Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Syn Sobka

Syn Sobka

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-64297-01-4

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Syn Sobka

Syn Sobka“ to trzymające w napięciu opowiadanie autorstwa Ricka Riordana łączące dwa światy znane z jego bestsellerowych serii: „Percy Jackson i bogowie olimpijscy“ i „Kroniki Rodu Kane“. Carter i Percy muszą razem zmierzyć się z niebezpieczeństwem i stanąć do walki z wielkim potworem.

Polecane książki

Utwór zawiera przekształcone obrazy, fakty, przestrzenie czasowe, nie tylko językowo bywa połączeniem nie tym, który nakazuje poprawność. To emocjonalny wstrząs bez przypadków, jaki przeżywa się pod wpływem doświadczenia, które wiodło Słowackiego na barykady mistycyzmu. Żaden brak przecinka nie jest...
Mieli już do siebie nie pisać. Miało nie być kolejnych e-maili, które złożą się później w książkę. Ale z przyjaźnią nie taka prosta sprawa. Potrzeba rozmowy jest silniejsza od wszelkich postanowień. Małgorzata Domagalik i Janusz L. Wiśniewski znów zaczynają elektroniczną korespondencję. On w pierwsz...
Cztery aktorki – jedna rola. Kto zostanie Królową Gwiazd? Życie młodych aktorek: Malwiny, Dominiki, Klaudii i Miśki nie przypomina kolorowego filmu. Dziewczyny postanawiają jednak zawalczyć o swoją przyszłość i udają się na festiwal filmowy na Maltę, by zdobyć rolę u znanego reżysera...
Zapierające dech w piersiach opowieści o rzeczywistych spotkaniach ze zjawiskami nie dającymi się naukowo wyjaśnić. Kilkanaście naprawdę interesujących i intrygujących relacji o zdarzeniach prawdziwych, chociaż nieprawdopodobnych...
  W tym poradniku znajdziesz szereg informacji, które pozwolą Ci na pogłębienie oraz uporządkowanie podstawowej wiedzy astrologicznej. Nauczysz się i zrozumiesz wiele pojęć astrologicznych, a Autorka skłoni Cię do poszerzenia wiedzy z tej dziedziny. Dzięki wyjątkowym informacjom zawartym w tym porad...
Książka stanowi opis ciekawszych zdarzeń „w zawodzie”, z domieszką sytuacyjnego humoru, bo i taki przecież bywał. Prezentuje treść autorskich wywiadów z Wielkimi Postaciami naszej nauki, kultury i rozrywki, zawierających informacje niekiedy mało znane, albo i w ogóle. Nie brakuje też unikatowych wąt...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Rick Riordan

OkładkaStrona tytułowaRick RiordanSyn Sobka

Przełożyła
Agnieszka

Strona redakcyjna

Tytuł oryginałuThe Son of Sobek

Text copyright © 2013 by Rick Riordan. All rights reserved.

Zezwolenie na niniejsze wydanie zostało uzyskane za pośrednictwem agencji Nancy Gallt Literary Agency.

Permission for this edition was arranged through the Nancy Gallt Literary Agency.

Copyright © for the Polish translation by Agnieszka Fulińska, 2013

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Galeria Książki, 2013

Opracowanie redakcyjne i DTP

Pracownia Edytorska „Od A do Z” (oda-doz.com.pl)

Redakcja

Ewa Wiąckowska

Korekta

Katarzyna Kolowca-Chmura, Katarzyna Kierejsza

Opracowanie graficzne okładki, typografia i DTP

Stefan Łaskawiec

Wydanie I

ISBN: 978-83-64297-01-4

Wydawnictwo Galeria Książkiwww.galeriaksiazki.plbiuro@galeriaksiazki.pl

Konwersja do formatu EPUB:

Legimi Sp. z o.o.

Syn Sobka

Jakby nie dość było skończyć jako posiłek ogromnego krokodyla… Chłopak z płonącym mieczem tylko pogorszył sprawę.

Może powinienem się przedstawić.

Nazywam się Carter Kane, jestem po trochu uczniem pierwszej klasy liceum, po trochu magiem, a na cały etat martwię się potworami i egipskimi bogami, którzy nieustannie usiłują mnie zabić.

Dobra, z tym ostatnim nieco przesadziłem. Nie wszyscy bogowie pragną mojej śmierci. Tylko bardzo wielu – ale to ryzyko zawodowe, ponieważ jestem magiem w Domu Życia. Jesteśmy swego rodzaju policją dla starożytnych egipskich mocy nadprzyrodzonych. Pilnujemy, żeby któraś z nich nie siała zbyt wielkiego zamętu w nowoczesnym świecie.

W każdym razie tego konkretnego dnia tropiłem dzikiego potwora na Long Island. Nasi jasnowidze od kilku tygodni wyczuwali magiczne zaburzenia na tym terenie. Następnie lokalne media zaczęły mówić o wielkim stworze widywanym na bagnach i stawach w pobliżu Montauk Highway – potworze, który pożerał dzikie zwierzęta i straszył ludzi. Jeden z dziennikarzy nazwał go nawet Potworem z Bagien Long Island. A kiedy śmiertelnicy podnoszą alarm, oznacza to, że nadszedł czas, by sprawdzić, co się dzieje.

W zwykłych okolicznościach pojechałaby ze mną moja siostra Sadie albo ktoś z naszych uczniów z Domu Brooklyńskiego, ale wszyscy byli akurat w pierwszym nomie w Egipcie na tygodniowym szkoleniu z kontroli demonów serowych (tak, one naprawdę istnieją; wierzcie mi, że nie chcecie wiedzieć więcej), zostałem zatem sam.

Zaprzągłem więc do naszej czerwonej latającej łodzi mojego domowego gryfa imieniem Świr i przez całe przedpołudnie polatywaliśmy sobie nad wybrzeżem, wypatrując oznak kłopotów. Jeśli zastanawiacie się, dlaczego nie podróżowałem na grzbiecie Świra, wyobraźcie sobie dwa skrzydła przypominające kolibrze, ale poruszające się szybciej i bijące mocniej niż łopatki helikoptera. Naprawdę lepiej jest lecieć łodzią, chyba że ktoś chce być poszatkowany.

Świr ma niezły nos do magii. Po kilku godzinach patrolu zaskrzeczał „ŚWIIIR!” i skręcił ostro w lewo, krążąc nad zieloną bagnistą zatoczką między dwoma cyplami. – Tam? – zapytałem.

Świr zadrżał i zerknął na mnie spode łba, kołysząc nerwowo ogonem przypominającym drut kolczasty.

Nie widziałem w dole zbyt wiele – tylko brązową rzekę połyskującą w gorącym powietrzu lata, wijącą się wśród bagiennej trawy i skupisk pokręconych drzew, uchodzącą w końcu do zatoki Moriches. Teren przypominał nieco deltę Nilu w Egipcie, tyle że tu mokradła otoczone były z obu stron osiedlami mieszkalnymi złożonymi z szeregów domków o szarych dachach. Na północy po Montauk Highway sunął sznur samochodów – urlopowicze uciekający od tłumów w mieście ku tłumom w Hamptons.

Jeśli pod nami rzeczywiście grasował drapieżny bagienny potwór, pozostawało kwestią czasu, kiedy zagustuje w ludziach. A gdyby to się stało… cóż, otaczał go istny szwedzki stół.

– Okej – odezwałem się do Świra. – Wysadź mnie na brzegu rzeki.

Kiedy tylko wysiadłem z łodzi, Świr zaskrzeczał i wystrzelił w niebo, ciągnąc za sobą łódkę.

– Hej! – wrzasnąłem za nim, ale było już za późno.

Świra łatwo przestraszyć. Zwłaszcza drapieżnym potworom. Ale udaje się to również ogniom sztucznym, klaunom czy zapachowi dziwacznego brytyjskiego napoju ribena, który uwielbia Sadie. (W tym ostatnim przypadku nie dziwię mu się. Sadie wychowała się w Londynie i miewa przedziwny gust).

Będę musiał rozprawić się z potworem, a następnie zagwizdać na Świra, żeby mnie zabrał, gdy już będzie po wszystkim.

Otwarłem plecak i sprawdziłem jego zawartość: zaczarowana lina, zagięta kościana różdżka, nieco wosku do wykonywania magicznych figurek uszebti, zestaw do kaligrafii i uzdrawiająca mikstura uwarzona przez moją przyjaciółkę Jaz. (Jaz wie, że często bywam ranny).

Potrzebowałem jeszcze tylko jednej rzeczy.

Skoncentrowałem się i sięgnąłem w głąb Duat. Przez ostatnich kilka miesięcy nauczyłem się całkiem nieźle chować potencjalnie przydatne przedmioty w tym królestwie cieni – dodatkową broń, czyste ubrania, cukierki i sześciopaki napojów orzeźwiających – ale wkładanie ręki w magiczny wymiar wciąż wydawało mi się nieco dziwne, jakbym przedzierał się przez warstwy zimnych, ciężkich zasłon. Zacisnąłem palce na rękojeści mojego miecza i wyciągnąłem go – ciężki chepesz o głowni wygiętej jak znak zapytania. Uzbrojony w miecz i różdżkę byłem już przygotowany na przechadzkę po bagnach w poszukiwaniu głodnego potwora. Sama radość!

Wszedłem do wody i natychmiast zapadłem się po kolana. Dno rzeki przypominało brejowatą zupę. Buty przy każdym kroku wydawały tak okropne chlupocząco-zasysające dźwięki, że cieszyłem się z nieobecności Sadie. Moja siostra pokładałaby się ze śmiechu.

Co gorsza, robiłem taki hałas, że nie miałem szans zakraść się niezauważony w pobliże żadnego potwora.

Otoczyły mnie roje moskitów. Nagle poczułem się niepewny i samotny.

Mogłoby być gorzej – powtarzałem sobie. – Mógłbym uczyć się o serowych demonach.

Nie potrafiłem jednak samego siebie przekonać. Z pobliskiego cypelka doszły mnie głosy dzieciaków, które zapewne bawiły się w jakąś grę. Zastanawiałem się, jak by to było być zwykłym dzieckiem i bawić się z kumplami w letnie popołudnie.

Wizja ta była tak kusząca, że rozkojarzyła mnie. Nie zauważyłem fal na wodzie, dopóki pięćdziesiąt metrów przede mną coś nie wyskoczyło ponad powierzchnię – linia skórzastych czarno-zielonych wzgórków, które natychmiast zanurzyły się z powrotem. Teraz jednak przynajmniej wiedziałem, z czym mam do czynienia. Widywałem już w życiu krokodyle, ale ten był przerażająco ogromny.

Przypomniało mi