Strona główna » Obyczajowe i romanse » Tak miało być

Tak miało być

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-276-1365-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Tak miało być

Anna Cohran odkąd tylko pamięta, jest zakochana w kilkanaście lat starszym od niej Evanie. Desperacko próbuje zwrócić na siebie jego uwagę. Bezskutecznie. Evanowi pochlebia jej zainteresowanie, ale uważa, że jest za młoda na poważny związek. Kiedy jednak Anna oznajmia mu, że przejrzała na oczy i chce wziąć ślub z innym, Evan zamiast ulgi czuje pustkę… Czy Annie i Evanowi uda się uniknąć popełnienia życiowych błędów?

Polecane książki

Piosenka o domu Ten moment, gdy masz przeczucie, że elektroniczny pinger do twojej klatki schodowej nie zadziała i rzeczywiście nie działa. Poczucie, że nie będziesz mógł się dostać do domu. A może nawet, że to już w ogóle nie jest twój dom. Zostałeś eksmitowany, gdy byłeś na randce. Bo chodzisz n...
Kiedy grałem w koszykówkę, nie bałem się niczego Po zakończeniu kariery zawodowego koszykarza Kobe Bryant zdecydował się podzielić z czytelnikami całą swoją wiedzą i rozumieniem gry, aby przedstawić źródła legendarnej „mentalności Mamby”. Przeżyj podróż w głąb jednego z najbardziej bystrych, anality...
Ricardo Rodriguez dokonał wyboru, który miał na zawsze zmienić życie jego i Sonyi. Nie przewidział jednak, że los szykuje dla niego straszliwą i bolesną niespodziankę. W międzyczasie na drodze wciąż próbującej go odnaleźć przyjaciółki staje ktoś zupełnie inny od syna Diego, ale równocześnie mający z...
Ten, kto się lepiej prezentuje, lepiej się też sprzedaje. Akwizycja, to coś więcej niż tylko telefonowanie i pisanie listów reklamowych. Istotnym aspektem akwizycji jest planowe działanie, przekonanie o własnej wartości i jakości swoich usług oraz odpowiednia prezentacja firmy na zewnątrz. Ta książk...
E-book zawiera praktyczne wskazówki i porady pomocne przy planowaniu i wykonawstwie modernizacji instalacji elektrycznych niezbędnych po przebudowie lub zmianie przeznaczenia budynku. W dokumencie znajdziemy wiadomości pozwalające ustalić moc zapotrzebowaną dla nowych pomieszczeń, przykładowe schema...
Nic złego się nie dzieje. Zamknij drzwi, zasłoń okna, bo jeśli zobaczysz morderstwo, będziesz następnym celem…Czy jest coś gorszego niż bycie świadkiem zabójstwa? Tak, mordercy, którzy widzieli, że widziałeś. John bardzo stara się trzymać z dala od kłopotów i zostawić trudną przeszłość za sobą. Zacz...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Diana Palmer

Diana PalmerTak miało być

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Evan Tremayne nie miał nic przeciwko samej kolacji czy rozmowie o interesach, która później nastąpiła. Nie przestawał go jedynie niepokoić sposób, w jaki dziewiętnastoletnia Anna siedziała i wpatrywała się w niego.

Była niebieskooką, postawną blondynką. Przez ostatni rok Evan starał się jej nie zauważać, mimo że z jej matką prowadził interesy. Miał trzydzieści cztery lata, był najstarszy z czterech braci, wziął na swoje barki prawie całą odpowiedzialność za matkę i zarządzał rodzinną firmą. Jego życie było pasmem kłopotów związanych z hodowlą bydła, splątanych z problemami osobistymi i finansowymi.

I do tego jeszcze Anna!

Szczególnie w tej jasnoniebieskiej sukience, która odsłaniała nieco za dużo złocistej opalenizny oraz pełnych piersi. Matka powinna poważnie z nią porozmawiać!

Czy Polly Cochran w ogóle zauważyła, jak szybko dojrzała jej córka? Przecież Polly nigdy nie ma w domu. Prowadzi agencję handlu nieruchomościami i zawsze jest zajęta! Rodzice Anny – ojciec był pilotem – żyli w separacji. On mieszkał w Atlancie, w stanie Georgia, one zaś w Teksasie. W sumie Anną zajmowała się głównie Lori, od lat ich gospodyni, traktowana jak członek rodziny. Ale tak naprawdę nikt nie poświęcał Annie zbyt wiele czasu.

Polly przeprosiła ich i poszła odebrać telefon, Evan zaś, pozostawiony sam na sam z Anną, czuł się dość nieswojo.

– Dlaczego patrzysz na mnie spode łba? – zapytała.

Zebrane i ułożone na czubku głowy blond włosy przydawały jej elegancji i dojrzałości.

– Ponieważ ta suknia za dużo odsłania – odpowiedział szczerze, omiatając ją wzrokiem od twarzy po dekolt. – Polly nie powinna była ci jej kupować.

– Wcale mi jej nie kupiła. – Uśmiechnęła się szelmowsko. – To jej suknia. Pożyczyłam ją sobie po kryjomu. Nawet nie zauważyła, że się w nią ubrałam. Mama jest mało spostrzegawcza. Dla niej liczy się tylko biznes.

– Jej suknie są za dorosłe dla ciebie – odparł, też się uśmiechając mimo woli. Ponieważ wbrew sobie był nią zauroczony, starał się być wobec niej bardziej szorstki niż wobec innych. – Powinnaś ubierać się stosownie do wieku.

Odetchnęła głęboko, popatrzyła na niego z uwielbieniem, po czym spuściła wzrok.

– Czy naprawdę wydaję ci się taka młoda?

– Mam trzydzieści cztery lata, dziecino. – Cedził powoli słowa, które nieprzyjemnie rozbrzmiały w ciszy jadalnego pokoju. – Tak, jesteś bardzo młoda.

Anna przeniosła spojrzenie na swoje dłonie.

– W piątek wieczorem mama wydaje przyjęcie z okazji otwarcia nowego centrum handlowego w Jacobsville – oznajmiła, nie podnosząc oczu. – Wybierasz się?

– Będę zajęty – mruknął. – Ale Harden i Miranda powinni przyjść.

Podniosła wzrok. Spojrzenie jej niebieskich oczu skoncentrowało się na jego śniadej twarzy. – Mógłbyś ze mną choć raz zatańczyć. Od tego nic ci nie ubędzie.

– Jesteś pewna? – zapytał ponuro. Przytknął lnianą serwetkę do szerokich, wyraźnie zarysowanych warg, po czym położył ją obok talerza i podniósł się z miejsca. Był potężnym, wspaniale umięśnionym mężczyzną o doskonałej sylwetce. – Muszę już iść.

Anna też wstała.

– Nie idź jeszcze – poprosiła błagalnym tonem.

– Muszę załatwić parę spraw.

– Wcale nie musisz. – Nadąsała się. – Nie chcesz zostać ze mną sam na sam. Czego się boisz? Że cię wezmę na tym stole?

Uniósł brwi wyraźnie rozbawiony.

– I upaprzesz mi plecy ziemniakami purée?

– Nie traktujesz mnie serio – prychnęła zirytowana.

– Jakżebym śmiał! – Zbył ją z wprawą, jakiej nabył przez lata praktyki. – Powiedz Polly, że spotkam się z nią jutro w biurze.

– Może ja umieram z miłości do ciebie? – odezwała się spokojnie. – Ale ciebie nie obchodzi, że łamiesz mi serce.

Uśmiechnął się szeroko.

– Serce niełatwo złamać, zwłaszcza takie młode jak twoje.

– Nieprawda. – Obrzuciła go wzrokiem od stóp do głów, zatrzymując się dłużej na szerokiej klatce piersiowej. – Mógłbyś mnie chociaż pocałować na dobranoc.

– Pozostawiam to Randallowi – odparł. – Jest jeszcze na etapie eksperymentowania. Podobnie zresztą jak ty.

– A ty, jak się domyślam, masz to już za sobą? Zachichotał.

– Czasami mam takie wrażenie – przyznał. – Dobranoc, mała.

Rumieniec, który wykwitł na jej policzkach, jeszcze bardziej podkreślił błękit jej oczu.

– Nie jestem dzieckiem!

– Dla mnie jesteś. – Nie patrząc na nią, sięgnął po kowbojski kapelusz. – Przeproś mamę i powiedz, że nie mogłem już dłużej na nią czekać. Dziękuję za kolację.

Zanim Anna zdobyła się na odpowiedź, był już w drzwiach, by po chwili zniknąć, nie zachowując nawet pozorów, jak bardzo mu pilno, żeby opuścić ich dom.

Najgorsze było to, że Anna bardzo go pociągała. Prawdę mówiąc, mógłby się w niej zakochać na zabój, ale była za młoda na poważny związek. W jej wieku można się zakochiwać i odkochiwać co tydzień. Poza tym było niemal pewne, że jest dziewicą, a on ma prawie dwa metry wzrostu i waży ze sto kilo…

Miał już za sobą pewien krótki romans, który zakończył się fatalnie, ponieważ pożądając kobiety, którą kochał – podobnie niewinnej i nieuświadomionej jak Anna – nie zapanował nad sobą i nad rozpierającą go ogromną siłą. Przerażona Louisa uciekła od niego. Pozostał mu po tym uraz, w rezultacie którego jak ognia wystrzegał się niewinnych kobiet.

Ta imponująca postura była jego utrapieniem jeszcze w dzieciństwie, gdy wiecznie występował w obronie swoich trzech braci. Nieustannie musiał się kontrolować. Raz się zdarzyło, że nie docenił swojej siły i facet wylądował w szpitalu. Ryzyko z chowaną pod kloszem dziewczyną, taką jak Anna, jest po prostu zbyt wielkie. Nie, drugi raz nie pozwoli sobie na podobne przeżycie w obawie przed konsekwencjami. Lepiej trzymać się doświadczonych kobiet, które się go nie boją.

Anna tymczasem roztrząsała słowa Evana. Była wściekła, że traktuje ją jak zadurzoną nastolatkę, podczas gdy ona usycha z miłości do niego!

– Gdzie Evan? – zapytała Polly, pojawiając się w drzwiach.

Była wysoką, szczupłą brunetką około pięćdziesiątki, Anna zaś miała jasną karnację jak jej ojciec.

– Już poszedł – odparła krótko. – Bał się, że uwiodę go na półmisku z zielonym groszkiem i ziemniakami purée.

– Co takiego?! – zaśmiała się Polly.

– Boi się przebywać sam na sam ze mną – mruknęła Anna. – Chyba się obawia, że zajdzie ze mną w ciążę.

– Anno, co ty mówisz?! – oburzyła się Polly. – Nie zaprzątaj sobie nim głowy. Masz chłopaka. I to w stosowniejszym dla ciebie wieku.

Anna westchnęła.

– Poczciwy Randall. – Zadumała się. – Podrywacz. Zezuje na prawo i lewo. Lubię go, ale flirtuje z każdą napotkaną kobietą. Wątpię, żeby czuł do mnie coś poważnego.

– Ma dopiero dwadzieścia parę lat – zauważyła Polly. – A i ty masz jeszcze sporo czasu, żeby się ustatkować. Obrączki są dobre dla ptaków.

Anna spiorunowała matkę wzrokiem.

– To, że ty i tata nie byliście razem szczęśliwi, nie oznacza jeszcze, że moje małżeństwo też musi być nieudane.

Wzrok Polly sposępniał. Odwróciła się, by zapalić papierosa, nie zwracając uwagi na pełne dezaprobaty spojrzenie Anny.

– Na początku byliśmy z twoim ojcem bardzo szczęśliwi – sprostowała. – Potem on zaczął latać w dalekie, zagraniczne rejsy, a ja zajęłam się handlem nieruchomościami. Prawie nie widywaliśmy się. – Wzruszyła ramionami. – Ot, jedna z typowych historii.

– Nadal go kochasz?

Polly uniosła brwi.

– Miłość to mit.

– Och, mamo – jęknęła Anna.

Polly zaśmiała się.

– Pozostań przy swoich marzeniach, dziecko. Ja wolę lokatę terminową w banku i odpowiednią ilość papierów wartościowych oraz obligacji w bankowej skrytce. Skąd wzięłaś tę suknię?

Anna spojrzała na matkę przewrotnie.

– To twoja.

Matka popatrzyła na nią z politowaniem.

– Ile razy mówiłam, żebyś się trzymała z daleka od mojej szafy?

– Tylko dwadzieścia. Ty byś mi nie kupiła czegoś równie seksownego.

– Domyślam się, że chciałaś w niej uwieść Evana – rzekła Polly z namysłem. – No cóż, myślę, że powinnaś dać sobie z nim spokój. Evan jest dla ciebie za stary i wie o tym, choć tobie się wydaje, że jest inaczej. Idź i przebierz się. Zafunduję ci kino. – Dlaczego nie?

Fajnie mieć równą matkę, która jest dobrym kumplem i przyjacielem, pomyślała Anna. Tylko dlaczego nikt nie chce traktować poważnie jej uczucia do Evana?

Zwłaszcza sam Evan!

Czasami zastanawiała się, czy nie byłoby dobrze podjąć taką pracę, która zapewniłaby jej stały kontakt z nim. Ale nie znała się na bydle ani na księgowości czy finansach. Pozostaje jej zatem praca w roli sekretarki w agencji matki, gdzie miała okazję spotykać Evana, jako że bracia Tremayne’owie zazwyczaj lokowali kapitał w nieruchomościach. Evan jako najstarszy zarządzał firmą, więc to on najczęściej zaglądał do biura matki. Dzięki temu Anna mogła go widywać.

Przyjęła strategię kropli, która drąży skałę. Jeśli stale będzie się na nią natykał, to może w końcu ją zauważy.

Nie siedziała z założonymi rękami. Metodycznie go osaczała. Potrafiła wymuszać zaproszenia na przyjęcia, na których bywał, tropiła go i niby przypadkiem wpadała na niego podczas lunchu, na poczcie albo w sklepie. Wiele osób obserwowało to jej polowanie z rozbawieniem, ona jednak nie ustawała w wysiłkach, czując coraz wyraźniej, że Evan nie pozostaje na to obojętny. Gdyby tak jeszcze zechciał naprawdę na nią spojrzeć!

Dla nikogo nie było tajemnicą, że Evan nie znosi alkoholu. Z niezrozumiałych dla nikogo powodów czuł do niego wyraźną awersję. Nazajutrz, chcąc zwrócić jego uwagę, wpadła na pewien pomysł. Wiedząc, że lada chwila Evan pojawi się w firmie, postawiła na biurku dwie nieodkorkowane butelki whisky.

Na ich widok stanął jak wryty i spojrzał na nie ponuro spod ronda nasuniętego na czoło kapelusza.

– Po jakie licho to tutaj trzymasz? – zapytał.

– W celach leczniczych – odparła zadowolona z siebie.

Miała na sobie biały lniany kostiumik oraz różową bluzkę. Włosy zaplotła w warkocz. Wyglądała jednocześnie poważnie i seksownie.

Wlepił w nią wzrok.

– Powtórz to jeszcze raz.

Rozejrzała się, by się upewnić, że nikt jej nie słyszy, po czym wychyliła się do przodu.

– To lekarstwo na ukąszenie węża.

Jeszcze bardziej ściągnął brwi.

– Tutaj nie ma żadnych grzechotników.

Uśmiechnęła się szeroko.

– Właśnie że są. – Otworzyła górną szufladę, by pokazać dwa ogromne plastikowe węże z bardzo realistycznymi zębami jadowymi.

Evan zrobił wielkie oczy.

– Wielkie nieba!

– Trzymam je z myślą o tych, którzy potrzebują pretekstu, żeby napić się whisky.

– Zwariowałaś?

– Gdyby tak było, czy byłabym w stanie z tobą rozmawiać?

Dał za wygraną, a wymijając ją, potrząsnął tylko głową. Patrzyła z uwielbieniem na jego wspaniałą postać. Gdyby nie był tak potężny, mógłby być idealnym jeźdźcem rodeo. Dłonie miał ogromne. Na niektóre kobiety w biurze działał wręcz onieśmielająco. Robiły nawet jakieś aluzje, których Anna nie rozumiała. Nie bała się go ani trochę. Kochała go.

Czuł, że Anna go obserwuje, ale nie reagował. Nie miał wątpliwości, że to jakaś jej kolejna zasadzka. Musiała wiedzieć, że whisky przyciągnie jego uwagę. I tak się stało. Jeśli nie chce wpaść w następną zastawioną przez nią pułapkę, musi bardziej uważać.

Okazało się, że to nie takie proste. Gdy wyszedł z gabinetu Polly, Anny nie było za biurkiem. Ujrzał ją na zewnątrz, niedaleko swojego samochodu, obok małego białego porsche, które dostała od matki.

Klęcząc, grzebała w skrzynce z narzędziami.

– Szukasz czegoś?

– Mhm. Klucza francuskiego Johnsona dla leworęcznych.

– Nie istnieje nic takiego – żachnął się.

– Właśnie że istnieje. Johnson to tutejszy mechanik. Jest leworęczny. Pożyczyłam od niego klucz, który gdzieś mi się zapodział.

– Co cię dzisiaj naszło?

– Dzika namiętność. – Zrobiła teatralną minę, głośno przy tym dysząc. – Pragnę cię! – Otworzyła ramiona i oparła się o karoserię. – No, weź mnie!

Omal nie parsknął śmiechem.

– Gdzie? – zapytał, rozglądając się po parkingu.

– Na masce samochodu, w bagażniku, wszystko mi jedno! – Stała w tej samej pozie z zamkniętymi oczami.

– Maska nie wytrzyma twojego ciężaru, nie mówiąc o moim. Nie sądzę też, żebym się zmieścił w takim małym bagażniku.

Otworzyła oczy i spiorunowała go wzrokiem.

– To może tu, na ziemi?

Potrząsnął głową.

– Za twardo.

– Na trawie.

– Tam są szczypawki i mrówki. – Splótł ramiona na piersiach i zlustrował ją od stóp do głów, powoli i uważnie. Nikt jeszcze, nawet Randall, nie patrzył na nią z takim błyskiem w oku, jakby ją rozbierał wzrokiem.

Odruchowo objęła się rękami.

– Nie rób tego – poprosiła.

– Sama zaczęłaś, skarbie – przypomniał jej i umyślnie podszedł bliżej, groźnie nad nią górując.

Wyglądała na zaniepokojoną, i o to mu chodziło. Nie należy igrać z dorosłymi mężczyznami. Ktoś musi jej to wreszcie uświadomić.

– Evan… – zaczęła niepewnym głosem.

Na opustoszałym parkingu brawura szybko ją opuściła. Flirtowanie flirtowaniem, ale Anna nie czuła się jeszcze całkiem pewna siebie w intymnej sytuacji. Z Randallem dałaby sobie radę, ale Evan wyglądał bardzo niebezpiecznie. Nieważne, że czasami przypominał dużego pluszowego niedźwiadka. Bracia Tremayne’owie znani byli z porywczości, a on był z nich najstarszy. Zapewne Connal, Harden i Donald wszystkiego nauczyli się od niego.

– O co chodzi? – zakpił, gdy Anna przywarła do samochodu jak osaczona kotka. – Nie przyszło ci do głowy, że to może być ryzykowne?

W tej chwili w ogóle nie wiedziała, co dzieje się w jej głowie, oszołomiona zapachem wody kolońskiej Evana i mydła oraz jego imponującą, atletyczną posturą.

– Jest biały dzień – zauważyła.

– Wiem. – Wydął wargi i uśmiechnął się do niej, ale to nie był ten sam rodzaj uśmiechu, jaki widywała dotychczas. Nawet na twarzach innych mężczyzn. Był zmysłowy, męski i wyzywający, jakby Evan wyczuwał, że kolana się pod nią uginają, a serce omal nie wyskoczy jej z piersi.

– Muszę już iść – powiedziała, czując, jak ogarnia ją strach.

Mógłby posunąć się dalej. Był tego bliski. W przeciwieństwie do jawnie demonstrowanych zalotów, jej słabość go pociągała. Zatrzymał wzrok na piersiach Anny i zmrużył oczy. Miała bujne kształty w najlepszym tego słowa znaczeniu, w sam raz nawet jak na jego duże dłonie.

Zreflektował się wreszcie. Anna jest dziewicą. Z trudem przeniósł wzrok na jej zaczerwienioną, zszokowaną twarz.

– Myślałem, że chcesz, żebym cię zniewolił – rzekł łagodnie, choć aksamitny ton jego głosu już sam w sobie był dosyć groźny. – Uciekasz, zanim cokolwiek zaczęliśmy?

Przełknęła ślinę i pokonując strach, odsunęła się od niego, śmiejąc się przy tym nerwowo. Czuła się jak kompletnie zielona smarkula.

– Najpierw muszę wziąć sporo witamin, żeby nabrać formy – stwierdziła, zerkając na niego, po czym otworzyła drzwi porsche i pospiesznie wśliznęła się do środka. – Zapamiętaj to sobie.

Uśmiechnął się tylko. Nie brakuje jej odwagi i szybko się pozbierała. Gdyby była o parę lat starsza, wszystko mogłoby się zdarzyć!

– Zjeżdżaj, kotku. A na przyszłość upewnij się najpierw, czy wiesz, czego chcesz – dodał. – Niewielu mężczyzn rezygnuje z tak oczywistej propozycji. Nawet jeśli przeczy to zdrowemu rozsądkowi.

– Od lat się ode mnie opędzasz – wypomniała mu, wstrzymując oddech. – Masz już w tym doświadczenie.

Spojrzał na nią spod przymkniętych powiek.

– Tak, mam – odparł ze spokojem. – Zapamiętaj to sobie. Nadal ci się zdaje, że apetyt mężczyzny można zadowolić kilkoma słodkimi pocałunkami! Ale nie mój.

Spojrzała na niego ze złością.

– Ja niczego ci nie pro…!

– Czyżby?

Przeniosła wzrok na palce, którymi trzymała kluczyk w stacyjce.

– Na pewno nie – obruszyła się. – Ja tylko żartowałam.

– Takie żarty są bardzo ryzykowne. Przećwicz to na Randallu. Z nim będziesz bezpieczniejsza niż przy mnie.

– On przynajmniej okazuje, że mnie chce – mruknęła, gwałtownie włączając silnik.

– Znakomicie – rzucił. – Tylko nie pędź tym autkiem.

Przestawiła skrzynkę z narzędziami z przedniego siedzenia na tylne.

– Nigdy nie pędzę – skłamała.

Patrzył, jak zapina pas.

– Aha, czyli koniec z pracą na dzisiaj? – spytał z przekąsem.

– Jadę na lunch z przyjaciółką – odparła wymijająco.

Uniósł brwi.

– Nie wiedziałem, że masz przyjaciółki.

Z piskiem opon ruszyła tyłem z miejsca parkingowego i wyjechała na ulicę. Cud, że nie rozwaliła skrzyni biegów. Miała łzy w oczach, ale Evan już tego nie widział.

Zatrzymała się w pobliskiej restauracji i samotnie zjadła hamburgera. Nie miała przyjaciółek.

Bardzo lubiła Randalla. Odbywał staż w szpitalu, był synem lekarza z Houston i nieźle się prezentował. Oczywiście, nie przestawał łypać na kobiety, ale jej to nie przeszkadzało. Czuła się przy nim bezpiecznie. Niestety, jej serce należało do Evana. To straszne, że kocha człowieka, który traktuje ją jak dziecko i nabija się z niej, kiedy ona mu siebie ofiarowuje. Miała ochotę wyć.

Właściwie całe jej zachowanie wobec Evana było jedną wielką prowokacją. Droczyła się z nim, by zwrócić jego uwagę, a kiedy w końcu jej się to udało, nie wiedziała, co robić dalej. W przeciwieństwie do niego nie miała żadnych doświadczeń. Nie wiedziała, jak postępować z takim facetem. Przed chwilą Evan udowodnił jej czarno na białym, jak bardzo ją peszy jego bliskość.

Wróciła do biura, ale już do końca dnia nie mogła przyłożyć się do pracy. Polly nawet tego nie zauważyła. Czasami Anna zastanawiała się, czy jej matka w ogóle zwraca uwagę na to, co ona czuje.

Przyjęcie, które Polly wydała z okazji otwarcia nowego centrum handlowego w Jacobsville, było dla Anny okazją, by zrobić się na gwiazdę. Wcale nie po to, aby olśnić Evana, wmawiała sobie. Przecież powiedział, że pewnie nie przyjdzie. Za to będzie Randall. Dlaczego ma nie wyglądać zabójczo właśnie dla niego?

Włożyła srebrną suknię tuż za kolana oraz sandałki na wysokim obcasie i rozpuściła włosy. Wiedziała, że wygląda świetnie, lecz nie cieszyła jej perspektywa tego wieczoru. Bez większego przekonania pomalowała lekko usta i wyszczotkowała włosy. Bez Evana świat staje się bezbarwny i nieciekawy.

Na parterze czekał na nią Randall. Miał na sobie modną sportową marynarkę i nieskazitelnie wyprasowane spodnie. W okularach w metalowej oprawce wyglądał bardzo dostojnie. Ten młody lekarz nie był przystojny, ale kobiety go uwielbiały. Delikatny i troskliwy, był dobrym kompanem, nawet jeśli jego notoryczne wodzenie wzrokiem za kobietami bywało nieznośne. Anna lubiła go, a on odwzajemniał to uczucie.

– Ślicznie wyglądasz – powiedział, szacując wzrokiem wytworny tłum, który podejmowała Polly. – Twoja matka chyba zna tu wszystkich.

– Każdego, kto obraca się w jej kręgach – odparła Anna.

Zainteresowanie Randalla bogatymi i wpływowymi personami irytowało Annę. Sama w kontaktach z ludźmi nigdy nie kierowała się ich zamożnością czy pozycją społeczną. Podobnie jak Tremayne’owie. Była pewna, że Randall już zawczasu przygotowuje sobie grunt pod prywatną praktykę. Nie ukrywał, że bardzo interesują go zamożni pacjenci.

Ujął ją pod ramię i razem przecisnęli się do bufetu, gdzie podawano gościom ciemnoczerwony poncz i pikantne przystawki.

– Umieram z głodu. Musiałem zrezygnować z lunchu, bo mi wypadło badanie pacjentów. Szkoda, że to nie jest przyjęcie na siedząco.

– Lori zrobiła kurczaka w miodzie i krokiety z łososiem – pocieszyła go Anna, wskazując półmiski. – Są też malutkie pączki z jagodami. Jeśli nałożysz sobie odpowiednio dużo na talerz, myślę, że się najesz.

Uśmiechnął się do niej.

– Mam nadzieję.

Zauważyła parę kołyszącą się w takt cichej muzyki, granej przez orkiestrę. Uwielbiała tańczyć, ale Randall nie umiał. I nie chciał się nauczyć, mimo że podjęła się mu pomóc.

– Może byś zatańczył? – spróbowała jeszcze raz.

Pokręcił głową.

– Jestem zmęczony. Ledwie trzymam się na nogach.

Wzruszyła ramionami, jakby jej było wszystko jedno. Sięgnęła po pucharek z ponczem i rozejrzała się w poszukiwaniu znajomych twarzy. Kiedy zauważyła Hardena i Mirandę Tremayne’ów, przesunęła wzrok dalej, w nadziei że dojrzy Evana. Ale go nie było. Posmutniała, przesyłając jednocześnie powitalny uśmiech jego bratu i bratowej.

Miranda miała na sobie czarną ciążową suknię ze zwiewnej koronki. Stała u boku rozpromienionego Hardena. Anna zawsze trochę litowała się nad Hardenem, który wydawał się jej taki samotny, ale ostatnio uśmiechał się często, a z niebieskich oczu zniknął dawny chłód. Gestem posiadacza obejmował poszerzoną talię Mirandy. Prezentował się wspaniale w smokingu, prawie tak dobrze jak Evan.

– Tłumy gości – zauważył Harden. – Twoja matka przeszła samą siebie.

– Rzeczywiście – przyznała Anna, uśmiechając się szeroko. – Możesz mnie przedstawić? Znam Mirandę z widzenia, ale tak naprawdę nigdy nie miałyśmy okazji się poznać.

– Mirando, to jest Anna Cochran – dopełnił obowiązku Harden. – Poznałaś Polly parę dni temu na bankiecie wydanym przez Izbę Handlową. Polly sprzedała teren pod nowe centrum handlowe, do którego na dodatek przyciągnęła parę niezłych firm.

– Miło cię poznać – powiedziała Miranda, odwzajemniając uśmiech. Jej srebrzystoszare oczy były prawie tego samego koloru co suknia Anny. – Dużo o tobie słyszałam.

Anna westchnęła.

– Pewnie o tym, że nieustannie próbuję usidlić Evana – mruknęła smętnie. – To beznadziejny przypadek, ale już weszło mi w krew. Gdy pewnego dnia Evan w końcu się ożeni, będę mogła z godnością złożyć broń.

– To niemożliwe – odparł Harden. – Evan uważa, że jest dożywotnio skazany na stan kawalerski. Ciągle narzeka, że kobiety nie zwracają na niego uwagi.

– Twierdzi, że jeśli go ścigały, to tylko po to, żeby przez niego dobrać się do Hardena. – Miranda się roześmiała. – Ostatnio mówi też, że jest za stary, żeby się jeszcze komuś podobać.

– Ma trzydzieści cztery lata i powinien się ustatkować – oznajmił Harden, kiwając głową. – Anno, pomóż mu.

– Staram się, ale nie pozwala mi się rozstać z lalkami i misiami. Traktuje mnie jak dziecko.

– Niechby cię zobaczył w tej sukni! – rzekła Miranda i uśmiechnęła się konspiracyjnie. – Wyglądasz bardzo elegancko.

– Randall to zauważył. Chcecie go poznać? – Anna odwróciła się i po chwili przyciągnęła Randalla, który akurat ogryzał skrzydełko. – Randall Wayne – przedstawiła go. – Studiuje medycynę.

– Przepraszam, jestem już na stażu. – Spiorunował ją wzrokiem. – Jeszcze trochę, a otworzę własną praktykę. Za dwa lata. Pamiętajcie o mnie, na wypadek gdybyście sobie coś złamali.

– Nie omieszkamy – obiecał Harden.

– Och, Randall! – Anna westchnęła. – Jesteś beznadziejny.

– Dla początkującego lekarza każdy pacjent jest na wagę złota – przypomniał jej. – Nie można mieć za złe człowiekowi, że zawczasu dba o swój interes.

– Oczywiście, że nie – zaśmiała się Miranda.

Anna nie powinna o to pytać, ale nie mogła się powstrzymać.

– Czy jeszcze ktoś z rodziny przyjechał tu razem z wami? – zapytała pokrętnie.

– Tylko Evan – mruknął niechętnie Harden. Zauważył, że Annie zaśmiały się oczy. – Szuka miejsca, żeby zaparkować.

Resztę wolał przemilczeć. Beznadziejna słabość Anny do jego brata była tak oczywista, że Harden już na wyrost cierpiał z jej powodu.

– Może mu to zająć cały wieczór – stwierdził Randall. – Ja na szukanie miejsca straciłem pół godziny.

– Evan jest zaradny – odparł Harden, zerkając z żalem na Annę. Zanim pojawi się Evan, dziewczyna powinna jakoś się przygotować. I on powinien jej w tym pomóc. – Poza tym jest z Niną, a dla niej nie ma rzeczy niemożliwych.

ROZDZIAŁ DRUGI

Anna nie wiedziała, w jaki sposób udało jej się skomentować tę rzuconą mimochodem informację, wyszła jednak z tego obronną ręką, uśmiechając się i puentując to jakimś zgrabnym zdaniem. O ile wcześniej Evan dawał jej wyraźnie do zrozumienia, że nie pragnie jej adoracji, o tyle teraz wbijał nóż w serce. Przyszedł z Niną, o której wszyscy wiedzieli, że jest jego dawną miłością.

Obecnie była supermodelką w Houston, która przyjechała odwiedzić dawne strony. Prawdopodobnie robiła wszystko, żeby rozbudzić w nim dawne uczucie. Skoro przyprowadził ją na przyjęcie, musiał jej robić jakieś nadzieje.

– Mam brata idiotę! – oznajmił Harden Mirandzie, kiedy przeszli do innej części sali. – Widziałaś, jak zareagowała? Evan uważa ją za dziecko, ale cierpienie, które malowało się na jej twarzy, nie było ani trochę szczeniackie.

– Czy on do niej nic nie czuje? – zapytała Miranda.

– Nie mam pojęcia. Jeśli nawet coś czuje, to się do tego nie przyznaje. Jest uparty, poza tym potrafi być okrutny, kiedy się go za mocno przyciska. Anna uczyniła sobie zabawę z flirtowania i przekomarzania się z nim. A on uważa, że za tym nic więcej się nie kryje. Nie traktuje jej serio.

– To się myli.

Przytaknął jej.

– Jestem tego więcej niż pewny. To kamuflaż. W końcu najbezpieczniejszą metodą ukrywania uczuć jest ich przesadne okazywanie. Biedactwo. Randall nie dorasta do pięt Evanowi, ale ona gotowa jest za niego wyjść z nieodwzajemnionej miłości do mojego brata.

– Jaka szkoda – westchnęła Miranda.

Przyciągnął ją bliżej.

– To prawda. Chwała Bogu, że my mamy już za sobą wszelkie wątpliwości.

Uśmiechnęła się i podnosząc na niego rozpromieniony wzrok, szepnęła:

– Kocham cię.

Zapłonęły mu oczy. Pochylił się i delikatnie ją pocałował.

– A ja ciebie jeszcze bardziej.

– Wiem – powiedziała półgłosem, przytulając się mocniej. – Mamy prawdziwy skarb, Hardenie. Tak wiele zostało nam dane.

Szczupłą ręką dotknął delikatnej wypukłości jej brzucha, z miłością zaglądając żonie w oczy.

– Więcej, niż śmiałbym marzyć. Czy już ci kiedyś mówiłem, że jesteś całym moim życiem? – szepnął jej do ucha.

Mirandę zalała fala tak gorącego uczucia, że zabrakło jej słów. Jeszcze bardziej przylgnęła do boku męża, a on z czułością musnął wargami jej czoło.

Anna przyglądała im się ukradkiem i chciało się jej płakać. Ich miłość była niemal namacalna. Sama nigdy nie zaznała tak cudownego oddania i troski. I pewnie nigdy nie zazna. Wyobrażenie Randalla o romantycznej miłości sprowadzało się do kilku pocałunków przerywanych obmacywaniem. Może i będzie znakomitym lekarzem, ale czeka go długa droga, by stać się choćby letnim kochankiem. A poza tym nie jest i nigdy nie będzie Evanem.

Sączyła poncz, podczas gdy Randall rozmawiał z jakimś znajomym ze szpitala. Nie spojrzy w stronę drzwi. Nie da Evanowi satysfakcji, że jego obojętność ją zabija!

– Nareszcie coś do picia! – usłyszała za plecami niski, uwodzicielski głos. – Cześć, Anno – powiedziała Nina Ray, ledwo się uśmiechając. – Mam nadzieję, że ten poncz jest wysokoprocentowy. Muszę się napić! Evan zaparkował prawie na łące! Nogi mi odpadają po tym spacerku.

– I to mówi zawodowa modelka? – zadrwił Evan.

Anna nie czuła się na siłach spotkać się z nim wzrokiem. Zerknęła na jego białą koszulę i czarny krawat oraz na smoking, po czym przeniosła spojrzenie na smagłą Ninę w biało-czarnej kreacji, przy której zbladły stroje pozostałych kobiet.

– Wyglądasz rewelacyjnie – powiedziała z uznaniem. – Oglądam cię stale w magazynach mody. Jak na dziewczynę z takiego miasteczka jak nasze, odniosłaś ogromny sukces.

– Nie obeszło się bez pomocy, kochana…

Nina uśmiechnęła się tajemniczo. Pewna swojej atrakcyjności, rzuciła powłóczyste spojrzenie Evanowi, na co sfrustrowana Anna zazgrzytała tylko zębami. Nigdy się tego nie nauczy!

– Gdzie jest Polly? – zapytał Evan, nalewając poncz Ninie i sobie.

– Krąży wśród gości – odparła Anna z uśmiechem. – To jej wielki dzień. Króluje i zbiera hołdy.

– Zasłużyła na to – odpowiedział Evan. – Centrum przyciągnie sporo nowych firm i przyniesie duże dochody.

– Wszystko po to, żeby podnieść podstawę opodatkowania – zauważył Randall, przyłączając się do nich. Uśmiechnął się do Niny. – Ślicznie wyglądasz! – zachwycił się, a Anna miała ochotę go kopnąć. Gdy chodziło o ocenę jej wyglądu, nawet w połowie nie był taki przekonywający.

– Dziękuję. A z kim mam przyjemność? – zapytała Nina, uwodząc Randalla spojrzeniem.

– Randall Wayne – przedstawił się, ujmując jej szczupłą dłoń i całując ją tuż nad pomalowanymi na czerwono paznokciami. – Miło mi panią poznać, pani Ray.

Nina rozpromieniła się.

– Wiesz, kim jestem?

– Każdy to wie. Masz twarz, którą nie sposób zapomnieć. Widuję cię stale na okładkach magazynów.

– No tak. – W głosie Niny zabrzmiało wyraźne samozadowolenie. – Moja kariera nabrała rozmachu, odkąd Evan znalazł mi nową agencję.

– Zawsze do usług. – Evan pokłonił się nisko.

Starał się nie widzieć Anny, ale z mizernym rezultatem. Srebrna suknia w sposób wręcz prowokacyjny podkreślała jej opaleniznę oraz błękit wielkich oczu. Trzeba było silnej woli, żeby trzymać się od niej z daleka.

– Bardzo dobra orkiestra – zauważyła Nina. – Evan, zatańczmy!

Wzięła go za rękę i poprowadziła na parkiet, nie dając mu czasu na rozmowę z Randallem ani z Anną. Wcale nie musi, pomyślała Anna. Jego komunikat był aż nadto wyraźny: trzymaj się z daleka! Westchnęła i podniosła do ust pucharek z ponczem.

– Ten poncz aż prosi się o wzmocnienie – zauważył jeden z gości, wyjmując z wewnętrznej kieszeni marynarki piersiówkę whisky. – Oto ono!

Anna obserwowała, jak z chytrym uśmiechem dolewa alkohol do wazy. Wiedziała, że jeden z gości mógłby dostać wysypki, gdyby to zobaczył. Evan nie lubił ponczu, było więc mało prawdopodobne, że się upije. Nie znosił alkoholu. Słyszała, że pewnego razu, na kolacji z Justinem i Shelby Ballengerami, demonstracyjnie odniósł do kuchni swój kieliszek wina.

Wspomniała o tym Randallowi, gdy autor wzmocnionego płynu spróbował swego dzieła, po czym przeniósł się z partnerką na parkiet.

– Tak, słyszałem o tym. Justin i Shelby to ta para, która ma trzech chłopców, prawda?

– Tak. Idą łeb w łeb z Calhounem i Abby.

– Ale oni mają dwóch chłopców i dziewczynkę – zwrócił jej uwagę Randall. – Słyszałem, jak Harden i Connal, drugi brat Evana, rozmawiali o tym na przyjęciu, na którym byłem w zeszłym tygodniu.

Anna lekko się zaśmiała.

– Connal upierał się, że Calhounowi i Abby urodziła się córeczka. Nic z tych rzeczy. To też chłopczyk. Nazwali go Terry, a kiedy Connal usłyszał to imię, uznał, że urodziła się im upragniona dziewczynka. Teraz wszyscy w rodzinie powtarzają to jako świetną anegdotę.

– Terry jest imieniem i męskim, i żeńskim – zauważył Randall.

– Ale to jest zdrobnienie od Terrance’a, czyli to męskie imię – wyjaśniła. – Wyobraź sobie: dwóch braci i sześciu chłopców! Ani jednej dziewczynki w całej tej gromadzie. – Potrząsnęła głową.

– A Tyler, brat Shelby?

– On i jego żona nie mają dzieci – odrzekła Anna z pewnym żalem. – Za to adoptowali pięcioro! Nell się zamartwiała, ale Tyler namówił ją do udziału w jednym z programów dla rodzin zastępczych. Ani się obejrzała, jak przybyła jej piątka dzieci, które nigdy nie miały prawdziwego domu. Oboje mówią, że ta gromadka to największy cud, jaki ich spotkał w życiu.

– To jedyne rozwiązanie – przyznał Randall. – Co siódma para jest bezpłodna. To nie takie proste, ale oni, jak widać, poradzili sobie z tym problemem.

Anna spuściła oczy. Pomyślała, że nigdy nie będzie mieć dzieci z Evanem. Przecież on ma Ninę. To było smutne, ale i otrzeźwiające.

– Uważam, że jeśli ludzie się kochają, nie ma takiej przeszkody, której nie mogliby pokonać – zauważyła półgłosem.

– Zgadzam się. Proszę, skosztuj. Teraz to całkiem dobre.

Wręczył jej pucharek wzmocnionego alkoholem ponczu. Wypiła łyczek, krzywiąc się, ponieważ napój palił ją w język. Nawet owocowy krążek lodu nie rozcieńczył dostatecznie whisky, a Anna rzadko piła.

– Jakie to mocne!

– Dlatego, że nie jesteś przyzwyczajona. – Randall zachichotał. – Czy jesteś takim samym wrogiem alkoholu jak Evan?

Odwróciła głowę. Oczywiście Randall nie miał pojęcia, jaką przykrość sprawiła jej ta uwaga.

– Nie lubię alkoholu – powiedziała obojętnym tonem.

– Zauważyłem.

Nie dotarła do niej drwina w jego głosie. Wbrew postanowieniu odszukała wzrokiem Evana. Tańczył ze swoją towarzyszką. Był wysoki i potężny, więc prawie wszyscy mężczyźni wydawali się przy nim karłami. Bardzo poufałym gestem obejmował partnerkę, która zarzuciła mu ramiona na szyję. Anny nigdy tak nie obejmował.

Jej spojrzenie złagodniało i posmutniało na jego widok. W wieczorowym ubraniu wyglądał oszałamiająco. Biała koszula podkreślała jego opaleniznę, a czarny krawat i smoking sprawiały, że wydawał się jeszcze wyższy, prezentując się nad wyraz dostojnie. Już od samego patrzenia na niego Anna poczuła się lepiej i bezpieczniej. Gdyby tylko czuł do niej to samo! Byłaby w siódmym niebie. Evan przechwycił jej wniebowzięte spojrzenie. Gdy spotkali się wzrokiem ponad głowami gości, stężały mu wszystkie mięśnie. Anna znowu uprawia tę swoją grę, pomyślał. Nawet nie wie, co robi. Ma dziewiętnaście lat, zaczyna odkrywać potęgę swojej kobiecości i wypróbowuje ją na każdym mężczyźnie, który znajdzie się w pobliżu. Lepiej, żeby o tym pamiętał.

Oderwał od niej wzrok, pochylił się i przy wszystkich pocałował Ninę. Zrobił to bardzo namiętnie, żeby nie myśleć o posmutniałym obliczu Anny.

Gdy się wyprostował, Nina z trudem łapała od dech, a Anna gdzieś zniknęła! Przynajmniej to jedno osiągnął.

– Pojedziemy do mnie, mój olbrzymie? – szepnęła Nina. – Jestem gotowa.

Ale Evan nie był gotów. Potrząsnął głową.

– Poczekajmy na przemówienie Polly.

Nina westchnęła.

– Tak naprawdę to ty wcale mnie nie chcesz, mam rację? – zapytała spokojnie. – Unikasz mojego mieszkania jak ognia.

– Jesteśmy przyjaciółmi – przypomniał jej z uśmiechem. – Gdyby było inaczej, jaki miałbym interes, żeby ci pomagać w robieniu kariery?

– Zaczynam podejrzewać, że robisz to, by wzbudzić zazdrość w innej kobiecie. – Zauważyła, że drgnęły mu powieki. – Albo żeby coś ukryć, używając mnie jako pretekstu. Nie chcesz mnie dla mnie samej. Rzadko mnie gdzieś ze sobą zabierasz.

– Jestem zajęty – odparł z uśmiechem.

– Nie aż tak bardzo. To prawda, że z innymi kobietami też się nie pokazujesz. – Pokiwała głową, widząc jego zdziwienie. – Nadal mam znajomych w Jacobsville, którzy informują mnie na bieżąco, kto z kim się spotyka. Nie masz nikogo na stałe. Ale mówią, że Anna Cochran nie odstępuje cię na krok.

Ciężko westchnął.

– To po części prawda.

– Evan, wreszcie zrozumiałam, dlaczego mnie tutaj przyprowadziłeś. I dlaczego mnie pocałowałeś. – Uśmiechnęła się łagodnie. – Niech i tak będzie. Jeśli potrzebujesz ochrony, jestem do dyspozycji. Graj dalej swą rolę. Powiedzmy, że ze względu na starą przyjaźń.

– Jesteś wspaniałomyślna.

– To samo mogę powiedzieć o tobie. – Zrobiła poważną minę. – Pomogę ci usunąć z drogi tę małą. To żaden problem.

Nie podobało mu się takie sformułowanie. Jego twarz wykrzywił grymas.

– Jest jeszcze całkiem zielona, prawda? – Mówiąc to, Nina obserwowała Annę stojącą z Randallem przy wazie z ponczem. – Myślisz, że wyjdzie za tego studenta medycyny?

– Skąd mogę wiedzieć? – spytał zirytowany.

Nigdy dotąd nie zastanawiał się nad tym, ale ostatnio Anna rzeczywiście spędzała dużo czasu z tym chłopakiem.

– Posażna panna. Ma bogatą matkę – myślała głośno Nina. – Młody lekarz, który chce otworzyć prywatną praktykę, potrzebuje bogatej żony.

Evan zesztywniał.

– Nie jest aż taka głupia – warknął.

– Kochanie, to przecież jeszcze dziecko. Co ona może wiedzieć o mężczyznach? Założę się, że wciąż jest dziewicą.

Na samą tę myśl poczuł, jak zalewa go fala gorąca. Skoncentrował się na tańcu.

– To problem Randalla, nie mój – oznajmił. – Tańczmy. Pomóż mi jej się pozbyć.

– Z przyjemnością…

Patrząc na nich, Anna wypiła kolejny łyk ponczu, potem jeszcze jeden.

– Szkoda, że nie tańczysz – zwróciła się do Randalla. Mówiła trochę niewyraźnie. Czuła się bardzo rozluźniona.

– Czasami mam na to ochotę – przyznał. – Dlaczego nie mielibyśmy spróbować zatańczyć teraz? – Odstawił pucharek. – Czuję, że jestem wystarczająco odprężony.

Objął ją, a ona uczyła go podstawowych kroków. Po chwili na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a jego dłonie przyciągnęły ją bliżej.

– To całkiem przyjemne. – Był mile zdziwiony.

– Jasne! – Oparła policzek na jego piersi i zamknęła oczy, ledwo się poruszając w rytm muzyki.

Do diabła z Evanem! Niech sobie całuje tę swoją kochankę tutaj, na tym parkiecie. Nie będę na nich patrzeć! – postanowiła.

– Anno, jak się bawisz? – zapytała jedna ze znajomych Polly, tańcząca tuż obok ze swoim małżonkiem.

– Świetnie – odrzekła uprzejmie Anna. – Mam nadzieję, że państwo także.

– Jest uroczo. Widzę, że Evan przyszedł z towarzyszką – dodała kobieta z lekko ironicznym uśmiechem. – Żeby ostudzić twój zapał?

Anna zaczerwieniła się. Przyzwyczaiła się do drwin na temat swojego zauroczenia Evanem, ale tego wieczoru poczuła się tym dotknięta.

– To jego dawna znajoma – wyjaśniła.

– Tak, ale Evan zwykle nie bywa na przyjęciach u Polly w towarzystwie kobiet. Mam wrażenie, że ostatnio w ogóle rzadko się pokazuje – skomentowała złośliwie. – Musi być naprawdę zdesperowany, skoro sprowadza swoje eksprzyjaciółki po to tylko, żeby cię zniechęcić.

Anna wyrwała się z objęć Randalla, który nie ukrywał złości, i wróciła do wazy z ponczem, pozostawiając znajomą matki z otwartymi ustami.

– Dlaczego się denerwujesz? – spytał Randall, doganiając ją. – Wszyscy wiedzą, że uganiałaś się za Evanem. Ale już przestałaś, więc nie musisz się przejmować tym, co ludzie wygadują. – Objął ją w pasie. – Teraz masz mnie.

Czy rzeczywiście? Ilekroć w sali pojawiała się jakaś nowa ślicznotka, Randall pożerał ją wzrokiem. Był urodzonym uwodzicielem i choć jego uroda pozostawiała wiele do życzenia, potrafił być czarujący.

– Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo to się rzuca w oczy – mruknęła, spuszczając wzrok. – Ale to była tylko zabawa. – Skłamała, ale jakoś musiała ratować własną godność.

– Wiem o tym – powiedział Randall. – Podobnie jak większość ludzi. Nie przejmuj się plotkami. Od paru tygodni nie zwracam na nie uwagi.

Poderwała głowę.

– A co słyszałeś?

Wzruszył ramionami, po czym nieznacznie się uśmiechnął.

– Tylko tyle, że jak szalona ścigasz Evana po całym mieście. O przypadkowych spotkaniach, które nie są przypadkowe, o tym, że wieszasz się na nim na przyjęciach i uwodzisz go bez żenady. Mówią, że Evan nie może się ruszyć, żeby na ciebie nie wpaść. Wydawało mi się to zabawne.

– Ale nie Evanowi – jęknęła. – Przesadziłam, a jemu się to wreszcie znudziło.

– Więc ta kobieta miała rację? Przyprowadził Ninę, żeby pozbyć się ciebie?

Nie była to przyjemna rozmowa. Do tego Anna miała wrażenie, że wszyscy na nią patrzą.

– Jestem pewna. Biedny Evan.

– No nie wiem – rzekł półgłosem Randall, uśmiechając się do Anny. – Powinno mu pochlebiać, że wzdycha do niego taka śliczna młoda kobieta.

– Powiedz raczej, że to irytujące – poprawiła go i nagle wszystko zrozumiała.

Jak mogła się tak zagalopować i postawić Evana w takiej sytuacji? Droczyła się z nim i narzucała mu, mając nadzieję, że ją zauważy. A tymczasem tylko go odstraszyła. Ależ z niej idiotka!

Co więcej, muszę pogodzić się z tym, że wszyscy wiedzą, po co Evan pokazuje się z Niną! By trzymać mnie na dystans! – rozpaczała w duchu. Co za poniżenie. Gdy rozejrzała się dookoła, pochwyciła spojrzenia zebranych, dostrzegając w ich oczach ledwo skrywaną litość.

Do końca wieczoru z trudem powstrzymywała łzy. Evan tańczył tylko z Niną i był nią tak zaabsorbowany, że czujni obserwatorzy zaczęli spekulować na temat odnowienia dawnego romansu. Sposób, w jaki Evan unikał Anny, mówił sam za siebie. Nikt jednak nie zauważył, że również Anna robiła wszystko, by nie wchodzić mu w drogę. Kurczowo trzymała się Randalla.

Polly Cochran wygłosiła przemówienie i przedstawiła dwóch głównych sponsorów centrum handlowego, a także kupców, którzy już zadeklarowali chęć otwarcia swoich sklepów. Wystąpienie zostało przyjęte oklaskami i nawet odwróciło uwagę Anny od jej nieszczęścia.

Mimo towarzystwa Randalla czuła się samotna i kompletnie pusta w środku. Robiła dobrą minę do złej gry, śmiejąc się i brylując, by nikt nie odgadł, jak bardzo cierpi.

Kiedy tłum zaczął się przerzedzać, rozpromieniona Polly przystanęła przy córce.

– Myślę, że się udało. Jak się bawisz, kochanie?

– Cudownie, dziękuję, mamo – odparła beztrosko Anna, siląc się na uśmiech. – Było uroczo, prawda, Randall?

Popatrzył na nią badawczym wzrokiem.

– Anno, ile razy tankowałaś?

– Tylko trzy. – Zrobiła wielkie oczy. – Dlaczego pytasz?

Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z jej matką.

– Ktoś wzmocnił poncz – oznajmiła Polly.

– Skąd pani wie?

– Evan powąchał swoją porcję i odstawił ją, patrząc nienawistnym wzrokiem w moją stronę – wyjaśniła z przekąsem.

– Było do przewidzenia, że pierwszy to zauważy – zaśmiał się Randall i spojrzał na zegarek. – O rany, muszę już iść! Od północy mam dyżur pod telefonem. Skontaktuję się z tobą jutro albo pojutrze, jak tylko będę miał trochę wolnego czasu. Dobranoc – rzekł półgłosem, pospiesznie całując Annę w czoło.

Odprowadziła go obojętnym wzrokiem.

Polly czule ją objęła.

– Widzę, jak cierpisz – powiedziała z niespotykaną troską. – Przeżyjesz, kochanie. Evan nie jest typem mężczyzny, który się ustatkuje. Od dawna o tym wiesz.

– Ja tylko go podrywałam – upierała się Anna. – To były żarty. Myślałam, że się domyśla.

Polly nie zaprzeczyła. Widziała rozpacz w niebieskich oczach córki. Przygarnęła ją mocniej.

– Chodźmy posłuchać muzyki. Randall jutro zadzwoni. Może wyciągnie cię gdzieś i razem coś zjecie. Za dużo przesiadujesz w domu.

– Chyba masz rację. Randall jest całkiem sympatyczny.

– Z czasem zrozumiesz, że trzeba brać z życia to, co nam ofiarowuje, i nie oczekiwać tego, co niemożliwe – łagodnie stwierdziła Polly.

– Mhm. – Anna uśmiechnęła się. W głębi duszy zastanawiała się, ile czasu upłynie, zanim wymaże z pamięci ten wieczór.

Na widok Evana i Niny, którzy szli w ich kierunku, Anna miała ochotę wziąć nogi za pas.

– Wspaniałe przyjęcie. – Nina uśmiechnęła się uroczo, kierując te słowa do Polly. – Dziękuję za zaproszenie.

– Bardzo mi miło – odparła Polly. – Evan, jak miło, że i ty z niego skorzystałeś. Przyznam, że się nie spodziewałam. Cieszę się, że Ninie udało się wyciągnąć cię z biura.