
Zaułek upadłych aniołów
- Wydawca:
- Wydawnictwo e-bookowo
- Kategoria:
- Poezja i dramat
- Język:
- polski
- ISBN:
- 978-83-7859-583-0
- Rok wydania:
- 2015
- Słowa kluczowe:
- aniołów
- biblioteki
- dejmka
- dyrekcji
- gmach
- marzec
- panującą
- powstawały
- tomik
- upadłych
- wiersze
- zaułek
- życiu
- mobi
- kindle
- azw3
- epub
Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).
Kilka słów o książce pt. “Zaułek upadłych aniołów”
Wiersze ze zbioru "Zaułek upadłych aniołów" powstawały na przestrzeni lat 1968 – 1980. Obejmują zatem nie tylko słynny "Warszawski Marzec", ale i atmosferę panującą w Teatrze Nowym za dyrekcji Kazimierza Dejmka. Trzeba w tym miejscu dodać, że tytuły łacińskie nie pojawiły się przypadkiem, ale są powiązane z konkretnymi miejscami w Warszawie (na przykład napis na zegarze słonecznym w parku w Wilanowie, czy inskrypcja zdobiąca gmach warszawskiej Biblioteki Uniwersyteckiej). Tomik kończy wiersz będący zapowiedzią nadziei na lepsze czasy, niż ten najtrudniejszy okres w życiu autorki.
Polecane książki
Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Anna Kiesewetter
Anna Kiesewetter
Zaułek upadłych aniołów
Powstały w latach 1968 – 2005
© Copyright by
Anna Kiesewetter & e-bookowo
Grafika na okładce: Marek Łukaszewicz
Projekt okładki:
Marek Łukaszewicz
ISBN 978-83-7859-583-0
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie
STARCY W OGRODZIE
Usiedli starcy w ogrodzie
i patrzą na zachodzące słońce.
Brody im mierzwi wiatr.
To było tak…
Rok czterdziesty, trzydziesty dziewiąty…
Słońce zachodzi.
Usiedli starcy na ławie,
kamienie im chłodzą palce u stóp,
a gdzieś z daleka zbliża się noc
i dzień
wielkimi chłopskimi krokami.
Usiedli starcy na ławie
i śpią.
UNDE VENIS ET QUO TENDIS?
Tam, gdzie się znajdę, nie odszukam ciszy.
A oni idą przede mną w milczeniu.
Tam, gdzie się znajdę, nie odszukam czasu.
Dlaczego tak równo pochylone głowy
nie zwrócą twarzy właśnie w moją stronę?
Jak mogę patrzeć, kiedy nikt nie widzi?
Jak mogę odejść?
Za mną nikt nie idzie.
* * *
Rysujesz linie ciepłych snów na ścianach,
nie rozrzucony myślą, która gra na cytrze.
Ukazuje ci przedświt swe białe kolana,
a ty je gładzisz, Bacchu, brody połysk
migocze w strefie cienia wśród zburzonych kolumn.
Małe Pany strwożone biegną do ołtarza,
by Zeusowi sypać mirt i świeży orzech
prosto w ogień ofiarny.
Strzelają łupiny,
a ty się śmiejesz, Bacchu, sącząc beczkę wina.
I nic cię nie obchodzą zgubione ruiny.
I nic cię nie obchodzi wiosny laur nma skroni.
Świat pijany cię bawi.
Sypie złotym pudrem
tłum nimf tańczących w koło
na twej łysej głowie.
* * *
I bez żalu bądź, bez żalu,
łzy to drobny deszcz gradowy w dzień pochmurny,
ty nie możesz chmurom wstępu dać do raju,
któż by wtedy trzymał jabłko w smukłej dłoni.
Ty się musisz śmiać, czarować śmiechem
i bez żalu bądź, bez żalu nawet we śnie,
rozchyliwszy usta wab spóźnionych,
zawsze piekna, choć ci już zwiastują wyrok,
tańcz na stosie jeszcze wśród płomienia.
* * *
Rysując wstęgę pod wiatrem
nie widzimy jej migotania.
Nie widzimy drgań jej przegubów
na błękitnych falach powietrza.
Nam niebo nie spadnie na głowę.
Gdzieś ucieka, gdzieś się uchyla…
* * *
Strachem jest każda chwila,
kiedy już nie umiesz i nie wiesz.
Chcesz gonić chmury po niebie,
ale zranisz sobie stopy o skały,
będą krwawiły na doliny białe
od śniegu i w śniegu całe zanurzone.
KONCERT
Na okna kładzie martwe dłonie
i wpija palce w białe szyby
odgłos dalekiej stąd muzyki,
a tak nam bliskiej jak westchnienie,
że jest o krok od naszych oczu,
że jest o krok od naszych cieni.
Ich miejsce zmienia oczu granie
na ciemnych płytach fortepianu,
w żałobne bębnią więc klawisze.
I tak daleka stąd muzyka
nagle na krok
spiętrza się,
uskoczy,
walcem pijanym takt pomyli,
przysiądzie chyłkiem nad strunami
rozstrojonego fortepianu
i będzie trwać.
Ten muzyk z prawej zamknął oczy,
powieki ciążą nad rzęsami,
smak jakiś w ustach zbiera, tętni,
zmienia się kręgiem w światłocienie,
ssie duszę smutkiem i zamiera.
I coś się wiąże w jednym kole,
raz się zaśmieje, raz zaboli