Strona główna » Biznes, rozwój, prawo » Droga ważniejsza niż cel. Wartości w życiu i biznesie

Droga ważniejsza niż cel. Wartości w życiu i biznesie

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-62304-76-9

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Droga ważniejsza niż cel. Wartości w życiu i biznesie

Znakomity przewodnik dla każdego, kto myśli o karierze menedżera i chciałby zajrzeć za kulisy zarządzania wielkimi korporacjami. Jest to jednak absolutna antyteza „Przewodnika korporacyjnego szczura”. Sławomir Lachowski przedstawia czytelnikowi swoją autorską wizję zarządzania, w której fundamentalną rolę odgrywają wartości i drugi człowiek. Autor przekonuje – i robi to z powodzeniem, że nie można być skutecznym menedżerem, jeśli nie dąży się do bycia dobrym człowiekiem.
Maciej Witucki, prezes Zarządu Telekomunikacji Polskiej SA

Jestem pod dużym wrażeniem książki; mądrej, aktualnej, napisanej z pasją i przekonaniem, wysoce erudycyjnej. Rzadko się zdarza, by udało się w tak umiejętny, interesujący sposób połączyć doświadczenia osobiste, wynikające z bogatej ścieżki kariery zawodowej Autora z przemyśleniami, których osnową były bestsellery światowej i polskiej literatury w dziedzinie zarządzania.
Prof. dr hab. Zbigniew Dworzecki
SGH, Prezes Towarzystwa Naukowego Organizacji i Kierownictwa

Polecane książki

"Przed i za Dubajem" to zbiór skupionych wokół współczesności opowiadań opisujących rzeczywistość – taką codzienną, bez fajerwerków, „nieatrakcyjną”, składającą się z rzeczy małych, powszednich, prawdziwych. Ale to one – często z dotkliwym, wręcz bolesnym zakończeniem, niekiedy nie oferując żadnych ...
Czy można przyjaźnić się z kimś, kto był miłością twojego życia? Ona była najfajniejszą dziewczyną w mieście, on właśnie się sprowadził z rodzicami i szybko zdążył złamać niejedno serce. Charley i Jake. Zakochali się w sobie niemal od pierwszego wejrzenia. Byli dla siebie stworzeni, snuli wielkie p...
Megan Jacobs od zawsze marzyła o zdrowym sercu. Całe dzieciństwo spędziła w szpitalach, podczas gdy jej siostra bliźniaczka, Crystal, uprawiała sporty, podrywała chłopaków i dobrze się bawiła. Niestety nawet przeszczep nie pomógł Megan czerpać z życia garściami. Teraz pracuje jako pomocnik bibliotec...
  Uwagi o więzieniach, zapobieganiu występkom i wychowaniu młodzieży mają na celu przypomnieć i niejednokrotnie ocalić od zapomnienia dawno wydane prace z tego zakresu. Zostały one pomyślane jako uzupełnienie, uściślenie poglądów i propozycji, a także odkrycie nowych i przypomnienie dawnych koncepcj...
Szklane miasto jest książką z gatunku fantastyki postapokaliptycznej. Opisuje losy młodych ludzi, którzy cudem ocaleli po wybuchu ładunku nuklearnego. Ich życie całkowicie się wtedy zmieniło. Szklane miasto to piękny Wrocław i jego zabytki, to także zagłada, zgliszcza i śmierć wszechobecna. To drama...
Matka Oliwii zostaje porwana. Rodzina dostaje żądanie okupu, ale po pewnym czasie porywacze milkną. Policja jest bezradna. Kiedy wszyscy tracą już nadzieję, kobieta się odnajduje. Nikt nie wie, co przeżyła, ponieważ uparcie milczy i odmawia współpracy z policją. Oliwia próbuje skłonić ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Sławomir Lachowski

Re­dak­cja: Han­na Ja­wo­row­ska-Błoń­ska

Pro­jekt okład­ki: Ma­ciej Sa­dow­ski

Re­dak­cja tech­nicz­na: Pa­weł Żuk

Co­py­ri­ght © Sła­wo­mir La­chow­ski

© Co­py­ri­ght for the po­lish edi­tion

by Wy­daw­nic­two Stu­dio EMKA

War­sza­wa 2012

Współ­au­tor­stwo roz­dzia­łu 6 – Re­na­ta Ta­deu­siak, Ali­na Stry­charz

Wszel­kich in­for­ma­cji udzie­la:

Wy­daw­nic­two Stu­dio EMKA

ul. Kró­lo­wej Al­do­ny 6, 03-928 War­sza­wa

tel./fax 22 628 08 38, 616 00 67

wy­daw­nic­two@stu­dio­em­ka.com.pl

www.stu­dio­em­ka.com.pl

ISBN 978-83-62304-76-9

Wszel­kie pra­wa, włącz­nie z pra­wem do re­pro­duk­cji tek­stów i ilu­stra­cji w ca­ło­ści lub w czę­ści, w ja­kiej­kol­wiek for­mie – za­strze­żo­ne.

Skład i ła­ma­nie: www.an­ter.waw.pl

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

Ro­dzi­com,

któ­rzy wska­za­li mi war­to­ści, oraz żo­nie i sy­no­wi,

któ­rzy nada­li im nie­prze­mi­ja­ją­ce zna­cze­nie

na DRO­DZE ży­cia

Wszyst­kie ko­rzy­ści z tej książ­ki

Au­tor prze­zna­cza

na cele cha­ry­ta­tyw­ne.

Podziękowania

Ta książ­ka nig­dy nie po­wsta­ła­by, gdy­by nie Ro­dzi­ce, któ­rzy zwró­ci­li moją uwa­gę na zna­cze­nie war­to­ści i na­uczy­li mnie sto­so­wa­nia ich w ży­ciu. Póź­niej nie­jed­no­krot­nie na­zy­wa­no mnie ide­ali­stą i ro­man­ty­kiem, w pod­tek­ście da­jąc do zro­zu­mie­nia, że po­zo­sta­ję da­le­ko od rze­czy­wi­sto­ści, któ­ra rzą­dzi się swo­imi twar­dy­mi dar­wi­ni­stycz­ny­mi pra­wa­mi. Ro­dzi­com za­wdzię­czam wia­rę w moc spraw­czą pra­cy, któ­ra czę­sto jest prze­sy­co­na po­tem, od­wa­gi, któ­ra cza­sem nie­sie ze sobą łzy, spra­wie­dli­wo­ści, na któ­rą, bywa, trze­ba dłu­go cze­kać, mą­dro­ści, któ­ra wy­ma­ga po­świę­ce­nia i cier­pli­wo­ści, umiar­ko­wa­nia, któ­re wy­ni­ka z sa­mo­dy­scy­pli­ny. Te war­to­ści dały mi wie­le po­zy­tyw­nych prze­żyć skła­da­ją­cych się w su­mie na za­do­wo­le­nie z ży­cia. Są naj­waż­niej­szym da­rem, jaki otrzy­ma­łem od Ro­dzi­ców, i dzię­ku­ję im za to, po­nie­waż sta­no­wią coś nie­skoń­cze­nie istot­niej­sze­go niż wszel­kie do­bra ma­te­rial­ne. Wspól­ne pie­lę­gno­wa­nie tych war­to­ści wraz z żoną i sy­nem po­zwo­li­ło nam wspie­rać się wza­jem­nie w trud­nych chwi­lach i cie­szyć się każ­dym, ma­łym i du­żym, suk­ce­sem, po­zy­tyw­nie od­dzia­ły­wać na sie­bie. Moja żona Ma­rze­na wy­ka­za­ła wie­le cier­pli­wo­ści i zro­zu­mie­nia dla mo­ich idei, za któ­ry­mi po­dą­ża­łem, na­ra­ża­jąc cza­sa­mi na­sze ży­cie ro­dzin­ne na trud­ne pró­by. Dzię­ku­ję Ci, Ma­rze­no, za trzy­dzie­ści lat wspól­nej po­dró­ży, któ­ra nie wio­dła ła­twą dro­gą. Jako oj­ciec sta­ra­łem się prze­ka­zać swo­je do­świad­cze­nia i prze­ko­na­nie o pod­sta­wo­wym zna­cze­niu war­to­ści mo­je­mu sy­no­wi, któ­ry oka­zał się bar­dzo do­brym słu­cha­czem i wy­jąt­ko­wo zdol­nym uczniem, kre­atyw­nie bu­du­ją­cym wła­sny świat war­to­ści. Dzię­ku­ję Ci Fi­li­pie, bo Two­ja po­sta­wa utwier­dza mnie w prze­ko­na­niu, że war­to­ści są naj­waż­niej­sze.

Zna­cze­nie war­to­ści w biz­ne­sie nie sta­no­wi­ło dla mnie żad­ne­go spe­cjal­ne­go od­kry­cia, bo za­wsze by­łem o tym prze­ko­na­ny. Nor­my ety­ki biz­ne­su, jak od­po­wie­dzial­ność, uczci­wość ku­piec­ka, rze­tel­ność, su­mien­ność, so­li­dar­ność, to twar­de wska­zów­ki po­stę­po­wa­nia, któ­rych na­ru­sze­nie na­ra­ża spraw­cę na sank­cje praw­ne lub śro­do­wi­sko­we. Jed­nak­że sto­so­wa­nie szer­sze­go za­kre­su war­to­ści jako na­rzę­dzia za­rzą­dza­nia po­zy­tyw­nie wpły­wa­ją­ce­go na po­sta­wy i za­cho­wa­nia pra­cow­ni­ków, re­la­cje z klien­ta­mi, ak­cjo­na­riu­sza­mi i oto­cze­niem, sta­ło się moim do­świad­cze­niem do­pie­ro wów­czas, gdy w roli me­ne­dże­ra sta­ną­łem przed naj­więk­szym wy­zwa­niem za­wo­do­wym: stwo­rze­nia od pod­staw dwóch ban­ków i prze­wo­dze­nia trze­ciej pod wzglę­dem wiel­ko­ści ak­ty­wów in­sty­tu­cji fi­nan­so­wej w Pol­sce. Za­rzą­dza­nie przez war­to­ści wca­le nie było oczy­wi­stym ani po­pu­lar­nym wy­bo­rem w kra­ju, gdzie za­le­d­wie czwar­ta część firm przy­zna­wa­ła się do tego, że okre­śli­ła war­to­ści za­sad­ni­cze dla swo­je­go biz­ne­su, a wol­ny ry­nek jako za­prze­cze­nie nie­do­bo­rów go­spo­dar­ki pla­no­wej był we­zwa­niem do le­gal­ne­go bo­ga­ce­nia się i mak­sy­ma­li­za­cji zy­sków w krót­kim okre­sie, uzna­wa­nych za nad­rzęd­ne cele dzia­ła­nia w biz­ne­sie.

mBank, Mul­ti­Bank i BRE Bank na­le­ża­ły do nie­licz­nych firm w Pol­sce, któ­re w swo­im cza­sie kon­se­kwent­nie były za­rzą­dza­ne przez war­to­ści. Wy­ni­ki tego dzia­ła­nia prze­ro­sły wszel­kie ocze­ki­wa­nia. Stwo­rzo­na wte­dy nie­zwy­kła kul­tu­ra or­ga­ni­za­cyj­na opar­ta na war­to­ściach ta­kich, jak: dą­że­nie do do­sko­na­ło­ści po­przez usta­wicz­ny roz­wój in­dy­wi­du­al­ny, sku­tecz­ność dzia­ła­nia in­dy­wi­du­al­ne­go i ze­spo­ło­we­go, od­po­wie­dzial­ność, go­to­wość i za­an­ga­żo­wa­nie oso­bi­ste, do­ko­na­ła re­wo­lu­cji w pol­skiej ban­ko­wo­ści. Dzię­ki niej po­wsta­ły wa­run­ki roz­wo­ju prze­ło­mo­wych in­no­wa­cji biz­ne­so­wych: mBan­ku – ni­sko­kosz­to­we­go mo­de­lu ban­ku in­ter­ne­to­we­go, Mul­ti­Ban­ku – przy­ja­znych fi­nan­sów dla wy­ła­nia­ją­cej się kla­sy śred­niej i ma­łych przed­się­biorstw, a tak­że od­no­wy BRE Ban­ku pod ha­słem BRE­ak­ty­wa­cji. Od­kry­cie zna­cze­nia war­to­ści w biz­ne­sie było dla mnie i, je­stem prze­ko­na­ny, tak­że dla więk­szo­ści mo­ich współ­pra­cow­ni­ków wspa­nia­łym i nie­zwy­kłym do­świad­cze­niem, któ­re po­zo­sta­nie w na­szej pa­mię­ci do koń­ca ży­cia.

Mój au­tor­ski mo­del za­rzą­dza­nia przez war­to­ści, jako spo­sób za­rzą­dza­nia ludź­mi i or­ga­ni­za­cją, zo­stał za­po­cząt­ko­wa­ny w mBan­ku i Mul­ti­Ban­ku i roz­wi­nię­ty wspól­nie z ca­łym ze­spo­łem. Bar­dzo waż­ną rolę w pro­ce­sie two­rze­nia za­sad za­rzą­dza­nia przez war­to­ści i prze­kła­da­nia war­to­ści na dzia­ła­nia we wszyst­kich ob­sza­rach ode­grał zgra­ny ze­spół pra­cow­ni­ków dzia­łu za­rzą­dza­nia za­so­ba­mi ludz­ki­mi ban­ko­wo­ści de­ta­licz­nej BRE Ban­ku. Szcze­gól­nie wiel­kie zna­cze­nie dla roz­wo­ju idei za­rzą­dza­nia przez war­to­ści w mBan­ku i Mul­ti­Ban­ku mie­li Piotr Ko­cio­łek, Ali­na Stry­charz i Re­na­ta Ta­deu­siak, a jej póź­niej­sze wdro­że­nie w BRE Ban­ku by­ło­by nie­moż­li­we bez zro­zu­mie­nia wagi spra­wy i za­an­ga­żo­wa­nia ko­le­gów z za­rzą­du ban­ku oraz Anny Ko­ziń­skiej kie­ru­ją­cej ob­sza­rem HR, a tak­że wie­lu in­nych osób. Chciał­bym im wszyst­kim ser­decz­nie po­dzię­ko­wać za wie­le dys­ku­sji, czę­sto bar­dzo kry­tycz­nych, i wy­si­łek wkła­da­ny w re­ali­za­cję tego, co po­cząt­ko­wo mo­gło się wy­da­wać idée fixe. Jed­nak­że gdy­by nie otwar­tość, go­to­wość i za­an­ga­żo­wa­nie li­de­rów wszyst­kich bez wy­jąt­ku ob­sza­rów biz­ne­so­wych pew­nie war­to­ści DRO­GA(i) – Do­sko­na­łość, Re­ali­za­cja, Od­po­wie­dzial­ność, Go­to­wość, An­ga­żo­wa­nie się – po­zo­sta­ły­by je­dy­nie do­brze brzmią­cym ha­słem. Oso­bi­sty przy­kład dzia­ła­nia in­spi­ro­wa­ne­go przez war­to­ści w wy­ko­na­niu Pio­tra Gaw­ro­na, Wojt­ka Pa­pie­ra­ka, Bart­ka Brzo­zow­skie­go, Tom­ka Gu­ba­ły, Krzysz­to­fa Two­ru­sa, Paw­ła Ku­char­skie­go, Mać­ka Wit­kow­skie­go, Zbysz­ka Grzel­czy­ka, Krzysz­to­fa Kuź­bi­ka, Ewy Gło­wac­kiej, Wi­tol­da Kuj­dy, Jo­an­ny Sas, Anny Zna­mi­row­skiej, Jo­an­ny Erd­man, Hu­ber­ta Pał­ga­na, Ma­riu­sza Za­rzyc­kie­go, Tom­ka Ko­wal­czy­ka, Ro­ma­na Ko­nec­kie­go, Mar­ka Żu­ber­ka, Krzysz­to­fa Le­wiń­skie­go, po­zwo­lił po­zy­skać dla tej idei wszyst­kich po­zo­sta­łych pra­cow­ni­ków i do­ko­nać w ten spo­sób prze­ło­mu w spo­so­bie za­rzą­dza­nia biz­ne­sem w Pol­sce. Ni­ko­mu nie­zna­ne pro­jek­ty mBank i Mul­ti­Bank sta­ły się du­ży­mi or­ga­ni­za­cja­mi biz­ne­so­wy­mi bę­dą­cy­mi kla­są dla sie­bie. Ko­rzy­stam z oka­zji, by przy­po­mnieć o ich roli i bar­dzo ser­decz­nie im po­dzię­ko­wać.

Okre­śle­nie ka­no­nu war­to­ści BRE Ban­ku, or­ga­ni­za­cji ma­ją­cej swo­ją, ukształ­to­wa­ną hi­sto­rycz­nie, toż­sa­mość, sta­no­wi­ło nie­ła­twe za­da­nie, a jesz­cze trud­niej­sze było wdro­że­nie idei za­rzą­dza­nia przez war­to­ści. Gdy­by nie za­ufa­nie, ja­kim ob­da­rzy­li mnie li­de­rzy tej or­ga­ni­za­cji jako no­we­go pre­ze­sa, oraz za­an­ga­żo­wa­nie w re­ali­za­cję no­we­go pro­jek­tu, któ­ry w isto­cie zmie­nił ob­li­cze ban­ku, nie miał­bym pew­nie tego przy­wi­le­ju, by mó­wić, że war­to­ści dzia­ła­ją po­zy­tyw­nie w każ­dej or­ga­ni­za­cji. Dzię­ku­ję za wspar­cie Ja­nu­szo­wi Woj­ta­so­wi, Ro­ber­to­wi Szar­wi­le, Mał­go­rza­cie Rud­nic­kiej, An­nie Wi­niar­skiej, Ja­no­wi Sol­da­te­mu, Han­nie Dzier­żyń­skiej, Agniesz­ce Po­pkow­skiej, An­nie Paw­liń­skiej, Ja­ro­sła­wo­wi For­doń­skie­mu, Pio­tro­wi Ba­ran­ko­wi, Krzysz­to­fo­wi Ger­la­cho­wi, Ala­no­wi Wo­dzyń­skie­mu, An­drze­jo­wi Kle­pa­czyń­skie­mu, Da­nie­lo­wi Ści­ga­le. Dzię­ki ich oso­bi­ste­mu przy­kła­do­wi war­to­ści w dzia­łal­no­ści BRE Ban­ku zy­ska­ły prak­tycz­ne zna­cze­nie.

Sło­wa szcze­gól­ne­go po­dzię­ko­wa­nia kie­ru­ję do Ali­ny Stry­charz i Re­na­ty Ta­deu­siak, kie­dyś mo­ich bli­skich współ­pra­cow­ni­czek w re­ali­za­cji wdro­że­nia kon­cep­cji za­rzą­dza­nia przez war­to­ści, któ­re są współ­au­to­ra­mi roz­dzia­łu 5 tej książ­ki, pod ty­tu­łem Mapa dro­go­wa za­rzą­dza­nia przez war­to­ści. Ten roz­dział nie mógł­by po­wstać w ta­kiej for­mie bez ich udzia­łu, po­nie­waż, zgod­nie z za­ło­że­niem, ma być swe­go ro­dza­ju pod­ręcz­ni­kiem dla li­de­rów, któ­rzy prze­ko­na­ni o zna­cze­niu war­to­ści w biz­ne­sie, zde­cy­du­ją się za­rzą­dzać przez war­to­ści.

Ka­mil Su­skie­wicz po­mógł mi w pra­cy nad za­war­to­ścią książ­ki jako zbie­racz ma­te­ria­łów źró­dło­wych i uważ­ny pierw­szy czy­tel­nik, za co mu ser­decz­nie dzię­ku­ję.

Na ko­niec chciał­bym wy­ra­zić wdzięcz­ność Jac­ko­wi Mar­ci­nia­ko­wi, sze­fo­wi Stu­dia Emka, za pod­sy­ca­nie, po­cząt­ko­wo nie­śmia­łej, my­śli, że książ­ka o war­to­ściach w ży­ciu i w biz­ne­sie po­win­na po­wstać i że to ja mam obo­wią­zek ją na­pi­sać.

Sła­wo­mir La­chow­ski

Zamiast wstępu

Le­piej za­pa­lić świe­cę, niż prze­kli­nać ciem­ność.

Mat­ka Te­re­sa z Kal­ku­ty

Od­kąd po raz pierw­szy usły­sza­łem o Ca­mi­no de San­tia­go, za­wsze chcia­łem prze­być ten piel­grzy­mi szlak do sto­li­cy hisz­pań­skiej Ga­li­cii San­tia­go de Com­po­ste­la. Jed­nak jako uczest­nik wie­lu ma­ra­to­nów i wy­praw wy­so­ko­gór­skich, bie­ga­ją­cy kil­ka razy w ty­go­dniu po dzie­sięć i wię­cej ki­lo­me­trów, w ogó­le nie bra­łem pod uwa­gę piel­grzy­mo­wa­nia w taki spo­sób, jak czy­nią to ty­sią­ce zwy­kłych lu­dzi. Za­sta­na­wia­łem się więc nad prze­bie­gnię­ciem tra­sy w moż­li­wie naj­krót­szym cza­sie albo prze­je­cha­niu jej ro­we­rem. Ale osta­tecz­nie, w kil­ka ty­go­dni po szczę­śli­wym po­wro­cie z wy­pra­wy na An­tark­ty­dę, gdzie wsze­dłem na Mt. Vin­son, naj­wyż­szy szczyt tego kon­ty­nen­tu, zde­cy­do­wa­łem się przejść Ca­mi­no sa­mot­nie z ple­ca­kiem, czy­li tak jak idą pra­wie wszy­scy zdą­ża­ją­cy do gro­bu św. Ja­ku­ba.

Hi­sto­ria wę­dró­wek wier­nych do ka­te­dry w San­tia­go de Com­po­ste­la się­ga IX wie­ku. W śre­dnio­wie­czu Eu­ro­pę spo­wi­ła pa­ję­czy­na wio­dą­cych tam piel­grzy­mich dróg, spo­śród któ­rych Ca­mi­no Fran­cés (Dro­ga Fran­cu­ska) sta­ła się naj­bar­dziej uczęsz­cza­nym szla­kiem za­chod­niej cy­wi­li­za­cji. Li­czy oko­ło 780 ki­lo­me­trów i uwa­ża­na jest za naj­waż­niej­szą w tra­dy­cji piel­grzy­mo­wa­nia do gro­bu św. Ja­ku­ba. Za­czy­na się w ma­low­ni­czym Sa­int-Jean-Pied-de-Port, we fran­cu­skiej pro­win­cji za­miesz­ka­łej przez Ba­sków, bie­gnie rów­no­le­gle do wy­brze­ża Oce­anu Atlan­tyc­kie­go, przez Pi­re­ne­je Atlan­tyc­kie, po­tem do­li­na­mi rzek Erro i Arga do Pam­pe­lu­ny, przez wi­niar­ski re­gion Rio­ja, Me­se­tę hisz­pań­ską w Ka­sty­lii do daw­nej sto­li­cy Hisz­pa­nii – Bur­gos, da­lej do León, gór­ski­mi ścież­ka­mi do cel­tyc­kie­go O’Ce­bre­iro, a na­stęp­nie scho­dzi na wy­ży­ny Ga­li­cii, by do­trzeć w koń­cu do San­tia­go de Com­po­ste­la. Obec­nie, po dłu­gim okre­sie cał­ko­wi­te­go za­po­mnie­nia, Dro­gą Świę­te­go Ja­ku­ba wę­dru­je w cią­gu roku po­nad 100 ty­się­cy lu­dzi (rok 2010 był pod tym wzglę­dem re­kor­do­wy – za­re­je­stro­wa­no 271 ty­się­cy piel­grzy­mów). Ca­mi­no de San­tia­go jako pierw­sza otrzy­ma­ła ty­tuł Eu­ro­pej­skie­go Szla­ku Kul­tu­ro­we­go, przy­zna­wa­ny przez Radę Eu­ro­py w uzna­niu dla wkła­du w kształ­to­wa­nie eu­ro­pej­skiej cy­wi­li­za­cji, a w 1993 roku zy­ska­ła sta­tus Świa­to­we­go Dzie­dzic­twa Kul­tu­ry UNE­SCO.

Wy­ru­sza­jąc w dro­gę 13 mar­ca 2011 roku z Sa­int-Jean-Pied-de-Port by­łem opty­mi­stą. Są­dzi­łem, że po­ko­nam szlak z ła­two­ścią, prze­mie­rza­jąc 40–60 ki­lo­me­trów dzien­nie, i będę miał dużo cza­su na me­dy­ta­cje oraz roz­mo­wy ze spo­tka­ny­mi ludź­mi. Jed­nak już pierw­sze­go dnia otrzy­ma­łem ostrze­że­nie, że może być cał­kiem in­a­czej, niż to so­bie wy­obra­ża­łem – do­tar­łem co praw­da gór­skim szla­kiem do od­da­lo­ne­go o 26 ki­lo­me­trów Ron­ce­sval­les, po­ko­nu­jąc je­den z naj­trud­niej­szych od­cin­ków tra­sy w cią­gu ośmiu go­dzin, ale prze­ni­kli­wy ból ob­tar­tych stóp od­bie­rał mi ocho­tę do dal­szej wę­drów­ki. W cią­gu na­stęp­nych dni sy­tu­acja się po­gor­szy­ła, otarć przy­by­wa­ło i ko­lej­ne od­cin­ki po­ko­ny­wa­łem mo­zol­nie, pa­trząc, jak mi­ja­ją mnie nie tyl­ko stu­den­ci, ale tak­że go­spo­dy­nie do­mo­we, pa­no­wie i pa­nie w wie­ku eme­ry­tal­nym, urzęd­ni­cy, któ­rzy do­pie­ro co wsta­li zza biur­ka, a na ko­niec zo­sta­łem po­grą­żo­ny przez 130-ki­lo­gra­mo­we­go gru­ba­sa, któ­ry wy­prze­dził mnie ni­czym po­ciąg eks­pre­so­wy, po­zdra­wia­jąc we­so­łym, lek­ko za­sa­pa­nym gło­sem – „Buen Ca­mi­no!”. Nie zwra­ca­łem uwa­gi na kra­jo­bra­zy i lu­dzi, sze­dłem jak ro­bot, upo­rczy­wie od­rzu­ca­jąc myśl, żeby za­nie­chać piel­grzym­ki i pod­jąć ją na nowo za ja­kiś czas. Wie­dzia­łem jed­nak, że po­dob­nie jak na tra­sie ma­ra­to­nu po 37 ki­lo­me­trze, czy na ostat­nim po­dej­ściu na szczyt, to siła woli de­cy­du­je o koń­co­wym suk­ce­sie i zwy­cię­stwo za­le­ży od tego, co jest w gło­wie, a nie w no­gach.

Moja fi­zycz­na udrę­ka trwa­ła 10 dni, aż do mo­men­tu, kie­dy rany na sto­pach się za­bliź­ni­ły. Gdy­by nie życz­li­wość spo­ty­ka­nych lu­dzi, wie­czor­ne roz­mo­wy, wspar­cie du­cho­we i wszech­obec­ny uśmiech, z całą pew­no­ścią pod­dał­bym się. I wów­czas do­tar­ło do mnie, że być może tak wła­śnie mia­ło się stać – otrzy­ma­łem lek­cję po­ko­ry i coś znacz­nie wię­cej, bo uświa­do­mi­łem so­bie ja­sno, że ura­to­wa­li mnie lu­dzie, któ­rym nor­mal­nie to ja po­wi­nie­nem słu­żyć po­mo­cą, wziąw­szy pod uwa­gę moje do­świad­cze­nie i przy­go­to­wa­nie fi­zycz­ne. Wte­dy zo­ba­czy­łem to­wa­rzy­szy tej nie­co­dzien­nej dro­gi, zwy­kłych prze­cież lu­dzi, w zu­peł­nie in­nym świe­tle. Do­strze­głem, że w isto­cie nie są zwy­kli – są wy­jąt­ko­wi. Trzy go­spo­dy­nie do­mo­we, gru­by per­ku­si­sta z ze­spo­łu fla­men­co, stu­dent śpią­cy w bejs­bo­lów­ce, ste­ra­ny ży­ciem le­karz z Ko­rei, mło­da dziew­czy­na z Sin­ga­pu­ru, któ­ra za­sta­na­wia się czy stu­dio­wać me­dy­cy­nę, czy we­te­ry­na­rię, Ho­len­der­ka w trze­cim mie­sią­cu cią­ży… Wszy­scy po­ko­ny­wa­li tra­sę z uśmie­chem na ustach i po­go­dą du­cha, pod­czas gdy ja sze­dłem z gry­ma­sem na twa­rzy, a ostry ból po­ra­nio­nych stóp prze­ni­kał mój mózg, nie po­zwa­la­jąc sku­pić się na ni­czym in­nym prócz cier­pie­nia.

Wie­lo­krot­nie za­da­wa­łem so­bie py­ta­nia: Co daje tym lu­dziom tyle siły du­cho­wej i fi­zycz­nej, że mogą do­rów­nać mę­dr­com i ma­ra­toń­czy­kom? Skąd bio­rą wład­czy spo­kój i opty­mizm, któ­ry nie­omal góry prze­no­si? Co po­wo­du­je, że czu­ję się onie­śmie­lo­ny ich go­to­wo­ścią do po­mo­cy, otwar­to­ścią na świat i na in­nych, któ­ra czy­ni każ­dą roz­mo­wę cie­ka­wą i po­ucza­ją­cą? Od­po­wiedź była pro­sta i za każ­dym ra­zem po­dob­na: do­broć, przy­jaźń, życz­li­wość, mi­łość, em­pa­tia, go­to­wość do świad­cze­nia bez­in­te­re­sow­nej po­mo­cy, so­li­dar­ność, sza­cu­nek, ra­dość – te war­to­ści były nie­wi­dzial­ną osno­wą ich po­sta­wy, od­czu­wa­nia i wszyst­kich za­cho­wań. To one spra­wia­ły, że czu­łem się z tymi ludź­mi do­brze, bez­piecz­nie i ra­do­śnie, jak­bym ich znał od da­wien daw­na. Poza mną zo­stał świat, gdzie nie­pew­ność i cha­os wy­zna­cza­ją rytm dnia, na sku­tek bez­par­do­no­wej kon­ku­ren­cji prze­ra­dza­ją­cej się w per­ma­nent­ny wy­ścig szczu­rów lu­dzie sta­le mu­szą mieć się na bacz­no­ści, strach prze­ra­dza się w cią­gły stres pa­ra­li­żu­ją­cy umysł i cia­ło, wszyst­ko jest na sprze­daż i wszyst­ko moż­na ku­pić, a cel uświę­ca środ­ki. Tu spo­tka­łem się ze świa­tem, któ­rym nie kie­ru­je żą­dza wła­dzy i pie­nią­dza, bez­względ­ność, ego­izm, za­zdrość i za­wiść. Jego bo­ha­te­ra­mi są lu­dzie, któ­rych wy­jąt­ko­wość wy­ni­ka nie z tego, że są pięk­ni, mło­dzi, sil­ni i bo­ga­ci, wręcz prze­ciw­nie – nie od­zna­cza­ją się żad­nym z tych atry­bu­tów he­ro­sów kul­tu­ry ma­so­wej. Są wy­jąt­ko­wi, po­nie­waż po­tra­fią oka­zać bez­in­te­re­sow­ną po­moc, życz­li­wość, uśmiech, go­to­wość wy­słu­cha­nia in­nych i po­świę­ce­nia im chwi­li uwa­gi.

Te pro­ste war­to­ści, prze­ja­wia­ją­ce się w co­dzien­nym po­stę­po­wa­niu, czy­nią ze zwy­kłych lu­dzi wy­jąt­ko­we isto­ty. „Zwy­kli lu­dzie mogą stać się wy­jąt­ko­wy­mi, zdol­ni są czy­nić cuda, je­śli kie­ru­ją się kil­ko­ma pod­sta­wo­wy­mi war­to­ścia­mi” – to zda­nie sta­ło się mot­tem każ­de­go dnia, jaki spę­dza­łem na Ca­mi­no, po­twier­dza­nym ty­siąc­krot­nie w prak­ty­ce. W za­sa­dzie fra­zes, ba­nal­na praw­da – każ­dy przy­zna jej ra­cję w teo­re­tycz­nych roz­wa­ża­niach. Ale tyl­ko na tym abs­trak­cyj­nym po­zio­mie, bo teo­re­tycz­ne de­kla­ra­cje i ży­cio­wą prak­ty­kę dzie­li bar­dzo dłu­ga dro­ga. A ja na Ca­mi­no spo­tka­łem wła­śnie prak­ty­kę w swo­jej naj­pięk­niej­szej po­sta­ci.

Kie­dy już wy­zdro­wia­łem i mo­głem de­lek­to­wać się sa­mot­no­ścią na szla­ku oraz wie­czor­ny­mi roz­mo­wa­mi w schro­ni­skach, ta myśl, po­głę­bio­na pro­wa­dzo­ny­mi w cią­gu dłu­gich go­dzin wę­drów­ki szla­kiem Ja­ku­bo­wym roz­wa­ża­nia­mi o war­to­ściach w ży­ciu oso­bi­stym i za­wo­do­wym, nie opusz­cza­ła mnie aż do koń­ca piel­grzym­ki do San­tia­go de Com­po­ste­la. Wra­ca­łem z po­wro­tem do domu z głę­bo­kim prze­ko­na­niem, któ­re wkrót­ce prze­ro­dzi­ło się w im­pe­ra­tyw ka­te­go­rycz­ny, że mu­szę się po­dzie­lić tymi roz­wa­ża­nia­mi z in­ny­mi. Oczy­wi­sty zwią­zek po­mię­dzy po­zy­tyw­ny­mi war­to­ścia­mi w ży­ciu i w biz­ne­sie miał dla mnie w prze­szło­ści rze­czy­wi­sty, głę­bo­ko prak­tycz­ny wy­miar. Nie­spo­dzie­wa­nie uświa­do­mi­łem so­bie, że moje oso­bi­ste do­świad­cze­nia biz­ne­so­we w za­kre­sie wy­do­by­cia war­to­ści na pierw­szy plan dzia­łal­no­ści fir­my i po­strze­ga­nia ich jako fun­da­men­tu re­la­cji pra­cow­ni­czych, a tak­że prak­ty­ki za­rzą­dza­nia przez war­to­ści, są wy­jąt­ko­we, bo rzad­ko spo­ty­ka­ne, więc cią­ży na mnie obo­wią­zek da­nia świa­dec­twa dla szer­sze­go krę­gu za­in­te­re­so­wa­nych. We współ­cze­snym świe­cie, któ­ry się szyb­ko i gwał­tow­nie zmie­nia, teza, że zysk nie jest je­dy­nym, a na­wet nie naj­waż­niej­szym, ce­lem dzia­ła­nia w biz­ne­sie po­wo­li prze­bi­ja się do świa­do­mo­ści spo­łecz­nej. Na­stę­pu­je to pod wpły­wem bo­le­snych do­świad­czeń oraz ob­ser­wa­cji efek­tów dzia­łal­no­ści firm i me­ne­dże­rów na­pę­dza­nych chci­wo­ścią i bez­względ­nym dą­że­niem do mak­sy­ma­li­za­cji zy­sku za wszel­ką cenę. Je­stem głę­bo­ko prze­ko­na­ny, że prze­strze­ga­nie war­to­ści jest tak samo waż­ne dla lu­dzi, jak i przed­się­biorstw – lu­dziom po­zwa­la żyć god­nie i umrzeć z po­czu­ciem speł­nie­nia, a i przed­się­bior­stwom przy­no­si swo­istą nie­śmier­tel­ność. To dzię­ki spój­ne­mu sys­te­mo­wi war­to­ści je­ste­śmy w sta­nie po­ko­ny­wać dzień po dniu, a tak­że zbu­do­wać szczę­ście w ży­ciu oso­bi­stym oraz osią­gnąć suk­ces i sa­tys­fak­cję w ży­ciu za­wo­do­wym. Uzna­ne przez nas war­to­ści okre­śla­ją, ja­ki­mi je­ste­śmy ludź­mi, ja­kie są na­sze ży­cio­we wy­bo­ry i w jaki spo­sób po­strze­ga­my in­nych. Dla przed­się­biorstw sta­no­wią po­most, po któ­rym prze­cho­dzą ta­len­ty. Po­zwa­la­ją im ro­snąć i re­ali­zo­wać sa­tys­fak­cjo­nu­ją­ce zy­ski w zgo­dzie z oto­cze­niem, pre­fe­ren­cja­mi pra­cow­ni­ków i ocze­ki­wa­nia­mi in­te­re­sa­riu­szy oraz wła­ści­cie­li. To wła­śnie zwy­kli-wy­jąt­ko­wi lu­dzie, kie­ru­ją­cy się war­to­ścia­mi, two­rzą wspa­nia­łe przed­się­bior­stwa.

I w taki oto spo­sób, re­ali­zu­jąc prze­sła­nie wy­ra­żo­ne kie­dyś przez Ma­hat­mę Gan­dhie­go: „Bądź zmia­ną, któ­rą pra­gniesz uj­rzeć w świe­cie”, na­pi­sa­łem książ­kę, któ­rej nig­dy nie mia­łem w pla­nach.

Rozdział 1.Wartości zwykłych ludzi

War­to­ści w ży­ciu czło­wie­ka

War­to­ści są pod­sta­wą, któ­ra nie tyl­ko de­cy­du­je o ży­ciu, ale tak­że okre­śla li­nie po­stę­po­wa­nia i stra­te­gie, któ­re bu­du­ją ży­cie w spo­łe­czeń­stwie. Nie moż­na od­dzie­lać od sie­bie war­to­ści oso­bi­stych i war­to­ści spo­łecz­nych.

Jan Pa­weł II

Ży­je­my w okre­sie re­wo­lu­cyj­nych zmian cy­wi­li­za­cyj­nych, spo­łecz­nych i go­spo­dar­czych, bę­dą­cych re­zul­ta­tem tech­no­lo­gicz­ne­go hi­per­przy­spie­sze­nia ostat­nich lat. Nie­pew­ność, brak sta­bi­li­za­cji, nie­prze­wi­dy­wal­na przy­szłość, nie­po­ha­mo­wa­ny wzrost kon­ku­ren­cji po­wo­du­ją, że ogar­nia nas strach i pa­ra­li­żu­je stres. Cią­gle, czę­sto wbrew wła­snej woli, bie­rze­my udział w per­ma­nent­nym wy­ści­gu szczu­rów. Wy­gra­na w jed­nym bie­gu ni­cze­go nie zmie­nia, w dal­szym cią­gu po­zo­sta­je­my szczu­ra­mi, bo na­tych­miast za­czy­na się ko­lej­ny wy­ścig. Na­sza po­dróż przez ży­cie jest nie­ustan­nym zma­ga­niem się z trud­no­ścia­mi. Szu­ka­my spo­so­bu na zna­le­zie­nie i za­cho­wa­nie wła­ści­we­go kie­run­ku, ogra­ni­cze­nie de­struk­cyj­ne­go wpły­wu oto­cze­nia na na­szą psy­chi­kę i zdro­wie fi­zycz­ne. Upo­rząd­ko­wa­ny we­wnętrz­ny świat prze­ko­nań, idei i war­to­ści wzmac­nia na­szą od­por­ność na nie­po­wo­dze­nia, uczy cie­szyć się i do­ce­niać małe suk­ce­sy, po­zwa­la le­piej kon­tro­lo­wać spra­wy, na któ­re mo­że­my mieć re­al­ny wpływ. War­to­ści jako ramy na­szych my­śli, po­staw i za­cho­wań skła­da­ją się na spój­ny sys­tem, któ­ry po­zwa­la nam prze­trwać, a na­wet wię­cej – osią­gnąć szczę­ście w ży­ciu oso­bi­stym oraz suk­ces i sa­tys­fak­cję w pra­cy za­wo­do­wej. Przy­ję­te przez nas war­to­ści okre­śla­ją, jak ży­je­my, do­kąd zmie­rza­my i jaki jest nasz sto­su­nek do in­nych. Praw­dzi­we, a nie­po­zor­ne i po­wszech­nie ak­cep­to­wa­ne war­to­ści od­dzia­łu­ją ko­rzyst­nie na tych, któ­rzy je prak­ty­ku­ją, jak i na tych, do któ­rych są skie­ro­wa­ne.

War­to­ści od­gry­wa­ją ogrom­ną rolę w ludz­kim ży­ciu. Każ­da jego płasz­czy­zna ja­koś o nie za­ha­cza, a na­wet wy­ra­sta z nich, bo wszyst­kie, tak­że naj­drob­niej­sze dzia­ła­nia czło­wie­ka mają źró­dło w spo­so­bie trak­to­wa­nia rze­czy fun­da­men­tal­nych. Wy­mia­ry zna­cze­nia war­to­ści dla na­sze­go ży­cia są bar­dzo róż­ne i moż­na je roz­pa­try­wać w wie­lu ka­te­go­riach. Świat war­to­ści jest waż­ną czę­ścią kul­tu­ry, w ja­kiej żyje czło­wiek, sta­no­wi rze­czy­wi­stość, do któ­rej musi się od­nieść. War­to­ści po­bu­dza­ją i kształ­tu­ją świa­do­mość, mo­ty­wu­ją do ak­tyw­no­ści, wy­ty­cza­ją cele dzia­łań, in­te­gru­ją lu­dzi i sca­la­ją spo­łe­czeń­stwa, sty­mu­lu­ją, ukie­run­ko­wu­ją i sta­bi­li­zu­ją roz­wój1. Czło­wiek żyje za­tem w świe­cie war­to­ści, któ­re są czę­ścią jego oso­bo­wo­ści i ota­cza­ją go, ale nasz sto­su­nek do nich jest róż­ny. War­to­ści są jed­nym z pod­sta­wo­wych pro­ble­mów ludz­kiej eg­zy­sten­cji, któ­ry ewo­lu­uje kul­tu­ro­wo i hi­sto­rycz­nie.

War­to­ści jako ramy na­szych my­śli, po­staw i za­cho­wań skła­da­ją się na spój­ny sys­tem, któ­ry po­zwa­la nam prze­trwać, a na­wet wię­cej, osią­gnąć szczę­ście w ży­ciu oso­bi­stym oraz suk­ces i sa­tys­fak­cję w pra­cy za­wo­do­wej.

Dla ce­lów na­szych roz­wa­żań waż­na bę­dzie za­rów­no kon­sta­ta­cja zna­cze­nia war­to­ści w ży­ciu czło­wie­ka, jak rów­nież ana­li­za związ­ku po­mię­dzy prak­ty­ko­wa­ny­mi war­to­ścia­mi i osią­gnię­cia­mi w ży­ciu oso­bi­stym oraz pra­cy za­wo­do­wej. Za­cząć wy­pa­da od po­ję­cia war­to­ści, któ­rych zna­cze­nie jest, moim zda­niem, klu­czo­we dla mo­ty­wa­cji i spo­so­bu dzia­ła­nia czło­wie­ka oraz spo­so­bu funk­cjo­no­wa­nia przed­się­biorstw w XXI wie­ku. Na­stęp­nie spró­bu­je­my zna­leźć od­po­wiedź na py­ta­nie, czy lu­dzie dzia­ła­ją­cy zgod­nie z po­sia­da­nym sys­te­mem war­to­ści czer­pią więk­sze za­do­wo­le­nie z ży­cia, są bar­dziej szczę­śli­wi i czy po­ma­ga to, bądź prze­szka­dza, od­no­sić suk­ce­sy.

„War­tość” jest ter­mi­nem czę­sto sto­so­wa­nym w wie­lu dzie­dzi­nach na­uko­wych, w fi­lo­zo­fii, so­cjo­lo­gii, psy­cho­lo­gii, eko­no­mii, fi­lo­zo­fii kul­tu­ry czy teo­rii za­rzą­dza­nia. Nic za­tem dziw­ne­go, że za­kres ro­zu­mie­nia tego po­ję­cia jest bar­dzo sze­ro­ki – po­da­nie jego jed­no­znacz­nej de­fi­ni­cji jest prak­tycz­nie nie­moż­li­we. W każ­dej z głów­nych dzie­dzin na­uki, któ­re zaj­mu­ją się war­to­ścia­mi, w fi­lo­zo­fii, psy­cho­lo­gii i so­cjo­lo­gii, wy­stę­pu­je wie­le róż­nych teo­rii war­to­ści, po­strze­ga się je z od­mien­nych per­spek­tyw i sto­su­je inne me­to­dy ba­dań. Po­mi­mo tego pro­blem war­to­ści ma cha­rak­ter in­ter­dy­scy­pli­nar­ny i do­brze jest się mu przyj­rzeć w uję­ciu ho­li­stycz­nym. Nie­któ­rzy nie de­fi­niu­ją war­to­ści, lecz uka­zu­ją ra­czej, czym one nie są2. De­fi­ni­cje for­mu­ło­wa­ne na grun­cie fi­lo­zo­fii, naj­star­szej z nauk, są abs­trak­cyj­ne i mało zro­zu­mia­łe dla prze­cięt­ne­go czło­wie­ka. Na przy­kład: „War­to­ścią jest za­tem to, co jest war­to­ścio­we, do­kład­niej zaś: to, co jest coś war­te, w przy­mio­tach da­nych pod­mio­to­wi”3.W uję­ciu psy­cho­lo­gicz­nym lub so­cjo­lo­gicz­nym de­fi­ni­cje są bliż­sze prak­ty­ce dnia co­dzien­ne­go, a przez to bar­dziej zro­zu­mia­łe i przy­dat­ne do na­szych roz­wa­żań. Je­den z naj­wy­bit­niej­szych teo­re­ty­ków i prak­ty­ków w dzie­dzi­nie war­to­ści, pro­fe­sor Mil­ton Ro­ke­ach z Uni­wer­sy­te­tu Mi­chi­gan, okre­śla war­tość jako „trwa­łe prze­ko­na­nie, że dany spo­sób po­stę­po­wa­nia lub osta­tecz­ny cel ży­cia jest jed­nost­ko­wo i spo­łecz­nie bar­dziej atrak­cyj­ny niż inne spo­so­by za­cho­wa­nia się i inne cele ży­cio­we”4. Prak­tycz­ne zna­cze­nie ma stwier­dze­nie: „war­to­ści są to bo­wiem te nor­my i za­sa­dy po­stę­po­wa­nia, któ­re umoż­li­wia­ją roz­wój czło­wie­ka i osią­gnię­cie sa­tys­fak­cji w ży­ciu”5. En­cy­klo­pe­dycz­na de­fi­ni­cja war­to­ści mówi, że „war­tość ozna­cza wszyst­ko to, co cen­ne i god­ne po­żą­da­nia, co sta­no­wi cel ludz­kich dą­żeń” (Wiel­ka en­cy­klo­pe­dia PWN).

Roz­wa­ża­nia na te­mat war­to­ści mają tak dłu­gą hi­sto­rię, jak dzie­je fi­lo­zo­fii, jed­nak­że do­pie­ro w XIX wie­ku po­wsta­ła ak­sjo­lo­gia, na­uka o war­to­ściach, i do­pie­ro wów­czas wy­od­ręb­nio­ne zo­sta­ły war­to­ści i upo­rząd­ko­wa­ne ich po­ję­cia. Jed­nym z głów­nych za­gad­nień na­uki o war­to­ściach jest py­ta­nie, czy ist­nie­ją one obiek­tyw­nie, czy też są po­chod­ną in­dy­wi­du­al­nych po­trzeb i wy­obra­żeń czło­wie­ka? Ak­sjo­lo­gia for­mu­łu­je tu­taj dwa po­dej­ścia: obiek­ty­wi­stycz­ne i su­biek­ty­wi­stycz­ne. Wy­kład­nią obiek­ty­wi­zmu ak­sjo­lo­gicz­ne­go jest fe­no­me­no­lo­gicz­na kon­cep­cja Mak­sa Sche­le­ra, we­dług któ­rej „war­to­ści są au­to­no­micz­ne, nie­za­leż­ne od pod­mio­tu i przed­mio­tu oce­ny. Są sta­ły­mi, nie­zmien­ny­mi wzo­ra­mi, któ­rych nikt nie two­rzy i nikt nie jest w sta­nie mo­dy­fi­ko­wać. Trwa­ją w peł­ni swej do­sko­na­ło­ści i peł­ni okre­ślo­no­ści, po­zo­sta­jąc ab­so­lut­ną mia­rą dla oce­nia­nych obiek­tów oraz kry­te­rium ocen do­ko­ny­wa­nych przez pod­miot. Cha­rak­te­ry­zu­je je obo­wią­zy­wal­ność, z nich sa­mych wy­pły­wa­ją­ca i »do­ma­ga­ją­ca się« re­ali­za­cji. One za­tem wy­mu­sza­ją na lu­dziach od­po­wied­ni kie­ru­nek ich dzia­łań lub co naj­mniej do­ko­ny­wa­nia ak­tów war­to­ścio­wa­nia. W ten spo­sób uobec­nia­ją się i re­ali­zu­ją”6. Jó­zef Ti­sch­ner twier­dzi, że „war­to­ści są obiek­tyw­ne, to zna­czy sta­ją przed nami jako coś nam za­da­ne­go, coś dzia­ła­ją­ce­go na nas, coś, co nas do cze­goś zo­bo­wią­zu­je7.

We­dług kon­cep­cji su­biek­ty­wi­stycz­nej war­to­ści są wtór­ne w sto­sun­ku do ak­tów świa­do­mo­ści. Sta­no­wią pro­dukt na­szych ocen, są re­zul­ta­tem na­szych su­biek­tyw­nych do­znań8. W tym kon­tek­ście czę­sto uży­wa się po­ję­cia etos (ethos), ro­zu­mia­ne­go jako zbiór war­to­ści two­rzo­nych i uzna­wa­nych przez jed­nost­kę lub gru­pę lu­dzi, któ­re są su­biek­tyw­ne i mogą być dia­me­tral­nie róż­ne od sfe­ry obiek­tyw­nej.

Zgod­nie z fe­no­me­no­lo­gią obiek­ty­wi­stycz­ną war­to­ści są mię­dzy sobą we wza­jem­nych re­la­cjach i two­rzą hie­rar­chię. Jed­nym z naj­wy­bit­niej­szych ak­sjo­lo­gów XX wie­ku był Max Sche­ler, któ­ry sfor­mu­ło­wał teo­rię hie­rar­chii war­to­ści. Jego sys­tem wy­róż­nia pięć war­to­ści:

1. ab­so­lut­ne;

2. du­cho­we;

3. wi­tal­ne;

4. uty­li­tar­ne;

5. he­do­ni­stycz­ne.

Naj­wyż­sze w hie­rar­chii war­to­ści ab­so­lut­ne przy­pi­sy­wa­ne są Bogu, nie­któ­rym zja­wi­skom przy­rod­ni­czym i spo­łecz­nym. Wśród nich naj­waż­niej­sze są war­to­ści re­li­gij­ne. Ich prze­ci­wień­stwo to war­to­ści pro­fa­num. War­to­ści du­cho­we, dzie­lą się na trzy gru­py: war­to­ści es­te­tycz­ne (pięk­no, brzy­do­ta, wdzięk), po­znaw­cze (praw­dzi­wość, obiek­tyw­ność) i praw­ne (war­to­ści tego co słusz­ne i nie­słusz­ne). War­to­ści wi­tal­ne to in­a­czej war­to­ści ży­cia, wią­żą­ce się z za­cho­wa­niem zdro­wia fi­zycz­ne­go i psy­chicz­ne­go (zdro­wie, cho­ro­ba, sen­ność itd.). To co jest uży­tecz­ne i nie­uży­tecz­ne, okre­śla­ją war­to­ści uty­li­tar­ne (funk­cjo­nal­ność, spraw­ność, wy­daj­ność lub ich brak), a od­czu­wa­nie sta­nów przy­jem­no­ści i nie­przy­jem­no­ści war­to­ści he­do­ni­stycz­ne, zmy­sło­we (przy­jem­ność, ból), do któ­rych za­li­cza się tak­że do­bra użyt­ko­we.

Świat war­to­ści ota­cza czło­wie­ka, ale od nie­go za­le­ży, na któ­re zwra­ca szcze­gól­ną uwa­gę, a wo­bec któ­rych po­zo­sta­je obo­jęt­ny. Na­wet je­śli, zgod­nie z na­uką fi­lo­zo­fii, war­to­ści wy­stę­pu­ją obiek­tyw­nie i są upo­rząd­ko­wa­ne hie­rar­chicz­nie, to ich re­ali­za­cja w ży­ciu czło­wie­ka jest ema­na­cją jego wol­no­ści wy­bo­ru9. Wy­da­je się, że nie­któ­re war­to­ści po­sia­da­ją nie­zwy­kłą atrak­cyj­ność – po­cią­ga­ją czło­wie­ka do ich re­ali­za­cji, nie po­zwa­la­jąc na obo­jęt­ny wo­bec nich sto­su­nek. Inne od­dzia­łu­ją na czło­wie­ka z mniej­szą in­ten­syw­no­ścią i po­zo­sta­ją poza sfe­rą bez­po­śred­nie­go za­in­te­re­so­wa­nia. Kra­ina war­to­ści jest bo­ga­tą pa­le­tą barw i od­cie­ni. Nie pa­nu­je tu jed­nak cha­os, bo war­to­ści są upo­rząd­ko­wa­ne hie­rar­chicz­nie i wza­jem­nie po­wią­za­ne.

Czło­wiek jest wplą­ta­ny w sieć war­to­ści, w pro­ce­sie po­znaw­czym ak­tyw­nie od­no­si się do ota­cza­ją­cej go rze­czy­wi­sto­ści, wy­bie­ra­jąc okre­ślo­ne war­to­ści, któ­re kie­ru­ją jego za­cho­wa­nia­mi10. Wy­bór jed­nej po­cią­ga ko­niecz­ność wy­bo­ru na­stęp­nej. War­to­ści, któ­re jed­nost­ka ak­cep­tu­je, uwa­ża za słusz­ne i po­żą­da­ne, two­rzą pew­ną struk­tu­rę upo­rząd­ko­wa­ną, spój­ną, względ­nie sta­bil­ną i we­wnętrz­nie zgod­ną, na­da­jąc jej cha­rak­ter sys­te­mo­wy. War­to­ści same nie two­rzą sys­te­mów, to lu­dzie po­rząd­ku­jąc je, two­rzą z nich względ­nie sta­bil­ne struk­tu­ry, któ­re na­zy­wa­ją sys­te­ma­mi war­to­ści11.

Sys­tem war­to­ści wy­zna­cza ogól­ny kie­ru­nek dą­że­nia i dzia­łań ludz­kich, wpły­wa na styl ży­cia i co­dzien­ne wy­bo­ry, orien­tu­je ży­cie jed­nost­ki i spo­łe­czeń­stwa. „Czło­wiek bu­du­je sie­bie. Czło­wiek bu­du­je świat. W ten spo­sób wcie­la w ży­cie war­to­ści. Dzię­ki nie­mu to, co cie­le­sne i ma­te­rial­ne, sta­je się du­cho­we, cen­ne, war­to­ścio­we”12 – mówi Jó­zef Ti­sch­ner.

Nie­za­leż­nie od źró­deł po­cho­dze­nia war­to­ści, waż­ny jest spo­sób urze­czy­wist­nia­nia się ich w ży­ciu czło­wie­ka. I je­śli na­wet czło­wiek nie two­rzy war­to­ści, to czy ich od­kry­wa­nie jest dzie­łem przy­pad­ku, czy sa­mo­ist­nym pro­ce­sem po­zna­wa­nia świa­ta? Ka­zi­mierz Po­piel­ski za­uwa­ża nie­ustan­ne i sa­mo­ist­ne ujaw­nia­nie się war­to­ści w ludz­kiej eg­zy­sten­cji: „War­to­ści są po­trze­bą oraz pod­mio­tem dą­że­nia i od­nie­sie­nia ludz­kie­go ży­cia. Re­ali­zu­ją się w po­wią­za­niu z ak­tyw­no­ścią i sty­lem ży­cia po­szcze­gól­nych jed­no­stek. […] Są two­rzy­wem we­wnętrz­ne­go ży­cia lu­dzi. Są świa­tłem ich naj­głęb­szych po­trzeb, od­nie­sień, dą­żeń i pra­gnień”13. We­dług Le­ona Dy­czew­skie­go: „Czło­wiek od­po­wia­da na we­zwa­nie war­to­ści i w ten spo­sób kształ­tu­je sie­bie i prze­kształ­ca świat. Nie jest więc bez zna­cze­nia, na ja­kie war­to­ści ukie­run­ko­wu­je swo­je po­zna­nie i pra­gnie­nia14.

Psy­cho­lo­gia, w od­róż­nie­niu od fi­lo­zo­fii, zaj­mu­je się związ­ka­mi po­mię­dzy po­trze­ba­mi, war­to­ścia­mi i po­sta­wa­mi lu­dzi. Do­mi­nu­ją­ca w na­uce psy­cho­lo­gii in­ter­pre­ta­cja sta­no­wi, że dzia­ła­nie czło­wie­ka jest de­ter­mi­no­wa­ne po­trze­bą. Od­czu­wa­nie po­trze­by ini­cju­je dzia­ła­nia ma­ją­ce na celu jej za­spo­ko­je­nie i osią­gnię­cie okre­ślo­nej war­to­ści. Inne teo­rie mó­wią, że to war­tość jest czyn­ni­kiem mo­ty­wu­ją­cym czło­wie­ka do pod­ję­cia dzia­ła­nia, a po­trze­ba jest wtór­na. Dzia­ła­nie ma­ją­ce na celu re­ali­za­cję okre­ślo­nej war­to­ści kształ­tu­je w czło­wie­ku po­sta­wę.

Po­wszech­nie zna­na i ce­nio­na w eko­no­mii teo­ria mo­ty­wa­cji Abra­ha­ma Ma­slo­wa, opra­co­wa­na na grun­cie psy­cho­lo­gii, przy­pi­su­je po­trze­bom nad­rzęd­ną rolę nad war­to­ścia­mi. Po­sta­wy i dzia­ła­nia czło­wie­ka wy­ni­ka­ją z od­czu­wa­nych po­trzeb. War­to­ści są po­chod­ną po­trzeb. Re­ali­za­cja po­trzeb słu­ży osią­ga­niu war­to­ści. Ma­slow wy­li­cza sze­reg po­trzeb pod­sta­wo­wych: fi­zjo­lo­gicz­ne, bez­pie­czeń­stwa, przy­na­leż­no­ści i mi­ło­ści, sza­cun­ku, sa­mo­re­ali­za­cji, pra­gnie­nia wie­dzy i ro­zu­mie­nia, es­te­tycz­ne15. Hie­rar­chia war­to­ści od­zwier­cie­dla hie­rar­chię po­trzeb, któ­re mają uwa­run­ko­wa­nia bio­lo­gicz­ne. Po­trze­by ukła­da­ją się w pre­cy­zyj­ną hie­rar­chię we­dług za­sa­dy względ­nej do­mi­na­cji, gdzie po­trze­ba wyż­sze­go po­zio­mu jest pod­po­rząd­ko­wa­na po­trze­bie niż­sze­go po­zio­mu. Ozna­cza to, że po­trze­by wyż­sze­go po­zio­mu po­ja­wia­ją się do­pie­ro wów­czas, gdy zo­sta­ną za­spo­ko­jo­ne po­trze­by niż­sze. Jed­nak­że w rze­czy­wi­sto­ści wy­stę­pu­ją wy­jąt­ki od re­gu­ły, na przy­kład twór­cy przed­kła­da­ją po­trze­bę sa­mo­re­ali­za­cji nad po­trze­by niż­sze­go rzę­du, po­dob­nie ide­ali­ści są go­to­wi po­świę­cić wszyst­ko dla okre­ślo­ne­go ide­ału czy war­to­ści.

Li­sta i hie­rar­chia po­trzeb pod­sta­wo­wych Abra­ha­ma Ma­slo­wa jest wie­lo­krot­nie przy­wo­ły­wa­na w roz­wa­ża­niach so­cjo­lo­gicz­nych i eko­no­micz­nych, dla­te­go war­to jej po­świę­cić wię­cej uwa­gi.

Hie­rar­chia po­trzeb Abra­ha­ma Ma­slo­wa

Źró­dło: Opra­co­wa­nie wła­sne na pod­sta­wie: Abra­ham Ma­slow, Mo­ty­wa­cja i oso­bo­wość, Wy­daw­nic­two Na­uko­we PWN, War­sza­wa 2006.

Po­trze­by czło­wie­ka uwa­run­ko­wa­ne są bio­lo­gicz­nie i mają swo­ją hie­rar­chię:

– Fi­zjo­lo­gicz­ne: naj­bar­dziej do­mi­nu­ją­ce ze wszyst­kich po­trzeb, ich li­sta jest dłu­ga i za­wie­ra mię­dzy in­ny­mi: je­dze­nie, pi­cie, po­wie­trze, schro­nie­nie, seks, cie­pło, spa­nie.

– Bez­pie­czeń­stwa: sta­bi­li­za­cja, po­sza­no­wa­nie pra­wa, opie­ka, uwol­nie­nie od stra­chu, lęku i cha­osu.

– Przy­na­leż­no­ści i mi­ło­ści: od­no­szą się do domu i ro­dzi­ny, przy­ja­ciół, ale tak­że są­siedz­twa, te­ry­to­rium, kla­nu, kla­sy, gan­gu, bli­skich ko­le­gów z pra­cy.

– Sza­cun­ku: uzna­nie ze stro­ny in­nych, pre­stiż, sta­tus, sła­wa i za­szczy­ty, osią­gnię­cia, po­czu­cie wła­snej war­to­ści, mi­strzo­stwo i kom­pe­ten­cja.

– Sa­mo­re­ali­za­cji: sa­mo­speł­nie­nie, re­ali­za­cja swo­je­go po­ten­cja­łu, sta­wa­nie się tym wszyst­kim, kim po­tra­fi­my się stać.

– Wie­dzy i ro­zu­mie­nia: zdo­by­wa­nie wie­dzy i sys­te­ma­ty­zo­wa­nie wszech­świa­ta, umie­jęt­ność ro­zu­mie­nia, ana­li­zo­wa­nia, or­ga­ni­zo­wa­nia, kon­stru­owa­nia sys­te­mu war­to­ści.

– Es­te­tycz­ne: pra­gnie­nie pięk­na, po­rząd­ku, sy­me­trii, do­my­ka­nia ca­ło­ści, do­koń­cze­nia dzia­ła­nia, po­szu­ki­wa­nie rów­no­wa­gi i od­po­wied­niej for­my.

Uzna­nie, że po­trze­by wyż­sze­go rzę­du, a w kon­se­kwen­cji rów­nież war­to­ści, są na­tu­ry bio­lo­gicz­nej, ma istot­ne zna­cze­nia dla teo­rii war­to­ści. Ozna­cza to, że naj­wyż­sze war­to­ści są na­tu­ral­nym dą­że­niem czło­wie­ka, któ­re­go po­trze­by pod­sta­wo­we (niż­sze­go rzę­du) zo­sta­ły za­spo­ko­jo­ne.

Inne po­dej­ście do war­to­ści pre­zen­tu­je zna­ny ame­ry­kań­ski psy­cho­log, Mil­ton Ro­ke­ach. Jego teo­ria zna­la­zła wie­lu na­śla­dow­ców i po­pu­la­ry­za­to­rów, a wy­pra­co­wa­na przez nie­go sys­te­ma­ty­ka jest pod­sta­wą więk­szo­ści współ­cze­snych ba­dań pre­fe­ren­cji war­to­ści i za­cho­wań lu­dzi oraz grup spo­łecz­nych. We­dług Ro­ke­acha, „sys­tem war­to­ści jest utrwa­lo­ną or­ga­ni­za­cją prze­ko­nań do­ty­czą­cych pre­fe­ro­wa­nych spo­so­bów po­stę­po­wa­nia oraz osta­tecz­nych ce­lów eg­zy­sten­cjal­nych, upo­rząd­ko­wa­nych we­dług względ­nej waż­no­ści”16.

De­fi­ni­cja wska­zu­je, że ist­nie­ją dwie ka­te­go­rie war­to­ści: osta­tecz­ne, od­no­szą­ce się do naj­waż­niej­szych, osta­tecz­nych ce­lów w ży­ciu, oraz in­stru­men­tal­ne, któ­re do­ty­czą ko­niecz­nych spo­so­bów dzia­ła­nia, słu­żą­cych osią­gnię­ciu ce­lów osta­tecz­nych. Sys­tem war­to­ści ma trwa­łą struk­tu­rę, w któ­rej war­to­ści osta­tecz­ne są nad­rzęd­ne w sto­sun­ku do war­to­ści in­stru­men­tal­nych, słu­żą­cych jako środ­ki do osią­gnię­cia ce­lów wyż­szych. War­to­ści osta­tecz­ne skła­da­ją się na to, kim zo­stać, a dro­gę do celu wy­zna­cza­ją war­to­ści in­stru­men­tal­ne mó­wią­ce, jak to zre­ali­zo­wać. Okre­śla­jąc na­sze war­to­ści osta­tecz­ne, po­win­ni­śmy od­po­wie­dzieć na py­ta­nie: Co jest naj­waż­niej­sze w moim ży­ciu? orazCo jest naj­waż­niej­sze dla świa­ta? Po­śród od­po­wie­dzi znaj­dą się za­pew­ne: – war­to­ści o cha­rak­te­rze oso­bi­stym: szczę­ście, zba­wie­nie, in­te­re­su­ją­ce ży­cie, zdro­wie, suk­ces za­wo­do­wy, przy­jaźń, uzna­nie, za­moż­ność, we­wnętrz­na har­mo­nia; – war­to­ści o cha­rak­te­rze etycz­no-spo­łecz­nym: po­kój na świe­cie, spra­wie­dli­wość spo­łecz­na, de­mo­kra­cja, rów­no­wa­ga eko­lo­gicz­na na zie­mi.

Wśród war­to­ści in­stru­men­tal­nych Ro­ke­ach wy­róż­nia war­to­ści mo­ral­ne, któ­re okre­śla­ją po­żą­da­ne za­cho­wa­nia wo­bec in­nych lu­dzi (uczci­wość, od­po­wie­dzial­ność, za­ufa­nie, so­li­dar­ność, po­sza­no­wa­nie praw ludz­kich, mi­łość, lo­jal­ność, wraż­li­wość, grzecz­ność, czy­stość itp.) i kom­pe­ten­cyj­ne, po­zwa­la­ją­ce sku­tecz­nie re­ali­zo­wać cele ży­cio­we, za­wo­do­we i spo­łecz­ne (zdol­no­ści, lo­gi­ka, kul­tu­ra, twór­cza wy­obraź­nia, ela­stycz­ność, sym­pa­tia, pra­ca ze­spo­ło­wa, zdol­ność, am­bi­cja, od­wa­ga itp.).

We­dług nie­go licz­ba war­to­ści ce­nio­nych przez czło­wie­ka jest ogra­ni­czo­na – moż­na wy­róż­nić nie wię­cej niż 12 war­to­ści osta­tecz­nych, a licz­ba war­to­ści in­stru­men­tal­nych nie prze­kra­cza kil­ku­dzie­się­ciu.

War­to­ści są czyn­ni­kiem kształ­tu­ją­cym oso­bo­wość czło­wie­ka. Po­szu­ki­wa­nie i dą­że­nie do war­to­ści czy­ni eg­zy­sten­cję czło­wie­ka lep­szą. Ży­jąc we­dług war­to­ści, czło­wiek czy­ni swo­je ży­cie do­brym i sen­sow­nym.

War­to­ści wy­ni­ka­ją z prze­ko­nań. W spo­sób oczy­wi­sty wy­bór war­to­ści osta­tecz­nych wią­że się z kom­ple­men­tar­ny­mi war­to­ścia­mi in­stru­men­tal­ny­mi, któ­re słu­żą ich re­ali­za­cji. Przej­ście z po­zio­mu war­to­ści, któ­ry jest ogól­nym prze­sła­niem, do ope­ra­tyw­ne­go dzia­ła­nia od­by­wa się przez nor­my, po­sta­wy, za­cho­wa­nia. War­to­ści są czymś oso­bi­stym i we­wnętrz­nym, wy­ni­kiem prze­ko­nań, na­to­miast nor­my są wy­ni­kiem apro­ba­ty spo­łecz­nej. Nor­my są za­sa­da­mi po­stę­po­wa­nia przy­ję­ty­mi w spo­łe­czeń­stwie na za­sa­dzie con­sen­su­su, mogą się za­tem w nie­któ­rych przy­pad­kach róż­nić od in­dy­wi­du­al­nie ak­cep­to­wa­nych war­to­ści, ale za­sad­ni­czo są in­stru­men­ta­li­za­cją war­to­ści, we­zwa­niem do dzia­ła­nia. W ten spo­sób war­to­ści de­ter­mi­nu­ją po­sta­wy, któ­re są względ­nie sta­łą skłon­no­ścią do war­to­ścio­wa­nia, tj. po­zy­tyw­ne­go lub ne­ga­tyw­ne­go usto­sun­ko­wa­nia się czło­wie­ka do do­wol­ne­go obiek­tu: przed­mio­tu, zda­rze­nia, idei, in­nej oso­by, grup spo­łecz­nych. Na ko­niec za­cho­wa­nia, jako re­ak­cja na bodź­ce świa­ta ze­wnętrz­ne­go, są bez­po­śred­nim prze­ło­że­niem po­staw na dzia­ła­nia, a w szer­szym kon­tek­ście wy­ni­ka­ją z prze­ko­nań, war­to­ści i norm.

Od prze­ko­nań do za­cho­wań

Źró­dło: Opra­co­wa­nie wła­sne na pod­sta­wie: Mil­ton Ro­ke­ach, The Na­tu­re of Hu­man Va­lu­es, Free Press, New York 1973.

War­to­ści są czyn­ni­kiem kształ­tu­ją­cym oso­bo­wość czło­wie­ka. Po­szu­ki­wa­nie i dą­że­nie do war­to­ści czy­ni eg­zy­sten­cję czło­wie­ka lep­szą. Ży­jąc we­dług war­to­ści, czło­wiek czy­ni swo­je ży­cie do­brym i sen­sow­nym. War­to­ści są re­gu­la­to­rem ży­cia spo­łecz­ne­go, wpły­wa­jąc na re­la­cje mię­dzy­ludz­kie oraz re­la­cje mię­dzy czło­wie­kiem a śro­do­wi­skiem, są waż­nym ele­men­tem kul­tu­ry, współ­two­rzą ją, okre­śla­ją jej cha­rak­ter, wpły­wa­ją na kie­ru­nek roz­wo­ju. Ży­cie bez war­to­ści jest nie­moż­li­we, bo to one sta­no­wią kry­te­rium po­dej­mo­wa­nia wszel­kich de­cy­zji, po­nie­waż żad­nej nie moż­na po­wziąć bez wy­raź­ne­go osą­du war­to­ści.

Szczę­ście jest mia­rą suk­ce­su

Szczę­śli­wy jest czło­wiek, któ­ry po­sia­da to, cze­go chce, a nie chce nic złe­go.

św. Au­gu­styn

Kto po­siadł szczę­ście, ma wszyst­ko, co w ogó­le mieć moż­na,

kogo zaś szczę­ście omi­nę­ło, ten robi wszyst­ko, by je zdo­być.

Epi­kur

Szczę­ście to ktoś do ko­cha­nia, coś do zro­bie­nia i na­dzie­ja na coś.

przy­sło­wie chiń­skie

Być szczę­śli­wym, cie­szyć się szczę­ściem ro­dzin­nym, mał­żeń­skim, oso­bi­stym, mieć szczę­ście, ja­śnieć szczę­ściem, szu­kać szczę­ścia, na szczę­ście, szczę­śli­wie, łut szczę­ścia…

W na­szych co­dzien­nych roz­mo­wach sło­wo „szczę­ście” od­mie­nia­my na wszel­kie moż­li­we spo­so­by, przy­da­jąc mu wie­le nie­jed­no­li­tych zna­czeń. Może od­no­sić się do po­myśl­ne­go zda­rze­nia, wy­jąt­ko­wo ko­rzyst­ne­go zrzą­dze­nia losu, sta­nu emo­cjo­nal­ne­go unie­sie­nia, bło­go­sta­nu, za­do­wo­le­nia z ży­cia czy z po­sia­da­nia naj­cen­niej­szych dóbr. Wa­chlarz zna­czeń bar­dzo sze­ro­ki. Wagę po­ję­cia „szczę­ście w ży­ciu czło­wie­ka” naj­le­piej wi­dać przez pry­zmat jego za­prze­cze­nia. Nie­szczę­ście to tra­gicz­ny wy­pa­dek, ka­ta­klizm, klę­ska, dra­mat, nie­do­la, zło, krzyw­da, nie­po­wo­dze­nie – zda­rze­nia, któ­re ruj­nu­ją ra­dość ży­cia. W sta­ro­żyt­nej Gre­cji do­ce­nia­no szczę­ście jako do­bro ab­so­lut­ne. Epi­kur uwa­żał, że „Kto po­siadł szczę­ście, ma wszyst­ko, co w ogó­le mieć moż­na, kogo zaś szczę­ście omi­nę­ło, ten robi wszyst­ko, by je zdo­być”. Jed­ni wi­dzą szczę­ście w bo­gac­twie, w po­sia­da­niu wła­dzy, po­pu­lar­no­ści, inni w dzie­le­niu się tym co po­sia­da­ją, w ży­ciu w głu­szy lub klasz­to­rze.

Pol­ski fi­lo­zof Wła­dy­sław Ta­tar­kie­wicz, któ­ry na­pi­sał pierw­szą peł­ną książ­kę o szczę­ściu, obej­mu­ją­cą w za­ry­sie ze­sta­wie­nie tego, co przez kil­ka ty­się­cy lat po­wie­dzia­no na ten te­mat, wy­róż­nił czte­ry ro­dza­je szczę­ścia. Szczę­ście to po­myśl­ność lub po­wo­dze­nie, czy­li ko­rzyst­ny prze­bieg wy­da­rzeń, zbieg oko­licz­no­ści, na przy­kład wy­gra­na na lo­te­rii, czy sprzy­ja­ją­ce wia­try dla że­gla­rza. Ta­kie ro­zu­mie­nie szczę­ścia naj­le­piej od­da­je po­wie­dze­nie, że „lep­szy funt szczę­ścia niż cet­nar ro­zu­mu”. Dru­ga ka­te­go­ria to in­ten­syw­ne, do­dat­nie prze­ży­cie, ra­do­sna chwi­la, bez­gra­nicz­ne za­do­wo­le­nie, przy­pad­ko­wy zbieg oko­licz­no­ści kreu­ją­cy ko­rzyst­ną sy­tu­ację. Dla Wol­te­ra „chwi­la szczę­ścia zna­czy wię­cej niż ty­siąc lat sła­wy”. We­dług Cy­ce­ro­na „ży­ciem kie­ru­je szczę­ście, nie mą­drość”. Po trze­cie, szczę­ście to po­sia­da­nie naj­cen­niej­szych dóbr – stan szczę­śli­wo­ści uzy­ska­ny przez osią­gnię­cie naj­wyż­sze­go do­bra sta­ro­żyt­ni Gre­cy okre­śla­li ter­mi­nem eu­daj­mo­nia. Tu­taj zwy­kle po­ja­wia się dy­le­mat, co za­li­cza­my do gru­py naj­cen­niej­szych dóbr. Dla jed­nych to zbi­lan­so­wa­ny zbiór o cha­rak­te­rze ma­te­rial­nym, mo­ral­nym, umy­sło­wym, dla in­nych okre­ślo­ne do­bra mają pry­mat i są ce­lem wszel­kich dą­żeń. Mogą to być pie­nią­dze, sła­wa, wła­dza, wie­dza, mą­drość. Czwar­ta ka­te­go­ria szczę­ścia sta­no­wi po­nie­kąd syn­te­zę po­zo­sta­łych i ozna­cza za­do­wo­le­nie z ży­cia jako ca­ło­ści. Bi­lan­su ży­cia moż­na do­ko­ny­wać w każ­dym mo­men­cie, ale jego zna­cze­nie jest tym więk­sze, im dłuż­sza jest per­spek­ty­wa spoj­rze­nia.

Ho­no­ré de Bal­zac wska­zu­je na­stę­pu­ją­ce źró­dło szczę­ścia: „Praw­dzi­we szczę­ście jest rze­czą wy­sił­ku, od­wa­gi i pra­cy”. Prze­ko­na­nie, że szczę­ście za­wdzię­cza­my so­bie, wła­sne­mu wy­sił­ko­wi i wy­zna­wa­nym war­to­ściom, prze­wi­ja się w roz­wa­ża­niach o szczę­ściu od cza­sów naj­daw­niej­szych. „Tyl­ko uczci­we ży­cie jest szczę­śli­we” – gło­sił Pla­ton, a Jo­seph Con­rad twier­dził: „Jest na świe­cie szczę­ście, ale w po­czci­wej pra­cy – nie w obiet­ni­cach losu i lo­te­rii”.

Na­tu­ra szczę­ścia zaj­mo­wa­ła zwy­kłych lu­dzi i wy­bit­ne umy­sły od za­ra­nia dzie­jów, samo for­mu­ło­wa­nie po­ję­cia szczę­ścia, któ­re­mu przy­da­wa­no róż­ne zna­cze­nie, w kul­tu­rze za­chod­niej ma po­nad dwa ty­sią­ce lat.

Dla sta­ro­żyt­nych Gre­ków szczę­ście było naj­wyż­szym do­brem i osta­tecz­nym ce­lem, zaś dą­że­nie do szczę­ścia je­dy­ną praw­dzi­wą pa­sją czło­wie­ka. We­dług Ary­sto­te­le­sa, „naj­lep­szym do­brem jest szczę­ście i ono jest ce­lem, i to ce­lem osta­tecz­nym – ży­jąc we­dług cnót, mo­że­my być szczę­śli­wi i po­siąść naj­lep­sze do­bro”17. W po­dob­nym nur­cie o szczę­ściu my­śle­li wcze­śniej Pla­ton i So­kra­tes, jed­nak­że ogra­ni­cza­li po­ję­cie eu­daj­mo­nii (szczę­ścia) do wy­bra­nych dóbr. Fi­lo­zo­fo­wie po Ary­sto­te­le­sie po­dzie­la­li jego ro­zu­mie­nie szczę­ścia, ale róż­ni­li się co do za­kre­su dóbr przy­no­szą­cych czło­wie­ko­wi za­do­wo­le­nie. Sto­icy po­nad wszyst­ko przed­kła­da­li cno­tę, zaś epi­ku­rej­czy­cy do­ce­nia­li przy­jem­ność du­cho­wą i fi­zycz­ną. Wszy­scy jed­nak byli zgod­ni, że zdol­ność do szczę­ścia tkwi w czło­wie­ku i że od nie­go sa­me­go za­le­ży, czy bę­dzie szczę­śli­wy.

Po­gląd, że szczę­ściem jest po­sia­da­nie tego, co naj­cen­niej­sze, czy­li naj­więk­szych za­let i dóbr, utrzy­my­wał się jako do­mi­nu­ją­cy aż do śre­dnio­wie­cza. Chrze­ści­jań­stwo przy­nio­sło je­dy­nie mo­dy­fi­ka­cję za­ło­że­nia, że szczę­ście jest wy­two­rem wła­snym czło­wie­ka. Ewan­ge­lia mó­wiąc o szczę­ściu, prze­waż­nie od­no­si je do Kró­le­stwa Nie­bie­skie­go, cho­ciaż szczę­ście do­cze­sne jest tak­że moż­li­we, ale do­stęp­ne tyl­ko lu­dziom ży­ją­cym we­dług re­li­gij­nych przy­ka­zań. Osią­gnię­cie szczę­ścia wiecz­ne­go w re­li­gii chrze­ści­jań­skiej, ro­zu­mia­ne­go jako zba­wie­nie i wej­ście do Kró­le­stwa Bo­że­go, wy­ma­ga po­słu­szeń­stwa i wy­peł­nia­nia przy­ka­zań wia­ry w ży­ciu do­cze­snym, w tym ak­tyw­ne­go udzia­łu w ży­ciu Ko­ścio­ła. Do­pie­ro So­bór Wa­ty­kań­ski II wpro­wa­dził istot­ną zmia­nę w tym za­kre­sie, uzna­jąc, że rów­nież czło­wiek, któ­ry z róż­nych wzglę­dów nie miał moż­li­wo­ści stać się wie­rzą­cym, ży­jąc zgod­nie z za­sa­da­mi mo­ral­ny­mi i etycz­ny­mi może do­stą­pić zba­wie­nia.

Zdol­ność do szczę­ścia tkwi w czło­wie­ku i od nie­go sa­me­go za­le­ży, czy bę­dzie szczę­śli­wy.

Wła­dy­sław Ta­tar­kie­wicz swo­je dzie­ło O szczę­ściu pi­sał w la­tach 1939–1942, w mrocz­nym okre­sie II woj­ny świa­to­wej, pod­czas nie­miec­kiej oku­pa­cji Pol­ski, kie­dy lu­dzi spo­ty­ka­ły naj­więk­sze nie­szczę­ścia. Wy­tłu­ma­cze­niem tego pa­ra­dok­su jest po­nie­kąd to, że „w nie­szczę­ściu wię­cej się o szczę­ściu my­śli niż w szczę­ściu”18. Sfor­mu­ło­wał naj­bar­dziej po­jem­ną, a jed­no­cze­śnie naj­bar­dziej pre­cy­zyj­ną de­fi­ni­cję szczę­ścia: „Szczę­ściem jest trwa­łe, peł­ne i uza­sad­nio­ne za­do­wo­le­nie z ży­cia. Albo: jest nim ży­cie da­ją­ce trwa­łe, peł­ne i uza­sad­nio­ne za­do­wo­le­nie”19. Szczę­ście nie jest prze­lot­ną ra­do­ścią, na­wet du­żym za­do­wo­le­niem z po­sia­da­nia jed­ne­go z waż­nych dóbr lub istot­nych cnót. Jest nie­roz­łącz­nie zwią­za­ne z per­ma­nent­nym sta­nem za­do­wo­le­nia z do­dat­nie­go bi­lan­su ży­cia. Szczę­ściem jest ży­cie, któ­re trwa­le za­spo­ka­ja w peł­ni uza­sad­nio­ne po­trze­by czło­wie­ka. Zwa­żyw­szy na to, że źró­dłem po­trzeb są war­to­ści, to szczę­ściem jest ży­cie we­dług przy­ję­te­go sys­te­mu war­to­ści. Zro­zu­mie­nie isto­ty szczę­ścia wła­śnie w taki spo­sób sta­ło się bodź­cem do na­pi­sa­nia tej książ­ki.

Tau­to­lo­gia: war­to­ści – szczę­ście – suk­ces, jako po­ję­cia ze sobą ści­śle po­wią­za­ne i współ­za­leż­ne jest my­ślą prze­wod­nią i jed­nym z naj­waż­niej­szych prze­słań, któ­ry­mi chcę się po­dzie­lić z czy­tel­ni­ka­mi. Roz­wa­ża­nia o war­to­ściach i szczę­ściu pro­wa­dzo­ne są z re­gu­ły przez fi­lo­zo­fów, psy­cho­lo­gów lub so­cjo­lo­gów na grun­cie pro­fe­sjo­nal­nym. Gdy jed­nak na­ukow­cy za­czy­na­ją roz­pa­try­wać na­tu­rę i przy­czy­ny suk­ce­su, ich dys­ku­sje od­da­la­ją się od rze­czy­wi­sto­ści o lata świetl­ne. Prak­tycz­ne spoj­rze­nie na war­to­ści, szczę­ście i suk­ces z per­spek­ty­wy zwy­kłe­go czło­wie­ka, któ­re łą­czy aspek­ty ży­cia oso­bi­ste­go i za­wo­do­we­go, ma ten do­dat­ko­wy wa­lor, że jest bli­skie rze­czy­wi­sto­ści dnia co­dzien­ne­go, ale z dru­giej stro­ny po­dat­ne na za­rzut bra­ku pro­fe­sjo­na­li­zmu. Zde­cy­do­wa­łem się pod­jąć to wy­zwa­nie, zda­jąc so­bie spra­wę z trud­no­ści, nie­bez­pie­czeń­stwa uprosz­czeń i po­wierz­chow­no­ści ana­li­zy. Po­nie­waż war­to­ści, szczę­ście, suk­ces do­ty­czą nas wszyst­kich ra­zem i każ­de­go z osob­na, to spra­wa jest wy­jąt­ko­wo waż­na i nie moż­na jej zo­sta­wiać wy­łącz­nie na­ukow­com, któ­rzy czę­sto mają ten­den­cję do kom­pli­ko­wa­nia ana­li­zy i po­słu­gu­ją się przy tym ję­zy­kiem zro­zu­mia­łym tyl­ko dla nich.

Wła­sne prze­my­śle­nia, a przede wszyst­kim do­świad­cze­nia ży­cio­we i po­nad 20 lat pra­cy za­wo­do­wej w biz­ne­sie, w ma­łych i du­żych fir­mach, na wszyst­kich szcze­blach kie­row­ni­czych, w roli wła­ści­cie­la i me­ne­dże­ra, są ma­te­ria­łem ba­zo­wym, nit­ką, któ­ra snu­je moją opo­wieść o war­to­ściach, szczę­ściu i suk­ce­sie w ży­ciu oraz biz­ne­sie. Od wie­lu lat po­słu­gu­ję się wła­sną de­fi­ni­cją szczę­ścia, któ­ra jest uprosz­cze­niem na­uko­wej. Jej treść spro­wa­dza się do chiń­skie­go po­wie­dze­nia: „Szczę­ście to ktoś do ko­cha­nia, coś do zro­bie­nia i na­dzie­ja na coś”. Moje ro­zu­mie­nie i prze­ży­wa­nie szczę­ścia ma trzy głów­ne aspek­ty: ktoś do ko­cha­nia, czy­li mi­łość i przy­jaźń; coś do zro­bie­nia, czy­li pra­ca; na­dzie­ja na coś, czy­li pla­ny i ma­rze­nia. Z tą wy­kład­nią szczę­ścia wią­że się po­ucza­ją­ca dla mnie hi­sto­ria.

To chiń­skie przy­sło­wie po­zna­łem naj­pierw w ję­zy­ku an­giel­skim, cy­to­wa­ne w pew­nej książ­ce. Brzmia­ło: „Hap­pi­ness is so­me­one to love, so­me­thing to do and so­me­thing to hope for”. Prze­tłu­ma­czy­łem je, a na­stęp­nie chcąc się upew­nić, spraw­dzi­łem jego zna­cze­nie, jak­że­by in­a­czej, za po­mo­cą wy­szu­ki­war­ki Go­ogle, w In­ter­ne­cie. Pol­ski od­po­wied­nik brzmiał: „Szczę­ście to coś do zro­bie­nia, ktoś do ko­cha­nia i na­dzie­ja na coś”. Przy­ją­łem to tłu­ma­cze­nie jako po­praw­ne i uży­wa­łem przez dłuż­szy czas, nie za­sta­na­wia­jąc się zbyt­nio nad hie­rar­chią skład­ni­ków szczę­ścia. W pew­nym okre­sie ta wer­sja chiń­skiej mą­dro­ści otwie­ra­ła rów­nież moją oso­bi­stą stro­nę in­ter­ne­to­wą, do­pó­ki się nie zo­rien­to­wa­łem, jak wiel­kie zna­cze­nie ma ko­lej­ność ele­men­tów szczę­ścia i że Chiń­czy­cy, do dziś po­zo­sta­ją­cy pod wpły­wem Kon­fu­cju­sza, na pew­no nie wpa­dli­by na to, żeby pra­cę przed­kła­dać nad mi­łość i przy­jaźń. Symp­to­ma­tycz­ne jest dla na­szej kul­tu­ry i hie­rar­chii war­to­ści, że w ję­zy­ku pol­skim w dal­szym cią­gu funk­cjo­nu­je po­wszech­nie to pierw­sze, nie­po­praw­ne tłu­ma­cze­nie.

Ktoś do ko­cha­nia, czy­li mi­łość i przy­jaźń

Mi­łość jest naj­wyż­szym sen­sem ist­nie­nia.

Er­nest He­min­gway

Czło­wiek szu­ka mi­ło­ści, bo w głę­bi ser­ca wie,

że tyl­ko mi­łość może uczy­nić go szczę­śli­wym.

Jan Pa­weł II

Przy­jaźń jest naj­pięk­niej­szym ze wszyst­kich pre­zen­tów,

ja­ki­mi mo­że­my zo­stać ob­da­ro­wa­ni,

aby szczę­śli­wie ukształ­to­wać swo­je ży­cie.

Epi­kur

Se­kret szczę­ścia to przede wszyst­kim umie­jęt­ność cie­sze­nia się ze szczę­ścia bliź­nich i przy­spa­rza­nia ra­do­ści dru­giej oso­bie oraz oka­zy­wa­nie praw­dzi­we­go współ­czu­cia w chwi­lach, gdy nasi bli­scy są przy­gnę­bie­ni. W ślad za tym idzie zdol­ność zna­le­zie­nia lu­dzi, z któ­ry­mi moż­na dzie­lić smut­ki i ra­do­ści. Od­czu­cie wła­sne­go szczę­ścia ule­ga po­dwo­je­niu, gdy moż­na się nim po­dzie­lić z in­ny­mi, a wzra­sta wy­kład­ni­czo, gdy dzie­li­my go z naj­bliż­szą oso­bą. Aby uświa­do­mić so­bie tę oczy­wi­stą praw­dę, wy­star­czy od­na­leźć w pa­mię­ci chwi­le ra­do­ści prze­ży­wa­ne wspól­nie z in­ny­mi i po­rów­nać je z mo­men­ta­mi wiel­kie­go szczę­ścia do­zna­wa­ne­go w sa­mot­no­ści. Wie­lo­krot­nie, gdy po uciąż­li­wej wspi­nacz­ce wcho­dzi­łem na wy­so­ki szczyt gór­ski, ogar­nia­ła mnie, zwy­kła w ta­kich chwi­lach, eu­fo­ria zdo­byw­cy, a po chwi­li kon­sta­to­wa­łem, że moja ra­dość by­ła­by da­le­ko peł­niej­sza, gdy­bym mógł dzie­lić ją tu i te­raz z oso­bą naj­bliż­szą, któ­ra zo­sta­ła w domu. Po­dob­ne re­ak­cje od­czu­wa­my w sy­tu­acjach bar­dziej pro­za­icz­nych, ta­kich jak chęć dzie­le­nia się z bli­ski­mi i zna­jo­my­mi wra­że­nia­mi z cie­ka­wej po­dró­ży lub lek­tu­ry do­brej książ­ki, by za­chę­cić ich do po­dró­ży czy czy­ta­nia i w ten spo­sób przy­czy­nić się do wzro­stu ich za­do­wo­le­nia z ży­cia. Pięk­nie ujął to Al­bert Schwe­it­zer, mó­wiąc: „Szczę­ście to je­dy­na rzecz, któ­ra się mno­ży, gdy się ją dzie­li”. Je­śli przyj­mie­my, że przy­sło­wia są mą­dro­ścią na­ro­dów, to war­to przy­to­czyć jesz­cze an­giel­ską mą­drość, któ­ra gło­si: „Szczę­ście, któ­re po­sia­dasz, jest jak ziar­no; szczę­ście, któ­re dzie­lisz – to kwiat”. Praw­dzi­we szczę­ście wy­ma­ga od czło­wie­ka odej­ścia od wła­sne­go ego­cen­try­zmu, po­skro­mie­nia ego­izmu i sa­mo­uwiel­bie­nia. Je­śli chce­my osią­gnąć szczę­ście, mu­si­my prze­stać cią­gle pa­trzeć w lu­stro i słu­chać tyl­ko sie­bie, a za­cząć wi­dzieć i słu­chać in­nych lu­dzi.

Każ­dy po­trze­bu­je przy­jaź­ni i mi­ło­ści, lu­dzi na­praw­dę bli­skich, któ­rym moż­na za­ufać. To wa­ru­nek ko­niecz­ny szczę­ścia jako po­zy­tyw­ne­go bi­lan­su ży­cia. Umie­jęt­ność na­wią­zy­wa­nia i utrzy­my­wa­nia bli­skich re­la­cji z in­ny­mi sta­no­wi wy­znacz­nik na­szej oso­bo­wo­ści, a w szer­szej per­spek­ty­wie re­la­cje są jed­nym z naj­waż­niej­szych aspek­tów ży­cia spo­łecz­ne­go. „Ża­den czło­wiek nie jest sa­mo­ist­ną wy­spą, każ­dy sta­no­wi część lądu, ka­wa­łek kon­ty­nen­tu” (John Don­ne). Mi­łość i przy­jaźń, opie­ra­jąc się głów­nie na war­to­ściach mo­ral­nych i etycz­nych, a nie eko­no­micz­nych, two­rzą de­li­kat­ną tkan­kę ży­cia spo­łecz­ne­go. Za­rów­no praw­dzi­wa mi­łość, jak i praw­dzi­wa przy­jaźń po­le­ga­ją bar­dziej na da­wa­niu niż otrzy­my­wa­niu cze­goś w za­mian. Nie wni­ka­jąc w za­wi­łe in­ter­pre­ta­cje na­uko­we na te­mat za­leż­no­ści po­mię­dzy po­ję­ciem mi­ło­ści i przy­jaź­ni, moż­na po­wie­dzieć, że uczu­cia te wspie­ra­ją się na tych sa­mych war­to­ściach, przy czym w po­wszech­nym współ­cze­snym ro­zu­mie­niu mi­łość, w od­róż­nie­niu od przy­jaź­ni, ma do­dat­ko­wo od­nie­sie­nie ero­tycz­ne. Przy­jaźń może prze­ro­dzić się w mi­łość i od­wrot­nie – mi­łość w przy­jaźń. Istot­ne ele­men­ty przy­jaź­ni to życz­li­wość (ży­cze­nie ko­muś do­bra ze wzglę­du na nie­go sa­me­go), wza­jem­ność, szcze­rość i za­ufa­nie.

Po­zy­ski­wa­nie przy­ja­ciół nie jest pro­ste ani ła­twe – to żmud­ny, dłu­gi i trud­ny pro­ces. Praw­dzi­wa przy­jaźń zwy­kle dłu­go doj­rze­wa, ale tak­że trwa aż do śmier­ci. Wy­ma­ga otwar­cia się na dru­gie­go czło­wie­ka, wza­jem­ne­go po­zna­nia wszyst­kich ta­jem­nic ży­cio­wych i za­ka­mar­ków du­szy. Zro­zu­mie­nie dru­gie­go czło­wie­ka po­przez do­głęb­ne po­zna­nie pro­wa­dzi do peł­nej od­da­nia ak­cep­ta­cji dru­giej oso­by. To pro­ces wy­ma­ga­ją­cy od­wa­gi i cier­pli­wo­ści. Zwy­kle naj­pięk­niej­sze i naj­bar­dziej trwa­łe przy­jaź­nie ro­dzą się w mło­do­ści, kie­dy otwie­ra­jąc się na in­nych, jesz­cze nie­wie­le mamy do stra­ce­nia, a na­sze sła­bo­ści, rze­czy­wi­ste i te do­mnie­ma­ne, nie mogą nam wte­dy wie­le za­szko­dzić. No i mamy re­la­tyw­nie dużo cza­su na to­wa­rzy­skie in­te­rak­cje. W wie­ku doj­rza­łym, gdy po­chła­nia nas pra­ca za­wo­do­wa, gdy spa­da­ją na nas obo­wiąz­ki ro­dzin­ne, zdo­by­wa­nie no­wych przy­jaź­ni sta­je się trud­niej­sze. Czę­sto prze­szka­dza nam też sta­tus spo­łecz­ny i za­wo­do­wy, bywa, że mamy wię­cej obaw przed otwar­ciem się i szcze­ro­ścią w sto­sun­ku do no­wych osób. Jak da­le­ce przy­jaźń wią­że lu­dzi, naj­do­bit­niej wy­ra­ził Pi­ta­go­ras: „Przy­ja­ciel to dru­gi ja; przy­jaźń to sto­su­nek liczb 220 i 284”. Na­le­ży wie­dzieć, że dwie licz­by są za­przy­jaź­nio­ne, je­śli suma dziel­ni­ków każ­dej z liczb rów­na się dru­giej. Ale przy­jaźń nie jest do­brem da­nym raz na za­wsze, trze­ba o nią dbać, by nie zwię­dła. „Przy­jaźń jest dro­gą, któ­ra za­ni­ka w pia­sku, je­śli bez wy­tchnie­nia się jej nie od­na­wia” – mówi przy­sło­wie afry­kań­skie.

Mi­łość jest nie­odzow­nym czyn­ni­kiem szczę­śli­we­go ży­cia du­cho­we­go i fi­zycz­ne­go. Od cza­sów sta­ro­żyt­nej Gre­cji mi­łość jest poj­mo­wa­na jako sens ist­nie­nia czło­wie­ka, fun­da­men­tal­ne dla ludz­kiej na­tu­ry pra­gnie­nie dą­że­nia ku do­bru. Pla­toń­ski trój­po­dział na mi­łość zmy­sło­wą, du­cho­wą (pla­to­nicz­ną) i ab­so­lut­ną zdo­mi­no­wał my­śle­nie o mi­ło­ści do cza­sów współ­cze­snych. Po­mi­ja­jąc aspek­ty re­li­gij­ne, gdzie mi­łość jest re­la­cją po­mię­dzy Bo­giem i czło­wie­kiem, ce­lem mi­ło­ści jest oso­ba – pra­gnie­nie tego, cze­go ona chce dla sie­bie. Mi­łość tak ro­zu­mia­na nie sta­wia wa­run­ków wstęp­nych, ko­cha się oso­bę, jaką ona jest, w ca­ło­ści, ze wszyst­ki­mi jej bra­ka­mi. Dą­że­nie do mi­ło­ści jest dą­że­niem do do­bra i sta­no­wi fun­da­men­tal­ny sens bytu czło­wie­ka. „Czło­wiek szu­ka mi­ło­ści, bo w głę­bi ser­ca wie, że tyl­ko mi­łość może uczy­nić go szczę­śli­wym” (Jan Pa­weł II). Mi­łość jest źró­dłem po­zy­tyw­nej ener­gii, opty­mi­zmu, in­spi­ra­cji, de­ter­mi­na­cji, cier­pli­wo­ści, życz­li­wo­ści i em­pa­tii w re­la­cjach z in­ny­mi ludź­mi oraz w co­dzien­nej pra­cy. Ro­dzi­na, jako mniej lub bar­dziej sfor­ma­li­zo­wa­ny zwią­zek opar­ty na mi­ło­ści, ma w tym za­kre­sie ogrom­ne zna­cze­nie. Czę­sto sta­je się ci­chą przy­sta­nią, któ­ra osła­nia nas od nie­przy­ja­znej po­go­dy ze­wnętrz­ne­go świa­ta. Po­zwa­la zre­ge­ne­ro­wać siły i od­da­lić stres, od­zy­skać rów­no­wa­gę psy­chicz­ną, zna­leźć wła­ści­we roz­wią­za­nie pro­ble­mów, po­zbie­rać się, by na nowo wró­cić do wal­ki z prze­ciw­no­ścia­mi losu i uciąż­li­wo­ścia­mi pra­cy za­wo­do­wej.

Po­zy­ski­wa­nie przy­ja­ciół nie jest pro­ste ani ła­twe – to żmud­ny, dłu­gi i trud­ny pro­ces. Praw­dzi­wa przy­jaźń zwy­kle dłu­go doj­rze­wa, ale tak­że trwa aż do śmier­ci.

Dro­ga do mi­ło­ści i przy­jaź­ni jest trud­na i wy­bo­ista, na mi­łość i przy­jaźń trze­ba za­słu­żyć, nie­jed­no­krot­nie cięż­ką pra­cą i po­sta­wą zgod­ną z war­to­ścia­mi, któ­re sta­no­wią o sen­sie przy­jaź­ni i mi­ło­ści. Na tej dro­dze cze­ka nas wie­le prze­szkód ma­ją­cych cha­rak­ter ze­wnętrz­ny, na któ­re nie mamy wpły­wu albo nasz wpływ jest nie­wiel­ki, i o cha­rak­te­rze we­wnętrz­nym, któ­re za­leż­ne są od nas sa­mych. Cho­ro­by, śmierć bli­skich, utra­ta pra­cy, nie­szczę­śli­wy wy­pa­dek – to wy­da­rze­nia po­zo­sta­ją­ce poza na­szą kon­tro­lą, a przy­no­szą­ce cier­pie­nie i smu­tek. Ba­rie­ry, ja­kie na dro­dze do mi­ło­ści i przy­jaź­ni bu­du­je­my sami, to głów­nie za­zdrość, za­wiść, ego­cen­tryzm, nar­cyzm. Naj­więk­szą z prze­szkód jest za­zdrość, któ­ra uze­wnętrz­nia wszyst­ko to, co w czło­wie­ku naj­gor­sze. Jest przy­pa­dło­ścią lu­dzi nie­za­leż­nie od po­zio­mu wy­kształ­ce­nia, in­te­li­gen­cji i sta­tu­su spo­łecz­ne­go czy ma­te­rial­ne­go.

Mi­łość jest źró­dłem po­zy­tyw­nej ener­gii, opty­mi­zmu, in­spi­ra­cji, de­ter­mi­na­cji, cier­pli­wo­ści, życz­li­wo­ści i em­pa­tii w re­la­cjach z in­ny­mi ludź­mi oraz w co­dzien­nej pra­cy.

Czyn­ni­ki sprzy­ja­ją­ce mi­ło­ści i przy­jaź­ni to ce­chy oso­bo­we i dzia­ła­nia, któ­re okre­śla­ją na­sze re­la­cje z in­ny­mi, przy­czy­nia­ją­ce się do roz­wo­ju i trwa­nia mi­ło­ści i przy­jaź­ni. Naj­waż­niej­sze z nich to: mo­ral­ność i ety­ka, mą­drość, szla­chet­ność, życz­li­wość, umie­jęt­ność słu­cha­nia in­nych, em­pa­tia. Po­sta­wa skie­ro­wa­na bar­dziej na „być” niż na „mieć” otwie­ra dro­gę do ser­ca i umy­słu przy­ja­ciół i ko­cha­nych osób. Nie­za­leż­nie od tego mo­że­my się spo­dzie­wać, zgod­nie z ogól­nie obo­wią­zu­ją­cą za­sa­dą rów­no­wa­gi, że na ko­niec otrzy­ma­my z re­la­cji mi­ło­ści i przy­jaź­ni tyle, ile w nie wło­ży­my.

Coś do zro­bie­nia, czy­li pra­ca

Pra­ca jest je­dy­ną rze­czą, któ­ra na­da­je sens ży­ciu.

Al­bert Ein­ste­in

Nie prze­pra­co­wa­łem ani jed­ne­go dnia w swo­im ży­ciu.

Wszyst­ko co ro­bi­łem, to była przy­jem­ność.

Tho­mas Alva Edi­son

Czło­wiek wła­sną pra­cą i wy­si­le­niem do wszyst­kie­go dojść może.

Adam Mic­kie­wicz

Kto z nas nie chciał­by mieć cie­ka­wej, roz­wi­ja­ją­cej pra­cy, któ­ra przy­no­si za­do­wo­le­nie i ma­te­rial­ną sa­tys­fak­cję? Każ­dy ży­czył­by so­bie za­ję­cia umoż­li­wia­ją­ce­go za­spo­ko­je­nie po­trzeb i re­ali­za­cję ma­rzeń. Z dru­giej stro­ny zdo­by­cie sta­łej pra­cy za go­dzi­we wy­na­gro­dze­nie sta­je się co­raz trud­niej­sze. Cią­gła zmia­na i nie­pew­ność sta­ły się styg­ma­tem cza­su, w któ­rym ży­je­my. Co­raz trud­niej osią­gnąć sta­bi­li­za­cję i kon­tro­lo­wać bieg wy­da­rzeń. Ży­je­my w nie­ustan­nym stre­sie i na­pię­ciu, a strach za­glą­da nam w oczy, pa­ra­li­żu­jąc ru­chy. Nie­pew­ność, brak sta­bil­ne­go grun­tu pod no­ga­mi, po­czu­cie bez­sil­no­ści to po­wszech­nie i do­tkli­wie od­czu­wa­ne ce­chy współ­cze­sne­go ży­cia. Pra­ca jest cen­tral­nym punk­tem na­sze­go bytu, a co za tym idzie źró­dłem ra­do­ści i trosk, tak­że lu­strem, w któ­rym od­bi­ja się na­sze ży­cie oso­bi­ste.

Pra­ca jest jed­nym z tych czyn­ni­ków, któ­ry róż­ni lu­dzi od zwie­rząt. Jest wy­ra­zem czło­wie­czeń­stwa, bo­wiem w naj­szer­szym za­kre­sie jest czyn­no­ścia­mi ro­zu­mu i tymi, któ­ry­mi ro­zum kie­ru­je. W prze­ci­wień­stwie do po­bu­dza­nej przez in­stynkt ak­tyw­no­ści zwie­rząt, czło­wiek wy­ko­nu­je pra­cę jako coś świa­do­me­go i ce­lo­we­go. Przez wie­le ty­siąc­le­ci pra­ca była wa­run­kiem eg­zy­sten­cji, czło­wiek by prze­trwać, mu­siał za­pew­nić so­bie po­ży­wie­nie i bez­piecz­ne schro­nie­nie. W toku ewo­lu­cji cele pra­cy sta­wa­ły się co­raz bar­dziej róż­no­rod­ne, od za­spo­ka­ja­nia pro­stych po­trzeb eg­zy­sten­cjal­nych, po­przez zdo­by­wa­nie dóbr ma­te­rial­nych aż do za­spo­ka­ja­nia wy­su­bli­mo­wa­nych po­trzeb du­cho­wych.

Pra­ca jest cen­tral­nym punk­tem na­sze­go bytu, a co za tym idzie źró­dłem ra­do­ści i trosk, tak­że lu­strem, w któ­rym od­bi­ja się na­sze ży­cie oso­bi­ste.

To wła­śnie pra­ca była siłą mo­to­rycz­ną pro­ce­su roz­wo­ju spo­łecz­ne­go i go­spo­dar­cze­go. Nie za­wsze wi­dzia­no w niej war­tość cen­tral­ną, ale na­wet w sys­te­mie nie­wol­ni­czym czy feu­dal­nym pra­ca, oprócz woj­ny, była źró­dłem bo­gac­twa i pre­sti­żu. Licz­ba po­sia­da­nych nie­wol­ni­ków czy chło­pów za­leż­nych od pana feu­dal­ne­go mó­wi­ła o jego sta­tu­sie spo­łecz­nym.

W ka­pi­ta­li­zmie pra­ca sta­ła się pro­duk­tem ryn­ko­wym, bę­dąc jed­nym z trzech czyn­ni­ków pro­duk­cji (ka­pi­tał, pra­ca, zie­mia), a tak­że uczest­ni­kiem wol­ne­go ryn­ku po­py­tu i po­da­ży. Ryn­ko­wy wy­raz pra­cy to kon­ku­ren­cja mię­dzy ludź­mi o za­trud­nie­nie, ale tak­że kon­ku­ren­cja pra­cy z ka­pi­ta­łem. W okre­sie wcze­sne­go ka­pi­ta­li­zmu i ma­so­wej pro­duk­cji prze­my­sło­wej ka­pi­tał zy­skał jed­no­znacz­ną prze­wa­gę i spro­wa­dził pra­cę czło­wie­ka do roli do­dat­ku do ma­szy­ny. Alie­na­cja isto­ty ludz­kiej w pro­ce­sie pro­duk­cji prze­my­sło­wej była głów­nym punk­tem kry­ty­ki sto­sun­ków spo­łecz­nych przez Ka­ro­la Mark­sa i w re­zul­ta­cie żą­da­niem znie­sie­nia przy­mu­su eko­no­micz­ne­go oraz zmia­ny sto­sun­ków wła­sno­ści po­przez li­kwi­da­cję ka­pi­ta­li­zmu. Eks­pe­ry­ment ko­mu­ni­stycz­ny (so­cja­li­stycz­ny) prze­pro­wa­dzo­ny w wie­lu kra­jach Eu­ro­py Wschod­niej do­pro­wa­dził do sa­mo­li­kwi­da­cji sys­te­mu opar­te­go na wła­sno­ści pań­stwo­wej i po­wro­tu do ka­pi­ta­li­zmu. W tym cza­sie jed­nak ob­raz ka­pi­ta­li­zmu zmie­nił się za­sad­ni­czo, re­wo­lu­cja tech­no­lo­gicz­na prze­kształ­ci­ła go­spo­dar­kę prze­my­sło­wą w go­spo­dar­kę opar­tą na wie­dzy, gdzie klu­czo­we miej­sce za­jął ka­pi­tał ludz­ki, czy­li wła­śnie pra­ca. Jed­nak­że pro­blem alie­na­cji nie znik­nął cał­ko­wi­cie, przy­brał tyl­ko inny wy­miar.

Współ­cze­śnie pra­ca, poza zna­cze­niem eg­zy­sten­cjal­nym, na­da­je sens ist­nie­niu, okre­śla styl ży­cia, ro­dzaj kon­tak­tów spo­łecz­nych, sta­tus spo­łecz­ny i po­zy­cję ma­te­rial­ną. Wszel­kie ba­da­nia so­cjo­lo­gicz­ne wy­ka­zu­ją, że pra­ca ma ogrom­nie waż­ny wpływ na na­sze za­do­wo­le­nie z ży­cia20. Klu­czo­wy pro­blem nadal sta­no­wi sa­mo­re­ali­za­cja, czy­li wy­ko­rzy­sta­nie po­ten­cja­łu jed­nost­ki, ta­len­tu i moż­li­wo­ści jej roz­wo­ju.

„Pra­ca jest do­brem czło­wie­ka – do­brem jego czło­wie­czeń­stwa – przez pra­cę bo­wiem czło­wiek nie tyl­ko prze­kształ­ca przy­ro­dę, do­sto­so­wu­jąc ją do swo­ich po­trzeb, ale tak­że urze­czy­wist­nia sie­bie jako czło­wie­ka” – czy­ta­my w en­cy­kli­ce spo­łecz­nej La­bo­rem exer­cens Jana Paw­ła II21. Jak tego do­ko­nać w świe­cie, gdzie cią­gła zmia­na jest je­dy­nym sta­łym ele­men­tem rze­czy­wi­sto­ści, a „płyn­na no­wo­cze­sność” łą­czy w so­bie po­czu­cie nie­trwa­ło­ści, nie­pew­no­ści i za­gro­że­nia bez­pie­czeń­stwa?22 Po­zy­cja za­wo­do­wa, spo­łecz­na, ma­ją­tek i za­bez­pie­cze­nie środ­ków utrzy­ma­nia są nie­trwa­łe i nie­pew­ne, po­nie­waż pod­le­ga­ją gwał­tow­nym wa­ha­niom. To wszyst­ko skut­ku­je wzro­stem po­czu­cia za­gro­że­nia. W świe­cie struk­tu­ral­ne­go bez­ro­bo­cia, któ­re bę­dzie wzra­stać, nikt nie może czuć się na­praw­dę bez­piecz­ny. Z jed­nej stro­ny ob­ser­wu­je­my woj­nę o ta­len­ty, a z dru­giej cią­gły pro­ces wdra­ża­nia in­no­wa­cyj­nych tech­no­lo­gii i co­raz to no­wych kon­cep­cji za­rzą­dza­nia: To­tal Qu­ali­ty Ma­na­ge­ment, do­wn­si­zing, re­en­gi­ne­ering, Lean Ma­na­ge­ment, Ju­stin-Time-Ma­na­ge­ment, któ­re „ra­cjo­na­li­zu­ją” wiel­kość za­trud­nie­nia tyl­ko w jed­nym kie­run­ku – ogra­ni­cza­jąc je. Dłu­go­ter­mi­no­we kon­trak­ty z pra­co­daw­cą na­le­żą do prze­szło­ści, pra­ca w jed­nej fir­mie do eme­ry­tu­ry sta­ła się no­stal­gicz­nym wspo­mnie­niem. Umo­wy o pra­cę za­wie­ra­ne są naj­czę­ściej na czas okre­ślo­ny, z moż­li­wo­ścią prze­dłu­że­nia i klau­zu­lą wy­po­wie­dze­nia bez od­szko­do­wa­nia. Przy­po­mi­na to sprze­daż dóbr kon­sump­cyj­nych z gwa­ran­cją ja­ko­ści i ceny oraz moż­li­wo­ścią zwro­tu. Eu­fe­mi­stycz­nym uza­sad­nie­niem są do­mnie­ma­ne ko­rzy­ści po stro­nie pra­cow­ni­ka, któ­ry dzię­ki ta­kiej kon­struk­cji umo­wy może sko­rzy­stać z nada­rza­ją­cej się na ryn­ku oka­zji, by odejść w po­szu­ki­wa­niu lep­sze­go miej­sca za­trud­nie­nia.

Jed­no­cze­śnie, w wa­run­kach za­ostrza­ją­cej się kon­ku­ren­cji, wy­stę­pu­je po­wszech­na i sta­ła pre­sja na wzrost wy­daj­no­ści, efek­tyw­no­ści, za­an­ga­żo­wa­nia i ela­stycz­no­ści pra­cow­ni­ków. Do tego nie­sły­cha­ny wzrost świa­do­mo­ści (re­zul­tat two­rzą­ce­go się spo­łe­czeń­stwa wie­dzy) skut­ku­je zwięk­sze­niem ocze­ki­wań w sto­sun­ku do pra­co­daw­cy i spo­so­bu wy­ko­ny­wa­nej pra­cy. Wkła­da­jąc wie­le tru­du w edu­ka­cję i zdo­by­wa­nie wie­dzy uzu­peł­nia­ją­cej na bie­żą­co, ocze­ku­je­my nie tyl­ko od­po­wied­nie­go wy­na­gro­dze­nia, ale przede wszyst­kim pra­cy zaj­mu­ją­cej, in­te­re­su­ją­cej, roz­wi­ja­ją­cej nasz po­ten­cjał, po­zwa­la­ją­cej na sa­mo­re­ali­za­cję. Co­raz waż­niej­sze sta­ją się: pra­ca zgod­na z wy­zna­wa­ny­mi war­to­ścia­mi, at­mos­fe­ra w miej­scu pra­cy, re­la­cje ze współ­pra­cow­ni­ka­mi, sze­fa­mi i pod­wład­ny­mi, spra­wie­dli­wość, otwar­tość wy­mia­ny my­śli i ocen, życz­li­wość, go­to­wość do wza­jem­nej po­mo­cy, pod­mio­to­wość w re­ali­za­cji za­dań, wresz­cie pa­sja po­zwa­la­ją­ca na emo­cjo­nal­ne za­an­ga­żo­wa­nie. To nie­zwy­kle po­zy­tyw­ne zja­wi­sko. I cho­ciaż nie jest ła­two zna­leźć miej­sce pra­cy (fir­mę czy in­sty­tu­cję), któ­ra speł­nia ta­kie ocze­ki­wa­nia, to jed­nak war­to i trze­ba szu­kać, bo bez tego nig­dy nie zro­zu­mie­my praw­dzi­we­go sen­su pra­cy i nie osią­gnie­my szczę­ścia poj­mo­wa­ne­go jako za­do­wo­le­nie z ży­cia.

Na­dzie­ja na coś, czy­li pla­ny i ma­rze­nia

Moja i Two­ja na­dzie­ja,

Uczy­ni re­al­nym krok w chmu­rach.

Moja i Two­ja na­dzie­ja,

Po­zwo­li uczy­nić dziś cuda.

Ka­sia No­sow­ska, ze­spół Hey

Iść za ma­rze­niem, i zno­wu iść za ma­rze­niem, i tak za­wsze aż do koń­ca.

Jo­seph Con­rad

Je­śli po­tra­fisz o czymś ma­rzyć, to po­tra­fisz tak­że tego do­ko­nać.

Walt Di­sney

Na­dzie­ja jest, obok przy­ja­ciół i bli­skich, naj­cen­niej­szą to­wa­rzysz­ką ży­cia, szcze­gól­nie przy­dat­ną w trud­nych chwi­lach. Kie­dy wy­da­je się, że świat się za­wa­lił, na­dzie­ja pod­po­wia­da, że nie­przy­chyl­ny los się od­mie­ni, że gdzieś za chmu­ra­mi jest słoń­ce, któ­re po­ja­wi się i uśmiech­nie do nas. Bez na­dziei nie­jed­no­krot­nie trud­no wy­obra­zić so­bie wyj­ście z za­pa­ści, któ­ra ła­two prze­ra­dza się w de­pre­sję. Na­dzie­ja czy­ni cuda dla na­szej psy­chi­ki, a czę­sto jest tak­że im­pul­sem do dzia­ła­nia w kie­run­ku re­ali­za­cji da­le­ko­sięż­nych ce­lów, któ­re nie mają jesz­cze okre­ślo­nych kształ­tów – ce­lów roz­ma­itych: od po­szu­ki­wa­nia bar­dziej in­te­re­su­ją­cej pra­cy, kon­cep­cji no­we­go pro­jek­tu biz­ne­so­we­go, zmia­ny miesz­ka­nia, bu­do­wy domu swo­ich ma­rzeń do tych abs­trak­cyj­nych, jak choć­by do­ko­na­nie od­kry­cia na­uko­we­go.

Może prze­kształ­cić się w dzia­ła­nie wy­ni­ka­ją­ce z ocze­ki­wa­nia speł­nie­nia się cze­goś po­żą­da­ne­go, w uf­ność, że to się fak­tycz­nie speł­ni, urze­czy­wist­ni. Taka na­dzie­ja jest opar­ta na do­strze­ga­niu za­ląż­ków na­szych pra­gnień w świe­cie rze­czy­wi­stym, tu i te­raz, i sta­je się źró­dłem ener­gii po­ma­ga­ją­cej je zre­ali­zo­wać.

Na­dzie­ja jest opar­ta na do­strze­ga­niu za­ląż­ków na­szych pra­gnień w świe­cie rze­czy­wi­stym, tu i te­raz, i sta­je się źró­dłem ener­gii po­ma­ga­ją­cej je zre­ali­zo­wać.

Po­rów­na­nie zna­cze­nia słów „na­dzie­ja” i „ma­rze­nie” po­ka­zu­je, że są one po­dob­ne, z tym że ma­rze­nia są okre­śla­ne jako „czę­sto nie­re­al­ne” lub „fan­ta­zjo­wa­nie, ro­je­nie”, a do­dat­ko­wo mogą być ro­zu­mia­ne jako „ciąg my­śli i wy­obra­żeń po­wsta­ją­cych pod­czas snu, nie­pod­le­ga­ją­cych pra­wom lo­gi­ki”. Taka de­fi­ni­cja ma­rze­nia po­win­na od­stra­szyć ra­cjo­nal­nie po­stę­pu­ją­cych lu­dzi biz­ne­su. W rze­czy­wi­sto­ści jed­nak jest prze­ciw­nie. Tak się skła­da, że współ­cze­śnie nie spo­sób prze­ce­nić zna­cze­nia ro­zu­mo­wa­nia wy­kra­cza­ją­ce­go poza utar­te sche­ma­ty, a in­tu­icji przy­pi­su­je się dzia­ła­nie wręcz ma­gicz­ne. Roz­pa­try­wa­nie wie­lu sce­na­riu­szy i opcji, czę­sto z po­zo­ru nie­re­al­nych, jest dziś pod­sta­wą pro­ce­su pla­no­wa­nia stra­te­gicz­ne­go za­czy­na­ją­ce­go się od „bu­rzy mó­zgów”, któ­ra nie ma nic wspól­ne­go z lo­gi­ką. Prze­ło­mo­we in­no­wa­cje zmie­nia­ją­ce świat są ta­kie wła­śnie dla­te­go, że ła­mią wszel­kie re­gu­ły, wpro­wa­dza­jąc nowe i cał­ko­wi­cie inne roz­wią­za­nia. Ma­rze­nia mają wie­le wspól­ne­go ze „snem” jako ma­rze­niem sen­nym; w ję­zy­ku an­giel­skim i nie­miec­kim wy­ra­zy dre­am i Traumod­no­szą się do obu zna­czeń. Jak wy­ka­zu­ją ba­da­nia nad fi­zjo­lo­gią snu, każ­dy czło­wiek śni co noc przez oko­ło pół­to­rej go­dzi­ny. Ma­rze­nia sen­ne są ochro­ną przed ne­ga­tyw­nym wpły­wem wy­da­rzeń dnia co­dzien­ne­go, po­zwa­la­ją od­re­ago­wać trau­ma­tycz­ne prze­ży­cia, po­ma­ga­ją za­cho­wać rów­no­wa­gę emo­cjo­nal­ną i umy­sło­wą. Zgod­nie z za­ło­że­nia­mi psy­cho­ana­li­zy sny wy­da­ją się czę­sto dzi­wacz­ne i „bez sen­su”, ale w isto­cie mają swo­ją lo­gi­kę, trze­ba tyl­ko na­uczyć się in­ter­pre­ta­cji ich ję­zy­ka. We­dług Zyg­mun­ta Freu­da sny są dro­gą do nie­świa­do­mo­ści, sta­no­wią w du­żej mie­rze speł­nie­nie ma­rzeń i pra­gnień, któ­re z róż­nych wzglę­dów nie mo­gły się zre­ali­zo­wać. Ich zna­cze­nie dla sfe­ry rze­czy­wi­stej wy­kra­cza da­le­ko poza fan­ta­stycz­ne ro­je­nia na ja­wie.

Ma­rze­nia w obu zna­cze­niach, jako przed­miot pra­gnień i dą­żeń oraz jako ma­rze­nia sen­ne, od­gry­wa­ją w na­szym ży­ciu nie­zwy­kle waż­ną rolę. Naj­wspa­nial­sze w hi­sto­rii osią­gnię­cia były re­zul­ta­tem speł­nie­nia ar­ty­ku­ło­wa­nych pu­blicz­nie ma­rzeń. Mar­tin Lu­ther King, John Fit­zge­rald Ken­ne­dy, Jan Pa­weł II, Mat­ka Te­re­sa z Kal­ku­ty to tyl­ko nie­któ­re przy­kła­dy wiel­kich „ma­rzy­cie­li”.

W swo­im wie­ko­pom­nym prze­mó­wie­niu, skie­ro­wa­nym do 200 ty­się­cy de­mon­stran­tów zgro­ma­dzo­nych 28 sierp­nia 1963 roku przed Lin­coln Me­mo­rial Cen­ter w Wa­szyng­to­nie, Mar­tin Lu­ther King, od­no­sząc się do se­gre­ga­cji ra­so­wej czar­nych oby­wa­te­li USA i ich „kon­dy­cji peł­nej hań­by”, sfor­mu­ło­wał ma­rze­nie, któ­re było we­zwa­niem do dzia­ła­nia: „Nie po­win­ni­śmy spo­cząć w ciem­nej do­li­nie roz­pa­czy. Za­pew­niam was o tym, przy­ja­cie­le, mimo że do­świad­cza­my dziś trud­no­ści i do­świad­czać bę­dzie­my ich nadal. Nadal ma­rzę, nadal śnię. […] Ma­rzę, że czwo­ro mo­ich ma­łych dzie­ci pew­ne­go dnia bę­dzie żyło w spo­łe­czeń­stwie, w któ­rym oce­nia­ne będą nie po ko­lo­rze skó­ry, lecz po swo­im cha­rak­te­rze. Dziś nadal ma­rzę, nadal śnię!”23. Ma­rze­nie Mar­ti­na Lu­the­ra Kin­ga zo­sta­ło zre­ali­zo­wa­ne szyb­ciej, niż moż­na było tego ocze­ki­wać, jego dzia­łal­ność do­pro­wa­dzi­ła do za­an­ga­żo­wa­nia się ad­mi­ni­stra­cji Joh­na F. Ken­ne­dy­ego w obro­nę praw oby­wa­tel­skich Mu­rzy­nów i spo­wo­do­wa­ła uchwa­le­nie pod­sta­wo­wych praw oby­wa­tel­skich i pra­cow­ni­czych czar­no­skó­rych oby­wa­te­li USA oraz znie­sie­nie se­gre­ga­cji ra­so­wej w dwa lata póź­niej24.

Kie­dy pre­zy­dent John F. Ken­ne­dy w 1962 roku sfor­mu­ło­wał mi­sję wy­sła­nia czło­wie­ka na Księ­życ, moż­na było po­trak­to­wać ją jak scien­ce fic­tion, baj­kę, sen­ne ma­rze­nie: „Ale je­śli wam po­wiem, dro­dzy współ­o­by­wa­te­le, iż wy­śle­my na Księ­życ, czy­li 240 ty­się­cy mil od cen­trum kon­tro­li w Ho­uston, gi­gan­tycz­ną ra­kie­tę wy­so­ką na po­nad 300 stóp, czy­li tyle ile mie­rzy to bo­isko, zbu­do­wa­ną z no­wych sto­pów me­ta­li, w tym ta­kich, któ­rych jesz­cze nie wy­na­le­zio­no, zdol­ną wy­trzy­mać nie­spo­ty­ka­ne do­tąd prze­cią­że­nia i tem­pe­ra­tu­ry, zmon­to­wa­ną z więk­szą pre­cy­zją niż naj­lep­szy ze­ga­rek […] po czym spro­wa­dzi­my ją z po­wro­tem na Zie­mię […] i je­śli wam po­wiem, że zro­bi­my to do­brze, za­nim jesz­cze skoń­czy się to dzie­się­cio­le­cie, to sami zro­zu­mie­cie, że mu­si­my być zu­chwa­li”25. Dwu­dzie­ste­go lip­ca 1969 roku Neil Arm­strong prze­ka­zał Zie­mi ra­do­sną wia­do­mość – „Orzeł wy­lą­do­wał” – a na­stęp­nie, do­ty­ka­jąc po­wierzch­ni Srebr­ne­go Glo­bu, po­wie­dział: „To mały krok czło­wie­ka, ale wiel­ki dla ludz­ko­ści”. Mi­sja Apol­lo 11 za­koń­czy­ła się spek­ta­ku­lar­nym suk­ce­sem, jed­no z ma­rzeń naj­bar­dziej po­ru­sza­ją­cych ludz­ką wy­obraź­nię zo­sta­ło zre­ali­zo­wa­ne.

Sys­tem ko­mu­ni­stycz­ny, jako spo­sób spra­wo­wa­nia wła­dzy i ustrój spo­łecz­no-go­spo­dar­czy, w prze­cią­gu XX wie­ku wzmoc­nił się i utrwa­lił na ma­pie świa­ta w ta­kim stop­niu, że pra­wie ża­den z po­waż­nych po­li­ty­ków, na­ukow­ców, nie mó­wiąc o zwy­kłych oby­wa­te­lach ko­mu­ni­stycz­nych kra­jów, nie są­dził, że może ulec on roz­pa­do­wi. Jan Pa­weł II, pierw­szy pol­ski pa­pież, przy­je­chał w czerw­cu 1979 roku do swe­go ro­dzin­ne­go kra­ju z pierw­szą piel­grzym­ką i wy­gło­sił na pla­cu Zwy­cię­stwa w War­sza­wie, wo­bec mi­lio­na uczest­ni­ków mszy świę­tej, po­ry­wa­ją­cą ho­mi­lię za­koń­czo­ną sło­wa­mi:

„I wo­łam ja, syn pol­skiej zie­mi, a za­ra­zem ja, Jan Pa­weł II pa­pież, wo­łam z ca­łej głę­bi tego ty­siąc­le­cia, wo­łam w przed­dzień świę­ta Ze­sła­nia, wo­łam wraz z wami wszyst­ki­mi:

Niech zstą­pi Duch Twój!

Niech zstą­pi Duch Twój!

I od­no­wi ob­li­cze zie­mi.

Tej Zie­mi! Amen”.

Sło­wa te były wy­ra­zem na­dziei ba­zu­ją­cej na twar­dych prze­ko­na­niach, że znie­wo­le­niu Pol­ski oraz in­nych kra­jów obo­zu so­cja­li­stycz­ne­go trze­ba się prze­ciw­sta­wić, a moc Du­cha Świę­te­go może być w tym po­moc­na.

W po­wszech­nej świa­do­mo­ści pierw­sza piel­grzym­ka Jana Paw­ła II do oj­czy­zny i sło­wa wy­po­wie­dzia­ne w War­sza­wie sta­ły się im­pul­sem dla straj­ków 1980 roku – w szcze­gól­no­ści tych w Stocz­ni Gdań­skiej, a w kon­se­kwen­cji tak­że do po­wsta­nia So­li­dar­no­ści, któ­ra za­po­cząt­ko­wa­ła roz­wój de­mo­kra­tycz­nych prze­mian w Pol­sce26. Pa­pież, z ty­po­wą dla nie­go skrom­no­ścią, mó­wił: „Ko­mu­nizm jako sys­tem upadł w pew­nym sen­sie sam. Upadł w kon­se­kwen­cji wła­snych błę­dów i nad­użyć. Oka­zał się le­kar­stwem groź­niej­szym od sa­mej cho­ro­by”27. Je­śli uznać wkład Jana Paw­ła II w oba­le­nie ko­mu­ni­zmu i prze­mia­ny sys­te­mo­we w Pol­sce za istot­ny, to w kon­se­kwen­cji trze­ba do­ce­nić rów­nież jego udział w prze­mia­nach po­li­tycz­nych w ca­łej Eu­ro­pie Wschod­niej. W ten spo­sób chło­pak z Wa­do­wic, ksiądz, póź­niej bi­skup, a na­stęp­nie pa­pież, zre­ali­zo­wał swo­je ma­rze­nie i „od­sło­nił du­cho­wą jed­ność chrze­ści­jań­skiej Eu­ro­py, na któ­rą skła­da­ją się dwie wiel­ki tra­dy­cje: Wscho­du i Za­cho­du”28.

Ma­rze­nia się speł­nia­ją nie przez przy­pa­dek, ale dzię­ki kon­se­kwent­ne­mu dą­że­niu do ich re­ali­za­cji, choć czę­sto trze­ba iść pod prąd. Nie moż­na po­prze­stać na na­dziei, że urze­czy­wist­nią się same. Naj­trud­niej zro­bić pierw­szy krok, ale na­wet naj­dal­sza po­dróż za­czy­na się od pierw­sze­go kro­ku. Mogę o tym za­świad­czyć na wła­snym przy­kła­dzie: głę­bo­kie prze­ko­na­nie, że In­ter­net zmie­nia świat w spo­sób re­wo­lu­cyj­ny, za­owo­co­wa­ło ideą stwo­rze­nia ban­ku in­ter­ne­to­we­go. Był rok 1998, pra­co­wa­łem w pro­win­cjo­nal­nym ban­ku w Ło­dzi i wie­lu lu­dzi uwa­ża­ło wów­czas, że jest to po­mysł z ga­tun­ku po­wie­ści scien­ce fic­tion, tym bar­dziej że ban­ko­wość była za­wsze osto­ją kon­ser­wa­ty­zmu i za­cho­waw­cze­go po­dej­ścia do wszel­kich wy­na­laz­ków. Ale ja mia­łem ma­rze­nie zbu­do­wa­nia w Pol­sce no­wa­tor­skie­go ban­ku, bę­dą­ce­go od­zwier­cie­dle­niem tren­dów ro­dem z Do­li­ny Krze­mo­wej, któ­rą po­zna­łem wcze­śniej i któ­rą nie­odwo­łal­nie się za­chwy­ci­łem.

Ma­rze­nia się speł­nia­ją nie przez przy­pa­dek, ale dzię­ki kon­se­kwent­ne­mu dą­że­niu do ich re­ali­za­cji, choć czę­sto trze­ba iść pod prąd. Nie moż­na po­prze­stać na na­dziei, że urze­czy­wist­nią się same.

Kie­dy w roku 2000, pra­cu­jąc w BRE Ban­ku, przy­stą­pi­łem do ko­lej­nej, trze­ciej z rzę­du, pró­by (bo­wiem po dro­dze za­po­cząt­ko­wa­łem pry­mi­tyw­ną od­sło­nę ban­ko­wo­ści in­ter­ne­to­wej w PKO BP), z pod­sta­wo­wych usług ban­ko­wych za po­śred­nic­twem In­ter­ne­tu (ta­kich jak spraw­dze­nie sta­nu kon­ta) ko­rzy­sta­ło w Pol­sce za­le­d­wie 40 ty­się­cy osób. W chwi­lach zwąt­pie­nia, ja­kie zda­rza­ły się szcze­gól­nie w okre­sie po­cząt­ko­wym, gdy pra­co­wa­li­śmy po­nad siły, po­wta­rza­łem swo­im współ­pra­cow­ni­kom, że two­rzy­my hi­sto­rię pol­skiej ban­ko­wo­ści i nie ma ta­kiej ceny, któ­rej nie war­to za to za­pła­cić. Obec­nie, 10 lat póź­niej, mamy w Pol­sce po­nad 10 mi­lio­nów in­dy­wi­du­al­nych klien­tów ban­ko­wo­ści in­ter­ne­to­wej, z usług tych ko­rzy­sta tak­że zde­cy­do­wa­na więk­szość ma­łych i śred­nich przed­się­biorstw. mBank, pierw­szy doj­rza­ły bank wir­tu­al­ny w na­szym kra­ju, któ­ry uda­ło mi się stwo­rzyć z gru­pą za­pa­leń­ców, ma dziś po­nad 2,5 mi­lio­na klien­tów i na­le­ży do naj­więk­szych ban­ków in­ter­ne­to­wych na świe­cie. To jest dla mnie do­wo­dem, że je­dy­ną gra­ni­cą na­szych moż­li­wo­ści są gra­ni­ce na­szej wy­obraź­ni. War­to mieć ma­rze­nia, a smak ich speł­nie­nia jest nie­po­wta­rzal­ny.

Moja DRO­GA war­to­ści

„Dro­ga” to roz­wój, na­by­wa­nie do­świad­cze­nia, po­ko­ny­wa­nie sła­bo­ści, wier­ność za­sa­dom, brnię­cie pod prąd i pły­nię­cie na fali, do­ko­ny­wa­nie trud­nych wy­bo­rów, przy­jaźń i mi­łość, prze­ży­wa­nie, ucze­nie się, od­kry­wa­nie i błą­dze­nie.

kom­pi­la­cja ro­zu­mie­nia „dro­gi” na fo­rum dys­ku­syj­nym w In­ter­ne­cie

My­śleć to, co praw­dzi­we, czuć to, co pięk­ne, i ko­chać, co do­bre – w tym cel ro­zum­ne­go ży­cia.

Pla­ton

[…] je­śli nie wiesz, do­kąd iść sama cię dro­ga po­pro­wa­dzi.

ks. Jan Twar­dow­ski

War­to­ści są atrak­cyj­nym te­ma­tem teo­re­tycz­nych roz­wa­żań i szcze­gó­ło­wych ana­liz. W prak­ty­ce te­mat ten za­wsze przy­cią­ga uwa­gę au­dy­to­rium na tre­nin­gach mo­ty­wa­cyj­nych w du­żych kor­po­ra­cjach i ma­łych fir­mach, a rola i zna­cze­nie sys­te­mu war­to­ści w ży­ciu czło­wie­ka sta­ły się pod­sta­wą wie­lu psy­cho­te­ra­pii. Na ogół ła­two nam roz­pra­wiać o war­to­ściach w wy­mia­rze ogól­nym, na wy­so­kim po­zio­mie abs­trak­cji – zgod­ni je­ste­śmy, że war­to­ści są w na­szym ży­ciu czymś po­żą­da­nym, spie­ra­my się ewen­tu­al­nie o zna­cze­nie war­to­ści jed­nost­ko­wych i ich miej­sce w hie­rar­chii. Ale rze­tel­na od­po­wiedź na py­ta­nie o war­to­ści, ja­kie prak­ty­ku­je­my na co dzień, o ich rze­czy­wi­sty i kon­kret­ny wy­miar w na­szym ży­ciu, wy­ma­ga więk­sze­go za­sta­no­wie­nia, spoj­rze­nia wstecz i w głąb nas sa­mych. Sys­tem war­to­ści, w czę­ści ukry­tych w pod­świa­do­mo­ści i stam­tąd kie­ru­ją­cych na­szy­mi dzia­ła­nia­mi, jest po­chod­ną na­szych po­trzeb, edu­ka­cji, eto­su spo­łecz­ne­go, in­dy­wi­du­al­nych fa­scy­na­cji i prze­ko­nań. Kształ­tu­je się przez całe ży­cie, ale jego fun­da­men­ty po­wsta­ją w cza­sach mło­do­ści i okre­sie wie­ku śred­nie­go. Ewo­lu­cja ta ma cha­rak­ter de­ter­mi­ni­stycz­ny, jest uwa­run­ko­wa­na bio­lo­gicz­nie, ale w do­peł­nie­niu in­dy­wi­du­al­ny szlif sys­te­mo­wi war­to­ści na­da­je świa­do­my wy­bór tego, co uzna­my za naj­waż­niej­sze w na­szym ży­ciu.

Rze­tel­na od­po­wiedź na py­ta­nie o war­to­ści, ja­kie prak­ty­ku­je­my na co dzień, o ich rze­czy­wi­sty i kon­kret­ny wy­miar w na­szym ży­ciu, wy­ma­ga więk­sze­go za­sta­no­wie­nia, spoj­rze­nia wstecz i w głąb nas sa­mych.

Moje roz­wa­ża­nia na te­mat war­to­ści nie mogą ogra­ni­czyć się do sfe­ry ogól­nej, bo w tym za­kre­sie nie wnio­są ni­cze­go no­we­go, a ich przy­dat­ność dla czy­ta­ją­cych tę książ­kę nie bę­dzie wiel­ka. Wolę je po­trak­to­wać jako wstęp do po­ka­za­nia roli war­to­ści w prak­ty­ce, po­słu­gu­jąc się przy tym przy­kła­da­mi wy­bra­nych lu­dzi. Ma­jąc na uwa­dze bar­dziej wy­miar prak­tycz­ny niż ana­li­tycz­ny, po­sta­no­wi­łem za­cząć od sie­bie.

Ta­kie po­dej­ście nie wy­ni­ka by­najm­niej z za­pa­trze­nia w sie­bie, ale z prze­ko­na­nia, któ­re leży u źró­deł tej książ­ki, że war­to­ści mają re­al­ne zna­cze­nie w co­dzien­nym ży­ciu każ­de­go czło­wie­ka i to wła­śnie one dają szan­sę zwy­kłym lu­dziom na szczę­śli­we ży­cie i wy­jąt­ko­wą sa­tys­fak­cję z pra­cy. Czym były dla mnie? Do­kąd mnie do­pro­wa­dzi­ły? Co im za­wdzię­czam? Aby mó­wić o war­to­ściach u in­nych, wy­pa­da naj­pierw po­sta­wić te py­ta­nia sa­me­mu so­bie. Dla­te­go prak­tycz­ne do­cie­ka­nia na te­mat kształ­to­wa­nia się, a na­stęp­nie wpły­wu war­to­ści na ży­cie roz­pocz­nę od oso­bi­stych do­świad­czeń w tym za­kre­sie.

Do­cho­dze­nie do sfor­mu­ło­wa­nia in­dy­wi­du­al­ne­go sys­te­mu war­to­ści za­ję­ło mi wie­le lat, a na­wet dziś nie mogę po­wie­dzieć, że jest to pro­ces de­fi­ni­tyw­nie za­koń­czo­ny. Naj­waż­niej­sza pod tym wzglę­dem była z pew­no­ścią mło­dość i okres doj­rze­wa­nia, kie­dy to na­stę­pu­je kształ­to­wa­nie się świa­to­po­glą­du i głów­nych prze­ko­nań. Póź­niej, w ko­lej­nych la­tach, sys­tem war­to­ści się utrwa­la i za­czy­na speł­niać rolę szkie­le­tu, na któ­rym utrzy­mu­je się „mięk­ka tkan­ka ży­cia”. Okres doj­rza­ło­ści zaś po­zwa­la na au­to­re­flek­sję, spoj­rze­nie z dy­stan­su, jesz­cze nie pod­su­mo­wa­nie, ale już wstęp­ną oce­nę, któ­ra umoż­li­wia wpro­wa­dze­nie ko­rek­ty. Gdy pa­trzę na swo­je lata naj­młod­sze, wi­dzę dom ro­dzin­ny, szko­łę (pod­sta­wo­wą, po­tem śred­nią i stu­dia wyż­sze), przy­po­mi­nam so­bie lek­tu­ry, roz­my­śla­nia – to wszyst­ko kształ­to­wa­ło po­sta­wy, uczy­ło wzor­ców za­cho­wań. Mło­dość, kie­dy ją prze­ży­wa­my, wy­da­je się prze­bie­gać wol­no, bo spie­szy się nam do przy­szło­ści. Ale w isto­cie – wi­dać to do­pie­ro z da­le­ka – mło­dość to ga­lop, ży­je­my jak w ka­lej­do­sko­pie, zmie­nia­my się szyb­ko, a świat ra­zem z nami. Je­ste­śmy głod­ni wra­żeń, wie­dzy, mi­ło­ści, przy­jaź­ni, go­to­wi do po­świę­ceń i po­dej­mo­wa­nia ry­zy­ka, by za­spo­ko­ić te pra­gnie­nia. W mło­do­ści mamy naj­wię­cej nie­skrę­po­wa­nych ni­czym ma­rzeń, któ­re po­py­cha­ją nas do dzia­ła­nia. Re­ali­za­cja na­wet po­je­dyn­czych z nich daje od­wa­gę i do­da­je sił do dal­szej ak­tyw­no­ści.

Moja dro­ga do war­to­ści roz­po­czę­ła się w domu ro­dzin­nym od bez­względ­ne­go po­sza­no­wa­nia pra­cy w każ­dej po­sta­ci.

Ro­dzi­ce uro­dze­ni na