Znaj swoją wartość. O pieniądzach, kobietach i uczciwym wynagradzaniu
- Wydawca:
- Studio Emka
- Kategoria:
- Biznes, rozwój, prawo
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-63773-75-5
- Rok wydania:
- 2012
- Słowa kluczowe:
- autoironicznie
- bazując
- dociec
- dziennikarka
- kobietach
- niebywałą
- nieco
- pieniądzach
- pisze
- przez
- swoją
- uczciwym
- wartość
- wreszcie
- wynagradzaniu
- zarządzaniem
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Znaj swoją wartość. O pieniądzach, kobietach i uczciwym wynagradzaniu”
Mika Brzezinski, znakomita dziennikarka, gwiazda telewizji NBC, córka prof. Zbigniewa Brzezinskiego odziedziczyła po ojcu inteligencję, niebywałą trafność ocen i styl. Dlatego w ostatnio wydanej książce "Znaj swoją wartość" pisze lekko, z polotem, nieco autoironicznie, bazując na własnych doświadczeniach o roli i miejscu kobiet w życiu zawodowym. Próbuje dociec, dlaczego kobiety w pracy czują się (i często są) niedowartościowane, zdecydowanie gorzej wynagradzane, pomijane przy awansach. Jak niwelować różnice między kobietą a mężczyzną (funkcje, stanowiska, płace), aby wreszcie dostrzec fakt, że współczesna kobieta musi godzić karierę zawodową z zarządzaniem gospodarstwem domowym. Autorka dochodzi do ciekawych wniosków i formuje szereg cennych rad kierowanych do żeńskiej części świata pracy wspierana przez znane, zajmujące wysokie szczeble w amerykańskiej hierarchii społecznej amerykanki, takie z pierwszych stron gazet.
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Mika Brzezinski
Tytuł oryginału: Knowing Your Value
Przekład: Dariusz Bakalarz
Projekt okładki polskiej wersji: Łukasz Pawlak
Redaktor: Hanna Jaworowska-Błońska
Redaktor techniczny: Paweł Żuk
Copyright © 2011 Mika Brzeziński
First published in the United States by Weinstein Books, a member of the Perseus Books Group
Copyright © for the Polish edition by Studio EMKA, Warszawa 2012
Wszelkich informacji udziela:
Wydawnictwo Studio EMKA
ul. Królowej Aldony 6, 03-928 Warszawa
tel./fax 22 628 08 38, 616 00 67
wydawnictwo@studioemka.com.pl
www.studioemka.com.pl
ISBN 978-83-62304-49-3
Wszelkie prawa, włącznie z prawem do reprodukcji tekstów i ilustracji w całości lub w części, w jakiejkolwiek formie – zastrzeżone.
Skład wersji elektronicznej:
Virtualo Sp. z o.o.
Moim córkom,
Emilie i Carlie:
Obyście zawsze znały swoją wartość.
Z całego serca,
wasza szalona Mama.
WSTĘP DO WYDANIA POLSKIEGO
Poczucie własnej wartości to klucz do wszelkiego rozwoju – osobistego i zawodowego, do utrzymania zdrowia i osiągnięcia zadowolenia z życia.
Knowing Your Value Miki Brzezinski przeczytałam jesienią 2011 roku. Przyjaciółka właśnie wróciła ze Stanów Zjednoczonych i sprezentowała mi świeżo wydaną tam książkę o kobiecym poczuciu własnej wartości oraz postrzeganiu świata kobiet i mężczyzn w zakresie możliwości awansu i rozwoju profesjonalnego. Temat był fascynujący. Opowiadałam o książce w różnych miejscach, wykorzystywałam zaczerpnięte pomysły we własnym życiu i w ramach coachingu. Po kilku miesiącach zdecydowaliśmy, że Deloitte zostanie sponsorem jej polskiego wydania – Znaj swoją wartość.
Dlaczego poczucie własnej wartości jest tak istotne? Dr Ewa Woydyłło, wybitny psycholog i psychoterapeuta, na spotkaniu założonego przez Deloitte klubu dla kobiet biznesu SheXO stwierdziła, że budowanie poczucia własnej wartości jest najbardziej efektywnym narzędziem pracy nad sobą i osiągania celów, a także podstawą do zbudowania wszelkich innych cech oraz kompetencji potrzebnych do szczęścia i rozwoju.
Czy poczucie własnej wartości ma wymiar kobiecy? W książce Miki Brzezinski zdecydowanie tak.
Znaj swoją wartość przedstawia drogę autorki w budowaniu poczucia własnej wartości w oparciu o doświadczenia Miki, a także innych amerykańskich kobiet ze świata biznesu i polityki. Uświadamia kobietom, jak zadbać o siebie i wziąć odpowiedzialność za własne życie.
Dr Christiane Northrup w książce Ciało kobiety, mądrość kobiety zwraca uwagę, że żyjemy w kulturze, która każe kobietom stawiać potrzeby innych ponad własnymi potrzebami. W dzieciństwie większość z nas uczono, że swoje prawdziwe uczucia należy skrywać pod maską „bycia miłą”. Mika Brzezinski pokazuje, jak można to zmienić, jak przestać być miłą dziewczynką i zadbać o własne zarobki, a w konsekwencji, w jaki sposób odważyć się sięgać po cele, które chcemy uzyskać.
Znaj swoją wartość uczy brania za siebie odpowiedzialności! Tak jak w przypadku każdej wartościowej książki (czyli takiej, która doprowadza do naszej transformacji) warto wejść między rady, jakich udziela Mika Brzezinski i iść dalej własną drogą do spotkania samej siebie. Napełnia nas także wiarą, że biorąc odpowiedzialność we własne ręce możemy osiągnąć nasze cele i marzenia. Jest to książka inspirująca do zajęcia postawy opartej o nasze wewnętrzne centrum dowodzenia, do poznania siebie i swojej wartości, niezależnie od opinii zewnętrznego otoczenia. Otrzymaliśmy świetny przykład o samostanowieniu.
Iwona Georgijew
partner Deloitte, coach, kieruje klubem dla kobiet biznesu
SheXO i wewnętrznym programem Diversity
PODZIĘKOWANIA
Po pierwsze z całego serca dziękuję wszystkim kobietom (i mężczyznom), z którymi miałam zaszczyt przeprowadzić wywiady, za to, że poświęcili mi swój cenny czas i podzielili się ze mną swoimi spostrzeżeniami.
Dziękuję Janet Klein za pomoc przy powstawaniu książki, za wkład w jej koncepcję i treść. Jako kobiety pragnące poznać swoją wartość, musiałyśmy ją napisać.
Poskładanie w całość zebranych materiałów było pouczającym doświadczeniem dla wszystkich biorących udział w tym przedsięwzięciu. W szczególności dziękuję Amandzie Murray, Danie Haller i Lauren Skowronski za redaktorskie wsparcie w doprowadzeniu projektu do mety. Jesteście wspaniałymi kobietami, ale świat pozna waszą wartość dopiero wówczas, gdy mu o tym powiecie. Nie zwlekajcie z tym.
Mel Berger i Judy Hottensen praca sprawiała wielką radość. Dziękuję, że znów byłyście ze mną.
A najbardziej dziękuję mojemu mężowi, który wspierał mnie każdego dnia. To mało powiedziane – Jim, masz anielską cierpliwość, a nasze córki to prawdziwe szczęściary, że mają takiego ojca i mentora.
I jeszcze dwa najważniejsze powody napisania tej książki: moje córki. Dziękuję im, że każdego dnia motywowały mnie, abym zwróciła się do kobiet z jej przesłaniem. Emilie i Carlie, chciałabym, żeby nie było w waszym życiu rzeczy niemożliwych do osiągnięcia. Wiem, ile jesteście warte. Mama to wie.
WSTĘPSukces i porażka, wszystko naraz
LUTY 2008
Siedziałam z Joem Scarboroughem w przeszklonej kawiarni na dole Rockefeller Center. Na dworze gromada łyżwiarzy zmagała się na lodowisku z zimowym wiatrem. Joe, ja i reszta ekipy Morning Joe właśnie wróciliśmy z ciężkiej trzytygodniowej podróży, podczas której relacjonowaliśmy historyczne prawybory prezydenckie 2008 roku. Był to bardzo ekscytujący okres przygotowywania publicystycznych talkshow.
Po kilku miesiącach wytężonej pracy Morning Joe stawało się miejscem, w którym można było wysłuchać kandydatów. Wokół programu robiło się coraz więcej szumu, rosła oglądalność, wiele się o nas mówiło. Powinniśmy tryskać radością. Ale Joe nic nie mówił, siedział na przeciwko mnie i słuchał moich wyjaśnień dotyczących rezygnacji.
To była bolesna decyzja. Jednak po prawie 20 latach pracy w programach informacyjnych i po wielokrotnych zmianach miejsca pracy byłam wykończona. Byłam też rozczarowana – i nie dlatego, że nie lubiłam swojej pracy. Właściwie ją kochałam. Żaden inny program nie rozniecał we mnie tyle energii i zapału. Jednak w ten smutny zimowy poranek tłumaczyłam Joemu, że nie mogę dłużej pracować dla telewizji, która mnie nie docenia. Trwało to wprawdzie 40 lat, ale w końcu zdałam sobie sprawę, że wszystko trzeba robić albo dobrze, albo wcale.
Chociaż miałam doświadczenie zawodowe, pracowałam po 15 godzin dziennie i przyczyniłam się do sukcesu nowego programu, telewizja MSNBC nie chciała płacić mi tyle, ile byłam warta. Chodziło nie tylko o to, że zarabiałam mniej niż koledzy, ale naprawdę z trudem wiązałam koniec z końcem. Po zliczeniu kosztów opieki nad dziećmi, strojów potrzebnych do występów na antenie, makijażu, podróży i różnych innych wydatków, które muszą ponosić kobiety w tej branży, sumy wydawane w związku z pracą przewyższały zarobki. Brakowało mi na opłacenie rachunków, a co gorsze w lustrze nie mogłam spojrzeć sobie w oczy, gdy pomyślałam, jaki przykład daję swoim nastoletnim – 12 i 14 lat – córkom. Wszyscy mężczyźni, moi koledzy w pracy, zarabiali znacznie więcej ode mnie. Nasze pensje trudno nawet porównać.
Powiedzmy sobie jasno: Joe niewątpliwie bardziej niż ktokolwiek inny przyczynił się do sukcesu programu i należało mu się większe wynagrodzenie. Ale czy naprawdę aż 14 razy większe od mojego?
To prawda, Joe i ja rozpoczynaliśmy pracę nad Morning Joe zupełnie z innych pozycji. Joe stworzył ten program i dzięki jego determinacji ukazał się na antenie. Prowadził w tej telewizji własny talk-show w czasie najwyższej oglądalności i zarabiał sumy porównywalne z innymi osobami prowadzącymi podobne programy. Ale MSNBC przechodziła poważną restrukturyzację finansową i żeby przetrwać ciężkie czasy, musiała decydować się na bolesne cięcia personalne.
Gdy Joe zatrudniał mnie jako współprowadzącą, wykonywałam dla MSNBC niezbyt ważną pracę w niepełnym wymiarze godzin, a podjęłam ją tylko dlatego, żeby pozostać w branży po tym, jak rok wcześniej straciłam stanowisko prowadzącej w CBS Evening News. Na sukces Morning Joe pracowałam ciężko, moja kariera zawodowa znów toczyła się w dobrym kierunku, więc dlaczego chciałam ją narażać? Ponieważ nie byłam wynagradzana stosownie do swojej wartości. I dlatego, że ostatecznie mogłam winić za to tylko siebie.
Siedziałam więc przy śniadaniu naprzeciw Joego i wyjaśniałam, że osiągnęłam punkt krytyczny. Chciałam powiedzieć mu o tym osobiście i podziękować za pomoc przy powrocie do kariery zawodowej. Ale nierówności płacowe mnie zabijały i uważałam, że w efekcie zaszkodzi to programowi. Byłam gotowa do odejścia.
Joe nie czekał końca moich wyjaśnień, powiedział: „Nie możesz odejść”.
Zdawał sobie sprawę, że otrzymuję mniej niż jestem warta i cały czas wykłócał się o moje zarobki, lecz póki co jego wysiłki okazywały się daremne. Teraz poprosił o kilka dodatkowych dni. Jak zwykle miał pewien plan.
Jako były kongresmen zdawał sobie sprawę, że stworzyliśmy w telewizji program, jakiego nigdy jeszcze nie było. Że pomiędzy nim, mną i Williem Geistem panuje widoczna na ekranie dobra chemia. Że nasze prowadzone na żywo debaty odbijają się szerokim echem i przyciągają uwagę polityków, decydentów i mediów. Wiedział też lepiej niż ktokolwiek inny, że przyczyniłam się do tego sukcesu. Wszystkim dokoła rozpowiadał, że jeśli jego nowy program odniesie sukces, to tylko dzięki współprowadzącej. Wkurzał się na szefostwo NBC tak samo jak ja. Ale najgorsze w tym wszystkim było moje przekonanie, że to ja ponosiłam winę za ten stan rzeczy. Pozwoliłam, żeby doszło do takiej sytuacji. Systematycznie prosiłam o podwyżkę i systematycznie spotykałam się z odmową. Rzecz w tym, że – jak większość kobiet – nie doceniałam swojej wartości, a nawet gdybym doceniała, to i tak nie potrafiłabym tego wykorzystać.
Z perspektywy czasu widziałam, że zawsze przy stole negocjacyjnym najgorszym moim wrogiem byłam ja sama. Dobierane słowa i strategie w gruncie rzeczy sabotowały mój cel. Za moje trudne położenie nie odpowiadał żaden menedżer ani dyrektor telewizji. Za każdym razem za brak skuteczniej komunikacji ja ponosiłam winę.
Spotkanie z Joem stanowiło kulminację problemów narastających od wielu lat. Przechodziłam z pracy do pracy i godziłam się na mało atrakcyjne wynagrodzenie, bo czułam się szczęśliwa, że w ogóle mnie przyjęto. Wmawiałam sobie, że jeśli będę ciężko pracować, brać dodatkowe zlecenia i dostarczać wielu materiałów, to w końcu sprawdzę się i szefowie dadzą mi podwyżkę oraz awans. Często zapracowując się w nadziei na wyższe wynagrodzenie odkrywałam, że moi koledzy zarabiają więcej ode mnie. Nie winiłam ich za to, miałam pretensje do siebie, że nie zdobywam dostatecznego uznania (i podwyżki) u szefów. Potem zaczynałam się czuć niedoceniana, rozpoczynałam rozmowy z innymi stacjami telewizyjnymi, przenosiłam się do nowej pracy i powtarzał się ten sam schemat. Moje postępowanie najwyraźniej prowadziło donikąd.
Dlaczego cały czas byłam niedoceniana i niedostatecznie wynagradzana? Dlatego, że jestem kobietą? Nie. Są kobiety w tej branży, które otrzymują sowite wynagrodzenia. Tak samo jak w moim przypadku, ich umiejętności są towarem na sprzedaż. Ale znają swoją wartość i potrafią stosownie do niej zarabiać. W czym więc ich postępowanie różniło się od mojego?
Przez wiele miesięcy obserwowałam, jak Joe z łatwością otrzymuje od dyrekcji to, czego chce. Ja też umiałam podejmować dla programu wielkie wysiłki i robić wielkie rzeczy, jednak gdy przychodziło walczyć o swoje, ogarniał mnie paraliż. Zaczęłam zadawać sobie pytanie, czy nie jestem największą idiotką na powierzchni ziemi. Grałam rolę silnej kobiety sukcesu, która zajmuje się sprawami politycznymi i potrafi trzymać facetów w ryzach. Mimo to zarabiałam tyle samo, co 15 czy 20 lat temu. Wynagrodzenie zupełnie nie pasowało do mojego wieku i zawodowego doświadczenia.
Zastanawiałam się, co powstrzymuje mnie i inne kobiety. W gazetach stale czytałam artykuły o osiągnięciach kobiet. Przekraczały wszelkie granice. Hillary Clinton ubiegała się nawet o urząd prezydenta. Mimo to nie zarabiały tyle, co mężczyźni – zawsze mniej.
„Czy to prawdopodobne? – rozważałam. – Czyżbym nie była sama? Czy możliwe, że inne kobiety sukcesu też mają takie problemy? A może jednak dotyczy to tylko mnie?”. Zaczęłam rozmawiać na ten temat z tymi wspaniałymi kobietami, a one mówiły mi: „Nie, nie, nie tylko ty jesteś w takiej sytuacji”. Jedna z nich nawet przyszła do mnie po radę, gdy zmieniała pracę, i wtedy uświadomiłam sobie, że postępuje zupełnie tak samo jak ja. Sama siebie sabotuje. Sama sobie szkodzi. Sama siebie nie docenia.
Około rok temu, w pewien piękny, wiosenny dzień byłam w Białym Domu i weszłam do gabinetu doradczyni prezydenta, Valerie Jarrett, żeby się przywitać. Rozmawiałyśmy o utrzymywaniu równowagi pomiędzy życiem zawodowym a osobistym. Z zapałem dyskutowałyśmy o możliwościach i wyzwaniach stojących przed kobietami. Dla Valerie wyzwaniem było samodzielne wychowanie córki, poruszanie się w najwyższych kręgach biznesu i polityki oraz pomaganie pierwszemu Afroamerykaninowi na stanowisku prezydenta. Dla mnie utrzymanie małżeństwa i wychowywanie córek na wspaniałe osoby, przy jednoczesnych podróżach po kraju i opisywaniu prezydentury Obamy.
Mówiłyśmy o kosztach dokonywanych wyborów. O poświęceniu i determinacji, które są potrzebne, aby sprostać przyjmowanym wyzwaniom. Skończyłam właśnie spisywanie wspomnień i napomknęłam, że mam pomysł na nową książkę, ale obawiam się, że na jej napisanie zabraknie mi sił. Mało czasu spędzałam z rodziną. Wahałam się, czy zdecydować się na realizację tego projektu, bo z żadnego ze swoich zadań nie mogłabym wywiązać się dostatecznie dobrze.
Valerie zapytała o pomysł książki, wiec przedstawiłam jej swoje teorie na temat kobiet i ich niedowartościowania. Od razu zauważyłam, że trafiłam w sedno. „Napisz tę książkę – powiedziała. – To ważne sprawy, trzeba o nich mówić. A ta książka już w tobie siedzi. Koniecznie musisz ją napisać”. Później opowiedziała mi o działającej przy Białym Domu Radzie ds. Kobiet i Dziewcząt (White House Council on Women and Girls), o Ogólnokrajowym Dniu Równych Płac (National Equal Pay Day), o napisanej przez Lilly Ledbetter Ustawie o uczciwym wynagrodzeniu (Paycheck Fairness Act) i o swoich badaniach dotyczących tej tematyki. Wspomniała, że na każdym szczeblu administracyjnym działają osoby zajmujące się sprawami kobiet, także ich dostępu do kapitału i różnic w wynagrodzeniach. Nie tylko namawiała mnie do napisania książki, ale również zaproponowała: „Pomogę ci. Co mogę zrobić? Zaszłyśmy daleko. Kobiety rządzą światem. Ale nie są wynagradzane stosownie do wartości”.
Valerie zainspirowała mnie i podziałała na mój projekt jak katalizator. Przypadkowa wizyta okazała się punktem zwrotnym i wychodząc z jej gabinetu już wiedziałam, że napiszę tę książkę. Zdałam sobie sprawę, że skoro zdołałam przemówić do Valerie, to potrafię przemówić także do innych.
Szczęśliwym trafem Morning Joe to program, do którego przychodzą ważne osoby zabierające głos w najistotniejszych sprawach ogólnonarodowych. Nie musiałam więc daleko szukać, by znaleźć kobiety, które zgodzą się na wywiad dotyczący doceniania siebie samej. Rozmawiałam z kobietami wpływowymi w rządzie – Brooksley Born, Sheilą Bair i Elizabeth Warren; specjalistką ds. finansów osobistych, Suze Orman; znającymi się na mediach – Arianną Huffington i Tiną Brown; redaktorkami naczelnymi – Lesley Jane Seymour z „More” i Kate White z „Cosmopolitan”. Na rozmowę zgodziły się: Nora Ephron, Joy Behar i Susie Essman. Zrobiłam wywiady z najważniejszymi badaczkami kwestii płci i negocjacji, na przykład z Hannah Riley Bowles z Harvardu. Dla równowagi, aby poznać męską perspektywę, porozmawiałam z Donaldem Trumpem, Jackiem Welchem i Donnym Deutschem. Niektóre z rozmów zostały przedstawione na antenie, inne moim zdaniem powinny znaleźć się na ekranie, na przykład z Sheryl Sandberg, dyrektorką wykonawczą Facebooka, a także Carol Bartz, dyrektorką generalną Yahoo.
Rozmawiałam z kobietami, które zarządzały przedsiębiorstwami wartymi miliardy dolarów, kierowały rządami i prowadziły badania gospodarki. Wszystkie na co dzień spotykają się z wyzwaniami o wymiarze ogólnonarodowym, ale ze zdumieniem stwierdziłam, że mają podobne doświadczenia w miejscu pracy. Wydawało mi się, że takie kobiety sukcesu mądrzej podchodzą do swoich karier i pieniędzy. Niemożliwe, żebyśmy wszystkie popełniały te same błędy. Jednak gdy opowiadałam o swoich problemach kobietom z różnych dziedzin życia, wiele z nich odwdzięczało się opowieściami o ich kłopotach z uzyskaniem podwyżki, awansu, a nawet z przedstawieniem pomysłów na sali konferencyjnej. Dlaczego to, co dla wielu mężczyzn jest zupełnie proste, kobietom sprawia tak wiele trudności? Dlaczego, często już od początku, same sobie szkodzimy?
Z doświadczeń moich i licznych kobiet sukcesu, z którymi rozmawiałam podczas pisania tej książki, można wiele się nauczyć.
W jaki sposób udawało im się osiągać wynagrodzenie stosowne do swojej wartości? Co robiły źle, a co właściwie? Udzielały zaskakująco szczerych i wiele tłumaczących odpowiedzi. Ewidentnie żadna z nich nie grała według takich samych reguł co mężczyźni. Otrzymałam ważne lekcje na temat tego, jak stawiać na swoim, rozmawiać ze zwierzchnikami, negocjować z pozycji siły, a nie strachu, korzystać ze swojego sukcesu i – co chyba najważniejsze – jak uzyskać wynagrodzenie, na które zasługuję.
Lekcje te dotyczyły pieniędzy. Ale można zastosować je do każdego innego aspektu życia. W tej książce pieniądze są tylko metaforą – chodzi o bycie docenianą w pracy i nie tylko. Każda z zaprezentowanych lekcji może odnosić się do relacji z ludźmi, wychowania dzieci, małżeństwa, pozycji w zawodzie czy w branży, zmiany pracy… wszystkiego. Bo jeśli nie żądasz tyle, ile jesteś warta, i jeśli nie potrafisz tego jasno zakomunikować, nie będziesz traktowana sprawiedliwie i w końcu dojdzie do zerwania relacji. I jeśli nie prosisz o to, na co zasługujesz, nawet nie poznasz dobrze siebie samej i nie dowiesz się, na co cię stać. Poniechanie nauki metod osiągania tego to szkodzenie samemu sobie. Trzeba wiedzieć, jak korzystać ze słów, rozumu, głosu, stylu, podejścia, finezji i wszystkiego, czym dysponujesz, aby dostać to, na co zasługujesz.
Należy mówić o swoich potrzebach i pragnieniach. Bo jeśli masz związać się z jakąś pracą, to musisz dzięki niej te potrzeby i pragnienia zaspokajać. W przeciwnym razie tylko dajesz, dajesz i dajesz, i kończysz z niczym. Zupełnie z niczym.
W końcu MSNBC sypnęła mi pieniędzmi. Otrzymałam znaczną podwyżkę, ale doszło do tego w zupełnie inny sposób, niż się spodziewałam. Było to podejście dość niekonwencjonalne i nie polecam go. Więcej opowiem o tym w dalszej części książki.
Trzeba przyznać, że MSNBC nie tylko zachowała się dobrze, ale też dobrze na tym wyszła. Po podpisaniu umowy na tę książkę poszłam do naszego szefa Phila Griffina, jednego z jej bohaterów i człowieka, który blokował moją podwyżkę aż do chwili, gdy potrafiłam skutecznie przedstawić swoją wartość. Powiedziałam: „Słuchaj, mam umowę na książkę. Zamierzam opisać w niej popełnione przeze mnie błędy. Także błędy w relacjach z tobą”. Dłuższą chwilę się zastanawiał, a w końcu stwierdził: „Oczywiście”.
Potem podniósł poprzeczkę wyżej i zaproponował pójście o krok dalej – zaczęliśmy rozmawiać o tym, jak moglibyśmy przedstawić tę problematykę w programie, a w rezultacie MSNBC przeprowadziła internetową ankietę, której wyniki zostały wykorzystane w książce (szczegóły na stronie redakcyjnej). Natychmiast po przeczytaniu pierwszej wersji Phil stał się wielkim fanem książki. Wiedział, że opisane sprawy zyskają rozgłos i… będą się sprzedawać. W końcu kwesta równości płac i uświadamiania sobie własnej wartości dotyczą wszystkich kobiet. A w dzisiejszych czasach, gdy coraz więcej mężczyzn traci pracę i ciężar utrzymania rodziny spada na kobiety, sprawa równości płac jest bardziej aktualna niż kiedykolwiek i dotyczy naprawdę wszystkich.
Kobiety zarabiają mniej od mężczyzn z wielu powodów. Niektóre są bardzo skomplikowane, a czasami nawet niezrozumiałe. Mam jednak nadzieję, że przedstawiając te pouczające opowieści i historie osobistych zwycięstw, wyniki badań oraz życiowe przykłady, pomogę kobietom iść własną drogą. Nie twierdzę, że uda się zlikwidować nierówność wynagrodzeń. Ale możemy wiele zrobić dla siebie i pokazać strategie, które przysłużą się następnym pokoleniom. Tego, czego nauczyłam się od kobiet, z którymi prowadziłam wywiady, nikt mi nie odbierze. Chcę tą wiedzą podzielić się z córkami, a za pośrednictwem tej książki, także z każdą jej czytelniczką.
ROZDZIAŁ 1.MOJA HISTORIAJak to się zaczęło
POWRÓT DO KARIERY,NIE DO POCZUCIA WARTOŚCI
Idąc w 2007 roku do pracy w MSNBC, zaczynałam wszystko od nowa.
Mijał już rok, odkąd straciłam stanowisko prowadzącej wiadomości CBS w weekendy i współtwórczyni programu 60 Minutes. Po skandalu, który wstrząsnął dyrekcją, wywołanym materiałem o George’u Bushu w 60 Minutes, odchodziłam bez żadnych perspektyw i z nikłym zabezpieczeniem finansowym.
Przez cały czas szukałam zatrudnienia za pośrednictwem agenta, który organizował dla mnie spotkania kwalifikacyjne z dyrekcjami różnych telewizji i sieci kablowych. Co miesiąc moje szanse spadały. Początkowo agent umawiał mnie z prezesami. Później z wiceprezesami, a w końcu z przedstawicielami działów kadrowych. Po pewnym czasie już prawie z nikim się nie spotykałam. Miałam namieszane w życiu zawodowym i dobiegałam czterdziestki – krótko mówiąc byłam za stara. Wydawało się, że najlepsze dni mam za sobą i nie uchodziłam za zbyt dobrą inwestycję.
Po miesiącach bezowocnych poszukiwań doszłam do wniosku, że najlepszym wyjściem będzie zacząć wszystko od zera. Na początku kariery pracowałam krótko w NBC i miło wspominałam ten czas. Dobrze wykonywałam swe obowiązki i miałam tam dużo znajomych. Zadzwoniłam więc do MSNBC i błagałam o pracę. I nie taką, w której mogłabym wykorzystać swoje doświadczenie, czy która by mi się podobała, lecz taką, jaką akurat mieli. W końcu prezes NBC News powiedział mi, z pewnymi oporami, że zwalnia się stanowisko lektora wiadomości, to znaczy kogoś, kto w MSNBC trzy razy wieczorem czyta półminutowe aktualizacje wiadomości, zwane wydarzeniami w skrócie. Było to słabo płatne zajęcie dorywcze, ale chwyciłam je niczym ostatnią deskę ratującą moje rozpadające się życie zawodowe.
Z punktu widzenia mojego CV, po stanowisku ważnego korespondenta w CBS, ta praca stanowiła krok wstecz. Był to nawet krok do tyłu w stosunku do mojej poprzedniej pracy w MSNBC. W 40 urodziny przygotowałam wydarzenia w skrócie, ale byłam zadowolona. Pracowałam, co napawało mnie dumną. Córki wiedziały, że mama, aby przynieść do domu wypłatę, cofa się w karierze. W tym czasie jednak tego rodzaju praca była dla mnie równie wartościowa jak lukratywny kontrakt z CBS na 60 Minutes. Wszystko miało być dobrze. I dla mnie, i córek.
Przez rok siedziałam z nimi w domu i nie przelewało nam się pod względem finansowym, więc cieszyły się, że wracam do pracy. Podobnie jak mój mąż, Jim. Przyzwyczaili się, że jestem mamą pracującą i wiedzieli, że przynosi mi to zadowolenie. Praca dodawała mi zapału, a pensja stanowiła mój wkład w utrzymanie domu. Znacznie lepiej zarabiałam pieniądze niż gotowałam obiady. Czytanie skrótowych wiadomości to dla mnie łatwizna, a praca dorywcza jest lepsza niż brak pracy. Musiałam realistycznie spojrzeć na swoją ówczesną wartość rynkową.
Wprawdzie żałuję, że nie zdawałam sobie sprawy, jakie wynagrodzenie mogłam i powinnam otrzymywać w różnych ważnych okresach mojego życia zawodowego, jednak z perspektywy czasu o przyjęciu tej mało płatnej posady myślę z dumą. Znać swoją wartość to między innymi znać ją w trudnych chwilach, gdy należy podjąć kroki w celu jej odzyskania. Dla mnie największy problem polegał na rozpoznaniu, kiedy moje akcje idą w górę.
Przez pierwsze miesiące w MSNBC pracowałam cztery godziny dziennie. Pomiędzy 30-sekundowymi wejściami na antenę i czytaniem wiadomości płaciłam rachunki i słuchałam przez telefon, jak moje dziewczynki ćwiczą grę na fortepianie. Po roku bezrobocia taka praca mi się podobała. Była przewidywalna, korzystały na tym moje dzieci i wróciłam do gry. Z tym, że była nudna. Piekielnie nudna. Wiedziałam że mam talent, ale na tym stanowisku mogłam go wykorzystać tylko w niewielkim stopniu.
Wkrótce jeden z producentów programu informacyjnego przyjął mnie na zastępstwo do prowadzenia godzinnych wiadomości nadawanych w ciągu dnia. Przez kilka tygodni prowadziłam zarówno półminutowe wiadomości wieczorne, jak i godzinne wiadomości nadawane o piętnastej w weekendy. Stopniowo dostawałam od NBC i MSNBC więcej zleceń i moje dni w pracy stawały się coraz dłuższe i ciekawsze.
Nie zajmowałam tak ważnych stanowisk jak siedem lat wcześniej w MSNBC, gdy wraz z Ashleigh Banfield i Giną Gaston prowadziłam skierowany do kobiet program HomePage. Ani tak odpowiedzialnych, jak podczas relacjonowania wyborów prezydenckich w 2000 roku. Ale pracowałam w branży, którą kocham.
Po pierwszym zastępstwie w godzinnych wiadomościach koledzy, którzy wiedzieli o moim długim doświadczeniu w branży, podchodzili na korytarzu i ściskali mi dłoń ze słowami: „No rewelacja! Jesteś naprawdę dobra!”.
W tej branży poziom twoich osiągnięć mierzy się poziomem ostatniego materiału. A dla kogoś, kto występuje na żywo, poziomem ostatniej minuty na antenie.
Pewnego dnia Brian Williams nie mógł poprowadzić NBC News Special Report, a ponieważ akurat nie było kogoś innego, kto mógłby go zastąpić, powierzono to mnie. Wypadłam bezbłędnie i znów nowi koledzy byli miło zaskoczeni. Dużo osób nie pamiętało albo nie wiedziało, że w CBS News prowadziłam podobne programy dziesiątki razy. Nagle stałam się więc znów obiecującą nowicjuszką.
Odbierałam komplementy z uśmiechem. Cieszyłam się, że mogę pokazać producentom, na co mnie stać. Telewizja zrozumiała moją przydatność i byłam pewna, że wcześniej czy później dostanę odpowiednie dla siebie zajęcie. Nastąpiło to trzy miesiące potem.
W maju 2007 roku z anteny został zdjęty Don Imus, za wygłoszenie w porannym programie, który prowadził, obraźliwych uwag pod adresem koszykarek Rutgers. I nagle w ramówce MSNBC powstała trzygodzinna luka. Pamiętam, że pomyślałam wówczas: „Ale paskudny obrót spraw, mam nadzieję, że nie mnie zatrudnią do wypełnienia tego czasu czytaniem wiadomości”.
Nie zdawałam sobie sprawy, jak wiele męskich osobowości telewizyjnych ma chrapkę na ten czas antenowy. Zajęcie miejsca po Imusie to była wielka rzecz.
Kilka dni po jego wyrzuceniu natknęłam się na Joego Scarborougha, prowadzącego talk-show w godzinach największej oglądalności i byłego kongresmena z Florydy. Pracował w studio Pensacola na Florydzie, a przyjechał do Nowego Jorku na rozmowy w sprawie przejęcia miejsca po Imusie. Nie znaliśmy się wcześniej, rozpoznałam go tylko dlatego, że co wieczór po odczytaniu swoich 30-sekundowych uaktualnień, zapowiadałam program Scarborough Country i wtedy jego twarz pojawiała się na stojącym naprzeciw mnie ekranie. Mówiłam: „To już koniec wiadomości, teraz wracamy do Scarborough Country”. Samego programu nigdy nie oglądałam, bo po odłączeniu mikrofonu natychmiast biegłam, by wykorzystać parę chwil wolnego.
Joe