Strona główna » Edukacja » Echa leśne

Echa leśne

4.00 / 5.00
  • ISBN:

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Echa leśne

Nowela opisująca losy Jana Rozłuckiego - dezertera z armii rosyjskiej, który dołączył do powstańców styczniowych. Schwytany stanął przed carskim sądem i został skazany na śmierć przez własnego stryja.

Polecane książki

W kontekście pojawiających się nowych wyzwań otoczenia: gospodarki opartej na wiedzy, czwartej rewolucji technologicznej zagadnienia zarządzania procesowego w organizacji wymagają odmiennego podejścia. Stąd głównym celem monografii jest wykazanie przyczyn i sposobów ewolucji od klasycznego do zinteg...
Sosnowieccy intryganci, śmiertelna trucizna z Katowic, warszawski as palestry i przytulny krakowski hotelik…  prawdziwa mieszanka wybuchowa.   W Drugiej Rzeczpospolitej dwa procesy wstrząsnęły opinią publiczną: „sprawa Gorgonowej” oraz zagadkowa „sprawa Grze...
Podróże jasne jak słońce!   Słoneczne plaże z drobnym białym piaskiem, morze w odcieniach jasnego błękitu, średniowieczne fortece, majestatyczne monastyry, wysokie góry, gaje oliwne i plantacje winorośli – Rodos to idealne miejsce na wakacje. Przewodnik Pascal Holiday podp...
Pracownik może podnosić kwalifikacje zawodowe z inicjatywy pracodawcy lub za jego zgodą. W tym zakresie pracodawca podejmuje swobodną decyzję i nie jest związany wnioskiem pracownika. Jeżeli jednak skieruje pracownika na naukę lub wyrazi zgodę na dokształcanie podjęte z inicjatywy zatrudnionego, pow...
Ekstaza Radości - 1001 sufickich opowieści ku SzczęściuOstatnio widziałem dwóch joginów. Pierwszy z nich trzymał od dziesięciu lat rękę w górze (była wychudzona, sucha i jakby zmniejszona – z wielkimi, wijącymi się pazurami). Drugi zaś, zakręcił swoje przyrodzenie na oszlifowanym kijku, a następnie ...
Niepamięć… To dar czy przekleństwo? Jak to jest obudzić się w zupełnie innym świecie? Nie pamiętać swojego imienia, nazwiska, nie mieć żadnych wspomnień, żadnego punktu zaczepienia w przeszłości? Czy można żyć w poczuciu braku tożsamości, w rzeczywistości, której nijak nie jest się w stanie zro...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Stefan Żeromski

Stefan ŻeromskiEcha leśne

Pan generał Rozłucki siedział uroczyście na stołku składanym. Stołek ów (własność przenośna geometry Knopfa) mieścił się w samym środku dywanu zdjętego znad łóżka mojej matki. Po drugiej stronie ogniska, na pniaku z wzorową starannością zasłanym pledem, w gumowym płaszczu do samej ziemi, niby w ruchomym namiocie, kurczył się i wykrzywiał wzmiankowany wyżej geometra Knopf. Obok niego w rosochatych gałęziach wykrota, przyniesionego przez strzelca, niewygodnie tkwił podleśny Guńkiewicz, piastując z pieczołowitością szklaneczkę araku z dodanymi dla pozoru dwiema łyżeczkami herbaty. Pisarz gminny Olszakowski i stary wójt Gała z miedziakiem za „uśmierienie polskiego miatieża”[1] na rudej sukmanie – siedzieli obok siebie. Ojciec mój, przywykły na polowaniach do lasu, wpół leżał na ziemi, a niżej podpisany, zaszczycony właśnie promorą z klasy drugiej do trzeciej, był wszędzie, gdzie go nie posieli.

Dymisjonowany generał Rozłucki, plenipotent jednego z najbardziej sowicie obdarowanych donatariuszów, zjechał był właśnie do folwarku od dawien dawna dzierżawionego przez mego ojca, ażeby, wskutek wynikłych z ukazu[2] zamian gruntów, przyłączyć z lasów rządowych do obszaru dworskiego znaczny płat boru.

Odcięcie trójkąta leśnego już się prawie dokonało. Geometra Knopf, który od tygodnia „bawił” w domu naszym ku śmiertelnemu wszystkich udręczeniu, wyciął nareszcie „linię”, a wynajęci drwale już ją od dawna rąbali, w starym, ciemnym lesie. Plenipotent, który również gościł już od trzech dni na folwarku, miał zamiar co prędzej oddać ojcu mojemu w obecności władz miejscowych las przyłączony. Dwie partie chłopów rąbały linię, zbliżając się ku sobie ze stron przeciwległych. Sądzono, że uda się sprawę załatwić przed zachodem słońca. Tymczasem noc głucha zapadła, a linia nie była jeszcze doszczętnie wycięta. Generał postanowił bądź co bądź nazajutrz wyjechać. Urzędnicy pragnęli również ukończyć czynność. Zgodzono się tedy, żeby prowadzić robotę nocą, choćby do rana.

Tuż pod lasem rozłożono ognisko. Ze dworu odległego o jakie dwie wiorsty[3] przyniesiono kolację – i oto czekaliśmy na ścięcie kilkudziesięciu pozostałych jodeł, bawiąc się w miarę możności.

Wszyscy byli w nie najgorszych humorach. Poczciwy Guńkiewicz z resztą „pożyczki[4]” na skroniach i brodziną uczernioną tanim czernidłem wychlipał już był co najmniej dziewięć szklanek herbaty z arakiem, obawiając się tkliwie, gdym mu nową podawał, czy też aby nie będzie za wiele, „boć to, zdaje się, już trzecia”… Zapewniałem go ze stanowczością osoby, która nabyła właśnie wielkiej biegłości w arytmetyce aż do ułamków dziesiętnych, że „bynajmniej” – więc poddawał się oczywiście, ulegał z pokorą światłu wiedzy i przyjmował nową porcyjkę araku.