Strona główna » Biznes, rozwój, prawo » 50 na 50

50 na 50

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65087-55-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “50 na 50

50 na 50” to wyjątkowa książka, która pokazuje, jak ważny jest i podział obowiązków rodzicielskich, i równowaga między życiem rodzinnym a zawodowym.

Wywiady z rodzicami i pracodawcami, ankiety wśród pracujących matek, drobiazgowy przegląd badań psychologicznych i socjologicznych – wszystko to pozwoliło odkryć, że kiedy oboje rodzice pracują, to zyskują na tym wszyscy: dzieci, mężowie i żony.


Sharon Meers i Joanna Strober to zaangażowane zawodowo żony i matki. Doskonale znają problemy współczesnych rodziców, którzy próbują pogodzić pracę z życiem rodzinnym.

REKOMENDACJE:

Wiemy już, że kobiety potrafią robić to, co mężczyźni, ale nadal nie zrozumieliśmy, że mężczyźni potrafią robić to, co kobiety.

 

Gloria Steinem, dziennikarka i feministka

 

Ta książka zmieniła nasze życie. Korzystałam z niej także, pisząc „Włącz się do gry”. Podziwiam podejście Sharon i Joanny – oparte na badaniach i opiniach ekspertów: od największych autorytetów w dziedzinie rozwoju dziecka,
przez dyrektorów najlepszych szkół biznesu i doświadczonych psychologów pracujących z parami.


Sheryl Sandberg, szefowa operacyjna Facebooka


Po lekturze tej książki może rozkwitnąć zarówno Twoja kariera, jak i związek. Połączenie pracy i macierzyństwa z wykorzystaniem metody 50 na 50 da Ci więcej pieniędzy, sukcesów i szczęścia w małżeństwie. Zrób eksperyment i sprawdź, co dobrego metoda 50 na 50 przyniesie Tobie i Twojej rodzinie.


Marta Waszczuk, coach i autorka książki „Mamy, wracamy”

Polecane książki

SuperLunche to 70 dań, które przygotujesz w maksymalnie 30 minut, bez problemu zapakujesz i zabierzesz do pracy. W książce znajdziesz przepisy na każdą porę roku: • oczyszczające, lekkie ale odżywcze dania wiosenne, • orzeźwiające, delikatnie wychładzające lunche na lato, • odżywcze, rozgrzewające...
Czy ty też cierpisz na dolegliwości, których lekarze nie umieją zdiagnozować – swędzące wysypki, zaczerwienienie skóry, problemy trawienne, długotrwałe bóle głowy, wahania nastroju i energii, stałe uczucie zmęczenia? Najprawdopodobniej to skutek regularnego przyjmowania substancji, która uzależnia o...
Dyrektor szkoły musi w ciągu roku podjąć kilkadziesiąt ważnych decyzji. Ich formalnym odzwierciedleniem są akty prawa wewnątrzszkolnego czyli zarządzenia dyrektora szkoły. Chociaż zarządzenie nie jest obligatoryjną formą działalności dyrektora szkoły, jednak praktyka szkolna potwierdza, że warto...
Przygody detektywa przyszłości Owena Yeatesa to najdłuższy cykl powieściowy w polskiej literaturze science fiction; obecnie liczy dziewięć tomów. Pierwsza część cyklu ukazała się w roku 1989 pod tytułem „Podwójna śmierć”; wznawiana była jeszcze dwukrotnie, jako „Ludzi...
"Prolis Mortem" to opowieść o przetrwaniu choroby, jedynej tak bezczelnie pogmatwanej, beznadziejnej i nieuleczalnej. O miłości. Kiedy Jacqueline gubi się między uczuciem do Henry'ego a Jeana, pojawiają się rysunki Julie Anne, na których żyje Potomstwo Śmierci. Nie byłoby w nich nic specjalnego...
Dwunastu zostało pokonanych. Przerażające stulecie rządów ciemności dobiega wreszcie końca. Ci, którzy ocaleli, zaczynają budować nowe społeczeństwo. Ale w odległej martwej metropolii wciąż czai się Zero. Pierwszy. Ojciec Dwunastu. Dawniej był człowiekiem, teraz jest bestią, która płonie z nienawiśc...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Joanna Strober i Sharon Meers

Tytuł oryginału:

Getting to 50/50: How Working Parents Can Have It All

Sharon Meers, Joanna Strober

Sheryl Sandberg (wstęp)

Copyright © 2009, 2013 by Sharon Meers and Joanna Strober

Copyright for Polish translation © 2016 Grupa Wydawnicza Relacja sp. z o.o.

Copyright for Polish edition © 2016 Grupa Wydawnicza Relacja sp. z o.o.

Tłumaczenie:

Anna Rosiak

Tłumaczenie wstępu:

Grażyna Chamielec

Projekt okładki i skład:

Ewelina Malinowska

Zdjęcie na okładce:

Hulton Archive (iStockphoto.com)

Redakcja i korekta:

Kamila Wrzesińska

ISBN 978-83-65087-55-3

Grupa Wydawnicza Relacja sp. z o.o.

ul. Słowicza 27a

02-170 Warszawa

www.mamania.pl

Skład wersji elektronicznejTomasz Szymański

konwersja.virtualo.pl

Naszym mężom

PRZEDMOWALepszy, równiejszy świat.Dlaczego układ 50 na 50jest tak ważny

Gdyby 25 lat temu ktoś zapytał mnie o nierówność płci, odpowiedziałabym, że ten problem został już rozwiązany. Gdy w roku 1987 szłam do college’u, wierzyłam, że równość dla mojego pokolenia wywalczyły feministki z lat 60. i 70. Moje koleżanki ze studiów zdawały się być skupione na realizacji swoich celów zawodowych w równym stopniu co moi koledzy. Nikomu nie przychodziło do głowy, że kiedyś trzeba będzie wybierać pomiędzy pracą a rodziną. Wszyscy radośnie zakładaliśmy, że możemy mieć jedno i drugie.

Gdy weszłam na rynek pracy, zauważyłam, że o ile na niższych szczeblach zawodowej hierarchii rzeczywiście panowała równość płci, to prawie wszyscy dyrektorzy byli mężczyznami. Zakładałam jednak, że wynika to z historycznej dyskryminacji kobiet i wyrównanie sił, także na tych wyższych, kierowniczych stanowiskach, jest jedynie kwestią czasu. Byłam pewna, że to moje pokolenie do tego doprowadzi. Jednak z każdym rokiem liczba kobiet wokół mnie malała. Coraz częściej byłam jedyną kobietą w pokoju.

W amerykańskich korporacjach kobiety obsadzają co najwyżej 15 proc. najwyższych kierowniczych stanowisk i miejsc w zarządach. Te liczby nie zmieniły się od 10 lat. To samo dotyczy niemalże każdej innej dziedziny zawodowego życia. W 1981 roku w Stanach Zjednoczonych 50 proc. absolwentów college’ów to były kobiety; dziś jest ich jeszcze więcej – kobiety otrzymują 57 proc. tytułów licencjata i 60 proc. tytułów magistra. Jednak ten akademicki sukces nie przekłada się na sukces na wyższych, decyzyjnych szczeblach władzy. Ta rozbieżność ma bardzo wiele przyczyn, w tym wewnętrzne i zewnętrzne bariery, które blokują rozwój zawodowy kobiet. Jestem jednak głęboko przekonana, że na czele listy znajdują się kwestie poruszane w tej książce. Postęp w kierunku pełnej równości w miejscu pracy nie jest możliwy bez wcześniejszego równego podziału pracy w domu. Nadal jest tak, że mężczyźni mogą jednocześnie odnosić sukcesy w życiu zawodowym i mieć satysfakcjonujące życie prywatne, a wiele kobiet bezkrytycznie przyjmuje popularne przekonanie, że w ich przypadku taki sukces na obu frontach jest w najlepszym wypadku trudny, w najgorszym – po prostu niemożliwy. Biorąc pod uwagę podział pracy w większości domów, często w istocie tak jest. Według najnowszych danych, gdy w Stanach Zjednoczonych mąż i żona oboje pracują na pełen etat, kobieta poświęca 40 proc. więcej czasu na opiekę nad dzieckiem i około 30 proc. więcej czasu na prace domowe niż mężczyzna. „Kobiety mają dwie prace” – wyjaśniła kiedyś Gloria Steinem. I dodała: „Wiemy już, że kobiety potrafią robić to co mężczyźni, ale nadal nie zrozumieliśmy, że mężczyźni są w stanie robić to co kobiety”.

Na szczęście dla nas wszystkich, Sharon Meers i Joanna Strober kochają swoją pracę tak mocno jak swoje dzieci. Zamiast więc zaakceptować popularne mądrości, zdecydowały się dokładniej przyjrzeć faktom. To, co odkryły, powinno wystarczyć, by wywołać kulturową rewolucję. Badania pokazują, że kobiety nie tylko mogą z powodzeniem łączyć zarówno karierę, jak i wychowanie dzieci, ale że mogą to robić nie w poczuciu umęczenia, lecz spełnienia. Dzielenie się przez rodziców finansowymi i domowymi obowiązkami uwalnia matki od poczucia winy, sprawia, że ojcowie bardziej angażują się w wychowanie dzieci, a przede wszystkim – sprawia, że dzieci są zdrowe i szczęśliwe. Niniejsza książka przekonuje, że umożliwienie obojgu rodzicom łączenia pracy zawodowej z życiem rodzinnym może wzmocnić rodziny. Przedstawiając historie kobiet wykonujących najróżniejsze zawody – od lekarek, pielęgniarek, nauczycielek i bizneswomen, do pracownic administracji czy organizacji non-profit oraz wolnych strzelców – Meers i Strober dają nadzieję, że wszystkie kobiety mogą swobodnie wybierać swoją ścieżkę.

Gdy ta książka ukazała się po raz pierwszy, po prostu ją pochłonęłam, co jakiś czas zatrzymując się, by przeczytać mojemu mężowi na głos kolejny fragment. Mamy dwoje dzieci i staramy się dzielić obowiązkami domowymi po połowie. Mimo że Dave i ja mamy to szczęście, że możemy sobie pozwolić na doskonałą opiekę nad dziećmi, nadal musimy podejmować trudne decyzje dotyczące tego, na ile nasze obowiązki zawodowe wymagają od nas spędzania czasu z dala od rodziny i kto przejmuje obowiązki domowe, gdy drugie akurat nie może się nimi zająć. Rzadko zdarza się, byśmy w każdym momencie dzielili się pracą dokładnie po połowie – wahadło obowiązków wychyla się czasem bardziej w jego, czasem bardziej w moją stronę. Idealną równość trudno zdefiniować i utrzymać, pozostaje to jednak naszym celem. Ta książka zmieniła nasze życie. Korzystałam z niej także, pisząc „Włącz się do gry. Kobiety, praca i chęć przywództwa”. Podziwiam podejście Sharon i Joanny – oparte na badaniach i opiniach ekspertów: od największych autorytetów w dziedzinie rozwoju dziecka przez dyrektorów najlepszych szkół biznesu i doświadczonych psychologów pracujących z parami. Aby dowieść swych racji i potrząsnąć status quo, musiały zgromadzić ogromną liczbę faktów i wykonały swoją pracę skrupulatnie i wiarygodnie.

Przed nami nadal długa droga do równości. Sondaż przeprowadzony w 2009 roku wykazał, że tylko 9 proc. ludzi żyjących w związkach, w których oboje partnerzy pracują, dzieli się po równo obowiązkami domowymi, opieką nad dziećmi i zapewnieniem utrzymania. Mężczyźni, którzy przejmują połowę obowiązków domowych i tych związanych z opieką nad dziećmi, dają kobietom o wiele więcej możliwości działania, szerszy wybór i większą elastyczność. Korzyści, które z tego płyną, odczuwane są jednak nie tylko przez kobiety, ale także przez samych mężczyzn oraz przez dzieci. Oznacza to, że w wielu przypadkach podział 50 na 50 okazuje się nie tylko bardziej sprawiedliwym, ale także lepszym rozwiązaniem dla rodziny. Mam nadzieję, że ta książka zainspiruje wiele osób mnogością praktycznych rad. Mam również nadzieję, że doprowadzi do zmian, para po parze i rodzina po rodzinie, w imię lepszej i równiejszej przyszłości.

Sheryl Sandberg

WSTĘPŻyj pełnią życia…nie musisz wybierać

Czy my się znamy? Ciężko pracowałaś na to, by dotrzeć do miejsca, w którym teraz jesteś. Starałaś się osiągnąć jak najlepsze wyniki w szkole, potem znalazłaś pracę i zaangażowałaś się w nią w stu procentach. Nauczyłaś się swojego fachu i odnalazłaś siłę, pchana do przodu pragnieniem porządnego wypełniania obowiązków. Kiedy widzisz przed sobą górę, po prostu zbierasz się w sobie i starasz się z nią zmierzyć. W trakcie pokonywania tej drogi zaczęłaś myśleć o poznaniu „tego jedynego”, a może nawet już go spotkałaś i razem idziecie przez życie. Tak czy inaczej zaczynasz dostrzegać, jak związanie swojego życia z życiem wybranego mężczyzny może na nie wpłynąć.

Na początku wszystko wydaje się proste, a bycie we dwoje jest świetną zabawą. Gdy któremuś z was grunt zaczyna usuwać się spod nóg – po prostu wspieracie się nawzajem. Kiedy on zalicza potknięcie, pomagasz mu odzyskać równowagę; kiedy ty nie radzisz sobie z czymś – on wyciąga do ciebie pomocną dłoń. Razem planujecie przyszłość i wszystko się dobrze zapowiada. Dwoje ludzi, których połączyły miłość i wspólne marzenia – tak wyobrażacie sobie upragnione małżeństwo.

Potem nagle jednego dnia wkraczacie na zupełnie nieznaną ścieżkę – rodzicielstwo. Stajecie się czymś więcej niż parą i zaczynacie być rodziną. Podczas gdy zwalniasz nieco obroty, by dostosować się do tej nowej, cudownej sytuacji, twój mąż wraca do starego trybu życia. Ty jednak masz teraz dodatkowe obciążenie w postaci dziecka i zaczynasz zastanawiać się, jak długo będziesz w stanie utrzymać szybkie tempo. Góra, którą widzisz teraz przed sobą, wydaje się większa niż te, z którymi miałaś do czynienia wcześniej – bardziej złowroga i dużo bardziej lodowata.

Spoglądasz w oczy swojego maluszka i zadajesz sobie pytania: „Jak bardzo będę za tobą tęsknić, kiedy wrócę do pracy?”, „Czy powinnam trochę zwolnić, żeby dać ci poczucie bezpieczeństwa? A może całkowicie zrezygnować z pracy?”.

Głosy innych osób wydają się powielać twoje obawy. Ci, którzy do tej pory wam kibicowali, pytają teraz: „Czy naprawdę musisz pracować? Czy dziecko nie będzie cię potrzebować? Czy naprawdę chcesz zostawiać swojego maluszka z obcym człowiekiem? Czy twoja pensja wystarczy chociaż na opłacenie opiekunki?”.

W pracy twoi koledzy i koleżanki też jakoś inaczej do ciebie podchodzą. „Wydajesz się być mniej skoncentrowana. Poprosimy Jacka, żeby pomógł ci trochę przy tym projekcie.” „Kiedy cię nie było, zrestrukturyzowaliśmy trochę grupę, w związku z czym połowa twojego zespołu podlega teraz Charlotte.” „Z naszego punktu widzenia zaangażowanie jest naprawdę ważne. Dlatego chcielibyśmy, żebyś dłużej zostawała w biurze.”

Ty sama również zaczynasz postrzegać pewne rzeczy inaczej niż do tej pory. Zaczynasz pytać: „Czy naprawdę trzecie spotkanie zespołu jest aż tak niezbędne?”, „Czy wyjazd do Tucson jest konieczny?” – teraz czas nie jest już czymś, co chcesz tak beztrosko przeznaczać na innych.

Szukasz wsparcia u swojego partnera, ale on sam przechodzi ciężkie chwile. Żyjąc w przekonaniu, że musi zarobić na całą rodzinę, decyduje się pracować jeszcze więcej. Prosisz go o pomoc, ale czy on w ogóle cię słyszy? Proponujesz, by wziął na siebie swoją część domowych obowiązków, ale on obawia się, że jeśli tak zrobi, będzie miał trudności w pracy.

„Wiem, że dziś moja kolej odwiezienia dziecka do żłobka, ale czy możesz jednak ty to zrobić? Mam spotkanie, które zaczyna się wcześnie rano.” „Przy tobie maluszek jest spokojniejszy. Kiedy ja próbuję go karmić, zawsze zaczyna rozrabiać.” „Na placu zabaw nie ma innych tatusiów, wszystkie mamy dziwnie na mnie patrzą. Czy mogłabyś jednak ty z nim tam chodzić?”

Pewnego dnia budzisz się więc i zadajesz sobie pytanie: „A może po prostu odejść z pracy?”. Widzisz, jak każda twoja pensja znika w szybkim tempie z powodu opłat za opiekę nad dzieckiem, a czas przepływa przez palce w trakcie dni, z których każdy wygląda tak samo: ubierasz dziecko, karmisz je, idziesz do pracy, wracasz z pracy, znowu karmisz, a potem kładziesz do łóżka (i masz nadzieję, że szybko zaśnie). Weekendy to z kolei czas wypełniony pieluszkami, zakupami, praniem, załatwianiem sprawunków i okazjonalnym wyjściem na miasto. Wszystko to wymaga niemal tyle samo planowania, co wystrzelenie rakiety w kosmos. Zaczynasz myśleć o swoim partnerze jedynie jak o miłym współlokatorze, który przynajmniej prawie zawsze pamięta o opuszczeniu deski w łazience.

W pracy nadal dajesz z siebie wszystko, ale jesteś coraz bardziej zmęczona, a poza tym boisz się, bo dostrzegasz te porozumiewawcze spojrzenia, które inni wymieniają, gdy myślą, że tego nie widzisz. W gorsze dni zadajesz sobie pytanie: „Czy nie poradzimy sobie bez mojej pensji? Tak przez chwilę?”. Z pewnością nie będziesz przecież jedyną matką, która zdecyduje się na taki krok. Z łatwością jesteś w stanie wymienić tuzin byłych współpracowniczek – z których wszystkie zostały mamami – utalentowanych w różnych dziedzinach, które podjęły taką właśnie decyzję ze względu na swoje dzieci. Wciąż słyszysz jedno powracające pytanie: „Czy gra naprawdę jest warta świeczki?”.

No cóż, na pewno warto finansowo zabezpieczyć przyszłość dziecka. My jednak wytłumaczymy ci dokładnie, dlaczego pozostanie w pracy jest dobrą decyzją dla ciebie, twoich dzieci i twojego partnera oraz w jaki sposób kwitnąć może zarówno twoja rodzina, jak i kariera. Odpowiedzią jest pomoc wielkiego sprzymierzeńca. A tym sprzymierzeńcem nie jest ani twoja opiekunka do dziecka, ani twój smartfon, ani twój szef (choć fajny szef też bywa pomocny). Nadal nie wiesz, o kim mówimy? Oto mała podpowiedź: wyszłaś za niego.

DROGA DO PODZIAŁU 50 NA 50, CZYLI PODRÓŻ ODMIENIAJĄCA ŻYCIE

Jesteśmy dwiema pracującymi mamami, które wierzą, że gdy tatusiowie są ojcami na pełen etat, a mamy mają w pełni angażujące je życie zawodowe, korzystają na tym wszyscy członkowie rodziny. Kiedy obydwoje rodzice dokładają się do domowych rachunków i opiekują się dziećmi, takie życie jest możliwe – wiemy to z własnego doświadczenia. W naszych domach nie zakładamy z góry, że to mama jest „rodzicem pierwszego wyboru”. Nasze dzieci postrzegają tatę tak samo jak mamę, ponieważ właśnie takie ustaliliśmy zasady. Tak, to prawda – to my byłyśmy w stu procentach odpowiedzialne za karmienie piersią i czasem również tylko my jesteśmy w stanie sprawić, że czający się pod dziecięcym łóżkiem potwór zniknie. Jednak tata tak samo lubi być rodzicem jak i mama. Jest w tym tak samo dobry. Również dlatego w naszych domach nie używa się określenia „główny żywiciel rodziny”. Mama i tata, oboje w równym stopniu, są odpowiedzialni za koszty wychowania dzieci, poczynając od zakupów na targu a kończąc na kupnie aparatu ortodontycznego, od dbania o dom po kupno korków piłkarskich. Co dostajemy w zamian? Cieszymy się wszyscy satysfakcjonującym życiem zawodowym i widzimy, że nasze rodziny mają się świetnie – nie pomimo naszej pracy, ale ze względu na nią.

„Czy naprawdę nie trzeba dokonywać wyboru? Czy nie będę musiała decydować, co jest ważniejsze – moja praca czy moja rodzina?” Często słyszymy takie pytania od dwudziestokilkuletnich kobiet, gdy występujemy na kampusach uniwersyteckich (bardzo rzadko zadają je młodzi mężczyźni). Nawet w przypadku bardziej optymistycznie nastawionych młodych dziewczyn pojawia się duży rozdźwięk między tym, co słyszą („jesteście wszyscy równi”), a tym, co mogą zaobserwować w rzeczywistości.

„Takie rozmyślania zakradają się do naszych umysłów, nawet gdy nie jesteśmy tego świadome” – powiedziała nam jedna z dwudziestokilkulatek. „Mam wrażenie, że kobiety w moim wieku wierzą, że świat tak się zmienił, że o tę kwestię nie trzeba się już martwić. Potem patrzymy na facetów na kierowniczych stanowiskach w naszych miejscach pracy i myślimy: «Ja nie chcę, żeby moje życie tak wyglądało, to jest po prostu niewykonalne, jeśli myślę o posiadaniu dzieci».”

Same pamiętamy niepokój, który odczuwałyśmy, będąc w tym wieku; niepokój o to, że pewne rzeczy będą dla nas trudniejsze niż są dla naszych kolegów. Każdej z nas w którymś momencie naszego życia zawodowego przeszła przez głowę smutna myśl, że w końcu trzeba będzie poświęcić coś ważnego: karierę lub męża.

„Nigdy nie znajdę tego jedynego, gdy cały czas muszę siedzieć w biurze” – Joanna, pracująca wtedy jako prawnik w pierwszej pracy pochłaniającej co dnia niemal 24 godziny jej czasu, skarżyła się swojej mamie. Pracując już w kolejnej kancelarii, nadal niezamężna, ale coraz bardziej zastanawiająca się nad przyszłością Joanna poszła na spotkanie dotyczące zachowania równowagi między życiem prywatnym i zawodowym. Prowadząca spotkanie, a zarazem jedyna mająca dzieci kobieta-partner w firmie, w pewnym momencie rozpłakała się. Cóż, nie było to zbyt zachęcające. Joanna dorastała z matką, która większość czasu spędzała w domu. Kiedy dodać do tego zachowania, jakie sama mogła obserwować w pracy, coraz bardziej przekonywała się do tego, że po urodzeniu dzieci będzie musiała zrezygnować z życia zawodowego.

Sharon, dziecko rozwiedzionych rodziców, postanowiła, że zawsze będzie sama zarabiać na swoje utrzymanie. Dawała to do zrozumienia każdemu chłopakowi, z którym się spotykała. Zasypywała ich pytaniami o podwójne standardy i wręczała książki takie jak Miejsce dla kobiet czyMistyka kobiecości, których oni w większości nie czytali. Sharon pracowała w godzinach działania giełdy w San Francisco. Oznaczało to, że zjawiała się w biurze około 4. nad ranem, a do domu wracała przed 21., co randkowanie z nią czyniło jeszcze trudniejszym. Kiedy zbliżała się do swoich 31. urodzin, wracała raz do domu z oczami pełnymi łez. „Wiem, że brak małżeństwa jest lepszy niż złe małżeństwo, ale jak to się stało, że nadal jestem sama?” – pomyślała.

A potem poznałyśmy naszych mężów i odkryłyśmy jedną rzecz: najważniejszą decyzją dotyczącą twojej pracy zawodowej jest to, za kogo wyjdziesz za mąż (oraz jak i na co się ze swoim mężem umówisz).

Po oświadczynach Jason powiedział Joannie, że chce zająć się otwieraniem nowych firm. Wiedział, że takie działanie pociąga za sobą pewne ryzyko i że nieuniknione jest, że od czasu do czasu będzie w swoją działalność więcej wkładał, niż z niej wyjmował. Kiedy Joanna chciała zrezygnować z pracy, Jason pomógł jej, zajmując się dziećmi, podczas gdy ona mogła zająć się szukaniem zajęcia dającego jej więcej satysfakcji niż kancelaria prawnicza. Jason nie tylko chciał być dobrym ojcem, ale też wiedział, że dzięki dochodom Joanny on sam będzie miał większą swobodę w podążaniu za własnymi marzeniami zawodowymi.

Steve, przyszły mąż Sharon, na pierwszej randce wygłosił takie oto zdanie: „Kobiety są z natury bardziej opiekuńcze i dlatego przez kilka lat po narodzinach dziecka powinny zostać z nim w domu”. Ten wieczór nie skończył się miło. Steve jednak nie dał za wygraną. Wychowany w Iowa i hołdujący zasadzie sprawiedliwości, był osobą bardzo ciekawą (i wysportowaną). Poprosił więc, by Sharon przelała swoje myśli na papier. W odpowiedzi Sharon napisała: „Chcę, żeby mój mąż po równo dzielił ze mną obowiązki rodzicielskie. Co o tym sądzisz?”. Steve nie był przekonany do tego pomysłu, ale postanowił nie zamykać się na propozycję. Dyskutowali, aż udało im się dojść do porozumienia i wspólnej wizji przyszłości.

Nie twierdzimy wcale, że to łatwy proces. To sposób życia, który zakłada wiele dyskusji, a nawet ostrych debat. Bez względu na to, jak bezstronny jest wasz partner, jeśli wy jesteście choć trochę podobne do nas, jakieś powody do kłótni zawsze się znajdą. W tej książce setki kobiet i mężczyzn powiedzą wam, dlaczego jednak starają się żyć tak, a nie inaczej – ponieważ nastawienie się na metodę 50 na 50 może pomóc wam prowadzić dokładnie takie życie, jakiego chcecie.

GŁOSY W SPRAWIE METODY 50 NA 50, CZYLI DZIECI, OJCOWIE, MAMY ORAZ SZEFOWIE OPOWIADAJĄ, JAK TO DZIAŁA

W tej książce opowiemy wam o wszystkich wyzwaniach, które staną przed kobietami i mężczyznami pragnącymi pogodzić życie prywatne i karierę. Rozmawiałyśmy z setkami par, w których każde z partnerów pracuje zawodowo, z osobami zatrudnionymi na przeróżnych stanowiskach, pochodzącymi z odrębnych światów i mieszkającymi w wielu zakątkach USA. Przedział wiekowy naszych rozmówców to 20-80 lat. Wszyscy oni opowiedzieli nam, jak zbudowali podwaliny pod związek, w którym sprawdził się model „dwie prace i jedna silna rodzina”.

W naszej książce skupiłyśmy się na małżeństwach. Wydaje nam się bowiem, że to właśnie przestarzałe poglądy na temat małżeństwa kobiety i mężczyzny stwarzają wszystkie związane z nim problemy (również wśród osób żyjących w związkach nieformalnych). Większość idei, które sprawiają, że kobiety nie mogą w pełni rozwinąć skrzydeł w pracy, że ojcowie nie mogą spędzać wartościowego czasu z dziećmi, że dzieci pozbawione zostają wsparcia, którego tak potrzebują, zakorzeniona jest właśnie w tych nieaktualnych przekonaniach. Dlatego też im więcej z nas obierze kierunek na kurs 50 na 50, tym więcej rodzin na tym skorzysta. Jeśli nie masz jeszcze dzieci, ta książka też jest dla ciebie, ponieważ jest jakieś 80 proc. szans, że pewnego dnia również zostaniesz rodzicem. Jeśli chciałabyś widzieć więcej odnoszących sukcesy kobiet w swoim miejscu pracy, wiesz, że będzie to możliwe tylko wtedy, jeśli więcej z nas „zostanie na placu boju”. Dla wszystkich kobiet sytuacja, w której mamy mogą rozwijać swoje życie zawodowe, jest korzystna – dotyczy to również mężczyzn.

Rozmawiałyśmy z mężczyznami i kobietami z całego kraju: pielęgniarkami, inżynierami, nauczycielami, prawniczkami, pracownicami administracji, księgowymi, pracownikami działu sprzedaży, lekarzami, prezesami dużych firm, z inżynierem rakietowym, piłkarzem, sprzedawcą lodów i z wieloma innymi osobami. Przeprowadziłyśmy wywiady z ludźmi zatrudnionymi w firmach z rankingu Fortune 500 (500 największych amerykańskich firm klasyfikowanych według przychodów), w szpitalach i wielkich kancelariach, ale też z osobami pracującymi w małych przedsiębiorstwach i na własny rachunek. W ten sposób odkryłyśmy, że pary żyjące systemem 50 na 50 są dosłownie wszędzie. Zastosowałyśmy metodę, którą badacze określają jako „metodę kuli śnieżnej” (czyli sposób, w którym jedna osoba daje ci kontakt do wielu kolejnych), i byłyśmy niesamowicie zaskoczone liczbą ochotników, którzy zgodzili się podzielić z nami swoimi historiami. Jak to ujęła jedna z mam: „Szczęśliwe i pracujące pary są praktycznie niewidoczne – to się musi zmienić”.

Powiedziałyśmy naszym rozmówcom, że w książce opiszemy ich prawdziwe zajęcia, ale zmienimy imiona. Okazało się bowiem, że temat, który postanowiłyśmy poruszyć, wywołuje tyle emocji, że niewielu będzie na tyle odważnych, żeby otwarcie powiedzieć, co myśli, bojąc się, że zirytuje tym współpracowników lub przyjaciół. Poza tym – ilu znacie szefów, którzy na pytanie o to, jak postępowali z pracującymi u nich matkami, odpowiedzą otwarcie: „Dyskryminowałem je”. W związku z tym zagwarantowałyśmy rozmówcom pełną anonimowość, dzięki czemu mogłyśmy dać wam prawdziwe historie.

W większości wywiadów skupiałyśmy się na parach znajdujących się „w połowie” drogi swojej kariery. Opowiadały nam one o korzyściach wypływających z podjętych przez nie decyzji. Chociaż większość z tych par to osoby po wyższych studiach – nie są jak rodzice-celebryci, którzy mogą pozwolić sobie na opłacenie kogoś, kto pomoże im uporać się z każdą nadarzającą się w życiu trudnością. To pary oddające się pracy zawodowej oraz swoim rodzinom, ponieważ uważają, że ma to sens, a nie dlatego, że jest to łatwe.

Aby uzyskać szerszy obraz sytuacji, przeprowadziłyśmy również ankietę internetową pod tytułem „Prawdziwe życie pracujących mam”. Profesjonalne grupy zawodowe, kluby matek i stowarzyszenia szkolne porozsyłały ją do tysięcy kobiet w całym kraju, a te z kolei przesłały ją jeszcze do kolejnych kobiet. Ankieta zawierała pytania typu: Czy twój małżonek woli, jak pracujesz, czy jak nie pracujesz? Czyj rozwój zawodowy jest ważniejszy: jego, twój, czy są tak samo ważne? Kiedy wróciłaś do pracy po urlopie macierzyńskim, jakie było nastawienie do ciebie twojego szefa? Co opowiadasz swoim dzieciom o pracy i rodzinie? Dostałyśmy odpowiedzi od ponad tysiąca mam, pracujących w najróżniejszych branżach.

Na kartach tej książki znajdziecie cytaty pochodzące z wypełnionych ankiet, które uznałyśmy za pomocne dla naszych czytelniczek i czytelników, reprezentujące szerokie spektrum poglądów i doświadczeń respondentów.

Odpowiadali oni szczerze, opowiadając o przeszkodach, z jakimi przychodziło im się zmierzyć, i o które czasem się potykali. Mówili też o tym, jak wiele wszyscy skorzystalibyśmy na tym, że kobiety i mężczyźni decydowaliby się porozmawiać o powyższych kwestiach na wcześniejszym etapie życia, częściej i z bardziej otwartym nastawieniem.

„Trzeba wziąć pod uwagę, że związane z pracą wybory kobiet i mężczyzn to grząski grunt. My postawiliśmy na pierwszym miejscu pracę mojego męża, ponieważ jest lepiej płatna i mniej elastyczna. Jednak on wziął tę pracę (i inne), koncentrując się tylko na celach zawodowych i zarobkowych, nie myśląc o tym, jak to będzie współgrało z jego byciem ojcem i nie starając się, by były choć trochę bardziej elastyczne. Ja wybrałam swoją ścieżkę, ponieważ uświadomiłam sobie, że jako matka bardzo skorzystam z możliwości, jakie to przyniesie. Wolałabym mimo wszystko, żebyśmy funkcjonowali w bardziej zrównoważonym podejściu do wspólnego rodzicielstwa i pracy.”

Respondentki pisały też o pozytywnej stronie kontynuowania kariery zawodowej. Jedna z mam napisała: „Biłam się z myślami dotyczącymi powrotu do pracy, odkąd mój starszy syn skończył rok. W końcu musiałam zaakceptować fakt, że nie będę całkowicie szczęśliwa, zawieszając swoje życie zawodowe na czas, kiedy moje dzieci są małe. Praca pomaga mi naładować baterie w sposób, w jaki siedzenie w domu tego nie robi – pozwala mi być kompletną osobą. Nie chcę, żeby moja osobowość skupiała się jedynie wokół faktu, że jestem matką, ani też wokół mojej kariery zawodowej. Chcę być zarówno mamą, jak i żoną, a przy tym po prostu człowiekiem”.

Poza historiami szukałyśmy też faktów. Co o podejściu 50 na 50 i jego praktycznym zastosowaniu mówią nauki społeczne? Podzielimy się z wami odpowiedziami, które znalazłyśmy w szeregu opracowań akademickich i rządowych na pytania takie jak: Jak czują się dzieci obojga pracujących rodziców? Co w takim układzie dzieje się z małżeństwem? Czy podwójne łączenie życia prywatnego i zawodowego sprawia, że kobiety i mężczyźni są mniej czy bardziej szczęśliwi? W celu odkrycia odpowiedzi nie tylko przeczesałyśmy masy danych, ale też rozmawiałyśmy z autorami i autorkami tych badań. Eksperci od rozwoju dziecięcego pokazują, jak bardzo dzieci rozkwitają, gdy uwagę poświęcają im zaangażowani tatusiowie (i jak pomocne są przy tym pracujące mamy i opiekunki). Okazuje się również, że dzieci nie potrzebują wcale mieć w domu jednego rodzica przez cały czas, ale za to bardzo korzystają, gdy co pewien czas znajdują się w centrum uwagi każdego z rodziców. Psychologowie mówią nam, że małżeństwa rozkwitają, a mężczyźni i kobiety czują się zdecydowanie lepiej, gdy oboje pracują. Gdy spojrzycie na ten układ z ekonomicznego punktu widzenia, okaże się, że liczby mówią same za siebie oraz potwierdzają, że warto dzielić się obowiązkami – tam, gdzie mężczyźni i kobiety mają takie samo poczucie obowiązku, aby zarabiać pieniądze i dzielić się opieką nad dziećmi.

PRACA: NIE CHODZI O DWIE STRONY BARYKADY

Ta książka nie jest kolejnym głosem w odwiecznej dyskusji pt. „Kto jest lepszy: mamy, które zostają w domu, czy mamy pracujące?”. Naszym celem nie jest także dawanie wykładu, ale raczej pomoc kobietom, które chcą połączyć satysfakcjonującą karierę z udanym życiem rodzinnym. Chcemy, aby ten temat wypłynął na szerokie wody, aby kobiety i mężczyźni zaczęli rozmawiać – nie tylko w zaciszu domowym, ale też w miejscach pracy – o panujących do tej pory ograniczających przekonaniach, które odbierają mamom zbyt wiele szans na kontynuowanie pracy, a ojców pozbawiają możliwości spędzania czasu z dziećmi.

Niektóre z naszych najbliższych przyjaciółek zrezygnowały z pracy, aby w pełni poświęcić się rodzinie. Szanujemy tę decyzję, jest to bardzo osobisty wybór i są kobiety, które nigdy nie będą go żałować. To, co nas niepokoi, to sytuacje, w których kobiety obniżają swoje wymagania lub „rezygnują” z pracy, o którą wcześniej ciężko walczyły, tylko dlatego, że nie widzą innej możliwości. Obserwujemy mnóstwo naszych rówieśniczek przygwożdżonych dwiema siłami: miejscem pracy – niezważającym na macierzyństwo i traktującym pracę po godzinach jako jedyny wyznacznik produktywności – oraz mężami, którzy nie pomagają w domu tak, jak powinni. Mamy nadzieję, że niniejsza książka umożliwi wszystkim swobodniejszą rozmowę na ten temat i zachęci do pytania „dlaczego?”, podczas gdy mamy będą rozważały porzucenie pracy, a ojcowie zastanawiali się, dlaczego nie mogą wrócić do domu tak, żeby zdążyć na obiad.

Firmy z rankingu Fortune 500 wydają rocznie osiem miliardów dolarów na cele związane z różnorodnością w miejscu pracy, a duża część tej kwoty jest przeznaczana na wsparcie karier kobiet. W dziedzinach takich jak księgowość, prawo, medycyna i wiele innych kładzie się większy niż kiedykolwiek wcześniej nacisk na zatrzymanie w pracy utalentowanych pracownic. Ale nadal 85 proc. liderów w większości obszarów stanowią mężczyźni i ta sytuacja nie zmieniła się w znaczący sposób przez ostatnią dekadę.

W trakcie swojej 16-letniej kariery w dużym banku inwestycyjnym Sharon spędziła wiele godzin, pomagając kobietom w nadziei, że uda im się osiągnąć sukces: rozmawiając z nowymi pracownicami, dając wskazówki, organizując wydarzenia pozwalające nawiązać nowe kontakty, zasiadając w komisjach ds. utrzymania w firmie najlepszych pracownic. Jej wysiłki czasem przynosiły efekt, innym razem nie. Pewnego dnia do Sharon zadzwoniła z innego miasta Emily, która chciała się z nią spotkać w sprawie „porady zawodowej”. W ciągu kwadransa od rozpoczęcia spotkania na wierzch wypłynął prawdziwy powód, dla którego Emily przyjechała z tak daleka: „Na obecnym etapie mojej kariery muszę zostawać w pracy po godzinach, inaczej nie osiągnę tego, czego chcę. Dlatego mój mąż będzie musiał się teraz częściej zajmować naszymi dziećmi. Jak mam mu to powiedzieć?”.

Kto pracuje?

Jednym z naszych najciekawszych odkryć podczas pisania tej książki było to, że kwestia pracy zawodowej dotyka każdej kobiety, bez względu na wysokość jej zarobków. Choć wiele z nas czuje, że musi pracować, bo naszych rodzin nie byłoby stać na inne rozwiązanie, okazuje się, że to, czy „kogoś na coś stać”, ma inną funkcję niż tylko finansową. W każdej grupie zarobkowej co najmniej 30 proc. matek nie pracuje, dopóki ich dzieci nie skończą 6 lat, a  pracujących mam jest najmniej w grupie najbiedniejszej i najbogatszej. Pracować więc, czy nie pracować6? Nierzadko to kultura ma większy wpływ na decyzję niż zasobność portfela.

Najbiedniejszy kwartyl

63 proc. pracujących mam

Drugi kwartyl

70 proc. pracujących mam

Trzeci kwartyl

69 proc. pracujących mam

Najbogatszy kwartyl

58 proc. pracujących mam

Gdy tylko odważysz się wejść na ten obszar, na teren, na którym przecinają się linie życia zawodowego i prywatnego, od razu usłyszysz komentarze w stylu: „Naprawdę chciałbym pomóc mojej żonie i zdjąć trochę ciężaru z jej pleców, ale jeśli wyjdę wcześniej, mój szef pomyśli, że jestem mięczakiem”, „Mój mąż jest tak zestresowany pracą, że nie mogę poprosić go o pomoc. Nie chcę kłótni”. To działa niczym potężne imadło przygniatające kobiety z dwóch stron: potrzeb rodziny i wymagań zawodowych. W tej książce pokażemy wam, jak radzą sobie z nimi szczęśliwe i pracujące pary.

Niestety, kiedy na powyższe tematy nie rozmawia się w sposób konstruktywny i otwarty, kobiety opuszczają swoje miejsca pracy – a przyczyny takiego zachowania pozostają źle interpretowane. „Tak naprawdę niewiele matek wypada z rynku pracy” – twierdzi Joan Williams, wybitna ekspertka ds. pracy i rodziny, która od wielu lat zajmuje się zagadnieniami postępu i postrzegania pracujących matek. Zamiast tego kobiety „odchodzą z dobrych miejsc pracy i przechodzą do gorszych”. Zgadzają się na niższe pensje i gorsze perspektywy – w zamian za odrobinę elastyczności. W swoim raporcie zatytułowanym Opt out or Pushed out? Williams polemizuje z bardzo nagłośnioną rewolucją „wybieram inaczej”1, czyli trendem, wedug którego wyedukowane i wykwalifikowane kobiety dobrowolnie odchodzą z pracy, aby poświęcić cały swój czas dzieciom i domowi.

Ten temat to gra o wysoką stawkę, wywołująca dużo emocji. „Jeśli kobiety z radością decydują się na zostanie w domu ze swoimi dziećmi, to jest to ich prywatna decyzja” – pisze E.J. Graff, dziennikarka i stała wykładowczyni na Brandeis University. „Robi się z tego kwestia publiczna, jeśli większość kobiet (i mężczyzn) musi pracować, aby być w stanie utrzymać swoje rodziny, oraz jeśli gospodarka potrzebuje kobiet na rynku pracy, aby pozostać konkurencyjna. To natomiast kwestia polityki publicznej – jeśli szkoły, zakłady pracy i inne instytucje są ustrukturyzowane w taki sposób, że jest trudno, a czasem wręcz niemożliwe, aby połączyć wykonywanie pracy i obowiązków rodzinnych”2.

Decyzje kobiet o wycofaniu się z rynku pracy mają dużo dalej idące konsekwencje niż tylko kwestie ekonomiczne. Stephanie Coontz, autorka książki Marriage, a History, zauważa, że gdy kobieta rezygnuje z pracy, „to nie tylko osłabia jej i tak drugorzędną pozycję na rynku pracy, ale także rzutuje na taką samą pozycję ojców, tylko że w rodzinie. Ona staje się ekspertką od spraw domowych, a on nigdy już jej nie dogoni”3. Naprawienie skutków tego niefortunnego rozwoju wydarzeń – który wypacza rezultat zarówno z punktu widzenia kobiet, jak i mężczyzn – to właśnie cel dążenia do układu 50 na 50.

Myra Strober, ekonomistka pracy, a prywatnie teściowa Joanny, prowadzi w Stanford Graduate School of Business słynne zajęcia pt. „Praca i rodzina”. Profesor Strober zaprasza na swoje zajęcia mówców i mówczynie, którzy opowiadają o tym, jak udało im się zrobić karierę i jednocześnie założyć rodzinę. W 2004 roku obie wygłaszałyśmy na jej zajęciach przemówienia i uderzyło nas jedno: studenci, zarówno kobiety, jak i mężczyźni, byli zaniepokojeni. Martwili się o to, że ich wymarzone prace nie współgrają z życiem rodzinnym, które każdy z nich chciał mieć. Jak to ujął jeden ze studentów: „Wszyscy mówią ci, że można to połączyć, tylko nikt nie mówi, jak to zrobić”.

Na innym kampusie grupa bardzo dobrze zapowiadających się dwudziestokilkulatek zadała nam wiele pytań o powrót do pracy po kilkuletniej przerwie. Sharon z kolei postawiła im pytanie: „Jak wiele z was planuje zniknąć z rynku pracy na dłużej niż rok?”. Rękę w górę podniosło ponad 70 proc. obecnych dziewcząt. Tylko czy one zdają sobie sprawę, że jest naprawdę niewiele zawodów, które pozwalają na zrezygnowanie z pracy na kilka lat, a potem powrót z takimi samymi kwalifikacjami i równie silną pozycją jak wcześniej?

Jak wiele z tych studentek inaczej zaplanowałoby swoje życie, gdyby znało te fakty? Gdyby wiedziały, że badania wskazują, iż pary żyjące zgodnie z zasadą 50 na 50 rzadziej się rozwodzą4? Oraz że praca sprawia, że mamy są szczęśliwsze? Opublikowane w 2007 roku badanie wykazało, że „pracujące matki osiągają największy poziom życiowej satysfakcji”. Po przebadaniu 10 tys. kobiet brytyjscy naukowcy stwierdzili, że pracujące mamy są bardziej zadowolone z życia niż mamy bez pracy. Co ciekawe, choć większość kobiet wyrażała chęć pracy na część etatu, badanie udowodniło, że „kobiety posiadające dzieci są szczęśliwsze, jeśli mają pracę, bez względu na to, ile godzin tygodniowo jej poświęcają”5.

Dlatego przekażmy młodym kobietom komunikat: „Wyobraź sobie życie pełnią życia i uwierz, że nie musisz wybierać”.

WYRUSZYĆ W PODRÓŻ I WSPÓLNIE ROZWIĄZAĆ PROBLEM

Kiedy zaczęłyśmy rozmawiać o tej książce, Sharon była panią dyrektor zarządzającą w Goldman Sachs, Joanna natomiast pracowała jako główny partner w Bessemer Venture Partners – firmie zarządzającej kapitałem wysokiego ryzyka. Miałyśmy także małe dzieci i pracujących mężów.

Jako pracującym mamom również i nam oberwało się trochę od sceptyków działających na naszym własnym podwórku („Ja nie wyobrażam sobie zostawiania swoich dzieci codziennie”) oraz w pracy („Jesteś pewna, że tak chcesz to zrobić? Ja uwielbiam fakt, że to moja żona zajmuje się dziećmi”). Nasi mężowie byli jednak naszymi sprzymierzeńcami, a nasze dzieci rozwijały się znakomicie.

Okazało się, że mężowie to nasi najwięksi sojusznicy w próbie łączenia rodziny i kariery. Zawsze możemy na nich polegać i wiemy, że odrobią swoją połowę pracy domowej. Podczas setek rozmów, które przeprowadziłyśmy z pracującymi kobietami i mężczyznami, odkryłyśmy pewną prawidłowość: pary odnoszą korzyści, kiedy małżonkowie dzielą się obowiązkami, codziennie tak samo przykładając się do wychowywania dzieci, jak również do zarabiania na dom. W takiej sytuacji mamy pracują bez poczucia winy, ojcowie budują więź z dziećmi, a maluchy wprost kwitną, dostając tyle samo zainteresowania od obojga zaangażowanych rodziców.

Jeden z ojców, żyjący zgodnie z zasadą 50 na 50 i jednocześnie prezes dużej firmy, powiedział nam: „Niesamowicie cieszy mnie, że moje dzieci ekscytują się czasem spędzanym ze mną oraz że postrzegają mnie i moją żonę jako równorzędnych rodziców”. Inny tata, przedsiębiorca, wyznał: „Nie spodziewałem się, że będę żył w taki sposób. Dorastałem w bardzo tradycyjnym domu, gdzie pieniądze zarabiał wyłącznie mój ojciec. Poślubiłem wspaniałą kobietę, która robiła świetną karierę, i przeorganizowałem swoje życie tak, żebyśmy obydwoje uczestniczyli w wychowywaniu naszych dzieci. Jestem bardzo dumny ze sposobu, w jaki żyjemy, i codziennie czuję, że dokładamy swoją cegiełkę do tego, jak powinno wyglądać nasze życie”.

Przekonywano nas, że faceci nie czytają książek takich jak te. Ale gdy mówiłyśmy setkom mężczyzn, o czym będzie ona opowiadać, byli zachwyceni – co więcej, okazało się, że wielu z nich także potrzebuje zmiany w sposobie, w jaki funkcjonują w życiu codziennym. Badania pokazują, że pracujący ojcowie odczuwają co najmniej taki sam konflikt wewnętrzny w związku z łączeniem obowiązków domowych i życia zawodowego jak pracujące matki oraz że ponad 60 proc. ojców gotowych jest przedłożyć więcej czasu spędzanego z dziećmi nad wyższą pensję czy awans7. Wiele par doszło do systemu 50 na 50 swoją własną drogą i w różnych momentach związku. Dla niektórych zaczęło się to jeszcze przed małżeństwem, dla innych – dopiero po wielu latach rodzicielstwa. Dla wszystkich jest to jednak nieustające wyzwanie i wiecznie zmieniający się układ, który jasno pokazuje obojgu partnerom, że ich indywidualne obowiązki i marzenia są jednakowo ważne.

„Pół na pół?” – spytał nas ze strachem w oczach jeden z przyjaciół, kiedy powiedziałyśmy mu, o czym zamierzamy pisać książkę. „Tak codziennie?” – dodał.

Odpowiedź brzmi: nie. W niektóre dni (a nawet lata) podział wygląda bardziej jak 40/60 albo nawet 90/10. Dążenie do układu 50 na 50 to proces, a zarazem cel. Małżeństwo 50 na 50 nie opiera się tylko na tym, w jaki sposób podzielicie codzienne obowiązki życia rodzinnego, tu chodzi o coś innego: o głębokie przekonanie, że satysfakcjonujące życie zawodowe i więzi uczuciowe z dziećmi są tak samo ważne dla mężczyzn, jak i dla kobiet.

Właśnie teraz jest gdzieś młoda, utalentowana kobieta, która martwi się o to, że będzie musiała wybierać. Patrzy na ludzi wokół siebie i widząc, że pracują praktycznie nonstop, nie jest w stanie wyobrazić sobie, jak sama w takich warunkach miałaby kiedykolwiek założyć rodzinę i odnieść zawodowy sukces. Traci nadzieję, że jest to w ogóle możliwe i zaczyna ograniczać swoje marzenia tak, jak jej męscy rówieśnicy nigdy nie będą musieli tego robić. Zastanawia się nad zwolnieniem tempa pracy i zdobyciem dzięki temu elastyczności oraz czasu, który, jak mogłoby się wydawać, jest potrzebny tylko kobietom.

Z pewnością jest gdzieś również kobieta, matka, próbująca rozwiązać zadanie związane z komputerem, kładąca swoje dziecko spać, w trakcie rozmowy telefonicznej, pomagająca klientowi; wioząca samochodem dziecko do żłobka. Może akurat przygotowuje się do poprowadzenia kolejnych zajęć, a może do przyjęcia następnego pacjenta; może pomaga przy pracy domowej albo opiekuje się dziećmi w szkolnej świetlicy. A może właśnie tworzy oprogramowanie, pisze informację dla prasy albo składa pozew sądowy, jednocześnie planując rodzinny obiad. Pracuje i jest mamą, ale zaczyna już tracić nadzieję i zastanawia się nad rezygnacją z pracy.

Chciałybyśmy bardzo, żeby najpierw przeczytała tę książkę.

1.DOBRE WIEŚCIO PRACYCo dwie pensjeto nie jednaROZDZIAŁ 1Mama i tata:jak dzieci mogą zyskać więcej,mając dwoje pracujących rodziców

Po co liczyć przed snem barany, skoro możesz liczyć zmartwienia? Dziecko… praca… mąż… jego praca… wasze małżeństwo… dziecko… praca…

Czy wdrożenie systemu 50 na 50 pozwoli ci spać spokojnie? W naszym przypadku tak się jeszcze nie stało, ale dzięki nowym zasadom zdecydowanie rzadziej przewracamy się z boku na bok. Dlaczego? Ponieważ mamy świetnych kompanów – mężów, którzy są równymi nam zawodnikami w grze zwanej rodzicielstwem. Wiele par, z którymi rozmawiałyśmy o metodzie 50 na 50, mówi to samo: „Gra jest tego warta – szczególnie ze względu na dzieci”.

Myśli, które nie pozwalają ci spać spokojnie, słychać od samego rana. W programie śniadaniowym guru do spraw rodzicielstwa kręci głową i mówi: „Musisz być w domu, gdy twoje dziecko wraca z przedszkola lub ze szkoły”. Czy on ma na myśli właśnie ciebie? Całując dziecko na pożegnanie, widzisz ulotkę ze szkolnej biblioteki informującą o ,,Spotkaniach z opowieściami dla dzieci” odbywających się w poniedziałki o 11. Jeszcze nigdy na nie nie dotarłaś. Opuszczając szkołę, zastanawiasz się więc: „Czy mojej córce takie zajęcia by się spodobały? Czy nie chodząc na nie, coś traci?”.

W południe dostajesz ze szkoły maila: „Pani syn pisze liczby w odwrotną stronę. Bardzo prosimy poćwiczyć z nim w domu”. Tylko w jaki sposób, zastanawiasz się, masz to wcisnąć w wasz tygodniowy harmonogram wieczorów? Twoje spotkanie zaplanowane na 15. zaczęło się 40 minut później, a przecież mecz szkolnej drużyny zaczyna się już o 17. Przyrzekłaś, że na nim będziesz, a jak to lubi mówić twój syn – ,,obietnica to obietnica”. W końcu przyjeżdżasz na mecz o 17.45, gdy piłka już dawno jest w grze. Siadasz na trybunach dokładnie w momencie, gdy twój syn przejmuje kij. Odbita piłka szybuje w górę, a jemu udaje się dobiec aż do trzeciej bazy. Dostrzega cię i uśmiecha się, ty jednak cały czas zastanawiasz się, dlaczego każdy dzień wydaje ci się być jak ostre ćwiczenia na wypadek ewakuacji przeciwpożarowej. Masz jeszcze w głowie tego faceta, który pytał w telewizji śniadaniowej – „Czy na pewno sprawiedliwie traktujesz swoje dzieci?”. I od razu zaczynasz liczyć, czy wasza rodzina wyżyłaby z jednej pensji (nie twojej).

Wtedy twój mąż łapie cię za rękę i szepcze do ucha: „Nie przejmuj się, ja byłem tu na czas. Poza tym sama widzisz, co może zdziałać kilka dodatkowych ćwiczeń po szkole”. Uśmiecha się z dumą, kiedy stopa waszego syna dotyka bazy. Tak, zdarza się, że twoje dzieci przynoszą na szkolny kiermasz wypieków ciasta kupione w sklepie. Ale jeśli jesteś w stanie tak ułożyć życie rodzinne, żeby zapewnić dzieciom to, czego potrzebują… czy to naprawdę ma znaczenie?

Jako pracujące mamy, którym bardzo leży na sercu dobro naszych dzieci, uważnie przyjrzałyśmy się powyższemu pytaniu i dowiedziałyśmy się wielu rzeczy, które otworzyły nam oczy. Aby dokładnie zrozumieć, co na ten temat mówi nauka, przeczytałyśmy wyniki badań oraz rozmawiałyśmy z ekspertami (autorami owych badań). Zebrałyśmy również historie pracujących rodziców (i ich dorosłych już dzieci), którzy zgodzili się opowiedzieć nam o blaskach i cieniach swojego doświadczenia. Okazuje się, że gdy oboje rodzice pracują, dzieci mogą dużo zyskać: niezależność i pewność siebie, umiejętności poznawcze i społeczne oraz silne więzi z dwójką rodziców, a nie tylko z jednym z nich. Zanim jednak przejdziemy do tego tematu, porozmawiajmy o kwestii, która może prowadzić do większej liczby nieprzespanych nocy niż płaczący noworodek: o opiece nad dzieckiem.

CAŁA PRAWDA O OPIECE NAD DZIECKIEM: DZIECI SOBIE PORADZĄ

Jeśli jako mała dziewczynka bawiłaś się lalkami, zapewne przypominasz sobie, że ta zabawa miała jedną zasadę: dzieci potrzebują mamusi.

Kiedy sama przygotowywałaś się do macierzyństwa, słyszałaś prawdopodobnie zbliżony komunikat, jedynie jego treść stała się dłuższa, a przesłanie jakby poważniejsze. Wszędzie słychać bowiem głosy ekspertów opowiadających o ludzkim mózgu i pierwszych kilku latach życia oraz o tym, jak bardzo rozwój emocjonalny i intelektualny dziecka zależy od całkowitego zaangażowania matki w życie malca na jego wczesnym etapie.

Ogólnie dostępne są również gazety cytujące przełomowe badanie wykonane na zlecenie rządu, które ujawniło, że dzieci oddawane do żłobków i przedszkoli mogą mieć więcej problemów z zachowaniem niż ich rówieśnicy wychowywani w domach. Nie wspominając tutaj o przyjaciołach opowiadających ci na placach zabaw zasłyszane historie o tym, co kamerki domowe ujawniły w związku z opiekunkami wynajętymi do dzieci.

Lubisz swoją pracę, a przy tym potrzebujesz jej z wielu względów, jednak wszystkie docierające do ciebie „wieści” sprawiają, że powoli zaczynasz zastanawiać się, czy nie nadszedł właśnie moment na zwolnienie obrotów kariery zawodowej. Czy dla dzieci nie jest lepiej, gdy ich mamy siedzą w domach? Czy żłobki i przedszkola nie są złe dla dzieci? Czy ktokolwiek zaopiekuje się maluchami tak dobrze jak ty? Oczywiście nie zapominaj o tym, co twoja siostra powiedziała o pewnym chłopcu z klasy twojego siostrzeńca (wprawdzie drobnym, ale prześladującym inne dzieci do tego stopnia, że właśnie wyrzucają go ze szkoły): „Jego matka pracuje na pełen etat. Nic dziwnego, że mały sprawia kłopoty wychowawcze”.

Nawet jeśli aktualnie czujemy się pewne żłobka czy przedszkola wybranego dla naszej pociechy, w takich okolicznościach nietrudno zacząć martwić się na zapas. Rzadko słyszy się o tych miejscach dobre rzeczy, więc początkowe zastanawianie się dość szybko może zmienić się w zamartwianie.

Matka wszystkich badań na temat macierzyństwa

W 2006 roku Narodowy Instytut Zdrowia Dziecka i Rozwoju Człowieka (National Institute of Child Health and Human Development, NICHD), odnoga Narodowych Instytutów Zdrowia (National Institutes of Health, NIH) zakończył trwające 15 lat badanie 1364 dzieci. Wnioski, które wyciągnięto na jego podstawie, były jednoznaczne: dzieci, które dostają 100 proc. opieki ze strony matek, nie są w żadnym stopniu lepsze od tych, które znajdują się pod opieką innych osób lub instytucji. Pod hasłem „inne osoby i instytucje” w omawianym badaniu znalazły się: żłobki i przedszkola (państwowe i rodzinne) oraz opiekunki i nianie. Jak zostało to ujęte w jednym z podsumowań: „Nie ma żadnych przesłanek, dla których matki decydujące się na powrót do pracy miałyby czuć, że robią swoim dzieciom krzywdę”1.

Najważniejszym przesłaniem badania było stwierdzenie, że sama opieka nad dzieckiem nie jest powodem do niepokoju, ale już to, jakim jesteś rodzicem – owszem. Dowiedziono, że dzieci pozostające pod opieką wykwalifikowanych osób i instytucji wykazują z upływem czasu nawet większe zdolności poznawcze i językowe od swoich rówieśników wychowywanych w domu. Mają one lepsze wyniki również na polu osiągnięć szkolnych opartych na standardowych testach z umiejętności pisania i liczenia. Istotne jest, że jak wszystkie dane dotyczące opieki nad dzieckiem w tym badaniu, również ten wynik był w małym stopniu powiązany z rodzicami.

To dobra wiadomość dla pracujących rodziców, ale być może, podobnie jak my, wcale nie przypominasz sobie natknięcia się na nią w gazetach.

I tu masz rację – media w większości skupiły się tylko na jednym aspekcie tego badania: u małej liczby przebadanych dzieci długie godziny spędzane w żłobkach czy przedszkolach zaowocowały „problemami wychowawczymi”, takimi jak wdawanie się w bójki czy napady złości. Czy rodzice nie powinni się tym zmartwić? Według ekspertów – niespecjalnie. Te tzw. „problemy” nie były na tyle poważne, żeby zalecić działania doradcze. Były tymczasowe, zmniejszały się wraz z wiekiem – zazwyczaj między 8. a 10. rokiem życia – i można je było łatwo zniwelować, przenosząc dziecko do innej placówki, takiej jak domowe przedszkole, lub zabierając je do domu nieco wcześniej. Dlatego nie martw się niepotrzebnie, tak jak my to robiłyśmy. Kiedy jakiś szukający sensacji mędrzec powie ci, że oddając dziecko pod opiekę innych, skazujesz je na los prześladowcy innych dzieci, zapoznaj się z faktami. To na pewno poprawi ci samopoczucie.

Do 2006 roku badanie prowadzone przez NICHD zaowocowało milionami obserwacji, oferując tym samym najwięcej danych zebranych na grupie dzieci kiedykolwiek w historii. Podczas przekazywania rodzicom wniosków płynących z badania nastąpił natomiast duży rozdźwięk czasowy: NICHD opublikował pierwszy biuletyn z danymi dla rodziców w 2005 roku, umieszczając w nim informacje dotyczące jedynie pierwszych 4-5 lat życia dziecka. Aby dowiedzieć się, co działo się z dziećmi po tym czasie, musicie przekopać się przez magazyny naukowe oraz porozmawiać z naukowcami, którzy to badanie przeprowadzili – tak jak my to zrobiłyśmy.

Najważniejszy wniosek z powyższego badania brzmi: „Rodzice powinni skupić się na zapewnieniu dziecku optymalnej opieki oraz na byciu najlepszymi rodzicami, jakimi mogą być”. Tak powiedziała nam Kathleen McCartney, dziekan Harvard’s Graduate School of Education oraz badaczka z ramienia NICHD. „Istnieją badania, które pokazują, że zostawianie dzieci w placówkach opieki na długie godziny może potem skutkować problemami z zachowaniem, jest to jednak naprawdę małe zagrożenie i problemy te z pewnością nie wymagają interwencji specjalisty. Jeśli dziecko rzeczywiście sprawia kłopoty wychowawcze, rodzice sami mogą temu przeciwdziałać we współpracy z nauczycielami, np. wyznaczyć odpowiednie granice, nagradzać dzieci za dobre zachowanie lub starać się prostować te złe”.

Badanie dotyczące opieki nad małymi dziećmi i ich późniejszego rozwoju

W roku 1987 najlepsi eksperci zajmujący się rozwojem dziecka rozpoczęli badanie, które miało być „najambitniejszym badaniem, które kiedykolwiek przeprowadzono w obszarze opieki nad małymi dziećmi i jej konsekwencjami”2. Dotacja na poziomie federalnym, w wysokości 126 mln dolarów, pozwoliła NICHD zaplanować badanie dziesięć razy większe i dużo bardziej szczegółowe niż którekolwiek z przeprowadzonych wcześniej. Sarah Friedman, koordynatorka badania od strony naukowej, mówi, że eksperci do spraw rozwoju związanego z opieką nad dziećmi poświęcili dwa lata na ustalenie sposobu pomiaru wpływu wielu różnych czynników na życie dzieci3. Cel był jeden: dać rodzicom poparte naukowo, jednoznaczne odpowiedzi (i raz na zawsze ukrócić pojawianie się w prasie wprowadzających zamęt nagłówków).

O wzięcie udziału w badaniu konkurowali ze sobą naukowcy z wiodących w kraju uniwersytetów. Ostatecznie wybrano 10 uczelni rozsianych po całym kraju. W 1991 roku zebrano rodziców 1364 noworodków z 24 szpitali. Rodzice byli tuż przed momentem podjęcia decyzji o dalszej pracy i sposobie wychowywania swoich dzieci. Badacze analizowali dane maluchów wychowujących się w różnym otoczeniu, takim jak dom, placówki opieki dziennej (lub przebywanie z opiekunką) i szkoła. U dzieci (od momentu ich urodzenia do 15. roku życia) naukowcy analizowali umiejętności poznawcze, językowe i rozwój zachowania. Ich rodzice, opiekunowie i nauczyciele byli z kolei badani pod kątem różnych czynników, ale przede wszystkim z uwzględnieniem tego, jak zajmowali się dziećmi. Wyniki odzwierciedlały problemy, z jakimi borykają się amerykańskie żłobki i przedszkola. Okazało się bowiem, że większość dzieci znajdowała się w placówkach, które nie spełniały standardów (np. współczynnika dziecko/opiekun) ustalanych przez organizacje takie jak Amerykańska Akademia Pediatrii, nie były one również miejscami „wysokiej jakości”, wedle nazewnictwa badaczy NICHD4.

Pomimo niskiej jakości opieki, wyniki przebadanych dzieci, przebywających w wyżej wymienionych placówkach, były krzepiące. Nie zmienia to faktu, że ankiety przeprowadzone wśród rodziców pokazują, że większość z nich nadal uważa opiekę zapewnianą przez mamę w domu za lepszą od tej, która ma miejsce, gdy oddajemy dziecko do najlepszego nawet żłobka czy przedszkola. Alison Clarke-Stewart, psycholożka z University of California i badaczka z ramienia NICHD zauważa: „Naukowcy i badacze powinni mówić więcej o pozytywnym wpływie opieki innej niż matczyna na rozwój dzieci i dobre samopoczucie rodziny”5.

Jednak zanim to nastąpi, warto mieć pod ręką kilka najczęściej zadawanych pytań wraz z odpowiedziami6:

Czy dzieci, których mamy zostały w domu, by się nimi opiekować, wypadły lepiej pod jakimkolwiek względem niż dzieci uczęszczające do żłobka/przedszkola lub zostawiane z opiekunką? Nie.Czy oddanie dzieci do żłobka/przedszkola/pod opiekę niani zaważyło na relacjach matka-dziecko? Nie.Czy dzieci posłane do żłobka zanim ukończyły 12. miesiąc życia, osiągnęły potem gorsze wyniki? Nie.Czy u dzieci oddanych do żłobka/przedszkola/pod opiekę niani występowały długotrwałe problemy wychowawcze? Nie.U maluchów uczęszczających do placówek opieki dziennej pojawiły się nieco większe od średniej całego badania problemy z zachowaniem, ale nadal mieściły się one w ramach kategorii „normalne”. Kłopoty te dotyczyły niewielkiej liczby dzieci, a poziom złego zachowania był naprawdę niski, ponadto wszystkie jego oznaki zanikły u badanych dzieci, nim skończyły podstawówkę.

„Ważną informacją jest zapewne to, że długość czasu, jaki matki spędzają z dziećmi, nie ma aż takiego znaczenia, jak jego jakość” – mówi Aletha Huston, profesor psychologii na University of Texas, była przewodnicząca Stowarzyszenia na Rzecz Rozwoju Dzieci (Society for Research in Child Development, SRCD) i badaczka z ramienia NICHD. „Wiele osób nie może pozwolić sobie na luksus zrezygnowania z pracy, ale jeśli ty masz taką możliwość, powinnaś podjąć decyzję, bazując na własnych przekonaniach na temat strat i korzyści, jakie przyniesie ona tobie, twojej rodzinie i twojemu dziecku, jak również biorąc pod uwagę jakość opieki nad dzieckiem, którą będziesz w stanie znaleźć. Nie ma bowiem wiarygodnych danych, które stwierdzałyby, że posłanie dziecka do żłobka czy zostawianie go z opiekunką zamiast siedzenia z nim w domu jest dla niego w jakikolwiek sposób niedobre. Są natomiast dowody na to, że jeśli zostaniesz w domu, podczas gdy wolałabyś pracować albo kiedy pracujesz na pełen etat, podczas gdy w głębi serca jesteś przekonana, że robisz w ten sposób krzywdę swojemu dziecku – twoje poczucie niezadowolenia na pewno wpłynie na wasze relacje. Jeżeli natomiast wsłuchasz się w głos swojego serca, jest wielce prawdopodobne, że będziesz lepszym rodzicem.”

Dlaczego opieka rodzica zawsze przewyższa inną formę opieki

Twoje dziecko pozostaje pod opieką innych osób tylko przez jakiś czas, podczas gdy rodzicem pozostaje się już na zawsze. Jednym z ważniejszych wniosków, do jakich doprowadziło badanie zorganizowane przez NICHD, było to, że sposób zachowania rodziców wpływa na rozwój emocjonalny i poznawczy dziecka oraz na jego zachowanie co najmniej dwukrotnie silniej niż postępowanie innych opiekunów. Mówiąc inaczej: przestań zamartwiać się tym, że zostawiasz dziecko pod opieką innych osób, a zamiast tego skoncentruj się na tym, co dzieje się, gdy ty (i twój mąż) wracacie do domu.

Są pewne rzeczy, o których być może nie wiesz, a które mogą ci pomóc poczuć się lepiej jako pracującej mamie – w każdym razie nam bardzo pomogły. Wymienić można choćby to, że czas, jaki pracujące mamy i mamy pozostające w domu spędzają na zabawie ze swoimi dziećmi, aż tak bardzo się nie różni. Prawdą jest oczywiście, że mamy niepracujące spędzają w domu dużo więcej czasu, ale okazuje się, że jeśli weźmiemy pod uwagę interakcję z dziećmi (czyli granie w gry czy wspólne czytanie książek versus gotowanie obiadu, podczas gdy dzieci biegają po podwórku), mamy pracujące mają jej tylko o 20 proc. mniej niż mamy niezatrudnione.

Po dokładnej analizie kalendarzy ponad tysiąca matek z bazy NICHD naukowcy z University of Texas doszli do następującego wniosku: w dni robocze matki niepracujące spędzają na zabawach ze swoimi dziećmi 2,5 godziny, czyli o godzinę więcej niż mamy aktywne zawodowo. Podczas weekendów druga grupa wysuwa się na prowadzenie, przeznaczając aż 3 godziny na zabawy z pociechami, kiedy natomiast mamy niepracujące więcej czasu wykorzystują na zasłużony odpoczynek (natomiast 2 godziny na zabawy z dziećmi). Podsumowując, mamy pracujące poświęcają na zabawy z dziećmi 80 proc. czasu, w odniesieniu do tego, który swoim pociechom dają mamy niezatrudnione7.

A jak postrzegają to same dzieci? Badanie przeprowadzone w 1994 roku przez Families and Work Institute wykazało, że wypowiedzi dzieci mam pracujących i niepracujących są zadziwiająco podobne – tyle samo dzieci z obydwu grup stwierdziło, że spędza z mamą wystarczającą ilość czasu (ok. 2/3 respondentów). O ile w kwestii matek dzieci były mniej więcej zgodne i zadowolone, to już 40 proc. z nich zadeklarowało jednogłośnie, że spędza zbyt mało czasu z drugim rodzicem – z tatą8. Tej kwestii przyjrzymy się bliżej w dalszej części książki.

Mamy, które pracują i są z tym szczęśliwe, powiedziały nam, że ich życie zawodowe pomaga im być lepszymi rodzicami. Wypełniając naszą ankietę „Prawdziwe życie pracujących mam”, jedna z respondentek napisała: „Zanim sama miałam dzieci, jedna z moich koleżanek z biura powiedziała kiedyś, że jest lepszą matką dzięki temu, że pracuje. Przez to bardziej docenia czas spędzony z córką, bo nie robi tego nonstop. Wtedy podeszłam do jej wypowiedzi bardzo sceptycznie, ale teraz, gdy sama mam dwóch synów, mogę się podpisać pod tym stwierdzeniem obiema rękami”. Druga ujęła to tak: „Myślę, że chodzi o pewne granice. Tak samo jak jest pewne minimum czasu, które po prostu powinnaś spędzać z dzieckiem, tak samo istnieje granica twojej wytrzymałości. Ma ona miejsce wtedy, kiedy nagle przestajesz być rodzicem, którym chciałaś być, i po prostu masz dość krzątania się wokół dziecka i mleka rozlewanego podczas śniadania. Moja mama twierdzi, że bardzo cieszyła się, że została w domu, ale w moich wspomnieniach z dzieciństwa pojawia się mnóstwo krzyków. A ja – ponieważ wiem, że w pracy czeka na mnie czyste i uporządkowane biuro – po prostu śmieję się ze śladów lepkich rąk pozostawianych w naszej domowej kuchni”.

Time out

Jeżeli masz wrażenie, że obecnie dzieci spędzają więcej czasu ze swoimi rodzicami niż kiedykolwiek wcześniej – nawet jeśli twoja mama nigdy nie pracowała – pewnie masz rację. Pracująca na University of Maryland socjolożka Suzanne Bianchi przyjrzała się zmianom w sposobie życia małżeństw i oto, co odkryła:

Odsetek domów z ojcem jako żywicielem rodziny i niepracującą matką:

Rok 1965: 60 proc.

Rok 2000: 30 proc.

Odsetek mam pracujących:

Rok 1965: 33 proc.

Rok 2000: 71 proc.

Liczba godzin tygodniowo, którą mamy spędzają na zabawie z dziećmi:

Rok 1965: 10,6

Rok 2000: 12,9

Liczba godzin tygodniowo, którą ojcowie spędzają na zabawie z dziećmi:

Rok 1965: 2,6

Rok 2000: 6,5

Co się zmieniło? Liczba godzin spędzanych na zajmowaniu się domem zmalała o mniej więcej 1/3 10, dlatego też potraktuj swoje nieposłane łóżko jako znak tego, że na pierwszym miejscu stawiasz dzieci.

Okazuje się również, że edukowanie rodziców to kolejna rzecz zwiększająca wrażliwość matek. Oddawanie dziecka do placówki opieki dziennej może dać ci dodatkowe korzyści. Badanie pokazuje, że dzięki obserwacji zachowania dobrze wyszkolonych opiekunów dziecięcych i rozmowie z nimi, rodzice mogą nauczyć się ważnych umiejętności, takich jak wyznaczenie granic i dawanie dziecku możliwości wyboru9.

A co z zajęciami typu „Mama i ja”, które zwykle odbywają się w godzinach pracy? Czy matka jest w stanie nawiązać mocną więź z dzieckiem, jeśli nie będzie się na nich pojawiać? Kiedy synek Joanny, Jared, był mały, jego mama codziennie w czasie przerwy na lunch biegła na jego zajęcia, np. muzyczne, gimnastyczne czy też czytanie dla maluchów w bibliotece. Jared zawsze bardzo cieszył się na te zajęcia i lubił towarzystwo dzieci. Joanna natomiast łapała się na tym, że robi tam przede wszystkim to, co wszystkie pozostałe dorosłe osoby – rozmawia z innymi mamami, podczas gdy dzieci się bawią. Wtedy zaczęła się zastanawiać: „Czy jestem tu dla Jareda, czy może po to, żeby pogadać sobie z mamami?”. Jared najbardziej lubił spędzać czas ze swoją mamą sam na sam, bez towarzystwa rówieśników. Joanna, chociaż bardzo lubiła spotkania z rodzicami, zdała sobie sprawę, że jej synek był szczęśliwy bez względu na to, czy pojawiała się na każdych zajęciach, czy też nie.

Pamiętaj, żeby zawsze być szczerą wobec samej siebie i w swoich uczuciach dotyczących każdego wyboru, którego dokonujesz – w przeciwnym razie unieszczęśliwisz nie tylko siebie. To prowadzi nas do kolejnej, bardzo ważnej prawidłowości: jeśli jesteś szczęśliwa z decyzją, jaką podjęłaś w sprawie życia zawodowego i prywatnego, twoje dzieci (i twój mąż) też będą szczęśliwi. Mówiąc inaczej, jeżeli jesteś pewna, że dobrze zrobiłaś, decydując się na powrót do pracy, będziesz jednocześnie lepszym rodzicem.

Dlaczego dzieci pracujących rodziców mają się świetnie, nawet jeśli nie przynoszą domowych ciasteczek

Jeśli jesteś w takiej sytuacji jak my, to znaczy, że masz małe dzieci i trudno jest ci przewidzieć, jak potoczą się ich losy jako nastolatków czy potem dorosłych ludzi. W takim momencie dobrze jest porozmawiać ze szczęśliwymi rodzinami z dwójką pracujących rodziców, które znalazły się już na dalszym etapie życia – to sprawi, że poczujesz się pewniej i bezpieczniej.

Alexandra, pracująca na kierowniczym stanowisku w dużej, międzynarodowej firmie, jest matką trójki dzieci, z których najstarsze uczy się teraz w szkole biznesu. „Na pewno trudniej jest, gdy dzieci są małe” – przyznaje. „Wracasz do domu i znajdujesz kartkę od wychowawczyni: «Jutro dzieci muszą przynieść do szkoły czerwoną wstążeczkę». Ty natomiast właśnie wróciłaś z firmowej kolacji, jest godzina 22. i w okolicy nie ma żadnego otwartego sklepu”.

Teraz, gdy czasy załatwiania opieki w ciągu dnia i wypisywania pozwoleń w dzienniczku szkolnym już praktycznie się skończyły, Alexandra nadal odgrywa w swojej firmie ważną rolę, a jednocześnie ma świetny kontakt z każdym ze swoich dzieci, z których jedno jest w szkole podstawowej, drugie w szkole średniej, a trzecie na uniwersytecie. „Kiedy nasze dzieci zaczęły dorastać, inni rodzicie skarżyli się, że ich synowie i córki nie chcą z nimi rozmawiać. Natomiast kiedy ja wracałam do domu, moje dzieci naprawdę chciały spędzać ze mną czas”. Chociaż Alexandra nie zawsze była w stanie dopilnować, żeby wszyscy mieli odrobioną pracę domową (ten obowiązek wziął na siebie jej mąż), teraz chętnie pomaga córce w ćwiczeniach, które ta musi zrobić w ramach swoich studiów biznesowych.

„Pewnego dnia w czasie sesji Abby wróciła do domu i powiedziała: «Wiesz, większość innych mam uczy swoje córki gotować i szyć, ty tymczasem uczysz mnie rachunkowości». Właśnie tak pomagałam jej w studiach, co było dla mnie prawdziwą frajdą, a egzaminy poszły Abby naprawdę dobrze.”

Podobnie jak wielu pracujących rodziców, Alexandra uważa, że jej dzieci skorzystały na tym, że mają mamę, która nie była zawsze i wszędzie obecna. „Moja praca dała naszym dzieciom szansę na przeżycie bardziej normalnych lat nastoletnich. Nie kontrolowałam ich w stu procentach. Dzięki temu nie czuły się nonstop obserwowane albo podsłuchiwane. Dałam im szansę bycia naprawdę sobą, co spowodowało, że miałam z nimi znacznie lepszą relację niż ja sama ze swoją matką, będąc w ich wieku.”

Nie znaczy to oczywiście, że wszystko zawsze szło idealnie gładko. Alexandra mówi na przykład, że nigdy nie zapomni tego, jak spóźniła się na przedstawienie Abby, kiedy córka była w pierwszej klasie podstawówki. Po drodze utknęła w korku spowodowanym przez ogromne opady śniegu i do szkoły udało jej się dotrzeć dopiero w połowie sztuki. Potem Abby przez lata wypominała jej: „Mamo, pamiętasz, jak miałam 6 lat i spóźniłaś się na moje przedstawienie?”.

„Jak udaje się pani to wszystko pogodzić?” – spytali ostatnio Alexandrę znajomi Abby. „Prawda jest taka, że nie zawsze się udaje” – odpowiedziała Alexandra i od razu opowiedziała im historię o burzy śnieżnej i o tym, jak w konsekwencji spóźniła się na początek przedstawienia córki. „Nie było aż tak