Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Przystanek Barcelona. Wydanie 2

Przystanek Barcelona. Wydanie 2

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7596-743-2

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Przystanek Barcelona. Wydanie 2

Książka o Barcelonie, której bohaterami są bary, balkony i fiesty? Nie może zabraknąć wielkich Gaudiego i Miró, ale czas poznać nowoczesną, ekologicznie zrównoważoną architekturę i samych barcelończyków, odwiedzić muzeum szynki iberyjskiej lub sklep Johana Cruyffa.
Posłuchajcie raz energetycznej katalońskiej rumby, a zapomnicie o dramatycznym flamenco. Przejdźcie uliczkami Starego Miasta, a zobaczycie zachwycającą sztukę uliczną. Czy wiedzieliście, że Barcelonę można podziwiać z ponad dwudziestu punktów widokowych, a pamiątek i miejsca na obiad najlepiej szukać z dala od La Rambli?

Polecane książki

  Czy zapach perfum może stanowić dowód w sprawie? Dlaczego inspektor Gawenda musi wyjechać aż na Sycylię, by rozwiązać zagadkę morderstwa popełnionego w kraju? Czy powiedzenie „Zobaczyć Neapol i...ma tylko jedno zakończenie? Czy polski policjant poradzi sobie z aresztowaniem przestępcy w obcym ...
Niniejszy poradnik zawiera dokładny opis przejścia gry Outlast II. Znajdziesz tutaj dokładną i bogato ilustrowaną solucję, dzięki której ukończysz grę i wyjdziesz obronną ręką ze wszystkich mrożących krew w żyłach sytuacji. Oddzielne rozdziały zostały poświęcone notatkom i nagraniom, które będziesz ...
„Koncepcja postawy autobiograficznej jako ponadgatunkowej kategorii wyróżniającej literaturę dokumentu osobistego, okazała się przydatna. Jednak rozróżnienie dwu przeciwstawnych postaw wyznania i świadectwa, dokonane w książce «Autobiografia i powieść, czyli pisarz i jego postacie», już nie wyst...
  Przypowieść o synu marnotrawnym przeniesiona do współczesności.Ponadczasowa opowieść o poszukiwaniu wolności, o upadku i dojrzewaniu. Bartosz Libuda ukończył edytorstwo na Uniwersytecie Gdańskm i Służbę Zagraniczną w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie. Jest doświadczonym dziennikarzem, tłumacze...
Rodzajów „leczniczych trunków”, tak alkoholowych, jak i bezalkoholowych jest sporo. W tej książeczce zaprezentuję receptury kilku rodzajów, z których za najsmaczniejsze i za najbardziej wartościowe dla naszych organizmów uznaję nalewki, miody, piwa, sbitienie i kwasy. Wydaje mi się za ważne w dzisie...
Im mniej o mitach wiemy, tym bujniej rozrosła się umiejętność o nich, mitologia; niestety, koło, jakie ona dotąd zatacza, zupełnie błędne. Brak bowiem istotnych wiadomości zastąpiły mrzonki i rojenia. Tak zmyślili kronikarze miejscowi niemieccy w XV i następnych wiekach, gdy wszelki ślad po mitach z...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Katarzyna Wolnik Vera

Wstęp

Barcelona, prawie jak u Zafóna…

Wiadomość dnia: śnieg! Śnieg w Katalonii! Regionalna TV3 cały dzień nadaje prosto z zimowego frontu. Korki na drogach, nie kursują autobusy, stoją pociągi i tramwaje, metro w Barcelonie będzie jeździć całą noc, w niektórych miastach są odwołane lekcje w szkole, 200 tysięcy mieszkańców Gerony nie ma światła w domach, na wzgórzu Tibidabo jest już 40 centymetrów śniegu. Jutro w stolicy Katalonii termometry wskażą tylko plus trzy stopnie! Takiej zimy nie było w Barcelonie od 10 lat. Zdarzyła się dokładnie wtedy, gdy ja przyjechałam do miasta z dwiema walizkami pełnymi letnich sukienek i dwoma swetrami na wszelki wypadek.

Rankiem 7 marca 2010 nic nie zapowiadało katastrofy. Deszcz, owszem, padał od rana. Potem można było zauważyć (z niedowierzaniem), że deszcz zamienia się w deszcz ze śniegiem. Z czasem płatki stawały się coraz większe i spadały z większą szybkością. Za oknem robiło się biało.

Światło w pokoju zaczęło migać. Parasol, kozaki, rękawiczki, czapka, szalik, polar, kurtka – jestem gotowa do wyjścia. Sąsiadka ostrzega, żebym nie oddalała się zbyt daleko. Na ulicach zamieszanie: wyją klaksony i syreny, ślizgają się samochody i ludzie. Jedni zmarznięci, inni zaciekawieni wyszli z domu z aparatami fotograficznymi (jeszcze nie było smartfonów). Ci mniej odważni robią zdjęcia z balkonów. Barcelończycy fotografują zimę. Ja też mam na pamiątkę zdjęcie z zasypaną śniegiem palmą. „Tata już dojechał do domu? Mama? Żyjesz? Przewróciłaś się! Dziadek? Nie poszedł do lekarza. Vanessa? Mieliście dziś lekcje? Nie wychodź już dziś nigdzie!” – mój przyszły mąż wydzwania do rodziny. W domu można się ogrzać tylko pod kołdrą i przy elektrycznym grzejniku, bo nie ma kaloryferów, a przez nieszczelne okna hula wiatr. ¡Bienvenida a Barcelona!

Barcelończycy w strojach z epoki podczas Feria Modernista, modernistycznego jarmarku

Wschód słońca nad miastem

To był jednodniowy, niespodziewany, niewytłumaczalny atak zimy w przededniu wiosny. Miasto szybko wróciło do normalnego życia. Zazieleniły się platany, zapełniły tarasy, zjechali turyści. Barcelona pokazała się w pełnej krasie: energetyczna, odważna, czarująca, ciągle młoda. Barcelona z pocztówki czy zdjęcia, ale bez makijażu, bez Photoshopa. Zobaczyłam ją pierwszy raz na starej, nieco wyblakłej widokówce. Miałam wtedy może 7 lat i w nieskończoność oglądałam i segregowałam kartki pocztowe. Dwa kartony po butach pełne obrazków ze świata, głównie z Włoch, Francji i Stanów Zjednoczonych. Pamiętam kipiące kolorami Schody Hiszpańskie w Rzymie. Na odwrocie wykaligrafowany list od cioci zakonnicy, która 50 lat spędziła w Watykanie. Pocztówki w stylu retro z Lazurowym Wybrzeżem przywiózł do Katowic dziadek po II wojnie światowej. Nie wiem, skąd wzięła się w domu cała masa niezapisanych widokówek z Chicago, Nowego Jorku, San Francisco. I Barcelona. Budynek w kolorze piasku, dziwacznie powykrzywiany, przypominał ogromną, rozgrzaną bryłę smaganą suchym wiatrem i spaloną słońcem. Kamień był oszlifowany, kunsztownie zdobiony. Ulica, drzewa, przechodnie – całość tworzyła pełen gracji obrazek. Nie miałam wtedy pojęcia, że to Casa Milà, że Gaudí, że Katalonia i że kiedyś będę obok tej słynnej kamienicy spacerować setki razy i robić jej dziesiątki zdjęć. To był pierwszy obraz Hiszpanii, jaki zapisał mi się w pamięci. Mówią, że Barcelona to nie Hiszpania, bo Katalonia to nie Hiszpania. A może właśnie to miasto, stolica tak uparcie dążącej do secesji krainy, jest hiszpańskim wspólnym mianownikiem? I nie chodzi tu o hiszpańskie mañana, korridę i flamenco. Barcelona to tygiel kulturalny i językowy, emigranci i turyści, gotyk i szklane biurowce, morze i góry. Barcelona to różnorodność.

Głowa Barcelony i riksze

Passeig de Colom, czyli „deptak Kolumba” (polskie tłumaczenie nie brzmi zbyt dostojnie), to chyba najbardziej fotogeniczny fragment nabrzeża w Barcelonie. Wysadzany kilkoma rzędami palm biegnie wzdłuż malowniczego Port Vell (Starego Portu). Na jednym krańcu deptaka znajduje się El Cap de Barcelona, czyli Głowa Barcelony, rzeźba w stylu popart, projekt słynnego Roya Lichtensteina, na drugim monumentalny posąg Krzysztofa Kolumba. Głowę postawiono tu w 1992 roku, tuż przed igrzyskami olimpijskimi. Ma 15 metrów wysokości i waży 90 ton. Sztuczny kamień, stal nierdzewna i ceramika tworzą abstrakcyjne oblicze uśmiechającej się zawadiacko i zdającej się puszczać oko kobiety. Uwagę turystów częściej przyciąga pobliska polemiczna krewetka, a dla mieszkańców Barcelony „głowa” to tylko dziwaczna jaskrawa figura. A ta abstrakcyjna i niepasująca do nadmorskiego pejzażu rzeźba to przecież Barcelona: nowoczesna, odważna, dynamiczna, twórcza. Z drugiej strony stary Kolumb z wysokości wskazuje na morze i wypatruje nowych horyzontów. To też Barcelona, wyznaczająca nowe trendy, zuchwała, innowacyjna.

Rzym jest wieczny, Wiedeń cesarski, Madryt dumny, Berlin i Londyn to też stuprocentowe miasta macho, a Barcelona jest kobietą, cygańską czarodziejką z piosenki Pereta. Uwodzi i rzuca czar, nie przestaje zaskakiwać. Barcelona posa’t guapa – Barcelona jest śliczna! Tak brzmiało hasło wymyślonej w 1985 roku kampanii, która dała początek zakrojonej na wielką skalę akcji reformy miejskiej. Odnowiono 27 tysięcy budynków (z ponad 86 tysięcy – tyle kamienic jest w mieście). Barcelona o siebie dba, wie, jak się promować, jak pokazać swój najlepszy profil i ukryć niedoskonałości. Zresztą zakochani w mieście zdają się wad wcale nie dostrzegać, jak to zakochani.

Barcelona to najsilniejsza marka na hiszpańskim rynku. Wiele zawdzięcza uprzywilejowanemu położeniu i artystom, ale także własnej pracy i przedsiębiorczości. Ella tiene poder, Barcelona es poderosaBarcelona tiene poder! Barcelona ma moc!

Mówią, że jest hiszpańskim Manchesterem, śródziemnomorskim Paryżem, Porto Alegre Północy. Wydaje się, że Barcelona to miasto kompletne. Co wyznacza jej rytm życia? Z jednej strony są to międzynarodowe targi, wystawy, kongresy. W Barcelonie się produkuje, handluje, tworzy nowe technologie. Przeciwwagą dla wielkiego biznesu jest sztuka, nie tylko ta muzealna i wiekowa, ale również sztuka, która wyszła na ulice, i nowoczesne wzornictwo. I w końcu – to rozrywkowy raj, od plaż poprzez bary, nocne lokale, dyskoteki, teatry, koncerty, festiwale… na piłce nożnej skończywszy. Do Barcelony przyjeżdża się też na zakupy i żeby dobrze zjeść. Barcelona – Radosny Port, w którym się pracuje, tworzy i bawi.

Tamtej zimy Barcelona i moja przyszłość w mieście były wielkimi niewiadomymi. Przyleciałam 30 grudnia 2009. W Nowy Rok wkroczyłam w hiszpańskim stylu, próbując zjeść o północy dwanaście winogron w czasie dwunastu sekund – do tej pory mi się to nie udaje.

Nie naśladuję wielu hiszpańskich zwyczajów. Nie schodzę na kawę do baru, nie jadam na śniadanie słodkich rogalików, nie odpoczywam podczas sjesty, nie świętuję na Rambli wiktorii Barçy. Za to nie wyobrażam już sobie kuchni bez oliwy czy lata bez wachlarza w dłoni. Jestem Polką w Barcelonie.

Stary port i Barceloneta

Rekordy

W Hiszpanii żyje 47 milionów ludzi, a co roku przyjeżdża ponad 55 milionów turystów. W 2013 roku padł rekord – 60 milionów! To prawdziwa inwazja. España znajduje się dziś na trzecim miejscu w rankingu światowych kierunków podróży. Na czele od lat niezmiennie są Stany Zjednoczone i Francja, a tuż za Hiszpanią – Chiny. Pierwszą piątkę zamykają Włochy.

A wszystko zaczęło się w latach 60. XX wieku. Wtedy rząd generała Francisca Franco postanowił, że turystyka będzie pierwszą siłą napędową państwa. Ta idea świetnie wpisała się w plan stabilizacyjny, który miał wyciągnąć kraj z kryzysu. Nadeszła era wielkich przemian, choć nie politycznych. Ze Stanów Zjednoczonych napływały dewizy, na ulice wyjechał pierwszy seat 600, w hiszpańskich domach pojawiły się telewizory i gromadki dzieci, na plażach blondwłose, długonogie piękności z północnej i zachodniej Europy, a wybrzeże Morza Śródziemnego w ekspresowym tempie zapełniało się hotelami.

Najwięcej turystów przyjeżdża do Katalonii, a w Katalonii do Barcelony. W lecie 2013 roku dokładnie 1 628 519. A sama Barcelona ma „tylko” nieco ponad 1 600 000 mieszkańców. W szczycie sezonu turystów jest tu więcej niż tubylców! Razem ponad 3 miliony ludzi na 100 kilometrach kwadratowych! A w ciągu całego roku z hoteli miasta korzysta ponad 7,5 miliona turystów. Najwięcej jest Brytyjczyków, Niemców i Francuzów. Na drugim miejscu najchętniej wybieranych kierunków znowu Katalonia: Baleary. Potem Walencja, Wyspy Kanaryjskie, Andaluzja, a Madryt daleko w tyle. Te 60 milionów to rekord plaży. Mało kto zapuszcza się do Kastylii czy Riojy, nie wspominając o Estremadurze. W rankingu najpopularniejszych wybrzeży po raz kolejny Katalonia i Costa Brava, potem Costa Blanca w Walencji i Costa del Sol w Andaluzji.

Google twierdzi, że Barcelona jest trzecim najczęściej fotografowanym miastem świata, po Nowym Jorku i Rzymie. Ale Barcelona jest dziesięć razy mniejsza od Rzymu. Jest metropolią w sensie gospodarczym i kulturalnym, ale jest małym miastem. „Tutaj już nikt więcej się nie zmieści, tracimy naszą Barcelonę, to jest już tylko park tematyczny!” – lamentują barcelończycy. Jednocześnie wiedzą, że masowa turystyka to pieniądze i praca. Dzięki turystyce stolica Katalonii zarabia dziennie 20 milionów euro. Z drugiej strony narzekają też turyści, najbardziej na hałas, bezpieczeństwo w mieście i zanieczyszczenie powietrza. Najwyżej natomiast oceniają barcelońską architekturę, kulturę i plaże.

Po Igrzyskach Olimpijskich w 1992 roku Barcelona stała się największą atrakcją turystyczną Hiszpanii

Fasadę Terminalu 2 na lotnisku w El Prat de Llobregat zdobi dzieło Joana Miró

Słońce Miró

Czerwony, czarny, żółty, niebieski i zielony to kolory Joana Miró, barcelońskiego malarza i rzeźbiarza surrealistycznego. Styl Miró rozpoznaje się natychmiast. Kilka swoich wielkich dzieł zostawił na ulicach Barcelony, a Hiszpanii dał słynne logo reklamujące turystykę kraju (oficjalna strona Turismo de España: www.spain.info). Miró zaprojektował także logo katalońskiego banku La Caixa (niebieska gwiazda).

Czego nie robią barcelończycy?

Nie spacerują Ramblą, najsłynniejszą ulicą Barcelony. Ramblę (nieprawidłowo nazywaną Las Ramblas) tworzy ciąg krótszych ulic, z których każda nosi inną nazwę, nawiązującą do historii ulicy: Rambla de Canaletes, Rambla dels Estudis, Rambla de Sant Josep, Rambla dels Caputxins, Rambla de Santa Mònica i Rambla del Mar. Ten szeroki bulwar łączący Plaça de Catalunya z portem ma ponad kilometr długości. Na Rambli jest wszystko, Rambla jest dla wszystkich i jest wszystkim. Rambla to styl życia. Rambla nigdy nie śpi. Kilka razy zdarzyło mi się przejeżdżać przez Ramblę około godziny 2.00–3.00 w nocy. Nie uwierzycie, ale stałam w korku. A przez ulicę przetaczały się tłumy podchmielonych turystów, śpiewaków, artystów wszelkiej maści i niegroźnych lokalnych szaleńców. Na Rambli spotyka się sześć kontynentów i milion kultur. Jest też wielka sztuka, jest kiepskie i drogie jedzenie, są złodzieje, są sprzedawcy tandetnych pamiątek, są kioski z kwiatami, są żywe statuy, tancerze, mimowie, aktorzy, malarze, rysownicy, pucybuci i jest morze zielonych platanów. Rambla płynie do morza i morze turystów płynie przez Ramblę. Spacerują po chodniku wyłożonym płytami w kształcie fal. Na wysokości targu La Boqueria stąpają po mozaice Joana Miró, symbolizującej wejście z morza do Barcelony. W czasach, gdy miastem rządzili Rzymianie, Rambla była potokiem spływającym do morza. W XIII wieku tuż obok owego potoku wzniesiono mury, które wyznaczały granicę miasta i otaczały Barcelonę aż do połowy XIX wieku. Z czasem potok zamienił się w ulicę, której złota epoka zaczęła się w 1847 roku wraz z otwarciem Gran Teatre del Liceu (numer 51), dziś jednego z najlepszych teatrów operowych na świecie. W XIX wieku mówiło się, że nie jest prawdziwym barcelończykiem ten, który dniem i nocą nie spaceruje Ramblą…

Uliczkę znam w Barcelonie

Katalońska ulica to carrer, aleja to avinguda, a rambla? Co to jest Rambla? Rambla to wynalazek barceloński. W samej Barcelonie, poza słynną Ramblą, jest ich kilka: Rambla del Poblenou, Rambla del Raval, Rambla de Prim, Rambla del Carmel, Rambla de Badal, Rambla de Brasil… Wszystkie są szerokimi deptakami otoczonymi drzewami, wąskimi dwukierunkowymi ulicami i w końcu chodnikami. Rambla to w języku hiszpańskim potok, ciek wodny utworzony przed ulewne deszcze. Słowo pochodzi od arabskiego ramla oznaczającego piasek. W języku katalońskim rambla to riera, mamy więc w Barcelonie takie ulice jak Riera Blanca, Riera de Vallcarda, Riera de Sant Andreu. Tylko Rambla ma oficjalną nazwę hiszpańską. Innymi niespotykanymi w Polsce określeniami ulic są katalońska baixada, czyli spadek (na przykład Baixada de la Llibreteria), travessera, czyli ulica przechodnia (na przykład Travessera de Gràcia), ronda, droga, która okrąża dany teren (na przykład Ronda de Sant Antoni), passatge – pasaż (na przykład Passatge de la Concepció), placeta – placyk (na przykład Placeta de Montcada), czy via – droga (Via Laietana).

Arc de Triomf – Łuk Triumfalny daje początek malowniczemu bulwarowi Passeig de Lluís Companys

Barcelonę najlepiej jest zwiedzać pieszo albo na rowerze

Orientacja w mieście

Barcelonę przecina na pół Avinguda Diagonal (aleja Diagonal), biegnąca skośnie od morza aż do południowo-wschodniej granicy miasta. To kręgosłup Barcelony. Diagonal ma prawie 11 kilometrów. Przejechałam raz na rowerze całą aleję (ma szerokie ścieżki rowerowe), zajęło mi to ponad godzinę. Kto kocha Barcelonę, musi poznać całą Diagonal. Miejski szyk, energia, parki, drogie sklepy, modernistyczne kamienice, nowoczesne wieżowce… Na Diagonal się odpoczywa, biega, robi zakupy i interesy, smakuje życie i Barcelonę. Diagonal jest szykowna i droga, to ulica pija – szpanerska, ale w dobrym guście. Pijos to ludzie dobrze ustawieni, lubujący się w markowych ciuchach i bywający w drogich lokalach. Mówi się, że Diagonal przecina Barcelonę na dwie strefy: północną, bogatą (zona pija) i południową, biedniejszą. To uproszczenie, bo na południe od Diagonal znajduje się na przykład część drogiej dzielnicy Eixample, a po stronie północnej na przykład peryferyjne Nou Barris. Ale faktem jest, że zdecydowana większość sławnych i bogatych osiedla się w górskiej części miasta.

Drugą ważną ulicą jest Gran Via de les Corts Catalanes. Ma 13 kilometrów, przecina całe miasto i biegnie od Hospitalet de Llobregat do Sant Adrià de Besòs. Numery domów na Gran Via sięgają 1000! Gran Via biegnie pod kątem do Diagonal, przecina Plaça d’Espanya (plac Hiszpański), następnie Plaça de Universitat i Passeig de Gràcia (tutaj dotyka ścisłego centrum), a w końcu przecina się z Diagonal na olbrzymim rondzie na Plaça de les Glòries Catalanes. Stąd ku północy wychodzi kolejna ważna aleja – Avinguda Meridiana. Z Plaça d’Espanya zaś wychodzi Avinguda del Paral·lel, która biegnie w kierunku morza i oddziela dzielnicę Poble-sec od Raval. Każda z tych ulic może być waszym przewodnikiem po Barcelonie, za każdym razem zupełnie innej.

Z punktu widzenia szybkiego przemieszczania się po mieście kapitalne znaczenie mają drogi szybkiego ruchu: Ronda Litoral biegnąca wzdłuż całego wybrzeża aż do Sant Adrià de Besòs i wychodząca z tego samego węzła między Hospitalet i Cornellą, albo biegnąca w przeciwnym, północnym kierunku Ronda de Dalt, która okrąża całą Barcelonę od strony wzgórz Collserola aż do Santa Coloma de Gramenet.

Orientacja w centrum

Na pewno jednym z pierwszych miejsc w Barcelonie, w których się znajdziecie, będzie Plaça de Catalunya (plac Kataloński). Jeśli porównamy go do kwadratu, to z narożników skierowanych w stronę morza wychodzą Rambla i równoległa do niej Avinguda del Portal de l’Àngel, a z drugiej strony odpowiednio Rambla de Catalunya i Passeig de Gràcia. Od Plaça de Catalunya odchodzą więc jedne z najważniejszych ulic w Barcelonie. Te kierujące w stronę portu prowadzą na Stare Miasto, te w stronę gór – do dzielnicy Eixample. Przez plac przebiega też bardzo ważna Ronda de Sant Pere, którą dojdziecie aż do Parc de la Ciutadella (park Cytadeli). Rambla natomiast rozdziela Barri Gòtic i Raval.

Gran Via – najdłuższa ulica w mieście

Skąd się wzięła Barcelona?

„Bar-cel-ona” to „Bar-Cielo-Ola”, czyli „bar, niebo i fale” – takiej dekonstrukcji nazwy miasta dokonał tworzący w Barcelonie Javier Mariscal, znany projektant multidyscyplinarny. W 1979 roku wymyślił plakat z napisem miasta przedstawiającym taką właśnie barowo-krajobrazową interpretację. Co oznacza słowo Barcelona? Istnieje wiele teorii i legend na ten temat. Historycy dowodzą, że kilka tysiącleci przed naszą erą tereny dzisiejszej Barcelony zamieszkiwało iberyjskie plemię Lajetanów. Następnie mieli się tu osiedlić Kartagińczycy, a kolonię miał ufundować Hamilkar Barkas, ojciec słynnego Hannibala. To jedna z teorii, ale nie ma żadnych śladów i dowodów na to, że na terenie dzisiejszej Barcelony byli obecni Kartagińczycy. Prawdopodobnie tam nie dotarli. W 218 roku przed naszą erą Rzymianie przybyli do Empúries na dzisiejszym Costa Brava (gdzie wcześniej Grecy założyli pierwszą faktorię) i rozpoczęli podbój Półwyspu Iberyjskiego. Założyli miasto Tarraco (obecna Tarragona), które zostało stolicą rzymskiej prowincji. W I wieku naszej ery, między 10 a 15 rokiem, cesarz Oktawian August ufundował „Colonia Iulia Augusta Faventia Paterna Barcino”. To przyszła Barcelona. Nazwa Barcino ma pochodzić od iberyjskiego Barkeno. W średniowieczu Barcino było między innymi Barchinoną i Barcaloną. Dziś w mieście są nawet bary i restauracje, które nazywają się Barkeno, jest też Gran Hotel Barcino. Znajduje się on niedaleko ruin świątyni imperatora Augusta, z której zachowały się dokładnie cztery kolumny. Mają ponad 2 tysiące lat, tyle samo co Barcelona. Świątynię zbudowano na miejscu nazywanym wówczas Taber, 16,9 metra nad poziomem morza. Kolumny ukryte są w patio budynku siedziby organizacji kulturalnej Centre Excursionista de Catalunya na Carrer del Paradís, niedaleko katedry. Do patio można wejść poza świętami w poniedziałki w godz. 10.00–14.00, od wtorku do soboty w godz. 10.00–19.00 i w niedziele w godz. 10.00–20.00. Inne rzymskie ślady w Barcelonie to Via Sepulcral Romana, cmentarz na Plaça Vila de Madrid, Domus de Sant Honorat, fragment domu rzymskiego (Carrer de la Fruita, 2). Ważnym historycznym miejscem w Barcelonie jest Plaça del Rei, gdzie w podziemiach kompleksu pałacowego kryją się szczątki Barcelony rzymskiej i średniowiecznej. Wszystkie miejsca są częścią muzeum historii Barcelony.

Via Laietana

Kto tu rządzi?

Na Plaça de Sant Jaume, gdzie rozciągało się starożytne forum, stoją naprzeciwko dwa budynki władz: Ayuntmiento de Barcelona (ratusz), zwany też Casa de la Ciutat, oraz Palau de la Generalitat (pałac rządowy). W jednym rządzi się miastem, w drugim autonomicznym regionem – Katalonią. Obecnym, sto dziewiętnastym burmistrzem Barcelony jest Ada Colau, pierwsza w historii miasta kobieta burmistrz. Prezydentem Rządu Katalonii jest Carles Puigdemont. Siedziba parlamentu Katalonii znajduje się w Parc de la Ciutadella, parku zbudowanym na terenie cytadeli z XVIII wieku.

Fragment historii miasta zapisany na ceramice zdobiącej ujęcie wody z 1680 roku. Tutaj, w XIII wieku, na ulicy zwanej dziś Portaferrissa, znajdowała się jedna z bram wjazdowych do miasta (porta to drzwi)

Język

W Katalonii są dwa języki oficjalne: kataloński (català) i hiszpański (castellà). Katalończycy są dwujęzyczni, choć niektórzy przyznają, że mają większy zasób słów w swoim narodowym języku. W Barcelonie, ze względu na wielokulturowy charakter miasta, hiszpański jest częściej słyszanym na ulicy językiem niż kataloński. Katalończycy zwykle przechodzą na hiszpański, gdy rozmówca jest hiszpańskojęzyczny. Tylko dwa razy znalazłam się w sytuacji, gdy w grupie, w której zdecydowana większość rozmawiała po hiszpańsku, kilku Katalończyków nie zmieniło języka. Bywa też tak, że nauczeni ciągłego przestawiania kodów językowych Katalończycy mieszają podczas rozmowy hiszpański i kataloński, nie zdając sobie z tego sprawy. Nie ucząc się w ogóle katalońskiego, osoba mieszkająca kilka lat w Katalonii jest w stanie zrozumieć prawie wszystko. Kataloński jest oczywiście podobny do hiszpańskiego, ale ma też wiele wspólnego z włoskim i francuskim i jest bliższy łacinie. Hiszpański ma łatwiejszą gramatykę i wymowę.

Kto tu mieszka?

W Barcelonie mieszka ponad 280 tysięcy cudzoziemców. Najliczniejszą grupą są Włosi, następnie Pakistańczycy, Chińczycy i Ekwadorczycy. W całej Katalonii mieszka ponad 17 tysięcy Polaków.

Włosi pracują w restauracjach i pizzeriach, Pakistańczycy mają sklepy spożywcze, zakłady fryzjerskie i bardzo popularne w mieście kawiarenki internetowe i telefoniczne (locutorios), Chińczycy mają sklepy i bary. To najbardziej wyspecjalizowane nacje.

Tarasy czekają na pierwszych porannych klientow. W barach i restauracjach Hiszpanie i Katalończycy zostawiają część pensji

Ile kosztuje życie w Barcelonie?

Przeciętna miesięczna pensja w hiszpańskiej albo katalońskiej firmie to 900–1300 euro. Wynajem najtańszego mieszkania to koszt 450–500 euro, pokoju – 200–300 euro miesięcznie. Transport przy codziennych dojazdach metrem to około 50 euro na miesiąc. Benzyna kosztuje 1,40 euro za litr. Miesięczny rachunek za gaz i prąd to około 80–100 euro, za Internet, telefon stacjonarny i komórkę z abonamentem płaci się około 50 euro. Na jedzenie w domu miesięcznie średnio wydaje się około 350 euro. Mówię o jedzeniu dobrym, zróżnicowanym, ale bez owoców morza kilka razy w tygodniu. Tutaj wyczerpuje się pensja 1000 euro, a dziś wiele osób jest zadowolonych, że tyle zarabia, jednak usamodzielnienie się czy założenie rodziny jest w takim przypadku trudne. Jeśli dodamy dwa razy w miesiącu restaurację dla dwóch osób i kilka wypadów na tapas, to musimy doliczyć około 100 euro. Codzienna kawa w barze to około 40 euro na miesiąc. Dodajmy ratę za samochód około 200 euro, inne raty i karty kredytowe, z których w Hiszpanii korzysta się ochoczo – około 150 euro. Studia w Hiszpanii są płatne, semestr na publicznej uczelni kosztuje 500–1500 euro, na prywatnej od 5 tysięcy.

Pierwsze zdjęcie, pierwsze obrazy i Picasso

Na skrzyżowaniu Via Laietana i Passeig d’Isabel II znajduje się monumentalny pałac zwany La Lonja de Barcelona albo La Llotja de Mar, czyli „targ, rynek”. Ten mało znany turystom budynek to jedna z najbardziej emblematycznych budowli w mieście, od XV wieku symbol potęgi ekonomicznej Barcelony, miejsce spotkań kupców, siedziba Konsulatu Morskiego, giełdy, a dziś mieści się tu Izba Handlu, Przemysłu i Żeglugi. Znajdowała się tu też Szkoła Sztuk Pięknych (Escola d’Arts i Oficis de Barcelona), w której w 1895 roku rozpoczął naukę 13-letni Picasso. Dokładnie naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy, znajduje się kolejny reprezentacyjny, neoklasyczny budynek, w którego arkadach mieści się dziś słynna restauracja Set Portas. Kamienica nazywana jest La Casa Xifré albo Els Porxos d’en Xifré od nazwiska jej fundadora Josepa Xifrégo, katalońskiego armatora, który zbił fortunę w Stanach i po powrocie do Barcelony postanowił zbudować kamienicę mieszkalną. La Llotja i La Casa Xifré były pierwszymi sfotografowanymi budynkami w Hiszpanii (10 listopada 1839). Młody Picasso z rodzicami po przyjeździe do Barcelony 21 sierpnia 1895 wprowadził się do mieszkania pod numerem 4, na parterze od strony Passeig d’Isabel II. Potem przeprowadził się do mieszkania na tyłach budynku na Carrer de la Reina Cristina, 3 (2. piętro, 2. drzwi). Na tarasie Casa Xifré kilkunastoletni Picasso malował swoje pierwsze obrazy przedstawiające miasto, Barcelonę końca XIX wieku. Dziś można je oglądać w Museu Picasso w Barcelonie.

Plaça de Catalunya – główny plac Barcelony

Barcelona w kawałkach

Barcelona podzielona jest na dziesięć dystryktów, a te na dzielnice.

Głównym turystycznym dystryktem jest Ciutat Vella (Stare Miasto), które otacza Ramblę. Po prawej stronie, idąc od Plaça de Catalunya, rozciąga się Raval, po lewej Barri Gòtic (Dzielnica Gotycka), dalej od Via Laietana jest Born, nazywane też La Ribera, dzielnica, która graniczy z Barcelonetą. Gòtic to najstarsza część Barcelony, średniowieczne miasto zbudowane na rzymskich ruinach z labiryntem wąskich uliczek pełnych oryginalnych sklepików, barów, restauracji, hoteli, muzyki, placyków i… niespodzianek. Gòtic, tak jak Rambla, rzadko zasypia. Mieszkają tu starsi Katalończycy i młodzi ludzie lubiący ten niepowtarzalny klimat miejsca, w którym mieszają się rozrywka, historia i masy turystów. Mieszkania w dobrym stanie są w Dzielnicy Gotyckiej bardzo drogie.

Drzewa pomarańczowe w jednym z patio w dzielnicy Raval

Raval jest najbardziej kontrowersyjną i multikulturową częścią miasta, ma reputację miejsca brudnego, brzydkiego, konfliktowego. Po części to prawda, ale jest to też dzielnica świetnych barów, sklepów vintage, wielu instytucji kulturalnych i naukowych, i zabytkowych miejsc. Raval został włączony do miasta na przełomie XIV i XV wieku. Znajdował się za średniowiecznymi murami, dlatego miejsce nazwano Raval, z arabskiego a-rabal, co oznacza tereny będące poza granicami. W dzielnicy powstawały konwenty, szpitale, instytucje pomagające biednym. Dziś w zrekonstruowanym Hospital de la Santa Creu jest biblioteka i Institut d’Estudis Catalans (Carrer de l’Hospital, 56), a na równoległej ulicy jest Casa de Convalescència (Carrer del Carme, 47), gdzie chorzy dochodzili do zdrowia. Oba budynki mają przepiękne patia. W XIX wieku, po wyburzeniu murów, Raval przekształcił się w dzielnicę robotniczą. Przez wiele lat Raval nazywano Barrio Chino, chińską dzielnicą, tak ochrzcił je pewien dziennikarz, ale nie wiadomo dlaczego, bo Chińczycy tam nigdy nie mieszkali. Dziś Raval nazywany jest Ravalquistán, bo to główna strefa pakistańska w Barcelonie. Złota epoka Ravalu to lata 20. i 30. XX wieku, kiedy tańczyło się flamenco w Villa Rosa na Carrer de l’Arc del Teatre, 3, używało życia w Madame Petit pod numerem 6, najsłynniejszym domu publicznym Barrio Chino, a pod numerem 11 w barze Kentucky (istnieje do dziś) upijali się wszyscy: tancerki, prostytutki, emigranci i marynarze. W czasach dyktatury Franco wiele barów w Barcelonie miało nazwy angielskie, aby przyciągnąć zamorskich gości.

Ulice Ravalu

Born jest dziś najmodniejszą częścią miasta, modnie jest tu mieszkać, modnie ubierać w butikach nowych hiszpańskich i katalońskich projektantów i oczywiście bywać w barach i restauracjach. Przed wiekami było to centrum komercyjne miasta. Na Carrer de Montcada mieszkali najbogatsi. W Born jest mnóstwo interesujących obiektów: Santa Maria del Mar, Mercat de Santa Caterina, Palau de la Música Catalana, Museu Picasso, Estació de França, Arc de Triomf czy Parc de la Ciutadella, gdzie w niedziele lubią wypoczywać barcelończycy.

Barceloneta ma kształt wrzynającego się w morze języka, z jednej strony otaczają ją statki i jachty w Port Vell (Stary Port), a z drugiej jest plaża i morze. Barceloneta jest starą dzielnicą rybacką. Dziś klimat dawnej osady można poczuć, zanurzając się w wąskie i ciemne uliczki między równymi rzędach starych budynków. Przy plaży rozciąga się szeroki deptak, zawsze pełen spacerowiczów, rowerzystów, biegaczy, a nad dzielnicą góruje nowoczesny, luksusowy hotel W, nazywany Vela (żagiel). Barceloneta to synonim restauracji serwujących owoce morza i ryby. Z Barcelonetą graniczy kolejny nadmorski dystrykt Sant Marti, jednak częściej używa się nazw poszczególnych dzielnic wchodzących w jego skład. La Vila Olímpica to wioska olimpijska, zbudowana, jak sama nazwa wskazuje, na igrzyska olimpijskie w 1992 roku. Dziś jest nowoczesną, spokojną strefą mieszkalną. Poblenou to pueblo nuevo, czyli nowe miasto, do połowy XX wieku było strefą przemysłową. Dziś fabryki zostały zamienione na lofty, dyskoteki i galerie, gdzie mieszkają i pracują artyści, życie towarzyskie toczy się wokół sielskiej Rambla del Poblenou, a wizytówką Poblenou jest dziś zrównoważona klimatycznie architektura (s. 111).

Zielone płuca miasta, wzgórza Collserola

Dalej rozciągają się droga dzielnica Diagonal Mar i, granicząca już z miastem Sant Adrià de Besòs, dzielnica Besòs. Tak wygląda pierwsza linia morza w Barcelonie. Do Poblenou należy jeszcze skromny Clot. Z Sant Marti graniczy zamieszkiwany głównie przez Katalończyków dystrykt Sant Andreu, przypominający małe pueblo, ze swoją carrer major (główną ulicą), ramblą (Rambla de Fabra i Puig), bez turystycznego zgiełku. Nad Sant Andreu na północnym krańcu miasta znajduje się odcięte do miasta autostradą i drogą szybkiego ruchu górzyste Nou Barris. Graniczy ze wzgórzami Collserola i Avinguda Meridiana, stąd jego południowa część nazywa się Ciutat Meridiana. Dystrykt zamieszkany jest głównie przez emigrantów, to największe skupisko Romów w Barcelonie, należy do najmniej bezpiecznych i ma najtańsze mieszkania w mieście.

Turyści przemierzający ulice Starego Miasta

Kolejny północny dystrykt o zupełnie innym charakterze to spokojna, niegdyś wiejska Horta-Guinardó, znana ze swoich parków (Collserola, Laberint), szpitala uniwersyteckiego Vall d’Hebron (należącego do najlepszych w kraju), z rozległą strefą mieszkalną. Trzecim dystryktem u podnóża Collseroli jest najdroższa w mieście Sarrià-Sant Gervasi. Znajdziecie tu małomiasteczkowe klimaty (na przykład Carrer Major de Sarrià), drogie strefy mieszkalne, modernistyczne rezydencje, słynne Tibidabo i peryferyjne, podzielone dziś między San Cugat del Vallès i Barcelonę, zielone Les Planes, gdzie kiedyś barcelończycy spędzali lato. Między dzielnicami Horta i Sarrià znajduje się Gràcia, najbardziej „niepodległościowy” ze wszystkich barcelońskich dystryktów i ukochany przez swoich mieszkańców: katalońskie rodziny, młodych ludzi, studentów, przedstawicieli wolnych zawodów i rzemieślników. Vila de Gràcia przypomina samodzielne pueblo, słynie z kameralnych placów (na przykład Plaça del Sol), życia nocnego, dobrych restauracji, barów, butików z nietuzinkowymi ciuchami. Po zwiedzeniu najstarszej części dystryktu wystarczy przejść przez Travessera de Dalt i udać się do Park Güell. Między Gràcią i Starym Miastem znajduje się Eixample (s. 81), regularna siatka tysiąca dwustu kwadratowych bloków z najsłynniejszymi modernistycznymi kamienicami i bazyliką Sagrada Família.

Największym dystryktem Barcelony jest Sants-Montjuïc, ważna strefa komercyjna i komunikacyjna z największą atrakcją – Magiczną Fontanną. Sants było niegdyś dzielnicą robotniczą, niedaleko dworca Sants znajduje się ciekawy Parc de l’Espanya Industrial (park przemysłowy). Najbliższej centrum leży Poble-sec z ulicami spływającymi ze wzgórza Montjuïc do Avinguda del Paral·lel. Dzielnica jest w dużej części zamieszkana przez emigrantów, jest znana z autentycznych barów, dobrego jedzenia i życia nocnego. Rozległe tereny na południe od Montjuïc, między portem i lotniskiem w El Prat de Llobregat, zajmuje przemysłowa Zona Franca. Sąsiadujący z Sants dystrykt Les Corts przecina Avinguda Diagonal. Po jednej stronie jest stadion Camp Nou, po drugiej ekskluzywna dzielnica Pedralbes (s. 133) z willami w wyższej części i mieszkaniami o wysokim standardzie w dolnej. W Pedralbes praktycznie nie ma sklepów, ulice są ciche i zielone. Atrakcją turystyczną jest klasztor – Monestir de Pedralbes.

Witajcie w Barcelonie!

Ulica pocałunków.
Barcelona romantyczna

Zakochani Ola i Dominik na Rambli

To były barcelońskie wakacje. Miały być rzymskie, ale nie pojawił się na włoskim horyzoncie ani Gregory Peck, ani daleki kuzyn Roberta Baggia, ani wnuk Adriana Celentana, ani nawet kelner Federico czy inny Paolo. Sierpniowa noc pod fontanną di Trevi była tylko duszna i męcząca, sesja zdjęciowa na Piazza Navona nie wzbudziła zainteresowania żadnego l’italiano vero. Nikt nie zakrzykiwał „Ragazza!”, nie zapraszał na gelato. Rzymskie fiasko. Kto by przypuszczał, że zapach przerastanej tłuszczem szynki iberyjskiej może uwodzić skuteczniej niż aromat muśniętego mlekiem macchiato? Kto mógł przewidzieć, że temperatura uczuć szybciej wzrośnie wieczorową porą pod kaskadami fontann niż na rozgrzanym słońcem Forum Romanum wiecznego miasta? To nie fragment scenariusza kiepskiej komedii romantycznej. To odpowiedź na pytanie, co przywiodło mnie do Barcelony. Miłość! Czy zatem w konkurencji „romantyczne miasto” Barcelona może stawać w szranki z Rzymem, Wiedniem, Paryżem czy Kazimierzem Dolnym? Oczywiście!

To miał być wyjazd zapoznawczy, największe szaleństwo w życiu grzecznej absolwentki filologii polskiej i dziennikarki, która po 7 latach zajmowania się życiem innych ludzi postanowiła dla odmiany zająć się życiem własnym. Na początku sierpnia 2009 roku przyleciałam pierwszy raz w życiu (!) do Hiszpanii, żeby poznać osobiście Eduarda i Barcelonę. Kilka dni wcześniej, 23 lipca, świętowałam trzydzieste urodziny, 5 dni później 30 lat skończył Edu. Toast wznosiliśmy przed ekranem komputera. Przypadkowa internetowa znajomość – jakie to banalne, niebezpieczne i ryzykowne! A już szczytem braku zdrowego rozsądku jest wyjazd samotnej kobiety do obcego państwa, nieznanego miasta i wirtualnego mężczyzny. Dziś nie jestem już samotna, Edu jest moim mężem, a Hiszpania oswojonym lądem. Rozdział „Zakochana blondynka w Barcelonie” zakończył się szczęśliwie.

Długo wydawało mi się, że przymiotnik „romantyczna” nie pasuje do Barcelony. A jednak pary z całej Europy, także z Polski, przyjeżdżają tu, żeby wziąć ślub albo spędzić miesiąc miodowy, mężczyźni chcą oświadczać się na plaży albo pod Magiczną Fontanną, Woody Allen nakręcił tu swoją słynną komedię romantyczną. Dlaczego wybrał Barcelonę jako miejsce akcji dla pokazania burzliwych, skomplikowanych, pełnych pasji i szaleństwa związków uczuciowych? Barcelona nie jest sentymentalna, melancholijna, w mieście rzadko pada deszcz, nie ma mgieł. Nie znajdziecie tu mostów westchnień, nie szukajcie wichrowych wzgórz. W Barcelonie się nie wzdycha, nie usycha z miłości, nie pisze wierszy. W Barcelonie się działa. Barcelona jest odważna i romantyczna.

Jedno z moich pierwszych barcelońskich, romantycznych i osobistych zdjęć

W dynamicznej stolicy Katalonii miejsca, które mogą zainteresować zakochane, szukające intymności pary, nie są wymieniane w przewodnikach. W mieście nie brakuje jednak świątyń dumania i zakątków wprost stworzonych na miłosne schadzki. Jednym z nich są ogrody pałacu królewskiego Pedralbes (Jardins del Palau de Pedralbes) znajdujące się niedaleko stadionu Camp Nou i naprzeciwko kampusu uniwersyteckiego. W pałacu obecnie mieszczą się Muzeum Ceramiki, Muzeum Sztuk Dekoracyjnych oraz Muzeum Tkanin i Ubioru. W latach 1919–1931 był rezydencją hiszpańskiej rodziny królewskiej podczas jej wizyt w Barcelonie.

Pergola zaprojektowana przez Gaudiego, ukryty zakątek w Jardins del Palau de Pedralbes

Ogrody Pedralbes to z pewnością najbardziej reprezentacyjny i elegancki zielony zakątek w mieście. Odbywają się tu imprezy kulturalne, przyjmowani są zacni goście, organizowane są pokazy mody. Do ogrodów wchodzi się wprost z Avinguda Diagonal (numer 686). Wejście otoczone jest 250-metrowym wysokim murem, który wiosną pokrywa się dywanem różowych bugenwilli.

Historia ogrodów wiąże się, jakże by inaczej, z Eusebiem Güellem i Antoniem Gaudim. Pałac należał kiedyś do Güella i był częścią jego posiadłości w dzielnicy Les Corts. Niedaleko parku znajdują się Pavellons Güell, czyli budynki, w których mieszkali dozorcy i zarządcy domu. Zaprojektował je Gaudí; było to pierwsze zlecenie, które otrzymał od swojego przyszłego mecenasa. W ogrodach można zgubić się w gęstym bambusowym lasku, wypić wodę ze źródła Herkulesa (dzieło Gaudiego), przechadzać się ścieżkami wśród rozmaitych gatunków palm, sosen, eukaliptusów, cyprysów czy magnolii, przeglądać się w stawach albo po prostu położyć się na trawie i wypoczywać. Kolejnym ze śladów Gaudiego jest pergola z paraboliczną arkadą z drzew – malowniczy, ukryty zakątek, nieocenione schronienie przed upałem i ciekawskimi spojrzeniami. Niewątpliwą zaletą ogrodów jest fakt, że nie trafia tu wielu turystów, którzy ciągną tłumnie do parku Cytadeli.

Dojazd: metro L3, stacja Zona Universitària, autobusy 7, 33, 60, 63, 67, 75, 78, 113, H6, tramwaje T1, T2, T3.

Jeśli wyjdziecie z ogrodu Pedralbes i będziecie się kierować Avinguda Diagonal na wschód (ku Espluges de Llobregat), po około 10 minutach dojdziecie do parku Cervantesa (Parc de Cervantes, Avinguda Diagonal, 706), ogromnego rosarium. Na obszarze 4 hektarów rośnie tutaj około 10 tysięcy róż. Cały kompleks ma 9 hektarów i oprócz różanego ogrodu są tu zielone tereny idealne do biegania, stoły do ping-ponga, plac zabaw i strefa do urządzania pikników.

W Parc de Cervantes rośnie około 2 tysięcy gatunków róż z Europy, Ameryki i Azji, dzikich i hybrydowych, wśród których znajdują się i takie, które uprawiali już starożytni. Park najpiękniej prezentuje się wiosną, kiedy róże zakwitają. Na nasłonecznionym różanym stoku słońce pali wówczas niemiłosiernie, więc niezbędne są kapelusze. Na szczęście po wizycie w „muzeum róż” można uciec w inne rejony parku, bo bujnej i gęstej roślinności tu nie brakuje. W parku rosną między innymi wiązy syberyjskie, lipy, akacje, dęby, cyprysy z Arizony, a także drzewa owocowe (wiśnie, jabłonie, pigwy, śliwy).

Fontanna i oczko wodne na wzgórzu Montjuïc

Carrer dels Tallers w promieniach popołudniowego słońca

Ulica Zakochanych

Oprócz nazwy Carrer dels Enamorats nie wyróżnia się niczym szczególnym, ale jeśli zdecydujecie się jej poszukać, zajrzyjcie na znajdujący się w pobliżu Plaça de la Hispanitat. Tam wasz wzrok przykuje niezwykła fasada jednego z domów. Z balkonów spoglądają między innymi Antonio Gaudí i Pablo Picasso. Ktoś czyta gazetę, ktoś zapala papierosa… Drzwi wejściowe kamienicy mają numery 19 i 92 na pamiątkę igrzysk olimpijskich, bo właśnie wtedy powstało to realistyczne malowidło.

Podążając szlakiem romantycznych parków, trafimy na wzgórze Montjuïc. To prawdziwe parkowo-teatralno-muzealne zagłębie Barcelony.

Wyobraźcie sobie ciepłą, letnią noc pod gwiazdami. Przed chwilą podziwialiście panoramę miasta w promieniach zachodzącego słońca, po południu odpoczywaliście na ławkach pod malowniczymi pergolami pokrytymi jaśminami i różami, a teraz, wieczorem, nadszedł czas na wykwintną kolację i wyborną rozrywkę w scenerii rodem ze starożytnej Grecji. To oferta Jardins del Teatre Grec, czyli ogrodów Teatru Greckiego (Passeig de Santa Madrona, 38).

Ogrody zawdzięczają swoją nazwę amfiteatrowi, który zbudowano tu na grecki wzór na terenie starego kamieniołomu. Od 1976 roku otwarta scena staje się latem centrum Grec Festival de Barcelona (Festiwalu Greckiego w Barcelonie). Wieczorami od 1 do 31 lipca przy wypełnionej po brzegi widowni odbywają się tu przedstawienia teatralne, koncerty, pokazy tańca i cyrkowe.

Kolacja na „dachu” Barcelony

Most prawie gotycki