Strona główna » Fantastyka i sci-fi » Odcienie ciemności

Odcienie ciemności

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7859-867-1

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Odcienie ciemności

Jasność i chłód – były to pierwsze wrażenia, jakie spróbował nazwać.

Mężczyzna budzi się w sali szpitalnej opuszczonego transportowca kolonizacyjnego, pozbawiony możliwości rozróżniania prawdziwych i nieprawdziwych wspomnień. Jak naprawdę ma na imię? Co się stało z pozostałymi członkami załogi? Czy wydarzenia, które doprowadziły do katastrofy, były dziełem przypadku, czy też głównym czynnikiem stała się w nich jakaś inna, całkiem obca siła?

Z oddalonej o 29 lat świetlnych Ziemi, ku statkowi zagubionemu w głębokiej przestrzeni, wyrusza grupa eksploratorów kosmicznych wraków. Podróż jednego z jej członków przybierze wkrótce niepokojący kierunek

Polecane książki

  Od autora:    Historia każdego z nas to książka pisana przez życie - nigdy nie zgadniesz co cię czeka za „rogiem” kolejnego dnia". Historia raczej dla kobiet, ale i dla sentymentalnych panów. Opisuje historię miłości dwojga ludzi z dwóch odległych kraj...
Jacob, książę Westmoor, nie przyjmuje zaproszeń na bale i rauty. Pogrążony w żałobie, skupia się na pracy w klubie dla dżentelmenów. Panny na wydaniu marzą o takim mężu, jednak książę patrzy na ich umizgi z politowaniem. Pewnego dnia poznaje w klubie tajemniczą Rose. Przebrana za egzotyczną t...
Nowa seria "Pierwsze kroki do..." to samopomocowe miniporadniki, które oferują praktyczne rady dotyczące najczęściej spotykanych problemów ludzi żyjących w XXI w. Zostały napisane przez specjalistów w danych dziedzinach, wielu z nich miało także osobiste doświadczenie z opisanymi problemami...
Anna Jędrzejczyk jest Autorką książki: „Dalekie podróże z zamkniętymi oczyma.” Jest to zestaw 35 wizualizacji – podróży odbytych w czasie przepięknie prowadzonych warsztatów terapeutycznych w studio JuriMo w Krakowie. Jeśli nigdy nie byłeś kroplą wody, nie widziałeś głębin oceanu, ławicy ryb, nierów...
Poradnik do Pro Evolution Soccer 6 oferuje pełen opis atrybutów, formacji oraz sterowania. Dla przykładu podano kilka przydatnych zagrań i zagadnień taktycznych, które mogą przydać się w rozgrywce zarówno „wyjadaczom” jak i tym co dopiero zaczynają. Pro Evolution Soccer 6 - poradnik do gry zawiera p...
„Mam dla ciebie ciekawą nowinę. Zdecydowałem, że mam już dość wcielania się w rolę agresywnego macho, którym nigdy tak naprawdę nie byłam”. To pierwsze zdanie emaila, w którym Steven Faludi obwieszcza córce, że przeszedł zabieg uzgodnienia płci na tajskiej wyspie Phuket. Steven odszedł, a pojawiła s...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Łukasz Hypiak

Łukasz Hypiak

Odcienie ciemności

© Copyright by Łukasz Hypiak & e-bookowo

Projekt okadki: Łukasz Hypiak

Skład: Ilona Dobijańska

ISBN 978-83-7859-867-1

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo

www.e-bookowo.pl

Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości

bez zgody wydawcy zabronione.

Wydanie I 2017

Konwersja do epub

I

Jasność i chłód – były to pierwsze wrażenia, jakie spróbował nazwać. Intensywne, przesłaniające każdy, choćby najdrobniejszy element postrzegania. A to tylko początek, tymczasowa równowaga, szarpana coraz żywszym, rwącym nurtem bólu.

Otworzył oczy, gwałtownie, szeroko, jednak jasność nie zmieniła swojego nasycenia, zupełnie jakby jego powieki były czymś całkiem iluzorycznym.

Jakieś przygaszone wspomnienia, historie, przenikające się twarze. „To ze mnie?”, z trudem skleił w głowie prostą myśl.

Powoli i miarowo, z bieli zaczęły wyłaniać się pojedyncze kontury otoczenia. Chwila po chwili, jasność wysączała z siebie jaskrawe powidoki szarości, jakieś niedokończone cienie, przesuwające się w widmie ku coraz wyraźniejszym zarysom. Jego umysł, niczym wyrwany z uśpienia komputer, zaczął przyporządkowywać im odniesienia.

Nagle dostrzegł coś jeszcze – ciemną, niekształtną plamę, która w jakiś sposób przemieszczała się z miejsca w miejsce. Przed oczy wypłynął mu zarys dłoni, a zaraz potem nieokreślone szczegóły zespoliły się z sobą, wydobywając z bieli pochylającą się nad nim postać. To ona wyciągała ku niemu dłoń. Blisko, bardzo blisko.

W następnym momencie wyczuł jak coś chłodnego i mięsistego dotyka jego twarzy. Ból był nie do opisania. Drżące, odrętwiałe usta wypchnęły z sobie urwany, karykaturalny jęk, a jego gardło w ułamek sekundy przeistoczyło się w płonący ochłap bólu.

W końcu jednak i to umilkło.

Oddychał powoli, ostrożnie, tak jak robi się to, próbując wyczuć drobną zmianę w zapachu powietrza. Od tej miarowej czynności, popadł wreszcie w połowiczny sen.

Obudził się nieokreślony czas później. Zmrużył powieki, próbując skupić spojrzenie na otoczeniu i przestrzeń raz jeszcze zespoliła się w spójną całość. Wokół nie było nikogo. Przynajmniej tam, gdzie sięgał jego wzrok.

Wdech i wydech. Zamrugał kilka razy i spróbował się poruszyć. Rozdygotana, blada dłoń uniosła się na wysokość oczu. „Ręka”, stwierdził w myślach, jak gdyby przypominał sobie znaczenie tego słowa. Dłoń opadła na wcześniejsze miejsce.

„Co się ze mną dzieje?”, pomyślał. Na próbę zaglądnął w pamięć, szukając jakichś śladów minionych wydarzeń, tyle że im dłużej się na tym skupiał, tym szerzej, jakaś niewielka furtka w jego głowie, otwierała się, wpuszczając w pamięć fragmenty dziwnie obcych i przy tym oszałamiająco chaotycznych wspomnień.

Nagłe uderzenie tępego bólu w czaszce było na swój sposób wybawieniem. Tuż po nim, poczuł krótkotrwałe, ostre ukłucie w boku. Stopniowo i zarazem dziwnie miękko, zaczął go ogarniać spokój.

Podniósł się i oparł na łokciach. Pomyślał, że wbrew obawom, czuje się całkiem nieźle, niemal jak po długim, regenerującym śnie. Mocne, zimne światło sączyło się nadal z miejsca, którego nie potrafił zidentyfikować, tyle że tym razem dość szybko udało mu się do niego przyzwyczaić. Ziewnął, wkładając w tę czynność niemal teatralną manierę i odchylił głowę do tyłu, prostując kark. Kręgosłup wystrzelił w przestrzeń kilka łamanych dźwięków.

Obrzucił wzrokiem pomieszczenie. Była to biała, sterylnie czysta sala na polu prostokąta. Całkiem spora i niemal zupełnie pozbawiona klasycznych mebli. Kilka wypustek w ścianach, pewnie drzwi od schowków, a pod nimi urywana linia półek. Przy jednej z dłuższych ścian stało kilka dziwnie niepasujących do tego miejsca maszyn. Z ich okrągłych korpusów wystrzeliwały w górę pęki połyskujących chromem, biomechanicznych ramion. Ktoś poupychał tu te urządzenia, tak jak odstawia się na bok dawno nieużywany sprzęt. Pomyślał, że pomieszczenie ma w sobie coś z charakteru naprędce zorganizowanych pokojów szpitalnych. Właściwie tłumaczyłoby to kilka rzeczy.

Na moment pogrążył się w cichej licytacji na coraz poważniejsze przypadłości, z których powodu mógł się tu znaleźć. Wreszcie wyrwał się z zamyślenia i ostrożnie zsunął z łóżka, czując jak lekki chłód gładkiej, metalowej podłogi wchłania nieco ciepła z jego przegrzanych, bosych stóp.

W powietrzu unosił się dziwny, nieprzyjemny zapach. Dopiero teraz go wyczuł, tak jakby uczucie chłodu w nogach uruchomiło kolejny zmysł, a on sam powracał do normalności niczym wybudzana z uśpienia maszyna, miejsce po miejscu, odzyskująca kolejne wrażliwe układy. Ten zapach, dość instynktownie, skojarzył mu się z wonią medykamentów. Uznał, że nie ma bladego pojęcia, jak w rzeczywistości pachną lekarstwa, co połączyło się w nim z wewnętrznym przeświadczeniem, że współcześnie, poza szpitalami, nie używa się już leków w tak archaicznej formie.

„Czym właściwie jest dla mnie współczesność?”, zastanowił się. „I skąd dokładnie pochodzi to odniesienie?”. Wszystko to zdawało się tak niespójne, jak gdyby jego mózg wyrywał skrawki wiedzy z niezgodnych z sobą przeszłości, z gier czy może filmów, nie kłopocząc się jednak rozróżnieniem, która z nich powinna być tą prawdziwą.

Nadchodzącą falę bólu wyczuł, zanim zdążyła rozlać się pod jego czaszką. Przysiadł na łóżku i schował głowę w dłonie, ale niewiele mu to pomogło. Myśli przenikały na wierzch jak piach przez powietrze. „To nie może być amnezja”, przekonywał siebie. „Pamiętam swoje… imię? Które z nich?”. Zaraz też naszła go pewność, że w zasadzie nie może o sobie powiedzieć niczego konkretnego, nawet jeśli jest ze sobą całkowicie oswojony, tak jak żółw oswojony jest ze swoją skorupą, choć nie znaczy to wcale, że swoją świadomością w jakimś stopniu obejmuje fakt posiadania czegoś tak niezwykłego.

Być może wtedy po raz pierwszy wziął na poważnie myśl, że żadne z tych wspomnień, tych, które wypełniały jego pamięć, może nie być prawdziwe. Aż zakręciło mu się od tego w głowie. Postanowił, że bez względu na wszystko, nie powinien teraz zbyt dużo myśleć o przeszłości. Przynajmniej do czasu, aż ktoś wyjaśni mu, co się właściwie z nim dzieje.

Ból nie wracał już przez wystarczająco długi czas. Mężczyzna opuścił nogi na podłogę i stanął, podpierając się o krawędź łóżka. Dopiero wtedy spostrzegł, że jedną ze ścian, niemal w całości pokrywała odbijająca światło, metaliczna powłoka. Kolorem i fakturą przypominała nieco wygładzoną stal, choć mogło to być złudzenie wywołane silnym oświetleniem.

Wlepił wzrok w spoglądającą na niego postać. Zdawała się nieco zdziwiona. „To ja”, stwierdził. Ogolona twarz, krótko przystrzyżone włosy. Pogładził dłonią policzek – skóra była idealnie gładka. Miał na sobie jednoczęściową, białą tkaninę z przyjemnego w dotyku materiału – zapewne jakiegoś rodzaju sztucznej bawełny, skrojoną na wzór prostego szlafroka.

Choć od lustrzanej ściany dzieliło go zaledwie kilka kroków, przejście nawet takiej odległości wywołało przejmujący, ostry ból rozlewający się wzdłuż mięśni nóg. Dowód, że nie używał ich od wielu dni. Przyglądnął się dokładnie swojej twarzy, nie szukając jednak niczego sprecyzowanego. Włosy, nos, uszy i oczy. Żadnego dysonansu.

Coś w odbiciu przykuło jednak jego wzrok – drobny ruch tła, tuż ponad lewym ramieniem. Przeniósł w to miejsce spojrzenie i dostrzegł coś w rodzaju pozbawionej ostrości sylwetki.

Poczuł na plecach przetaczający się nieśpiesznie dreszcz. Właściwie nieuzasadniony, jak szybko sobie wytłumaczył. Po przeciwnej stronie pokoju, tuż obok opartej o ścianę maszynerii, stała kobieta. Lekki, przylegający do ciała kombinezon, dość niski wzrost, stosunkowo młoda twarz. To, że nie zauważył jej wcześniej, wydało mu się niepokojące. Jak długo stała tam i obserwowała jego nieporadne zachowanie?

Kobieta odwzajemniała przez kilka chwil jego spojrzenie, choć robiła to w pewien nieokreślony sposób, jak ktoś nie do końca przekonany do czegoś, co postanowił zrobić. Kiedy opuściła wzrok, jej ciało, ledwie dostrzegalnie zadrżało. Schowała obie dłonie w kieszeniach kombinezonu, po chwili jednak wyjęła je i jakby nie wiedząc co z nimi zrobić, splotła za plecami. Przez cały ten czas nie odezwała się ani słowem.

Mężczyzna odchrząknął i zaraz potem zakaszlał, w nieudolnej próbie przerwania tej dziwnej ciszy. Niespecjalnie wiedział, czego powinien oczekiwać od tego człowieka. Pewnie jakichś wyjaśnień? Na przykład, co mu się stało, że znalazł się w szpitalu? Czy wszystko już z nim w porządku? Kobieta jednak uparcie milczała.

W końcu poczuł, że powoli traci cierpliwość. Zebrał się w sobie i gdy miał już otworzyć usta, kobieta jak gdyby nagle coś sobie przypomniała, podniosła głowę i wywołała z pobliskiego blatu płaskie, dwuwymiarowe holo. Muskając je od czasu do czasu wskazującym palcem prawej ręki, wyświetlała jakieś nic mu niemówiące dane. Znowu odniósł wrażenie, że to tylko pretekst, sposób by zająć czymś dłonie.

Nagle uderzyła go myśl, że coś w jej wyglądzie jest na swój sposób znajome. Któreś z ukrytych w jego głowie wspomnień, uporczywie podpowiadało mu, że był już niegdyś częścią podobnej sytuacji. Czy znał tę kobietę? A może tylko kiedyś ją widział? Czy było to coś w jej sposobie zachowania, poruszania się, jakimś elemencie ubrania? Jasne włosy, związane z tyłu głowy. Tylko pozorna niedbałość w ubiorze. Twarz?

Jęknął, czując nagle jak coś ciężkiego ściąga jego głowę ku ziemi. Zamknął oczy i wziął głęboki wdech, po czym powoli wypuścił powietrze przez nozdrza. 

Potem jeszcze raz i jeszcze raz. Najwyraźniej w jakiś sposób to pomogło, bo ból wkrótce nieco zelżał.

Mężczyzna otworzył oczy, ale kobieta nadal stała w tym samym miejscu, przyglądając się holo. Coś przyszło mu do głowy. Rozejrzał się dookoła, szukając pod sufitem oczu monitoringu, ale niczego konkretnego nie znalazł. Chwilę później, w powietrzu zabrzmiał wysoki, kobiecy głos.

– Spokojnie, nikogo tu nie ma, nikt cię nie obserwuje.

Na pozór nic w jej postawie się nie zmieniło, ale po chwili odstąpiła na krok od holo i założyła ręce na piersi, od czasu do czasu jedną z nich poprawiając za uchem niesforny kosmyk włosów. Wzrok wbiła w czubek hologramu, chyba zupełnie zapominając przy tym o mruganiu.

– Nikt oprócz mnie, oczywiście. Jeśli dasz mi jeszcze chwilę do namysłu – zrobiła krótką pauzę. – Może spróbuję ci jakoś pomóc.

Mężczyzna skinął tylko głową, zadowolony, że coś w końcu przerwało zalegającą w pokoju ciszę.

Spływające z sufitu światło, wciskało się w każde, nawet najdrobniejsze zakamarki przestrzeni. Zagłębienia w fałdach jej ubrania, skóra o nieco niezdrowym, bladym odcieniu, czy też drobne wgłębienie w policzku, wszystko to jaśniało, jak gdyby krążące wokół atomy rozpadały się, ciskając w przestrzeń chaotyczne promienie świetlne.

W pewnej chwili kobieta pokręciła głową, próbując się chyba pozbyć jakiejś natrętnej myśli. Otwarła usta, ale zawahała się, i w rezultacie wydała z siebie jedynie przeciągłe westchnienie. Zwróciła oczy w jego stronę i z lekką rezerwą w głosie powiedziała:

– Powinnam cię chyba, nie wiem, oswoić z naszą… twoją sytuacją, z tym miejscem. Nawet jeśli nie ma to większego sensu. – To ostatnie dodała niby do siebie. Uśmiechnęła się nieznacznie, ale było w tym grymasie więcej zmęczenia niż sympatii.

– Pewnie nie rozumiesz, co się z tobą stało. Mam rację? – powiedziała i nie czekając na reakcję mężczyzny, kontynuowała:

– Pamiętasz w ogóle cokolwiek? Nie – odpowiedziała samej sobie. – Na pewno nie pamiętasz. Zresztą, może w ogóle nie powinnam z tobą rozmawiać. Ze mną nikt nie rozmawiał, a przecież chyba tylko mi nie popieprzyło się tu jeszcze w głowie.

Powiedziała to i zamilkła, jak gdyby jej słowa wyjaśniały wszystko, co było do wyjaśnienia. Mężczyźnie przeszło przez myśl, że jego rozmówczyni nie należy raczej do personelu medycznego. Możliwe, że znalazła się tu przypadkiem, albo ktoś ją do tego zmusił. Musiał przyznać, że jedno i drugie nie ma większego sensu.

– Co… – zaczął i rozkaszlał się, czując w przełyku coś zaschniętego i niesmacznego – Przepraszam, ale zupełnie nie rozumiem, o czym do mnie mówisz. Jesteś tu lekarzem?

Mignęła mu myśl, jak niesamowicie wiele sytuacji w życiu mogłoby się inaczej potoczyć, gdyby człowiek potrafił w bardziej dyplomatyczny sposób wyrażać swoje myśli.

Kobieta, oczywiście, zignorowała jego pytanie.

– A może wiesz chociaż skąd jesteś? – spytała, nie spuszczając z niego wzroku.

– Skąd jestem? Przeci…

– Z którego poziomu – wyjaśniła niecierpliwie. Wydawało się, że w jednej krótkiej chwili zupełnie straciła zainteresowanie dalszą rozmową i kontynuowała ją już tylko z obowiązku. – Pytam, na którym poziomie mieszkasz.

Mężczyzna rozumiał z tego tak niewiele, że postanowił milczeć, nim z nerwów powie, bądź zrobi coś głupiego.

– Nic nie mówisz – stwierdziła.

Atmosfera między nimi jakby się zagęściła. A może była taka wcześniej, tylko on do tej pory tego nie wyczuwał? Nagle wydało mu się to wszystko tak abstrakcyjne, że zachciało mu się śmiać. Z siebie, z niej, z całej tej sytuacji. By ukryć załamującą się linię ust, odwrócił się, udając, że nad czymś się zastanawia. Czy mogła to wziąć to za jakąś formę drwiny – tego nie potrafił stwierdzić. W każdym razie w ruszyła stronę drzwi, z wyraźnym zamiarem pozostawienia go tu samemu sobie.

– Czekaj! – krzyknął niemal. Kobieta przystanęła w miejscu, odwrócona do niego plecami. Raczej nie zamierzała mu niczego ułatwiać.

– Posłuchaj, przecież ja nawet nie wiem, kim ty jesteś. Nie mam też pieprzonego pojęcia co to za miejsce i czemu właściwie się w nim obudziłem, rozumiesz? Nie-mam-po-ję-cia – akcentował każdą sylabę. – Jeśli chcesz mnie tu zostawić, to proszę bardzo; ale powiedz mi chociaż, kiedy odpowiedzi mnie ktoś, kto wreszcie ze mną normalnie porozmawia.

Przez jej twarz przemknął nieokreślony grymas. Czy było to zrozumienie, jakaś forma stłamszonej empatii?

– Nie rozumiesz, co się z tobą stało, tak? – powiedziała spokojnym głosem.

Otworzył usta, by potwierdzić, ale natychmiast uciszyła go gestem dłoni.

– Powiedz, jak daleko potrafisz sięgnąć pamięcią? Pamiętasz jakieś… – przechyliła nieznacznie głowę. – Nieprzyjemne zdarzenie?

– W jakim sensie nieprzyjemne? – spytał. Udało mu się wcześniej musnąć myślą kilku niezidentyfikowanych obrazów, nieprzypisanych do żadnego konkretnego miejsca w czasie. Choć tamte wrażenia umknęły szybko przed powracającym bólem, nadal wyczuwał płynące z nich, bardzo ostre i przy tym negatywne emocje. Było to coś pokrewnego gwałtownie blaknącemu wspomnieniu minionego koszmaru sennego. Wytłumaczył jej to, najlepiej jak potrafił, starannie dobierając słowa.

– Najbardziej realnym z tego, wydaje mi się jednak kosmos – dodał, kończąc. – Musiałem gdzieś lecieć.

Zamilkł na chwilę, kiwając nieznacznie głową, tak jakby przytakiwał jakiemuś niewidzialnemu doradcy.

– Czy ja byłem poza Ziemią? Czy – wykrzywił usta w niepewnym uśmiechu. – Jesteśmy teraz poza Ziemią? Wiesz, w przestrzeni.

Kobieta zmarszczyła brwi, po czym poruszyła się i tak jakby ten ruch wymógł na niej dalsze działanie, powolnym krokiem zaczęła przemierzać salę w tę i z powrotem, nie zbliżając się jednak zanadto do mężczyzny.

Wyraz głębokiego zamyślenia ustąpił z jej twarzy, dopiero gdy zahaczyła łokciem o jedno ze stojących na przyściennych blatach, metalicznych naczyń. Głośny brzęk wypełnił pomieszczenie niczym uderzenie w gong z jakiegoś pradawnego, religijnego obrzędu. Oboje śledzili wzrokiem toczące się po podłodze, puste naczynie, nim znieruchomiało w cichnącym pogłosie. Gdy podniósł wzrok, ona wciąż spoglądała na podłogę. 

Usłyszał jej cichy głos.

– Czyli niczego istotnego nie pamiętasz. Ludzie tu w ogóle zdają się niewiele pamiętać.

Podniosła na niego podejrzliwe spojrzenie.

– A może tylko udajesz, dopasowujesz się? Nie, to głupie – odpowiedziała samej sobie. – Może to jakiś nasz wewnętrzny system obronny? Zapominamy, bo to lepsze niż świadomość wszystkich tych spraw.

Przez całą tę rozmowę, mężczyźnie wydawało się, że miejscami ich komunikacja odbywa się na różnych poziomach. Jakby to, co mu się przydarzyło, czymkolwiek to było, upośledziło również jakiś obszar w jego mózgu, odpowiedzialny za prawidłowe definiowanie słów.

Jej stopy odmierzyły kilka krótkich kroków.

– Po co ja tutaj w ogóle przyszłam? – powiedziała, wdychając głęboko powietrze. – Pomyślałam chyba, że niektórzy z nas mogliby zostać lepiej potraktowani, lepiej przyjęci.

Mężczyźnie te słowa oczywiście niewiele wyjaśniały. W ogóle słuchanie jej zaczęło mu się w którymś momencie wydawać coraz bardziej męczące. Cokolwiek próbowała mu przekazać, jeśli w ogóle coś próbowała, wymijało go to niby specjalistyczny żargon na wykładzie z dziedziny, której zupełnie nie rozumiał. Ogarnęło go przeświadczenie, że chyba nie dowie się od tej kobiety niczego konkretnego. Kiedy więc spytała go o jakąś kolejną, nieistotną z jego punktu widzenia rzecz, postanowił milczeć.

– I znowu nic – powiedziała, dostrzegając jego brak uwagi. – To w sumie jakieś wyjście.

Raz jeszcze westchnęła i ruszyła w stronę drzwi. Gdy te rozsunęły się z ledwie słyszanym sykiem, zatrzymała się i lekko odchyliła głowę na bok. Profil jej twarzy przywodził mu na myśl starannie ucharakteryzowaną, pośmiertną maskę.

– Nie wiesz, z którego jesteś sektora – stwierdziła, zastanawiając się nad czymś. – Najlepiej będzie, jeśli przez pewien czasu zostaniesz tutaj. Oczywiście, dopóki nie wróci ktoś inny. Możliwe, że wpadnę tu niedługo. Możliwe. – Zerknęła na podłogę. – Zresztą nie ma nas zbyt wielu, więc miejsca raczej nie braknie.

Zawahała się na krótką chwilę.

– W schowku masz komunikator. Ubranie i kilka innych rzeczy. A co do całej reszty – powiedziała nieco zmienionym głosem. – Nie oczekuj tu od nikogo prostych odpowiedzi.

Skończyła mówić i wyszła, pozostawiając w pokoju atmosferę niedopowiedzenia. Miękki syk zamykających się drzwi rozpłynął się w powietrzu. Chwilę później światło zelżało, przybierając bardziej naturalny odcień żółci.

Jeszcze przez długi czas stał w miejscu, zastanawiając się nad tym, co powinien teraz zrobić. Zostać tu, w tym sterylnym blaszanym pokoju i dalej czekać? Jak długo? Czy naprawdę znajdował się na statku kosmicznym? I czy rzeczywiście stało się, bądź nawet wciąż dzieje się tu coś złego? Coś, co doprowadziło do śmierci części załogi? Jakaś epidemia? Kolizja? „To mało prawdopodobne”, pomyślał. „Ciężko byłoby to przeżyć nawet pojedynczym… kolonistom?”, coś zaświtało mu w głowie.

„Czy ja…”, zdołał pomyśleć, nim poczuł w głowie ostre ukłucie bólu. Jęknął, zaciskając zęby, aż w powietrzu rozległ się cichy zgrzyt.

II

[01.03.2185]

>> alarm kod1;

>> niespodziewana zmiana statutu celu misji;

– więcej informacji: odczyty z radioteleskopu wskazują na silny rozbłysk gwiazdy Gl849 (układ docelowy).

>> wstrzymanie podstawowych parametrów misji, na czas potrzebny do interpretacji danych.

Jaskrawoniebieskie litery o prostym kroju zamigotały na przygaszonym tle pomieszczenia. Nakładka komunikatora zastygła, oczekując kolejnych komend.

Może gdyby trafił na te pliki wcześniej, jeszcze zanim odbył rozmowę z tamtą dziwną kobietą, doznałby teraz szoku. Nawet wyobraził sobie, jak zrywa się z łóżka, zrzucając na podłogę kilka drobnych przedmiotów, jak krew uderza mu do głowy i wybiega stąd pchany strachem. Nieważne dokąd, byle tylko uciec.

A może wyglądałoby to całkiem inaczej? Może straciłby przytomność albo położył się na wznak na łóżku i przez pewien czas zobojętniał na wszystko dookoła?

Jednak nic z tego nie nastąpiło, tak jakby wszystkie negatywne emocje, strach czy rozpacz, schowały się gdzieś głęboko w nieczytelnym miejscu jego głowy, być może czekając na jakiś jeden, określony moment, by ścisnąć go jak blaszaną puszkę. Ile takich śmieci zalegało już gdzieś w cielsku tego półmartwego statku?

Nieco wcześniej, tuż po tym, gdy kobieta zostawiła go tu samemu sobie, zaczynał się już powoli oswajać z myślą, że moment poznania prawdy o swojej sytuacji, oraz rozwiązania zagadki całego tego miejsca, może stać się dla niego, w najlepszym przypadku, traumatyczny. Choć ona nie powiedziała mu niczego wprost i sprawiała niekiedy wrażenie osoby na swój sposób niezrównoważonej, pewne symptomy, jak i coś, co przebijało się spomiędzy jej słów, pozwoliło mu nakreślić sobie w głowie pewien obraz. Musiał jak najprędzej dowiedzieć się, w których punktach, jeśli w ogóle w jakichkolwiek, ten obraz pokrywał się z rzeczywistością. Czekanie tu, bez żadnego konkretnego zajęcia, którym mógłby stłumić piętrzące się w głowie obawy, nie mogło mu w końcu w niczym pomóc.

Mając w pamięci jej wskazówki, znalazł we wbudowanych w ściany, niewielkich schowkach, kilka przydatnych rzeczy – między innymi elastyczne, ciepłe ubranie, automatycznie dopasowujące się do kształtu ciała. Prosty, niebieskawo-zielony wzór kombinezonu nie rzucał się zanadto w oczy, pokrywając całe ciało, łącznie ze stopami. Wszelkie oznaczenia, czy numery seryjne poupychano w lekkiej elektronice, zintegrowanej z materiałem.

W osobnym, niewielkim schowku, znalazł zapakowane próżniowo nakładki komunikatora. Urządzenie oprócz swej podstawowej funkcji pełniło też rolę terminala komputerowego. Rozdarł opakowanie, po czym ignorując informacyjny hologram, nałożył nakładki prosto na oczy. Czując lekkie mrowienie, zacisnął powieki i delikatnie rozmasował je palcami. Po krótkiej chwili naniesiona elektronika zespoliła się z siatkówką, rozświetlając docierający do mózgu obraz delikatnymi panelami kontrolnymi.

Przysiadł na łóżku, pozwalając, by mebel odczytał z jego ciała najbardziej odpowiadającą mu teraz formę. Wrzucił do ust kilka tabletek żywnościowych znalezionych w jednym ze schowków i popił je napojem z butelki. Płyn był przezroczysty oraz bezwonny. Miał niezbyt przyjemny, owocowy posmak. „Cokolwiek tam jest, raczej mi nie zaszkodzi”, pomyślał.

Obsługa terminalu była intuicyjna – w przeszłości musiał już wielokrotnie obsługiwać podobne interfejsy myślowe. Na próbę zajrzał do kilku odnośników z panelu kontrolnego, ale z rozczarowaniem stwierdził, że większość funkcji komunikatora jest nieaktywna. Korzystać mógł jedynie z częściowo sprawnej nawigacji oraz, jakże by inaczej, pustej listy kontaktów.

Jedno jednak dość szybko stało się jasne – rzeczywiście znajdował się na pokładzie statku kosmicznego, choć określenie „statek kosmiczny” nie było może najszczęśliwszą nazwą dla molocha, którego najwyraźniej był członkiem załogi. NDSK09–17. Niewiele mówiąca nazwa-skrót, jakichś jeszcze mniej istotnych słów. Transportowiec kolonizacyjny. Pieprzony cud techniki o międzygwiezdnym zasięgu.

Pomyślał, że mimo wszystko, nadal obraca się wokół ogólników. Najbardziej go teraz interesujących danych, zawierających statut misji, nie dało się wyciągnąć tak po prostu z podstawowych plików pomocy. Potrzebował czegoś więcej, jakiegoś szerszego komentarza.

Na początku spróbował zagłębić się w katalog logów pokładowych, skacząc poprzez zaczynającą się w pomocy, sieć na pozór aktywnych odsyłaczy, lecz nie przyniosło to żadnego skutku. Ingerencja w system komend nie wchodziła nawet w grę – jedyne, co mógł w ten sposób uzyskać, to blokadę całego terminala.

Wtedy przyszło mu na myśl, że może niepotrzebnie zaczyna z poziomu przeciętnego użytkownika. Zresetował system, a potem uruchomił uproszczoną obsługę awaryjną. Dłuższy czas zajęło mu przeszukiwanie w większości zablokowanych katalogów, nim natrafił na coś obiecującego.

Zdziwiło go, że dostęp do części automatycznego stosu systemowego pozostawiono bez jakichkolwiek zabezpieczeń. W miejsce te, tuż przed każdym zdarzeniem o wysokim priorytecie, komputer wyrzucał najbardziej podstawowe informacje, zachowując je później w kilku kopiach oraz w odizolowanym, fizycznym nośniku, gdzie były już bezpieczne bez względu na stopień uszkodzenia statku. Tak podpowiadała mu pamięć.

Dotarcie do odpowiedniego podkatalogu zajęło mu dosłownie kilkadziesiąt sekund. Setki wierszy nieinteresujących go danych liczbowych i komunikatów kontrolnych przepływały, niemal jednocześnie niknąc w prostych, działających w tle chmurach informacji. Wreszcie spostrzegł, że jedna z kolejnych opatrzona jest krytycznymi statusami.

Jedynie nieznaczna część chmury zawierała interesujące go wpisy, różniące się datami i połączone z dodatkowymi plikami, zawierającymi szczegółowe opisy. Dostęp do tych plików wymagał klucza, którego mężczyzna zwyczajnie nie znał, toteż musiał zadowolić się skąpymi informacjami, zawartymi w nagłówkach.

Słowa pojawiały się i znikały, a on coraz częściej powtarzał sobie w myślach, że cokolwiek jeszcze ma tu znaleźć, to wszystko jest już przeszłością. Wydarzyło się, więc trzeba się z tym po prostu pogodzić.

Kilka linii tekstu. Zwięzła, prosta myśl. Powrót. Przesuwające się wiersze.

„Stop. Siedem dni, mhm”.

[08.03.85]

>> brak możliwości realizacji dalszych wytycznych misji;

– dodatkowe informacje: destabilizacja atmosfer planet docelowego układu gwiezdnego.

>> przekroczona krytyczna granica możliwego zastosowania procedur odwrotu misji;

– dodatkowe informacje: brak zasobów umożliwiających skuteczne obranie kursu powrotnego.

>> błąd krytyczny;

– dodatkowe informacje: uruchomienie awaryjnej procedury wybudzania personelu ludzkiego.

„O tym właśnie mówiła”, pomyślał. „Wydarzyło się coś, co uniemożliwiło kontynuowanie naszej misji. Coś, co najwyraźniej doprowadziło do katastrofy klimatycznej na planecie, do której zmierzaliśmy. A potem wybudzono nas w jakiejś cholernej awaryjnej procedurze, w wyniku której tym ludziom…, przynajmniej części z nich… i mi też, coś się stało”. Ten chaos w pamięci. Jej słowa, niezwykłe zachowanie, dystans, czy nawet drobne gesty. Poczuł, jak nagle wszystkie te rzeczy zaczynają się ze sobą zazębiać.

Przerzucił szybko kilkanaście dalszych zbiorów danych. Dzieliły je powiększające się odstępy czasowe i zasadniczo, poza nieczytelnym, skrótowym żargonem, nie zawierały żadnych przydatnych informacji. Wreszcie dotarł do jednego z ostatnich wpisów, utworzonego całe lata później.

[16.06.96]

>> przejście w stan automatycznego podtrzymywania podstawowych funkcji;

– więcej informacji: przejdź do spisu procedur.

>> dezaktywacja systemu centralnego zarządzania;

– więcej informacji: przeniesienie uprawnień na lokalne, awaryjne ośrodki decyzyjne.

>> rozpoczęcie krytycznej procedury rozłączania modułów komputera;

– więcej informacji: przejdź do spisu procedur.

>> przejście w tryb oszczędzania energii;

– więcej informacji: przejdź do spisu procedur.

Ostatni komunikat zajaśniał chłodnym blaskiem i chwilę potem przygasł, pozostawiając gdzieś między nieuchwytnymi granicami rozumienia i postrzegania, dławiący rzeczywistość powidok. „Tryb oszczędzania energii”, powtórzył w myślach. „Ile ograniczeń dla pasażerów może kryć się za tymi słowami”.

Zminimalizował elementy terminala, po czym rozejrzał się nieco nieprzytomnym wzrokiem po otoczeniu. Pokój szybko odzyskiwał ostrość, tak jakby ktoś raz za razem przecierał zaparowaną szybę, odgradzającą od niego ten bardziej realny świat.

Wyobraził sobie na moment, że wszystko, czego tu doświadcza, jest jakimś pieczołowicie zaplanowanym i rozegranym żartem, nad którym ktoś zaśmiewa się teraz do płaczu, a niedługo również i tę warstwę ktoś usunie mu sprzed oczu jednym szybkim ruchem dłoni. Jednak to była tylko wyobraźnia – jakiejkolwiek człowiek stara się jej dodać sprawczej siły, ona wciąż pozostaje jedynie skomplikowaną chemią mózgu.

Powoli położył się na fotelu. Przymknął nieznacznie powieki, tak że dostrzegał jedynie podkreślone cieniami lekkiego, żółtawego światła, niewyraźne krawędzie kilku przedmiotów i załamań ścian pomieszczenia.

Długo zastanawiał się nad własnym stosunkiem do tej nowo odkrytej historii. Wciąż dręczyło go przeświadczenie, że jest temu wszystkiemu nienaturalnie obojętny. Być może wraz ze zdolnością prawidłowego operowania pamięcią, jego mózg utracił również kilka innych, istotnych funkcji? „Ale do potwierdzenia tego potrzebowałbym spojrzenia z zewnątrz”, pomyślał. Wreszcie zniechęcony brakiem jakichkolwiek konkretnych wniosków, dał sobie spokój.

„Dużo dziś o wszystkim myślałem, ale czy przyniosło mi to jakiś pożytek?”. Pytanie zawisło w próżni. Statek, jakby na potwierdzenie danych, wydartych wcześniej ze swego cyfrowego mózgu, milczał niczym uchwycony i stłumiony w próżni kosmosu jakąś znacznie potężniejszą, nieznaną siłą. Tylko cichy szum prądu świdrował co kilka chwil przewody w ścianach. I ten na wpół uchwytny taniec piasku, nie świst ani nie szelest, tylko jakaś pośredniość, sygnał od niepamiętnych czasów emitowany z nieuchwytnego ośrodka, gdzieś głęboko w uszach. Póki człowiek o nim nie pomyśli, nie istnieje w jego świadomości. Poruszał bezdźwięcznie ustami, jakby sprawdzał, czy zwerbalizowanie tej myśli ujmie jej sensu.

Słaby śmiech wstrząsnął jego piersią. „Pamiętam tak głupie, bezużyteczne rzeczy z przeszłości. Wiem jak posługiwać się tymi wszystkimi systemami, ale kiedy się tego nauczyłem?, kiedy ostatni raz ich używałem? Wszystko to – przedmioty bez historii. Szósty palec, trzecia noga; obudzę się któregoś dnia i nie będę nawet pamiętał, że kiedyś ich nie było”.

Odetchnął głęboko, pogrążając się w coraz mniej czytelnych myślach, nieświadomy zbliżającego się, krótkiego i niespokojnego snu.

Zbudził się, trąc piekące oczy zwiniętymi w pięści dłońmi. „Jak długo spałem?”, zastanowił się. Złudną „chwilę” wcześniej czuł, jak jego umysł opada w sen. Mogło to być zarówno kilkanaście minut, jak i godzin.

Podniósł się i stanął na nogi. Kilka prostych ćwiczeń rozgoniło przenikającą ciało ospałość. Głód, który mącił wcześniej jego myśli, uleciał niczym nieistotne wspomnienie. Czuł się znacznie lepiej, tak po prostu. Pomyślał, że spożyte niedawno pastylki żywnościowe, musiały zawierać coś więcej poza substancjami odżywczymi.

Jego myśli, jakkolwiek dziwnie to brzmiało, wygładziły się oraz uspokoiły. Razem z tym uczuciem, ogarnęła go pewność, że cokolwiek spotka go poza tym ciasnym, białym pokojem, jakiekolwiek mroczne wspomnienia zaczną gnieść i kruszyć jego umysł, nie może przecież stać w miejscu – to niczego nie zmieni. Jedyną możliwością jest wyjście im naprzeciw. „Zresztą”, pomyślał, „długo przecież w tej norze i tak nie wytrzymam”.

Jeszcze raz, dość pobieżnie, przebadał dostępne zasoby komputera. „Nic, zupełnie nic wartego uwagi”, westchnął kilka chwil później. Przygasił bezużyteczny panel terminala – ze swoją ograniczoną do minimum funkcjonalnością, na niewiele mógł mu się teraz przydać. Większość funkcji została wcześniej odłączona, lista kontaktów wciąż ziała smutną pustką, a gdy tylko przyjrzał się planowi dostępnych sekcji statku, zrozumiał, że doskonale orientuje się w rozmieszczeniu, czy charakterze poszczególnych stref, a nawet pojedynczych, ważniejszych pomieszczeń. Uznał, że w pewnym sensie, to dość naturalne. „Ta cała wiedza we mnie. Jak wspomnienia z dzieciństwa. Wystarczy lekki dotyk w dawno zapomnianą przestrzeń, i już, w myślach rodzi się pęk skojarzeń. Miejsca powiązane z obrazami, dźwiękami czy zapachami. Cały, odizolowany od materii świat, niczym narracja spoza kadru”.

Obszedł powoli pomieszczenie, przystając przy terminalu obsługiwanym wcześniej przez nieznajomą kobietę. Manipulował przez chwilę przy aparacie, ale i tu większość funkcji blokowały hasła. Udało mu się za to dostać do zasobów rozrywkowych oraz biblioteki, a następnie zsynchronizować ich zawartość z komunikatorem. Chciał na moment w nie zaglądnąć, ale coś podpowiadało mu, że ich objętość może go teraz przyprawić jedynie o ból głowy. Odłożył to na później, pozostawiając jaskrawy hologram samemu sobie.

Spacerował przez kilka minut po pokoju, mechanicznie wykonując kilka ćwiczeń rozciągających mięśnie. Pomyślał na próbę o innych kolonistach, o tym, że z dużym prawdopodobieństwem większość z nich nie żyje. Nic, żadnego komentarza, żadnego żalu czy innych emocji. Tak jakby ktoś zdradził mu zakończenie do bólu przewidywalnej historii.

Najbardziej chyba dziwiło go to, że nie wiedział nawet, jak powinien się z tym czuć, jak poprawnie zareagować. „Co ta wiedza we mnie zmienia? Nawet nie pamiętam tych ludzi”, myślał. Być może wielu z nich uważał za przyjaciół, kilku pewnie nie znosił, może nawet kogoś nienawidził. Jednak znaczenie tego wszystkiego i tak szybko rozpływało się w zimnym oraz twardym przeświadczeniu, że ci ludzie, z jego punktu widzenia, właściwie mogli nigdy nie istnieć. „Nie ma ich tu, w rzeczywistości, ani nawet w mojej pamięci. Jak mam ustosunkować się do próżni?”. Jedyne co mu pozostało, to przyjąć taki fakt do wiadomości. Tylko tyle i aż tyle. Śmierć, utrata nadziei – wyczuwał, że w jego pamięci krąży wiele wspomnień odnoszących się do tych pojęć. Nie chciał ich jednak dotykać, w końcu żadnego z nich nie potrafiłby teraz nazwać swoim własnym.

Wyciekające zza drzwi, żółtawe, miękkie światło, utworzyło w ciemnym korytarzu jarzący się półokrąg o niewielkim, soczewkowatym promieniu. Pozbawione szczegółów ściany niknęły kilka metrów dalej, wchłonięte w rozrzedzony kontrast zapadającego się w czerni blasku.

Mężczyzna zrobił dwa kroku do przodu, aż zamykające się za jego plecami drzwi rozcięły otaczający go bąbel jasności. Chwilowo oślepiony, wyobraził sobie, że przestrzeń wokół rozpada się i kompiluje w scenariusz kolejnej rzeczywistości, że za chwilę jego oczom ukaże się już zupełnie inny, bardziej przyjazny świat. Zamiast tego, wyczuwając jego obecność, zapaliły się podczepione do sufitu w jednej linii, skromne, pomarańczowe światła awaryjne.

Korytarz był stosunkowo szeroki, o płaskich, metalowych ścianach i podłodze z elastyczną, antypoślizgową powłoką. Niedaleko po prawej stronie ucinała go poprzeczna ściana, z niewielkimi, zaplombowanymi drzwiami pośrodku. Naprzeciw nich, znaczony kilkoma zamkniętymi wrotami korytarz, ciągnął się przez kilkadziesiąt metrów, krzyżując się w którymś miejscu z kolejnym tunelem.