Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Noah jest bardziej

Noah jest bardziej

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-8154-444-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Noah jest bardziej

Noah i Harry zostali parą. Ale czy Noah naprawdę jest na to gotowy? Dużo zamieszania wprowadza obecność francuskich uczniów z wymiany – włączając w to seksownego Pierre’a, któremu Harry wpadł w oko. Na dodatek przydzielona Noahowi dziewczyna wcale nie jest Francuzką! Ale to nie wszystko.

Noaha śledzi tajemniczy osobnik w czarnym samochodzie!
A powodów może być wiele:
• Sekretny przyrodni brat Noaha ukradł sztuczne diamenty babci.
• Jeden z nauczycieli Noaha dostaje z Rosji tajemnicze przelewy.
• W domu Noaha ukrywa się drag queen.
• Noah dokonał podejrzanego wyboru życiowego, który jest związany z odżywką dla kulturystów.
• Żadna z tych odpowiedzi, a może wszystkie?

Polecane książki

Roczne sprawozdanie finansowe powinno być sporządzone w terminie nie późniejszym niż 3 miesiące od dnia bilansowego. Zapewnienie tego jest obowiązkiem kierownika jednostki wynikającym z art. 52 ust. 1 uor. Kierownik przedstawia je właściwym organom, zgodnie z obowiązującymi jednostkę przepisami ...
„…Wydawałoby się, że wroga powinno wypatrywać się poza granicami kraju, w odległych ziemiach o innej religii, kulturze, wyznających odmienne poglądy i wartości. Tymczasem to wewnątrz zrodził się wróg, który doprowadził do radykalnych zmian; zburzył porządek i sprawił, że człowiek utracił poczuci...
"Oczekująca na samolot do Gibraltaru Elaine Dawson nie bardzo wie, co począć, gdy z powodu mgły zostają odwołane wszystkie loty. Zagubiona na ogromnym lotnisku Heathrow przyjmuje zaproszenie młodego, atrakcyjnego mężczyzny, by przenocować w jego domu. Opuszcza z nieznajomym halę odlotów i od tego mo...
Encyklopedia działkowca przeznaczona jest przede wszystkim dla ogrodników amatorów i działkowców, a także dla wszystkich zainteresow anych roślinami i ich uprawą. Zaleca ona nie tylko nowe sposoby uprawy i użytkowania roślin, lecz także przypomina te starsze, ale w ciąż godne polecenia, a przy tym n...
Mirosław Kałużny radca prawny przy Okręgowej Izbie Radców Prawnych w War- szawie; zajmuje się świadczeniem pomocy prawnej samorządom gmin i województwa mazowieckiego (Wojewódzki Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych w Warszawie); pracował w Głównym Urzędzie Nadzoru Budowlanego w Warszawie, Biu...
Miesięcznik dominikański z 40-letnią tradycją. Pomaga w poszukiwaniu wiary i pogłębianiu życia duchowego. Porusza na łamach problemy współczesności, perspektywę religijną poszerza o tematykę psychologiczną, społeczną i kulturalną....

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Simon James Green

Tytuł oryginału: NOAH COULD NEVERPrzekład: AGATA BYRARedaktor prowadzący: ANNA KUBALSKARedakcja: KATARZYNA MALINOWSKAKorekta: MONIKA PRUSKA, JOANNA MALINOWSKADTP: Studio 3 KoloryFirst published in the UK by Scholastic Ltd, 2018
Cover illustration © Scholastic, 2018
Cover illustration reproduced by permission of Scholastic Ltd
Cover image © Johner Images, Getty Images
Text Copyright © Simon James Green, 2018
© Copyright for the Polish edition by Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o., Warszawa 2019Wydanie IAll rights reserved.ISBN 978-83-8154-444-3Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.
Al. Jerozolimskie 94, 00-807 Warszawa
Tel. +48 22 379 85 50, Faks: +48 22 379 85 51
e-mail:wydawnictwo@zielonasowa.plwww.zielonasowa.plKonwersja:eLitera s.c.

– Och, och, och, och…

– Dajesz, dajesz… Właśnie tak…

– Och, och, och, och… Och, och, och…

– Mocniej! Mocniej!

– Ach, ach, ach, ach…

– TAK!

– ACH! ACH! ACH! ACH!

– O TAK! O TAK!

– ACH! OCH! ARGHHHHHHH!

– TAAAK!

– AAA!

– O JA CIĘ!

Noah siedział sparaliżowany w recepcji klubu fitness ActiveFit, patrząc z przerażeniem w stronę tej sodomy i gomory na siłowni. Jedyne dźwięki, które łączył z jakąkolwiek aktywnością fizyczną, to te układające się w zdania: „Nie, nie zrobię tego”, „Nie będę tego kopać” i „Nie mogę, zrobiłem sobie coś w ramię”. Ale te dźwięki to co innego. Tak, wyrażały ból. Tyle że połączony z przyjemnością. Prawie jakby… jakby osoba, która krzyczała, chciała przeżywać te straszliwe męki. Jakby się jej to podobało.

Noah pokręcił się na siedzeniu, przysiadł na dłoniach i odwrócił wzrok od dwóch przechodzących obok recepcji kobiet w legginsach, sportowych topach i adidasach. Miały zarumienione policzki, śmiały się głośno i sprawiały wrażenie wysportowanych, zdrowych i szczęśliwych.

Noah i całe jego życie byli przeciwieństwem wszystkiego i wszystkich tutaj.

Powinien iść do domu. Nie może iść do domu.

Musi to przetrwać.

Bo inaczej nie odzobaczy tego, co widział.

Noah żałował, że odwiedzając stronę internetową o gejach, kliknął na tamtejszą listę „25 topowych prezentów świątecznych dla twojego faceta”. Następnie wpadł w tunel czasoprzestrzenny wybitnych sześciopaków, perfekcyjnych klat i naprawdę niepokojących informacji o „męskiej kosmetyce”, która zdawała się usilnie sugerować usunięcie wszystkich włosów łonowych.

Czy tak zachowują się geje? Czy to jest rzeczywistość, którą musi przyjąć? A co ważniejsze: Czy Harry właśnie takiego go chce?

Noah aż za dobrze wiedział, że Harry pod każdym względem był idealny. Jego wzrost i waga miały wzorcowe proporcje, które na pewno można było zaznaczyć w polach „normalne” na wykresach dojrzewania. Wiedział, że Harry nie trenuje ukradkiem, ale jednak jego mięśnie pięknie się zarysowywały. Podczas pełnych napięcia dziesięciu minut, gdy Noah pomagał Harry’emu uwolnić się z przyciasnej koszulki, na własne oczy zobaczył coś w rodzaju zaczątku sześciopaka, tuż nad gumką bokserek. Odruchowo sięgnął w tę stronę, żeby sprawdzić, czy kształty są prawdziwe, ale opamiętał się i odskoczył, jakby dotknął rozgrzanego pieca.

I bardzo dobrze! Gdyby dotknął tam Harry’ego, uruchomiłoby to lawinę wydarzeń, która mogłaby skutkować tym, że Noah też musiałby zdjąć ubranie i POZOSTAĆ NAGIM.

W ciągu dwóch miesięcy, od kiedy Harry stał się „bejbem” Noaha (jak określiłaby to kultura popularna), Noahowi udało się uniknąć tej złowieszczej opcji. Jasne, mieli już za sobą urozmaicone pocałunki, które okazały się bardzo miłe, i nieco pocierania oraz głaskania przez ubranie, przez co pewnego razu Harry wydał z siebie dźwięk całkiem zbieżny z tym, co słyszał właśnie na siłowni, i raz sprawił, że Noah powiedział: „Ha, ha, ha… Och… Wow, to łaskocze, nieee! Stop! Nie, serio, STOP. Tyle wystarczy. Dziękuję bardzo. Och. Ojoj”. No więc było to, ale nic poza tym.

Noah radośnie unikał dalszych obmacywań z powodu… czasu świąt. To pora na rodzinę, dzieci i świeczki, a nie ten-teges, bo co by na to powiedział mały Jezusek.

I próbne egzaminy! Rygor powtórek Noaha zawstydziłby rosyjskich gimnastyków. Poza tym zaplanował to dawno – dawno! – przed zejściem się z Harrym. Miał też bardzo ważną mowę do przygotowania, a to zabiera, no, wieki. Więc oczywiście nie miał czasu na tenteges – tylko na wypad do kina albo może na spacer po parku, żeby nakarmić kaczki i przysiąść chwilę na ławce.

Ale komu on mydlił oczy? Na samą myśl o tym włosy na karku stawały mu dęba, a żołądek wywracał koziołki. Przyjaciele na zawsze, pewnie. Trzymanie się za ręce, całowanie… To było super! Ale inne rzeczy? To TAKIE DZIWNE. A jeśli coś z tym pójdzie nie tak, to wszystko się skończy. „Zostańmy po prostu przyjaciółmi”, mówi się, a potem nikt się do siebie nie odzywa i przechodzi się do innych znajomych. Noah tak naprawdę nie miał innych przyjaciół. W najlepszym wypadku mógł zadzwonić do swojej byłej, Sophie, która mieszkała w bajecznym Milton Keynes, ale ona nie da mu psioczyć na Haza… A także nigdy nie zgodzi się, by mówił o niej „była”. Może i wykonali eksperyment z pocałunkiem i prawie posikał się na jej oczach, ale te dwie akcje raczej nie budowały związku.

Nieważne! Nie potrafił sobie wyobrazić narzekania na Haza. Noah pragnął Harry’ego. Kochał go. Ale co będzie, jeśli już spróbują coś zrobić i okaże się to tak cholernie słabe, że Harry zrozumie, że nie chce być z Noahem? Noah pewnie poradziłby sobie z utratą chłopaka. Na filmach ludzie w takich sytuacjach obżerali się lodami i zwijali w kłębek pod kołdrą – nie ma sprawy, nawet wyglądało to całkiem zachęcająco. Ale stracić przyjaciela?

Harry, niech go Bóg błogosławi, szanował potrzebę Noaha do nauki zgodnie z planem i się nie wtrącał. Ale teraz, pod koniec stycznia, próbne egzaminy należały do przeszłości, wiosna za pasem i… wszystko podniesie się z zimowego snu. Noah nie może tego odwlekać w nieskończoność.

Dlatego postanowił wziąć sprawy w swoje ręce! Noah Grimes zapisze się do miejscowej siłowni, zacznie ćwiczyć i stanie się chłopakiem, który jest tak pewny siebie, że zrzuci bokserki i powie: „Bierz mnie, tygrysie! GRRR!” (ćwiczył warczenie, wychodziło mu naprawdę dobrze i bardzo seksownie, więc na dobrą sprawę miał to w połowie opanowane).

Był zdeterminowany, żeby rzucić się na główkę w „nowego siebie”. Dlatego Noah zapisał się na darmowy pierwszy trening z trenerem personalnym, tudzież „TP”, jak to się mówi w branży. TP! Dla niego! Zupełnie jak gwiazda Hollywood, ćwiczy z TP jak jakiś…

– Noah! Ziom! Jakim cudem?!

Serce mu zamarło.

Niemożliwe.

Cholera.

Zmrużył oczy na widok umięśnionego adonisa przed sobą, ubranego w koszulkę z napisem „Trener Personalny”.

– Josh – powiedział. – Kto by pomyślał, że cię tu zastanę.

– Pracuję dorywczo na siłce, więc pewnie będziemy się widywać, jeśli tu trenujesz. – Josh chwycił swoją prawą stopę, wyciągając nogę do tyłu i cały czas utrzymując równowagę na lewej nodze jak akrobata z Cirque du Soleil albo ktoś taki.

Noah uznał, że to NIEMOŻLIWE, żeby działo się naprawdę.

– O! Pracujesz jako fizjoterapeuta? – spytał, chociaż wiedział, że nawet jak na standardy Josha to słaba wymówka.

Ale sytuacja była trudna.

– Śmieszne, ziom. – Josh się uśmiechnął. – To siłownia. Myślę, że o tym wiesz.

– Siłownia? – odparł Noah. – Ojej, ale mi głupio. Pomyliłem miejsca. Myślałem, że idę do fizjoterapeuty. Wiesz, wypadł mi dysk od dźwigania podręczników i… – Zamknij się, wstań i wyjdź! – Nieważne, już idę i…

– Zawsze chodzisz do fizjoterapeuty w stroju na WF? – Josh uniósł brwi i skrzyżował napakowane ramiona na rozrośniętej piersi.

– Słuchaj! – syknął Noah. – Przykro mi, nie, nie mam butów Adidasa ani spodenek Nike, ani koszulki Le Coq Sportif, ani bidonu Pumy, ani ręcznika Reeboka, ani…

– Ziom, poćwiczmy po prostu. Sprzęt nie ma znaczenia, a cała reszta… było, minęło, nie?

Noah łypnął na niego. Ta „cała reszta” to zapewne odniesienie Josha do drobiazgu, czyli kilku nieroztropnych tygodni spędzonych na BZYKANIU MAMY NOAHA. Odrażający akt samolubstwa, podłości i zdrady, teraz sprowadzony do jakiegoś tam powiedzenia, choć była to najgorsza rzecz, jaka mogła mu się przydarzyć.

– Josh, nadal usiłuję się podnieść po tych zeszłorocznych wydarzeniach – powiedział Noah. – Zebranie życia do kupy zajęło mi miesiące.

Josh położył ciężką dłoń na jego ramieniu.

– Przykro mi, Noah, okej? Ziom? Naprawdę mi przykro. Nie chciałem ci sprawić przykrości. Jesteś w porządku.

– No – odparł, czując brzemię tej umięśnionej łapy i nawet ciesząc się z bycia uznanym za „w porządku” przez dziewiętnastolatka, który wyglądał świetnie w spodenkach treningowych. – Dziękuję.

– Zwaliłem sprawę, przyznaję – ciągnął Josh, przesuwając rękę po zaczesanych do tyłu włosach. – Ale musisz mi uwierzyć, zmieniłem się. Przez ostatnie miesiące naprawdę dorosłem. Teraz mam Jess i dziecko w drodze. Serio przewartościowałem swoje życie. To, co chcę osiągnąć. Na razie odpuszczam sobie uniwerek i pracuję tutaj. Zarobię trochę i za rok mogę się rozejrzeć za szkołą. Super by było, gdybym zdobył paru klientów więcej – powiedział, patrząc z nadzieją na Noaha.

– Słuchaj, ja naprawdę nie…

– Ziom, przypakujemy cię chwila moment.

– Co? Serio? Myślisz, że… Na pewno?

– Pewka. Trochę kardio, ćwiczeń na ręce, nogi…

– Nie chcę wyglądać jak kulturysta – wyjaśnił Noah. – To byłoby śmieszne. Ale… może jak piłkarz.

– Jasne, jasne, wyrobić sobie ładne ciało. W sam raz na lato. Chłopaki będą się do ciebie pchać drzwiami i oknami!

– Chłopaki… – sarknął Noah. – Do mnie. A ty możesz… Mówisz, że to jest do zrobienia?

– Ziom, to moja praca. Jeśli się uprzesz, to się da. Dla chcącego – Josh stuknął palcami w bok głowy Noaha – nic trudnego. Rozumiesz?

Noah zagryzł wargę.

– Mam opaskę Kangola. Założyć?

– Dajesz.

Drżący Noah wybałuszał oczy, podczas gdy Josh prowadził go przez główne pomieszczenie siłowni z przyrządami, stojakami i uchwytami. Gigantyczny kawał chłopa, zbudowany wyłącznie z mięśni, poza nieprawdopodobnie malutkimi dłońmi, stopami i głową wielkości łebka od szpilki, grzmiał i ryczał, unosząc nad sobą ogromne ciężary i rzucając je z donośnym hukiem na podłogę.

– GRRRRAAAWWWGGHHHH! – huknął olbrzym.

Noah wywrócił oczami. Dlaczego ludzie muszą się tak wydzierać przy podnoszeniu ciężarów? Jasne, to nie byle co, ale wiele innych rzeczy też nie. Noah nie ryczał za każdym razem, gdy obliczył kąty równoległoboku.

Dotarli do jakichś mat w odległym zakątku i Josh klepnął Noaha w plecy.

– Dobra, kolego, najpierw trzeba cię rozgrzać i zobaczyć, z czym mamy do czynienia. Porobimy parę krokodylków.

Noah zmarszczył brwi.

– Czy my jesteśmy w zoo?

– Patrz – powiedział Josh, robiąc przysiad. – Zaczynasz w pozycji stojącej, następnie robisz przysiad, wyrzucasz nogi do tyłu jak do deski, trzymając wyciągnięte ramiona, wracasz do pozycji przysiadu i na koniec wstajesz z wyskoku. Łapiesz?

Noah popatrzył na niego z pustką w oczach.

– Noah?

– Co było najpierw?

– Pozycja stojąca. Tak jak stoisz teraz.

– Potem…

– Przysiad – kontynuował Josh, demonstrując ćwiczenie i ukazując przy okazji swoje imponujące mięśnie ud. – I deska.

– Deska – powtórzył Noah, osłuchując się z nowym słowem. – Deska.

– To jest deska – dodał Josh, z łatwością pokazując tę pozycję. – Widzisz?

– Deska.

– Deska. Właśnie.

– I potem wyskok jak w pajacyku? – spytał Noah.

– Nie – odparł cierpliwie Josh. – Z powrotem przysiad, wtedy wyskok do pozycji stojącej, a zakończenie tylko z wyskokiem. Bez pajacyka. I powtarzasz to wszystko.

– Zaraz. O co chodzi?

– To jedno powtórzenie. Zrobisz z dziesięć takich skurczybyków albo więcej, jeśli dasz radę.

– Na pewno jedno wystarczy, tak? – spytał Noah. – Skąd mam mieć siłę na więcej?

– Ziom, jesteś młody, jesteś… Jesteś młody, nie? Na pewno będziesz mieć siłę. W wieku szesnastu lat osiąga się szczytową formę fizyczną!

Noah przełknął ślinę, podczas gdy w żołądku wezbrała mu panika. Cholera. I to już jest to, co może osiągnąć? Po szesnastu latach już tylko spirala w dół reumatyzmu, wózka inwalidzkiego i grobu? Jasna cholera.

Josh znowu klepnął go w plecy.

– Szesnastka to ten wiek, ziom! Szczyt możliwości fizycznych i seksualnych!

Noah otworzył szeroko oczy. No, wspaniale. Czyli był w wieku, gdy powinien mieć najlepszy seks, a potem będzie tylko gorszy i gorszy. Zegar biologiczny mu tykał, a on nawet nie zaczął i wkrótce będzie za późno. Obudzi się w wysuszonym, skarlałym ciele, z obwisłą skórą, a jedyny seks będzie rozczarowujący i nudny, o ile kiedykolwiek uda mu się skombinować coś w tym temacie.

– Dalej – zachęcił go Josh. – Będę ci liczył powtórki. Możesz robić, ile ci się podoba.

Noah zagryzł wargi.

– Josh, chcę się upewnić, zostałeś przeszkolony z pierwszej pomocy?

Trener pokiwał głową.

– Tak, podstawowy poziom.

– Czyli co, naklejanie plastra?

– Mój menedżer zaliczył pełen kurs i jest właśnie w pracy, więc spoko.

Noah skinął głową.

– Okej. A czy w budynku znajduje się defibrylator?

– Nie martw się. – Josh uśmiechnął się krzywo. – Jeśli zasłabniesz, osobiście zrobię ci sztuczne oddychanie.

Noah poczuł, jak twarz mu płonie. Po tych błazeństwach, których w zeszłym roku Josh dopuścił się z jego matką, taka propozycja stanowiła wręcz sugestię kazirodztwa. To by było złe. Okropnie złe…

No ale… przypuszczał, że powinien chociaż spróbować. W końcu, jeśli ma się odważyć, żeby robić z Hazem różne rzeczy, to musi być pewien swojego ciała. Był już w szczytowej formie umysłowej, musiał tylko nadrobić braki w innych dziedzinach. Serio. A potem to już z górki.

Może to zrobić.

– To odliczaj – powiedział Noah, przestępując z nogi na nogę i szykując się do działania.

– Co to znaczy: odliczaj? – Josh zmarszczył czoło.

– No wiesz… trzy, dwa, jeden!

– Nie ćwiczymy choreografii! – Josh spojrzał na pełnego wyczekiwania Noaha i westchnął. Zerknął dokoła i powiedział: – No dobra. Trzy, dwa, jeden!

Noah opadł do przysiadu, po czym wyrzucił nogi do tyłu do deski.

– Co teraz? – pisnął.

– Z powrotem do przysiadu!

Noah wrócił do przysiadu.

– W górę i skok! – warknął Josh jak jakiś PODŁY WOJSKOWY. – Stopy wyżej! Wyciągnij ramiona!

Wątła klatka piersiowa Noaha zacisnęła się, gdy opadł z powrotem do przysiadu. Serce waliło mu mocno, a w uszach dzwoniło. Wyciągnął nogi do tyłu do… deski… nabrał powietrza… teraz przysiad… i… W GÓRĘ… powietrze… potrzebuje powietrza…

– ZNÓW PRZYSIAD! DAJESZ, NOAH! DAJESZ!

Dajesz, też coś! Przecież tylko… robi przysiad… mata się rusza… wiruje… wzrok mu zmętniał, ale okej… dalej… do… nabiera powietrza… potrzebuje tlenu… serce… DUDNI JAK OSZALAŁE… deska… do… d-e-s…

PLASK! Walnął twarzą w matę, drżąc jak ryba w agonii. Miał tylko nadzieję, że osoba odpowiedzialna za defibrylator zaraz go przyniesie. Czy to dźwięk sygnału karetki, czy tylko jemu dzwoni w uszach?

Noah poczuł delikatny ucisk w żołądku, powoli otworzył oczy, widząc, jak trąca go jeden z butów Josha.

– Wstawaj! Wstawaj, Noah! Dalej! Z powrotem na nogi, pokonaj ból, musisz SKOŃCZYĆ SILNY!

Skończyć silny? Co za totalne brednie? Przecież prawie zszedł! Naprawdę!

– Dobra! – powiedział, gramoląc się na nogi i czując, jak oburzenie napełnia go energią. – Koniec! Nie! Mam to gdzieś!

Noah zerwał z siebie opaskę i cisnął ją do najbliższego kosza, a potem ruszył do wyjścia.

Josh chwycił plecak z podłogi i popędził za nim.

– Ziom! Kolego!

– Jestem wyczerpany, Josh! – powiedział Noah, wycierając pot z czoła. – Przesiliłeś mnie i teraz uszkodziłem sobie trochę… nos. Na macie. Bardzo niebezpieczne. Pewnie mogę iść z tym do sądu.

– Ziom, nawet nie zrobiłeś całego powtórzenia!

– Owszem, Josh. Nie zrobiłem, bo było zbyt trudne! Zmusiłeś mnie do wykonania zaawansowanego ćwiczenia dla najbardziej doświadczonych sportowców, a ja zrobiłem sobie krzywdę i wyszedłem na idiotę. Idę. Nie próbuj mnie zatrzymać. Nienawidzę tej siłowni. Jest głupia i pełno tu debili, którym BRAKUJE PIĄTEJ KLEPKI!

Wielki facet z malutką głową wypuścił hantle z dłoni i popatrzył prosto na Noaha.

Ten przełknął ślinę.

– Nie powinienem był tu w ogóle przychodzić. Żegnaj, Josh. Już nigdy się nie zobaczymy.

Noah odwrócił się i poszedł w stronę recepcji.

– Czekaj! – zawołał Josh, podążając za nim. – Nigdy nie myślałem, że Noah Grimes tak łatwo się poddaje! – powiedział to akurat wtedy, gdy Noah dotarł do głównego wyjścia.

Noah zatrzymał się, ale nie odwrócił. Nie poddaje się łatwo. Jest twardzielem tak wytrwałym i pełnym determinacji jak Jessica Fletcher[1] przy sprawie morderstwa. Ale Noah uznał, że pani Fletcher nigdy nie musiała robić krokodylka i że i tak dobrze skończyła. Starsi dżentelmeni ciągle zabiegali o jej względy.

– Chodź, ziomuś – zachęcił Josh łagodnie, kierując się w stronę małego stolika. – Chodź, usiądź chociaż na minutę.

Noah rozważał to przez chwilę, po czym odwrócił się i usiadł przy stole. Josh sięgnął do swojego plecaka i wyciągnął z niego duży bidon z czymś, co przypominało napój mleczny.

– Słuchaj, a może potrzebujesz odrobiny wsparcia – powiedział Josh, podsuwając mu bidon.

Noah szeroko otworzył oczy.

– To jakieś narkotyki?! – odparł. – Nie biorę sterydów!

– Shake proteinowy – wyjaśnił Josh. – To tylko fajna, konkretna dawka białka.

– Żeby mięśnie lepiej rosły?

– Właśnie. No a co z twoją dietą? Na przykład co masz dziś na kolację?

Noah zacisnął wargi.

– Hmm, cóż, to zależy, może smażona pierś z kaczki, do tego placek ziemniaczany i sos śliwkowy z porto. – Nadzieja umiera ostatnia.

– Nie. Grillowana pierś z kurczaka i serek wiejski.

– To brzmi trochę… nudno.

– Jedzenie to twoje paliwo. Nie chodzi o to, żeby ci smakowało. Spróbuj tego shake’a.

Noah wskazał dzióbek bidonu.

– Piłeś…

– Nie. – Josh się uśmiechnął. – Jest czyste.

Noah skinął głową, łyknął napoju i się skrzywił.

– Obrzydliwe – mruknął.

– Pij dalej.

– A ile muszę?

– Całą flaszkę. Trzy razy dziennie. Pomoże ci trochę urosnąć. Pasuje ci to?

– Nie wiem. Czy to… Ile to kosztuje?

Josh nachylił się i ściszył głos.

– Właśnie zostałem jednym z handlowców tego shake’a i koszę niezły hajs. Świetny hajs. W tydzień opylam pięćdziesiąt pojemników tego maleństwa i będzie tylko lepiej. Jedno opakowanie mogę ci dać za darmo, Noah. Normalna cena: trzydzieści funciaków.

– Serio?

– Serio. – Josh wzruszył ramionami. – Hajs się zgadza dzięki temu małemu etacikowi. Ale tak naprawdę to żal serce ściska, bo jest tylu chętnych, że nie nadążam z obsługą wszystkich chętnych. Jeśli masz kogoś, kto chce sobie trochę dorobić, to daj mi znać, dobra?

– Ehe. – Noah skinął głową. – Więc, eee, o co tu tak naprawdę chodzi?

Josh przysunął się nieco bliżej.

– Okej, to proste. Sprawa jest taka: rekrutuję dwóch handlowców, którzy biorą towar ode mnie.

– I ci handlowcy chodzą od domu do domu i sprzedają?

– No, mogą. Ale mogą sobie też znaleźć swoich dwóch handlowców. Powiedzmy, na przykład, że to ty, Noah, zostajesz moim handlowcem.

– Okej, tylko na przykład – odparł Noah.

– Więc rekrutujesz swoich dwóch handlowców, którzy biorą towar od ciebie, a ty bierzesz ode mnie. I tak to idzie dalej. Twoi handlowcy znajdują sobie swoich i ten łańcuch rozgałęzia się jak… no, jak piramida.

Noah skinął głową. Nie miał pewności, czy Josh z premedytacją próbował go wrobić (całkiem możliwe), czy był po prostu głupi (też możliwe), ale chodziło z całą pewnością o piramidę finansową. W tym wypadku były tylko dwa zakończenia: (1) interes w końcu runie – jak zawsze, gdy na dnie zabraknie ludzi, żeby obsługiwać tych wyżej; (2) różni członkowie tego układu skończą w więzieniu za oszustwo.

– Znasz kogoś, kto byłby tym zainteresowany? – spytał Josh.

Noah rozsiadł się na krześle, rozciągnął i ziewnął.

– Brzmi to nielegalnie, Josh.

Josh cmoknął.

– O czym ty gadasz?

– Josh, to piramida finansowa. Wpisz w Google! Napisz tylko „piramida finansowa” i sprawdź, czy ci to czegoś nie przypomina.

– Taaa?

Noah przytaknął.

– Taaa, Josh. Lepiej się w to nie pakować.

– No, ziom, wiesz co? – Josh się uśmiechnął. – Już to wyszukałem. A ta firma to wielopoziomowa sieć marketingowa. Jasne, że ma strukturę piramidy, ale wszystko jest jawne i totalnie legalne.

– Dobra – westchnął Noah. – Powodzenia z twoją piramidą.

– Tu nie chodzi o powodzenie czy fart. Chodzi o kontakty i pozytywne myślenie. Ludzi kupujących marzenie. A ty możesz stać się częścią tego marzenia.

Noah wstał.

– Josh, tylko pamiętaj, że niektóre piramidy mają tajemne komnaty. A nad niektórymi z tajemnych komnat wiszą klątwy.

Josh się skrzywił.

– Nie łapię.

Noah oparł dłonie na biodrach.

– Mówię tylko, że… strzeż się. Strzeż się, Josh!

I ruszył żwawo do drzwi, znikając w dramatycznym wirze…

– Eee, drzwi się nie chcą otworzyć.

– Naciśnij zielony przycisk.

– Zielony… przycisk… – powiedział Noah, próbując go znaleźć.

– Z boku! Po lewej!

Noah odnalazł go i nacisnął. Drzwi się rozsunęły.

– Strzeż się! – powiedział Noah, znikając w zapadającym mroku późnego popołudnia.

Noah spieszył się do domu, a mróz kąsał jego gołe nogi. Stanął jak wryty na widok samochodu na podjeździe: jaskraworóżowego forda transita z napisem LASKI W TRASIE i ze sztucznymi rzęsami doczepionymi do przednich świateł.

A cóż to za nowe piekło?

Trzasnął drzwiami do domu, przeszedł do salonu i zamarł.

– Bambi Sugapops! – powiedział, rozpoznając ją natychmiast.

– Cześć, Noah! – zamruczała kokieteryjnie.

Noah nabrał głęboko powietrza, ale nie mógł zatrzymać ani paniki wzrastającej w jego piersi, ani wspomnień przelatujących mu przed oczami. Jego trzynaste urodziny. Jego pełna nadziei chłopięca twarz, gdy matka oznajmiła „niespodziankę”. Może obietnica wyprawy na kręgle albo wypad do Pizza Hut… A tymczasem wchodzi ona.

Bambi Sugapops. Moralnie zbankrutowana striptizerka z przerażająco gigantycznymi piersiami, które nie mogły być wynikiem naturalnego rozwoju. Bambi wirowała blisko spłakanej twarzy Noaha (ten obraz został uwieczniony na zdjęciu, wrzucony do sieci bez możliwości usunięcia), podczas gdy matka klaskała, kibicowała i wygadywała: „Masz trzynaście lat. Powinieneś uwielbiać takie rzeczy!”.

Przez pięć kolejnych nocy nie zmrużył oka. Jego okropna matka zrzuciła to na karb nocnych czynności erotycznych zainspirowanych wyczynami Bambi. Bardziej nie mogła się mylić. To była trauma.

– Kto tu jest dużym chłopcem? – zamruczała Bambi, mrugając do niego z kanapy.

Była wysoką, czarnoskórą kobietą, dość szeroką w ramionach, o wielkiej gracji i elegancji. Gdyby tylko okazywała tego więcej trzy lata temu!

– Idę na górę – odparł.

– Noah – odezwała się mama. – Grzeczniej, proszę! Na pewno nie masz nic do powiedzenia?

Rzucił okiem na matkę, która rozsiadła się na kanapie w jaskraworóżowych aksamitnych spodniach dresowych z napisem Gold Digga[2] na zadzie. Ona wbiła w niego wzrok i przekrzywiła głowę w sposób, który dla Noaha oznaczał, że mówi serio. Westchnął i popatrzył na Bambi.

– Cześć, Bambi – mruknął. – Miło cię widzieć.

– Oooch i głos też ma prawie jak mężczyzna! – powiedziała, nieco wydymając fioletowe usta.

– Co to znaczy, że prawie? – zaoponował Noah.

– Wszystko już słyszałam o twoim nowym chłopcu – ciągnęła Bambi.

– Dzięki, mamo. – Noah się skrzywił.

– Zawsze uważałam, że jesteś gejem, skarbie! – oznajmiła Bambi. – Prawda, Liso?

– No, z taką matką jak ja! – parsknęła mama.

– Oooch, cukiereczku, w swoim czasie twoja mama znała wszystkich gejów w okolicy! – dodała Bambi, jakby to było jakieś osiągnięcie.

Noah skinął głową i uśmiechnął się zaciśniętymi ustami.

– Cóż, to wspaniale.

– Wszyscy przychodzili na nasze pokazy. Całe miasto o nas gadało! – Bambi poprawiła sobie grzywkę, bo cała fryzura jakby trochę jej zjechała.

Dziwne.

– Oooch, moje biedne stópki! – kontynuowała Bambi, ściągając szpilki. – Dobra, muszę się wygramolić z tego oporządzenia! – Wstała, unosząc swoje metr osiemdziesiąt, i zdjęła perukę, ukazując zgoloną głowę.

Noah wbił w nią wzrok, nie mrugnąwszy ani razu.

Ta wysoka, elegancka kobieta nagle przemieniła się w faceta w sukience i z nadmiernym makijażem.

Dobry Boże.

Ten strój… Wspominanie „występów”… Ta cała „gejowska scena”… Bambi Sugapops nie była striptizerką, była drag queen.

– A co tam u ciebie, Noah? – zapytała mama. – Jak ci minął dzień?

Wodził oszalałym wzrokiem po matce i Bambi, nie chcąc się wydać z tym raczej późnym odkryciem. Jak mógł być tak totalnie ślepy i głupi? Zachowaj twarz pokerzysty. Nie mógł pokazać po sobie żadnej słabości ani zaskoczenia. Nie prowokuj drag queen.

– Nic nowego – odparł i wysilił się na uśmiech. – Idę do siebie. A gdzie tata?

– Wyskoczył zarezerwować stolik w knajpie indyjskiej – oznajmiła mama. – Jutro mamy randkę!

Nawet tkwiąc w oku cyklonu przerażenia, Noah poczuł, jak wzbiera w nim irytacja, i zazgrzytał zębami. Tata przez wiele lat nie dawał znaku życia. Noahowi nawet pozwolono uznać go za martwego! Jako dzieciak marzył tylko o tym, żeby ojciec wrócił. Ale gdy już tak się stało, zdał sobie sprawę, że wszystkie wspomnienia o tym mężczyźnie były wytworem jego wyobraźni, zapewne zainspirowanej filmami takimi jak Gdzie jest Nemo?, w których ojcowie dokonywali bohaterskich czynów i szczerze troszczyli się o swoje dzieci. Ech! Nie mógł uwierzyć, że kiedyś miał nadzieję na to, że jego rodzice wrócą do siebie! Dlaczego nie mogli być jak rodzice innych dzieci, którzy w desperacji chodzili na sesje dla par, wrzeszcząc, wyzywając się od samolubów i pakując walizki, uciekali z domu i nocowali w pensjonacie, żeby w ten dramatyczny sposób zaakcentować swoje racje? Boże, czy jego życie nie może być normalne?

– Wiesz, że dziś restauracje przyjmują rezerwacje przez telefon i internet?

– Chce zaklepać dobry stolik. – Mama się uśmiechnęła. – A wiesz, że gdy twój ojciec włącza ten swój czar, to zwykle potrafi postawić na swoim! Złotousty!

Wydała z siebie bezczelny chichot, od którego zrobiło mu się niedobrze.

– Słyszałam, że Brian zawsze umiał posługiwać się językiem – powiedziała Bambi, mrugając do jego matki.

Noah był bliski porzygania. O-mój-Boże.

– Ciii! – zachichotała matka. – Nie przy dziecku!

Noah parsknął. Nie przy nim? Jakoś jej nie przeszkadzało, gdy był świadkiem wszelkich okropieństw (np. jej całowania się z Joshem) jeszcze parę miesięcy temu. Teraz, gdy tata wrócił, matka zmieniła się w świrniętą matkę w stylu lat pięćdziesiątych: krzątała się po domu, piekła i regularnie udzielała się na portalach dla matek.

Znużona Bambi przesunęła dłonią po policzku.

– Uch, naprawdę powinnam zmyć z siebie tę szpachlę.

– Mick musiał jak najszybciej wyjechać ze Stoke-on-Trent – powiedziała mama Noahowi.

– Kto?

– Ja, skarbie – odparła Bambi. – Nazywaj mnie Mick. Chyba że mam na sobie włosy. Wtedy jestem Bambi.

Noah pokiwał głową.

– Jasne.

– Nie ściemniam, złotko. Musiałem wziąć nogi za pas na próbie cztery godziny temu, żeby ocalić życie – ciągnął Mick. – Na dragqueenowej scenie w Stock rozpętała się wojna o wpływy. Miałem trochę kłopotu z tą starą rurą – moim poprzednim współpracownikiem…

Noah przestał słuchać i zaczął zastanawiać się, co będzie na obiad.

Mick kontynuował:

– Olała mnie też Polly Esther i połączyła siły z tą suką, która zjawiła się miesiąc temu, świeżo po jakimś gównianym sezonie w Las Vegas. Przynajmniej tak twierdzi!

Czy powinien posłuchać Josha i pochłaniać ogromne ilości nudnego białka?

– Oczywiście chce, żebym jej oddał swoją dolę z naszej trasy, ale nie ma mowy!

Szczerze mówiąc, miał ochotę na kawałek ciasta.

– Nie chcę grać według jej zasad, więc próbuje mnie zniszczyć! Zabrać najlepszych klientów Bambi! Grożono mi!

– Grożono? I przyszedłeś tutaj? – spytał Noah.

Jego brak zainteresowania ustąpił miejsca zaalarmowaniu.

– Ktoś zostawił mi coś w skrzynce pocztowej – powiedział Mick ze znaczącym spojrzeniem.

– List? – spytał Noah.

– Podkład Max Factor. Wszyscy wiedzą, że nie tknęłabym takiego gówna. To tak jakby mi powiedzieli: „Jesteś tania! Bezwartościowa! Szmata z Max Factorem na gębie!”. To właśnie mówią!

Noah skinął głową.

– To straszne.

Mama Noaha pokiwała głową z powagą.

– Więc Mick zatrzyma się tu na trochę, żeby się ogarnąć.

Noah poczuł, jak krew odpływa mu z twarzy.

– Ale przyjeżdża mój francuski uczeń z wymiany! Jutro!

– Skarbie, przekimam się na kanapie. Mickey nie jest paniczem!

Nie jest paniczem, a mówi o sobie w trzeciej osobie!

– Mamo!

– Noah, Mick to w zasadzie rodzina!

– Mamo! – syknął wściekły Noah. – Raz w życiu spotkałem tę osobę w okolicznościach, w których nikt by nie uznał za rodzinne!

– Mówisz o swoich urodzinach? – Mick się uśmiechnął. – Z tego, co pamiętam, to płakałeś z radości, cukiereczku!

– To były łzy bólu i poniżenia! – warknął Noah. Odwrócił się do mamy. – Nie mogę mieć tu drag queen na kanapie. Co sobie pomyśli nasz gość?

Mick oparł dłonie na biodrach.

– Od kiedy to z ciebie taki świętoszek?

– Nie jestem świętoszkiem – odparł Noah. – Chcę tylko zrobić dobre wrażenie.

– Skończ z tymi grymasami – dodała matka. – Trochę luzu!

Noah wbił w nią wzrok, zaciskając usta.

Mama podniosła dłoń.

– Ja tu rządzę. Poza tym Mick ma już próbny występ zaklepany na kolejny weekend w Londynie, więc sytuacja sama się rozwiązuje. A twój francuski kolega będzie zachwycony. Oni tam wszyscy szaleją za Moulin Rouge.

– Jasne, patrz na cały naród przez pryzmat stereotypu! – syknął Noah.

– Ktoś ma coś przeciw temu, żebym zamknął się w łazience na dwadzieścia minut? Jeśli tego z siebie nie zmyję, Bambi będzie miała twarz zombie.

– Noah? Chcesz iść na siusiu, zanim Mick zajmie łazienkę?

– Mamo! – parsknął. – Nie mam pięciu lat!

– Okej, dobra. – Mama wzruszyła ramionami.

– Ale owszem – zgodził się Noah. – Dwie minuty. – Spojrzał przez ramię na Micka. – No to na razie – powiedział, wchodząc do kuchni.

Wyciągnął z lodówki jogurt brzoskwiniowy, bo burczało mu w brzuchu, i ruszył pospiesznie na górę.

– Jasne, złotko! – zawołał za nim Mick. – Mamy sporo do nadrobienia! I chcę wszystko usłyszeć o twoim życiu miłosnym! Wygląda na to, że przygruchałeś sobie niezłe ciacho. Dajesz, lalunia!

– Pieprzony świr – mruknął pod nosem Noah, naciągając z powrotem spodenki, ochlapując dłonie wodą i wycierając je o gołe nogi.

Przeszedł przez korytarz i otworzył drzwi do swojego pokoju.

– AAA!

– Wszystko gra, Noah? – spytał Harry, podnosząc wzrok z łóżka, na którym leżał, najwyraźniej drzemiąc.

– Jak tu wszedłeś?

– Twoja mama mnie wpuściła – odparł Harry, siadając i pocierając sobie oczy, a jego jasne włosy sterczały w kępkach. – Dlaczego jesteś w stroju na WF?

Noah zamrugał.

– Słuchaj, nie miałem wypadku.

– Okej – odpowiedział Harry. – Dobrze.

Noah skinął głową, oderwał wieczko z jogurtu i położył je na stoliku nocnym.

„Zachowuj się normalnie! – nakazał sobie. – Harry nie może podejrzewać, że byłeś na siłowni. Może to zwrócić jego uwagę na twoje niewyrobione mięśnie!”.

– No, mamy ładny dzień. Co u ciebie? U mnie dobrze – powiedział Noah, zanurzając łyżeczkę w jogurcie.

– Dlaczego jesteś w stroju na WF?

Noah wypuścił powietrze z ust.

– Mama… zapomniała zrobić pranie. Nie miałem co na siebie włożyć. Zima, a ja muszę wychodzić w takim stroju. Karygodne. Ta stara wiedźma nie ma serca.

Oczy Noaha podążyły za wzrokiem Harry’ego, który padł na stos świeżo upranych i starannie złożonych ubrań leżący na komodzie. Noah nabrał powietrza i wypił kolejny łyk jogurtu, bo za bardzo nie wiedział, co powiedzieć. Odwrócił się i zobaczył, że wieczko od jogurtu, które odłożył na stolik, było wylizane do czysta. Otworzył szeroko oczy na widok Harry’ego, który miał górną wargę ubrudzoną jogurtem.

– Eee… Harry? Czy ty właśnie zlizałeś jogurt z wieczka?

Harry patrzył na niego przez chwilę.

– Myślałem, że nie chcesz.

– Że nie chcę? Haz, wszyscy wiedzą, że jogurt z wieczka jest najlepszy. Zachowałem go sobie na koniec! To najbardziej kremowa część! Dlaczego miałbym jej nie chcieć?

– E… – odparł Harry. – No jasne. To… przepraszam?

Noah zastanawiał się przez chwilę. Przypuszczał, że to jeden z tych momentów – wiesz, że musisz wybaczyć ukochanej osobie ten głupi postępek i powiedzieć: „W porządku, okej, zjadłeś mój jogurt z wieczka, ale wybaczam ci”.

– W porządku, wybaczę ci – odezwał się Noah. – Ale jeśli to się powtórzy, nie ręczę za siebie.

– Ha, ha! – zachichotał Harry.

Noah nie żartował.

– Super. – Harry poklepał materac obok siebie i się uśmiechnął. – No to chodź.

Noah odłożył jogurt, przemknął do łóżka i przysiadł obok Harry’ego.

Harry położył dłonie na biodrach Noaha, nachylił się i cmoknął go w usta. Drobna rzecz, ale Harry, tak blisko, tak intymnie, wciąż odbierał Noahowi dech, nawet teraz, nawet po sporej ilości całowania podczas ostatnich tygodni.

– Czy ty się trzęsiesz? – spytał Harry.

– Nie, nie… – Ale tak, trząsł się. – Trochę mi zimno.

Harry uśmiechnął się i objął Noaha.

– Chodź, będzie ci cieplej.

I było cieplej, i Noah zanurzył się w błogim uścisku i cieple jasnoniebieskiego, puchatego swetra Harry’ego.

– Mam coś dla ciebie – mruknął Harry.

– Tak?

– Proszę – powiedział, puszczając go i wyciągając zza siebie torbę.

– Ale to nie są moje urodziny. Ani święta – stwierdził Noah.

Harry się uśmiechnął.

– Wiem. Kupiłem po prostu upominek dla mojego chłopaka.

– Och. – Noah przełknął ślinę. „Cholera. Był beznadziejnym partnerem – dlaczego sam o czymś takim nigdy nie pomyślał?”. Zamiast tego robił mu awanturę o odrobinę jogurtu! – Och! To… Dziękuję, Harry. To wspaniałe! Wspaniała rzecz! Dziękuję. Ja… To takie miłe. To najlepsza rzecz na świecie. Jesteś taki cudowny.

– Nawet nie wiesz, co to jest.

– Nie wiem, ale dajesz mi to, więc kocham to, cokolwiek to jest!

– No to popatrz.

– Okej – odparł Noah, zaglądając do torby i wyciągając z niej bardzo miękką szarą bluzę z kapturem.

– Podoba ci się kolor? – spytał Harry.

Noah skinął głową, pocierając policzek o puchatą podszewkę.

– Boże, jakie to mięciutkie!

Harry wyszczerzył zęby.

– Cieszę się, że ci się podoba.

– Dzięki, Harry. Jest śliczna – powiedział Noah i włożył bluzę.

Ciepła, miękka i idealna – zupełnie jak osoba, która mu ją dała. Zasunął zamek.

– Tadam! Będę ją wszędzie nosił. Nawet jeśli nie będę jej miał na sobie, bo będzie ją trzeba uprać albo akurat robiłbym coś, co wymaga innego ubrania, to i tak będę ją miał ze sobą. Bo przypomina mi o tobie.

– Słodko – odparł Harry, naciągając kaptur na głowę Noaha. – Wyglądasz naprawdę, naprawdę dobrze. A teraz będzie ci też ciepło.

Nachylili się do siebie i zatonęli w długim pocałunku. Kaptur znowu opadł, gdy Noah objął Harry’ego, a Harry muskał pocałunkami szyję Noaha i wodził dłonią po jego udzie, łaskocząc delikatnie skórę pod nogawką spodenek gimnastycznych.

– Oooch – westchnął Harry. – Szkoda, że twoja mama jest w domu.

– Mhm, a do tego odwiedziła nas drag queen.

Harry pokręcił głową.

– Twój dom to wariatkowo. – Znów pocałował Noaha w usta. – Może… gdybyśmy byli cicho…?

– Nie mam zamka w drzwiach – odparł, odsuwając się nieznacznie. – A mama… no, wiesz, jaka jest.

– Jasne, pewnie. – Harry pokiwał głową.

– Ale chciałbym – dodał szybko Noah – żebyś miał pewność. Na sto procent, absolutnie, chciałbym zrobić różne rzeczy. Z tobą.

Harry się uśmiechnął.

– Ja też.

– Zaplanujmy to!

– Dobra, zaplanujemy – zaśmiał się Harry.

Dobra rzecz, uznał Noah. Posiadanie planu to świetna sprawa. I da mu trochę czasu. Na popracowanie nad mięśniami brzucha i wypicie shake’ów białkowych, żeby nie był taki chudy i niezgrabny. Zaplanuje klimatyczne oświetlenie i rozmaite seksowne kreacje, żeby pozasłaniały, ile się da.

– Ale pewnie nie w naszych domach – stwierdził Harry.

Oczywiście, że był to problem, ale szczęśliwie dawał Noahowi nieco więcej czasu. Z każdym dniem jego dom coraz mniej nadawał się do życia. Tata wrócił i spał w pokoju mamy, podczas gdy brat przyrodni Noaha, Eric, często nocował w pokoju gościnnym – który niedługo zostanie zajęty przez francuskiego ucznia z wymiany. A teraz jeszcze Mick, czy też Bambi, zajmował kanapę, więc dom pękał w szwach. W domu Harry’ego było spokojniej, ale przez całą dobę strzegła go jego maniakalna mama, która, delikatnie mówiąc, wciąż oswajała się z tym, że Harry jest gejem. Obecnie nie mieli miejsca, które zapewniałoby wystarczającą prywatność do czegokolwiek – i podczas gdy pas zadrzewionego nieużytku niedaleko drogi ekspresowej A631 był popularny wśród wielu ich rówieśników (z powodów niezwiązanych z leśnictwem), to łażąc tam, dzieciaki właściwie same się prosiły o zamordowanie przez seryjnego mordercę. Jeśli amerykańskie filmy czegokolwiek nauczyły Noaha, to właśnie tego.

– Coś się wymyśli – powiedział. – Zresztą muszę na jutro powtórzyć moją mowę powitalną dla tych Francuzów!

Harry uśmiechnął się lekko.

– Dlaczego cię do tego wzięli?

Noah westchnął i spojrzał w niebiosa.

– Wiesz, jak to jest w szkole! „Ojej, mamy jakieś gówno, za które nikt nie chce wziąć odpowiedzialności. Wiem, rzucimy je Noahowi!”. Boże, mam tak strasznie, strasznie dość tego, że ciągle na mnie wszystko zrzucają, dlatego że umiem się obchodzić z mikrofonem i znam się na grze słów.

– Sam się zgłosiłeś, tak? – Harry się uśmiechnął.

Noah oblizał wargi.

– Tak, ale nie do końca.

– Czyli jak?

– To długa historia – westchnął.

– Taak?

Noah stłumił uśmieszek.

– Okej, arkusze do zapisów wisiały na tablicy i były trochę przesłonięte. Myślałem, że zapisuję się do… Klubu Modelarskiego, ale…

Harry parsknął.

– Klub Modelarski? Kolesie paradujący po wybiegu w gaciach od Calvina Kleina?

„Dlaczego Harry myślał o facetach w bieliźnie na wybiegu?”.

– Nie, Harry, to nie to. Chodzi o papierowe modele samolotów. No i zaszło pewnie nieporozumienie. Stało się, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Lepiej jakoś to ogarnąć, prawda?

Harry znowu się uśmiechnął.

– A ty… zadbasz… o prostotę, mam nadzieję?

– Przeczytałem moją mowę Sophie przez Skype’a parę dni temu – odparł Noah. – Powiedziała, że jest w większości świetna.

– W większości?

– Tak – stwierdził Noah. – Znaczy chciała wprowadzić parę drobnych zmian, ale moim zdaniem nie ma racji, więc tego nie zrobiłem.

Harry patrzył na niego uważnie.

– Sądzisz, że Sophie mogła się mylić?

Noah się skrzywił.

– Ej, Harry – powiedział, wskazując siebie. – W zeszłym roku zdobyłem mistrzostwa hrabstwa w debatowaniu! Chyba potrafię sklecić krótką mowę!

– Jasne. – Harry pokiwał głową. – No pewnie.

– Będzie pierwsza klasa, zobaczysz. Mam w rękawie parę asów co do tej mowy. Będą mi jeść z tyłka.

– Z ręki.

– Właśnie. Z ręki.

– Wygłaszam mowę – obwieścił Noah, spoglądając na Connora Evansa, gdy na boisku czekali obok siebie na przybycie autokaru z Francuzami.

– Tak? Super – mruknął Connor, klaszcząc w rękawiczkach, żeby mu nie zmarzły dłonie.

– Nic wielkiego – ciągnął Noah. – Tylko parę słów, żeby ich powitać w Wielkiej Brytanii. Ktoś musi to zrobić.

– Fajnie – odparł Connor i spojrzał na Harry’ego. – Też pomagasz z tą mową, Haz?

Harry pokręcił głową.

– Niektóre sprawy lepiej pozostawić Noahowi.

Connor zachichotał.

– Święta racja.

Noah przytaknął i uśmiechnął się uprzejmie. Nie bardzo mu się podobało, że Harry i Connor byli wciąż tacy koleżeńscy wobec siebie. Jakim cudem po tym, jak Harry tak beztrosko porzucił Connora na rzecz Noaha, oni dalej się przyjaźnili, rozmawiali i śmiali? Śmiali, całkiem prawdopodobnie, z niego.

Co gorsza, Connor zaczął się uważać za jakiegoś geja alfa w szkole. Zafarbował krótkie włosy na platynowy blond, jego spodnie stały się węższe, mięśnie urosły, a Noah nie miał wątpliwości, że owłosienie Connora doskonale odpowiadało zaleceniom zawartym na stronach dla gejów. Poza tym krążyły plotki, że Connor spotykał się z chłopakiem z trzynastej klasy – dwa lata starszym! Jak buntowniczo. To mogłoby znaczyć, że obecnie Connor miał jakieś doświadczenie seksualne, bo zaopiekował się nim jego kumpel z ostatniej klasy, który z pewnością pokazał mu, co i jak. Jeśli coś w tym temacie miałoby się zadziać między Noahem a Harrym, Noah musiał polegać na podwórkowych śmieszkach, podejrzanych stronach internetowych i książce o dojrzewaniu (która nie zawierała ani słowa o gejach). Niektórzy to mają łatwo w życiu.

Tym bardziej Harry powinien się przekonać, że braki Noaha w WIEDZY O ŻYCIU SEKSUALNYM GEJÓW są aż nadto nadrobione w dziale umiejętności przemawiania publicznego. W końcu co jest ważniejsze?

– Czeeeść, chłopaki! – Podeszła do nich Jess Jackson.

Mały brzuszek zaczął jej wystawać pod szkolną spódnicą, ale poza tym nic się nie zmieniła: była ubrana bardziej wieczorowo niż do szkoły, z pomalowanymi paznokciami, z jedwabistymi włosami i perfekcyjnym makijażem.

– Jess, Noah przygotował mowę – powiedział Connor.

Oczy Jess pojaśniały.

– Przygotowałeś mowę, Noah?

– Tak, przygotowałem małą mowę.

– A o czym? – Jess wyszczerzyła się, jakby to była najbardziej emocjonująca wiadomość, jaką usłyszała od miesięcy.

– Takie tam. – Noah wzruszył ramionami, strzepując niewidoczny pyłek ze swetra. – Powitam ich w naszym skromnym kraju. Nie żeby mi się chciało, ale szkoła mnie o to poprosiła.

– Mmm – zachichotała Jess. – Ale super. Uwielbiam to. – Rzuciła okiem na miejsce, gdzie stała Melissa wraz z innymi wyniosłymi i prawdopodobnie wrednymi dziewczynami. – Hej, Mel? MEL?! NOAH PRZYGOTOWAŁ MOWĘ!

– NIE PIERDOL, PRZYGOTOWAŁEŚ MOWĘ, NOAH?! – odwrzasnęła Melissa.

Noah się skrzywił.

– Tylko… tak, taką małą.

– CO?!

– TAK! TAKĄ MAŁĄ! – krzyknął Noah w odpowiedzi. – Boże, dlaczego wszyscy tak o tym gadają?

Connor łypnął na niego.

– Ziom, sam zacząłeś.

– Tylko wspomniałem. – Noah zamilkł, gdy autokar wtaczał się na podjazd. – O matko, już tu są. Lepiej podejdę do pani Stirling.

Noah przepchnął się przez tłum, podczas gdy wszyscy umilkli w oczekiwaniu. On wiedział, o co im chodzi. Jego rówieśnicy mogą być średnio zainteresowani tym, jacy ci Francuzi będą albo kto komu zostanie przypisany, ale najważniejsze pytanie brzmiało, czy któryś z nich będzie wysportowany.

Noah odchrząknął, poprawił szkolny krawat, strzepnął jeszcze trochę niewidocznego pyłku ze swetra i zerknął na panią Stirling, żeby dała mu znak. Poprzez boisko Jess Jackson posłała mu całusa.

– Nie mogę się doczekać twojej mowy, Noah! – zawołała.

Skinął głową. Już wypracował sobie najlepszy sposób na Jess – nie walczyć z nią.

Drzwi autokaru otworzyły się z sykiem i francuscy uczniowie postawili pierwsze kroki na brytyjskiej ziemi. Około trzydziestu uczniów wysypało się z autokaru. Chłopcy, dziewczyny, niscy, wysocy, jedni pryszczaci, inni z aparatami ortodontycznymi – mimo ich reputacji i kraju pochodzenia w zasadzie wszyscy byli zupełnie jak oni. Noah znowu pogładził krawat. Pani Stirling spoglądała na swoją podkładkę do pisania, ale spodziewał się, że w każdej chwili może dać mu sygnał do rozpoczęcia.

– MOWA! – wrzasnęła Jess Jackson.

Noah spojrzał na nią i zmarszczył brwi. Jess powinna zrozumieć, że takie rzeczy są właściwie zaplanowane – oficjalne mowy nie wygłaszane są ot tak. Musi czekać na znak.

Pani Stirling przyłożyła do ust megafon. Noah się skrzywił. Czy ma wygłaszać mowę przez to coś, jak jakiś dowódca ataku? Czy ta szkoła nie ma odpowiedniego systemu nagłośnieniowego?

– Dobra, słuchajcie! – zaczęła pani Stirling. – Przywitajmy naszych gości z Francji z brytyjską serdecznością!

Tłum eksplodował okrzykami, których głośność i intensywność były zupełnie niespójne z tym, co świętowano.

– Okej, okej! – ryknęła pani Stirling. – Jest bardzo zimno, więc zacznijmy…

Noah znów odchrząknął. To była na pewno jego chwila. Zerknął na Harry’ego, Connora i Jess. Harry uniósł kciuki.

– Dajesz, Noah! – zawołała Jess ku uciesze swoich koleżanek.

Pani Stirling znowu patrzyła w swoją podkładkę, najwyraźniej nie widząc zakłócenia.

– Dobra, ustawcie się w rządku, to pan Baxter przedstawi was waszym nowym francuskim ami[3]… Noah spojrzał na nią szeroko otwartymi oczami.

– Bagaże idą do woźnego, zanim zabierzecie do domu swojego ucznia…

Powinien coś powiedzieć?

– I nie zapomnijcie o naszym meczu piłki nożnej Anglia–Francja dziś po południu. Przypominam, że to mecz