Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Baśnie Pana Księżyca

Baśnie Pana Księżyca

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7859-635-6

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Baśnie Pana Księżyca

Tak łaskawy Pan Księżyc nową baśni garść
wraz ze swoim blaskiem dziś nam przesyła:
gdzie Srebrny Promyczek i Tufaj Chempigwaz,
z Długich Cech zbiorem, liczonym w centylach...

Polecane książki

„Jeśli ona naprawdę wszystko zapomniała, może ten dotyk coś jej przypomni… Leciutko musnął jej wargi. Czoło oparł o jej czoło. Czekał. Poczuł, jak jej palce dotykają jego ramienia. Z trudem powstrzymał nagły przypływ pożądania. Zacisnął zęby i cofnął się. Wziął jej dłonie i po prostu za...
  Rozpoczyna się rozgrywka, w której stawką jest przetrwanie, a areną obcy świat, gdzie przeciwnicy czyhają dosłownie wszędzie. Zwycięzca może być tylko jeden. Historia ludzkości zna wiele przypadków niewyjaśnionych zaginięć. Grupa nastolatków wkrótce pozna ich tajemnicę. Cade Carter siedział na pok...
Młoda kobieta, która bardzo pragnie być szczęśliwa i przeciwności, które ją spotykają. Czy prawdziwa miłość istnieje? Historia Anny przeplata się z losami dwóch kobiet, których życie również nie układa się tak, jak by sobie tego życzyły. Bohaterowie powieści przechodzą metamorfozy, podejmując różne...
Ajnowie. Ostatnia pozostałość po kulturze przedjapońskiej, żywy ślad pradawnej historii Japonii. Przez wieki spychani przez Japończyków na północ, dyskryminowani i naturalizowani, do dzisiejszych czasów przetrwali jedynie na Hokkaido. Ci, którzy kultywują resztki ludowych tradycji, robią to głównie ...
Ludzie lubią się bać i śmiać, a życie pełne jest lęku, grozy, strachu i kpiny. Ludzie nie rozumieją, czym jest ten świat, dlatego żyją w obłędzie. O tym jest ta książka!...
"Jest to, bez wątpienia, monografia, na którą składają się opracowania licznej grupy Autorów – młodych kryminologów, dotycząca tytułowej problematyki. Co oczywiste, zbadane zostały wybrane zagadnienia, gdyż przedstawienie całej problematyki wymagałoby opracowania liczącego, być może, nawet nie tylko...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Karolina Ciernicka

Karolina Ciernicka

Baśnie Pana Księżyca

© Copyright by

Karolina Ciernicka & e-bookowo

Grafika na okładce: shutterstock

Projekt okładki:

e-bookowo

 

ISBN 978-83-7859-635-6

 

 

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl

 

 

 

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I 2015

 

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Baśń o Srebrnym Promyczku

Za Wielkim Oceanem, Ośmioma Wzgórzami i Pięcioma Rzekami, bardzo daleko stąd, w Lesie, zwanym potocznie „Ogromnym” pewnego dnia wydarzyło się coś całkiem niesamowitego. Oto bowiem pośrodku Skąpanej w Słońcu Polanki pojawił się ledwie widoczny Srebrny Promyczek. Był tak maleńki i tak bardzo delikatny, że początkowo nikt nie zwrócił na niego żadnej uwagi: Zające spokojnie dalej skubały świeżą trawkę, kicając wesoło we wszystkie strony całymi rodzinami, Jeżyk zbierał przepyszne leśne owoce: Jagody, Poziomki oraz Jeżyny i zjadał je w pośpiechu, aby ktoś go czasem nie uprzedził, Pająki cierpliwie tkały swoje misterne sieci, natomiast Biedronki i Pszczoły fruwały od kwiatka do kwiatka, siadając co jakiś czas na którymś z nich.

– Dzień dobry – powiedział cichutko gość, a widząc, że zwierzątka nadal są niezwykle zajęte własnymi sprawami, powtórzył powitanie nieco głośniej. Miał przepiękne, lśniące ubranko, takie same rączki i twarzyczkę oraz srebrne włosy, lekko falujące i spadające na czoło oraz malutkie uszka.

Pierwsza małego przybysza dostrzegła Niebieska Ważka.

– Ojej, a kto to taki? – spojrzała uważnie na maleńkie stworzenie i podleciała do niego bliżej.

– Kto to jest, kto to? – dały się zewsząd słyszeć głosy zaciekawionych mieszkańców Ogromnego Lasu, którzy czym prędzej stłoczyli się dookoła nieznanego gościa.

– To chyba jakiś owad! – powiedziała z miną rzeczoznawcy Szara Ropucha.

– Eee… co też pani?! – wykrzyknęła obruszona Ciekawska Sroka, podchodząc odważnie do małej istotki i dotykając ją delikatnie swoim ostrym dziobem. – Przecież doskonale widać, że to ludzka błyskotka!

– Błyskotka? – zapytała ją gderliwie Dumna Kraska. – W dodatku ludzka?! Skądże tutaj, w głębi lasu, taki przedmiot?

– Wiem, co mówię, bo widziałam takich drobiazgów mnóstwo w domach ludzi, tam, za Uprawnymi Polami! – powtarzała uparcie Sroka, wskazując prawym skrzydłem stronę północną świata. – To błyskotka, którą pewnie ktoś tutaj zgubił!

– Gdyby tak było, wiedzielibyśmy o tym wcześniej, Pani Sroko – stwierdziła karcąco Długa Dżdżownica, powątpiewająco przyglądając się małemu chłopczykowi. – Dzisiejszego dnia nikogo tutaj nie było, a po ostatnich odwiedzinach ludzi cały Ogromny Las dokładnie przeszukali Państwo Lisowie, którzy z pewnością nie przeoczyliby takiego drogocennego skarbu!

– Zależy, co dla kogo jest drogocenne i warte poświęcenia! – powiedział bardzo mądrym tonem Zając Szarak, zbliżając się do chłopca ostrożnie i uważnie przypatrując się mu spod olbrzymich okularów, osadzonych na pokaźnym nosie.

– No wie pan?! – obruszyła się na te zajęcze słowa Żmija Zygzakowata – przecież od tego małego bije blask tak silny, że prawie oślepia! – mówiąc to demonstracyjnie zmrużyła na moment oczy. – To wielki skarb! I każdy musi to przyznać! – dodała dobitnie.

– Bujda! – wykrzyknął zlatując z pobliskiej, niskiej sosenki Bystrooki Jastrząb. – Mały jest leśnym duszkiem i po prostu zgubił się swojej mamie! Ot co!

– Duszkiem?! A czy duszka można tak zwyczajnie pogłaskać?! – zaskrzeczała potwornie Ciekawska Sroka i dziobem znów poczęła międlić ubranko przybysza.

– Racja, święta racja! – poparły ją dwa Pająki Krzyżaki, zwisając zgrabnie na swoich niciach z pochylających się nieznacznie gałązek Jarzębiny. – W dodatku każdemu jest to wiadomym, że duszki nie mówią!

– Phi! Akurat! – pokręciła głową z niedowierzaniem Zięba Płocha.

– A co, może mówią?! – zapytała przekornie Sroka.

– Pewnie, że tak. I to jeszcze ile! Gadają bez żadnego ustanku! – zawołał donośnym głosem wielki Krzew Kaliny, pochylając się nad maleńkim przybyszem i przypatrując się mu z baczną uwagą. – Na mój rozum to nie jest duszek, bo ciągle milczy.

– Takie małe, młode duszki mówią, ale starsze duchy milczą, jak zaklęte i tylko patrzą dookoła siebie, przewracając olbrzymimi oczyskami! – powiedziały tajemniczo Różowe Łubiny, demonstrując zebranym wywracanie oczu.

– A nieprawda, bo ja znam kilka zaprzyjaźnionych ze mną, dorosłych duchów, a one zawsze chętnie opowiadają mi o minionych wiekach i o tym, co działo się wtedy z naszym Ogromnym Lasem, który był dawniej dużo, dużo ogromniejszy, niż teraz… – dodał szeptem z tajemniczą miną dostojny żuk Turkuć Podjadek.

– Co to za brednie w ogóle są! – wykrzyknął niezadowolony z takiego tematu rozmów Dzięcioł Zielony, spoglądając z zaciekawieniem z pobliskiego pnia drzewa na małego przybysza.

– A ja powtarzam, że to lśniące świecidełko, jakich całe mnóstwa wkładają na siebie bez żadnej potrzeby rozrzutni ludzie! – dowodziła z przemądrzałą miną ubarwiona na czarno–biało Sroka.

– Na siebie? – pokręciła głową dorodna Czerwona Gąsienica, obgryzając kawałek Listka Konwalii.

– Wszędzie, wszędzie noszą tego całe miliony! – ciągnęła zachęcona jej zapytaniem Ciekawska mieszkanka lasu – na szyi, dłoniach, ramionach, biodrach, palcach, w uszach, we włosach…

– Co to za dziwaczne stworzenia! – po raz kolejny swoją negatywną opinię o ludziach wygłosiła Ziemista Dżdżownica, wysunięta z maleńkiego otworu w pniaczku.

– W dodatku bardzo hałaśliwe i niekulturalne! – skrzywił się z niesmakiem Listek Konwalii, zanim zniknął ostatecznie w buzi żarłocznej Gąsienicy.

– Lecz przecież ten ktoś jest żywym stworzeniem i sam do nas przed chwilą przemówił! – wygłosił wreszcie niezwykle przytomnie Brązowy Skorek Pospolity i zaraz dodał – może zatem po prostu zapytajmy go, kim jest i z jakiego powodu przybył na naszą polanę.

A przyglądający się dotąd z wesołym wyrazem twarzy całej tej zażartej dyspucie srebrny chłopczyk ukłonił się nisko, usłyszawszy te słowa, po czym przemówił wdzięcznym głosikiem:

– Jestem Srebrnym Promyczkiem!

– Chyba „złotym”! – poprawiła go Jemiołuszka.

– Nie, nie, na pewno „srebrnym”! – uparcie potrząsnął jasną główką chłopczyk.

– Przecież chyba pani widzi kolor jego ubranka, droga pani… – dodała z przekąsem Ropucha Szarozielona, spoglądając z wyższością na zdumioną Jemiołuszkę.

– Nigdy nie słyszałam o żadnym srebrnym promieniu, a tylko o złotych! – tamta nie kryła nadal swego zdziwienia.

– To prawda, wszak każdy wie, że słoneczne promienie są zawsze złote, nigdy srebrne! – krzyknęła Młoda Sarenka, która właśnie nadbiegała ze swoją mamą.

– Są złote i bardzo gorące! – dodał rzeczowo z charakterystyczną dla siebie flegmą Stary Dzik, szukając starannie w ziemi Żołędzi Dębowych.

Dookoła znowu zawrzało, każdy mieszkaniec Ogromnego Lasu próbował dowodzić, ile to opinii o walorach słonecznych promieni zazwyczaj słyszał i znów podniósł się niezwykły raban!

– Tak, macie państwo rację, ale ja nie jestem promieniem słonecznym! – powiedział w końcu chłopczyk, wykorzystując chwilowy moment ciszy.

Wszystkim zgromadzonym na polance aż dech zaparło w piersiach z wrażenia.

– Nie słonecznym? – zadziornie spytała Pliszka Siwa, która przelatywała akurat nad pobliską rzekę i wpadła tylko na chwilę w odwiedziny do znajomej Zięby Zwyczajnej, a ta oczywiście, wraz z pozostałymi mieszkańcami, debatowała tu nad nieznajomym chłopczykiem. – To w takim razie – jakim? – zapytała przekrzywiając z niedowierzaniem głowę.

Zanim jednak niecodzienny gość zdążył jej odpowiedzieć, wśród roślin i zwierząt znowu zawrzało.

– Do czego to podobne, aby takie małe dzieci same włóczyły się po świecie?! – wykrzykiwała z udawanym oburzeniem Ciekawska Sroka.

– I na dodatek nie wiedziały nawet, skąd są i dokąd zmierzają?! – dodał zamyślony Żołądź.

– Kto to widział? Kto to widział?! – wtórowała im z przejęciem Pliszka Siwa.

– Jeszcze mogłoby mu się przytrafić coś niespodziewanego! – dodał z powagą Pan Skorek.

– Niebezpiecznego! – ciągnęła Zięba.

– Niezwykłego! – rozmarzył się Zaskroniec Zwyczajny, spoglądając w niebo.

– Straszliwego! – dodała, wybałuszając swoje wielkie, brązowe oczy Ropucha Szara.

I tak nawzajem, przekrzykując się co chwila, mieszkańcy lasu debatowali dalej nad niepewnym losem każdego zabłąkanego przybysza, całkowicie przy tym zapominając o tajemniczym gościu.

Srebrny Promyczek poczekał jeszcze czas jakiś, a kiedy zrozumiał, że nikt nie zwraca na niego żadnej uwagi, prowadząc jedynie ożywioną dyskusję ze znajomymi, delikatnie przesunął się poza Listek Koniczyny i spokojnie zszedł z niewielkiego pagórka na leśną drogę, prowadzącą w głąb oddalonego nieco lasu.

Nagle Wiatr zaszumiał w konarach drzew, a obok chłopczyka pojawił się przywiany przez niego Mały Dmuchawczyk.

– Ojej, jakiś ty piękny! – wykrzyknął słodko chłopczyk.

– Dziękuję i nawzajem! – powiedziało z szerokim uśmiechem nasionko Mniszka Lekarskiego.

– Kim jesteś?

– Nasionem, niesionym przez Letni Wiatr.

– Czy mógłbym razem z tobą polecieć dalej? – zapytał nieśmiało Promyczek i wyciągnął w górę maleńkie rączki, wspinając się jednocześnie z niemałym trudem na palce krótkich nóżek.

– Oczywiście! – odpowiedział mu Dmuchawczyk. – Będzie mi bardzo miło! – po czym zwrócił się uprzejmie do Pana Wiatra – Panie Wietrze, czy byłby pan tak łaskaw? … – tu wskazał stópką z nasionkiem maleńką istotkę, stojącą tuż pod nimi i wyciągającą ciągle jeszcze rączki w ich kierunku.

– Nie ma sprawy – wykrzyknął uśmiechnięty Wiatr i dmuchnął mocno w stronę Promyczka, aż ten zamknął na moment oczy, skulił się cały i przystanął na chwilę.

Dmuchawczyk podleciał bliżej i Promyczek chwycił jego maleńkie nasionko, wdrapał się mozolnie wyżej po delikatnej nóżce, a następnie usiadł wygodnie na samym czubku, na mięciuteńkim spadochronie. Pan Wiatr Letni natychmiast poderwał nasionko do góry i znalazło się ono wysoko, hen! ponad Skąpaną w Słońcu Polanką. Promyczek zerknął jeszcze z zaciekawieniem w tamtym kierunki, gdzie nadal z przejęciem rozprawiały zwierzęta oraz rosnące dookoła rośliny, znikające mu z wolna z pola widzenia. Unosił się coraz wyżej i wyżej, dalej i dalej. W ten sposób dość szybko przemierzył ogromne przestrzenie.

Lot mijał mu na miłej pogawędce z nowo poznanym przyjacielem.

– Dokąd lecisz? – zapytał uprzejmie kompana podróży Promyczek.

– Dokądkolwiek! – odpowiedział mu tamten wesoło.

– A gdzie to jest? – pytał dalej malutki przybysz.

– Cóż… – niepewnie spojrzał przed siebie Dmuchawczyk, po czym wywinął kilka koziołków w powietrzu, rozbawiając tym siedzącego na nim chłopczyka, i ze śmiechem znowu leciał wyprostowany. – To na pewno bardzo, bardzo daleko. „Dokądkolwiek” to kraj piękny i ciepły, jest tam wieczne lato i dlatego my, dmuchawczyki i dmuchawce, te małe i te duże, wszystkie wspólnie lecimy tam, potem osiadamy, budujemy w owej krainie swoje osiedla domków, a następnie w nich mieszkamy, aż nie zaprosi nas do swego wnętrza Matka Ziemia.

– Co oznacza takie zaproszenie? – zapytał zaciekawiony Promyczek.

– Wiesz, rolą każdego nasionka jest danie życia nowej roślince. I ze mnie kiedyś powstanie pewnie piękny Mniszek Lekarski, dumnie stroszący swoje żółte kwiaty i wypuszczający później kolejne setki dmuchawczyków takich samych, jak i ja. Wpadłszy w ziemię, wrosnę tam w jej głąb i wydam nowe życie! – odpowiedział z szerokim uśmiechem mniszkowy lotnik.

– A zatem żyjesz wiecznie! – powiedział z zachwytem Promyczek.

– Tak, to prawda. Moje życie wzięło się z życia innego dmuchawca i da je nowych roślinnym lotnikom – przyznał nieco zdumiony tym odkryciem Dmuchawczyk.

– Dlaczego jednak musisz lecieć tak daleko? – dopytywał przejęty chłopczyk.

– Ależ ja wcale nie muszę! O, nie, nie! – zaprzeczył wesoło lotnik. – Wielu moich braci pozostało na skraju Ogromnego Lasu oraz na Uprawnych Polach, lecz ja jestem podróżnikiem i uwielbiam poznawać nowe kraje! Za każdym razem taki lot jest jeszcze bardziej pasjonujący!

Lecieli zatem czas jakiś w milczeniu, ledwo wstrzymując oddech przy silnych podmuchach Letniego Wiatru, zachwyceni widokami, jakie ciągle ukazywały się przed ich oczami.

– Czy i ty jesteś podróżnikiem? – pierwszy rozmowę zaczął tym razem Mały Dmuchawczyk.

– Nie, przyjacielu, nie jestem.

– Co zatem tu robisz? Jesteś jeszcze taki mały, nie powinieneś sam pozostawać tak długo bez opieki!… – dodał z troską Dmuchawczyk.

– Zgubiłem się… – powiedział ze smutkiem chłopczyk.

– Kiedy?! Gdzie?! – popatrzył na niego zaniepokojony mniszkowy lotnik i zwolnił nieco swoją szaleńczą podróż.

– Niestety, nie pamiętam.

– Ojej… – nasionko spojrzało na niego badawczo, ponieważ na chwilę skryli się w cieniu i oddalili od jasnych promieni słonecznych. – Ty przecież cały lśnisz! – powiedziało z zachwytem, na co Wiatr Letni zahuczał z radością.

– Tak, wiem