Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Homo sapiens. Meandry ewolucji

Homo sapiens. Meandry ewolucji

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-61710-52-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Homo sapiens. Meandry ewolucji

Pochodzenie człowieka i nasza, czyli gatunku Homo sapiens, wyjątkowość, a tak-że szczególny charakter i specyficzna historia planety, na której żyjemy, to pro-blemy od wieków nurtujące filozofów, a od chwili narodzin współczesnej nauki, czyli już od kilkuset lat, również naukowców.

Część tej historii, w tym również jej najnowszych odsłon, przedstawia w książce, którą właśnie przekazujemy do rąk czytelników, doktor Marcin Ryszkiewicz, pracownik Muzeum Ziemi, autor wielu książek i setek artykułów publikowanych w najpoczytniejszych polskich gazetach i tygodnikach, ceniony popularyzator nauk przyrodniczych i ewolucjonizmu.

Oczywiście w naukach o człowieku zawsze jest (i było) tak, że wciąż więcej jest pytań i hipotez niż uzasadnionych twierdzeń i świadectw empirycznych, a oprócz teorii mających już dziś status naukowego faktu (na przykład afrykańskie korzenie naszego gatunku albo jego bliskie pokrewieństwo z szympansem) i obok uczonych o uzna-nym i niekwestionowanym dorobku mnóstwo jest też ekscentryków oraz mniej lub bardziej szalonych pomysłów, których dziś już do nauki nikt nie zalicza, choć niektóre z nich kiedyś były traktowane poważnie i nawet stały się inspiracją dla dalszych, nieraz uwieńczonych sukcesem badań.

W swojej najnowszej książce Marcin Ryszkiewicz poza własną wizją wyjątkowości antropogenezy, opierającą się na najnowszych odkryciach z bardzo wielu dziedzin nauki – od geologii, poprzez paleoarcheologię, paleoantropologię, prymatologię aż po psychologię ewolucyjną – przedstawia też wiele ciekawych hipotez, teorii, faktów i ważnych postaci z historii nauk o człowieku i nauk o Ziemi oraz z pogranicza nauki (najtrudniejsze pytania zawsze prowokowały do wysuwania najbardziej kontrowersyjnych tez!).

 

Zapraszamy zatem w podróż po drogach i bezdrożach ewolucji człowieka, a przy okazji na fascynującą wyprawę po drogach i bezdrożach współczesnych nauk o człowieku i o Ziemi.

Polecane książki

Basia to współczesna, zabawna i mądra przyjaciółka dla Twojego dziecka. Przygody Basi pomagają dziecku zrozumieć świat, pokazują, jak poradzić sobie w trudnych sytuacjach. Swym humorem rozśmieszają dzieci i dorosłych. Basia i telefon. Kuzynka Lula dostała na urodziny prawdziwy telefon komórkowy. Bas...
Poniższy poradnik zawiera komplet informacji pomocnych przy odkrywaniu świata oraz zgłębianiu historii drugiej części dodatku do gry Pillars of Eternity zatytułowanego White March. Najważniejszą częścią poradnika jest kompletny opis przejścia wszystkich zadań w grze oraz szczegółowe omówienie i prze...
Doktor Fung wyjaśnia związek pomiędzy glukozą a insuliną i to, jak one wspólnie prowadzą nie tylko do otyłości i cukrzycy, ale również do mnóstwa innych powiązanych z nimi chorób jak atak serca, zastoinowa niewydolność serca, udar, niewydolność nerek czy ślepota. Zachęca do wyeliminowania cukru i pr...
Śmierć wpisana jest w życie człowieka. Jednak jest jednym z najtrudniejszych doświadczeń, jakie na niego czekają. Jak poradzić sobie ze śmiercią bliskich osób? Kiedy nadchodzą te najtrudniejsze momenty paraliżuje nas lęk i przerażenie. Jak pogodzić się z odchodzeniem ukochanych ludzi? Jak uporać się...
Wszystkie czynności wykonywane w placówce w związku ze śmiercią pacjenta powinny być podejmowane z poszanowaniem godności osoby zmarłej. Z e-booka dowiesz się, jaka jest procedura postępowania w przypadku zgonu pacjenta w szpitalu. Pomoże Ci to uniknąć odpowiedzialności karnej za znieważenie ludzkic...
Myrna Nazzour to jedna z największych obecnie żyjących mistyczek Kościoła katolickiego. Pochodzi z Damaszku, stolicy Syrii. Polskę odwiedziła już trzy razy. Zawsze na spotkania z nią przychodzą tłumy ludzi. Wielu chce wysłuchać przekazywanego przez nią orędzia miłości i jedności w Kościele, świecie ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Marcin Ryszkiewicz

Co­py­ri­ght © 2013 by Mar­cin Rysz­kie­wicz

Co­py­ri­ght © 2013 for this edi­tion by Wy­daw­nic­two CiS

Pro­jekt okład­ki i stron ty­tu­ło­wych oraz opra­co­wa­nie ilu­stra­cji: Stu­dio Gon­zo & Co.

Re­dak­cja: Piotr i Ewa Szwaj­cer

In­deks i ko­rek­ta: Jan i Jo­an­na Gon­do­wicz

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Re­pro­du­ko­wa­nie, ko­do­wa­nie w urzą­dze­niach prze­twa­rza­nia da­nych, prze­sy­ła­nie dro­gą elek­tro­nicz­ną (prze­wo­do­wo i bez­prze­wo­do­wo), od­twa­rza­nie w ja­kiej­kol­wiek for­mie w wy­stą­pie­niach pu­blicz­nych w ca­ło­ści lub czę­ści tyl­ko za wy­łącz­nym ze­zwo­le­niem wła­ści­cie­la praw au­tor­skich.

Wy­da­nie I (e-book)

War­sza­wa — Sta­re Grosz­ki 2013

Wy­daw­nic­two CiS

02-526 War­sza­wa

Opo­czyń­ska 2A/5

e-mail: CiS@CiS.pl

www.cis.pl

ISBN 978-83-61710-52

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Od wydawcy

Po­cho­dze­nie czło­wie­ka i na­sza, czy­li ga­tun­ku Homo sa­piens, wy­jąt­ko­wość — a tak­że szcze­gól­ny cha­rak­ter i spe­cy­ficz­na hi­sto­ria pla­ne­ty, na któ­rej ży­je­my — to pro­ble­my od wie­ków nur­tu­ją­ce fi­lo­zo­fów, a od kil­ku­set lat, już od chwi­li na­ro­dzin współ­cze­snej na­uki, rów­nież na­ukow­ców.

Część tej hi­sto­rii, a przy­najm­niej jej now­szych od­słon, przed­sta­wia w książ­ce, któ­rą wła­śnie prze­ka­zu­je­my do rąk czy­tel­ni­ków, dok­tor Mar­cin Rysz­kie­wicz, pra­cow­nik Mu­zeum Zie­mi, au­tor kil­ku­na­stu ksią­żek i se­tek ar­ty­ku­łów pu­bli­ko­wa­nych w naj­po­czyt­niej­szych pol­skich ga­ze­tach i ty­go­dni­kach, zna­ny i ce­nio­ny po­pu­la­ry­za­tor nauk przy­rod­ni­czych i ewo­lu­cjo­ni­zmu.

Oczy­wi­ście w na­ukach o czło­wie­ku za­wsze jest (i było) tak, że wciąż wię­cej jest py­tań i hi­po­tez niż uza­sad­nio­nych twier­dzeń i świa­dectw em­pi­rycz­nych, a oprócz teo­rii ma­ją­cych już dziś sta­tus na­uko­we­go fak­tu (na przy­kład afry­kań­skie ko­rze­nie na­sze­go ga­tun­ku i jego bli­skie po­kre­wień­stwo z szym­pan­sem) i oprócz uczo­nych o uzna­nym i nie­kwe­stio­no­wa­nym do­rob­ku mnó­stwo jest też spe­ku­la­cji oraz mniej lub bar­dziej sza­lo­nych po­my­słów, któ­rych dziś już do na­uki nikt nie za­li­cza, choć nie­któ­re z nich kie­dyś były trak­to­wa­ne po­waż­nie i na­wet sta­ły się in­spi­ra­cją dla dal­szych, nie­raz uwień­czo­nych suk­ce­sem ba­dań.

W tej książ­ce Mar­cin Rysz­kie­wicz poza wła­sną wi­zją wy­jąt­ko­wo­ści an­tro­po­ge­ne­zy, opie­ra­ją­cą się na naj­now­szych od­kry­ciach z bar­dzo wie­lu dzie­dzin na­uki — od geo­lo­gii, po­przez pa­le­oar­che­olo­gię, pa­le­oan­tro­po­lo­gię, pry­ma­to­lo­gię aż po psy­cho­lo­gię ewo­lu­cyj­ną — przed­sta­wia też spo­ro cie­ka­wych teo­rii, fak­tów i po­sta­ci z hi­sto­rii nauk o czło­wie­ku i nauk o Zie­mi i z po­gra­ni­cza na­uki (naj­trud­niej­sze py­ta­nia za­wsze pro­wo­ko­wa­ły do wy­su­wa­nia naj­bar­dziej kon­tro­wer­syj­nych tez). To zaj­mu­ją­ce opo­wie­ści, bo, mimo eks­tra­wa­gan­cji, te idee czę­sto były in­try­gu­ją­ce, po­dob­nie jak po­sta­cie ich twór­ców (nie­co ta­kich hi­sto­rycz­nych cie­ka­wo­stek moż­na też zna­leźć w do­łą­czo­nym do książ­ki Apen­dyk­sie, po­świę­co­nym hi­sto­rii na­uko­wej re­flek­sji nad czło­wie­kiem). To też ka­wa­łek na­sze­go na­uko­we­go dzie­dzic­twa, a cza­sem na­wet na­uko­wej współ­cze­sno­ści.

Tym jed­nak czy­tel­ni­kom, któ­rzy naj­pierw chcie­li­by się do­wie­dzieć, jak na­praw­dę — przy­najm­niej w świe­tle dzi­siej­szej wie­dzy — wy­glą­da­ły me­an­dry ewo­lu­cji czło­wie­ka współ­cze­sne­go i na czym rze­czy­wi­ście po­le­ga­ła jej wy­jąt­ko­wość, po­sta­no­wi­li­śmy nie­co uła­twić za­da­nie: frag­men­ty książ­ki nie­zwią­za­ne z głów­nym wąt­kiem nar­ra­cji, a opi­su­ją­ce wła­śnie róż­ne cie­ka­we mo­men­ty i po­sta­cie z hi­sto­rii nauk o czło­wie­ku i nauk o Zie­mi, zło­żo­ne są drob­niej­szym dru­kiem i wy­róż­nio­ne do­dat­ko­wo w ram­kach. Mamy na­dzie­ję, że taka for­ma do­dat­ko­wo uła­twi lek­tu­rę tej fa­scy­nu­ją­cej i barw­nej opo­wie­ści.

Za­pra­sza­my za­tem w po­dróż po dro­gach i bez­dro­żach ewo­lu­cji czło­wie­ka.

Wy­daw­nic­two CiS

WstępSześć tysięcy słów

Rys. 1.

Czło­wiek wi­tru­wiań­ski

Rys. 2.

Kąt twa­rzo­wy Cam­pe­ra

Rys. 3.

Ko­ro­wód ho­mi­ni­dów

Rys. 4.

Kla­do­gram I

Rys. 5.

Kla­do­gram II

Rys. 6.

Kla­do­gram III

„Je­den ry­su­nek wart jest ty­sią­ca słów”, mówi zna­ne chiń­skie przy­sło­wie. Je­śli Chiń­czy­cy nie mylą się w ra­chun­kach (bo co do isto­ty rze­czy mają ra­cję, to pew­ne) masz przed sobą, Czy­tel­ni­ku, sześć ty­się­cy słów. Jed­no­cze­śnie każ­dy z re­pro­du­ko­wa­nych tu ry­sun­ków re­pre­zen­tu­je — sym­bo­li­zu­je ra­czej — je­den z waż­nych pro­ble­mów an­tro­po­lo­gii, czy­li jed­no z istot­nych py­tań o miej­sce czło­wie­ka w świe­cie oży­wio­nym i o oso­bli­wo­ści na­szej ewo­lu­cji. War­to się tym sym­bo­licz­nym re­pre­zen­ta­cjom przyj­rzeć, bo to wła­śnie sto­ją­ce za nimi po­ję­cia i prze­my­śle­nia, a tak­że — bar­dziej jesz­cze — ży­wio­ne nie­raz przez stu­le­cia uprze­dze­nia i na­si­la­ją­ce się okre­so­wo kon­tro­wer­sje sta­no­wić będą osno­wę tej książ­ki. One też two­rzą jej naj­waż­niej­sze prze­sła­nie, któ­re brzmi mniej wię­cej tak: czło­wiek jest bio­lo­gicz­ną aber­ra­cją, a jego ewo­lu­cja to nie­koń­czą­cy się ciąg pa­ra­dok­sów, gwał­tow­nych zwro­tów i — by tak rzec — po­my­łek. Homo sa­piens jest naj­go­rzej przy­sto­so­wa­nym do śro­do­wi­ska ga­tun­kiem na Zie­mi, je­śli w ogó­le moż­na mó­wić w jego przy­pad­ku o okre­ślo­nym śro­do­wi­sku i je­śli sło­wo ga­tu­nek jest w na­szym przy­pad­ku na miej­scu. Ale — i to jest clou wszyst­kie­go — gdy­by nie te aber­ra­cje, zwro­ty, pa­ra­dok­sy i po­mył­ki, czło­wiek (a pew­nie i jak­kol­wiek isto­ta my­ślą­ca) za­pew­ne nie mógł­by się na­ro­dzić. Na­sze dzie­je to na­praw­dę me­an­dry ewo­lu­cji!

Co­kol­wiek bo­wiem są­dzi­my o na­szym ga­tun­ku, jed­ne­go chy­ba od­mó­wić mu nie moż­na (choć wie­lu pró­bo­wa­ło) — to naj­bar­dziej nie­zwy­kłe stwo­rze­nie pod Słoń­cem, a może w ogó­le w ca­łym Wszech­świe­cie. Moż­na by tego do­wo­dzić, od­wo­łu­jąc się do wszyst­kich aspek­tów na­szej wy­jąt­ko­wo­ści po ko­lei: od ana­to­mii, za­cho­wań i fi­zjo­lo­gii, po eko­lo­gię i kul­tu­rę. Li­sta jest dłu­ga i nad wie­lo­ma jej punk­ta­mi spró­bu­je­my się w tej książ­ce za­sta­no­wić. Sko­ro jed­nak o Wszech­świe­cie mowa, to naj­le­piej od­dać głos przy­by­szom z ob­cej pla­ne­ty, oni bo­wiem po­tra­fią spoj­rzeć na nas nie­uprze­dzo­nym okiem (je­śli mają oczy, rzecz ja­sna). A to, co wi­dzą, jest za­dzi­wia­ją­ce — na­wet dla istot, któ­re nie­jed­no już w ko­smo­sie wi­dzia­ły. Po­niż­szy dia­log po­cho­dzi z opo­wia­da­nia Ter­ry’ego Bis­so­na i roz­gry­wa się mię­dzy jed­nym z owych przy­by­szów ba­da­ją­cych ludz­kie isto­ty a bazą na jego ma­cie­rzy­stej pla­ne­cie. Frag­ment jest dość dłu­gi, ale war­to prze­czy­tać do koń­ca:

— Oni są zro­bie­ni z mię­sa!

— Mię­sa?

— Tak. Są cali z mię­sa.

— Mię­sa?!

— Tak, nie ma wąt­pli­wo­ści. Schwy­ta­li­śmy wie­lu z nich z róż­nych miejsc na pla­ne­cie, wzię­li­śmy na po­kład, prze­ba­da­li­śmy wzdłuż i wszerz. Samo mię­so.

— To nie­moż­li­we. A co z sy­gna­ła­mi ra­dio­wy­mi? Co z ich prze­sła­niem do gwiazd?

— Oni uży­wa­ją fal ra­dio­wych do kon­tak­tów, ale sami ich nie wy­sy­ła­ją. Ro­bią to ma­szy­ny.

— To kto zro­bił ma­szy­ny? Z kim mamy na­wią­zać kon­takt?

— Oni je zro­bi­li. Pró­bu­ję ci to wła­śnie wy­tłu­ma­czyć. Mię­so zro­bi­ło ma­szy­ny.

— To śmiesz­ne. Jak mię­so może zro­bić ma­szy­nę? Chcesz że­bym uwie­rzył w twór­cze mię­so?

— Nie chcę, byś w to wie­rzył. Mó­wię ci, jak jest.

— A może oni są jak Or­fo­lei? Wiesz, in­te­li­gen­cja opar­ta na wę­glu, w roz­wo­ju prze­cho­dzi przez sta­dium mię­sne.

— Skąd. Oni ro­dzą się jako mię­so i jako mię­so umie­ra­ją. Ba­da­li­śmy cały cykl roz­wo­jo­wy wie­lu z nich, któ­ry zresz­tą nie trwa zbyt dłu­go. Masz po­ję­cie jak dłu­go żyje mię­so?

— Daj spo­kój. Okay, a może oni są tyl­ko w czę­ści z mię­sa? Pa­mię­tasz, jak Wed­di­lei. Gło­wa z mię­sa z pla­zmo­wym mó­zgiem elek­tro­no­wym w środ­ku.

— Też nie. My­śle­li­śmy o tym, bo mają gło­wy z mię­sa, jak Wed­di­lei. Ale mó­wi­łem ci, wy­ko­na­li­śmy ba­da­nia. Tam jest wszę­dzie mię­so.

— Nie mają mó­zgu?

— Mają, oczy­wi­ście. Tyle, że ich mózg też jest z mię­sa!

— No to… czym oni my­ślą?

— Nie ro­zu­miesz, co mó­wię? Mó­zgiem. Mię­sem.

— My­ślą­ce mię­so! Bar­dzo za­baw­ne.

— Tak. My­ślą­ce mię­so! Świa­do­me mię­so! Ko­cha­ją­ce mię­so! Mię­so, któ­re ma­rzy! Mię­so do wszyst­kie­go! Chwy­tasz już, co mó­wię, czy za­czy­na­my od po­cząt­ku?

— Isto­to naj­wyż­sza! Więc o co cho­dzi temu mię­su?

— Przede wszyst­kim ono chce z nami roz­ma­wiać. Chce też, jak ro­zu­miem, po­znać nasz Wszech­świat, spo­tkać inne stwo­rze­nia, wy­mie­niać my­śli i in­for­ma­cje. Jak wszy­scy.

— Więc mamy roz­ma­wiać z mię­sem?

— Otóż to. To jest prze­sła­nie, któ­re wy­sła­li przez ra­dio: „Jest tam kto? Czy ktoś nas sły­szy?”. Te rze­czy.

— Więc oni na­praw­dę umie­ją mó­wić? Uży­wa­ją słów, po­jęć, idei?

— Ja­sne. Z tym że oni ro­bią to mię­sem. Po­tra­fią na­wet śpie­wać, prze­pusz­cza­jąc po­wie­trze przez mię­so.

— Isto­to naj­wyż­sza! Śpie­wa­ją­ce mię­so? Jak dla mnie, to już wy­star­czy. Więc co pro­po­nu­jesz?

— Ofi­cjal­nie, czy po ci­chu?

— Wal jed­no i dru­gie.

— Ofi­cjal­nie, to je­ste­śmy tu po to, by na­wią­zać kon­takt, po­wi­tać i zro­zu­mieć każ­dą my­ślą­cą isto­tę i każ­dy byt w tym sek­to­rze Wszech­świa­ta, bez uprze­dzeń, obaw i oka­zy­wa­nia wyż­szo­ści. A nie­ofi­cjal­nie uwa­żam, że po­win­ni­śmy ska­so­wać to na­gra­nie i o wszyst­kim jak naj­szyb­ciej za­po­mnieć1.

Wróć­my jed­nak na Zie­mię i do na­szych ry­sun­ków. Pierw­sze trzy są do­brze zna­ne, a ich prze­sła­nie ła­twe do od­czy­ta­nia już na pierw­szy rzut oka (co nie zna­czy, że praw­dzi­we, jak zo­ba­czy­my). Trzy ko­lej­ne są tak sche­ma­tycz­ne i pro­ste, że do­pie­ro głęb­sza ich kon­tem­pla­cja po­zwa­la uchwy­cić na czym ich sens po­le­ga. A ich prze­sła­nie jest iście re­wo­lu­cyj­ne i to ono wła­śnie naj­le­piej od­da­je idee, ja­kie tej książ­ce przy­świe­ca­ją. Za­cznij­my od pierw­sze­go ob­raz­ka, na­zy­wa­ne­go przez hi­sto­ry­ków Ka­no­nem pro­por­cji albo Czło­wie­kiem wi­tru­wiań­skim.

Jego au­to­rem jest sam Le­onar­do da Vin­ci, choć praw­dzi­wym po­my­sło­daw­cą i twór­cą był ży­ją­cy pół­to­ra ty­sią­ca lat wcze­śniej Mar­cus Vi­tru­vius Pol­lio, rzym­ski pi­sarz, my­śli­ciel, wy­na­laz­ca i bu­dow­ni­czy, au­tor po­mni­ko­we­go dzie­ła De Ar­chi­tec­tu­ra, któ­re w cza­sach Re­ne­san­su prze­ży­wa­ło swą dru­gą mło­dość.

Wi­tru­wiusz, czy­li mi­kro­ko­smos cia­ła

Wi­tru­wiusz był jed­nym z naj­wy­bit­niej­szych ar­chi­tek­tów Sta­ro­żyt­no­ści i naj­więk­szym ko­dy­fi­ka­to­rem ar­chi­tek­tu­ry, któ­rą poj­mo­wał zgod­nie z du­chem epo­ki jako sztu­kę wszech­stron­ną, z po­gra­ni­cza ma­te­ma­ty­ki, geo­me­trii, fi­lo­zo­fii przy­ro­dy i me­dy­cy­ny. Ludz­kie bu­dow­le przy­rów­ny­wał do pta­sich gniazd i psz­cze­lich uli, sta­ra­jąc się od­na­leźć w świe­cie na­tu­ry wzor­ce i ukry­te zna­ki po­zwa­la­ją­ce nadać na­szym wy­two­rom sens god­ny na­sze­go czło­wie­czeń­stwa. Ar­chi­tek­tu­ra nie była dla nie­go tyl­ko sztu­ką wzno­sze­nia bu­dyn­ków, była — nade wszyst­ko — od­wzo­ro­wa­niem ładu na­tu­ry, któ­re­go kul­mi­na­cją jest ludz­kie cia­ło, ucie­le­śnie­nie naj­do­sko­nal­szych za­sad geo­me­trii i po­nie­kąd ich za­pis, któ­re­go głę­bo­ki sens na­le­ży od­czy­tać i zro­zu­mieć.

De Ar­chi­tec­tu­ra, na­pi­sa­na ok. roku 25 p.n.e., to je­dy­ne w peł­ni za­cho­wa­ne do na­szych cza­sów an­tycz­ne dzie­ło po­świę­co­ne tej — jak wi­dać bar­dzo sze­ro­ko ro­zu­mia­nej — dzie­dzi­nie. Zna­na w Śre­dnio­wie­czu je­dy­nie z nie­licz­nych rę­ko­pi­sów, zo­sta­ła po­now­nie od­kry­ta w roku 1414 i po raz pierw­szy wy­da­na dru­kiem w 1486. W na­stęp­nym stu­le­ciu do­cze­ka­ła się prze­kła­dów na wszyst­kie waż­niej­sze ję­zy­ki eu­ro­pej­skie i wy­war­ła ogrom­ny wpływ na ar­chi­tek­tu­rę na­sze­go kon­ty­nen­tu w do­bie Od­ro­dze­nia, Ba­ro­ku i Kla­sy­cy­zmu.

Wi­tru­wiusz po­dzie­lił swe dzie­ło na dzie­sięć ksiąg, z któ­rych każ­da opi­sy­wa­ła inny aspekt ar­chi­tek­to­nicz­nej dzia­łal­no­ści, w tym i ta­kie — jak me­te­oro­lo­gia, me­dy­cy­na czy astro­no­mia — któ­re dziś z bu­dow­nic­twem nie bar­dzo się ko­ja­rzą. W Księ­dze III Wi­tru­wiusz opi­su­je cia­ło czło­wie­ka jako naj­waż­niej­sze źró­dło pro­por­cji i „naj­więk­sze dzie­ło sztu­ki”, a tak­że swe­go ro­dza­ju kod, któ­re­go od­czy­ta­nie po­zwo­li wpro­wa­dzić do wzno­szo­nych przez nas bu­dow­li ów ko­smicz­ny (bo czło­wiek, jako mi­kro­ko­smos, jest za­ko­do­wa­nym po­rząd­kiem Wszech­świa­ta) aspekt, o któ­rym nie wol­no za­po­mi­nać. Opi­su­jąc od­kry­wa­ne przez sie­bie pro­por­cje i za­leż­no­ści, któ­re w so­bie ucie­le­śnia­my, Wi­tru­wiusz, obok nie­zli­czo­nych po­mniej­szych re­gu­lar­no­ści, zwró­cił w szcze­gól­no­ści uwa­gę na jed­ną ce­chę na­szej ana­to­mii: cia­ło czło­wie­ka moż­na wpi­sać w okrąg i kwa­drat, naj­do­sko­nal­sze fi­gu­ry geo­me­trycz­ne, któ­rych bo­ski ro­do­wód był wie­lo­krot­nie pod­kre­śla­ny.

Każ­da z ksiąg De Ar­chi­tec­tu­ra za­wie­ra­ła jed­ną ilu­stra­cję, ale do cza­sów no­wo­żyt­nych prze­cho­wał się tyl­ko sam tekst, miej­sca­mi bar­dzo za­wi­ły i pe­łen trud­no już zro­zu­mia­łych tech­nicz­nych sfor­mu­ło­wań, co było zresz­tą jed­nym z po­wo­dów sto­sun­ko­wo ni­kłe­go za­in­te­re­so­wa­nia tym dzie­łem w Śre­dnio­wie­czu. Rów­nież pierw­sze no­wo­żyt­ne wy­da­nia wło­skie nie były ilu­stro­wa­ne, do­pie­ro póź­niej po­ja­wi­ły się edy­cje opa­trzo­ne ry­ci­na­mi, w tym tak­że pró­bu­ją­ce w gra­ficz­ny spo­sób od­dać do­strze­żo­ne przez Wi­tru­wiu­sza geo­me­trycz­ne kody na­sze­go cia­ła. Czło­wiek wi­tru­wiań­ski Le­onar­da jest tych prób uko­ro­no­wa­niem i naj­do­sko­nal­szą re­ali­za­cją, jest też bez wąt­pie­nia naj­czę­ściej oglą­da­nym ze wszyst­kich dzieł ge­nial­ne­go Wło­cha, Mony Lizy nie wy­łą­cza­jąc2.

Le­onar­do zgod­nie z in­ten­cją Wi­tru­wiu­sza nie tyl­ko wpi­sał cia­ło czło­wie­ka w fi­gu­ry do­sko­na­łe — okrąg i kwa­drat (w in­nych wer­sjach tak­że w dwa trój­ką­ty rów­no­bocz­ne), któ­rych wspól­nym środ­kiem jest pę­pek (przy oka­zji — to jed­na z bar­dziej czy­tel­nych i ta­jem­ni­czych cech ludz­kiej ana­to­mii, u in­nych zwie­rząt zu­peł­nie nie­wi­docz­nych) — ale tak­że za­opa­trzył swo­je szki­ce w ko­men­tarz wy­mie­nia­ją­cy wszyst­kie geo­me­trycz­ne re­la­cje, któ­rych moż­na się w na­szej bu­do­wie do­pa­trzyć. Je­śli wczy­tać się w uwa­gi za­pi­sa­ne na mar­gi­ne­sie ry­sun­ków (co nie jest pro­ste — Le­onar­do swo­im zwy­cza­jem ukrył je pod po­sta­cią pi­sma lu­strza­ne­go), moż­na się do­wie­dzieć że:

• sze­ro­kość (czło­wie­ka) w ra­mio­nach to jed­na czwar­ta jego wy­so­ko­ści, po­dob­nie jak od­le­głość od łok­cia do za­koń­cze­nia pal­ców dło­ni;

• od­le­głość od li­nii wło­sów do brwi to jed­na trze­cia wy­so­ko­ści twa­rzy;

• sze­ro­kość dło­ni od­po­wia­da sze­ro­ko­ści czte­rech pal­ców;

• sto­pa ma dłu­gość czte­rech sze­ro­ko­ści dło­ni;

• krok (mia­ra dłu­go­ści, choć jak w przy­pad­ku łok­cia i sto­py, wy­wo­dzą­ca się wprost z ana­to­mii czło­wie­ka) to dwa łok­cie;

• sto­pa ma dłu­gość 1/6 wy­so­ko­ści cia­ła;

• wy­so­kość czło­wie­ka to czte­ry łok­cie (a więc i 24 dło­nie), a za­ra­zem od­po­wied­nik dłu­go­ści roz­po­star­tych ra­mion;

• pę­pek sta­no­wi cen­trum cia­ła…

…i tak da­lej. Ta li­sta jest dłu­ga i zda­je się nie mieć koń­ca — tyl­ko od prze­ni­kli­wo­ści ob­ser­wa­to­ra za­le­ży, ile z tej ta­jem­nej wie­dzy zdo­ła od­czy­tać. A pró­bo­wa­ło od­czy­ty­wać wie­lu.

Czło­wiek wi­tru­wiań­ski Le­onar­da jest tyl­ko jed­nym z licz­nych gra­ficz­nych przed­sta­wień kon­cep­cji Wi­tru­wiu­sza, ale war­to przy nim wła­śnie się za­trzy­mać, jest on bo­wiem nie tyl­ko — do­sko­na­łym — dzie­łem sztu­ki, jest rów­nież, może na­wet przede wszyst­kim, wiel­ką me­ta­fo­rą, któ­rą moż­na zgłę­biać i któ­rej ukry­te kody trze­ba mo­zol­nie od­sła­niać i ła­mać. Jest zresz­tą czymś jesz­cze, gdyż dla Le­onar­da czło­wiek to nie tyl­ko naj­do­sko­nal­sza z ziem­skich istot, ale rów­nież od­bi­cie do­sko­na­ło­ści ca­łe­go Ko­smo­su (któ­ry sam, rzecz ja­sna, jest tyl­ko ma­te­ria­li­za­cją bo­skie­go za­my­słu). Czło­wiek jako ob­raz i po­do­bień­stwo Stwór­cy to jed­na z naj­po­tęż­niej­szych me­ta­for (ju­deo)chrze­ści­jań­stwa, któ­ra — choć­by bez­wied­nie — wpły­wa­ła przez stu­le­cia na na­sze po­strze­ga­nie ludz­kie­go cia­ła (i wpływ ten nie ustał do dziś). Je­śli bo­wiem czło­wiek jest od­bi­ciem Boga, to pew­nie sam Bóg ma (lub przy­bie­ra) ludz­ką po­stać, jak w Stwo­rze­niu Ada­ma Mi­cha­ła Anio­ła na przy­kład. Od­kry­wa­jąc ta­jem­ny kod na­sze­go cia­ła, od­kry­wa­my za­ra­zem atry­bu­ty Stwór­cy. A cia­ło Stwór­cy nie może być nie­do­sko­na­łe. Je­śli ist­nie­je ja­kiś kod Le­onar­da da Vin­ci, to czło­wiek wi­tru­wiań­ski jest jego naj­peł­niej­szym urze­czy­wist­nie­niem.

No do­brze — czło­wiek Le­onar­da jest do­sko­na­ły, ale prze­cież ta geo­me­trycz­na do­sko­na­łość nie ma nic wspól­ne­go z bio­lo­gicz­nym przy­sto­so­wa­niem, a to ono, a nie ja­kie­kol­wiek geo­me­trycz­ne re­la­cje, jest mia­rą suk­ce­su ga­tun­ku3. W bio­lo­gii wy­gry­wa ten, kto po­zo­sta­wia po so­bie naj­wię­cej po­tom­stwa (ge­nów), a do tego uro­da, sy­me­tria cia­ła ani naj­do­sko­nal­sze na­wet pro­por­cje mogą wca­le nie być nie­zbęd­ne (choć nie­raz się przy­da­ją). Mało kto do­strze­że pięk­no ciał ka­ra­lu­chów, ale to one wła­śnie prze­trwa­ły wła­ści­wie bez zmian przez set­ki mi­lio­nów lat i pew­nie prze­ży­ją też „do­sko­na­le pięk­nych” lu­dzi, je­śli ci odej­dą z tego świa­ta. Ryby głę­bi­no­we wy­glą­da­ją dla nas mon­stru­al­nie i z pew­no­ścią nie re­pre­zen­tu­ją kla­sycz­ne­go wzor­ca uro­dy, ale w ich po­grą­żo­nym w wiecz­nym mro­ku świe­cie li­czą się zu­peł­nie inne atry­bu­ty, a ich sa­mi­ce nie mają ani moż­li­wo­ści, ani ocho­ty, by po­dzi­wiać pięk­no sam­ców, te bo­wiem — skar­la­łe i zre­du­ko­wa­ne do roli mi­nia­tu­ro­wych na­rzą­dów ko­pu­la­cyj­nych — re­zy­du­ją na sta­łe w cia­łach swych part­ne­rek. Sa­mi­cy, a i sam­co­wi, tak wy­god­niej, a przede wszyst­kim w ten spo­sób ła­twiej mogą do­ro­bić się po­tom­stwa. Ani jego, ani jej cia­ła nie da­ło­by się wpi­sać w jak­kol­wiek re­gu­lar­ną fi­gu­rę geo­me­trycz­ną, ale to w ni­czym nie ob­ni­ża ich szans na suk­ces re­pro­duk­cyj­ny.

Jaką więc war­tość bio­lo­gicz­ną może mieć dla nas moż­li­wość wpi­sa­nia ludz­kie­go cia­ła w re­gu­lar­ne fi­gu­ry geo­me­trycz­ne — okrąg, kwa­drat czy trój­kąt rów­no­ra­mien­ny? Z dzi­siej­sze­go punk­tu wi­dze­nia — żad­ną (choć sam fakt jest dziw­ny — na­wet kunszt Le­onar­da nie star­czył­by, by to samo zro­bić z ko­niem, ży­ra­fą lub jasz­czur­ką), ale samo prze­ko­na­nie o na­szej do­sko­na­ło­ści prze­trwa­ło przez stu­le­cia i, choć nie za­wsze uświa­da­mia­ne, wy­war­ło istot­ny wpływ na my­śle­nie bio­lo­gów o miej­scu czło­wie­ka wśród ży­wych stwo­rzeń.

Do­brą ilu­stra­cją tego wpły­wu może być po­ję­cie tzw. kąta twa­rzo­we­go, któ­ry przed­sta­wia kla­sycz­ny ry­su­nek wią­za­ny z po­sta­cią wy­bit­ne­go osiem­na­sto­wiecz­ne­go ana­to­ma ho­len­der­skie­go, Pe­tru­sa Cam­pe­ra. Za­cznij­my tak jak po­przed­nio od ry­sun­ku, za­osz­czę­dza­jąc tym sa­mym ty­siąc słów. Je­den rzut oka uru­cha­mia od razu wie­le sko­ja­rzeń i po­zwa­la zna­leźć oczy­wi­sty łącz­nik mię­dzy geo­me­trycz­ną do­sko­na­ło­ścią Le­onar­da i ko­ro­wo­dem ho­mi­ni­dów no­wo­żyt­ne­go (choć fał­szy­wie poj­mo­wa­ne­go) ewo­lu­cjo­ni­zmu.