Strona główna » Literatura faktu, reportaże, biografie » Turcja: obłęd i melancholia

Turcja: obłęd i melancholia

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-65595-44-7

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Turcja: obłęd i melancholia

Turcja to kraj kontrastów i sprzeczności. W ostatnim czasie uwaga świata ponownie skierowana jest na to państwo: rząd Erdoğana, choć pozornie demokratyczny, stopniowo zaczął przypominać dyktaturę, wtrącając do więzień swych oponentów i brutalnie tłumiąc wszelkie głosy sprzeciwu. I chociaż Turcja jest państwem świeckim, religijny konserwatyzm staje się istotną siłą. Pozostając w geopolitycznej przestrzeni między zsekularyzowanym Zachodem a muzułmańskim Wschodem, Turcja jest targana wieloma konfliktami, w tym choćby Arabską Wiosną, wojną w Syrii, rozkwitem ISIS.

 

Temelkuran napisała elementarz dzisiejszego chaosu, to mistrzostwo w przewidywaniu tego, co niespodziewane. | „Financial Times” Wspaniała książka dająca fascynujący i przerażający wgląd w przyczyny, dla których Turcja stała się krajem autorytarnym. To trzymający w napięciu i intymny obraz sytuacji, obejmujący każdy aspekt życia w Turcji. | Patrick Cockburn, autor Państwa Islamskiego Ece Temelkuran jest patriotką – żadne inne słowo tego nie odda. | Seymour Hersh

Polecane książki

Niacyna w leczeniu to nowa droga do zdrowia, wytyczona przez znakomitych amerykańskich lekarzy i naukowców, którzy całe swoje życie poświęcili jej budowie. Przeznaczona jest zarówno dla lekarzy, jak i osób, które troszczą się o własne zdrowie, poszukując metod skutecznych, a przede wszystkim bezpiec...
Ten poradnik skierowany jest przede wszystkim do rodziców, którzy chcą świadomie wspomagać rozwój swoich dzieci. Wiele ciekawych dla siebie informacji znajdą tu również nauczyciele, studenci nauk humanistycznych bądź filologicznych lub po prostu osoby zainteresowane tematyką rozwoju mowy. Autorka pr...
Prof. zw. dr hab. Maria Poźniak-Niedzielska profesor Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie; wieloletni wykładowca prawa własności intelektualnej na uczelniach krajowych i zagranicznych oraz konferencjach i szkoleniach dla praktyków; autorka licznych prac z...
Marc Brannon prowadzi ważne i niebezpieczne śledztwo w sprawie morderstwa. Sprawa zatacza coraz szersze kręgi, narusza interesy mafii, a także wpływowych biznesmenów i polityków. Partnerką Marca z ramienia prokuratury zostaje jego była dziewczyna Josette. Przed laty ich znajomość zakończyła się wiel...
Niekonwencjonalny trening  siły i charakteru! SEALFIT został opracowany przez komandora porucznika Navy SEAL Marka Divine’a w celu wydobywania z adeptów drzemiącego w nich potencjału poprzez mocny trening fizyczny, hartowanie umysłu i sprawdzone techniki relaksacyjne. Poznaj filozofię Navy SEAL o...
Swoją dotychczasową aktywność literacką Autor koncentrował na publikowaniu tekstów w prowadzonym, do niedawna, blogu. Jego teksty można było znaleźć również na innych portalach internetowych. Decyzję o publikacji książek podjął spontanicznie obserwując ludzi stojących  w kolejce do kasy w supermark...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Ece Temelkuran

Ece Te­mel­ku­ran

Tur­cja: obłęd i me­lan­cho­lia

Tłu­ma­cze­nie: Łu­kasz Bu­chal­ski

Wro­cław 2017

„od wscho­du do za­cho­du przy­bie­ra kształt je­sie­ni obłę­du i me­lan­cho­lii”

Tur­gut Uyar, Çıl­gın-Hüzün­lü

Wstęp

Wczo­raj

„To jest Tur­cja!”.

Każ­de­go dnia wy­po­wia­da się to zda­nie z taką re­gu­lar­no­ścią, że jest ono praw­do­po­dob­nie naj­czę­ściej uży­wa­nym zwro­tem w Tur­cji. Uży­wa się go, by opi­sać ja­kieś szcze­gól­nie nie­do­rzecz­ne wy­da­rze­nia i sy­tu­acje. Wy­gła­sza się je z sar­do­nicz­nym uśmie­chem i tak na­praw­dę po­zba­wio­ne jest ono zna­cze­nia – nie­pi­sa­ne po­ro­zu­mie­nie w na­ro­dzie po­zwa­la tej fra­zie w ja­kiś spo­sób wy­ra­żać co­kol­wiek. Wszyst­ko. Na przy­kład, jeśli ka­ret­ka przy­by­wa póź­no, a na­stęp­nie prze­jeż­dża pa­cjen­ta i ten umie­ra, mo­gli­by­ście wy­krzyk­nąć dra­ma­tycz­nie: „To jest Tur­cja!”.

Rów­nie do­brze mo­gli­by­ście ro­ze­śmiać się i po­wie­dzieć to samo, wi­dząc na au­to­stra­dzie kie­row­cę, któ­ry wy­sta­wia nogę przez okno, tym ra­zem bez ofiar w lu­dziach. „To jest Tur­cja!”.

Ale na tym nie ko­niec! Jeśli ca­łu­je­cie się pu­blicz­nie w Stam­bu­le, mo­że­cie być pew­ni, że zo­sta­nie­cie ostrze­że­ni – ktoś szturch­nie was w ra­mię i krzyk­nie: „Hola! To jest Tur­cja! Żad­nych tu ta­kich!”. War­to wie­dzieć, że w tym kra­ju bar­dziej wy­pa­da wdać się w bój­kę niż ca­ło­wać na uli­cy.

Zda­nie, któ­re otwie­ra fra­za „To jest…”, to zmyśl­na kon­struk­cja: su­ge­ru­je bo­wiem, że opi­sy­wa­na sy­tu­acja musi wy­wo­łać szok, a za­ra­zem au­to­ma­tycz­nie go ni­we­lu­je. Ob­wiesz­cza, że oto mamy do czy­nie­nia z pew­nym – spe­cy­ficz­nym – zda­rze­niem, i jed­no­cze­śnie wy­ja­śnia, że brak wpły­wu na oko­licz­no­ści tego zda­rze­nia wy­ni­ka ze swo­iste­go fa­tum. Mówi o me­lan­cho­lii zwią­za­nej z trak­to­wa­niem dłu­go­trwa­łe­go obłę­du, ja­kim jest Tur­cja, jako coś na­tu­ral­ne­go, o przy­zwy­cza­ja­niu się do sza­leń­stwa czy – bar­dziej pre­cy­zyj­nie – o re­zy­gna­cji w ob­li­czu tego sza­leń­stwa. To zda­nie sta­no­wi isto­tę tra­gi­ko­micz­nej na­tu­ry kra­ju, w któ­rym każ­dy prze­kaz ma co naj­mniej dwa zna­cze­nia. To jest Tur­cja!

Wszyst­ko pięk­nie, ale czym jest „to” miej­sce?

Być może to na­wet nie jest miej­sce. Zgod­nie bo­wiem z de­fi­ni­cją po­wta­rza­ną od za­ło­że­nia pań­stwa „to” jest mo­stem. „Po­mię­dzy Wscho­dem i Za­cho­dem”, a tak­że mię­dzy „Azją i Eu­ro­pą” czy „Orien­tem i Okcy­den­tem”. Owo „po­mię­dzy” wy­wo­łu­je po­czu­cie nie­zde­cy­do­wa­nia u nie­mal każ­de­go, kto stąd po­cho­dzi. Bo sko­ro tak, to z któ­rej stro­ny mo­stu naj­le­piej opi­sy­wać sam most? Zda­niem Re­pu­bli­ki za­ło­żo­nej w 1923 roku od­po­wiedź jest oczy­wi­sta…

Od za­ło­że­nia Re­pu­bli­ki każ­de po­ko­le­nie stu­dio­wa­ło w szkol­nych ław­kach tę samą mapę. We­dług niej Tur­cja była naj­więk­szym kra­jem na świe­cie i co oczy­wi­ste, znaj­do­wa­ła się w sa­mym jego cen­trum. Sta­ła ni­czym ko­los po­środ­ku uro­czy­stych ha­seł ojca za­ło­ży­cie­la, Ata­tür­ka: „Tur­ku, bądź dum­ny, pra­cuj i ufaj”; oraz: „Szczę­śli­wym jest czło­wiek, któ­ry może zwać się Tur­kiem!”. Róż­no­barw­na Eu­ro­pa uno­si­ła się w gó­rze. W ob­rę­bie wid­mo­wych kra­jów le­ża­ły mia­sta o uro­kli­wych na­zwach i rze­ki o błę­kit­nych wo­dach. Tam we­dług na­szych przod­ków znaj­do­wa­ło się El­do­ra­do, wzór do na­śla­do­wa­nia. W dole był Wschód, za­wsze sza­ro­zie­lo­ny. Po­dob­nie jak ZSRR, przy­po­mi­nał pu­sty­nię lub coś po­krew­ne­go, chro­pa­wą, mgli­stą pust­kę. W tej in­kar­na­cji mapa mó­wi­ła: „Nie patrz ani w dół, ani na pra­wo, patrz w górę. Nad tobą jest ży­cie: barw­ne i peł­ne świe­żo­ści. Po­ni­żej nie ma nic prócz »brud­nych Ara­bów« i wiel­błą­dów. Nie war­to się tym in­te­re­so­wać. Wyjdź z domu i bie­gnij na Za­chód tak szyb­ko, jak cię nogi po­nio­są”.

Twór­cy mapy uznali, że kraj łą­czą­cy Azję i Eu­ro­pę, jego rząd i uro­dzo­ne w nim dzie­ci na­le­ży de­fi­nio­wać po­przez za­chod­nią stro­nę mo­stu. Re­pu­bli­ka pre­zen­to­wa­ła tę „po­śred­nią eg­zy­sten­cję” jako toż­sa­mość, z któ­rej moż­na być nie­pod­wa­żal­nie dum­nym, dum­nym tak bar­dzo, że moż­na by po­my­śleć, iż tyl­ko my po­wstrzy­mu­je­my Wschód i Za­chód – cały świat! – przed roz­pa­dem. Nie­bio­som dzię­ki za Tur­cję! Nasz los to dro­ga ku Za­cho­do­wi, wiecz­ny stan przej­ścio­wy.

Lu­dzie na mo­ście mieli jed­nak dwa po­waż­ne pro­ble­my zwią­za­ne z wła­sną toż­sa­mo­ścią i de­fi­ni­cją tego miej­sca. Przede wszyst­kim nie­waż­ne, jak upar­cie płynęli na Za­chód, wschod­nia stro­na mo­stu za­wsze cią­gnę­ła ich do tyłu. Nie była to ich je­dy­na zgry­zo­ta: zgod­nie z roz­ka­za­mi ojca za­ło­ży­cie­la musieli do­rów­nać lu­dziom Za­cho­du. W tym celu re­ali­zowali więc okre­ślo­ny plan, by na­stęp­nie ów sta­tus prze­kro­czyć. W sław­nej prze­mo­wie z oka­zji dzie­się­cio­le­cia Re­pu­bli­ki Ata­türk na­ka­zał Tur­kom „wznieść się po­nad po­ziom cy­wi­li­za­cji zdo­byw­ców”*. To za­da­nie obar­czy­ło lu­dzi jesz­cze więk­szym cię­ża­rem. Wie­dzieli, że są „po­ni­żej”, a za­ra­zem zu­chwa­le pragnęli do­rów­nać „gó­rze”. Tym, co ścią­ga­ło ich w dół, było po­czu­cie nie­waż­no­ści, siła od­dzia­ły­wa­nia „wschod­niej du­szy” – du­szy tra­wio­nej przez pust­kę, u któ­rej źró­deł zna­la­zły się dwie wiel­kie siły: świa­do­mość by­cia ni­kim i pra­gnie­nie wspa­nia­ło­ści. Było tak, jak­by na Tur­cję spa­dła klą­twa, nie­po­zwa­la­ją­ca zna­leźć lu­stra, któ­re uka­za­ło­by jej praw­dzi­we ob­li­cze, bez wy­ol­brzy­mia­nia i po­mniej­sza­nia.

* Cho­dzi o mowę z 29 paź­dzier­ni­ka 1933 roku (wszyst­kie przy­pi­sy po­cho­dzą od tłu­ma­cza i re­dak­tor­ki).

I jak­by tego było mało, ko­lej­ny du­alizm wple­cio­ny w los tej kra­iny dez­orien­tu­je miesz­kań­ców mo­stu. Na ma­lut­kim skraw­ku zie­mi, po­zo­sta­łym po utra­cie ca­łe­go im­pe­rium, na­wet ci, któ­rzy głę­bo­ko do­świadczyli tra­ge­dii woj­ny, po­strzegali pro­kla­ma­cję Tur­cji jako „wiel­kie zwy­cię­stwo”. Osma­no­wie i tak byli tyl­ko cię­ża­rem! Mło­da Tur­cja ja­wi­ła się jako stre­fa zero, nowy roz­dział. Dla lu­dzi, któ­rym woj­na ode­bra­ła wszyst­ko, taka mo­ty­wa­cja była na­tu­ral­ną ko­niecz­no­ścią, ale re­set hi­sto­rii kosz­to­wał. „Przed­tem” zo­sta­ło oba­lo­ne. By­li­śmy wnu­ka­mi ko­lo­sal­ne­go, na­gle po­zba­wio­ne­go ja­kiej­kol­wiek war­to­ści im­pe­rium. Ofi­cjal­na hi­sto­ria unie­waż­ni­ła jego erę, lecz każ­de z nas na­dal mu­sia­ło uczyć się o wszyst­kich suł­ta­nach i cza­sach ich pa­no­wa­nia. Rok 1923 był ka­mie­niem mi­lo­wym, co do któ­re­go mie­li­śmy mie­sza­ne uczu­cia. „Przed­tem” bu­dzi­ło w nas za­ra­zem nie­smak i dumę, na­śla­do­wa­li­śmy jego po­tę­gę, gar­dząc nią jed­no­cze­śnie. Miesz­kań­cy mo­stu do­rastali w pew­ne­go ro­dza­ju roz­dwo­je­niu jaź­ni ty­po­wym dla dzie­ci, któ­re są na­ocz­ny­mi świad­ka­mi hi­sto­rii, a po­tem mu­szą na­uczyć się na pa­mięć zu­peł­nie in­nej wer­sji wy­da­rzeń. Lu­dzie tak bar­dzo przy­zwy­czaili się do sy­tu­acji, w któ­rej rzecz może być swo­im prze­ci­wień­stwem, że ni­ko­go nie dzi­wi­ło od­czy­ty­wa­nie jed­ne­go zna­ku na co naj­mniej dwa spo­so­by. To dla­te­go na­ród tu­rec­ki po­dwój­ne zna­cze­nie zda­nia „To jest Tur­cja!” bie­rze za na­tu­ral­ne: lu­dzie są przy­zwy­cza­je­ni do prze­ży­wa­nia jed­no­cze­śnie szo­ku i obo­jęt­no­ści, do śmie­chu przez łzy, a tak­że do tego, że jeśli pro­te­stu­ją prze­ciw­ko da­nej sy­tu­acji, au­to­ma­tycz­nie mu­szą się do niej do­sto­so­wać. Nie wi­dzą nic dziw­ne­go w tym, że ży­cie wy­mu­sza na nich tak skom­pli­ko­wa­ne za­bie­gi psy­cho­lo­gicz­ne.

***

I tak mi­ja­ły lata i de­ka­dy, do hi­sto­rii prze­cho­dzi­ły rzą­dy i pu­cze, ma­sa­kry i pił­kar­skie suk­ce­sy, go­rą­ce i zim­ne woj­ny, za­miesz­ki i re­pre­sje, rze­czy wy­ma­rzo­ne i ma­rze­nia znisz­czo­ne z mi­ło­ści do na­ro­du, a przede wszyst­kim – trum­ny, trum­ny, trum­ny. Za każ­dą trum­nę fla­ga na maszt. Ko­ran, fla­ga Tur­cji i chleb są w tych stro­nach świę­te. Od po­ko­leń pa­nu­je zwy­czaj mó­wią­cy, że gdy któ­ra­kol­wiek z tych rze­czy spad­nie na zie­mię, na­le­ży ją pod­nieść, trzy­krot­nie po­ca­ło­wać i umie­ścić na wy­so­kiej pół­ce. Żoł­nie­rze, par­ty­zan­ci, bo­jow­ni­cy, dzien­ni­ka­rze, pi­sa­rze, po­eci, ro­bot­ni­cy, stu­den­ci i dzie­ci – kie­dy ginęli, po każ­dym z nich krzy­cza­no: „Wca­le nie zo­stał za­bi­ty!”.

To miej­sce woli gniew od ża­ło­by. Tem­po od­pra­wia­nia po­grze­bów w Tur­cji może za­sko­czyć czło­wie­ka Za­cho­du, ale na­praw­dę nie po­win­no – „to jest Tur­cja” i jej lu­dzie mo­stu, na­sta­wie­ni na prze­trwa­nie, są ucze­ni od dziec­ka, że ża­ło­ba jest stra­tą cza­su.

Cho­ciaż tych, któ­rzy chcieli rów­no­ści, spra­wie­dli­wo­ści i wol­no­ści dla na­ro­du, za każ­dym ra­zem tę­pił albo woj­sko­wy re­żim, albo pa­ra­mi­li­tar­ne for­ma­cje pra­wi­co­wych rzą­dów, każ­dej nocy za­sta­wia­no sto­ły, przy któ­rych lu­dzie roz­ma­wiali o spo­so­bach ra­to­wa­nia pań­stwa z więk­szą pa­sją, niż mówili o mi­ło­ści. O kraj było wię­cej krzy­ku niż o mi­łość dwóch męż­czyzn do jed­nej ko­bie­ty. Wy­la­no wię­cej łez, niż roni po­rzu­co­ny ko­cha­nek. Ra­do­wa­no się moc­niej niż z po­wro­tu nie­wi­dzia­nej la­ta­mi uko­cha­nej oso­by. Pań­stwo za­wsze bru­tal­nie ob­cho­dzi­ło się z tymi spo­śród swo­ich dzie­ci, któ­re je naj­moc­niej ko­cha­ły. Tacy mę­czen­ni­cy zdo­bywali ła­ska­we uzna­nie do­pie­ro po śmier­ci.

Czy tra­dy­cja osmań­skich suł­ta­nów, wy­da­ją­cych wła­snych bra­ci na śmierć, byle tyl­ko za­cho­wać tron (co do­pro­wa­dzi­ło wręcz do le­ga­li­za­cji bra­to­bój­stwa), może mieć coś wspól­ne­go z sy­tu­acją, w któ­rej oj­ciec zmar­łe­go na woj­nie syna sły­szy z ust pre­mie­ra pań­stwa: „Służ­ba woj­sko­wa nie jest od tego, żeby się wy­le­gi­wać, bra­cie”? Czy fakt, że fun­da­men­ty kra­ju po­ło­ży­ły dzie­ci za­bra­ne z ro­dzin­nych stron, może być po­wią­za­ny z kom­plek­sem „pań­stwa jako ojca”, ob­ja­wia­ją­ce­go się ka­ra­niem Kur­dów, Or­mian i ale­wi­tów**, jak gdy­by pod­nieśli rękę na gło­wę ro­dzi­ny? Roi się od przy­pusz­czeń, ale jed­no jest pew­ne: aż do ostat­niej de­ka­dy Tur­cję nę­ka­ły wciąż te same cho­ro­by. Przez mi­nio­ne dzie­się­cio­le­cie na­to­miast jej hi­sto­ria peł­na jest prób wy­le­cze­nia owych do­le­gli­wo­ści za po­mo­cą in­nych, jesz­cze bar­dziej skom­pli­ko­wa­nych…

** Ale­wizm – odłam szy­izmu wy­ka­zu­ją­cy tak­że wpły­wy za­ra­tusz­triań­skie, sza­mań­skie i su­fic­kie, wy­zna­wa­ny głów­nie w Tur­cji. Ale­wi­ci są dru­gą po sun­ni­tach wspól­no­tą re­li­gij­ną w kra­ju, sta­no­wią oko­ło 25% lud­no­ści; wie­lu z nich jest et­nicz­nie Kur­da­mi.

Dzi­siaj

„Ty je­steś Tur­cją, myśl am­bit­nie!”.

Obok tego cy­ta­tu od kil­ku lat w ca­łej Tur­cji wi­szą nie­zli­czo­ne gi­gan­tycz­ne por­tre­ty Re­ce­pa Tay­y­ipa Er­do­ğa­na, praw­do­po­dob­nie naj­bar­dziej zja­wi­sko­wej po­sta­ci, jaka za­szczy­ci­ła kar­ty po­li­tycz­nej hi­sto­rii Re­pu­bli­ki. Do­kład­nie tak samo wi­sia­ło przed­tem ob­li­cze Ata­tür­ka obok cy­ta­tu: „Tur­ku, bądź dum­ny, pra­cuj i ufaj!”. Ale zda­nie klucz „To jest Tur­cja” już nie wy­star­czy, te­raz jest: „Wiel­ka Tur­cja”. Za spra­wą re­to­ry­ki wy­kre­owa­nej z po­mo­cą swo­je­go pra­wi­co­we­go, liberal­no-in­te­li­genc­kie­go elek­to­ra­tu przez AKP*** „to jest Nowa Tur­cja”, „za­awan­so­wa­na de­mo­kra­cja”. Bę­dąc u wła­dzy od 2002 roku, par­tia utrzy­mu­je po­li­tycz­ną i spo­łecz­ną he­ge­mo­nię, któ­ra jesz­cze moc­niej pod­kre­śla jej „świę­tą mi­sję”. Być w opo­zy­cji do par­tii ozna­cza sprze­ciw wo­bec sa­mej kon­cep­cji wiel­kiej Tur­cji, a przez to – za­gro­że­nie dla świę­tej mi­sji. Ozna­cza to też by­cie prze­ciw­ko Er­do­ğa­no­wi, okre­śla­ne­mu mia­nem reis – „wódz” – któ­ry wła­śnie pró­bu­je**** wpro­wa­dzić sys­tem pre­zy­denc­ki ze swo­je­go pre­zy­denc­kie­go fo­te­la sto­ją­ce­go w zbu­do­wa­nym przez sie­bie AKP-ała­cu. Nie­któ­rzy przed­sta­wi­cie­le par­tii otwar­cie gło­szą, że Er­do­ğan jest „wy­brań­cem”, że do­tknię­cie pre­zy­den­ta sta­no­wi do­pusz­czal­ną for­mę ad­o­ra­cji. Ist­nie­ją wy­bor­cy de­kla­ru­ją­cy, że są „wło­sa­mi na jego du­pie”*****. Bio­rąc to wszyst­ko pod uwa­gę, moż­na do­strzec tu pro­blem nie tyl­ko po­li­tycz­ny, ale rów­nież spo­łecz­no-psy­cho­lo­gicz­ny. Opar­ta na war­to­ściach kon­ser­wa­tyw­nych i neo­li­be­ral­nych re­to­ry­ka AKP nie jest ja­kąś po­pu­li­stycz­ną abra­ka­da­brą, któ­ra zmą­ci­ła umy­sły „ciem­ne­go ludu”. Od prze­ję­cia wła­dzy aż do dziś spin dok­to­rzy par­tii zbierali po­chwa­ły w naj­bar­dziej ce­nio­nych krę­gach po­li­tycz­nych Za­cho­du. Po­dob­nie re­ago­wa­ły ame­ry­kań­skie i eu­ro­pej­skie me­dia głów­ne­go nur­tu, chwa­ląc doj­ście AKP do wła­dzy z ha­słem: „Do Tur­cji wresz­cie za­wi­ta­ła de­mo­kra­cja”. Ugru­po­wa­nie było nie tyl­ko do­sko­na­łym ma­ria­żem umiar­ko­wa­ne­go is­la­mu i de­mo­kra­cji, ale też prze­ko­nu­ją­cym wzo­rem dla arab­skie­go świa­ta, z jego nie­kon­tro­lo­wa­nym gnie­wem wo­bec Za­cho­du po za­ma­chach z 11 wrze­śnia. Kie­dy świec­cy in­te­lek­tu­ali­ści i pi­sa­rze tu­rec­cy ostrzegali, że taki „wzór” nie na­da­je się dla świa­ta is­la­mu, ani w ogó­le dla żad­ne­go in­ne­go świa­ta, spotkali się z szy­der­stwem nie tyl­ko ze stro­ny tu­rec­kich neo­li­be­ra­łów, lecz tak­że za­chod­nich in­te­lek­tu­ali­stów. Ob­wo­ła­no ich wro­ga­mi de­mo­kra­cji, dą­żą­cy­mi do po­wro­tu dyk­ta­tu­ry woj­ska, któ­re­go ukry­tą wła­dzę nad rzą­dem oba­li­ła AKP. Rów­nież roz­kwit kra­jo­wej go­spo­dar­ki, spo­wo­do­wa­ny na­głym przy­pły­wem pie­nię­dzy z nie­wia­do­mych źró­deł, sprzy­jał temu, by in­te­lek­tu­ali­stów, scep­tycz­nych wo­bec par­tii rzą­dzą­cej, po­strze­gać i pre­zen­to­wać jako ar­cha­icz­nych so­cja­li­stów i re­lik­ty zim­nej woj­ny. Przy­na­leż­ność do tej gru­py w cza­sie pierw­szej ka­den­cji rzą­du AKP ozna­cza­ła trwa­łą ba­ni­cję z sza­no­wa­nych krę­gów. Wła­dza gło­si­ła bo­wiem fan­ta­stycz­ne rze­czy: wy­po­wia­da­ła zda­nia, któ­re od dłuż­sze­go cza­su bez­owoc­nie pró­bo­wa­ły sfor­mu­ło­wać ru­chy liber­ta­riań­skie. Mó­wi­ła o nie­mu­zuł­ma­nach, Kur­dach i wol­no­ści jed­nost­ki. Po­tę­pia­ła woj­sko­wy za­mach sta­nu z 12 wrze­śnia 1980 roku. Utrzy­my­wa­ła, że ar­mię na­le­ży od­dzie­lić od po­li­ty­ki, i z ca­łych sił pro­mo­wa­ła war­to­ści de­mo­kra­tycz­ne. Zwra­ca­ła uwa­gę na to, że Tur­cja jest mo­zai­ką, na któ­rej ko­lo­ryt skła­da się sze­ro­kie spek­trum barw, i jaw­nie pro­mo­wa­ła kul­tu­rę współ­ist­nie­nia. Wszyst­ko było tak wspa­nia­łe, tak cu­dow­ne! Co wię­cej, most zwa­ny Tur­cją zde­fi­nio­wa­no na nowo i – za po­śred­nic­twem „ini­cja­ty­wy bli­skow­schod­niej” – zjed­no­czo­no du­cho­wo Tur­ków z kra­ina­mi, od któ­rych od­wró­co­no się u za­ra­nia Re­pu­bli­ki. Na­ro­do­wi, zmę­czo­ne­mu cią­głym pu­sze­niem się i na­dy­ma­niem, któ­re mia­ło zre­kom­pen­so­wać po­czu­cie niż­szo­ści wo­bec Za­cho­du, AKP mó­wi­ła: „Wy­lu­zuj­cie! Prze­cież na­wet w obec­nym sta­nie je­ste­śmy star­szym bra­tem Środ­ko­we­go Wscho­du. I zo­bacz­cie sami: Za­chód już nas po­strze­ga jako »mo­de­lo­we pań­stwo«!”.

*** Par­tia Spra­wie­dli­wo­ści i Roz­wo­ju (tur. Ada­let ve Kal­kın­ma Par­ti­si, AKP) – tu­rec­ka par­tia po­li­tycz­na po­wsta­ła w 2001 roku, o umiar­ko­wa­nie kon­ser­wa­tyw­nej orien­ta­cji.

**** Re­fe­ren­dum w spra­wie zmian w ustro­ju Tur­cji po­le­ga­ją­cych na za­stą­pie­niu par­la­men­tar­ne­go mo­de­lu spra­wo­wa­nia wła­dzy sys­te­mem pre­zy­denc­kim. Gło­so­wa­nie re­fe­ren­dal­ne od­by­ło się 16 kwiet­nia 2017 roku. Za pro­po­zy­cja­mi zgło­szo­ny­mi przez pre­zy­den­ta Re­ce­pa Tay­y­ipa Er­do­ğa­na i zwią­za­ne z nim ugru­po­wa­nia po­li­tycz­ne we­dług ofi­cjal­nych wy­ni­ków opo­wie­dzia­ła się więk­szość gło­su­ją­cych. Ob­ser­wa­to­rzy re­fe­ren­dum z ra­mie­nia Or­ga­ni­za­cji Bez­pie­czeń­stwa i Współ­pra­cy w Eu­ro­pie stwierdzili, że „re­fe­ren­dum w Tur­cji w spra­wie zmia­ny sys­te­mu rzą­dów z par­la­men­tar­ne­go na pre­zy­denc­ki nie speł­nia­ło mię­dzy­na­ro­do­wych stan­dar­dów”.

***** Cy­tat z wy­po­wie­dzi uczest­nicz­ki wie­cu AKP na­gra­nej przez te­le­wi­zję Bey­az, któ­ra sta­ła się po­pu­lar­nym przed­mio­tem drwin w in­ter­ne­cie.

AKP ucie­le­śnia­ła idee kon­ser­wa­tyw­nych ka­pi­ta­li­stów, któ­rzy wy­łonili się po za­ma­chu sta­nu w 1980 roku, zyskali wpły­wy w ca­łej Azji Mniej­szej i w la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych stali się tak dra­pież­ni, że nada­no im przy­do­mek „ana­to­lij­skich ty­gry­sów”. Były pre­zy­dent Tur­cji Ab­dul­lah Gül, współ­za­ło­ży­ciel AKP, nie bez przy­czy­ny po­wie­dział: „Je­ste­śmy WASP-ami******tego kra­ju”. Jego ruch po­li­tycz­ny chciał za­stą­pić star­szy, w znacz­nej mie­rze świec­ki ka­pi­tał i pra­co­wał nad tym przez ostat­nie dwa­dzie­ścia lat. AKP re­pre­zen­to­wa­ła kla­sę śred­nią nie tyl­ko pod wzglę­dem in­te­re­sów eko­no­micz­nych, lecz tak­że sty­lu ży­cia, świa­to­po­glą­du, wy­zna­wa­nych war­to­ści i pre­fe­ro­wa­nej es­te­ty­ki. Mło­da bur­żu­azja, pra­gną­ca za­stą­pić sta­re, la­ic­kie, fa­wo­ry­zo­wa­ne daw­niej miesz­czań­stwo, pod no­wy­mi rzą­da­mi uzy­ska­ła ofi­cjal­ne po­par­cie, wresz­cie zdo­by­ła po­li­tycz­nych re­pre­zen­tan­tów i ogło­si­ła „od­da­nie na­ro­do­wym war­to­ściom”. O tym, ja­kie to war­to­ści, mia­ła zde­cy­do­wać na nowo zde­fi­nio­wa­na przez Par­tię Spra­wie­dli­wo­ści kul­tu­ra wiej­ska.

****** WASP (z ang. Whi­te An­glo-Sa­xon Pro­te­stant) – biali An­glo­sa­si wy­zna­nia pro­te­stanc­kie­go, od XVII wie­ku osie­dla­ją­cy się w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Jako twór­cy bry­tyj­skich ko­lo­nii sta­no­wią trzon na­ro­du ame­ry­kań­skie­go.

Tym, co osta­tecz­nie prze­ko­na­ło tu­rec­ką lud­ność do AKP, była obiet­ni­ca, że na­sze re­la­cje z wła­sną prze­szło­ścią zo­sta­ną wresz­cie upo­rząd­ko­wa­ne. Par­tia od po­cząt­ku gło­si­ła, że je­ste­śmy dum­ny­mi wnu­ka­mi Osma­nów i raz jesz­cze przyj­mie­my na­szą daw­ną, ma­je­sta­tycz­ną, bu­dzą­cą po­strach for­mę. Jed­no­cze­śnie na­le­ża­ło wy­my­ślić nową wer­sję Im­pe­rium Osmań­skie­go, któ­ra by­ła­by ak­cep­to­wa­na przez kon­ser­wa­tyw­ną więk­szość spo­łe­czeń­stwa. W tym celu na­wet sam pre­mier po­tra­fił prze­rwać swo­je obo­wiąz­ki, by po­wiedz­my, wy­gła­szać ko­men­ta­rze na te­mat po­sta­ci ko­bie­cych w se­ria­lu te­le­wi­zyj­nym Wspa­nia­łe stu­le­cie (ma­ją­cym dużą oglą­dal­ność rów­nież na Bał­ka­nach i w kra­jach arab­skich): bo­ha­ter­ki po­win­ny ubie­rać się skrom­niej, pa­dy­sza­cho­wie zaś za czę­sto się nimi zaj­mu­ją, za­miast ćwi­czyć się w sztu­ce jaz­dy kon­no. Na­stęp­ny od­ci­nek, na­gra­ny już po wy­po­wie­dzi pre­mie­ra, przed­sta­wiał ko­bie­ty sku­pio­ne na mo­dli­twie i Su­lej­ma­na Wspa­nia­łe­go bez ce­re­gieli wska­ku­ją­ce­go na sio­dło. W ten spo­sób se­rial po­ka­zy­wał nam, jak ma wy­glą­dać zbu­do­wa­ne od nowa Im­pe­rium. To tyl­ko mały przy­kład wpły­wa­nia na kul­tu­rę, ale pre­mier, w swo­jej am­bi­cji uczy­nie­nia jej bar­dziej kon­ser­wa­tyw­ną przy po­mo­cy sztu­ki, na­tu­ral­nie na tym nie po­prze­stał. I tak: ka­zał zbu­rzyć ogrom­ną, wi­docz­ną z Ar­me­nii sta­tuę po­ko­ju*******, po­nie­waż mu się nie po­do­ba­ła, kon­tro­lo­wał tak­że pań­stwo­wy te­atr, ba­let i ope­rę. Jako przy­kład­ny oj­ciec od­no­wi­ciel dzie­lił gust mu­zycz­ny z lu­dem. Na wie­cach zmu­szał tłum do po­wta­rza­nia w for­mie przy­się­gi słów kla­sycz­nej tu­rec­kiej pio­sen­ki Be­ra­ber yürüdük biz bu yol­lar­da:

******* Cho­dzi o po­mnik Po­ko­ju i Czło­wie­czeń­stwa sym­bo­li­zu­ją­cy przy­jaźń or­miań­sko-tu­rec­ką wznie­sio­ny w 2009 roku w mie­ście Kars. W uza­sad­nie­niu swo­jej de­cy­zji pre­mier Er­do­ğan na­zwał sta­tuę „fa­na­be­rią”.

Szli­śmy tą ścież­ką ra­zem

Ra­zem zmo­kli­śmy w ulew­nym desz­czu

Te­raz wszyst­ko we wszyst­kich pio­sen­kach

Przy­po­mi­na mi o to­bie.

By­li­śmy świad­ka­mi, jak z bie­giem lat mi­ło­sna pio­sen­ka zmie­nia się w marsz świę­tej mi­sji AKP.

Nie­kie­dy to krew­ni pre­mie­ra zaj­mowali się spra­wa­mi kul­tu­ry, na któ­re on nie zna­lazł cza­su. Gdy jego cór­ka zo­sta­ła wy­szy­dzo­na przez pew­ne­go ak­to­ra za żu­cie gumy pod­czas spek­ta­klu (taką moż­li­wość in­te­rak­cji z pu­blicz­no­ścią prze­wi­dy­wał sce­na­riusz), ar­ty­sta stał się obiek­tem śledz­twa i kar­nie ob­cię­to mu pen­sję.

Ani Za­chód, ani więk­szość tu­rec­kiej in­te­li­gen­cji nie zwra­ca­ły uwa­gi na for­mu­ło­wa­ną w tam­tym cza­sie kry­ty­kę. Tak, ar­mię od­dzie­lo­no wresz­cie od po­li­ty­ki, tyle że do­ko­na­no tego po­przez wiel­kie pro­ce­sy po­li­tycz­ne na­ru­sza­ją­ce pra­wo. Co wię­cej, w każ­dym pro­ce­sie ska­zy­wa­no do­dat­ko­wo kil­ku dzien­ni­ka­rzy i po­li­ty­ków za przy­na­leż­ność do taj­nych sto­wa­rzy­szeń pla­nu­ją­cych prze­wrót, któ­rych ist­nie­nia ni­g­dy nie udo­wod­nio­no. Nie­któ­rzy in­te­lek­tu­ali­ści otwar­cie prze­ko­nywali, że ła­ma­nie pra­wa sta­no­wi re­la­tyw­nie ni­ską cenę w za­mian za od­se­pa­ro­wa­nie woj­ska od po­li­ty­ki.

AKP na­zy­wa­ła so­cjal­de­mo­kra­tów „po­plecz­ni­ka­mi par­tii rzą­dzą­cej”, kon­ser­wa­ty­stów nie­zrze­szo­nych w ich par­tii – „za­co­fa­ny­mi”, a so­cja­li­stów – „anar­chi­sta­mi”. Było zu­peł­nie jak po prze­wro­cie z roku 1980: AKP ogło­si­ła się je­dy­nym praw­dzi­wym ru­chem de­mo­kra­tycz­nym w kra­ju. Ci, któ­rzy wów­czas ki­bi­cowali par­tii, wkrót­ce znów mieli zo­ba­czyć, jak wła­dza po­za­praw­ny­mi środ­ka­mi bie­rze za pysk związ­ki za­wo­do­we, sto­wa­rzy­sze­nia, par­tie po­li­tycz­ne… Jako ruch po­li­tycz­ny i spo­łecz­ny, ucie­le­śnio­ny w oso­bie Er­do­ğa­na, AKP skła­da­ła dal­sze słod­kie obiet­ni­ce. „Za­ini­cjo­wa­no” i znisz­czo­no po­li­tycz­ne tabu. Przed­sta­wi­cieli igno­ro­wa­nych od wie­lu lat mniej­szo­ści na­ro­do­wych za­czę­to po­dej­mo­wać przy sto­le śnia­da­nio­wym w pa­ła­cu Do­lma­ba­hçe, Er­do­ğan do­pro­wa­dził do ofi­cjal­ne­go uzna­wa­nia ich za peł­no­praw­nych part­ne­rów po­li­tycz­nych. Ten gest po­zor­ne­go uświa­do­mie­nia de­mo­kra­tycz­ne­go nie uwzględ­niał jed­nak dy­sy­den­tów. Rzą­do­we „ini­cja­ty­wy” – kur­dyj­ska, rom­ska, ale­wic­ka – po­wsta­wa­ły we współ­pra­cy z fa­wo­ry­zo­wa­ny­mi ale­wi­ta­mi, wy­bra­ny­mi Kur­da­mi i Ro­ma­mi po­pie­ra­ją­cy­mi AKP. Ci, któ­rych nowa wła­dza uzna­ła za swo­ich, dostali za­pro­sze­nie na śnia­da­nie, a po­zostali czekali, aż – prę­dzej czy póź­niej – przy­cze­pi się im łat­kę ter­ro­ry­stów.

Ow­szem, ru­szy­ła ini­cja­ty­wa kur­dyj­ska, rząd przy­go­to­wy­wał się do ne­go­cja­cji z PKK********, ale jed­no­cze­śnie uci­szał pra­sę, by unik­nąć tłu­ma­cze­nia się z in­cy­den­tu, w któ­rym na gra­ni­cy z Ira­kiem gru­pę Kur­dów wzię­to za ter­ro­ry­stów i za­strze­lo­no. Dzien­ni­ka­rze tacy jak ja, któ­rzy nie prze­stawali pi­sać o tej spra­wie, tracili pra­cę po jed­nym te­le­fo­nie do ich prze­ło­żo­nych. W tym sa­mym cza­sie trwa­ły „po­ko­jo­we roz­mo­wy” mię­dzy PKK a Tur­cją. Fakt ten ukry­wa­no przed opi­nią pu­blicz­ną i me­dia­mi. Sło­wo pre­mie­ra Er­do­ğa­na prze­cież wy­star­cza­ło, a zresz­tą – tak się te­raz za­ła­twia­ło spra­wy. Pra­wa pra­cow­ni­cze, pra­wa dziec­ka, pra­wa ko­biet, wol­ność oso­bi­sta… Pre­mier mó­wią­cy z ręką na ser­cu „Obie­cu­ję!” gwa­ran­to­wał wszyst­ko. En­tu­zjazm, z ja­kim wie­lu opo­zy­cjo­ni­stów z krę­gu in­te­li­gen­cji przyj­mo­wa­ło sło­wa rze­ko­me­go ojca od­no­wi­cie­la, był trud­ny do znie­sie­nia. W tym wszyst­kim naj­bar­dziej gorz­kim mo­men­tem było oczysz­cze­nie z za­rzu­tów urzęd­ni­ków pań­stwo­wych oskar­żo­nych o kry­cie po­dej­rza­nych o za­bój­stwo or­miań­skie­go dzien­ni­ka­rza Hran­ta Din­ka********. Część or­miań­skich in­te­lek­tu­ali­stów przy­ję­ła tę de­cy­zję z bu­dzą­cym za­sko­cze­nie zro­zu­mie­niem.

******** Par­tia Pra­cu­ją­cych Kur­dy­sta­nu (kurd. Par­tïya Kar­ke­rên Kur­di­stan), w la­tach 2002–2005 jako KA­DEK i KON­GRA-GEL – za­ło­żo­na 27 listo­pa­da 1978 roku or­ga­ni­za­cja nie­pod­le­gło­ścio­wa o le­wi­co­wym cha­rak­te­rze, któ­rej ce­lem jest usta­no­wie­nie pań­stwa na te­re­nach za­miesz­ka­nych przez Kur­dów.

******** Hrant Dink (orm. Հրանդ Տինք, ur. 15 wrze­śnia 1954 roku w Ma­la­tyi, zm. 19 stycz­nia 2007 roku w Stam­bu­le) – dzien­ni­karz i pu­bli­cy­sta, tu­rec­ki Or­mia­nin, za­ło­ży­ciel i wy­daw­ca ty­go­dni­ka „Agos” pu­bli­ko­wa­ne­go po tu­rec­ku i po or­miań­sku. W 2006 roku uho­no­ro­wa­ny na­gro­dą mię­dzy­na­ro­do­we­go PEN Clu­bu „Oxfam No­vib/PEN Award for Fre­edom of Expres­sion”. Pi­sał na te­mat lu­do­bój­stwa Or­mian, a za swo­je po­glą­dy był są­dzo­ny i zo­stał ska­za­ny na mocy ar­ty­ku­łu 301 tu­rec­kie­go ko­dek­su kar­ne­go za ob­ra­zę tu­rec­kiej toż­sa­mo­ści na­ro­do­wej. Wie­lo­krot­nie otrzy­my­wał po­gróż­ki ze stro­ny tu­rec­kich na­cjo­na­li­stów. Zo­stał za­strze­lo­ny przed sie­dzi­bą swo­jej ga­ze­ty przez sie­dem­na­sto­let­nie­go tu­rec­kie­go na­cjo­na­li­stę Ogu­na Sa­ma­sta.

Tak czy ina­czej, do­tych­cza­so­we me­cha­ni­zmy po­li­tycz­ne tra­ci­ły na zna­cze­niu, pod­czas gdy „mowy bal­ko­no­we” wy­gła­sza­ne przez Er­do­ğa­na w sie­dzi­bie AKP na nim zy­ski­wa­ły i wkrót­ce sta­ły się peł­no­praw­nym ele­men­tem spra­wo­wa­nia wła­dzy. Na­wet ci, któ­rzy wy­czuwali groź­bę pły­ną­cą z ostat­nich wy­da­rzeń, znaj­dowali uko­je­nie w słod­kich jak miód sło­wach pre­mie­ra. Do­szło do tego, że jego de­kla­ra­cję: „Ci, któ­rzy na nas nie gło­su­ją, tak­że są czę­ścią na­sze­go na­ro­du”, wy­gło­szo­ną w nie­sław­nej mo­wie pod­czas za­in­au­gu­ro­wa­nia dru­giej ka­den­cji rzą­dów AKP, wzię­to za ozna­kę za­awan­so­wa­nej de­mo­kra­cji, a sło­wa o prze­ba­cze­niu i to­le­ran­cji wo­bec opo­zy­cjo­ni­stów przy­ję­to bra­wa­mi. Za mój ów­cze­sny ar­ty­kuł za­ty­tu­ło­wa­ny „Zre­du­ko­wa­no nas do roli przy­staw­ki do kra­ju” zbie­ra­łam listy z po­gróż­ka­mi i peł­ne szy­der­stwa oskar­że­nia o pa­ra­no­ję, któ­re wspo­mi­nam dziś z gorz­kim uśmie­chem.

Od 2002 roku do mniej wię­cej lat 2008–2009 za­rów­no zwo­len­ni­cy par­tii na are­nie mię­dzy­na­ro­do­wej, jak i przy­chyl­ni jej in­te­lek­tu­ali­ści w Tur­cji nie chcieli po­jąć, że nie tyl­ko kon­ser­wa­ty­zo­wa­no pań­stwo, lecz tak­że przez stop­nio­we za­ostrza­nie praw an­ty­ter­ro­ry­stycz­nych za­mie­rza­no stwo­rzyć po­słusz­ne spo­łe­czeń­stwo. Zmie­nia­jąc za­pi­sy w kon­sty­tu­cji, AKP zy­ska­ła też kon­tro­lę nad wdra­ża­niem pra­wa, bu­rząc tym sa­mym wszel­kie po­li­tycz­ne i są­do­we me­cha­ni­zmy sta­bi­li­zu­ją­ce. Nie wspo­mi­na­jąc o tym, że nie­któ­re swo­bo­dy sta­ły się nie­do­stęp­ne dla oby­wateli, choć wciąż były do­zwo­lo­ne praw­nie. Przy­czy­ny na­le­ży szu­kać w zja­wi­sku zwa­nym „pre­sją spo­łecz­ną”, któ­re po­zwo­li­ło kon­ser­wa­tyw­nym war­to­ściom stop­nio­wo ogra­ni­czać świec­ki tryb ży­cia w spo­sób rów­nie od­czu­wal­ny, co nie­moż­li­wy do udo­wod­nie­nia. Nie, nikt nie na­ka­zał dziew­czę­tom w Ana­to­lii za­kry­wać głów, ale pro­mo­wa­no ta­kie za­cho­wa­nie i przed­sta­wia­no je jako wzór po­stę­po­wa­nia, a te, któ­re się nie do­sto­so­wa­ły, trak­to­wa­no tak, jak­by cho­dzi­ły nago. AKP wy­wie­ra­ła na­cisk nie tyl­ko na ży­cie co­dzien­ne, ale też go­spo­dar­cze, i przed­się­bior­cy, któ­rzy nie wy­razili po­par­cia dla par­tii, byli wy­sy­ła­ni na zie­lo­ną traw­kę. Spra­wy do­szły do Try­bu­na­łu Kon­sty­tu­cyj­ne­go, ale jego człon­ko­wie mieli zwią­za­ne ręce w za­kre­sie kontroli wy­ko­ny­wa­nia wy­ro­ków – zmia­ny w kon­sty­tu­cji umoż­li­wi­ły oskar­ża­nie ich o „uprze­dze­nia po­li­tycz­ne” za każ­dym ra­zem, gdy orzekali wbrew in­te­re­som rzą­du. Na­ród wkro­czył na dro­gę bły­ska­wicz­nej du­ba­iza­cji – w każ­dym zna­cze­niu tego sło­wa. Gdy­bym mia­ła krót­ko pod­su­mo­wać obec­ną sy­tu­ację Tur­cji, to mimo jej wy­raź­nych bra­ków by­ła­by to wła­śnie du­ba­iza­cja! W tej książ­ce bę­dzie­cie mogli prze­czy­tać, co to do­kład­nie zna­czy.

Lecz w 2013 roku, gdy me­dia głów­ne­go nur­tu nie mo­gły zna­leźć słów na opi­sa­nie za­po­cząt­ko­wa­ne­go w par­ku Tak­sim Gezi********sza­leń­stwa, któ­re roz­la­ło się falą pro­te­stów na cały kraj, było to efek­tem skraj­nie błęd­nej in­ter­pre­ta­cji sa­me­go po­cząt­ku hi­sto­rii. By zro­zu­mieć Tur­cję, któ­ra sta­nę­ła za pro­te­stu­ją­cy­mi w Gezi, trze­ba cof­nąć się i za­cząć od nowa opo­wieść snu­tą od je­de­na­stu lat, tym ra­zem uwzględ­nia­jąc w nar­ra­cji wszyst­kie fak­ty. Nie­któ­re mię­dzy­na­ro­do­we me­dia upie­ra­ły się, nie czu­jąc się na si­łach do­cie­kać przy­czyn, że za­miesz­ki to „star­cie zla­icy­zo­wa­nej mniej­szo­ści z kon­ser­wa­tyw­ną więk­szo­ścią”, mimo że do pro­te­stów przy­łą­czy­ły się dzie­siąt­ki or­ga­ni­za­cji is­lam­skich i kon­ser­wa­tyw­nych. Dzien­ni­ka­rze ci nie do­strzegli, że była to ostat­nia szan­sa, aby ktoś usły­szał głos igno­ro­wa­nych do tej pory i prze­śla­do­wa­nych stron­nictw. W oczach pre­mie­ra i zwo­len­ni­ków AKP za pro­te­sta­mi kry­ły się „ze­wnętrz­ne siły, zdraj­cy, ci, któ­rzy chcie­li­by sta­nąć na dro­dze tu­rec­kie­go po­stę­pu”. Im dłu­żej Er­do­ğan mó­wił, tym bar­dziej jego prze­mo­wy przy­po­mi­na­ły re­to­ry­ką mowy ge­ne­ra­łów od­po­wie­dzial­nych za za­mach sta­nu, a więc tych, któ­rym gło­śno się prze­ciw­sta­wiał, aby dojść do wła­dzy. Tym­cza­sem sys­tem me­dial­ny stwo­rzo­ny przez AKP co­raz czę­ściej brał na cel dzien­ni­ka­rzy pi­szą­cych o pro­te­stach, a tak­że pi­sa­rzy, ar­ty­stów i przed­się­bior­ców, któ­rzy je wspierali. W ga­ze­tach owi „pro­wo­ka­to­rzy” mogli zna­leźć nie tyl­ko po­mó­wie­nia na swój te­mat i „ode­zwy do pro­ku­ra­to­rów”, pi­sa­ne przez pro­par­tyj­nych pu­bli­cy­stów, któ­rzy do­magali się na­tych­mia­sto­we­go po­sta­wie­nia tych lu­dzi w stan oskar­że­nia, lecz tak­że całe stro­ni­ce za­peł­nio­ne swo­imi fo­to­gra­ficz­ny­mi por­tre­ta­mi.

******** Cho­dzi o se­rię pro­te­stów i za­mie­szek, któ­re roz­po­czę­ły się 28 maja 2013 roku na pla­cu Tak­sim w Stam­bu­le. Bez­po­śred­nią przy­czy­ną wy­bu­chu bun­tu była pla­no­wa­na bu­do­wa cen­trum han­dlo­we­go w miej­scu par­ku Gezi.

Po stłu­mie­niu za­mie­szek w par­ku Gezi Re­cep Tay­y­ip Er­do­ğan zo­stał wy­bra­ny na pre­zy­den­ta. Zgod­nie z tu­rec­ką kon­sty­tu­cją urząd pre­zy­den­ta po­win­na ce­cho­wać bez­stron­ność, tym­cza­sem Er­do­ğan wy­grał, mimo że za­de­kla­ro­wał otwar­cie, iż za­sa­dy tej nie bę­dzie re­spek­to­wał. Od tam­tej pory miesz­ka w cy­klo­po­wym pa­ła­cu o ty­siącu stu po­ko­jach, wznie­sio­nym w An­ka­rze na te­re­nie wy­kar­czo­wa­nej w tym celu far­my le­śnej Ata­türk Or­man Çi­ftli­ği, sym­bo­lu Re­pu­bli­ki. W wy­ni­ku de­mon­stra­cji w par­ku Gezi nie wy­ło­ni­ła się żad­na spój­na or­ga­ni­za­cja po­li­tycz­na, a na po­zio­mie par­la­men­tar­nym brak for­ma­cji, któ­ra mia­ła­by re­al­ną szan­sę prze­ciw­sta­wić się AKP i za­pre­zen­to­wać sen­sow­ną al­ter­na­ty­wę. Wszy­scy, od naj­bo­gat­szych do naj­bied­niej­szych, wie­dzą, że ich los za­le­ży od tego, co wyj­dzie z ust Wo­dza, pod­czas gdy on po­zu­je na scho­dach swo­je­go pa­ła­cu w oto­cze­niu ma­ne­ki­nów przed­sta­wia­ją­cych szes­na­stu po­przed­nich przy­wód­ców Tur­cji. Choć więk­szość Tur­ków po­trak­to­wa­ła w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych to zdję­cie jako fo­to­mon­taż, mu­si­my dzień po dniu przy­po­mi­nać so­bie, że to, co prze­ży­wa­my, to nie żart, lecz rze­czy­wi­stość. Rzecz­ni­cy AKP bez­u­stan­nie przy­po­mi­na­ją nam, że nie­za­do­wo­le­ni ze sta­nu rze­czy po­win­ni albo wy­je­chać, albo się do­sto­so­wać. W dzi­siej­szych re­aliach rzu­co­ne spo­łe­czeń­stwu py­ta­nie o przy­szłość na­po­tka lu­dzi albo zbyt zbla­zo­wa­nych, by od­po­wie­dzieć, albo zbyt roz­złosz­czo­nych, by mó­wić. Lecz i AKP, i pre­zy­dent mają bar­dzo ja­sną ri­po­stę. Wszyst­kie par­tyj­ne slo­ga­ny mó­wią to samo: „Cel 2023!”.

Ju­tro

„Cóż się sta­nie z tą na­szą kra­iną!”.

Cu­dzo­ziem­cy praw­do­po­dob­nie uzna­ją wy­krzyk­nik w tym zda­niu za oso­bli­wy, ale w Tur­cji to nie jest py­ta­nie. Choć po­zor­nie nim jest, za­zwy­czaj in­to­nu­je się je jako pe­łen nie­po­ko­ju okrzyk. To zda­nie sta­no­wi wy­raz głę­bo­kiej fru­stra­cji. Mimo że prze­tłu­ma­czal­ne, jest po pro­stu zbyt tu­rec­kie, by prze­nieść je w peł­ni do in­ne­go ję­zy­ka. „Cóż się sta­nie z tą na­szą kra­iną!” ozna­cza, że jest źle, a bę­dzie jesz­cze go­rzej. To zda­nie, któ­re sie­dzi z gło­wą w dło­niach i roz­czu­la się nad sobą, zde­spe­ro­wa­ne, zroz­pa­czo­ne, bła­ga roz­mów­cę o ja­kieś re­me­dium na za­trwa­ża­ją­cy bieg wy­da­rzeń. Pyta: „Czy jest jesz­cze ja­kaś na­dzie­ja?”, i cza­sem na­wet brnie tak da­le­ko, że stwier­dza: „Wy­glą­da na to, że nic wię­cej nie da się zro­bić”. O ile zda­nie rzą­du na te­mat przy­szło­ści – „Cel 2023!” – jest ja­sne i peł­ne am­bi­cji, ak­tu­al­ne ha­sło mas brzmi: „Cóż się sta­nie z tą na­szą kra­iną!”.

Lu­dzie mó­wią tak, po­nie­waż nie wi­dzą przy­szło­ści Tur­cji z tej sa­mej per­spek­ty­wy co wła­dza, czyli przez okna nowo wy­bu­do­wa­nych wie­żow­ców i ga­le­rii han­dlo­wych. Za­miast tego są świad­ka­mi wzro­stu liczby mor­derstw po­peł­nia­nych na ko­bie­tach o ty­siąc czte­ry­sta pro­cent w prze­cią­gu sied­miu lat, co ozna­cza, że kraj prak­tycz­nie wy­po­wie­dział ko­bie­tom woj­nę. Przez ostat­nie osiem lat rzą­dów AKP ra­nio­no śmier­tel­nie po­li­cyj­ny­mi ku­la­mi sto osiem­dzie­siąt trzy oso­by. Więk­szość z nich to mło­dzi lu­dzie, nie­któ­rzy byli jesz­cze dzieć­mi. Po­li­cjan­ci po­zo­sta­ją bez­kar­ni. Set­ki lu­dzi aresz­to­wa­no z przy­czyn po­li­tycz­nych. Ska­za­no ich dzię­ki fał­szy­wym do­wo­dom w trak­cie roz­praw od­by­wa­ją­cych się we­wnątrz (!) przy­po­mi­na­ją­cych obo­zy kon­cen­tra­cyj­ne wię­zień. Pro­re­żi­mo­we tłu­my po­pie­ra­ją „pra­wo kar­ne dla wro­gów”******** wy­mie­rzo­ne przez wła­dze w dy­sy­den­tów; wie­rzą, że kto dzia­ła prze­ciw­ko po­li­cji, musi zgi­nąć, na­wet jeśli jest dziec­kiem. Spo­łe­czeń­stwo sta­ło się ar­mią po­tul­nych bie­da­ków stru­chla­łych w ob­li­czu wła­dzy, któ­rzy za uczci­we i słusz­ne uwa­ża­ją, aby je­den czło­wiek spra­wo­wał ab­so­lut­ną wła­dzę bez żad­ne­go nad­zo­ru, a do tego miesz­kał w ol­brzy­mim pa­ła­cu. Rząd jaw­nie chro­ni do­rad­cę pre­mie­ra, gdy ten ko­pie gór­ni­ków pro­te­stu­ją­cych prze­ciw­ko ła­ma­niu ich praw po ka­ta­stro­fie, w któ­rej zgi­nę­ło 301 pra­cow­ni­ków ko­pal­ni********. Rząd chro­ni mi­ni­strów, któ­rych mal­wer­sa­cje zo­sta­ły ujaw­nio­ne przez po­li­cję********. Set­ki dzien­ni­ka­rzy zwol­nio­no po jed­nym te­le­fo­nie do ich prze­ło­żo­nych, bo ośmielili się na­pi­sać o któ­rejś ze wspo­mnia­nych spraw lub na przy­kład o tym, że przez gra­ni­cę z Sy­rią wpusz­cza­no do kra­ju ra­dy­kal­nych bo­jow­ni­ków is­lam­skich. Przed­sta­wi­cie­le opo­zy­cji trafili do szpi­ta­la po­bi­ci przez człon­ków par­tii rzą­dzą­cej w Wiel­kim Zgro­ma­dze­niu Na­ro­do­wym – zostali sfo­to­gra­fo­wa­ni przez owych człon­ków par­tii i wy­sta­wie­ni na po­śmie­wi­sko w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych. Or­ga­ni­za­cje pra­cow­ni­cze, sa­mo­rzą­dy za­wo­do­we i uni­wer­sy­te­ty cał­ko­wi­cie zde­mo­lo­wa­no w pro­ce­sach po­li­tycz­nych, na­stęp­nie zre­kon­stru­owa­no bez opar­cia o ja­kie­kol­wiek za­sa­dy i cał­ko­wi­cie pod­po­rząd­ko­wa­no rzą­do­wi. Dzie­ci, bez­bron­ne w ob­li­czu co­raz bar­dziej ra­dy­kal­ne­go i to­ta­li­tar­ne­go sys­te­mu kształ­ce­nia, są zmu­szo­ne do uczęsz­cza­nia na obo­wiąz­ko­we lek­cje re­li­gii i ję­zy­ka osmań­skie­go…

******** Kon­strukt praw­ny sfor­mu­ło­wa­ny w roku 1985 przez pro­fe­so­ra Gün­the­ra Ja­kob­sa. Jego pod­sta­wą jest za­sa­da, w myśl któ­rej nie­któ­rzy lu­dzie, na przy­kład wro­go­wie pu­blicz­ni, nie za­słu­gu­ją na ochro­nę praw­ną.

******** Mowa o ka­ta­stro­fie gór­ni­czej w mie­ście Soma 13 maja 2014 roku i an­ty­rzą­do­wych pro­te­stach, któ­re wy­bu­chły dzień póź­niej. Jak do­no­si „The Gu­ar­dian” (wy­da­nie z 19 maja 2014 roku), do­rad­ca Re­ce­pa Tay­y­ipa Er­do­ğa­na, Yusuf Yer­kel, zo­stał sfo­to­gra­fo­wa­ny, gdy ko­pał jed­ne­go z pro­te­stu­ją­cych.

******** Cho­dzi o skan­dal ko­rup­cyj­ny w 2013 roku, w któ­rym po­sta­wio­no oskar­że­nia czter­na­stu oso­bom, w tym krew­nym ów­cze­snych mi­ni­strów. AKP od­po­wie­dzia­ła na śledz­two w tej spra­wie czyst­ka­mi w po­li­cji i pro­ku­ra­tu­rze. Jed­no­cze­śnie pre­mier Er­do­ğan zmie­nił skład rzą­du, lecz sam od­mó­wił ustą­pie­nia.

Do tego na­ra­sta­ją­ce po­czu­cie by­cia na skra­ju obłę­du, kie­dy słu­cha się za­pew­nień se­tek dzia­ła­czy par­tyj­nych, tych ga­da­ją­cych głów wy­ta­pe­to­wa­nych na ekra­nach na­szych te­le­wi­zo­rów i kom­pu­te­rów, że wszyst­ko to two­rzy ob­raz „wiel­kiej Tur­cji” i „za­awan­so­wa­nej de­mo­kra­cji”.

Oto klu­czo­wy fakt, któ­re­go nie po­zna­cie ze sta­ty­styk i po­li­tycz­nych ana­liz mię­dzy­na­ro­do­wych eks­per­tów. W cią­gu ostat­nich pię­ciu lat naj­czę­ściej wy­po­wia­da­ny­mi sło­wa­mi w pry­wat­nych roz­mo­wach pro­wa­dzo­nych w tu­rec­kich do­mach są:

„Nie ogar­niam tego wszyst­kie­go, co się dzie­je, nie chcę o tym słu­chać”.

„Ten kraj na­praw­dę osza­lał. Kom­plet­nie mu od­bi­ło”.

„Nie oglą­dam już wia­do­mo­ści, bo tego jest po pro­stu za dużo”.

„To wszyst­ko jest ta­kie dziw­ne, że wy­da­je mi się, jak­by dzia­ło się w in­nym kra­ju”.

„Czy to się dzie­je na­praw­dę, czy tkwi­my w ja­kimś zbio­ro­wym kosz­ma­rze?”.

„Jest tak, jak­by cała Tur­cja była w ukry­tej ka­me­rze”.

To efekt przy­par­cia spo­łe­czeń­stwa do muru. Re­pre­zen­ta­cje róż­nych par­tii po­li­tycz­nych są „wy­ga­sza­ne” i dzie­je się to zgod­nie z literą pra­wa, par­tia rzą­dzą­ca pod­po­rząd­ko­wa­ła so­bie całą wła­dzę są­dow­ni­czą, na­stą­pi­ło cał­ko­wi­te uci­sze­nie pra­sy i, na mocy pra­wa an­ty­ter­ro­ry­stycz­ne­go, „de­le­ga­li­za­cja” uli­cy. Jed­no­cze­śnie co­dzien­nie wci­ska się nam przez ekra­ny te­le­wi­zo­rów in­for­ma­cje o tym, jak do­brze pań­stwo jest rzą­dzo­ne. Je­ste­śmy ni­czym dzie­ci, któ­re każ­de­go dnia do­sta­ją la­nie, a po­tem mówi się im, że to się ni­g­dy nie wy­da­rzy­ło. Sta­nem, któ­ry od­czu­wa­my naj­głę­biej, jest wra­że­nie, że do­pro­wa­dza­ją nas do obłę­du. Jeśli ce­lem rzą­du na­praw­dę jest rok 2023, to wła­dze kra­ju chcą do tego cza­su wy­mie­nić wszyst­kich lu­dzi na swo­ich.

Ostat­ni­mi cza­sy naj­pow­szech­niej pu­bli­ko­wa­nym cy­ta­tem w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych są daw­ne sło­wa pi­sar­ki Te­zer Özlü: „Ten kraj nie na­le­ży do nas, lecz do tych, któ­rzy chcie­li­by nas za­bić”.

Gdy­by po­wie­dzieć eu­ro­pej­skim czy­tel­ni­kom, że Tur­cja zmie­rza ku fa­szy­zmo­wi, mo­gli­by po­my­śleć, w opar­ciu o wła­sne do­świad­cze­nia hi­sto­rycz­ne, że mają do czy­nie­nia z kimś w ro­dza­ju na­sto­lat­ki krzy­czą­cej: „To fa­szyzm!”, gdy każe jej się po­sprzą­tać po­kój. I jest, w rze­czy sa­mej, kwe­stią dys­ku­syj­ną, czy kie­ru­nek zmian w Tur­cji moż­na na­zwać fa­szy­zmem. Ale praw­da jest taka, że dziś na­wet zwykli lu­dzie wkle­ja­ją na swo­ich fa­ce­bo­oko­wych pro­fi­lach słyn­ny wiersz pa­sto­ra Mar­ti­na Nie­möl­le­ra Kie­dy przyj­dą po mnie********. I tak wła­śnie my­ślą lu­dzie – co bę­dzie, kie­dy przyj­dą po mnie. Choć po­wo­dów tego prze­świad­cze­nia być może nie od­no­tu­je ni­g­dy ofi­cjal­na wer­sja hi­sto­rii, na­wet naj­bar­dziej neu­tral­ni po­li­tycz­nie skle­pi­ka­rze w Tur­cji są prze­ko­na­ni, że rząd pod­słu­chu­je ich roz­mo­wy te­le­fo­nicz­ne.

******** W rze­czy­wi­sto­ści jest to tekst za­czy­na­ją­cy się od słów: „Als die Na­zis die Kom­mu­ni­sten hol­ten, habe ich ge­schwie­gen”. Mar­tin Nie­möl­ler od 1946 roku wpla­tał ten tekst do wie­lu swo­ich prze­mó­wień, w wy­ni­ku cze­go nie ma pew­no­ści co do ory­gi­nal­ne­go brzmie­nia tek­stu, do­dat­ko­wy za­męt wpro­wa­dza­ją źró­dła cy­tu­ją­ce lu­dzi przy­ta­cza­ją­cych wy­po­wie­dzi Nie­möl­le­ra.

Kto za­tem zde­cy­du­je o przy­szło­ści pań­stwa? Rze­sze lu­dzi pa­trzą­ce na Tur­cję przez pry­zmat „celu 2023” czy ci, któ­rych co­dzien­nie bu­dzi uczu­cie, jak­by się dusili i tracili zmy­sły? Ci ostat­ni zbun­towali się la­tem 2013 roku. Za­czę­ło się od tego, że na pla­cu Tak­sim w cen­trum Stam­bu­łu wy­ko­rze­nio­no drze­wa pod bu­do­wę au­to­stra­dy. Z wy­jąt­kiem dwóch miast cały kraj ty­go­dnia­mi pro­te­sto­wał na uli­cach w imie­niu dru­giej po­ło­wy spo­łe­czeń­stwa, jego po­czu­cia za­gro­że­nia i po­pa­da­nia w obłęd. Pro­te­sto­wa­no tak­że prze­ciw­ko nie­ra­cjo­nal­nym, błęd­nym, bez­praw­nym i po­zba­wio­nym skru­pu­łów me­to­dom wła­dzy. Do­kład­nie tak jak wcze­śniej tłu­my na pla­cu Tah­rir i w Ma­dry­cie, pro­te­stu­ją­cy śmiali się gło­śno, choć ry­zy­kowali swo­im ży­ciem. Je­de­na­ście osób zgi­nę­ło, a po­nad osiem ty­się­cy od­nio­sło rany pod­czas za­mie­szek w par­ku Gezi. Ni­ko­mu z od­po­wie­dzial­nych za uży­cie prze­mo­cy wo­bec lud­no­ści nie po­sta­wio­no za­rzu­tów, za to sześć ty­się­cy pro­te­stu­ją­cych sta­nę­ło przed są­dem. Mimo to duch Gezi na­dal na­wie­dza Tur­cję.

Do dziś nie­usu­wal­ne po­czu­cie nie­zgo­dy rzą­dzi nie tyl­ko Tur­cją, lecz tak­że Egip­tem, Hisz­pa­nią, Gre­cją i wie­lo­ma in­ny­mi pań­stwa­mi na świe­cie. Odar­ty z po­jęć i de­fi­ni­cji w pro­ce­sie przej­ścia od zim­nej woj­ny do jed­no­bie­gu­no­we­go po­rząd­ku świa­ta nie­po­kój spo­łecz­ny co­raz czę­ściej kon­cen­tru­je się na naj­bied­niej­szych uli­cach świa­ta, przy­bie­ra­jąc for­mę czy­stej fu­rii. Być może plac Tah­rir, Gezi i Ma­dryt sta­ną się wkrót­ce po­cząt­kiem no­wej „nie­mej re­wo­lu­cji”, któ­ra nie ma nic do po­wie­dze­nia – ani sło­wa, zda­nia czy żą­da­nia. Albo…

Albo Po­wtó­rzo­na An­da­lu­zja! Nie ma in­ne­go wyj­ścia, jak po­wrót do słów i mą­dro­ści rze­szy ubo­gich, re­pre­sjo­no­wa­nych i skrzyw­dzo­nych, nie tyl­ko w Tur­cji, lecz i we wszyst­kich po­zo­sta­łych kra­jach. Dla­te­go wszel­kie bun­ty, po­wy­żej czy po­ni­żej pęp­ka Zie­mi, mu­szą być zjed­no­czo­ne. Wschód i Za­chód na­le­ży przede­fi­nio­wać w punk­cie spo­tka­nia – ta­kim, ja­kim była nie­gdyś An­da­lu­zja********.

******** Al-An­da­lus, czyli mu­zuł­mań­ska Hisz­pa­nia ze sto­li­cą w Kor­do­bie była miej­scem, gdzie prze­ni­ka­ły się kul­tu­ry i idee arab­skie, ży­dow­skie, chrze­ści­jań­skie i an­tycz­ne. W okre­sie ka­li­fa­tu kwi­tły tam han­del, rze­mio­sło i na­uka.

Ju­tro… Tam musi kryć się El­do­ra­do, nie­waż­ne, w ja­kim ję­zy­ku wy­po­wia­da­my to sło­wo. Dziś jed­nak, gdy mó­wi­my „ju­tro” po tu­rec­ku, nasz głos na­bie­ra zło­wiesz­cze­go tonu, zu­peł­nie jak wte­dy, gdy wy­po­wia­da­my zda­nie: „To jest Tur­cja”…

Wczoraj

„Geo­gra­fia zna­czy prze­zna­cze­nie”

Ibn Chal­dun

„Nie je­stem pe­wien, jak na­le­ży wy­ra­zić punkt wi­dze­nia kom­plet­nie prze­ciw­staw­ny za­chod­nie­mu świa­tu. Jest to w pew­nym sen­sie ir­ra­cjo­nal­ny – nie­za­chod­ni – punkt wi­dze­nia. Taki, w któ­rym ob­ja­wia się cień nie­za­mie­rzo­ne­go ko­mi­zmu i któ­ry dla mnie jest ra­czej na­iw­ny. Mam wra­że­nie, że je­ste­śmy dość dzie­cin­nym lu­dem z dra­stycz­ną in­kli­na­cją do in­ter­pre­ta­cji zda­rzeń i rze­czy­wi­sto­ści przez pry­zmat cudu i mitu w taki spo­sób, że ra­cjo­nal­ny miesz­ka­niec Za­cho­du za­śmiał­by się pod no­sem, pod­czas gdy dla nas jest to śmier­tel­nie po­waż­na spra­wa”

Oğuz Atay, Günlük

Krót­ka uwa­ga, za­nim za­cznie­my: Mó­wiąc cu­dzo­ziem­co­wi o swo­jej bu­dzą­cej tro­skę, pe­cho­wej, peł­nej sprzecz­no­ści oj­czyź­nie, od­czu­wa się ro­dzaj mo­ty­wo­wa­nej et­nicz­nie nie­chę­ci. Tak być po­win­no: by unik­nąć zdra­dy nie tyl­ko wo­bec pań­stwa, ale też wo­bec praw­dy i jej spój­no­ści, by unik­nąć ob­ra­zy. Czu­ję lęk, że to, co za­mie­rzam ujaw­nić, od­ma­lu­je ob­raz Tur­cji jako jed­nej wiel­kiej pa­to­lo­gii. A tak prze­cież nie jest. Ten oso­bli­wy kraj ma swo­istą struk­tu­rę. Choć opi­su­ję jego pod­lej­sze aspek­ty, pra­gnę z góry po­tę­pić za­ło­że­nie, że cała Tur­cja jest zbu­do­wa­na w ten spo­sób. Opi­sy­wa­nie domu „z ze­wnątrz” nie po­win­no być wy­łącz­nym przy­wi­le­jem tych, któ­rzy nie są w środ­ku.

***

„Wczo­raj to wczo­raj, dzi­siaj to dzi­siaj, a ju­tro to ju­tro!” – to zda­nie, wy­po­wie­dzia­ne po an­giel­sku przez go­ścia z Tur­cji, oczy­wi­ście za­sko­czy­ło pu­blicz­ność zgro­ma­dzo­ną w Cor­nell Uni­ver­si­ty 7 paź­dzier­ni­ka 2003 roku. Tęgi, łysy męż­czy­zna uśmie­chał się pro­mien­nie z ka­te­dry, tłu­ma­cząc sło­wo w sło­wo ak­sjo­mat, któ­ry zwykł był po­wta­rzać od lat po tu­rec­ku. W koń­cu wy­gło­sze­nie tego „głę­bo­kie­go” spo­strze­że­nia za­pew­ni­ło mu naj­pierw de­ka­dę za­rzą­dza­nia kra­jem w roli pre­mie­ra, a po­tem pre­zy­den­tu­rę. Zy­skał tak­że przy­do­mek „Oj­ciec”, któ­ry utrzy­mać się miał do jego śmier­ci. Męż­czy­zną na ka­te­drze był Süley­man De­mi­rel, dzie­wią­ty pre­zy­dent Tur­cji, świę­cie prze­ko­na­ny, że owa tau­to­lo­gia – jesz­cze bar­dziej ra­żą­ca swo­ją nie­do­rzecz­no­ścią, gdy ją wy­po­wie­dzia­no w auli Cor­nell Uni­ver­si­ty – wciąż do­sko­na­le od­da­wa­ła zwią­zek Tur­cji z jej prze­szło­ścią. „Wczo­raj to wczo­raj, dzi­siaj to dzi­siaj!”.

W Tur­cji tego po­pu­lar­ne­go afo­ry­zmu uży­wa­ją nie tyl­ko po­li­ty­cy, ale też zwy­czaj­ni lu­dzie. Spy­taj­cie do­wol­ną oso­bę: „Jak mo­żesz twier­dzić to i to, sko­ro wczo­raj mó­wi­łaś coś od­wrot­ne­go?”, a od­po­wie tak samo ra­do­śnie i pew­nie jak De­mi­rel: „Wczo­raj to wczo­raj…”.

Le­piej nie szu­kaj­cie tu kon­se­kwen­cji; nie po­wie­dzie się wam też, jeśli ze­chce­cie za­kwe­stio­no­wać czy­jąś mo­ral­ność. Co­kol­wiek po­wie­dzia­no czy zro­bio­no wczo­raj, jest już prze­szło­ścią. Wspo­mnia­ne ra­dość i pew­ność wy­ni­ka­ją z wy­go­dy, jaką daje ten usank­cjo­no­wa­ny punkt wi­dze­nia. Nikt nie może was osą­dzać na pod­sta­wie prze­szłych uczyn­ków, po­dob­nie jak pań­stwo nie może od­po­wia­dać dzi­siaj za to, co zro­bi­ło wczo­raj. Kto pró­bu­je za­da­wać py­ta­nia o prze­szłość, ten jest ska­za­ny na za­po­mnie­nie, jak wszyst­ko inne, co na­le­ży do mi­nio­nych cza­sów. Lic