś zo­sta­wił przy la­be­cie25.
PAP­KIN
po­ka­zu­jąc pi­sto­let

Patrz, Cze­śni­ku – po­znasz prze­cie…
CZE­ŚNIK
Cóż mam po­znać?
PAP­KIN
Wy­strze­lo­ny.

Wy­pa­lo­ny!
DYN­DAL­SKI
na stro­nie, od­cho­dząc

Gdzieś na wro­ny.
PAP­KIN
Gdzie, do ko­go, mil­czeć mu­szę,

Lecz nie kar­ty są przy­czy­ną,

Żem się w dro­dze spóź­nił nie­co.

Ani ziew­nął, na mą du­szę!

Tak z mej rę­ki wszy­scy gi­ną!
CZE­ŚNIK
po­pra­wia­jąc w mo­wie

Wszyst­kie.
PAP­KIN
Wszyst­kie?
CZE­ŚNIK
Ćmy, ko­ma­ry.
PAP­KIN
Wasz­mość ni­g­dy nie dasz wia­ry.
CZE­ŚNIK
Bom nie­głu­pi, mo­cium pa­nie.
PAP­KIN
Ach! co wi­dzę, tu śnia­da­nie.
CZE­ŚNIK
Ha, śnia­da­nie.
PAP­KIN
Ach! Cze­śni­ku!

Już to sześć dni i sześć no­cy

Nic nie mia­łem na ję­zy­ku.
CZE­ŚNIK
Jedz i słu­chaj!
PAP­KIN
Tak się sta­nie.

sia­da po dru­giej stro­nie sto­łu, jak do sie­bie

Strze­lam grac­ko26, rzecz to zna­na.
CZE­ŚNIK
Rzecz to zna­na, iż w mej mo­cy

Ka­zać za­mknąć wasz­mość pa­na

Za wia­do­me daw­ne spraw­ki.
PAP­KIN
za­stra­szo­ny

Za­mknąć! po co?
CZE­ŚNIK
Dla za­baw­ki.
PAP­KIN
Czyż nie znaj­dziesz lep­szej so­bie?
CZE­ŚNIK
Ci­cho! ci­szej! Ja to mó­wię,

By od­świe­żyć w twej pa­mię­ci,

Nim po­wie­rzę mo­je chę­ci,

Coś mnie wi­nien, a ja to­bie.
PAP­KIN
Ach, co ka­żesz, wszyst­ko zro­bię.

Był­bym za­raz do­padł ko­nia…

Bom jest jeź­dziec do­sko­na­ły:

Nie­chaj bę­dzie wzię­ty z bło­nia27,

Dzik to dzi­ki, lew to śmia­ły –

W mo­im rę­ku jak owiecz­ka,

Bom jest jeź­dziec do­sko­na­ły.
CZE­ŚNIK
A bo­daj­żeś!…
PAP­KIN
Tyl­ko po­zwól…

Kła­dłem na­wet w strze­mię no­gę,

Kie­dy na­gle wiel­ka sprzecz­ka

Przed­się­wzię­tą spaź­nia28 dro­gę;

A ta by­ła w tym spo­so­bie:
CZE­ŚNIK
Słu­chaj!…
PAP­KIN
Za­raz… Sze­dłem so­bie;

Mi­na tę­ga, włos w pier­ście­nie,

Gło­wa w gó­rę – a wej­rze­nie! –

Niech tru­chle­je płeć zdra­dziec­ka!
CZE­ŚNIK
Słu­chaj!…
PAP­KIN
Za­raz… Idę so­bie;

A wtem ja­kaś księż­na grec­ka;

Anioł! bó­stwo! zerk z ka­re­ty –

Gi­ną za mną te ko­bie­ty! –

Zerk więc na mnie – zerk ja na nią,

Ko­niec koń­cem po­ko­cha­ła,

Za­wo­ła­ła et ca­ete­ra…

Ksią­żę, ty­grys, lu­dzi zbie­ra…
CZE­ŚNIK
ude­rza­jąc w stół, aż Pap­kin pod­sko­czył w krze­śle

Ależ ci­cho!
PAP­KIN
Nad­toś ży­wy.
CZE­ŚNIK
A bez­boż­ny ty ję­zy­ku!

I tyr­kot­ny29, i kłam­li­wy.
PAP­KIN
Nad­toś ży­wy, mój Cze­śni­ku.

Gdy­bym tak­że, rów­nie to­bie,

Na­mięt­no­ści nie brał w ry­zy,

ude­rza­jąc w rę­ko­jeść szpa­dy

Ostrze mo­jej Ar­te­mi­zy30…

uprze­dza­jąc ude­rze­nie w stół Cze­śni­ka
Pro­szę mó­wić.
CZE­ŚNIK
po krót­kiej chwi­li

Oj­ciec Kla­ry

Ku­pił ze wsią za­mek sta­ry…
PAP­KIN
Fiu! – mój oj­ciec miał ich dzie­sięć.
CZE­ŚNIK
ude­rza w stół i mó­wi da­lej

Tu miesz­ka­my, jak­by so­wy;

Lecz co gor­sza, że po­ło­wy

Dru­giej zam­ku – czart dzie­dzi­cem.

Prze­strach Pap­ki­na.

Czy ina­czej? – Re­jent Mil­czek –

Słod­ki, ci­chy, z kor­nym li­cem,

Ale z dia­błem, z dia­błem w du­szy!
PAP­KIN
Jed­nak zgod­nie, jak są­sia­dy…
CZE­ŚNIK
Je­śli nie ja my­mi pso­ty,

Nikt go stąd już nie wy­ru­szy31.

Nie ma dnia bez sprzecz­ki, zwa­dy –

Lecz po­trzeb­ne i ukła­dy.

Pi­sać? – nie chcę do nie­cno­ty.

Iść tam? – śli­sko, mo­cium pa­nie:

Mógł­by otruć, za­bić skry­cie.

A mnie jesz­cze mi­łe ży­cie,

Więc dla­te­gom wy­brał cie­bie:

Bę­dziesz po­słem tam w po­trze­bie.
PAP­KIN
Za ten ho­nor ści­skam no­gi!

Wiel­ki czy­nisz swe­mu słu­dze,

Ale na­zbyt je­stem sro­gi:

Za­miast zgo­dy, woj­nę wzbu­dzę,

Bo do ry­cer­skie­go dzie­ła

Mat­ka w ło­nie mnie po­czę­ła;

A z po­wi­cia ślub unio­słem32,

Ni­g­dy w ży­ciu nie być po­słem.
CZE­ŚNIK
Czym ja ze­chcę, Pap­kin bę­dzie,

Bo mnie Pap­kin słu­chać mu­si.
PAP­KIN
Lecz po­ryw­czy w każ­dym wzglę­dzie,

Jak są­sia­da Pap­kin zdu­si,

Jak mu ku­lą łeb prze­wier­ci,

Jak na bi­gos go po­sie­ka –

Któż na­ten­czas spraw­cą śmier­ci?

Ko­góż za to ka­ra cze­ka?
CZE­ŚNIK
Bio­rę wszyst­ko na su­mie­nie.
PAP­KIN
Chciej roz­wa­żyć.
CZE­ŚNIK
Już się sta­ło.

Te­raz in­ne dam zle­ce­nie:

Mo­ści Pap­kin – ja się że­nię.
PAP­KIN
Ba!
CZE­ŚNIK
prze­drzeź­nia­jąc

Cóż to: ba?
PAP­KIN
Tak się cie­szę!

I w tę spra­wę chęt­nie spie­szę.

Po­wiedz, gdzie mam bły­snąć chwa­łą;

Mam­że zo­stać dzie­wo­słę­bem33?

Mam­że zmu­sić zbyt zu­chwa­łą?

Mam­że skło­nić zbyt nie­śmia­łą?

Mam­że, je­śli cu­dzą żo­ną,

Jej ty­ra­na prze­szyć ło­no?…
CZE­ŚNIK
Cóż, u dia­bła, za sza­leń­stwo!
PAP­KIN
Znasz, Cze­śni­ku, mo­je mę­stwo.
CZE­ŚNIK
Słu­chaj: mó­wiąc mię­dzy na­mi,

Bez mej chlu­by, twej ura­zy,

Wię­cej niż ty, mój Pap­ki­nie,

Mam ro­zu­mu ty­siąc ra­zy.
Pap­kin chce prze­rwać, co Cze­śnik zna­kiem wstrzy­mu­je.

Lecz roz­pra­wiać z nie­wia­sta­mi,

Owe ja­kieś ba­ła­mut­nie34,

Afek­to­we35 świe­go­ta­nie –

Niech mi za­raz łeb kto utnie,

Nie po­tra­fię, mo­cium pa­nie.

Ty więc mu­sisz swą wy­mo­wą…
PAP­KIN
Jest już two­ją – da­ję sło­wo –

Chcesz, przy­się­gnę – masz już żo­nę,

Bo ja szczę­ście mam sza­lo­ne:

Tyl­ko spoj­rzę, każ­da mo­ja,

A na każ­dą spoj­rzeć umiem.

Idę.
CZE­ŚNIK
Do­kąd?
PAP­KIN
Praw­da, nie wiem.
CZE­ŚNIK
Pod­sto­li­na…
PAP­KIN
Już ro­zu­miem.
CZE­ŚNIK
za­trzy­mu­jąc go

Tu ją cze­kaj.
PAP­KIN
Ani sło­wa!

Za go­dzi­nę jest go­to­wa.
CZE­ŚNIK
od­cho­dząc

Ja po­tra­fię ci od­wdzię­czyć.
PAP­KIN
Za Cze­śni­ka moż­na rę­czyć.
SCE­NA TRZE­CIAPAP­KIN
sam

Cze­śnik wul­kan36 – aż nie­mi­ło.

Gdy­bym krót­ko go nie trzy­mał,

Nie wiem, co by z świa­tem by­ło.

po krót­kim my­śle­niu

Lecz nie bę­dę ja tu drzy­mał

I w po­dzie­le tak się zwi­nę:

Je­mu od­dam Pod­sto­li­nę,

Ma­lo­wi­dło nie­co sta­re;

So­bie we­zmę ślicz­ną Kla­rę.

Już od daw­na mam na­dzie­ję,

Że jej ser­ce mnie się śmie­je.

Już by pa­ra z nas do­bra­na

Za­lud­nia­ła Pap­ki­na­mi,

Gdy­by Cze­śnik, jak­by ścia­na,

Nie stał za­wsze mię­dzy na­mi.

po chwi­li

Znak dać mu­szę, że tu je­stem;

Nie­chaj lu­bym śpiew sze­le­stem

W lu­be, dro­gie uszko wpad­nie –

Ach, jak anioł śpie­wam ład­nie!

śpie­wa przy an­giel­skiej gi­ta­rze

„Có­ruś mo­ja, dzie­cię mo­je, co u cie­bie szep­ce?

Pa­ni mat­ko do­bro­dziej­ko, ko­tek mle­ko chłep­ce;

Oj kot, pa­ni mat­ko, kot, kot,

Na­ro­bił mi w po­ko­iku ło­skot.

Có­ruś mo­ja, dzie­cię mo­je, co u cie­bie stu­ka?

Pa­ni mat­ko do­bro­dziej­ko, ko­tek mysz­ki szu­ka;

Oj kot, pa­ni mat­ko, kot, kot,

Na­ro­bił mi w po­ko­iku ło­skot.

Có­ruś mo­ja, dzie­cię mo­je, czy ma ten kot no­gi?

Pa­ni mat­ko do­bro­dziej­ko, i srebr­ne ostro­gi;

Oj kot, pa­ni mat­ko, kot, kot,

Na­ro­bił mi w po­ko­iku ło­skot.37.”
SCE­NA CZWAR­TAPap­kin, Pod­sto­li­na ze drzwi pra­wych.
POD­STO­LI­NA
Wszak mó­wi­łam – al­bo ko­ty38,

Al­bo Pap­kin nam się zja­wił.
PAP­KIN
Żar­to­bli­wej peł­na we­ny39,

Pod­sto­li­no! pół anio­ła!

Ko­lo­sal­ny wzo­rze cno­ty

Po­śród he­mis­fer­nej sce­ny40,

Stroj­ny w mi­łość, lu­bość, wdzię­ki!

Po­zwól kor­nie ugiąć czo­ła

I na śnie­gu two­jej rę­ki

Zło­żyć ustek wy­ci­śnie­nie.

ca­łu­je w rę­kę

Słu­ga, służ­ka uni­żo­ny.
POD­STO­LI­NA
Cóż spro­wa­dza w na­sze stro­ny?
PAP­KIN
Mi­łe wszyst­kim nam zda­rze­nie.
POD­STO­LI­NA
Tym zda­rze­niem?
PAP­KIN
Twe za­mę­ście.
POD­STO­LI­NA
Mo­je?
PAP­KIN
Wła­śnie mia­łem szczę­ście

Mieć u sie­bie na wie­cze­rzy

Lor­da Pem­brok41, kil­ku pa­nów,

Ca­ły tu­zin szam­be­la­nów,

Dam nie­wie­le, ale ja­kich!
POD­STO­LI­NA
Któż z kim swa­ta?…
PAP­KIN
Szmer się sze­rzy:

Za mąż idzie pięk­na Han­na.

Ten za­pew­nia, ów nie wie­rzy,

Ale każ­dy z ócz mych czy­ta.

Wtem mi­le­di42, bóg-ko­bie­ta,

Lecz w za­zdro­ści dia­blik ma­ły,

Wciąż mnie szczy­piąc pod ser­we­tą,

Na pół z pła­czem dwa­kroć py­ta:

„Skąd masz stycz­ność z Han­ny lo­sem?”

Ach, spo­koj­ną bądź w tej mie­rze –

Szep­nę w uszko wdzięcz­nym gło­sem –

Przy­ja­cie­la Han­na bie­rze.
POD­STO­LI­NA
Ależ ko­go? po­wiedz, ko­go?
PAP­KIN
Wszy­scy wy­bór chwa­lą zgod­nie…

Bo nie chwa­lić jak­że mo­gą!
POD­STO­LI­NA
na stro­nie

Ha, ro­zu­miem…
PAP­KIN
Czło­wiek grzecz­ny43
I ma­jęt­ny, i sta­tecz­ny.
POD­STO­LI­NA
na stro­nie

Od Cze­śni­ka ma zle­ce­nie

I za­cho­dzi tak z da­le­ka

Tam, gdzie go się daw­no cze­ka.

Głu­pi mę­drek.
PAP­KIN
na stro­nie

Tam do li­cha!

Ona zer­ka, ona wzdy­cha –

Czy nie my­li się w oso­bie?

Mo­że we mnie… dał­żem so­bie!

A to pla­ga, bo­ska ka­ra:

Do mnie mło­da, do mnie sta­ra.

Jesz­cze zer­ka… czy sza­lo­na!

Tu żar­to­wać nie ma cze­go –

Zjadł­bym śle­dzia44 z rąk pa­tro­na45,

A mnie po co, na co te­go!

To już dłu­żej trwać nie mo­że.

do Pod­sto­li­ny
Po­zwól pa­ni: Cze­śni­ko­wi

Gra­tu­la­cję nie­chaj zło­żę.
POD­STO­LI­NA
Więc to je­go mam być żo­ną?
PAP­KIN
Ja­kież czy­nisz za­py­ta­nie?

Baj­kęż by to roz­gło­szo­no?
POD­STO­LI­NA
Baj­kę do­tąd…
PAP­KIN
Lecz się sta­nie

Wkrót­ce praw­dą – czy się my­lę?
POD­STO­LI­NA
Cie­ka­wo­ści skąd­że ty­le?
PAP­KIN
Gdy­by Cze­śnik roz­ognio­ny,

Wskroś prze­ję­ty twy­mi wdzię­ki,

Drgnął mi­ło­ścią i rzu­co­ny

Do nóg two­ich, bła­gał rę­ki?
POD­STO­LI­NA
Cie­szył­by się z od­po­wie­dzi.

od­cho­dzi w drzwi pra­we
PAP­KIN
sam

A że w każ­dej dia­blik sie­dzi,

Co pu­sto­ty roz­po­czy­na,

Je­no wspo­mnisz za­po­wie­dzi!

Bo kto mą­dry, niech mi po­wié:

Po ka­du­ka46 Pod­sto­li­na

Da­je rę­kę Cze­śni­ko­wi?
SCE­NA PIĄ­TAPap­kin, Cze­śnik wy­cho­dzi ze drzwi le­wych już ubra­ny.
CZE­ŚNIK
Cóż u czar­ta! ty spo­koj­ny,

Kie­dy Re­jent mnie na­pa­da

I otwar­tej żą­da woj­ny?

Lecz god­ne­go ma są­sia­da!

Da­lej żwa­wo! – niech, kto ży­je,

Bie­gnie, pę­dzi, zga­nia, bi­je!
PAP­KIN
Cóż się sta­ło?
CZE­ŚNIK
Mur na­pra­wia!

Mur gra­nicz­ny, trzech mu­ra­rzy!

On roz­ka­zał! on się wa­ży!

Mur gra­nicz­ny! – Trzech na mu­rze!

Trzech wy­bi­ję, a mur zbu­rzę!

Zbu­rzę, znisz­czę, aż do zie­mi. –
PAP­KIN
zmie­sza­ny, nie­chcą­cy po­wta­rza

Zbu­rzę, znisz­czę…
CZE­ŚNIK
Da­jesz sło­wo?

Zbierz więc lu­dzi – ru­szaj z nie­mi!

I je­że­li nie na­mo­wą,

To prze­mo­cą spędź z ro­bo­ty –

Ty się trzę­siesz?
PAP­KIN
To z ocho­ty.

Ale cze­kaj – słu­chaj wprzo­dy

Mo­jej szczyt­nej, pięk­nej ody.
CZE­ŚNIK
Co?
PAP­KIN
Tak, ody do po­ko­ju –

A je­że­li żą­dza bo­ju

Nie umilk­nie na głos Mu­zy…
CZE­ŚNIK
gro­żąc

Zo­stań. – Ale!…

od­cho­dzi
PAP­KIN
idzie za nim ze spusz­czo­ną gło­wą

Pew­ne gu­zy!
SCE­NA SZÓ­STA
Od­mia­na sce­ny. Ogród, ka­wał mu­ru ca­łe­go, od le­wej stro­ny ku środ­ko­wi pro­sty, od środ­ka w głąb sce­ny za­ła­ma­ny i w po­ło­wie zbu­rzo­ny, przy tej czę­ści mu­la­rze pra­cu­ją. Po le­wej stro­nie zu­peł­nie w głę­bi za czę­ścią ca­łe­go mu­ru basz­ta al­bo róg miesz­ka­nia Re­jen­ta, z oknem. Nie­co na przo­dzie po pra­wej stro­nie po­dob­ny róg miesz­ka­nia Cze­śni­ka. Al­ta­na po le­wej stro­nie na przo­dzie. Kla­ra prze­cho­dzi sce­nę. Wa­cław, wszedł­szy wy­ło­mem, skra­da się wzdłuż mu­ru i po­ka­zu­je się po­wtór­nie w al­ta­nie przy Kla­rze.
Kla­ra, Wa­cławWA­CŁAW
Bli­skie na­sze po­miesz­ka­nia,

Bliż­sze ser­ca – ach, a prze­cie

Tak da­le­ko na tym świe­cie.
KLA­RA
Ja­kież no­we dziś żą­da­nia

Chmu­rzą ja­sność twe­go czo­ła?

Nig­dyż gra­nic, nig­dyż mia­ry –

Nic­że wstrzy­mać cię nie zdo­ła,

Na­wet mi­łość two­jej Kla­ry?
WA­CŁAW
Wi­dzieć cie­bie jed­ną chwi­lę,

Po­tem spę­dzić go­dzin ty­le

Bez twych oczu, twe­go gło­su –

I mam chwa­lić hoj­ność lo­su?
KLA­RA
Wspo­mnij, wspo­mnij, mój ko­chan­ku,

Ja­kie by­ły twe wy­ra­zy,

Gdy za­le­d­wie pa­rę ra­zy

Ze­szli­śmy się na kruż­gan­ku47.

„Po­zwól, dro­ga, ko­chać sie­bie,

O nic wię­cej łzy nie pro­szą;

Z mą mi­ło­ścią sta­nę w nie­bie

Bo­giem, bę­dę żył roz­ko­szą!”
WA­CŁAW
Co mó­wi­łem, nie wie­dzia­łem.
KLA­RA
Ko­chaj – rze­kłam – ja nie bro­nię;

Ale wkrót­ce, gdyś z za­pa­łem

Ci­snął w swo­ich mo­je dło­nie:

„Ko­chasz ty mnie, dro­ga Kla­ro?” –