Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Wielkie małe plany. Zbiór krótkich tekstów

Wielkie małe plany. Zbiór krótkich tekstów

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-949185-3-8

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Wielkie małe plany. Zbiór krótkich tekstów

„Wychowano mnie w przekonaniu, że nie jest cnotą potulny konformizm wobec dominujących w danym czasie poglądów” – pisze Jane Jacobs (1916-2006). Autorka rewolucyjnej książki "Śmierć i życie wielkich miast Ameryki" szła własną drogą, szukając odpowiedzi na pytanie dlaczego jedne miasta i społeczeństwa kwitną, a inne podupadają. Wielkie małe plany to pełny przekrój jej rozważań – od reportaży z Nowego Jorku pisanych jeszcze przed wojną dla „Vogue’a”, przez rewolucyjne manifesty z połowy stulecia, po eseje, wykłady i rozmowy z przełomu XX i XXI wieku. Wybór przygotowany z okazji stulecia urodzin Jacobs przez Samuela Zippa i Nathana Storringa uzupełniony jest obszernym tekstem biograficznym oraz kalendarium życia i twórczości.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego

Polecane książki

  Determinanty wzrostu przedsiębiorstw na rynku kapitałowym są związane z procesem będącym istotą rynku kapitałowego, jakim obok alokacji kapitału jest jego wycena. W prezentowanej książce zbadano potencjał, innowacyjność, rentowność i płynność finansową, czyli ważniejsze czynniki wzrostu w teoretyc...
W zwyczajne popołudnie, które miało się okazać ostatnim zwyczajnym popołudniem w jej życiu, Grace zaczęła przeglądać odbitki z rodzinnej wycieczki. Uśmiechnięte twarze córki, syna i Jacka – kochanego męża… A za chwilę – fotografia z zupełnie innych czasów, z pięcioma obcymi osobami. Obcymi…? Jedn...
„Lin-chi I-hsuan, ojciec linii przekazu Szkoły Zen Lin-chi (jap. Rinzai), zmarł 10 stycznia 866 roku, u schyłku dynastii Tang (618-907 n.e.), w czasie trwania której pojawiło się wielu wielkich mistrzów zen - Te-shan, Huang-po, Chao-chou, Nan-chuan, Pai-chang. /.../ Jak wszystkich wielkich mistrzów ...
Grace i Ted Chapmanowie są powszechnie uważani za idealną, wpływową parę literacką. Ted odnosi sukcesy jako powieściopisarz, a jego żona jest piękną, stylową i beztroską panią domu. Nikt jednak nie widzi tego, co kłębi się pod powierzchnią wspaniałego małżeństwa – wybuchów złości Teda i jego zmienn...
Siedemnaste wydanie uwzględnia przede wszystkim zmiany przepisów Kodeksu pracy wprowadzone ustawą z 16.11.2016 r. o zmianie ustawy z powszechnym obowiązku obrony Rzeczypospolitej Polskiej oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. z 2016r. poz. 2138) dotyczące przepisów urlopowych (art. 1552, 165 pkt 3 ora...
Zapraszamy do Kawiarenki za rogiem! Pięknej opowieści pełnej miłości, ważnych życiowych problemów i małych sekretów! W Kawiarence za rogiem rozwija się ukrywana miłość. Tymon wydaje się być idealnym partnerem, a Miłka wreszcie z radością wita każdy dzień. Jednak nieoczekiwane pojawienie się Wiktorii...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Jane Jacobs

Jane ‌Jacobs, ‌Wielkie małe plany. ‌Zbiór krótkich tekstów

Tytuł oryginału: ‌Vital Little ‌Plans. The ‌Short Works ‌of Jane Jacobs

Redakcja, ‌opracowanie ‌wstępu ‌i komentarzy: ‌Samuel Zipp, ‌Nathan ‌Storring

Tłumaczenie: Martyna Trykozko

Dodatkowe tłumaczenia: ‌Wojciech Kacperski (Śródmieście ‌jest dla ludzi), Maciej Marcinkowski ‌(podziękowania, ‌bibliografia, źródła, biogramy) ‌

Redaktor prowadzący ‌wydania ‌polskiego: Grzegorz ‌Piątek

Redakcja: ‌Joanna ‌Myśliwiec, Grzegorz Piątek

Korekta: Jacek ‌Bławdziewicz

Koordynacja projektu: Bożena Kowalkowska

Opracowanie ‌graficzne, skład ‌i łamanie: Biuro Szeryfy

Copyright ‌© 2016 by The ‌Estate ‌of Jane Jacobs

Introduction and ‌part introduction copyright © ‌2016 by Samuel Zipp ‌& ‌Nathan Storring

All rights reserved.

The ‌translation ‌published ‌by ‌arrangement with Random House, ‌a division of Penguin ‌Random ‌House, LLC

© ‌2017, Fundacja Centrum ‌Architektury, Warszawa

ISBN ‌978-83-949185-3-8

Dofinansowano ‌ze środków Ministra Kultury ‌i Dziedzictwa Narodowego

Koncepcja i prowadzenie ‌serii: Aleksandra Stępnikowska, ‌Grzegorz Piątek

Koncepcja graficzna ‌serii: ‌Biuro ‌Szeryfy

Skład wersji ‌elektronicznej: Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

Nowemu Jorkowi i Toronto,dwóm wielkim miastom Ameryki Północnej

WstępSamuel Zipp, Nathan Storring

„Więcej Jane Jacobs, mniej Marca Jacobsa” – głosił grubymi literami napis widoczny za pokancerowaną szybą przy jednej z bocznych uliczek nowojorskiej dzielnicy Greenwich Village. Ten skromny znak protestu pojawił się kilka lat temu w oknach nielicznych w tej okolicy niewyremontowanych jeszcze domów i niesieciowych sklepów, przeciwstawiając w metaforycznym pojedynku między lokalnością a luksusem ikonę urbanistyki projektantowi mody. Ta bystra nutka zaczerpnięta z dobrze znanej, żałosnej pieśni to dysonans zakłócający tryumfalną miejską symfonię. Powtarza się nam bowiem, że żyjemy w złotej erze miejskiego życia. W bogatych częściach świata, mimo rosnących nierówności (a raczej z ich powodu – podpowiada żałosna pieśń), ulice wypełnione nowymi apartamentowcami i tymczasowymi parkletami1 roją się od rowerzystów i rzemieślników. Ale z drugiej strony miasta wydają się obumierać, a przynajmniej zagrożone jest pewne pojęcie miasta. Można odnieść wrażenie, że owo niezwykle cenione podejście do miejskości traci grunt pod nogami, chwieje się i upada.

Większość wielbicieli miast, nawet jeśli nie umie dokładnie nazwać tego, co traci, bardzo namacalnie odczuwa możliwe konsekwencje tej straty. Autor wspomnianego napisu, Mike Joyce, stwierdził, że choć nie wszyscy odbiorcy rozumieją żart, to większość z nich rozumie przekaz. Każdy zauważył, że w okolicy nagle pojawiła się nadwyżka sieciowych butików w rodzaju Marca Jacobsa, ale często pada pytanie: kim jest ta Jane Jacobs? Zakrawa na ironię, że Marc Jacobs, który mieni się rodowitym synem i miłośnikiem Nowego Jorku, bezwiednie zabija zalety miasta, a nazwisko Jane Jacobs, która nauczyła nas je zauważać, zaczyna ulatywać z powszechnej pamięci2.

Zagrożony jest ów „wyszukany chodnikowy balet”, który autorka obserwowała na Hudson Street i opisała w swojej najbardziej cenionej książce The Death and Life of Great American Cities (1961)3. Udział w widowisku rozmaitych postaci – uczniów i sklepikarzy, robotników portowych i pracowników biurowych, pomocników rzeźnika i bitników na skuterach, pijaczków w kapeluszach niezatwierdzonych przez „Radę do spraw Kapeluszy” i „pięknych dziewczyn” wysiadających z modnych, brytyjskich sportowych samochodów – coraz bardziej stoi pod znakiem zapytania. Wyjątkiem są tylko następczynie rzeczonych pięknych dziewczyn. W tej samej dzielnicy, w której Jacobs odkryła samoistnie organizujący się teatr zdrowego porządku miejskiego, znika lub całkowicie już przepadła szansa na to, że każdy będzie mógł odegrać ważną rolę w tym tańcu i zaspokoić odwieczną potrzebę lokalnego życia w pobliżu rdzenia składającego się z ulic, sklepów i przedproży budynków.

No ale co w tym nowego? Greenwich Village przestała być „The Village” w momencie, w którym została odkryta. Strach przed gentryfikacją jest odwieczny, a jego korzenie sięgają dużo głębiej niż do lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, kiedy Jacobs zyskała rozgłos w Nowym Jorku. Ludzie wciąż ciągną do Greenwich Village na zakupy, jedzenie i spacery oraz po to, by patrzeć, jak inni kupują, jedzą i spacerują. Ludzie nadal przybywają tylko po to, żeby tam pobyć – te przyjemności są również częścią tego tańca. Więc „The Village” przetrwała, ale tylko jako jaskrawa i rozmazana kopia dawnej siebie. Za astronomicznymi czynszami przyszły sklepy sieciowe, butiki i przekształcanie budynków w luksusowe kondominia ze stali i szkła. Wyparły one sklepy z narzędziami, małe sklepy spożywcze, jadłodajnie, księgarnie, drobną produkcję i wszystko, co nieprzewidywalne i osobliwe. Spekulacja na rynku nieruchomości – stara obsesja Nowego Jorku – w końcu wyrugowała prawie wszystko poza ekskluzywnymi zakupami, jedzeniem i patrzeniem. Zróżnicowana mieszanka osób, mających i wielkie, i małe plany, którą tak podziwiała Jacobs, nie ma czego szukać na tej nieurodzajnej miejskiej ziemi.

Podobnie jest w Toronto, drugim domu Jane Jacobs. W dzielnicy Annex, w której mieszkała aż do śmierci w 2006 roku, często przez nią gloryfikowany żywiołowy handel wydaje się zagrożony. Czynsze rosną, lokalne firmy upadają, a na ich miejscu powstają klony tych biznesów, które już się na danej ulicy sprawdziły, głównie popularne restauracje, bary dla studentów i oddziały banków. Nawet ikona Bloor Street, sklep Honest Ed’s, nie jest bezpieczna. Okraszony wielkimi neonami dyskont, między którego półkami buszowały całe pokolenia imigrantów, robotników, łowców okazji i dobrze zorientowanych ironistów, ma być niedługo zrównany z ziemią i zastąpiony oszklonymi apartamentowcami i butikami4. We wszystkich podobnych miejscach słychać znajomy lament – w Londynie, San Francisco, Bostonie, Paryżu i innych atrakcyjnych metropoliach globalnej Północy, które przyciągają ludzi i pieniądze, miasto zwraca się przeciwko sobie, a jego sukces staje się przyczyną jego zguby5.

Nie ma więc wątpliwości, że nastał czas na „więcej Jane Jacobs”. Nieważne, czy nazwiemy naszą epokę złotym wiekiem, czy wiekiem ciemnym, jest to właściwy moment na lekturę jej niezrównanych tekstów o miastach oraz światach, jakie w nich powstają, na przypomnienie jej ożywczego i stanowczego głosu czytelnikom, którzy o nim zapomnieli albo nigdy wcześniej go nie słyszeli. Zarazem jednym z najważniejszych powodów, żeby dziś wrócić do Jacobs i do tego zbioru krótkich tekstów obejmującego całą jej pisarską karierę, jest możliwość ponownego spojrzenia na samą Jacobs jako na kogoś więcej niż symbol miejskich trosk bądź miejskiego triumfu. Zawsze idiosynkratyczna i niekonwencjonalna, a często zaskakująca i gotowa podjąć ryzyko popełnienia błędu w imię zaburzenia zastałych, utartych opinii, wychodziła poza dyżurny zestaw problemów i w transformacji miast widziała źródło radykalnych możliwości, a nie powód do ulegania nostalgii i żałobie po stracie. Jacobs była kimś więcej niż orędowniczką idealnej dzielnicy – była być może najlepszą teoretyczką miasta rozumianego nie jako nowoczesna maszyna do mieszkania, ale jako żywy system międzyludzkich powiązań, wyposażony w narzędzia do rozwiązywania własnych problemów.

Ten, kto nauczy się tak jak Jacobs patrzeć na miasta, a także na gospodarkę, moralność, politykę i historię i inne zagadnienia, którymi zajmowała się w swojej długiej karierze, ten może stwierdzić, że wszystko jest bardziej złożone i wzajemnie połączone, niż się spodziewał, a przy tym chyba mniej tragiczne. Miasta są czymś więcej niż urokliwymi scenografiami zagrożonymi przez gentryfikację, są też medium naszego zbiorowego życia publicznego i ekonomicznego, forum, na którym możemy się nauczyć wykorzystywać zmianę do rozwiązywania powszechnych problemów i tworzenia powszechnych możliwości. Nawet jeśli obecnie społeczeństwo, w którym bogaci tyją, a szeregi biednych się wydłużają, wydaje nam się coraz bardziej bierne, czytanie Jacobs przypomina, że rozwiązaniem jest nie tylko walka o ochronę tego, co cenimy, ale także ożywianie twórczych, chaotycznych i improwizowanych struktur ekonomicznych miast.

Książka ta pozwala czytelnikom po raz pierwszy zobaczyć Jane Jacobs w całości. Na przestrzeni lat nazywano ją różnie: miejską wizjonerką, antyurbanistką, ekonomistką amatorką, geografką, aktywistką lokalną i radykalną centrystką. Każda z tych etykiet pasuje do pewnej części jej pracy, ale wtłaczając Jacobs do jednej czy drugiej szufladki, nie sposób objąć pełni zakresu, różnorodności i prowokacyjnej siły jej idei i twórczości, nie wspominając już o jej niezwykłej umiejętności przekraczania i zamazywania granic pomiędzy dziedzinami oraz prześcigania jednej szkoły myśli za pomocą drugiej. Zebrane w tym tomie eseje, wystąpienia, wywiady oraz jeden zapomniany wiersz pokazują ją przede wszystkim tak, jak sama chciała być widziana: jako myślicielkę i pisarkę, posiadaczkę jednego z najbardziej charakterystycznych głosów literackich ostatniego stulecia.

Jane Jacobs zamyślona przy lekturze Zmierzchu Cesarstwa Rzymskiego, w salonie swojego domu przy 555 Hudson Street w Nowym Jorku, około 1956 roku

Fot. dzięki uprzejmości John J. Burns Library przy Boston College oraz spadkobierców Jane Jacobs

Książka Wielkie małe plany jest ułożona chronologicznie i umożliwia śledzenie długiej kariery pisarskiej Jacobs. Ale nawet kiedy, jak mogłaby to sama określić, autorka dodawała nową działalność do starej6, wracała do dawnych idei ze świeżymi spostrzeżeniami. Każda kolejna część antologii opiera się na poprzedniej, analogicznie do tego, jak pogłębiało się towarzyszące Jacobs przez całe życie zainteresowanie miastem, ekonomią i moralnością. Tam gdzie to możliwe, przedstawiliśmy jej słowa bez zmian i skrótów. Dodaliśmy też przypisy wyjaśniające mniej znane odniesienia i wskazujące na pewne przydatne powiązania występujące w świecie jej myśli.

Wybór tekstów zaczyna się od wczesnych reportaży Jane Jacobs z Nowego Jorku czasów Wielkiego Kryzysu, a kończy wielkimi ideami na temat przeszłości i przyszłości ludzkości, z którymi zmagała się u schyłku życia. Części pierwsza i druga, zatytułowane Przyrodniczka miejska i Budowanie miast, pochodzą z jej pierwszych trzech nowojorskich dekad – od lat trzydziestych do sześćdziesiątych dwudziestego wieku szlifowała dziennikarskie rzemiosło i odkrywała miasto. Dla wielu czytelników najbardziej znajomo będzie brzmieć część druga, gdzie widać pierwsze próby krytyki urbanistycznej, która przyniosła Jacobs sławę w książce Śmierć i życie wielkich miast Ameryki. Zaskoczyć może fakt, że zebrane w tym tomie teksty pochodzące z wczesnego etapu kariery, kiedy Jacobs pracowała na pozycję redaktorki w „Architectural Forum” i ekspertki w sprawach architektury współczesnej, pokazują ją jako zwolenniczkę modernistycznej urbanistyki i metod przebudowy miast. Widać, jak zwróciła się przeciwko dominującym poglądom, kiedy odkryła, że nowe drogi szybkiego ruchu, wyburzanie slumsów i kompleksy „wieżowców w parku” powodują wyrywanie z korzeniami całych dzielnic, rozpraszanie życia społecznego, pogłębianie segregacji rasowej i zadeptywanie niewygładzonego miasta, które kochała. Są tu jej słynne starcia z nowojorskimi urzędnikami odpowiedzialnymi za modernizację i potyczki z „głównym budowniczym” Robertem Mosesem, a także pochwały codziennych potrzeb i przyjemności, czyli owego „chaosu”, który nowoczesna urbanistyka próbowała wykorzenić z miejskiego krajobrazu7.

Czytelnicy szczególnie cenią sobie kilka scen z tego okresu pracy Jacobs: otwierający Śmierć i życie wielkich miast Ameryki „atak na obowiązujące metody planowania i przebudowywania miast”, jej cztery „źródła różnorodności w miastach” (duże zagęszczenie, łączenie funkcji, małe kwartały i ochronę niedrogich starych budynków) oraz rzecz jasna uwielbiany przez wszystkich „chodnikowy balet”. Ale niniejszy zbiór pokazuje, że wydarzenia i idee, z których jest najbardziej znana, stanowią tylko preludium do dużo większego dzieła. Jacobs spędziła resztę swojego długiego życia, radykalnie rozwijając w sześciu kolejnych książkach myśli, które przedstawiła w Śmierci i życiu wielkich miast Ameryki. W międzyczasie wypracowała unikalne podejście do zależnych od siebie systemów miast, gospodarek i moralności, którego rozwój można zaobserwować na stronach Wielkich małych planów.

Dużą część jej pracy zainspirowała jedna z jej niepowtarzalnych, choć szerzej niezauważanych obserwacji. Tam, gdzie urbaniści widzieli chaos, ona dostrzegała „złożoną i bardzo wysoko rozwiniętą formę porządku”. Miasto, jak przyjęła w zakończeniu książki Śmierć i życie wielkich miast Ameryki, jest stale odnawiającym się problemem związanym ze „zorganizowaną złożonością”. Jacobs uważała, że zamiast prostego zadania z dwiema zmiennymi, tak jak w naukach fizycznych, lub z milionem zmiennych spotykanego w statystyce, miasto jest czymś podobnym do ekosystemu z wieloma ruchomymi częściami, z których każda ma własne relacje z innymi. Ta myśl stała się później punktem odniesienia dla jej późniejszych prac i leżała u podłoża wszystkich jej badań w zakresie gospodarki i życia społecznego, ale jej korzenie sięgają aż do najwcześniejszego etapu zainteresowania działaniem miast w skali mikro.

Czytelnicy Wielkich małych planów przekonają się wręcz, że Jacobs była na tropie tej idei od samego początku kariery. Część pierwsza książki pokazuje, że choć jej najwcześniejsze teksty do „Vogue’a” i innych magazynów z początku mogą się wydawać błahe, to wystarczy na chwilę się przy nich zatrzymać, a zrzucą z siebie płaszcz zwyczajnego reportażu prasowego i objawią się jako klejnoty uważnej obserwacji. W Uwaga, studzienka! Jacobs bada na przykład studzienki włazowe na Manhattanie, odkrywając ogromną sieć podziemnego „spaghetti” pod ulicami miasta. Ten esej daje nam niezapomniany obraz Jacobs jako „przyrodniczki miejskiej”, która stojąc na skrzyżowaniu Czternastej Ulicy i Czwartej Alei, wyczuwa, jak poczta pneumatyczna przelatuje pod jej stopami z prędkością pięćdziesięciu kilometrów na godzinę8. Tak jak inne zebrane tu teksty z lat trzydziestych – o handlu diamentami i targu kwiatów – ujawnia on, że Jacobs poszukiwała śladów tego, jak pojedyncze elementy jej otoczenia łączą się, tworząc większe sekwencje ukryte wprost przed naszymi oczami.

W tekstach tych widać pierwszą iskrę charakterystycznej później dla Jacobs metody indukcyjnej oraz pierwsze odkrycia „zorganizowanej złożoności” miast. Jacobs podąża w nich za anegdotami i obserwacjami z ulicy, by krok po kroku poznawać systemy, które dają im początek. Później nazwie te kawałeczki danych „fraktalami”, czyli pomniejszeniami większego modelu. W centrum tych historii stoją relacje wewnątrz poszczególnych branż – każdy kwiaciarz czy jubiler jest węzłem w samostwarzającej się, samoorganizującej miejskiej sieci. To pierwszy przebłysk zainteresowania tym, co dwie dekady później, w swoim słynnym eseju Śródmieście jest dla ludzi (zawartym w tej książce), Jacobs nazwie „mniejszymi, wyspecjalizowanymi firmami”, splecionymi w sieć współzależności z innymi różnorodnymi, uzupełniającymi się inicjatywami. Wyobraźcie sobie Josepha Mitchella, legendarnego reportera „New Yorkera”, który zamiast niezwykłych postaci tropi w mieście nietypowe zajęcia9. Tam gdzie Mitchell odkrywał ponure miejskie nokturny i umierające zwyczaje, Jacobs dostrzegała połączone ze sobą nisze rynkowe i poplątane siatki miejskiej pracy i handlu – źródło kosmopolitycznej werwy i zgiełku.

Wieloletnie fascynacje Jacobs osiągnęły apogeum w dekadach, które nastąpiły po publikacji Śmierci i życia wielkich miast Ameryki, kiedy to, jak wielu innych, zastanawiała się, dlaczego miasta i narody Zachodu podupadają. Pokazała, że próby ożywienia miast metodami nowoczesnej urbanistyki zakończyły się fiaskiem. Ale jednocześnie przeczuwała, że w powietrzu wisi poważniejszy problem, zjawisko znacznie szersze i bardziej odrażające. Co poszło nie tak? Jacobs, jak to Jacobs, odwróciła pytanie. Zamiast dociekać, dlaczego miasta pogrążają się w stagnacji, należało zapytać, dlaczego najpierw się rozrosły. Uważała, że bieda nie ma przyczyn – przyczyny ma tylko dobrobyt, a zatem jeśli zrozumiemy mechanizm wzrostu gospodarczego, jasne staną się przyczyny współczesnych problemów.

Eseje i wystąpienia Jacobs z okresu od lat sześćdziesiątych do osiemdziesiątych to powrót do scen i idei, które złożyły się na Śmierć i życie wielkich miast Ameryki (często proszono ją, żeby „zagrała stare przeboje”), ale zawsze w szerszym kontekście kwestii poruszonych przez nią w dwóch najistotniejszych dziełach z tego okresu: The Economy of Cities (1969) i Cities and the Wealth of Nations (1984). W części trzeciej i czwartej tej książki, zatytułowanych Jak powstaje nowa działalność i Ekologia miast, czytelnicy zastaną Jacobs wydobywającą istotę z fundamentalnych lekcji lat spędzonych na myśleniu o gospodarkach miast. Uważała te idee za najważniejsze w swoim dorobku, a pod koniec życia powróciła do nich w książce Uncovering the Economy, w której chciała w pełni wyjaśnić swoją wizję. Nigdy jej nie skończyła, ale początkowy rozdział, który publikujemy po raz pierwszy w części piątej Wielkich małych planów, pokazuje jej ostateczny pogląd na źródła wzrostu gospodarczego. Mówiąc krótko, Jacobs wskazuje, że zdrowe miasta to takie, w których powstają nowe rodzaje działalności. Połączone w gęstą sieć współzależności zapewniają one podłoże dla ekspansji gospodarczej i innowacji w szerszej skali. Pielęgnowanie dynamicznych ośrodków miejskich z małymi, ale różnorodnymi przedsiębiorstwami handlowymi i przemysłowymi stanowi filar każdej konstruktywnej strategii walki z upadkiem.

Ale jak działać na miejscu, w istniejących miastach? Mało co odnosiło skutek. Podobnie jak wielu tak zwanych zwolenników wolnego rynku, entuzjastów Friedricha Hayeka czy Miltona Friedmana, którzy zyskali pozycję po kryzysie gospodarczym lat siedemdziesiątych, Jacobs wierzyła w możliwość samoorganizacji życia gospodarczego – „zorganizowana złożoność” może wytworzyć porządek bez odgórnych nakazów. Miała też wątpliwości co do form pomocy oferowanej przez różne narodowe i międzynarodowe programy dla rozwoju gospodarczego – wojny z ubóstwem10, pożyczek Banku Światowego – uważając je za kolejne narzucone odgórnie rozwiązania, które z pewnością uśmiercą miejską gospodarkę. Ale w przeciwieństwie do neoliberałów, którzy ze swoim fundamentalizmem rynkowym dominowali do niedawna w życiu publicznym Stanów Zjednoczonych, Jacobs rozumiała, że tego rodzaju strategie sprzyjają pompowaniu dotacji do tych, których interesy są już zagwarantowane. Oczekiwała więc od rządu przyjęcia bardziej aktywnej roli „trzeciej siły” na rynku, gotowej do obrony młodych przedsięwzięć przed graczami o ugruntowanej pozycji. Zamiast obsesyjnie myśleć o ustabilizowaniu cyklu koniunkturalnego, opowiadała się za działaniami, które umożliwiłyby samoorganizującym się sieciom drobnych producentów rozwiązywanie problemów na nowo i naruszanie socjoekonomicznego status quo (zob. Na czym polega problem miast w części trzeciej).

Pomysły Jacobs były w większości lekceważone przez władze, ale sprawiły, że ona sama zaczęła myśleć dogłębnie o odwiecznej przepychance między rynkiem a rządem. Przetrwanie miast, jak stwierdziła podczas wystąpienia w Amsterdamie w 1984 roku, zależy od „sieci zaufania” istniejącej między ludźmi na polu ich codzienności zawodowej (zob. Obowiązki miast w części czwartej). Żeby ochronić niewyczerpane możliwości oferowane przez witalne miasta, społeczeństwo musiało przyjąć, że ten rodzaj zaufania jest zależny od moralności, którą nazwała później „kupieckim syndromem moralnym”, i dokładnie ustalić powiązania z rządem i innymi organami nadzoru, które kierują się odmienną moralnością, nazwaną przez Jacobs „syndromem opiekuna”. Jak pisała w 1992 roku w Systems of Survival, a także w zawartym tu wywiadzie Dwa sposoby na życie, opiekunowie cenią sobie lojalność, tradycję oraz prawo do stosowania podstępu i siły, podczas gdy ci, którzy kierują się „syndromem kupieckim”, preferują szczerość, innowacyjność i współpracę z „przybyszami i gośćmi”11. Jacobs uważała, że te syndromy rządzą społeczeństwem na każdym poziomie, od polityki publicznej po indywidualne podejmowanie decyzji przez jednostkę. Rzecz jasna nie wszyscy przedsiębiorcy są uczciwi i nie wszyscy policjanci są lojalni, ale nadwyrężenie tych zasad – albo, co gorsza, wymieszanie ich i stworzenie „hybrydy moralnej” – może prowadzić do katastrofy.

Jacobs uważała wprawdzie, że władza powinna ingerować w rynek jako elastyczny regulator, ale jednocześnie sądziła, że niewskazane jest paranie się przez nią handlem i przemysłem12. Biorąc pod uwagę to, że duża część polityki publicznej lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych – szczególnie w miastach – była realizowana w formie partnerstwa prywatno-publicznego, nic dziwnego, że nie widziała ona dostatecznych perspektyw dla dynamicznego rozwoju miast. Uważała, że brakuje odpowiedniej wizji „symbiotycznej” relacji pomiędzy dwoma „syndromami moralnymi”. Musiały one pozostać odrębne, ale wzajemnie korzystne. Utrzymanie tej równowagi było według niej kwintesencją „sztuki cywilizacji”, z którą musimy sobie radzić na co dzień w życiu publicznym13.

Poza problemami, które Jacobs rozważała w swoich książkach przez całe życie, Wielkie małe plany pokazują, że miała ona wiele przenikliwych spostrzeżeń na tematy, z którymi nie jest często kojarzona. W tekście Władze metropolitalne przedstawia jedno z pierwszych popularnych omówień „stogu siana w postaci zbioru udzielnych księstw”, który wciąż paraliżuje miasta. W tekście Zasada wróbla prowadzi rozważania o powiązanych ze sobą dziejach imperializmu i globalizacji. Gdzie indziej w tej książce podejmuje wiele tematów, które do dziś wciąż nie wybrzmiały, jak: nieposłuszeństwo obywatelskie i dynamika ruchów społecznych, odwieczna pułapka dostatku „środków na budowanie” i braku „środków na utrzymywanie” w sektorze publicznym, przyszłość przedmieść i drapaczy chmur, polityka rowerowa w mieście, nadchodzący boom miejskiego rolnictwa, problem planów zagospodarowania przestrzennego, a także mnóstwo innych, w tym feminizm, ochrona środowiska i imigracja, nie wspominając już o gentryfikacji, która tak dokucza dzisiejszym miłośnikom miast.

Istnieje pewne bardzo lubiane zdjęcie Jane Jacobs, na którym pisarka czeka na zarejestrowanie w areszcie. Siedzi obok Susan Sontag, wyglądającej – jak na nią przystało – buntowniczo. Jacobs wydaje się spokojniejsza, nieco zmęczona życiem, jakby po prostu cierpliwie znosiła kolejny biurokratyczny idiotyzm. Obie kobiety znalazły się tam wśród blisko 250 innych osób po demonstracji antywojennej przed wojskową komisją poborową na ulicy Whitehall w Nowym Jorku, w grudniu 1967 roku. To zdjęcie jest jak lata sześćdziesiąte w pigułce i umieszcza Jane w samym sercu tamtej epoki, a staje się jeszcze bardziej przejmujące, jeśli wiemy, co przyniesie przyszłość. Rok później wojna wietnamska sprawi, że frustracja, którą autorka zaczęła odczuwać dziesięć lat wcześniej w związku z ekspansją nowoczesnej urbanistyki, osiągnie apogeum, a Jacobs z rodziną uciekną ze Stanów Zjednoczonych do Kanady.

Śmierć i życie wielkich miast Ameryki to doskonała prognoza niepokojów tych czasów, jedna z pierwszych pozycji w cyklu znakomitych, rewolucyjnych książek z początku lat sześćdziesiątych, które wywołały zmianę w umysłach całego pokolenia, takich jak Growing Up Absurd Paula Goodmana, Wyklęty lud ziemi Frantza Fanona, Silent Spring Rachel Carson, Mistyka kobiecości Betty Friedan, Druga Ameryka Michaela Harringtona, Następnym razem pożar Jamesa Baldwina czy Człowiek jednowymiarowy Herberta Marcusego. Tak jak wielu innych pisarzy i myślicieli tamtych czasów Jacobs zyskała sławę, patrosząc utarte schematy myślowe. Pod koniec dekady, kiedy znalazła się na ławce w areszcie obok Susan Sontag, jej zdenerwowanie Nowym Jorkiem i Ameryką osiągnęło punkt krytyczny. W 1970 roku w wystąpieniu Na czym polega problem miast popiera walkę z budową miejskich autostrad, posługując się starym, dobrym sloganem lat sześćdziesiątych Power to the People! – władza w ręce ludzi!

Jane Jacobs (pierwsza z prawej) siedzi w celi więziennej obok Susan Sontag po aresztowaniu podczas demonstracji przeciwko wojnie w Wietnamie przed komisją poborową w Nowym Jorku w 1967 roku. Obie intelektualistki zostały aresztowane razem z ponad 250 innymi osobami, w tym doktorem Benjaminem Spockiem i poetą Allenem Ginsbergiem.

Fot. dzięki uprzejmości John J. Burns Library przy Boston College oraz spadkobierców Jane Jacobs

Ale jeśli spojrzeć dokładniej, obraz się komplikuje. Przy całym jej obrzydzeniu nadużywaniem władzy, żarliwie wyrażonym w tekście O nieposłuszeństwie obywatelskim zawartym w części trzeciej, teksty Jacobs nie do końca odnajdują się w towarzystwie radykalnych myślicieli tej epoki, takich jak Sontag i Fanon, Baldwin i Marcuse, Norman Mailer, Shulamith Firestone czy Michel Foucault. Podczas gdy pozostali ujawniali hierarchie i nurzali się w obrazoburstwie, czynili normą odmienność i kwestionowali zastany porządek, Jacobs skupiała się na odkrywaniu piękna i nieodzowności norm leżących u podstawy naszego funkcjonowania. Jej praca jest spokrewniona z teorią krytyczną, historią społeczną i innymi radykalnymi ideami tamtych czasów, ale Jacobs w istocie pracowała nad tym, aby zmienić sposób, w jaki rozumiemy życie miast i gospodarkę. Nie bała się burzyć utartych poglądów, ale chciała złożyć ich odłamki ponownie w całość, posługując się ideami, które inne ikony lat sześćdziesiątych uznałyby za zupełnie mieszczańskie14.

Jej poglądy polityczne, tak jak poglądy na urbanistykę, skłaniały się ku pragmatyzmowi. Z nieufnością podchodziła do większości utopii. Okrzyk paryskich strajków z 1968 roku – „Pod chodnikiem – plaża!” – prawdopodobnie by jej nie zainspirował. Pewnie by odparła, że pod miejskimi ulicami nie ma nic innego niż proch, w który wszyscy się obrócimy. Inny świat nie jest możliwy, szczególnie jeśli miałaby to być kraina mlekiem i miodem płynąca, do której dotrzeć można jedynie drogą rewolucji lub utopijnej fantazji. Lepszy świat już istnieje, właśnie na ulicach, czeka na to, aż go odkryjemy i wydobędziemy na światło dzienne – my wszyscy, a nie tylko radykalna awangarda.

Jacobs patrzyła podejrzliwie na każdą sytuację, w której ktoś mówił w imieniu ludzi, zamiast pozwolić im samym się wypowiadać. Tak jak wiele osób dojrzewających w czasie Wielkiego Kryzysu, drugiej wojny światowej i zimnej wojny, z niepokojem obserwowała autorytarny kierunek zmian w Związku Radzieckim i obawiała się, że nieodłącznymi cechami utopijnych koncepcji są rozkaz, przemoc i cenzura. Była nawet nieufna względem ruchów społecznych, do których dołączała, którymi kierowała i które zapewniły jej pamięć i podziw. W tekście Obowiązki miast martwi się, że ruchy społeczne zbyt często twierdzą, że przemawiają w imieniu ludzi, którzy w rzeczywistości nigdy się na to nie zgodzili. Protest był konieczną niedogodnością – zawsze narzekała na to, że kampanie przeciwko temu, co nazywała „absurdalnymi” planami, zakłócały jej pracę – ale sama potrzeba organizowania demonstracji była według niej objawem bankructwa instytucji.

Prawda jest taka, że dorobek Jacobs nie oferuje wiele wsparcia ustanowionym tradycjom politycznym – czy to radykalnym, czy konserwatywnym – ani oficjalnej działalności akademickiej. Jej myśli w równym stopniu inspirują i frustrują. Lewica uwielbia ją za sianie zamętu wśród ludzi i za jej demokratycznego ducha, ale nie podziela jej zaufania do sektora prywatnego. Prawica widzi w niej ukrytego sprzymierzeńca, chętnego do wspierania prywatyzacji, ale ignoruje ustępstwa, na jakie idzie względem państwa. Ekonomiści głównego nurtu przyswoili jej wytłumaczenie dodatkowych korzyści dla gospodarki płynących z konkurencyjnych, zróżnicowanych skupisk przedsiębiorstw – nazywają je „efektami zewnętrznymi Jacobs” – ale jednocześnie krytykują ją za gotowość do lekceważenia (niektórzy mówią: błędnego interpretowania) przyjętych dawno zasad i praktyk ekonomicznych, takich jak popyt i podaż czy analiza statystyczna. Architekci i urbaniści wzięli sobie jej krytykę do serca, ale czasem uważają, że wylała dziecko z kąpielą modernistycznej urbanistyki. Historycy i socjologowie doceniają szczegółowość jej obserwacji codziennego życia miejskiego, ale zarzucają jej pomijanie rasy, klasy i płci jako sił społecznych kształtujących zarówno politykę publiczną, jak i rynki prywatne. Argumentują oni, że rozwarstwienie społeczne będzie zawsze osłabiać samoorganizujące się sieci, które Jacobs chciała odkrywać i pielęgnować.

Jacobs uwielbiała drażnić wszelkich specjalistów i ideologów, od socjologów i urbanistów po libertarian i marksistów. Była ostrożna wobec tradycji myśli politycznej i z podejrzliwością podchodziła do sztywnych zasad dyscyplinarnej produkcji wiedzy naukowej. Pomimo zainteresowania systemem, według którego organizuje się życie, trzymała się na dystans od systemów myśli. Jej dorobek często wydaje się więc unikalny, oparty na jej różnorodnych pasjach, spostrzegawczości wobec szczegółów i procesów oraz swobodnym, nieuporządkowanym oczytaniu w historii, filozofii, ekonomii, naukach ścisłych i literaturze. Jest przy tym jedna myśl, na której opierała ona całą swoją pracę: była to podstawowa wiara w to, że rynek nie jest z natury nastawiony na wyzysk. Nierówności i kryzysy ekonomiczne to problemy do rozwiązania; usterki, a nie wrodzone cechy kapitalizmu.

Czytając Jacobs, można wręcz odnieść wrażenie, że ostatnie trzysta lat w ogóle się nie wydarzyło. Niektórzy mogą się zastanawiać, gdzie w świecie ulic, chodników i rzutkich drobnych przedsiębiorców podział się rozwój kapitalizmu i jego komplementarne efekty: wielkie bogactwo i wielkie nierówności. Gdzie jest industrializacja, silniki parowe, kolej i kominy fabryk nakładające na dzień ciemną od sadzy zasłonę? Gdzie jest powstanie i upadek niewolnictwa, formowanie się klasy robotniczej, komodyfikacja pracy ludzkiej, rasizm prowadzący do tłamszenia całych klas ludzi z powodu koloru skóry? Gdzie są finanse i kredyty jako narzędzia akumulacji, gdzie jest polityczne i prawne kreowanie korporacji jako bytu niewiele różniącego się od osoby? Gdzie jest ten wielki, jednoczący triumf nowoczesności, który sunie naprzód, formując gospodarkę władzy i przemocy, gospodarkę, w której podczas gdy Jacobs wchodziła w dorosłość, związki zawodowe ścierały się z szefami o warunki pracy na wielkich liniach produkcyjnych? A co ze zmieniającymi świat siłami, kształtującymi badane przez nią znękane miasta: deindustrializacją i mobilnością kapitału, globalizacją i outsourcingiem?

Oczywiście wiele z tych ważnych procesów było obecnych w jej pracy. Czytała Karola Marksa i Adama Smitha, pisała o Henrym Fordzie, braciach Dodge, General Motors i rozwoju Detroit. Opowiedziała o roli Eastman Kodak i Xerox w budowie i rozkładzie przemysłowego Rochester. Analizowała to, jak nowe technologie są w stanie niszczyć całe regiony i „sprawiać, że ludzie stają się niepotrzebni”15. Ale te przypadki nigdy nie trafiły na karty zwykłych narracji historycznych dotyczących rozwoju przemysłu czy nierówności w naszych czasach. Jacobs wolała wręcz ahistoryczne podejście do ekonomii i szukała zasad, które sprawdzały się na przestrzeni całej historii ludzkości. Wiele spośród jej modeli miało swój początek w czasach antycznych lub średniowieczu. Do opowiadania o schematach wolała wykorzystywać prehistoryczną osadę Çatal Hüyük na terenie dzisiejszej Turcji, historię starożytnego Rzymu albo pojawianie się średniowiecznych osad handlowych rozrzuconych na brzegach wschodzącego świata atlantyckiego. A co do dużych miast fabrycznych ostatnich dwustu lat, inspiracji szukała w tym, co nazywała „niezwyczajnymi wskazówkami” znajdującymi się w miejscach, gdzie małe firmy dominowały nad ogromnymi zakładami montażowymi: w Birmingham zamiast w Manchesterze, w Nowym Jorku zamiast w Detroit.

Jacobs starała się patrzeć na historię jak na pejzaż miejski. Rozglądała się za obiecującymi przykładami pojedynczych zjawisk, sytuacji, w których miasto lub życie gospodarcze zdawało się działać, a następnie próbowała zrozumieć procesy, które układały te dane w spójne systemy. Wielkie, bezkształtne kategorie, w szczególności te zawierające w sobie gwarancje tego, jak zachowają się ludzie, nie robiły na niej wrażenia. Klasa, kapitalizm, podział pracy – w mniemaniu Jacobs pojęcia te miały charakter opisujący, ale nie wyjaśniający. Nie były też siłami napędowymi historii ani fundamentalnymi zagadkami ludzkości. Dla niej stwarzały ryzyko wtłaczania nas do wcześniej ułożonych narracji, które ograniczają naszą zdolność rozumienia, w jaki sposób poszczególni ludzie tworzą i zmieniają rynek na co dzień.

Można powiedzieć, że wizja Jacobs jest u swych podstaw wizją rynków bez kapitalizmu. Nie jest to teoria oparta na historycznej dynamice przemian, lecz na stale istniejących możliwościach16. Rynek nie jest u Jacobs jedynie źródłem alienacji, lecz także miejscem wymiany i kontaktu, działającym nie tylko na rzecz ogólnej produktywności, ale i powstawania nowych idei, oraz miejscem pozwalającym ludziom awansować dzięki działaniu we wzajemnym porozumieniu. Jej idea życia społecznego nie bazowała na walce między pracownikami a kapitalistami czy na prawach popytu i podaży, ale na staraniach ludzi o stworzenie nowej pracy ze starej w społeczeństwie, które daje pierwszeństwo interesom o ustalonej pozycji. Nieduże, młode przedsiębiorstwa i zatrudniani w nich pracownicy, szczególnie ci zajmujący się rzeczami mało eleganckimi – wytwarzaniem na zapleczu najpotrzebniejszych produktów i usług, które rozwiązują codzienne problemy, na przykład przemysłowych środków klejących albo nowego rodzaju framugi – potrzebują ochrony przed szkodliwym nagromadzeniem biurokratycznej władzy, bez względu na to, czy chodzi o władzę korporacyjną czy rządową, prywatną czy publiczną. Nie dotyczy to tylko „innowatorów”, których tak dziś adorujemy. Jacobs uważała, że innowacje wprawdzie często rozwiązują ważne problemy, ale każdy rodzaj nowej, lokalnej pracy napędza gospodarkę. Kreatywne naśladowanie, a nie innowacja to według niej główna siła napędowa rozwoju gospodarczego. W pewien sposób było to dla niej najbliższe koncepcji utopii, jej wizji „władzy w rękach ludzi”. Sprawiedliwe miasto i państwo to miejsce, gdzie każdy może uwolnić swoje kreatywne instynkty do „targowania się”, improwizowania i wymyślania siebie na nowo, gdzie każdy ma okazję snuć swoje „wielkie małe plany”.

Pod koniec życia Jacobs zaczęła myśleć o stworzeniu autorskiej opowieści o wielkich przemianach ostatnich kilku stuleci. Odważyła się nawet spojrzeć na możliwe scenariusze przyszłości. W wystąpieniu Koniec epoki plantacji zawartym w części piątej rozwija teorię historii ludzkości, której nie dane jej było dokończyć. To tekst uzupełniający książkę Dark Age Ahead (2004), łagodzący jej ponure obawy przed tragedią dzięki przedstawionej w nim perspektywie głębokiej, zorientowanej na przyszłość transformacji.

Tytułowa epoka plantacji to długi okres historii ludzkości, z którego w jej mniemaniu dopiero teraz wychodzimy. Przez wieki, według Jacobs, ludzka praca była zorganizowana w formie odgórnego systemu „plantacyjnego”. To pojęcie przywodzi oczywiście na myśl koszmar niewolnictwa i pracy przymusowej, ale obejmuje też industrializację, która zmusiła całe armie pracowników do wykonywania rutynowych, „zaplanowanych naukowo” zadań. W przeciwieństwie do innych myślicieli, radykalnych, centrowych czy konserwatywnych, Jacobs nie postrzegała rewolucji przemysłowej jako przełomowego momentu w historii. Dla niej fabryka była tylko zmechanizowaną plantacją i znakiem swojego czasu na równi z odnową miast, wielkimi przedmieściami czy bliźniaczymi wieżami World Trade Center. Ten okres doprowadził być może do wypracowania wielkiego bogactwa – którego kulminacją był w miarę powszechny dobrobyt wynikający z dynamicznego rozwoju w połowie dwudziestego wieku – ale zawsze był tylko „monokulturą” idącą w nieunikniony sposób w kierunku stagnacji i marnotrawstwa. Mentalność plantacyjna wykorzystywała oszczędności wynikające ze skali i planowania wyników, zamieniając pracowników w wyrobników – każdy był niedoszłym „kupcem”, zdradzonym i zmarnowanym przez system. Ta produkcja dla produkcji przyćmiła tętniące życiem światy wymiany i codziennych innowacji, które istniały w miastach ożywionych handlem, z ich małymi przedsiębiorstwami, różnorodnymi populacjami i mieszankami funkcji wymagających osobistego kontaktu.

Ale ten okres, jak twierdzi autorka, może dobiegać końca. Co widzimy na horyzoncie? Jacobs nigdy nie chciała być prorokiem, ale pod koniec życia zaryzykowała przedstawienie dwóch związanych ze sobą, ale przeciwstawnych pomysłów. Jedną ścieżkę nazwała w Dark Age Ahead „upadkiem kulturowym”. Dowodem na nadchodzącą klęskę była według niej degradacja rodziny, społeczności, nauki, edukacji, rządzenia oraz etyki zawodowej w Ameryce Północnej. Zauważyła nawet ryzyko pęknięcia bańki na rynku mieszkaniowym w momencie, kiedy ta na początku nowego tysiąclecia zaczęła rosnąć. Ponad dekadę później trudno przestać się niepokoić. W czasach odnowionych nierówności i utrwalonego, strukturalnego rasizmu, kiedy w wodzie we Flint w stanie Michigan płynie ołów17, kiedy trwa ponury proces ujawniania brutalności policji, kiedy tak wiele osób po raz pierwszy dowiaduje się o podłych wyczynach kapitalizmu finansowego, symbioza pomiędzy „opiekunami” i „kupcami”, o której marzyła Jacobs, wydaje się stać na głowie. Opiekunowie śpią, są nieudolni, bezwzględni albo biorą w łapę, a handlarze zwyczajnie zdziczeli.

Ortodoksyjni myśliciele, zarówno lewicowi, jak i prawicowi, mogą uznać te skutki za nieodłączne cechy ich zwyczajowych wrogów: kapitalizmu albo zbyt rozbudowanego państwa, prywatyzacji albo państwa opiekuńczego. Jacobs miała inną wizję i proponowała możliwą drogę wyjścia z tego bagna. W tym samym wystąpieniu zauważa sygnały, że nie nadchodzi wcale wiek ciemny, ale „wiek kapitału ludzkiego”. Gdzie indziej, w notatkach do książki, którą chciała napisać – wstępnie zatytułowanej Krótka biografia rodzaju ludzkiego – nazywa to „drugą epoką kreatywności”. W zapiskach tych sugeruje, że rasizm i inne pochodzące z epoki plantacji „koncepcje porządku przemysłowego, przestrzennego i politycznego” to tylko „pozostałości” czy „anachronizmy”. Jednocześnie przewidywała, że dzięki wykorzystaniu swych kreatywnych instynktów ludzkość przeżyje epokę odrodzenia władzy ludu, a odzyskana symbioza kupców i opiekunów pchnie miasta z powrotem na drogę tworzenia „nowych rodzajów działalności”.

Jacobs nigdy nie dokończyła tego dzieła. Do ostatnich dni była bardzo świadoma tego, że każda innowacyjna tendencja może paść ofiarą typowej dla mentalności plantacyjnej pokusy wielkiej skali. Fakt, że w swoim ostatnim wystąpieniu nie chciała się zgodzić na to, że przyszłość jest z góry przegrana, wydaje się bardzo na miejscu. Jej radykalny pragmatyzm, zarówno w stosunku do tej, jak i do wielu innych kwestii, sprowokował ją do szukania sposobów na to, aby ludzie mogli żyć w nurcie swoich czasów, a jednocześnie, korzystając z tego, co już mają, zupełnie zmienić swój świat.

Bez względu na to, co myślimy o jej diagnozach i wizjach przyszłości – a z pewnością opierają się one na głębokiej wierze w dobro i pracowitość ludzi – obietnica chociażby odrobiny „więcej Jane Jacobs” jest na pewno potrzebna. Nawet jeśli trapi nas mnóstwo problemów – niebezpieczeństwa zmian klimatycznych, zazębianie się globalizacji i automatyzacji, zakorzenione ubóstwo i nierówności, bliźniacze zagrożenie ze strony terroryzmu i nacjonalizmu, a nawet zwyczajnie chybione projekty urbanistyczne i pełzająca gentryfikacja – ci, którzy od dawna śledzą dorobek Jacobs, z radością powrócą do niego w poszukiwaniu świeżej inspiracji do rozwiązywania problemów. A jeśli dla nowego pokolenia czytelników jej ożywcza, szczera zdolność do odsłaniania splecionych ze sobą kwestii miejskich, ekonomicznych i moralnych okaże się ekscytująca, może nas napawać otuchą fakt, że nawet w swoich ostatnich latach Jacobs wciąż parła naprzód, proponując nam nowe spojrzenie na śmierć i życie.

Samuel Zipp jest pisarzem i historykiem, autorem wielokrotnie nagradzanej książki Manhattan Projects: The Rise and Fall of Urban Renewal in Cold War New York, w której szerzej przedstawia historię sporów o odnowę miejską, które przyniosły Jane Jacobs ogólnoamerykańską sławę. Pisał artykuły i recenzje dotyczące urbanistyki i kultury dla „New York Timesa”, „The Washington Post” i „The National”. Jest profesorem nadzwyczajnym amerykanistyki i studiów miejskich na Uniwersytecie Browna.

Nathan Storring jest pisarzem, kuratorem oraz planistą i projektantem specjalizującym się w popularyzacji współczesnej urbanistyki i polityki miejskiej. Pracował jako kurator w założonej przez współpracowników Jane Jacobs Urbanspace Gallery w Toronto oraz przy stałych wystawach w Chicago Architecture Foundation i Boston Society of Architects. Pisał dla różnych mediów, w tym dla magazynów „Canadian Architect” i „Next City” oraz blogów Metropolitan Revolution i Project for Public Spaces, z którym regularnie współpracuje.

1 Parklet – drobna przestrzeń rekreacyjna tworzona w pasie drogi, najczęściej na miejscu stanowisk parkingowych, będąca poszerzeniem chodnika, wyposażona w zieleń, ławki oraz elementy małej architektury [przyp. red.].

2 Zob. More Jane, Less Marc. Jeremiah’s Vanishing New York, 16 października 2009 r., vanishingnewyork.blogspot.com/2009/10/more-jane-less-marc.html, dostęp: 7 marca 2016 r. Jacobs upamiętniono tego samego lata, nazywając odcinek Hudson Street, przy którym mieszkała, Jane Jacobs Way.

3 Wydanie polskie pt. Śmierć i życie wielkich miast Ameryki, przeł. Łukasz Mojsak, 2014. Wszystkie przytoczone w tym zbiorze cytaty z książki pochodzą z tego wydania. Szczegółowa bibliografia pism Jane Jacobs oraz literatury przedmiotu znajduje się na końcu antologii [przyp. red.].

4 Honest Ed’s został zamknięty 31 grudnia 2016 roku [przyp. tłum.].

5 Jacobs i jej wizję miasta obarczano winą za gentryfikację dzielnic takich jak Greenwich Village czy Annex. W Śmierci i życiu wielkich miast Ameryki, zanim jeszcze powstało pojęcie gentryfikacji, autorka sama jednak zaznaczyła, że zbyt duża popularność dzielnicy może skutkować „autodestrukcją różnorodności”, i zaproponowała środki zaradcze. W niniejszej książce w tekstach Rozsądek, emocje, presja – nie ma innego sposobu oraz Czas i zmiana jako sprzymierzeńcy dzielnicy można znaleźć inne jej pomysły na to, jak zabezpieczyć się przed gentryfikacją.

6 Kluczową dla swoich teorii ekonomicznych koncepcję dodawania nowej działalności (new work) do starej (old work) autorka przedstawiła w wystąpieniu Na czym polega problem miast i rozwinęła w innych tekstach zawartych w tym tomie [przyp. red.].

7 Więcej o początkach Jacobs i formowaniu się idei, które złożyły się na Śmierć i życie wielkich miast Ameryki, zob. Peter L. Laurence, Becoming Jane Jacobs, Philadelphia 2016.

8 W tekstach oryginalnych odległości i powierzchnie podane są w systemie imperialnym (akry, stopy, mile itd.). Dla wygody polskiego czytelnika w niniejszym wydaniu wszystkie miary przeliczono na system metryczny [przyp. tłum.].

9 Joseph Mitchell (1908–1966) w 1938 roku został etatowym autorem „New Yorkera”, na którego łamach kreślił portrety nowojorskich oryginałów. Zamiast celebrytów, milionerów czy intelektualistów opisywał – jak odnotowano w pośmiertnym wspomnieniu: „nieudaczników, pijaków, kanciarzy, żebraków, oberżystów i buńczucznych barmanów, co najmniej jednego właściciela pchlego cyrku, faceta handlującego wyścigowymi karaluchami, kobietę z brodą oraz człowieka obdarzonego szybką wymową, który twierdził, że napisał już dziewięć milionów słów Ustnej historii naszych czasów, choć jak się okazało, nie postawił jeszcze ani jednego słowa” [przyp. red.].

10 Wojna z Ubóstwem (ang. The War on Poverty) to nieoficjalna nazwa pakietu ustaw wprowadzonych przez prezydenta Stanów Zjednoczonych Lyndona B. Johnsona w latach 1964–1965, będącego odpowiedzią na wzrost krajowego wskaźnika ubóstwa do około dziewiętnastu procent [przyp. red.].

11 Aluzja do Pierwszego Listu Piotra, tłum. za: Biblia Tysiąclecia [przyp. tłum.].

12 Jacobs widziała dwa istotne wyjątki od swej ogólnej dezaprobaty dla dostarczania usług przez władzę. Uważała, że opieka zdrowotna i edukacja spełniają funkcje opiekuńcze, a więc powinny wchodzić w zakres kompetencji aktywnego rządu. Zob. Wydajność a dobra wspólne w części piątej.

13 Zob. Jane Jacobs, Systems of Economic Ethics: Part 2, [w:] Fred Lawrence (red.), Ethics in Making a Living: The Jane Jacobs Conference, Atlanta 1989, s. 269.

14 Więcej o Jacobs, latach sześćdziesiątych i normach społecznych – zob. Timothy Mennel, Jane Jacobs, Andy Warhol, and the Kind of Problem a Community Is [w:] Max Page, Timothy Mennel, Reconsidering Jane Jacobs, Chicago 2011, s. 119–128.

15 Jane Jacobs, Cities and the Wealth of Nations, Nowy Jork 1984 [przyp. red.].

16 Więcej o tej idei można przeczytać w dziełach filozofa Manuela De Landy, stawiającego Jacobs obok historyków takich jak Fernand Braudel, który pisał o „siatce” wczesnych gospodarek rynkowych. Manuel De Landa, A Thousand Years of Nonlinear History, Brooklyn, Nowy Jork 1997, s. 25–99.

17 Aluzja do skandalu, który wybuchł we Flint po 2014 roku, gdy do miejskich wodociągów zaczęła trafiać niedostatecznie przefiltrowana woda z zanieczyszczonej rzeki. Oblicza się, że problem dotknął około 100 tysięcy mieszkańców [przyp. red.].

Kalendarium życia i twórczości

ŻYCIE

ROK

TWÓRCZOŚĆ

4 maja przychodzi na świat jako Jane Butzner w Scranton w Pensylwanii

1916

Kurs stenografii w Powell School of Business

Praca w gazecie „Scranton Republican”

1933

Czteromiesięczny pobyt u ciotki Marthy w odizolowanej miejscowości Higgins w Karolinie Północnej, gdzie zaczyna rozmyślać na temat zastoju ekonomicznego

Przeprowadzka do Nowego Jorku, gdzie zamieszkała z siostrą na Brooklynie

1934

Część pierwsza: Przyrodniczka miejska

Przeprowadzka do dzielnicy Greenwich Village

1935

Układając strofy do książki

1936

Brylant świeci i w popiele

Jacobs otrzymuje rękopis pamiętnika swojej babki ciotecznej Hannah Breece, opublikowany pięćdziesiąt lat później pod tytułem A Schoolteacher in Old Alaska

Śmierć ojca, Johna Deckera Butznera

1937

Kiedy kwiaty przyjeżdżają do miasta

Początek studiów eksternistycznych na Uniwersytecie Columbia

1938

Wyrzucona z Uniwersytetu Columbia

1940

Uwaga, studzienka!

Początek pracy w czasopiśmie „The Iron Age”

1941

Wydanie książki Constitutional Chaff: Rejected Suggestions of the Constitutional Convention of 1787, with Explanatory Argument

Początek pracy w Biurze Informacji Wojennej

1943

Scranton – zapomniane miasto. 30 000 bezrobotnych i 7000 pustych domów

Poznaje Roberta (Boba) Jacobsa i dwa miesiące później bierze z nim ślub

1944

Koniec drugiej wojny światowej

1945

Początek pracy w czasopiśmie „Amerika”

1946

1947

Wyspy, które łodzie omijają

Przeprowadzka na 555 Hudson Street w Greenwich Village

Narodziny pierwszego syna, Jamesa Keda (Jima/Jimmy’ego) Jacobsa

FBI rozpoczyna śledztwo w sprawie Jacobs

1948

Narodziny drugiego syna, Edwarda Deckera (Neda) Jacobsa

1950

Departament Stanu zaczyna badać jej rzekome powiązania z komunistami

Zostaje redaktorką odpowiedzialną za budownictwo szpitalne i szkolne w magazynie „Architectural Forum”

1952

Potulny konformizm nie jest cnotą

Część druga: Budowanie miast, 1952–1965

Narodziny córki Mary Hyde Jacobs, później znanej jako Burgin

Pierwsza wycieczka po Harlemie Wschodnim z Williamem Kirkiem z centrum społecznego Union Settlement House, który tłumaczy jej, na czym polega kapitał społeczny

Podpisuje petycję o wycofanie się z budowy drogi szybkiego ruchu przez Washington Square Park – początek działalności jako aktywistki w Greenwich Village

Zaczyna pisać na temat odnowy miejskiej (urban renewal) dla „Architectural Forum”

1955

Modernizacja Filadelfii – sprawozdanie z postępów

Przemówienie na konferencji o projektowaniu miejskim na Harvardzie przynosi jej rozgłos wśród architektów i krytyków

1956

Piechurzy i oblatywacze

Brakujące ogniwo przebudowy miast

1957

Nasza „nadwyżka” ziemi

Rozsądek, emocje, presja – nie ma innego sposobu

Władze metropolitalne

Wspiera nadzwyczajny komitet na rzecz zamknięcia Washington Square Park dla ruchu (Joint Emergency Committee to Close Washington Square Park to Traffic) w jego staraniach o próbne wyłączenie go z ruchu

Bierze urlop w „Architectural Forum”, by napisać Śmierć i życie wielkich miast Ameryki

1958

Śródmieście jest dla ludzi

Żywa sieć wzajemnych relacji

Washington Square Park na dobre zamknięty dla ruchu drogowego

1959

Przewodzi walce o zachowanie chodników wzdłuż Hudson Street

1960

Przewodniczy komitetowi na rzecz ratowania West Village przed planami zburzenia i odbudowy części dzielnicy (Save the West Village Committee)

1961

Wydanie książki Śmierć i życie wielkich miast Ameryki

Miejski Urząd Planowania Nowego Jorku odbiera West Village kategorię slumsu, co zapobiega realizacji planów przebudowy dzielnicy

Wstępne prace nad projektem kompleksu domów West Village Houses, który spotkał się z silnym oporem i opóźnieniami

Odchodzi na dobre z „Architectural Forum”, żeby zająć się wyłącznie pisaniem

Angażując się sporadycznie w walkę przeciwko planowanej przez Roberta Mosesa trasie Lower Manhattan Expressway (LOMEX), pomaga uratować Soho przed wyburzeniem

1962

1964

Wielka nierównowaga

Burmistrz Wagner ogłasza zamiar powrotu do projektu LOMEX, ale w 1966 roku zastępuje go na stanowisku John Lindsay, który obiecał zarzucić te plany

1965

Upadek funkcji

Część trzecia: Jak zaczyna się nowa działalność

Razem z rodziną bierze udział w marszu na Pentagon przeciwko wojnie wietnamskiej

Aresztowana w Nowym Jorku po demonstracji przeciwko wojnie wietnamskiej

1967

Samoistny rozwój miast

O nieposłuszeństwie obywatelskim

Burmistrz Lindsay po raz trzeci wraca do projektu LOMEX

Aresztowana i oskarżona o podżeganie do zamieszek podczas spotkania z lokalną społecznością

Aby ochronić synów przed aresztowaniem za unikanie poboru do wojska, potajemnie cała rodzina przeprowadza się do Toronto w Kanadzie

1968

Burmistrz Lindsay ogłasza ostateczną rezygnację z projektu LOMEX

Dołącza do komitetu przeciwko budowie trasy Spadina Expressway w Toronto (Stop Spadina Save Our City Coordinating Committee, SSSOCCC)

1969

Wydanie książki The Economy of Cities

Strategie pomocy miastom

Miasto uzależnione od autostrad

Przemówienie podczas pierwszego spotkania dyskusyjnego z okazji Dnia Ziemi wraz z senatorem Gaylordem Nelsonem, inicjatorem wydarzenia

1970

Na czym polega problem miast

Rezygnacja z projektu Spadina Expressway

1971

Otrzymuje obywatelstwo kanadyjskie

1974

Ukończenie długo oczekiwanego kompleksu West Village Houses w Nowym Jorku

Upadek Sajgonu i koniec wojny wietnamskiej

1975

Jacobs wygłasza wykład pamięci Masseya na temat separatyzmu Quebecu zatytułowany Canadian Cities and Sovereignty Association

1979

Przegrane referendum w sprawie niepodległości Quebecu

1980

Wydanie książki The Question of Separatism

Śmierć matki, Bess Robinson Butzner

Dołącza do rady nadzorczej ekologicznej organizacji pozarządowej Energy Probe Research Foundation

1981

Czy wielkie plany rozwiążą problem odnowy?

1984

Część czwarta: Ekologia miast

Wydanie książki Cities and the Wealth of Nations

Obowiązki miast

Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii Robert E. Lucas junior wygłasza wykład pamięci Marshalla o kapitale ludzkim, popularyzując część poglądów Jacobs

1985

Pedałujmy razem

Udział w konferencji „Ethics in Making a Living” na Boston College – jednej z niewielu konferencji naukowych, w których zdecydowała się uczestniczyć w swoim życiu, gdzie omawia mającą się wkrótce ukazać książkę Systems of Survival

1987

1990

Książka dla dzieci The Girl on the Hat

1992

Przedmowa do wznowienia Śmierci i życia wielkich miast Ameryki w serii Modern Library

Wydanie książki Systems of Survival

1993

Dwa sposoby na życie

Współzakłada Consumer Policy Institute zainicjowany przez Energy Probe Research Foundation

1994

Pierwszy list do Instytutu Spraw Konsumentów

Przedsiębiorczość leży w naturze kobiet

Przekazuje rękopisy Burns Library przy Boston College

Drugie referendum w sprawie niepodległości Quebecu kończy się przegraną o jeden punkt procentowy

1995

Regulacja handlu doprowadzona do absurdu

Wydanie pamiętnika ciotki, Hannah Breece A Schoolteacher In Old Alaska

Otrzymuje Order Kanady

Śmierć męża, Boba Jacobsa

Dołącza do grupy Citizens for Local Democracy (C4LD) sprzeciwiającej się połączeniu Toronto z jego przedmieściami

1996

Odchodzi z rady Energy Probe

W niewiążącym referendum trzy czwarte mieszkańców Toronto sprzeciwia się przyłączeniu przedmieść

W Toronto odbywa się oddolnie zorganizowany festiwal pod hasłem Jane Jacobs: Ideas That Matter

Dołącza do rady Ecotrust, ekologicznej organizacji pozarządowej z siedzibą w Portland w stanie Oregon, zachęcając jej członków do brania pod uwagę problemów miejskich

1997

Przeciwko konsolidacji gmin

Połączenie Toronto z przedmieściami przez władze prowincji Ontario

Prywatyzacja, zgodnie z rekomendacjami Energy Probe, Ontario Hydro, publicznego dostawcy prądu, przez władze Ontario

1998

Złamanie biodra – dotkliwe ograniczenie dla osoby, dla której chodzenie było zarówno rozrywką, jak i częścią pracy

2000

Część piąta: Schematy dalszego rozwoju

Wydanie książki The Nature of Economies

Czas i zmiana jako sprzymierzeńcy dzielnicy

Współzałożycielka C5, koalicji największych miast Kanady domagającej się decentralizacji władzy

2001

Strategiczne miasta Kanady

Wydajność a dobra wspólne

2002

Zasada wróbla

Rozwiązanie C5

Wspiera weteranów SSSOCCC Allana Sparrowa i Davida Crombiego w proteście przeciwko rozbudowie lotniska Toronto Island

2003

2004

Wydanie książki Dark Age Ahead

Koniec epoki plantacji

2005

Pracuje nad książką Uncovering the Economy

Umiera 25 kwietnia w wieku 89 lat, pozostawiając po sobie dzieci – Jima, Neda i Burgin – oraz dwie nieukończone książki

2006

Część pierwszaPrzyrodniczka miejska1934–1952

Jane Jacobs opublikowała Śmierć i życie wielkich miast Ameryki w wieku czterdziestu pięciu lat. Zanim pod koniec lat pięćdziesiątych usiadła do pisania swojej najsłynniejszej książki, miała już za sobą połowę życia spędzonego w charakterze dziennikarki, studentki geografii ekonomicznej, propagandystki wojennej i ekspertki od nowoczesnej architektury. Mimo że osobą publiczną stała się dopiero w latach sześćdziesiątych, jej historia jako autorki tekstów sięga głębin Wielkiego Kryzysu.

Jane Jacobs (z domu Butzner) przyjechała do Nowego Jorku w 1934 roku jako „niesforna” osiemnastoletnia autorka i okazjonalna poetka zdeterminowana, żeby odnieść sukces1. Mimo że miasto oferowało dużo większe możliwości niż jej rodzinne Scranton, podupadający ośrodek górniczy w Pensylwanii, pierwsze cztery lata spędziła na dopraszaniu się o pracę i dorywczych zajęciach w fabrykach i biurach, walcząc jednocześnie o zlecenia na teksty.

Jej pierwsze teksty pokazują, że próbowała w tym czasie stosować różne chwyty pisarskie, których potem używała bardzo skutecznie. Ekscentryczne i szczegółowe listy, słowa zapisane w niespotykany sposób, obfite aliteracje – było tam wszystko. Co jednak ważniejsze, teksty te stanowią przedsionek do jej późniejszego wcielenia jako myślicielki urbanistycznej i ekonomicznej. W serii artykułów dla magazynu „Vogue” Jacobs namalowała cztery portrety literackie robotniczych rejonów Nowego Jorku, które odkryła podczas swojej niekończącej się pogoni za pracą. Futra, skóry, diamenty i kwiaty były z pewnością luksusami lubianymi przez czytelników „Vogue’a”, ale w jej reportażach (z których dwa są zawarte w tej książce) stają się czymś więcej: animatorami scen ulicznych, nośnikami różnorodnych sposobów zarabiania na życie w mieście, nićmi łączącymi wytwórców, dystrybutorów i sprzedawców w jedną sieć gospodarczą. To, co w szczególności wyróżnia te teksty, to fakt, że Jacobs w mizernych czasach Wielkiego Kryzysu odnalazła pełne życia, małe miejskie gospodarki napędzające się nawzajem własną energią. Takie sceny bardzo się różnią od naszego zbiorowego wyobrażenia lat trzydziestych.

W czasach kryzysu Jacobs znalazła też dla siebie nowe powołanie intelektualne. „Przyrodniczka miejska” z uwagą obserwuje najdrobniejsze szczegóły napędzające różne miejsca, na przykład fenomenalną plątaninę kabli, tuneli i rur, które błyskawicznie transportują ludzi, informacje, prąd, wodę i odpady po całym Nowym Jorku. Jednocześnie dostrzega oznaki upadku. W tekście Wyspy, które łodzie omijają, włączonym do tego zbioru, opisując wyspę Matinicus u wybrzeży stanu Maine, uchwyciła ona znikające w zagadkowy sposób zwyczaje. Mimo że tekst ten jest bardziej portretem niż analizą, możliwe, że już wtedy Jacobs miała pewne przeczucie przyszłości. Kilka miesięcy przed przyjazdem do Nowego Jorku odwiedziła ciotkę misjonarkę w Higgins w Karolinie Północnej – małej, biednej wiosce skrytej w Appalachach2. Podobnie jak na wyspie Matinicus wraz z nastawaniem kolejnych pokoleń tamtejsi mieszkańcy powoli tracili tradycje i umiejętności, które nie miały związku z ich codzienną walką o przetrwanie. Twierdziła potem, że nie tylko zapomnieli o tych zwyczajach, ale, niczym w mrokach średniowiecza, zapomnieli nawet, co zapomnieli. Pomysł, żeby, wzorem swoich kolonialnych przodków, zbudowali nowy kościół z kamienia wywołał niedowierzanie. Jakim sposobem ułożone jeden na drugim kamienie się nie przewrócą? Według relacji Jacobs wiarę w kamienne konstrukcje przywrócił im dopiero fachowiec sprowadzony z pobliskiego miasta. Jej opis wyspy Matinicus to portret społeczności, która pozostanie na tej ścieżce, chyba że zadziałają na nią ożywcze siły gospodarki miejskiej.

Jane i Bob Jacobs wraz z synem Jimem podczas remontu domu na Hudson Street 555 w Greenwich Village, około 1950 roku

Fot. dzięki uprzejmości John J. Burns Library przy Boston College oraz spadkobierców Jane Jacobs

Gdy Jacobs zadomowiła się w Nowym Jorku, zaczęła uczęszczać na zajęcia eksternistyczne Uniwersytetu Columbia (program w 1947 roku nazwano School of General Studies). W latach 1938–1940 karmiła swój wszystkożerny umysł wiedzą z geografii, historii, prawa, filozofii oraz nauk ścisłych. To tam po raz pierwszy zetknęła się z pracami historyka Henriego Pirenne’a. Jego opis powstawania kultury miejskiej w średniowiecznej Europie będzie miał ogromny wpływ na poglądy Jacobs na temat miasta, gospodarki i możliwości nadejścia kolejnych wieków ciemnych3. Zajęcia z prawa umożliwiły jej napisanie pierwszej książki. Constitutional Chaff, którą wydała w wieku zaledwie dwudziestu pięciu lat, daje pierwszy wgląd na jej nietypowy umysł. Jacobs interpretuje w niej konstytucję Stanów Zjednoczonych poprzez zebranie odrzuconych, alternatywnych propozycji zgłoszonych do każdego wersu tego dokumentu podczas Konwencji Konstytucyjnej z 1787 roku. Niestety, z powodu pewnego kuriozum biurokratycznego uniwersytet zmusił ją do opuszczenia programu eksternistycznego i próbował przeklasyfikować ją na studentkę Barnard College. Kiedy jednak żeńska uczelnia odrzuciła jej „kandydaturę” z powodu niskich ocen ze szkoły średniej, Jacobs zorientowała się, że została de facto wyrzucona ze studiów. To przykre wydarzenie zasiało w niej głęboki sceptycyzm względem środowiska akademickiego i przekonanie o luźnym związku między formalną a autentyczną edukacją. W całej swojej późniejszej karierze odmawiała przyjęcia każdego oferowanego jej honorowego tytułu naukowego, a o porażkach środowiska akademickiego pisała obszernie jeszcze sześćdziesiąt lat później w swojej ostatniej książce Dark Age Ahead.

Mimo że najwięcej przyjemności sprawiało Jacobs badanie życia ludzi z perspektywy ulicy, w tym okresie utrzymywała się przede wszystkim z pisania na tematy ogólnokrajowe. Kiedy w 1941 roku zaczęła pracę jako sekretarka w piśmie branży metalowej „The Iron Age”, druga wojna światowa w Europie trwała już na dobre, a wkrótce miał nastąpić japoński atak na Pearl Harbor, którego oczywiście nikt się nie spodziewał. Jacobs szybko awansowała na pozycję redaktorki i zyskała pewną swobodę w pisaniu artykułów na bardziej ogólne tematy. W 1943 roku podjęła się dziennikarskiego śledztwa w sprawie Rady Produkcji Wojennej, która nie otworzyła fabryk w Scranton, mimo że w innych miejscach brakowało siły roboczej i domów (zob. Scranton – zapomniane miasto. 30 000 bezrobotnych i 7000 pustych domów). Artykuł ten był kulminacją prawdopodobnie pierwszej w życiu Jacobs próby mobilizacji lokalnej społeczności – akcji pisania listów, dzięki której w Scranton powstały miejsca pracy. Niepodpisany przez nią artykuł zacytowało ponad trzysta gazet w całym kraju4. Przeważnie jednak Jacobs tworzyła w tym czasie suche teksty skierowane do wąskiego grona specjalistów, a redaktor odrzucał jej próby pisania z myślą o szerszej publiczności. Przed końcem 1943 roku była już poważnie skłócona z szefem i straciła pracę.

Jacobs miała jednak to szczęście, że wojna potrzebowała dziennikarzy. W latach 1943–1952 pracowała w amerykańskim młynie propagandowym – najpierw w Biurze Informacji Wojennej, pisząc z myślą o państwach niezaangażowanych w czasie drugiej wojny światowej, a następnie dla Departamentu Stanu, gdzie udzielała się w piśmie „Amerika” skierowanym do obywateli Związku Radzieckiego5. W obu miejscach jej głównym zadaniem było przekazywanie amerykańskich wartości poprzez opowieści o historii, polityce, geografii, gospodarce i obywatelach Stanów Zjednoczonych. Jacobs pod każdym względem radziła sobie świetnie i wierzyła w słuszność swojej pracy, ale jej ekscentryczna, wywrotowa osobowość i coraz większa wiedza na temat Związku Radzieckiego wplątały ją w kłopoty z FBI. W 1948 roku, podczas drugiej czerwonej paniki6, otwarto śledztwo w sprawie Jacobs i jej rzekomych powiązań komunistycznych. Na zadawane pytania odpowiadała elokwentnie, pisząc, że „potulny konformizm” wobec aktualnie obowiązujących poglądów większości „nie jest cnotą”. Mimo to nadzór nad Jacobs zakończono dopiero w 1952 roku, kiedy odeszła z Departamentu Stanu.

Jak sama wyjaśniała radzie ds. lojalności Departamentu Stanu, to właśnie jej odwieczny sceptycyzm względem konwenansów i władzy sprawiał, że jest amerykańską patriotką, a nie sympatyczką ZSRR. Jej wczesne teksty być może nie pokazują zbyt wiele wrodzonego sceptycyzmu, ale powtarzające się spotkania z rządem federalnym i bezwzględną biurokracją w czasach zimnej wojny – od makkartyzmu przez odnowę miejską po wojnę wietnamską – ostatecznie sprawią, że jej sceptyczne oko skieruje się na Amerykę.

1 Więcej o młodości Jacobs jako „niesfornej panienki” można się dowiedzieć z książki Genius of Common Sense (Boston 2009), ilustrowanej biografii dla młodzieży autorstwa Glenny Lang i Marjory Wunsch. Mimo że Jacobs regularnie pisała wiersze w liceum i zdarzało jej się to robić jeszcze przez wiele lat, krótko po przyjeździe do Nowego Jorku odnalazła swoje powołanie do dziennikarstwa i literatury faktu.

2 Jacobs zawarła dokładny opis tej miejscowości, ukrywając ją pod pseudonimem Henry – od Henry’ego Higginsa z My Fair Lady – w swojej książce Cities and the Wealth of Nations (s. 124–129). Twierdzi ona, że tego rodzaju „pasywne” gospodarki, jeśli nie są całkowicie pomijane, są kształtowane przez jedną z pięciu sił napędowych gospodarek miejskich: rynek dóbr i usług, pracę przyciągającą ludzi do miasta, przenoszenie fabryk lub innej pracy miejskiej na oddalone obszary, technologię, szczególnie taką, która zwiększa produktywność wsi, lub kapitał w formie pomocy lub inwestycji.

3 Prawdopodobnie chodzi o pracę opublikowaną po angielsku w 1927 roku pod tytułem Medieval Cities: The Origins and the Revival of Trade [przyp. red.].

4 Kampania ta wydaje się nietypowa dla Jacobs, zarówno z powodu wyrażonego przez nią poważania dla władzy, jak i wiary w to, że fabryki mogą pobudzić gospodarkę Scranton. Peter L. Laurence w Becoming Jane Jacobs twierdzi, że Jacobs musiała wiedzieć, że Scranton nie da się w ten sposób uratować, o czym ma świadczyć jej przeprowadzka do Nowego Jorku, która zbiegła się w czasie z falą emigracji z miasta. Bez względu na to, czy wiedziała to już wtedy, czy przekonała się o tym właśnie poprzez to doświadczenie, zanim napisała The Economy of Cities, zaczęła już krytykować tego rodzaju przeszczepy, o które przedtem walczyła.

5 „Amerika” („Америка”) była rosyjskojęzycznym propagandowym magazynem ilustrowanym wydawanym przez Departament Stanu USA w latach 1944–1994, by wpływać na opinię publiczną w ZSRR. Czasopismo miało swoją polskojęzyczną wersję, „Amerykę”, ukazującą się w latach 1958–1972 [przyp. red.].

6 Termin „czerwona panika” (ang. Red Scare) odnosi się do dwóch okresów silnego antykomunizmu w historii Stanów Zjednoczonych: pierwszy to lata 1917–1920, drugi, związany z zimną wojną, trwał od późnych lat czterdziestych do połowy lat pięćdziesiątych. Oba etapy czerwonej paniki charakteryzowały się strachem przed rzekomymi wpływami komunistów na społeczeństwo amerykańskie. Pierwsza czerwona panika powodowana była obawą przed rosnącym w siłę anarchizmem i związkami zawodowymi, druga dotyczyła oskarżeń o infiltrację amerykańskiego rządu [przyp. red.].

Układając strofy do książki„New York Herald Tribune”, 22 stycznia 1935

Winnam zwrócić na papier nabożne spojrzenie,

Wspominać w blasku mentalnej aureoli,

Jak szukałam słowa, co myśl tę przystroi,

Zdania, które wywoła płacz, uśmiech, westchnienie.

Albo winnam chociaż, jeśli nie podołam,

Znów się natrudzić nad kruchym wierszem,

Który wydałam na świat, klnąc i jęcząc,

Każda drżąca stopa wydarta i wywalczona,

Lub zastanawiać się, jaki być powinien,

Marzyć o tym, co mi umknęło.

Lecz myślę, że to, co wymyślę, i tak będzie nijakie,

A słowa i strony pamiętają, jak było:

jadłam brązowy cukier, gdy o tym myślałam,

Swędział mnie nos, kiedy to pisałam.

Brylant świeci i w popiele„Vogue”, 15 października 1936

„Prędzej czy później wszystko trafia na Bowery. Wystarczy tylko poczekać”, mawiają handlarze w zagłębiu diamentów pomiędzy ulicami Hester i Canal, jednej z największych i najdziwniejszych giełd klejnotów na świecie. Sprzedaje się tam i kupuje siedemdziesiąt procent oddanej w zastaw i nieodebranej biżuterii z całego kraju. Przez ten wypełniony sklepami kawałek ulicy między dwiema przecznicami, tę iskrzącą się wyspę w najnędzniejszej części Nowego Jorku, przeszły wszelkie piękne, luksusowe klejnoty, w tym najbardziej wyjątkowa biżuteria na świecie – klejnoty koronne, sygnety lordów, dworskie dowody miłości, ale i niewyszukane dziecięce medaliki.

Wygląda na to, że nikt nie wie, dlaczego wybrano właśnie to miejsce ani dlaczego tam pozostano. Dwadzieścia pięć lat temu pierwsi handlarze ulokowali się w tym niedorzecznym miejscu z niewiadomych dziś powodów. W jego sąsiedztwie nie ma żadnych pokrewnych ośrodków. Dzielnica istnieje sama w sobie, naprzeciwko wjazdu na Manhattan Bridge, otoczona legendarnym już prawie życiem Bowery1.

Żaden z handlarzy nie wynajmuje całego sklepu – każdy ma swoją ladę obok kilkunastu innych sprzedawców. Ci, którym powodzi się lepiej, wynajmują też niewielką przestrzeń w witrynie sklepu, gdzie obok oferowanych artykułów widnieje tabliczka informująca, że można je kupić wyłącznie przy trzeciej ladzie od lewej.

Nikt nie wkłada wysiłku w artystyczną czy spektakularną ekspozycję, ale czasem rozwieszanie ogromnych ilości biżuterii bez żadnego zamysłu na małych figurkach niemających związku ze sprzedawanym towarem może wywołać niezamierzony dziwaczny efekt. Gipsowa koza, związana pewnie kiedyś z pokrewnym jej gatunkiem piwa2, ma kilka pierścionków zawieszonych na jednym rogu, na drugim zawadiacko zawinięty naszyjnik, z ogona zwisa jej zegarek, a na grzbiecie leży mieszanka innych błyskotek. Król Artur nie dość, że musi dźwigać swoją zbroję, to na ramionach trzyma jeszcze ciężar kilku naszyjników, w pasie jest owinięty zegarkiem, a z przyłbicy zwisa mu wisiorek.

W gablotach nie ma czarnego aksamitu, żaden klejnot nie jest wyróżniony, żeby przyciągnąć wzrok klienta. Leżą tam całe rzędy lśniących diamentów i świecącego złota, a czasem po prostu sterta pierścionków, zegarków i bransoletek. Biżuteria jest opatrzona wyraźną ceną, która wygląda na ostateczną, ale w rzeczywistości jest tylko punktem wyjścia do targowania się.

Specjalnością tej dzielnicy są oczywiście brylanty, ale handluje się tu każdym rodzajem biżuterii i wyrobów z metali szlachetnych. Obecnie najbardziej okazałym towarem jest tu prawdopodobnie samowar, wykonany ponoć trzysta lat temu dla rosyjskiego cara. Trzydzieści pięć kilogramów srebra najczystszej próby z kunsztowną złotą inkrustacją! Odkupiono go z lombardu, gdzie zostawili go Cyganie – przy czym nikt nie wie, jak go zdobyli.

Część biżuterii sprzedawanej na Bowery jest nowa, ale większość pochodzi z trzech dużych domów aukcyjnych znajdujących się pomiędzy ulicami Hester i Canal. Wysyłają ją tam właściciele lombardów po upłynięciu przepisowych dwunastu miesięcy od momentu zastawienia oraz dodatkowej, miesięcznej karencji.

Poza okresem letnim aukcje odbywają się tam prawie codziennie. Biżuteria przeznaczona na sprzedaż jest wystawiana na pokaz dla handlarzy, którzy oglądają ją i notują jej wartość. Ich zapiski są sporządzane w formie dość prostego kodu, w którym litery zastępują cyfry, przy czym każdy handlarz trzyma swój kod w tajemnicy. Notatki te mają przypomnieć handlarzowi w gorączce zakupów, ile był gotów zapłacić za towar w spokojniejszych okolicznościach.

Dla osoby z zewnątrz procedura przeprowadzania aukcji może się wydawać bardzo zagmatwana. Odbywają się one w całkowitej ciszy. Handlarze, którzy są w stanie dotknąć prowadzącego aukcję, gromadzą się wokół niego, a reszta siedzi na dwóch ławkach naprzeciw. Prowadzący podaje kwotę, od której zaczyna się licytacja, a handlarze w ciszy ją podnoszą. Ci, którzy stoją blisko, ściskają go za ramię, szturchają w żebra albo następują mu na stopę, a ci na ławkach puszczają oko, podnoszą palce, drapią się po łokciu lub wykonują inny zauważalny gest. Wydaje się, że połowa ich uwagi jest skupiona na licytowaniu, a druga połowa na odgadywaniu, jak licytują osoby obok. Wszystko dzieje się szybko. Po chwili klejnoty zdobywa ten, kto dał za nie najwięcej, i wszyscy zdają się zadowoleni. Wygląda to niesamowicie chaotycznie, jak połączenie pokazu iluzjonisty i czytania w myślach3.

Niektóre kamienie wartościowe trafiające na Bowery są tu na nowo oprawiane, szczególnie w przypadku, gdy stara oprawa jest warta więcej jako sam kruszec niż jako dzieło ludzkich rąk. Jeden z handlarzy wykorzystał czterdzieści osiem rubinów należących kiedyś do dynastii Romanowów do zrobienia bransoletki, umieszczając pomiędzy nimi małe brylanty. Na środku z kolei znalazła się wysadzana brylantami płytka, która otwiera się, odsłaniając malutki zegarek.

Jeden z najstarszych przedmiotów, które można tu znaleźć, nie jest klejnotem. To piętnastowieczna wiedeńska akwaforta przedstawiająca papieża. Jest nie tylko bardzo stara, ale ma też pewną wyjątkową cechę. Oczy modela zdają się poruszać – nie tylko śledzić obserwatora, jak w przypadku wielu obrazów, ale autentycznie poruszać na boki.

Przykładem wczesnej amerykańskiej obróbki metalu jest mała, surowa figurka ze srebra przedstawiająca Indianina trzymającego orła. Jego pozycja i ogólny wygląd przypominają miniaturowego Indianina sprzed sklepu z cygarami4.

Od czasu do czasu na Bowery trafia „pierścionek na truciznę” z ukrytym pojemniczkiem i czasami również małym kolcem, którym zadaje się śmiertelne ukłucie. Są one jednak zwykle przetapiane, bo klienci wprawdzie lubią je oglądać, ale raczej ich nie kupują.

Z kolei pierścionków z inicjałami zwykle się nie przetapia. W końcu znajdzie się ktoś z podobnymi inicjałami, kto nie będzie w stanie się oprzeć tej biżuterii.

Do handlarzy trafiają wszelkiego rodzaju obrączki. Jest tu na przykład wczesny francuski pierścionek zaręczynowy bez kamieni, złożony ze złotych węzłów miłości, które słodko pobrzękują, kiedy się nim potrząśnie.