Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Przywitaj się z królową. Gafy, wpadki, faux pas i inne historie

Przywitaj się z królową. Gafy, wpadki, faux pas i inne historie

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7924-470-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Przywitaj się z królową. Gafy, wpadki, faux pas i inne historie

Kulisy fascynującego świata międzynarodowej dyplomacji.
Praktyczny przewodnik po świecie savoir vivre’u.

Kiedy w XVII wieku w wąskiej haskiej uliczce spotkali się francuscy i hiszpańscy dyplomaci, trzeba było rozbierać ogrodzenie, aby nikt nikomu nie musiał ustępować miejsca. Dziś do wywołania międzynarodowego skandalu wystarczy niefortunny wpis na Twitterze.

• W jakim porządku witać gości?
• Czego nie dawać w prezencie?
• Jak wznosić toasty?
• Dlaczego jeden z najdroższych obiadów w historii kosztował aż 570 tysięcy dolarów?
• Dlaczego Bronisław Komorowski ukradł kieliszek królowej, a Andrzej Duda wpadł w pułapkę z uściskiem dłoni?
• Co otrzymał w podarunku Donald Tusk poza kompletem ołówków?
• Jak zareagował Fidel Castro na hasło „Zjesz i sobie pojedziesz” podczas Szczytu Narodów Zjednoczonych?
• Kto przepraszał królową Elżbietę II za nazwanie jej „mruczącą kotką”?

Przywitaj się z królową. Gafy, wpadki, faux pas i inne historie to błyskotliwe wprowadzenie do systemu dyplomatycznych symboli, kodów i ceremonii. Pomocne vademecum – nie tyko podczas spotkań biznesowych i oficjalnych uroczystości, ale również w życiu prywatnym.

 

Skarbnica wiedzy i anegdot niezbędna zarówno w pałacu prezydenckim, jak i w domu każdego światowego człowieka.
Daniel Passent

Tyle anegdot dyplomatycznych z czasów dawnych i jak najbardziej współczesnych nie przeczytacie nigdzie w tak skompensowanej formie. Czyta się jak powieść.
Jan Wojciech Piekarski, ambasador ad personam

To się może przydać. Zwłaszcza teraz. Nie tylko pracownikom ważnych kancelarii. Żeby się przekonać, że inni też popełniają błędy, a samemu robić ich trochę mniej. I żeby przyjemnie spędzić czas.
Jacek Żakowski

Polecane książki

Kraina Elfów, Oggrestydhemgard, znalazła się na progu wojny domowej. Elfowie nienawidzą Ludzi, Ludzie boją się i nienawidzą Elfów, wszyscy zaś nienawidzą Mieszańców. Po zaginięciu Króla kraj pogrążył się w politycznym kryzysie. Na dworze królewskim polityczne frakcje szykują się do krwawej walki o w...
"Przeliczeni. Tajemnice galerii handlowych", jako pierwsza na polskim rynku wydawniczym pozycja dotykająca istnienia galerii handlowych, to ponura, a miejscami przerażająca prawda o kulisach działania centrów handlowych. To książka o ludzkich dramatach, o podeptanych nadziejach, o bezprawnym niszcze...
Radek, sześcioletni chłopiec przeprowadza się na wieś. Jest z tego powodu bardzo szczęśliwy, bo przecież na wsi można robić tyle ciekawych rzeczy. Najbardziej jednak interesuje go samotny sąsiad, pan Mietek, który nie ma najmniejszego zamiaru zaprzyjaźnić się z małym chłopcem. Ale Radek postana...
Nichole Daniels dwukrotnie została porzucona tuż przed ślubem. Nie wierzy już w miłość. Po kilku latach samotności w jej życiu pojawia się Garrett Carter. Ma opinię kobieciarza i jest ostatnią osobą, z którą Nichole chciałaby się związać. Ponieważ jednak Garrett bardzo jej się podoba, spę...
Powieść historyczna w barwny sposób przedstawiającaostatni okres z życia Cycerona i upadek republiki rzymskiej.Książka, przy której nie sposób się powstrzymać przed porównaniamiz późniejszymi wydarzeniami historycznymi, również z tymi najnowszymi. MAREK TULIUSZ CYCEROBYŁY KONSUL, CZŁOWIEK, DLA KTÓ...
Osierocona dziedziczka Titania Danforth przybywa z Ameryki do Anglii. Wkracza na salony Sussex i bez trudu podbija wszystkie męskie serca.Jednak ona dostrzega tylko jednego mężczyznę. Niestety, jej wybranek ma nie tylko zniewalający czar... ale i jak najgorszą reputację…Mężny żołnierz Ian Eversea wi...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Łukasz Walewski

Magdzie, która zawsze mnie wspiera,
nawet gdy zaliczam wpadki. 

I oczywiście wszystkim politykom,
których niedoskonałości sprawiają, że mamy na chleb.

WSTĘP I O PROTOKOLE

Dyplomacja to sztuka mówienia komuś „Idź do diabła!” w taki sposób,
aby już cieszył się na samą myśl o tym, jak przyjemna czeka go podróż.stary dowcip polityczny

Nie oszukujmy się. Nie warto. Gafy wszyscy popełnialiśmy, popełniamy i będziemy popełniać. Towarzyszą nam tak długo, jak umiejętność porozumiewania się. A może lepiej napisać: „niedogadywania się”.Faux pas, wpadki, niedopatrzenia, niezręczności, przejęzyczenia, niedomówienia, nieporozumienia, wtopy, kiksy, towarzyskie katastrofy, aż po przemyślane i celowe afronty. Jakkolwiek ich nie nazwać, wszystkie mają jedną cechę wspólną – gdy już się wydarzą, nie da się ich cofnąć. Tak jak wypowiedzianych czy napisanych słów albo popełnionych czynów. Można się tylko nauczyć, jak sobie z nimi radzić. Jak obracać je w żart albo jak budować na nich lepsze relacje.

Konsultant polityczny Roger Ailes stworzył kiedyś tak zwaną medialną teorię „zagłębienia dla orkiestry”. Chodziło mu o to, że jeśli na scenie będzie dwóch polityków i jeden z nich obwieści, iż znalazł rozwiązanie konfliktu bliskowschodniego, a drugi, spadając ze sceny, wpadnie do pomieszczenia dla orkiestry, to oczywiście ten drugi trafi na nagłówki gazet i znajdzie się w czołówce telewizyjnych wiadomości. Dziś decyduje „obrazek”, polityka musi być ładnie opakowana. Wielkie negocjacje dyplomatyczne mogązostać sprowadzone do kilkudziesięciu, a czasem nawet kilku sekund w relacjach prasowych. I dlatego należywykorzystywać te okazje. Trzeba mieć tego świadomość także w świecie biznesu.

Sam miałem okazję w życiu zaliczyć olbrzymią liczbę wpadek. Wciąż od czasu do czasu coś mi się wymknie. Nieraz mam też ochotę „zdjąć” przyklejony do twarzy uśmiech i powiedzieć niektórym grubiańsko zachowującym się osobom, co o nich myślę. Wręcz dymią mi wtedy uszy. I choć to trudne, pracuję nad opanowaniem. Jest i drugi element konieczny, gdy mówimy o trzymaniu się zasad protokołu, etykiety i dobrego wychowania. To cierpliwość i tolerancja. Zresztą ponoć są one użyteczne na co dzień w życiu rodzinnym. Wspominał o tym w 1997 roku książę Edynburga Filip – małżonek królowej Elżbiety II, znany z tego, że popełnia jedną gafę za drugą. Gdy zapytano go o sekret udanego małżeństwa, odparł: „Tolerancja to niezbędny składnik… Możecie mi wierzyć, że królowa tej wartości ma w sobie w bród”.

Gdy zaś powiedziałem mojej Babci – osobie z pokolenia, które urodziło się w czasie II wojny światowej (czyli nie miało szans zapoznać się z krótkimi tradycjami polskiej dyplomacji przedwojennej) – że piszę tę książkę, stwierdziła, iż najwyższy czas, żeby ludzie w Polsce mogli się więcej nauczyć o różnych zwyczajach dyplomatycznych. Jak podkreśliła: „Ludzie o tych sprawach wtedy nie słyszeli”. I dotarło do mnie. Zobaczyłem jak na dłoni to, o czym pisze doktor Dobromir Dziewulak z Biura Analiz Sejmowych: „W Polsce rozkwit protokołu dyplomatycznego nastąpił w okresie międzywojnia – wcześniej nie było ku temu odpowiednich warunków. Po okresie Rzeczypospolitej Obojga Narodów, która – choć prowadziła aktywną politykę zagraniczną – nie utrzymywała stałych ambasad, na co nie wyrażał zgody ówczesny Sejm, nastąpił okres rozbiorów. A to właśnie były lata zasadnicze dla kształtowania się w Europie sztuki protokołu dyplomatycznego. Polska rozbiorowa była pozbawiona niepodległości, a zatem i takich instytucji państwa jak służba dyplomatyczna. Polski protokół zaczął się więc tworzyć dopiero wraz z odbudową niepodległego państwa – po I wojnie światowej. Głównymi współtwórcami protokołu byli Stefan Przeździecki i Karol Bertoni – do czasu odzyskania niepodległości zawodowi dyplomaci: pierwszy z nich w służbie Rosji, a drugi – Austro-Węgier. Tworzony przez nich zespół przepisów protokolarnych obowiązywał w pracy służby dyplomatycznej II Rzeczypospolitej, łącząc zwyczaje panujące na najbardziej wyrafinowanych dworach Europy, petersburskim i wiedeńskim, wzbogacone o elementy polskiej tradycji narodowej. (…) Po roku 1945, pomimo znacznego ograniczenia w PRL funkcji protokołu dyplomatycznego i opracowania nowego ceremoniału, który w zasadzie opierał się na protokole wypracowanym w II Rzeczypospolitej, dopiero przemiany 1989 roku umożliwiły pełne wykorzystanie doświadczeń i tradycji szkoły naszego protokołu”[1].

Natomiast protokół umiejętnie stosowany może być też narzędziem uprawiania polityki, co podkreśla w książce uchodzącej w Polsce za swoistą „biblię” protokołu ambasador Tomasz Orłowski: „Słynna jest historia dworu otomańskiego, który przez cały wiek XIX – manifestując wrogość turecko-rosyjską – pozostawiał wolne miejsce oczekujące na posła polskiego. Gdy wyczytywano go na uroczystościach dworskich, odpowiedź szambelana brzmiała nieodmiennie: »Empêchê! – nie mógł przybyć«. Posługując się językiem protokołu, możemy nawet – gdy taka jest wola stosującego go państwa – posuwać się do starannie przygotowanej i świadomej zniewagi dyplomatycznej, by zasygnalizować poważny kryzys w stosunkach z innym państwem. Tradycyjnie często posługiwała się nim dyplomacja francuska – od Napoleona obrażającego ambasadorów państw, którym zamierzał wydać wojnę, przez generała de Gaulle’a, który celował w sztuce odmowy uściśnięcia dłoni rozmówcy, aż po niedawne wypowiedzi prezydenta Chiraca wyrażającego się protekcjonalnie o nowych państwach członkowskich Unii Europejskiej. Podobnym działaniem była na jesieni 2003 roku publiczna manifestacja niechęci prezydenta Busha do spotkania z kanclerzem Schröderem, wzmocniona nieoczekiwanym przyjęciem przez niego w Białym Domu drugorzędnego polityka niemieckiej opozycji, co prasa niemiecka uznała za przejaw »wojny dyplomatycznej«. Takie intencjonalne działanie nie jest gafą, nie ma cech osobistych i nigdy nie wynika z nieumiejętności panowania nad własnymi emocjami; jest precyzyjnym przesłaniem wysłanym językiem protokołu dyplomatycznego”[2].

Zaś jeśli spojrzeć szerzej na dzieje świata, pierwszym oficjalnie zapisanym porządkiem dotyczącym etykiety i odnoszącym się do obcych przedstawicieli jest dzieło cesarza bizantyjskiego Konstantyna VII Porfirogenety O ceremoniach dworu bizantyńskiego (953). Uroczystości z udziałem cesarza były drobiazgowo zaplanowane: „Cesarz przyjmował posła w uroczystym stroju, zasiadając na tronie w otoczeniu wysokich dostojników dworu, niewątpliwie ceremoniał się zmieniał w zależności od rangi samego posła. Na widok cesarza poseł padał na ziemię, powstawał i przybliżał się do tronu, klękał i całował stopy cesarza, (…) potem (…) poseł z trzykrotnym pokłonem opuszczał salę audiencyjną. (…). Niekiedy podczas takich uroczystości specjalne chóry wydawały pochwalne okrzyki na cześć cesarza, grały organy, śpiewały ptaki, a z gardzieli lwów-pomników otaczających tron cesarski – rozlegały się im do wtóru ogłuszające ryki”[3]. Można przyjąć, że od tego momentu protokół był wykorzystywany jako narzędzie polityki zagranicznej. Cesarstwo bizantyjskie już wtedy próbowało różnych sztuczek wizerunkowych wiążących się z etykietą i ceremoniałem: „Witane na granicy poselstwo prowadzone było do Konstantynopola trudnymi, niedostępnymi szlakami, nigdy zaś wprost. Pokazywano, jak wielkie niebezpieczeństwa czyhają po drodze. Dbano o to, aby posłowie kontaktowali się tylko z wyznaczonymi ludźmi, ci zaś otrzymywali szczegółowe instrukcje, co mogą powiedzieć, o czym zaś muszą milczeć. Na cześć posłów wydawano uczty i organizowano zabawy. Uginające się pod jadłem i napojami stoły, bogato przystrojone sale audiencyjne, nawet w okresach, kiedy kasa Cesarstwa Bizantyjskiego nie była zasobna, miały utwierdzić posłów w przekonaniu, a za ich pośrednictwem władców obcych państw, że tak potężnego sąsiada nie warto atakować”[4]. Taki skodyfikowany styl powitań utrzymał się już później przez całe wieki. W średniowieczu i w kolejnych epokach to głównie dwory brytyjski i francuski kształtowały normy dyplomatyczne: „Poselstwa podróżowały do monarchów, by w imieniu swych władców zawierać sojusze, prosić o pokój lub proponować małżeństwa dynastyczne. Sposób, w jaki były przyjmowane przez władcę, wynikał ze zwyczajów dworskich”[5].

Znane były też sankcje za krytykę czy urażenie godności cesarza – pomazańca bożego, później królów – czyli korony, a następnie głowy państwa – reprezentującej naród. Początkowo było to natychmiastowe skrócenie o głowę, powieszenie, rozerwanie na strzępy, uznanie za zdrajcę, banicja, wyjęcie spod prawa, wymyślne tortury czy skazanie na spędzenie reszty życia w lochu. Wraz z rozwojem cywilizacji okrutność kar łagodniała, aż do pojawienia się demokracji i możliwości otwartej krytyki. Oczywiście posłańców z zagranicy starano się od początku traktować na innych – bardziej liberalnych zasadach, ale i oni czasem mieli pecha, jeśli zbyt świerzbił ich język. W końcu przyjęto zasadę nietykalności posłów. Nie wszystkie gafy brano od razu za afront, czasem jednak niektóre potknięcia kończyły się źle dla nieuważnych poddanych. Rozważmy na przykład taki oto problem: czy stąpnięcie na szatę królowej to zdrada? Zdarzało się, że odpowiedź na to pytanie była wyłącznie pragmatyczną oceną polityczną władcy, mimo to termin prawny, określający ujmę na honorze głowy państwa, pozostał. Znany był jeszcze w czasach rzymskich (crimen laesae maiestatis). Dziś odpowiada mu francuskie określenie lèse-majesté. Obrażając bowiem głowę państwa, obraża się państwo przez tę osobę reprezentowane. I tak zniewaga króla czy królowej jest przestępstwem choćby w Danii, Holandii, Norwegii, Wielkiej Brytanii, Hiszpanii, Kuwejcie, Jordanii, Maroku, Tajlandii czy Malezji. Zaś w Niemczech, Włoszech, Szwajcarii, jak i zresztą w Polsce, obrażanie nawet obcej głowy państwa jest prawnie zakazane.

I choć nadwrażliwi zdarzają się i dziś, to raczej za niezamierzoną gafę głową nie odpowiemy. Niemniej warto zaczerpnąć wiedzę, która pozwoli uniknąć nawet nieświadomego kładzenia głowy pod topór. A gdzie znaleźć bardziej jaskrawe przykłady gaf niż te, które popełniają znani politycy czy celebryci? Gogol pisał: „Z czego się śmiejecie? Z siebie samych się śmiejecie” i można by rzec, że jak w krzywym zwierciadle, patrząc na zachowania znanych czy tak zwanych osób publicznych, możemy zobaczyć czy usłyszeć własne potknięcia. I na ich wpadkach możemy się uczyć, jakie sformułowania, gesty, sytuacje czy słowa mogą być obarczone ryzykiem popełnienia gafy. „Kiedyś, gdy premierowi Francji G. Clemenceau (1841–1929) zarzucono pomyłkę, odpowiedział: »Popełniłem więcej błędów, o których nie wiecie«. Oby stać nas było na takie rozbrajanie krytyków!”[6].

Przypisy

[1]http://www.michalwojtkiewicz.pl/wp-content/uploads/2011/04/Precedencja_stanowisk_publicznych_w_Polsce.pdf

[2] Tomasz Orłowski, Protokół dyplomatyczny, ceremoniał & etykieta, PISM, Warszawa 2006, wydanie drugie poprawione, s. 18

[3] Gerard Labuda, Historia dyplomacji Polskiej, pod red. Mariana Biskupa, Tom I, PWN, Warszawa 1982, s. 72

[4] Sergiusz Sidorowicz, Tajemnice protokołu dyplomatycznego, http://archiwum.wiz.pl/2001/01083600.asp

[5] Tomasz Orłowski, Protokół dyplomatyczny, ceremoniał & etykieta, PISM, Warszawa 2006, wydanie drugie poprawione, s. 19

[6] Stefan Garczyński, Gafy – komizm mimowolny, Warszawa 1986, s. 15.

ORGANIZOWANIE PRZYJĘCIA

Wykluczonymi ze społeczności ludzi honorowych są (…) łamiący prawa gościnności przez obrażanie gości we własnym domu.Art. 8 kodeksu honorowego Boziewicza

Jak zorganizować ważne spotkanie czy wizytę, aby wszyscy czuli się komfortowo? Aby osoby ze sobą skonfliktowane nie zepsuły sobie i pozostałym uroczystości? Jak wybrnąć z sytuacji, w której obecność konkretnego gościa mogłaby wywołać skandal i przyćmić całe wydarzenie? Kto, organizując prywatnie na przykład wesele, chrzciny czy inną ważną uroczystość towarzyską, nie zetknął się z takimi pytaniami? A co dopiero w świecie dyplomatycznym albo biznesowym! Jak uniknąć tego, co może być nieuniknione? Z takich pułapek Protokół Dyplomatyczny musi umieć znaleźć odpowiednie wyjście.

Złotej recepty oczywiście nie ma. Poza zdrowym rozsądkiem można tylko doradzić nawiązywanie do tradycji choćby kodeksu Boziewicza, który jasno określa, że osoby niehonorowe po prostu nie mogą uczestniczyć w życiu towarzyskim i zapraszania takich gości lepiej unikać. Co prawda lista ludzi niehonorowych przedstawiona przez Boziewicza nie przystaje już w całości do XXI wieku (są na niej wyliczeni na przykład homoseksualiści), ale i tak pozwala na wyznaczenie ogólnego kierunku. Nie chcąc trafić na czołówki gazet, nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie na przykład zapraszał na bal, wręczenie nagród czy inne publiczne wydarzenie oszustów czy kryminalistów. Tak samo w otoczeniu głów państw i rządów niekoniecznie powinni się znajdować wykluczeni z międzynarodowej społeczności dyktatorzy, tyrani, zbrodniarze wojenni czy mordercy. Czasem rzecz może być jednak dużo delikatniejsza, a granice dużo bardziej płynne. Co choćby z zapraszaniem osób, z którymi sam gospodarz jest w chłodnych relacjach, a z racji sprawowanej funkcji muszą się pojawić na organizowanym przyjęciu? Czy decydować się na wysłanie zaproszenia, które może zostać odrzucone, co stanie się publicznym afrontem wobec gospodarza? Czy jeśli to my jesteśmy zaproszeni przez gospodarza, który nas obraża, czy takie zaproszenie przyjąć? Czy na etapie kampanii prezydenckiej w kraju X głowa państwa Y, zapraszając gości z zagranicy, ma się fotografować zarówno z urzędującym prezydentem kraju X, jak i jego konkurentem, jeśli będzie on również na liście gości? Czy szef dużego koncernu ma siedzieć na przyjęciu obok związkowca ze swojej firmy, gdy strajk wisi na włosku? Tu nie ma sztywnych zasad. Wszystko dyktuje praktyka oraz cel, jaki nam przyświeca.

UNIKANIE ZGRZYTÓW I „KONTROWERSYJNYCH” GOŚCI

Jedna z anegdot z życiorysu byłego prezydenta USA Andrew Jacksona mówi, że gdy był młodym człowiekiem, powierzono mu zadanie zorganizowania przyjęcia bożonarodzeniowego. Miało być elegancko i wytwornie. Ale przyszły gospodarz Białego Domu zdecydował się na zaproszenie lokalnych prostytutek, uważając to za świetny żart. Jednak wyszło zupełnie inaczej – goście poczuli się urażeni, a prostytutki poniżone. Jackson musiał przepraszać.

W maju 2012 roku na zamku w Windsorze królowa Elżbieta II zorganizowała uroczyste przyjęcie z okazji swojego diamentowego jubileuszu, wyznaczającego 60 lat panowania. Tak ważnej okazji nie mogli przegapić monarchowie i głowy państw z całego świata. Wśród zaproszonych byli między innymi cesarz Japonii – Akihito, emir Kataru, księżniczka Maroka, król Jordanii, król Tonga, król Malezji, a nawet ostatni król Bułgarii i ostatni następca tronu Królestwa Jugosławii. Choć, jak widać, już sama lista tych kilkorga gości jest intrygująca, to największe kontrowersje wzbudziło co innego. Obrońcy praw człowieka protestowali wobec zaproszenia despotów: szejka Bahrajnu Hamada Al Chalify, króla Arabii Saudyjskiej Abdullaha, sułtana Brunei Hassanala Bolkiaha i króla Swazilandu, Mswatiego III. Były szef brytyjskiego MSZ Denis MacShane również skrytykował ten ruch, obarczając jednak winą za zaproszenie tych przywódców rząd i brytyjskie MSZ. Podkreślał bowiem, jak pisał brytyjski „The Telegraph”, że „biorąc pod uwagę jaką ilość krwi ma na rękach szejk Bahrajnu, to wstyd, że zaplami białe obrusy zamku w Windsorze. I to odpowiedzialnością Biura Spraw Zagranicznych jest ustalanie, kto przyjeżdża. Jej Królewska Wysokość nie ma nic do tego”[1].

Poruszenie wywołał też fakt, że na przyjęciu zabrakło członków hiszpańskiej rodziny królewskiej. Król Juan Carlos nie mógł przybyć z powodu złamanej na safari w Botswanie kości biodrowej, ale był to zbieg okoliczności, pozwalający na uniknięcie problemu. Trudniej było wyjaśnić, dlaczego w zastępstwie nie przyjechała królowa Hiszpanii Zofia. A na jej wyjazd nie zezwolił rząd w związku ze sporem o Gibraltar: na tym brytyjskim skrawku półwyspu iberyjskiego miał złożyć wizytę syn królowej Elżbiety II, książę Edward. Przez wiele miesięcy w 2012 roku dochodziło też do sporów o strefy połowowe. Wedle podsumowań przez cały ów rok brytyjska marynarka wojenna musiała reagować około 180 razy na wtargnięcia hiszpańskich jednostek na wody Gibraltaru[2].

Czasem jednak pewnych osób naprawdę lepiej nie zapraszać. W dniu uroczystości pogrzebowych papieża Jana Pawła II w 2005 roku, a także beatyfikacyjnych, w 2011 roku, kontrowersje wywołał przyjazd do Watykanu krwawego prezydenta Zimbabwe Roberta Mugabe, który ma zakaz wjazdu na teren Unii Europejskiej, a jego majątek tutaj został zamrożony. Watykan nie odmówił mu miejsca wśród zaproszonych, a umowy między Rzymem a Stolicą Apostolską pozwalają na przejazd przez terytorium Włoch gościom papieża[4]. O zaproszeniu kilka lat wcześniej tego afrykańskiego dyktatora do Paryża przez prezydenta Chiraca pisał też Bartosz Głębocki w tygodniku „Przegląd”: „Chirac puścił – jak określono to w Europie – kolejnego politycznego bąka, zapraszając na szczyt państw frankofońskich do Paryża prezydenta Zimbabwe, Roberta Mugabe, który ma zakaz wjazdu do Europy z powodu notorycznego łamania praw człowieka i prześladowań opozycji”. Głębocki trafnie zauważył też, że Chirac „dwa miesiące przed wyborami w Niemczech odznaczył Legią Honorową Edmunda Stoibera, głównego rywala Schrödera, co nawet francuscy komentatorzy określili jako skandal dyplomatyczny”[5]. Paryż strzelił sobie w kolano tym bardziej, że przecież, jak wiemy, Stoiber kanclerzem nie został.

W tak dwuznacznych sytuacjach lepiej trzymać się jednego klucza i przyjąć, że tylko urzędująca głowa rządu czy państwa, a nie osoba pretendująca do tego stanowiska, oficjalnie reprezentuje swój naród i kraj, i to ona jest jedynym faktycznym i równym odpowiednikiem innych monarchów, prezydentów czy premierów. Oczywiście spotkania z opozycją kraju X, którą kraj Y chce wspierać, są jasną deklaracją sympatii i mogą być odebrane zarówno bardzo dobrze – gdy na przykład stajemy po stronie demokratów, walczących z despotą, jak i bardzo źle – gdy ingerujemy w wewnętrzne sprawy innego państwa. W 2012 roku polska opozycja zarzucała premierowi i prezydentowi brak spójnej linii, gdy z wizytą nad Wisłę przyjechał François Hollande – wówczas jeszcze kandydat na stanowisko prezydenta Francji, które piastował wtedy Nicolas Sarkozy. Premier Donald Tusk odmówił spotkania z pretendentem do najwyższego francuskiego urzędu, ale ówczesny prezydent Bronisław Komorowski przyjął Hollande’a.

ROZTAŃCZONE IMPERIUM ROSYJSKIE

Bale cesarskie na dworze rosyjskim nazwane zostały oficjalnie w dekrecie z 1719 roku nieodłączną częścią polityki słynnego Piotra Wielkiego, który przecież modernizował na zachodnią modłę rosyjskie obyczaje. W kolejnych latach ustalona została na piśmie hierarchia tytułów, łącznie z zakresem przywilejów i obowiązków, jakie się z nimi wiązały, a jakie dotyczyły zasad zachowywania się na dworze cesarskim.

Czasy największej świetności balów przypadły na epokę Katarzyny Wielkiej. Mnogość nakazów, zakazów i szczegółowych zasad (jak na przykład określenie konkretnej liczby kroków, które wolno zrobić, podchodząc do cesarza w celu przywitania) sprawiała, że stawały się one dla ich uczestników swego rodzaju egzaminem z umiejętności towarzyskich. Wielkim wzięciem cieszyli się więc rozmaici trenerzy baletu, choreografowie, nauczyciele dobrych manier i zasad dworskich. Jeden z carów, Mikołaj I, wraz z małżonką organizował niezliczoną liczbę uroczystości, a także otwartych dla całego społeczeństwa balów 1 stycznia i 1 lipca (w Pałacu Zimowym i w Peterhofie) – tak zwanych maskarad, cieszących się olbrzymią popularnością.

Ostatni bal cesarski w Rosji odbył się 19 stycznia 1904 roku, na dworze cara Mikołaja II. Elita nie potrafiła wybaczyć jego żonie Aleksandrze Fiodorownej, że w obliczu nadchodzącej wojny z Japonią zajmowała się rodziną, zamiast pełnić rolę gospodyni i strażniczki etykiety. Wkrótce, gdy wybuchła I wojna światowa, a następnie rewolucja październikowa, nastąpił koniec nie tylko bogatego życia dworskiego, ale i samego cesarstwa[3].

Kancelaria Prezydenta tłumaczyła wtedy: „Jest normalną praktyką, że głowa państwa przyjmuje jednego z głównych kandydatów w wyborach prezydenckich innego kraju. Zwłaszcza że pan Hollande jest liderem ugrupowania politycznego, które pełni istotną rolę na francuskiej scenie politycznej”. Premier Tusk, tłumacząc się z odmowy spotkania, zasłaniał się tym, że w sprawach dotyczących wyborów w innych krajach ma zwyczaj zachowywać się powściągliwie.

W 2010 roku olbrzymie poruszenie wywołało w Polsce zaproszenie przez ówczesnego prezydenta Bronisława Komorowskiego na obrady Rady Bezpieczeństwa Narodowego generała Wojciecha Jaruzelskiego, inicjatora stanu wojennego i byłego – pierwszego – prezydenta III Rzeczypospolitej. Specjalne posiedzenie Rady Bezpieczeństwa miało dotyczyć trudnych stosunków z Moskwą i przygotowań do wizyty prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa w Polsce. Tłumaczono, że prezydent Komorowski chciał wysłuchać opinii wszystkich stron, aby wyrobić sobie zdanie. Klucz, wedle którego Kancelaria Prezydenta zapraszała gości, był jasny – zaproszenia otrzymali wszyscy byli prezydenci i premierzy. A gdy oficjalnie się to ujawnia, trudno potem się z tego wycofywać. Kancelaria postąpiła konsekwentnie. Czy słusznie i czy dobrze, że takiego klucza się trzymała? To już pytanie polityczne.

Czasem może się zdarzyć, że brak właściwego zachowania za pierwszym razem i jedno faux pas powoduje reakcję łańcuchową i pociąga za sobą kolejne coraz bardziej kłopotliwe sytuacje. W 2013 roku Japończycy zaprosili chińską delegację na obchody upamiętniające drugą rocznicę katastrofalnego tsunami (spowodowanego przez trzęsienie Ziemi pod wyspą Honsiu o sile dziewięciu stopni w skali Richtera, które wywołało wybuch w elektrowni atomowej w Fukushimie i doprowadziło do śmierci ponad 18 tysięcy osób). Chińskiego ambasadora jednak zabrakło. Jak mogliśmy przeczytać w depeszach prasowych – Japonia i Chiny, prowadzące spór terytorialny od czasów II wojny światowej, pokazały, że nie ma praktycznie żadnej świętości i nie można przepuścić ani jednej okazji, aby wzajemnie sobie „dołożyć”. Chińczycy na obchody nie przyjechali, bo Tokio zdecydowało się zaprosić także Tajwańczyków. A przecież wówczas rząd na Tajwanie uznawał siebie za jedyny legalnie działający chiński rząd, tyle że na emigracji. Pekin utrzymuje natomiast, że Tajwan to terytorium Chin, i oskarżył Japonię o nierespektowanie deklaracji z 1972 roku, w której Tokio chińskie pretensje uznało. Rzeczniczka chińskiego MSZ stwierdziła, że chińska dyplomacja jest „poważnie zaniepokojona”, ponieważ tajwańska delegacja została posadzona w tym samym rzędzie co dyplomatyczni wysłannicy innych niepodległych krajów. „Nawołujemy stronę japońską do naprawienia błędu i postępowania zgodnie z dawnymi zobowiązaniami”. Postępowanie japońskiego rządu raziło tym bardziej, że rok wcześniej poprzedni gabinet – na pierwsze obchody rocznicowe katastrofalnego tsunami – także zaprosił tajwańskich gości, ale usadzono ich w innym sektorze, razem z przedsiębiorcami, a nie oficjalnymi delegacjami poszczególnych krajów. Wtedy, jak przypominały media, też oskarżano rząd o popełnienie faux pas, bo Tajwan w pierwszych sześciu miesiącach po trzęsieniu ziemi przesłał Japonii bez porównania większą pomoc finansową niż wszystkie pozostałe kraje razem wzięte (było to 18 miliardów jenów pomocy, podczas gdy pozostałe 127 krajów i różne organizacje przez dwa lata wysłały Tokio 17,5 miliarda jenów). Taipei wtedy oficjalnie przeproszono. A w 2013 roku, odwołując się do tej sytuacji, Tokio próbowało wyjaśniać Pekinowi powody zaproszenia oficjalnej tajwańskiej delegacji[6].

Jak widać, sam proces zapraszania gości może przyprawić organizatora o poważny ból głowy. Na przełomie 2014 i 2015 roku sporo problemów nastręczył polskiej dyplomacji dylemat, jak postąpić wobec prezydenta Rosji Władimira Putina w związku z obchodami 70. rocznicy wyzwolenia byłego niemieckiego nazistowskiego obozu zagłady Auschwitz-Birkenau. Chodziło o wymyślenie formuły, która spełniłaby trzy wymagania: pozwoliłaby nie popełnić jawnego afrontu na arenie międzynarodowej wobec Kremla poprzez niezaproszenie wyłącznie rosyjskiego prezydenta, pozwoliłaby uniknąć ryzyka odrzucenia zaproszenia oraz nie pozwoliłaby na ewentualny jego przyjazd, gdyby zaproszenie chciał przyjąć. Było to spowodowane dyplomatyczną batalią o izolowanie Rosji w związku z otwartym konfliktem zbrojnym we wschodniej części Ukrainy. Zdecydowano się w końcu zastosować otwartą formułę, że przyjechać mógł, kto chciał i kto o to poprosił polską stronę, a zaproszeni oficjalnie i imiennie byli wyłącznie ci, którzy przez piekło obozu przeszli. Putina zabrakło, Rosjanie nie zgłosili chęci uczestniczenia w uroczystościach, a wobec wielu jawnych deklaracji polskich i europejskich polityków, iż lepiej byłoby, gdyby Putin nie przyjeżdżał, można stwierdzić, że sygnał był wystarczająco czytelny.

Uniknięto w ten sposób nieprzyjemnych sytuacji, do których wcześniej kilkakrotnie z udziałem Putina doszło. Z tego samego powodu – czyli agresji na Ukrainę. Choćby w czasie szczytu G-20 w australijskim Brisbane w 2014 roku Putin ostentacyjnie opuścił obrady jeszcze przed wypracowaniem komunikatu końcowego, bo znalazł się pod presją międzynarodową. Premier Kanady Stephen Harper miał powiedzieć wtedy Putinowi, że „powinien się wynieść z Ukrainy”, a wcześniej prezydent USA Barack Obama, opisując rosyjską agresję na Ukrainę jako zagrożenie dla całego świata, porównał Rosję do wirusa eboli… Także w 2014 roku, podczas obchodów upamiętniających lądowanie aliantów w Normandii, uroczystościom towarzyszyło zasadnicze pytanie: czy zachodni przywódcy podadzą rękę prezydentowi Putinowi, którego porównywano nawet do Hitlera. Obama nie chciał wtedy usiąść do jednego stołu z Putinem, a premier David Cameron nie chciał podać mu ręki.

Pięć lat wcześniej, również na obchodach w Normandii, doszło do poważnego faux pas. Zawiniła wówczas administracja prezydenta Sarkozy’ego. Na oficjalną kolację z okazji 65. rocznicy D-Day nie zaproszono bowiem Elżbiety II. Prasa pisała o „prztyczku w nos dla królowej”, a gościem honorowym był prezydent Barack Obama. Królowa ponoć miała – jak pisały tabloidy – „aż dymić ze złości”, choć brytyjski ambasador zaprzeczał, jakoby „była zła”. Rzecznik rządu znad Sekwany wyjaśnił jednak, że jako głowa Wielkiej Brytanii królowa będzie „naturalnie” mile widziana. Okazało się, że błąd leżał po stronie szefa brytyjskiego MSZ i całego rządu z premierem Gordonem Brownem na czele, bo to rząd otrzymał oficjalne zaproszenie i miał ustalić skład delegacji. Choć oczywiście gdyby organizatorzy dołożyli wszelkich starań i dopytali, czy mogą wysłać dodatkowe oficjalne zaproszenie do pałacu Buckingham – co zresztą byłoby w dużo lepszym tonie – z pewnością kłopotu by nie było. W ostatniej chwili w Londynie zdecydowano, że królową reprezentować będzie pierwszy w linii do tronu, książę Karol[7].

W 2002 roku przed Szczytem Narodów Zjednoczonych w Monterrey prezydent Meksyku Vicente Fox otrzymał list od Fidela Castro, w którym kubański dyktator dziękował za zaproszenie i zapewniał, że przyjedzie na spotkanie. Fox, chcąc nie dopuścić do problemów z Waszyngtonem, chwycił za telefon i zadzwonił do wodza kubańskiej rewolucji. Poprosił go wtedy w kilku żołnierskich słowach, aby skrócił do minimum swoją wizytę i nie naprzykrzał się prezydentowi Bushowi: „Zjesz i sobie pojedziesz”. Fidel przybył na szczyt. Zgodnie z zaleceniem krótko przebywał przy stole z innymi głowami państw i rządów, po czym wrócił na Kubę. A następnie ujawnił nagranie, co spowodowało skandal dyplomatyczny i oziębiło relacje meksykańsko-kubańskie[8].

Czasem bywa tak, że nie wiemy, co zrobić, gdy na przyjęcie czy kolację zapraszani są oficjalni goście wraz z osobą towarzyszącą. Co na przykład, gdy w kraju konserwatywnym podczas oficjalnej wizyty należy przyjechać z małżonkiem czy małżonką, a zaproszony to homoseksualista albo osoba, której związek powoduje obyczajowe skandale i powszechne oburzenie? Tak było, gdy prezydent Francji Nicolas Sarkozy zaczął się publicznie pojawiać z Carlą Bruni. Gdy miał się wybrać do Indii, administracja w New Delhi zastanawiała się, co począć. Gdzie posadzić Bruni przy stole, co z wizytą w świątyniach i Taj Mahal? Na szczęście dla organizatorów modelka i piosenkarka poinformowała, że musi zostać w Paryżu, aby pracować nad nowym albumem. Problem spadł jednak na Brytyjczyków, ponieważ kolejnym punktem w kalendarzu prezydenta Francji była wizyta państwowa w Londynie – czyli wizyta najwyższej rangi. Prasa wręcz otwarcie pytała, czy królowa pozwoli im spać razem na zamku w Windsorze[9].

Świat dyplomacji znalazł rozwiązanie dla tego rodzaju kłopotliwych sytuacji, ale raczej dla przyjęć niższej rangi i dla gości, którzy są zapraszani poprzez bilety wizytowe. Jeśli na takim zaproszeniu nie jest oficjalnie napisane, że jesteśmy mile widziani „wraz z małżonkiem / małżonką / osobą towarzyszącą”, oznacza to, że należy się stawić samemu.

W nietypowych sytuacjach należy też zachować wyczucie. Dobry przykład stanowi Joachim Gauck – prezydent Niemiec. W 1959 roku zawarł małżeństwo z Gerhild Gauck, ma z nią czworo dzieci. Od 1991 był z nią w separacji i choć się nie rozwiódł, to nie ukrywał swego związku z dziennikarką Danielą Schadt, która stała się – wedle jego woli – pierwszą damą Niemiec i towarzyszy mu zgodnie z zasadami protokołu. Za jej sprawą przez RFN przetoczyła się wielka debata publiczna, bo Schadt to jedyna pierwsza dama Niemiec niebędąca żoną prezydenta. Po jakimś czasie rumor ustał, a Gauck i Schadt w 2012 roku złożyli nawet wizytę królowej Elżbiecie II (swoją drogą pani Schadt zaliczyła wtedy wpadkę, wybierając podobny kolor garderoby co gospodyni pałacu Buckingham)[10]. Gdy jednak Gauck udał się do Watykanu na audiencję do papieża Benedykta XVI, nie zabrał już swej towarzyszki, aby uniknąć skandalu. Wciąż pozostając mężem jednej kobiety, nie mógł u Ojca Świętego pojawić się z inną u boku. Postawiłby wówczas w trudnej sytuacji także samego papieża. Niemieccy dyplomaci anonimowo wyjawiali mediom, że uznali wtedy, iż plotki wokół życia rodzinnego prezydenta odwróciłyby uwagę od celu wizyty. Oficjalnie natomiast prezydenccy urzędnicy sprawy nie komentowali – i słusznie[11].

Wciąż natomiast ambasador publicznie przyznający się do homoseksualizmu gdzieniegdzie wywołuje poruszenie. Zwłaszcza w państwach konserwatywnych i muzułmańskich jest to nie do pomyślenia. I choć to do władz kraju wysyłającego należy wybór osoby, która będzie pełnić funkcję ambasadora czy konsula, państwo przyjmujące może zawsze odmówić przyjęcia listów uwierzytelniających czy wydania agrément z dowolnej przyczyny. Najczęściej sprawa ta jest wcześniej uzgadniana za zamkniętymi drzwiami i nie mówi się o przyczynach odmowy publicznie, aby nie dopuścić do skandalu, z którego musiałyby się tłumaczyć obie strony i na skutek którego zainteresowany straciłby twarz. Są jednak ambasadorowie publicznie deklarujący, że są gejami, i uzyskujący poparcie zarówno szefa państwa, które reprezentują, jak i całkowite zrozumienie państwa przyjmującego – choćby francuski ambasador w Waszyngtonie Gérard Araud, którego media przedstawiły jako pierwszego otwarcie deklarującego homoseksualizm posła z Paryża. Pisał o nim nawet „Vogue”, wskazując, że nie należy do typowych dyplomatów unikających rozgłosu, wręcz przeciwnie – zawojował Waszyngton swoją przebojowością, choć sam mawia, że zdaje sobie sprawę z ryzyka, jakie podejmuje swoim działaniem[12].

Innym przykładem jest ambasador Austrii na Litwie Johann Spitzer. Jego partner, Węgier, nigdy nie został uznany przez austriacki rząd za małżonka ambasadora, co dawałoby mu przywileje dyplomatyczne. Spitzer wraz z partnerem pozwali Wiedeń przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w Strasburgu, który nakazał przyznanie partnerom odszkodowania w wysokości 25 tysięcy euro[13]. Z kolei w szeregach amerykańskiej dyplomacji takich ambasadorów było przynajmniej pięciu. Jeden z nich, Brian Walsh, amerykański ambasador przy OBWE, służąc na placówce w Wiedniu, pobrał się ze swoim partnerem. Część uroczystości weselnych odbywała się w rezydencji ambasadora[14].

Mniej zrozumienia znalazł James „Wally” Brewster junior – ambasador USA na Dominikanie, który obejmując placówkę w Santo Domingo, jasno deklarował swoje poparcie dla sprawy homoseksualistów w tym kraju, gdzie nieuznawane są małżeństwa jednopłciowe. Pewnego razu doszło do skandalu, gdy dziekan korpusu dyplomatycznego – nuncjusz arcybiskup Jude Thaddeus Okolo (który zresztą zastąpił na placówce polskiego arcybiskupa Józefa Wesołowskiego, oskarżonego w aferze pedofilskiej) – zorganizował przyjęcie na cześć prezydenta republiki. Mężowi ambasadora Brewstera nie wysłano zaproszenia. Organizator wykonał telefon do amerykańskiego przedstawiciela, prosił o zrozumienie i wyjaśnił mu powody swojej decyzji, które później ujęto w prywatnym liście do wszystkich dyplomatów w Santo Domingo. Z wyjaśnień wynikało, że mąż ambasadora nie jest akredytowany jako „małżonka ambasadora” na Dominikanie i z tego powodu nie mógł uczestniczyć w koktajlu. Zaznaczano, iż nie jest to w żadnym wypadku próba obrażenia ambasadora czy wyraz uprzedzenia do niego, a jedynie dbałość o przestrzeganie miejscowego prawa przez placówkę Watykanu. Choć dominikańskie MSZ oficjalnie wyjaśniało, że „nie ma nic przeciwko zaproszeniu partnera ambasadora”, nuncjatura obstawała przy interpretacji, iż odpowiedzialność za złamanie konstytucji dominikańskiej spadłaby na Watykan. Tak czy owak, przyjęcie odwołano, bo wielu dyplomatów wyraziło poparcie dla ambasadora Brewstera i jego męża oraz wyraziło dezaprobatę wobec tego, jak został potraktowany przez nuncjusza[15]. Jedno z pewnością można powiedzieć bez wdawania się w dyskusje światopoglądowe: arcybiskupowi Okolo nie udało się sprawy załatwić „dyplomatycznie” …

Swego czasu również spore zamieszanie wywołał minister spraw zagranicznych Niemiec Guido Westerwelle, pierwszy na świecie szef dyplomacji, który publicznie przyznał, iż jest gejem. Podczas pełnienia swojej funkcji zawarł związek małżeński z Michaelem Mronzem (pierwszy raz otwarcie pojawił się z nim na przyjęciu urodzinowym kanclerz Angeli Merkel kilka lat wcześniej, jeszcze zanim został ministrem). Mronz komentował to wówczas tak: „Myślę, że ludziom obojętne jest, czy minister spraw zagranicznych żyje z mężczyzną, czy z kobietą. W przeciwnym razie FDP z Guidem Westerwellem na czele nie osiągnęłaby w wyborach najlepszego wyniku w swojej historii”. I oficjalnie Westerwelle podróżował z nim jako swoim małżonkiem – na przykład w 2010 roku odwiedzili Japonię i Chiny. W żadnym z tych krajów, choć tak przecież przywiązanych do tradycji, nie było protokolarnych trudności (w Japonii Westerwelle z mężem wzięli nawet razem udział w uroczystościach noworocznych przed świątynią Meiji), co pokazuje tylko, że od Azjatów można się uczyć mądrości. Przecież na tym polega protokół dyplomatyczny, aby wszyscy czuli się komfortowo. Z drugiej strony należy docenić samoświadomość ministra – na przykład w oficjalne delegacje do Arabii Saudyjskiej, gdzie za homoseksualizm grozi kara śmierci, czy do konserwatywnej Turcji pojechał sam, szanując tym samym miejscowe zwyczaje[16].

RODZAJE PRZYJĘĆ

Dyplomata jest jak koń – je i pracuje na stojąco.stary dowcip dyplomatów

Organizując przyjęcie, trzeba się też zastanowić nad tym, jakiego typu ma to być uroczystość. Różnica jest spora – bo na przykład z tak zwanego koktajlu można wyjść w każdej chwili, a z oficjalnej kolacji zasiadanej już nie – należy zostać do końca. Wybór uzależniony jest od liczby i rangi zaproszonych gości oraz przede wszystkim od okoliczności. Zasadniczo wyróżnia się trzy typy przyjęć: robocze, oficjalne oraz towarzyskie.

Należy też określić, czy goście sami będą sobie nakładać potrawy, czy konieczni będą kelnerzy. Oprócz tego trzeba podjąć decyzję, czy ma to być przyjęcie na stojąco, czy zaproszeni będą mogli usiąść. Wszystko to pozwala skalkulować koszty, wybrać pomieszczenie oraz odpowiedni rodzaj stołów i przede wszystkim – narzuca odpowiednią konwencję. Przyjęcia na stojąco są tańsze i sprzyjają większemu zacieśnianiu relacji, bo są mniej formalne, pozostają jednak absolutnie niewskazane przy udziale gości wysokiej rangi, na przykład podczas wizyt państwowych.

Na stojąco organizuje się koktajl, aperitif albo lampkę wina – uroczystości odpowiednie, gdy chcemy zorganizować drobne przyjęcie w ambasadzie, koncert, wystawę czy spotkanie dla dyplomatów. To najpowszechniejsza forma przyjęć. Wcześniej określa się ramy czasowe takiego przyjęcia – lampka wina i aperitif to około 15–30 minut, koktajl trwa około 1–2 godzin. Zaletą tej formy jest jej elastyczność – nie trzeba przybywać punktualnie i w dowolnej chwili można wyjść, dziękując gospodarzom, zwykle nieustannie znajdującym się przy drzwiach.

Formą pośrednią są przyjęcia bufetowe (często też garden party) – rozstawia się stoliki, przy których można usiąść, lecz można też jeść na stojąco, zaś goście sami podchodzą do tak zwanego stołu szwedzkiego i nakładają sobie drobne przekąski. Przyjęcia bufetowe organizuje się na przykład z okazji święta narodowego czy przyjazdu ważnego gościa. Trwają nieco dłużej niż te pierwszego typu.

Najdroższe i angażujące najwięcej energii oraz bezwzględnie wymagające obecności kelnerów są przyjęcia zasiadane, gdy goście gromadzą się przy stole, na który kolejno wnoszone są dania. Wedle długości trwania oraz liczby zaproszonych gości wyróżnia się: brunch, lunch, śniadanie, obiad i bankiet. To najbardziej dostojna i najczęściej stosowana forma organizowania oficjalnych uroczystości na cześć głowy państwa, gdy odbywa ona wizytę państwową. W formie śniadania czy lunchu organizuje się też czasem na przykład spotkania robocze szefów rządów czy ministrów – wtedy zaproszeni są wyłącznie członkowie delegacji. To nieco ociepla i podnosi rangę delegacji. Na przyjęciach zasiadanych należy dopilnować, aby liczba gości nie wynosiła trzynaście (lepiej nie zapraszać też czternastu osób – bo zawsze ktoś może odmówić i skończy się „pechową trzynastką”), bowiem wyjątkowo trudno ich wtedy rozsadzić przy stole.

ZASTAW SIĘ, A POSTAW SIĘ

W 2009 roku w czasie wizyty państwowej obiad na cześć premiera Indii Manmohana Singha w Waszyngtonie kosztował ponad 570 tysięcy dolarów i pozostaje jednym z najdroższych, jakie kiedykolwiek zorganizował prezydent USA.

DRUKOWANIE ZAPROSZEŃ

Po ustaleniu, kogo chcemy zaprosić i jaki rodzaj przyjęcia organizujemy, musimy zadbać, aby nasi goście otrzymali zaproszenie – stosownie sformułowane i wysłane z odpowiednim wyprzedzeniem. W zależności od rangi imprezy minimalne wyprzedzenie, z jakim należy powiadomić o uroczystości, to przynajmniej 14 dni. Uroczyste obiady z okazji wizyt państwowych można zapowiadać jeszcze wcześniej – na przykład miesiąc przed planowaną ceremonią. Daje to więcej czasu na potwierdzenie obecności gości wysokiej rangi, na czym najczęściej organizatorom bardzo zależy.

Zaproszenie musi zawierać komplet najważniejszych informacji:

tytuł

oraz

imię i nazwisko osoby zapraszającej (na przykład „Prezydent Rzeczypospolitej Polskiej Andrzej Duda wraz z Mał-
żonką

zaprasza

/ prosi o przybycie”),

tytuł

oraz

imię i nazwisko osoby zapraszanej, a także koniecznie adnotację dotyczącą osoby towarzyszącej, jeśli to przyjęcie dla par („ambasadora XYZ wraz z Małżonką / ambasadora XYZ”),

typ

uroczystości („na uroczysty bankiet”),

… i okazję („wydany

na

cześć prezydenta XYZ”),

datę i godzinę jej rozpoczęcia („Uroczystość odbędzie się 2 września 2014 roku o godzinie 20.00”),

na

dole zaproszenia adres („Pałac Prezydencki, Krakowskie Przedmieście 48/50”),

adnotację dotyczącą obowiązującego

stroju

(„ciemny garnitur, długa suknia”).

ewentualną prośbę o potwierdzenie przybycia (najczęściej w formie skrótu „R.S.V.P.” – od francuskiego

répondez s’il

vous

plaît

– proszę potwierdzić –

wraz

z numerem telefonu, pod który należy dzwonić, i terminem, do kiedy należy to uczynić).

Na zaproszeniu warto także dopisać, że przy wejściu niezbędne jest jego okazanie oraz że prosi się o nieodstępowanie imiennego zaproszenia z przyczyn bezpieczeństwa. Ale uwaga – nietaktem byłoby napisać coś takiego na zaproszeniu dla gościa honorowego – na przykład prezydenta czy premiera. W innym przypadku, jeśli bardzo nam zależy na odpowiednim potraktowaniu osoby o wysokiej randze już przy wejściu, a istnieje ryzyko, że ochrona czy współpracownik witający gości nie rozpozna twarzy takiego gościa, można na zaproszeniu wprowadzić dodatkowy element, pozwalający na identyfikację zaproszonego. Może to być choćby inny kolor zaproszenia czy ozdoba w jednym z rogów.

Brak adnotacji o konieczności potwierdzenia to jasny sygnał, że nie musimy kłopotać gospodarzy informacją o naszym planowanym przybyciu, a nasza nieobecność nie będzie aż tak zauważona jak w przypadku, gdyby na zaproszeniu był skrót R.S.V.P. Odmawianie w takiej sytuacji wymaga już podania powodu i należy to czynić z rozwagą, aby nie ochłodzić relacji z gospodarzami, dla których nasza nieobecność może w najgorszej sytuacji być nawet afrontem. W przypadku zaproszenia od głowy państwa, której z zasady się nie odmawia, należy powiadomić o odmowie listownie, wyrazić żal i podać nadzwyczajne okoliczności uniemożliwiające przybycie. Koniecznie należy także wcześniej poinformować, jeśli ma się zamiar przybyć samemu, bez osoby towarzyszącej, jeśli zaproszenie dotyczy przyjęcia zasiadanego.

Jeśli na zaproszeniu jest napisane Regrets only albo po francusku Regrets seulement luben cas d’empêchement, znaczy to, że nie trzeba potwierdzać zamiaru przybycia, a jedynie poinformować w przypadku planowanej nieobecności.

Jeżeli organizatorom zależy na całkowitej pewności, że zaproszenie dotarło, a także na informacji, z jaką odpowiedzią się spotkają, mogą oni zlecić współpracownikom przekazanie dodatkowego telefonicznego zaproszenia.

Gdy zaproszony nie jest pewny, czy będzie mógł się stawić – lepiej niech odmówi, niż trzyma gospodarzy w niepewności do ostatniej chwili. Byłoby to stawianiem ich w trudnej sytuacji.

Sposób wysyłania zaproszeń lepiej jednak dobrze nadzorować, bo niechcący można doprowadzić do sporego zamieszania – choćby podając niewłaściwe daty czy przekręcając nazwisko.

Taką gafę opisywał w jednym z wywiadów urzędnik amerykańskiej dyplomacji Peter David Eicher, który pełnił misję na Fidżi w stołecznym mieście Suva zamieszkanym przez około 70 tysięcy osób. Gdy ambasada organizowała przyjęcie, z jakiejś niewyjaśnionej przyczyny konieczne było ręczne wypisywanie wszystkich zaproszeń. Eicher, jak wspominał, niechcący pomylił datę, wypisując zaproszenie dla burmistrza miasta. Impreza miała się odbyć w hotelu i wystrojony burmistrz stawił się na miejscu z zaproszeniem w dłoni dwa dni przed planowanym wydarzeniem. Na szczęście się nie pogniewał[17].

Zaproszenie dla autora na uroczysty koncert i kolację w Teatrze Narodowym z okazji wizyty państwowej pary królewskiej z Norwegii

Jednak zdarzają się gorsze przypadki. Na przykład ambasada Rumunii we Francji w lutym 2015 roku spowodowała w paryskim świecie dyplomatycznym nie lada poruszenie, wręcz skandal towarzyski. Z okazji wizyty prezydenta Rumunii do ambasady zapraszano członków diaspory rumuńskiej. Do wysyłanych drogą elektroniczną zaproszeń dołączono pełną listę gości z niewybrednymi adnotacjami przy niektórych nazwiskach. Można było odczytać, że jeden zaproszony jest „okropny”, a inny z kolei „niepożądany”. Jeden z zaproszonych wysłał więc ambasadorowi skargę, którą następnie opublikował rumuński dziennik „Cotidianul”. Za całe zamieszanie musiało przepraszać rumuńskie MSZ, tłumacząc, że: „adnotacje na dokumencie były tylko do wewnętrznego użytku, są tylko prywatną opinią osoby odpowiedzialnej i ukaranej za to wydarzenie i nie stanowią oficjalnej oceny ze strony ambasady Rumunii w Paryżu”[18]. Tyle tylko, że takie tłumaczenie niewiele daje, bo – jak mówi stare porzekadło – „mleko się rozlało i już do dzbanka nie wróci”…

NADWRAŻLIWOŚĆ?

W 1637 roku król Polski Władysław IV miał obrazić cara Michała I Romanowa, którego zirytowało, że z wiadomością o weselu przysłał on zwykłych posłów, a nie posłów wielkich. Taki mały szczegół spowodował zgrzyt we wzajemnych stosunkach[19].

CZY JUŻ, CZY JESZCZE NIE?

Jest jeszcze jedno ważne pytanie, które często zadają sobie zaproszeni goście: jak długo pozostać na uroczystości? Kiedy można zacząć się żegnać, a w którym momencie należy już zdecydowanie wyjść oraz czy osobiście dziękować gospodarzom za przyjęcie?

Odpowiedź na te pytania również zależy od typu uroczystości, w której bierzemy udział. Przyjęcia na stojąco – mniej formalne – nie wymagają pożegnań. Dopuszcza się tak zwane wyjście po angielsku. Organizatorzy, zdając sobie sprawę z mniejszej formalności takiego przyjęcia i liczby zaproszonych gości, nie oczekują, że zaproszeni będą ich gorączkowo poszukiwać, zanim wyjdą, starają się więc umożliwić gościom pożegnanie się, stojąc w okolicach wyjścia. Podobnie jest z przyjęciami bufetowymi, choć w tym przypadku należy już postarać się odnaleźć gospodarza i osobiście podziękować za zaproszenie. Praktyką jest, że nie należy wychodzić, zanim nie zacznie dziękować za uroczystość gość honorowy albo zanim nie zakończą się przemówienia okolicznościowe zwykle towarzyszące takim uroczystościom.

Najtrudniej i najmniej elegancko wychodzić przed czasem z zasiadanego przyjęcia oficjalnego. Cóż znaczy „przed czasem”? To znaczy na pewno nie przed deserem i podaniem kawy. Uroczysty obiad kończy się wtedy, gdy gospodyni da znać, że zaprasza gości do innego pomieszczenia, gdzie podaje się kawę czy herbatę albo tak zwany digestif. Należy jeszcze chwilę z innymi zaproszonymi pogawędzić i koniecznie spróbować odnaleźć gospodarzy, aby im podziękować. Niemniej bezwzględnie należy przestrzegać zasad dobrego smaku i nie narzucać się w pierwszej kolejności na przykład prezydentowi czy monarchini, mówiąc, że trzeba „lecieć do domu” – tu również sygnałem jest zachowanie gościa honorowego. Nie wypada wychodzić, zanim on nie opuści przyjęcia, bo mogłoby to zostać potraktowane dosyć chłodno, zarówno przez niego, jak i przezgospodarzy. Z drugiej jednak strony nie powinno się zostawać zbyt długo i kłopotać gospodarzy swoją obecnością.

Na koniec warto się na chwilę zatrzymać przy samym pojęciu „wyjście po angielsku”, oznaczającym dyskretne opuszczenie uroczystości bez zwracania na siebie uwagi i bez pożegnania. Ten termin wywodzi się z języka francuskiego. Tak określali Francuzi brytyjski styl opuszczania przyjęć. Z kolei Anglicy tradycyjnie wcześniejsze wychodzenie przypisywali Francuzom. Natomiast „dowcip polskiej przedwojennej dyplomacji przypisywany ambasadorowi Kajetanowi Morawskiemu złośliwie postrzegał jako różnicę między Anglikami i Polakami to, że Anglicy nie żegnają się i wychodzą, a Polacy żegnają się i nie wychodzą”[20].

ZUPEŁNIE NIETYPOWO

Jeśli mamy na to środki, a zależy nam na pokazaniu w mediach czegoś zupełnie innego niż nudne wystąpienie „gadających głów” w sali restauracyjnej czy bankietowej, można zorganizować przyjęcie także nietypowo. Od czasu do czasu w świecie wielkiej polityki obserwuje się takie pomysły i z reguły kończą się one pełnym sukcesem.

Wspólny grill Baracka Obamy i Davida Camerona z 2011 roku w ogrodzie różanym rezydencji przy Downing Street 10 w Londynie

Dobrym przykładem jest wspólny grill Baracka Obamy i Davida Camerona z 2011 roku w ogrodzie różanym rezydencji przy Downing Street 10 w Londynie. Obaj przywódcy w luźnej atmosferze bufetowego garden party, bez marynarek, z podwiniętymi rękawami, stali przy grillu. W majowym słońcu przewracali hamburgery i kiełbaski oraz serwowali je weteranom misji zagranicznych zaproszonym na tę uroczystość. Małżonki obu przywódców, z uśmiechem stojąc za stołem, do którego podchodzili żołnierze, nakładały im sałatki. Goście mogli siedzieć przy okrągłych drewnianych stołach, a nad głowami Obamy i Camerona powiewały trójkątne brytyjskie i amerykańskie flagi. Była to ciekawa odmiana dla sztywnych i sztampowych, choć oczywiście wielce dystyngowanych uroczystości typowych dla pałacu Buckingham[21].

Rok później podczas wizyty Camerona w Waszyngtonie Obama odwdzięczył się premierowi, przypominając w pewien sposób majowe przyjęcie z ogrodu przy Downing Street i podarował mu… profesjonalny grill wart blisko dwa tysiące dolarów.

Czasem, jak wiadomo, na przyjęciu coś może pójść nie tak. Klasyczny przykład to planowanie przyjęcia w ogrodzie. W ostatniej chwili deszcz może popsuć szyki gospodarzom, jeśli nie zaplanowali oni wcześniej, że w wersji awaryjnej przeniosą uroczystość pod dach. Dobrze mieć plan B na każdą okoliczność – choć oczywiście przesadą byłoby trzymanie kelnerów z gotowymi gorącymi daniami w równolegle wynajętej sali bankietowej na 100 osób w hotelu po drugiej stronie miasta. Ale i takie wydarzenia miały miejsce. Można powiedzieć, że mistrzami planowania okazali się znani ze swego perfekcjonizmu Niemcy. Z okazji 70. urodzin byłego kanclerza Gerharda Schrödera konsorcjum bankowe Rotschild zorganizowało przyjęcie na jego cześć. Wśród zaproszonych do luksusowego Schlosshotelu w Kronbergu był między innymi rosyjski ambasador.

W pewnej chwili policja otrzymała telefoniczne zgłoszenie o rzekomej bombie podłożonej w tym hotelu. Gości i wszystkich zaproszonych na przyjęcie, łącznie z jubilatem, ewakuowano, a imprezę… przeniesiono do innego hotelu. Po przeszukaniu pierwotnego miejsca przez policję i stwierdzeniu, że nikomu nic nie zagraża, a alarm był fałszywy, przyjęcie wróciło do Schlosshotelu. Nikt się nie skarżył[22].

Trzeba jednak wykazać się dawką sceptycyzmu, która będzie w pewien sposób kotwicą utrzymującą nas twardo na ziemi, gdy w wyobraźni kreślimy z rozmachem plany o wielkim dyplomatycznym przyjęciu, na które zjedzie cały świat. Jeśli coś pójdzie źle, zamiast przysporzyć sobie splendoru, zwyczajnie najemy się wstydu. Dobry przykład takiej wielkiej klapy to przygotowywany przez ekipę prezydenta Lecha Kaczyńskiego, z wielkim zadęciem oraz ogromną pompą, bal w Teatrze Narodowym z okazji 90. rocznicy odzyskania przez Polskę niepodległości. Problem polegał na tym, że pałac prezydencki zaczął się chwalić planami, w pewnym sensie popełniając falstart. Media informowały, iż zaproszonych jest 55 głów państw z całego świata (między innymi prezydenci Rosji i Gruzji, mimo że trwała wojna rosyjsko-gruzińska)[23]. Gdy na jaw zaczęło wychodzić, że nie wszyscy zaproszeni przyjadą, nagle w przekazach prasowych można było wyczytać, iż bal może zostać odwołany[24]. Później, że jednak się odbędzie[25]. Został on zbojkotowany przez niektórych krajowych polityków (między innymi przez Donalda Tuska), a części z nich nawet nie zaproszono (między innymi Lecha Wałęsy)[26]. Uroczystość w końcu się odbyła, choć prezydent Ukrainy Wiktor Juszczenko i prezydent Gruzji Micheil Saakaszwili nie wzięli w niej udziału i po rozmowie z prezydentem Lechem Kaczyńskim, która miała miejsce po południu 11 listopada, wrócili samolotami do siebie. W efekcie z informacji, jakie potwierdziła Kancelaria Prezydenta, wynika, że w balu wzięło udział 20 delegacji (zamiast 55), bez amerykańskiej, rosyjskiej, francuskiej czy niemieckiej. W randze prezydentów byli tylko politycy reprezentujący dziewięć następujących krajów: Chorwację, Czarnogórę, Estonię, Litwę, Łotwę, Macedonię, Serbię i Słowację[27].

„DYSKRECJA ŚWIADCZY O KLASIE CZŁOWIEKA”

Koniecznie należy jeszcze wspomnieć o dyskrecji. Podczas organizowania wielkich spotkań, przyjęć czy wizyt bezwzględnie konieczne jest zatroszczenie się o poufność danych, które są przetwarzane przez wielu pracowników biorących udział w przygotowaniach. Przez wyjątkową nieostrożność do sporego skandalu doszło podczas organizowania szczytu G-20 w Australii. Była to wpadka służb imigracyjnych. Na jaw wyszły bowiem szczegółowe dane z paszportów 20 szefów państw i rządów, z Barackiem Obamą na czele. Numery dokumentów i dokładne dane osobowe między innymi prezydentów: Rosji – Władimira Putina, Chin – Xi Jinping, premierów: Indii – Narendry Modiego, Japonii – Shinzō Abe, Wielkiej Brytanii – Davida Camerona i kanclerz Niemiec – Angeli Merkel, zostały przesłane przez departament imigracyjny organizatorom azjatyckiego turnieju piłki nożnej, który odbywał się w Australii. I wyciekły, choć urzędnicy zapewniali, że po przesłaniu tych informacji dalej zostały one zniszczone[28].

Prezydent Barack Obama i inni światowi liderzy na szczycie G-20 w Australii

ILU GOŚCI MOGĄ POMIEŚCIĆ ZNANE WNĘTRZA?

State Dining Room w Białym Domu – 140 sala jadalna w Windsorze lub pałacu Buckingham – 160 Salle de Fêtes Pałacu Elizejskiego – 200pałac na Wodzie w Łazienkach Królewskich w Warszawie – 60 rezydencja brytyjskiego premiera przy Downing Street 10 – 72 Quai d’Orsay – 60–80 Pałac Prezydencki w Warszawie – około 90[29].

RADY Z PORADNIKA DLA AMERYKAŃSKICH DYPLOMATÓW DOTYCZĄCE ORGANIZOWANIA PRZYJĘĆ
PRZEZ PRACOWNIKÓW PLACÓWKI

Pamiętaj, aby zjeść w domu – relacje towarzyskie są bardzo ważne dla funkcjonowania misji.Może się okazać, że w celu wykonania zadania będziesz musiał przełożyć inne zajęcia. Bierz na siebie odpowiedzialność – nie jesteś zaproszony tylko jako gość, ale dlatego, że jesteś w pracy.Zaakceptuj zaproszenie najpóźniej w ciągu 48 godzin albo przedyskutuj to ze swoim szefem i przestrzegaj podjętej przez niego decyzji.Dokładnie zapoznaj się z listą gości, a jeśli jej nie masz – poproś o nią.Przyjedź 15 minut przed rozpoczęciem uroczystości (lub we właściwym czasie wskazanym na zaproszeniu)[30].Przypisy

[1]http://www.telegraph.co.uk/news/uknews/the_queens_diamond_jubilee/9275105/Queens-Jubilee-lunch-overshadowed-by-row-over-King-of-Bahrain.html

[2]http://www.polskieradio.pl/5/3/Artykul/606968,Krolowie-swiata-na-imprezie-u-Elzbiety-II oraz http://m.interia.pl/fakty/galeria,aAId,73654

[3] A.I. Barkovetz, The history of Russian court etiquette, http://forum.alexanderpalace.org/index.php?topic=3896.15;wap2

[4]http://www.rp.pl/artykul/651122.html

[5]http://www.tygodnikprzeglad.pl/chirac-skladzie-porcelany/

[6]http://blogs.wsj.com/japanrealtime/2013/03/12/japan-china-bicker-over-311-service/

[7]http://www.france-today.com/2009/06/sarkozys-d-day-diplomatic-faux-pas-or.html i http://www.nbcnews.com/id/30982819/ns/world_news-europe/t/french-snub-british-queen-shrug-uproar/#.VLUe_9KG91Y

[8]http://www.bbc.co.uk/mundo/noticias/2013/04/130404_politicos_meteduras_de_pata_mujica_fernandez_argentina_uruguay_jg

[9] Patricia Treble, Will the Queen let them sleep together?, Maclean’s, 2/4/2008, Vol. 121, Issue 4/5 

[10]http://www.haz.de/Nachrichten/Politik/Nachrichtenticker/Bundespraesident-Gauck-von-Queen-Elizabeth-II.-empfangen

[11]http://vaticaninsider.lastampa.it/en/the-vatican/detail/articolo/germania-germany-alemania-20286/.

[12]http://www.vogue.com/3622379/gerard-araud-french-ambassador-washington/

[13]http://www.lithuaniatribune.com/60117/austrias-gay-ambassador-claims-to-have-received-a-warm-welcome-in-lithuania-201360117/

[14]http://www.washingtonblade.com/2014/08/03/gay-u-s-ambassador-weds-vienna/

[15] http://blabbeando.blogspot.com/2014/02/dominican-republic-diplomats-boycott.html

[16] Cytat za: http://www.fakt.pl/Szef-MSZ-poslubil-partnera,artykuly,82718,1.html i http://www.rp-online.de/politik/deutschland/westerwelles-partner-reist-mit-aid-1.2295884

[17] Charles Stuart Kennedy, wywiad z Peterem Davidem Eicherem, Association for Diplomatic Studies and Training Foreign Affairs Oral History Project, z zasobów Biblioteki Kongresu USA, s. 37

[18]http://www.bbc.com/news/world-asia-31412682 i depesze Reutera z dn. 6. 02. 2015 

[19] Henryk Wisner, Historia dyplomacji polskiej, PWN, Warszawa 1982, T. II, pod red. Zbigniewa Wójcika, s. 133–134

[20] Tomasz Orłowski, Protokół dyplomatyczny, ceremoniał & etykieta, PISM, Warszawa 2006, wydanie drugie poprawione, s. 347

[21]http://www.bbc.co.uk/news/uk-13544889

[22]http://wiadomosci.onet.pl/swiat/przyjecie-na-70-urodziny-gerharda-schroedera-zaklocila-grozba-zamachu-bombowego/8qmle

[23]http://www.rmf24.pl/fakty/polska/news-lech-kaczynski-organizuje-wielki-bal-prezydentow,nId,193038

[24]http://www.se.pl/archiwum/balu-jednak-nie-bedzie_76002.html

[25]http://www.fakt.pl/Kaczynski-nie-odwolal-balu,artykuly,37590,1.html

[26]http://www.se.pl/wiadomosci/polska/bal-na-400-par_78234.html

[27] Załącznik – lista: „SZEFOWIE DELEGACJI UCZESTNICZĄCY w GALI w Teatrze Wielkim” opracowana przez archiwum i biuro prasowe Kancelarii Prezydenta RP na prośbę autora

[28]http://edition.cnn.com/2015/03/30/asia/australia-obama-data-breach/index.html

[29] Tomasz Orłowski, Protokół dyplomatyczny, ceremoniał & etykieta, PISM, Warszawa 2006, wydanie drugie poprawione, s. 250–253

[30] Protocol for the modern diplomat Foreign Service Institute U.S. Department of State, źródło: www.state.gov/documents/organization/176174.pdf