Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Tuptuś, samotny jeżyk

Tuptuś, samotny jeżyk

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-7895-599-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Tuptuś, samotny jeżyk

Zgubione… porzucone… zaniedbane? Odtąd ich domem będzie „Cichy kąt”!
W idealnym świecie takie miejsce jak schronisko „Cichy kąt” nie byłoby potrzebne. Jednak Ewa i Karol Mareccy, których rodzice prowadzą schronisko, wiedzą, że w życiu nie zawsze jest idealnie. Codziennie zjawia się nowe zwierzę, które potrzebuje pomocy!
Ewa znajduje w stodole ślicznego jeżyka. Razem z bratem sprawdzają na stronie internetowej Pogotowia Jeżowego, jak powinni się nim właściwe opiekować. Rodzeństwo postanawia odnaleźć rodzinę jeża, aby Tuptuś mógł do niej wrócić. Ewa i jej przyjaciółka Ania odkrywają, że pozostałe jeże są w ogromnym niebezpieczeństwie. Czy uda im się je uratować?

Polecane książki

"Wenecja, Rzym, Sycylia: Podróż w poszukiwaniu namiętności. Kobieta, która nie zaznała miłości I mężczyzna z mroczną przeszłością… Elena zrobiła krok naprzód. Dni szaleńczej namiętności, które przeżyła z Leonardo, sprawiły, że poznała mroczną stronę rozkoszy i stała się silna dziś są jedynie mgl...
„Problematyka podjęta przez dr. R. Sikorskiego jest niewątpliwie i ciekawa i – jak dotąd – nie ciesząca się zainteresowaniem krajowych badaczy, a szkoda, bowiem jest nie tylko istotna praktycznie, lecz także stanowi doskonałe źródło szeregu dalszych kwestii, wymagających rozwiązania. W skomplikowany...
Książka opowiada o dwóch latach życia w najważniejszej na świecie szkole biznesu, określanej przez jej adeptów jako „kuźnia kapitalizmu”. Dziennikarz Phillip Delves Broughton – narrator – postanawia porzucić dotychczasową karierę dziennikarza newsowego, poszerzyć swoje horyzonty i zyskać wiedzę o fu...
Jak przystało na wybitnego matematyka, Profesor ma swoje dziwactwa. Pewnego dnia w progu jego domu pojawia się nowa gosposia z synem, nazywanym pieszczotliwie Pierwiastkiem. Wspólne życie pokaże, że znacznie łatwiej jest napisać skomplikowane równanie niż ułożyć relacje z drugim człowiekiem. Językie...
W swojej powieści autorka umiejętnie łączy elementy kryminału i science fiction. Akcja książki dzieje się w świecie, w którym ludzie odkryli prawa rządzące zdarzeniami losowymi. Dzięki temu mogą – choć w ograniczony sposób – wpływać na to, jak często przytrafia im się pec...
„Kierowca w firmie” to miesięcznik szczególnie polecany firmom zatrudniającym kierowców. Eksperci na bieżąco informują o zmianach w prawie przewozowym oraz doradzają, jak unikać kar ITD i PIP. Krótkie i konkretne porady pisane są prostym językiem, pozbawionym prawniczego żargonu, ujęte w przystępny ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Tina Nolan

Tytuł oryginału: Barney. The baby hedgehog

Przekład: Patryk Dobrowolski

Redaktor prowadzący: Sylwia Burdek

Korekta: Teresa Lachowska

Skład i łamanie: Bernard Ptaszyński

Copyright © for the Polish edition
by Wydawnictwo Zielona Sowa, 2013
Wszelkie prawa zastrzeżone

Text copyright © Jenny Oldfield, 2008

Illustrations copyright © Sharon Rentta, 2008

Cover illustration copyright © Simon Mendez, 2008

ISBN 978-83-7895-600-6

Wydawnictwo Zielona Sowa Sp. z o.o.

Al. Jerozolimskie 96, 00-807 Warszawa

www.zielonasowa.pl

wydawnictwo@zielonasowa.pl

TuptuśTina NolanIlustracje: Sharon RenttaRozdział pierwszy

– Ewo, jesteś tam? – zawołał Karol Marecki.

Ewa usłyszała dobiegający z dołu głos brata. Dzieci właśnie skończyły przygotowywać podściółkę i pokarm dla kuca Róży i osiołka Mikiego. Teraz dziewczynka leżała na plecach i spoglądała na pokryte pajęczynami belki pod stropem starej stodoły pana Tomasza Ignatowicza.

– Jestem na górze! – odpowiedziała.

Karol jej nie usłyszał i wybiegł na podwórze, cały czas nawołując siostrę.

„Ale mi się tu podoba! Mogłabym tak leniuchować w nieskończoność” – rozmarzyła się Ewa, leżąc między pachnącymi belami słomy, na stercie sięgającej niemal pod sam dach.

Na podwórzu jej tata rozmawiał z rolnikiem.

– Jestem panu winien zapłatę za sześć beli słomy i sześć siana – podsumował Marek, podliczając bele leżące w jego furgonetce.

– Nadal szuka pan domu dla tego małego kuca szetlandzkiego? – spytał pan Tomasz.

– A jest pan zainteresowany? – odparł z nadzieją w głosie Marek.

– Teraz już nie, moja córka Ela jest dorosła i się wyprowadziła. Tak tylko się zastanawiałem.

– Sami nie mamy pewności. Ewa wierzy, że to nasza sąsiadka w końcu przygarnie Różę. Póki co cały czas widnieje na naszej stronie internetowej, razem z uroczym Mikim!

Tomasz zaśmiał się.

– Ryk tego osła niesie się przez pola aż tutaj!

– Czyli pan się nie pisze? – uśmiechnął się szeroko Marek.

Ewa przewróciła się na brzuch, spoglądała na dół i nasłuchiwała.

– Raczej nie… – odrzekł pan Ignatowicz. – Zresztą mamy teraz sporo pracy przy budowie nowego domu dla Adama. Dostaliśmy już pozwolenie na budowę i zaczęliśmy przygotowywać fundamenty. Chodźmy, pokażę panu.

Ewa popatrzyła, jak obaj mężczyźni oddalili się, a po chwili westchnęła i położyła się z powrotem na plecach. „Jaka szkoda, gospodarstwo Ignatowiczów byłoby świetnym miejscem dla Mikiego” – pomyślała.

Zawiesiła wzrok na oświetlonej strumieniem światła ogromnej pajęczynie, gdy Karol ponownie zbliżył się do stodoły, nieprzerwanie wołając.

– Ewo! Gdzie jesteś? Obiecałem panu Tomaszowi, że zamieciemy podwórze. Nie mam zamiaru robić tego sam. Musisz mi pomóc!

Dziewczynka raz jeszcze westchnęła, po czym usiadła.

– No dobrze, zaraz zejdę – odpowiedziała.

– Natychmiast! – zdenerwował się Karol, kiedy dostrzegł siostrę. W ręku trzymał wielką miotłę.

Ewa zeskakiwała z piętra na piętro, ześlizgując się bela po beli.

– Jupi! – wołała przy tym.

– Bierz się za zamiatanie! – rzucił Karol z grymasem na twarzy. To mówiąc, wręczył jej miotłę i oboje zaczęli sprzątać.

– Ale ta miotła jest ciężka! – stęknęła Ewa po kilku minutach.

– Bla, bla, bla – przedrzeźniał ją brat.

– Właśnie, że jest! Hej, uważaj! Co to takiego? – dziewczynka przestała pracować, gdy pośród słomy dostrzegła jakiś ruch.

– Nic, coś ci się przywidziało – wymamrotał Karol i z powrotem chwycił za miotłę. – No dawaj, doprowadźmy to podwórko do porządku!

Pośród siana coś znowu zaszeleściło.

– Nie, naprawdę coś tam jest – rzekła stanowczo Ewa. – Poczekaj chwilę, sprawdzę to.

Ostrożnie przyklęknęła, uniosła garść słomy i nie zdziwiła się, gdy ujrzała wpatrzoną w nią parę błyszczących oczu.

– Co to? – zainteresował się Karol. – Mysz polna?

– Jeszcze nie wiem – Ewa nie potrafiła rozpoznać, z czym ma do czynienia, ale nie chciała odsłaniać więcej słomy w obawie, by nie wystraszyć biednego stworzenia. Pochyliła się więc i przyjrzała uważniej.

Błyszczące oczka i długi pyszczek. Niewielkie uszy pokryte futrem.

– To jest… – ostre pazurki i ciało z kolcami – jeżyk!

– Zgubił się? – zastanawiał się Karol, a jeżyk w tym czasie postanowił uciec. Wyszedł spod sterty słomy, a następnie skierował się do stodoły. Po chwili jednak zawrócił i wybiegł na sam środek podwórza po to, by za moment ponownie zmienić kierunek ucieczki.

– Na to wygląda – Ewa przyznała bratu rację. – Ciekawe, gdzie jest reszta jego rodziny.

– Rzeczywiście, jest za mały, żeby tak samotnie chodził.

Rodzeństwo patrzyło bezradnie na tuptającego tam i z powrotem jeża, aż w końcu zwierzakowi udało się trafić do stodoły i schować pod belą słomy.

– Biedaczysko, cały się trzęsie ze strachu – wyszeptała Ewa. Widziała teraz tylko grzbiet maleńkiego stworzenia i po raz pierwszy usłyszała jego głośny pisk.

– Woła o pomoc – stwierdził Karol. – Odsuńmy się i zobaczmy, czy jego mamie uda się go odnaleźć.

Ewa pokiwała głową i razem z bratem schowali się za furgonetką taty, czekając na ratunek dla jeżyka.

Po chwili na podwórku pojawił się ich tata z panem Tomaszem.

– Uważaj, tato! – szepnęła Ewa, wychylając się zza samochodu. – Nie podchodźcie za blisko stodoły. Widzieliście może samiczkę jeża?

Pan Marecki pokręcił głową.

– Nie, ale w sumie się nie rozglądałem. A dlaczego pytasz?

– Często widujemy tu jeże – odparł pan Tomasz. – Może nie tak często jak dawniej. Już nie ma ich tak wiele jak za dawnych lat.

– U pana w stodole jest teraz mały jeżyk – poinformował Karol. – Wydaje nam się, że się zgubił.

– Aha – Marek zrozumiał dziwne zachowanie dzieci. – Macie nadzieję, że jego matka po niego przyjdzie?

Ewa pokiwała głową.

– Mogę zostać tutaj i dopilnować, żeby był bezpieczny?

– Jasne, jeśli pan Tomasz pozwoli – to mówiąc, pan Marecki wyjął z kieszeni kluczyki do furgonetki.

– Nie mam nic przeciwko – skinął głową pan Tomasz.

– Muszę wracać do „Cichego kąta” i nakarmić kucyki. A ty, Karolu?

– Pojadę z tobą. Umówiłem się z Jurkiem na rowery.

– W taki razie zostajesz sama, Ewo – tato wsiadł do samochodu, a po chwili obok niego siedział też Karol. – Możesz zostać, tylko nie przeszkadzaj panu Tomaszowi. I jeszcze jedno: wiem, że bardzo byś tego chciała, ale pod żadnym pozorem nie zbliżaj się do jeżyka i nie bierz go na ręce.

Dziewczynka pokiwała głową.

– Nie martw się, będę się trzymała w odpowiedniej odległości.

– Dobrze, bo jeśli byś go dotknęła, jego mama mogłaby wyczuć twój zapach i odrzucić swoje dziecko. Nie zapominaj o tym!

– Będę pamiętać – obiecała Ewa, która wzięła sobie ostrzeżenie taty do serca. Ostatnią rzeczą, jakiej by chciała, było pozostawienie jeżyka na pastwę losu.

Takie zagubione zwierzę mogłoby przez pomyłkę wpaść do stawu lub nadziać się na ogrodzenie uzbrojone drutem kolczastym, błąkać się bez celu po ruchliwych drogach czy stać się ofiarą borsuka albo lisa.

– Mamo jeża, proszę, wróć! – powiedziała Ewa, sadowiąc się przy wrotach stodoły gotowa do obserwacji. – W tym wielkim, pełnym niebezpieczeństw świecie nie zostawia się dzieci samych sobie!

Rozdział drugi

Mały jeżyk siedział na wpół ukryty pod belą słomy przez kolejną godzinę.

Ewa popatrzyła na zegarek, a następnie na zwiniętego w kulkę jeża w nadziei, że wkrótce ujrzy też jego mamę. Słońce szybko chyliło się ku zachodowi, a cień stodoły Tomasza Ignatowicza stawał się coraz dłuższy.

– Jakieś postępy? – zawołał gospodarz, idąc po podwórzu w kierunku samochodu.

Ewa pokręciła głową.

– Póki co ani śladu mamy – odparła.

Poczekała jeszcze pół godziny i już miała zrezygnować, gdy nagle jeżyk wyszedł spod beli słomy, odwrócił się i uniósł pyszczek, żeby powąchać powietrze. Po chwili ostrożnie opuścił stodołę.

„Ale słodki!” – pomyślała Ewa.

Ciemne oczy zwierzaka były szeroko rozstawione, a pyszczek okrągły i pokryty miękkim, szaro-brązowym futerkiem.

„Tak śmiesznie wyciąga do przodu nosek i przechyla główkę. Wygląda, jakby potrzebował okularów!” – zachwycała się Ewa.

W końcu jeżyk odważniej wyszedł na podwórze, ale w tym samym czasie zza rogu budynku wyszła Misia, kotka pana Ignatowicza.

– Ooo! – zawołała Ewa. Jeżyk zatrzymał się, uświadamiając sobie niebezpieczeństwo, po czym zwinął się w kulkę.

Misia