Strona główna » Humanistyka » Rewolucja 1905. Przewodnik Krytyki politycznej

Rewolucja 1905. Przewodnik Krytyki politycznej

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-63855-83-3

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Rewolucja 1905. Przewodnik Krytyki politycznej

Tym, którzy przerazili się czerwonej od promieni namiętnych twarzy ludu, zdawało się, że pryskają wszystkie wiązadła bytu naszego i dobrobytu, a to pryskały jedynie kajdany – lud stawał się obywatelem i ujmował w ręce swoje ster rządów nad krajem. Tak, zamęt zapanował. Błogosławiony wszechmocny zamęt” – tymi słowami Ludwik Krzywicki witał manifest konstytucyjny ogłoszony przez przerażonego rozmiarem strajków i protestów cara. Wydawało się wówczas, że rewolucja jest o krok od zwycięstwa, a po upragnioną wolność, w imię której wybuchnął ten „błogosławiony wszechmocny zamęt”, wystarczy sięgnąć ręką...

 

Carskie obietnice okazały się jednak niewiele warte. Dla swoich „poddanych” zamiast wolności car miał raczej nahajki, bagnety i sądy doraźne. I choć rewolucję można było stłumić represjami i przemocą, to uruchomionych przez nią procesów nie dało się już zatrzymać. To właśnie wtedy na ziemiach Kongresówki narodziła się nowoczesna, masowa polityka i kształtowały się ideowe podziały determinujące polskie życie publiczne w kolejnych dekadach. Rewolucja była też lekcją społecznej samoorganizacji i potężnym impulsem emancypacyjnym. Bez wiedzy o tym, czym była ta rewolucja, nie sposób zrozumieć historii Polski.

 

Publikacja jest bezpłatna.

Polecane książki

Za życia wyśmiany, po śmierci ubóstwiany. Dziś jest ikoną sztuki światowej. Paul Gauguin. Prowokował, odrzucał zasady, kpił z całego świata. Mieszkał w Paryżu, Bretanii, na Tahiti i Hiva Oa. Podróżował do Brazylii, Peru, Nowej Kaledonii, Indii i Australii. Zwiedził cały niemal świat. „Podróże po Gau...
Związek Radziecki, koniec lat 40. ubiegłego wieku. Ofiary Wielkiej Czystki, skazańcy, którzy od lat uznawani są za zmarłych, znów pojawiają się w życiu swoich bliskich. Spotkania zawsze są przelotne, a dziwne zachowanie i przerażający wygląd byłych więźniów sprawiają, że świadkowie starają się jak ...
W pewnym królestwie żył królewicz o zimnym i nieczułym sercu. Nikt nie umiał sobie poradzić z małym, ale niedobrym chłopcem. Pewnego dnia do zamku zapukała staruszka ubrana w łachmany. Królewicz nie chciał jej wpuścić, kazał jej się wynosić. Staruszka podała wtedy królewiczowi kryształową kulę, a on...
W niniejszym zbiorze poznacie jednak różne Oblicza śmierci. Nie tylko tę ponurą i smutną, zazwyczaj jako pierwszą przychodzącą nam do głowy. Śmierć może być również ukojeniem, początkiem czegoś nowego, a nawet – powodem do radości. Liczymy na to, że w tak różnorodnym zbior...
Diagnoza „HIV" brzmi jak wyrok. Mnóstwo ludzi głowi się, jak ten wyrok anulować, a przy okazji... dobrze zarobić. Nieważne, ile przy tym stracą inni - pieniądze, zdrowie, życie. Mnożą się zespoły i laboratoria opracowujące formułę leku na HIV. Wszystkie te działania owiane są tajemnicą, a w grę wcho...
Pierwsza książka z cyklu "Diablęta Hallstead Hall" o rodzeństwie po tragicznej śmierci rodziców wychowywanym przez babcię. Babcia rozpieszcza wnuki ale stawia ultimatum, że dostęp do majątku będą mieli dopiero, jak się ożenią lub wyjdą za mąż Oliver Sharpe, markiz Stonville, wiódł żywot zatwardz...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Opracowanie zbiorowe

Klub Kry­ty­ki Po­li­tyczn­wej w Łodzi

POZA „HI­STO­RIĘ 1 PRO­CEN­TA”

W PO­SZU­KI­WA­NIU IN­NEJ HI­STO­RII

Pra­ca nad ni­niejszą książką była dla nas, członków i członkiń łódzkie­go Klu­bu Kry­ty­ki Po­li­tycz­nej, ważnym doświad­cze­niem. Po­mysł jej na­pi­sa­nia zro­dził się kil­ka lat temu. Po­sta­no­wi­liśmy wówczas przy­po­mnieć o ro­bot­ni­czej tożsamości na­sze­go mia­sta i tra­dy­cjach to­czo­nych tu­taj przez de­ka­dy walk społecz­nych. To, co przez wie­lu łodzian jest trak­to­wa­ne jako zbędny ba­last i nie­wy­god­ne dzie­dzic­two (rze­ko­mo nie­pa­sujące do dzi­siej­szych wy­zwań), uzna­liśmy za szczególnie cen­ne i war­te po­now­ne­go prze­myśle­nia.

Roz­po­czy­nając pracę nad książką, większość z nas wie­działa o re­wo­lu­cji 1905 roku nie­wie­le albo pra­wie nic. Nie ma w tym nic dziw­ne­go, po­nie­waż w po­wszech­nej świa­do­mości Łódź jest mia­stem „bez hi­sto­rii”. Wie­dza łodzian ogra­ni­cza się za­zwy­czaj do tego, że od połowy XIX wie­ku ich mia­sto dy­na­micz­nie się roz­wi­jało za sprawą fa­bry­kantów, o których pamięć szczególnie się dziś pielęgnu­je. Po prze­mysłowcach zo­stały w za­sa­dzie tyl­ko pałacy­ki, kil­ka cie­ka­wych ar­chi­tek­to­nicz­nie fa­bryk, gdzie­nieg­dzie se­ce­syj­ny de­tal. Mimo to od początku in­tu­icyj­nie wy­czu­wa­liśmy, że hi­sto­ria Łodzi jest o wie­le bo­gat­sza, niż się zwy­kle uważa. Im głębiej się w nią za­nu­rza­liśmy, tym oka­zy­wała się bar­dziej fa­scy­nująca i nie­ba­nal­na.

Dzięki pra­cy na tą książką wie­lu i wie­le spośród nas wy­le­czyło się z na­by­tej jesz­cze w szko­le niechęci do hi­sto­rii, utożsa­mia­nej z se­kwen­cja­mi dat, kon­cen­tracją na wspólno­cie na­ro­do­wej i po­li­tyką przez wiel­kie „P”. Na­uczy­liśmy się le­piej ro­zu­mieć przeszłość, do­strze­gać, jak bar­dzo jest skom­pli­ko­wa­na i nie­jed­no­znacz­na, jak trud­no o sta­now­cze sądy i pro­ste wyjaśnie­nia, w których tak lu­bują się ro­dzi­mi orędo­wni­cy „po­li­tyki hi­sto­rycz­nej”. Od­kry­wając hi­sto­rię na­sze­go mia­sta, od­kry­wa­liśmy równo­cześnie inny sposób myśle­nia i mówie­nia o przeszłości, całkiem różny od do­mi­nującej w de­ba­cie pu­blicz­nej czy szkol­nych podręczni­kach kon­ser­wa­tyw­nej nar­ra­cji. Ta sku­pio­na jest na woj­nach, dy­plo­ma­cji i czy­nach „wiel­kich jed­no­stek”, a jej główny pod­miot sta­no­wi – przed­sta­wia­na jako wol­na od kon­fliktów kla­so­wych – wspólno­ta na­ro­do­wa.

Tym­cza­sem hi­sto­rii nie da się pisać jed­no­wy­mia­ro­wo, bez uwzględnie­nia glo­bal­nych i re­gio­nal­nych kon­tekstów, bez uważnego przyj­rze­nia się wie­lości kul­tur i et­nosów. Nie da się też zro­zu­mieć przeszłości, oglądając ją przez pry­zmat losów uprzy­wi­le­jo­wa­nych grup i warstw społecz­nych. Hi­sto­ria społeczeństwa nie jest hi­sto­rią elit. Nie to­czy się tyl­ko na tro­nach i sa­lo­nach, ale również na uli­cach, w chłopskich za­gro­dach i fa­bry­kach. Taką hi­sto­rię ma przy­bliżać na­sza książka i ta­kiej hi­sto­rii – je­steśmy o tym prze­ko­na­ni – po­trze­ba dziś co­raz bar­dziej. Pro­te­stujący na uli­cach i pla­cach całego świa­ta do­ma­ga­li się nie­daw­no społecz­ne­go upodmio­to­wie­nia i ukie­run­ko­wa­nia po­li­ty­ki na ich re­al­ne po­trze­by, kreśląc na trans­pa­ren­tach hasło „To my je­steśmy 99 pro­cen­ta­mi”. Wołali: to nie ban­ki i eli­ty fi­nan­so­we po­win­ny być tymi, wo­bec których orien­tują się po­li­tycz­ne de­cy­zje i eko­no­micz­ne stra­te­gie. Idąc ich śla­dem, mówimy dzi­siaj: nie chce­my hi­sto­rii 1 pro­cen­ta. Nie o nie­go cho­dzi, choć często to on de­cy­do­wał i wciąż de­cy­du­je o po­zo­stałych 99. W tej książce sta­ra­my się oddać głos właśnie 99 pro­cen­tom, czy­li tym, o których często za­po­mi­na ofi­cjal­na hi­sto­riografia, tym, których nikt nie chce słuchać. Pra­cując nad tym prze­wod­ni­kiem, uświa­do­mi­liśmy so­bie, że właśnie ta­kiej hi­sto­rii – zwykłych lu­dzi, toczących na co dzień walkę o swą god­ność – chcie­li­byśmy uczyć się w szkołach i na uni­wer­sy­te­tach.

Po­ka­zu­je­my, że choć lu­dzie ci nie byli po­li­tycz­ny­mi przywódca­mi ani zwy­cięski­mi wo­dza­mi, a ich imion dziś już nie­mal nikt nie pamięta, po­tra­fi­li do­ko­ny­wać czynów he­ro­icz­nych i god­nych sza­cun­ku. Pierw­szym z brze­gu przykładem może być po­sta­wa ro­bot­ników i ro­bot­nic Łodzi, którzy w trak­cie re­wo­lu­cji prze­ciw­sta­wi­li się pro­wo­ka­to­rom nakłaniającym do an­ty­se­mic­kich burd, które miały ska­na­li­zo­wać ro­bot­niczą złość wy­mie­rzoną w ca­rat i prze­mysłowców. To wte­dy car­ski dy­gni­tarz z za­dzi­wie­niem no­to­wał: „Gdy gi­nie w wy­ni­ku roz­ruchów chrześci­ja­nin, Żydzi przy­chodzą na jego po­grzeb i niosą sztan­da­ry z na­pi­sa­mi w języku żydow­skim. Agi­ta­to­rzy wygłaszający przemówie­nia też w dużej części są Żyda­mi. Gdy gi­nie Żyd, sy­tu­acja jest od­wza­jem­nio­na”. Opo­wie­dze­nie o ta­kich wy­da­rze­niach jest jed­nym z celów tej książki.

Ko­lej­nym jest pod­kreśle­nie po­czu­cia ciągłości tra­dy­cji walk o pro­gre­syw­ne zmia­ny społecz­ne. To bo­wiem, kim je­steśmy dziś i co mamy, jest owo­cem dzie­siątek i se­tek lat walk. Wszel­kie­go ro­dza­ju eman­cy­pa­cje, pra­wa pra­cow­ni­cze, spra­wie­dliw­sze niż kie­dyś re­la­cje między płcia­mi, bar­dziej równo­mier­ny po­dział efektów społecz­nej pro­duk­cji czy pra­wo do inności nie wzięły się znikąd. Świat nie sta­wał się nig­dy bar­dziej spra­wie­dli­wy sam z sie­bie; to lu­dzie i ich opór czy­niły go lep­szym. Gdy ten opór zo­sta­nie za­nie­cha­ny, nie tyl­ko nie będzie nam le­piej, ale już wy­wal­czo­ne zdo­by­cze szyb­ko zo­staną nam ode­bra­ne. Hi­sto­ria re­wo­lu­cji 1905 roku jest częścią tra­dy­cji walk lu­do­wych, a jej kul­ty­wo­wa­nie i kon­ty­nu­owa­nie po­win­no stać się ważnym ele­men­tem le­wi­co­we­go działania po­li­tycz­ne­go dzi­siaj.

DLA KOGO PI­SZE­MY?

Od początku chcie­liśmy, aby ni­niej­sza książka była przystępnie na­pi­sa­nym, po­pu­lar­nym wpro­wa­dze­niem w pro­ble­ma­tykę re­wo­lu­cji 1905 roku. Na­szym ce­lem nie było stwo­rze­nie opar­tej na sze­ro­kiej kwe­ren­dzie źródłowej kla­sycz­nej mo­no­gra­fii hi­sto­rycz­nej – ta­kich prac (choć za­zwy­czaj star­szej daty) za­in­te­re­so­wa­ny czy­tel­nik znaj­dzie spo­ro na bi­blio­tecz­nych półkach. Pu­bli­ko­wa­ne tu ar­ty­kuły i wy­wia­dy mają w zde­cy­do­wa­nej większości syn­te­tycz­ny cha­rak­ter; dba­liśmy również o to, aby były na­pi­sa­ne w sposób ja­sny, a za­ra­zem cie­ka­wy i wciągający. Z tego też względu do niezbędne­go mi­ni­mum zo­stały ogra­ni­czo­ne przy­pi­sy i odsyłacze.

Ni­niej­sza książka po­wsta­wała z myślą przede wszyst­kim o czy­tel­ni­kach i czy­tel­nicz­kach, którzy do­tych­czas nie in­te­re­so­wa­li się szczególnie hi­sto­rią Pol­ski u pro­gu XX stu­le­cia. To właśnie z tego względu wy­da­rze­nia lat 1905-1907 sta­ra­my się oma­wiać na możli­wie sze­ro­kim tle, uka­zy­wać źródła prze­mian społecz­nych i go­spo­dar­czych za­chodzących w tym okre­sie, a także objaśniać me­cha­ni­zmy rządzące ówcze­snym życiem po­li­tycz­nym.

Wie­rzy­my, że książka wzbu­dzi za­in­te­re­so­wa­nie pa­sjo­natów i pa­sjo­natek hi­sto­rii, a także osób za­an­gażowa­nych w przy­po­mi­na­nie hi­sto­rycz­ne­go dzie­dzic­twa Łodzi, bo­wiem to właśnie „pol­skie­mu Man­che­ste­ro­wi”, co zro­zu­miałe, poświęciliśmy zde­cy­do­wa­nie naj­więcej uwa­gi. Chcie­li­byśmy też, aby książka, tra­fiw­szy do rąk uczniów i uczen­nic, stu­dentów i stu­dentek, przy­czy­niła się do wzro­stu ich za­in­te­re­so­wa­nia hi­sto­rią i sta­no­wiła pewną prze­ciw­wagę dla do­mi­nującej, kon­ser­wa­tyw­no-na­ro­do­wej nar­ra­cji o przeszłości. Mamy również na­dzieję, że wśród czy­tel­ników książki Re­wo­lu­cja 1905. Prze­wod­nik Kry­ty­ki Po­li­tycz­nej znajdą się na­uczy­cie­le i na­uczy­ciel­ki – to z myślą o ich po­trze­bach za­mieściliśmy dwa sce­na­riu­sze lek­cyj­ne.

W większości tekstów sta­ra­liśmy się przy­ta­czać możli­wie dużo cy­tatów z ówcze­snej pra­sy, odezw i ulo­tek, spra­woz­dań władz car­skich czy wspo­mnień. Chce­my w ten sposób oddać głos uczest­ni­kom tam­tych wy­da­rzeń. I choć w tym chórze sto­sun­ko­wo najsłabiej słychać będzie słowa ro­bot­ników i ro­bot­nic – naj­ważniej­szych ak­torów re­wo­lu­cji 1905 roku, nie­ste­ty bar­dzo rzad­ko chwy­tających za pióro, aby opi­sać swo­je doświad­cze­nia – to jed­nak wie­rzy­my, że za­bieg ten po­zwo­li le­piej zro­zu­mieć at­mos­ferę tam­tych nie­zwykłych dni. Jak każdemu wiel­kie­mu zry­wo­wi społecz­ne­mu, re­wo­lu­cji 1905 roku to­wa­rzy­szyły pa­tos, wia­ra w moc zbio­ro­we­go opo­ru i au­ten­tycz­na na­dzie­ja na lep­szy świat. Mamy na­dzieję, że ta książka będzie w ja­kimś stop­niu świa­dec­twem tam­tych ma­rzeń.

Ka­mil Pi­skała

ZA­PO­MNIA­NA RE­WO­LU­CJA

Re­wo­lu­cja 1905 roku jest całko­wi­cie nie­obec­na w pamięci hi­sto­rycz­nej Po­laków. Nie tyl­ko nie jest przed­mio­tem ma­so­wych ob­chodów rocz­ni­co­wych i in­nych – tak licz­nych ostat­nio – ry­tuałów pamięci, lecz zo­stała również wy­ma­za­na z mapy za­ko­rze­nio­nych w przeszłości sko­ja­rzeń, kodów i sym­bo­li wy­ko­rzy­sty­wa­nych w de­ba­cie pu­blicz­nej. Dla­cze­go tak się stało, sko­ro trud­no byłoby zna­leźć hi­sto­ry­ka rze­tel­nie zaj­mującego się dzie­ja­mi Pol­ski ostat­nich dwóch stu­le­ci, który podałby w wątpli­wość do­niosłe zna­cze­nie tej re­wo­lu­cji?

Od­po­wiedź na tak po­sta­wio­ne py­ta­nie nie jest łatwa. Z pew­nością re­wo­lu­cja 1905 roku jest ko­ja­rzo­na z wizją przeszłości urzędowo pro­pa­go­waną w PRL. Trans­for­ma­cja pamięci społecz­nej po 1989 roku ozna­czała ra­dy­kal­ne od­rzu­ce­nie tej nar­ra­cji. Na śmiet­nik hi­sto­rii tra­fiła więc nie tyl­ko PPR i żołnie­rze Ber­lin­ga, lecz również Lu­dwik Waryński, tra­dy­cje pol­skie­go so­cja­li­zmu i… re­wo­lu­cjo­niści oraz re­wo­lu­cjo­nistki z 1905 roku.

Opo­wieść o na­ro­do­wej przeszłości zaj­mująca po 1989 roku do­mi­nującą po­zycję była utka­na przede wszyst­kim z bi­tew i dy­plo­ma­tycz­nych roz­gry­wek. W cen­trum jej za­in­te­re­so­wa­nia znaj­do­wały się czy­ny wiel­kich jed­no­stek, a przed­mio­tem naj­większe­go po­dzi­wu uczy­nio­no mi­li­tar­ne bo­ha­ter­stwo. Nic dziw­ne­go, że rusz­to­wa­niem, na którym zo­stała opar­ta ta nar­ra­cja, stały się – hucz­nie święto­wa­ne – na­ro­do­we po­wsta­nia (z war­szaw­skim na cze­le), których za­letą było również to, że łatwo pod­da­wały się pro­stej in­ter­pre­ta­cji – in­tu­icyj­nie wia­do­mo, kto był „do­bry”, a kto „zły”, i po czy­jej stro­nie była „ra­cja”. Na­to­miast re­wo­lu­cja 1905 roku zde­cy­do­wa­nie wy­my­ka się pro­stym sche­ma­tom i in­ter­pre­ta­cjom. Roz­sa­dza ramy po­li­tycz­no-mi­li­tar­nie poj­mo­wa­nej hi­sto­rii na­ro­do­wej – między in­ny­mi dla­te­go zo­stała tak grun­tow­nie wy­par­ta z pamięci hi­sto­rycz­nej Po­laków.

Ulot­ka z tek­stem ode­zwy „Do strej­ku po­wszech­ne­go”, ogłoszo­nej w stycz­niu 1905 roku przez Zarząd Główny SDK­PiL. Ze zbiorów Mu­zeum Tra­dy­cji Nie­pod­ległościo­wych w Łodzi

Bro­szu­ra „Na Pierw­szy Maj 1905!”, wy­da­na w kwiet­niu 1905 roku przez Zarząd Główny SDK­PiL. Ze zbiorów Mu­zeum Tra­dy­cji Nie­pod­ległościo­wych w Łodzi

Tym­cza­sem dzie­je tej re­wo­lu­cji to przede wszyst­kim opo­wieść o nie­zgo­dzie na społeczną nie­spra­wie­dli­wość i trwa­nie au­to­ry­tar­nej władzy. To też opo­wieść o tych, którzy nie chcie­li da­lej zno­sić własne­go upodle­nia i nędzy, oraz o tych, którzy nie go­dzi­li się na świat, w którym znacz­nie wyżej ce­nio­no zy­ski ka­pi­ta­listów niż ludzką god­ność. Z tej per­spek­ty­wy hi­sto­ria re­wo­lu­cji 1905 roku jest znacz­nie bar­dziej ak­tu­al­na, niż mogłoby się wy­da­wać.

OD WOJ­NY…

Na przełomie XIX i XX wie­ku Ce­sar­stwo Ro­syj­skie, wraz z wchodzącym w jego skład Króle­stwem Pol­skim, przeżywało okres dy­na­micz­ne­go roz­wo­ju go­spo­dar­cze­go. Rozwój ten miał jed­nak nierówno­mier­ny cha­rak­ter. Wiel­kie ośrod­ki prze­mysłowe, ta­kie jak Zagłębie Do­niec­kie czy Łódź, były wy­spa­mi ka­pi­ta­li­zmu i no­wo­cze­sności w mo­rzu za­co­fa­nej, często głod­nej na przednówku, na poły jesz­cze feu­dal­nej wsi. Me­cha­nizm wzro­stu tego ro­syj­skie­go ka­pi­ta­li­zmu pe­ry­fe­rii był zde­cy­do­wa­nie eks­ten­syw­ny – opie­rał się na nie­zwy­kle ta­niej sile ro­bo­czej, ro­dzi­mych za­so­bach su­row­co­wych i ocze­kującym wy­so­kich zysków ka­pi­ta­le za­gra­nicz­nym. W połącze­niu z car­skim sa­mo­dzierżawiem, czy­li naj­bar­dziej kon­ser­wa­tyw­nym reżimem ówcze­snej Eu­ro­py, oraz nie­mal zupełnym bra­kiem usta­wo­daw­stwa pra­cy spra­wiało to, że Ro­sja była szczególnie atrak­cyj­nym miej­scem do in­we­sto­wa­nia.

Mimo re­la­tyw­nej słabości par­tii re­wo­lu­cyj­nych i nie­ist­nie­nia związków za­wo­do­wych czy choćby ma­so­wych or­ga­ni­za­cji opo­zy­cyj­nych wo­bec ca­ra­tu, nie­za­do­wo­le­nie społecz­ne na­ra­stało. Roz­wi­jający się ka­pi­ta­lizm stwo­rzył w Ro­sji klasę ro­bot­niczą, ta zaś z roku na rok co­raz moc­niej bun­to­wała się prze­ciw­ko wa­run­kom, w ja­kich przyszło jej żyć i pra­co­wać. W 1902 roku za­straj­ko­wało na przykład kil­ka­dzie­siąt tysięcy ro­bot­ników i ro­bot­nic w Ro­sto­wie nad Do­nem; rok później ma­so­we straj­ki wy­buchły w Pe­ters­bur­gu i na Za­kau­ka­ziu. W tym sa­mym cza­sie na­ra­stał fer­ment wśród stu­dentów; co­raz ak­tyw­niej­sze sta­wały się również śro­do­wi­ska li­be­ral­ne, liczące przede wszyst­kim na re­for­my ustro­jo­we. Car­ska Ro­sja znaj­do­wała się na skra­ju poważnego kry­zy­su po­li­tycz­ne­go.

Świa­do­my rosnącego napięcia mi­ni­ster spraw wewnętrznych Wia­czesław Pleh­we prze­ko­ny­wał: „Wierz­cie mi, że mała zwy­cięska woj­na jest dla nas ko­niecz­na, w prze­ciw­nym ra­zie gro­zi nam klęska w sa­mej Ro­sji”1. Ry­wa­lem miała być maleńka Ja­po­nia, co­raz poważniej za­grażająca ro­syj­skim wpływom na Da­le­kim Wscho­dzie. Kon­flikt, ku któremu parły oby­dwie stro­ny, wy­buchł w lu­tym 1904 roku, a „mała zwy­cięska woj­na” szyb­ko za­mie­niła się w pa­smo spek­ta­ku­lar­nych klęsk ar­mii ro­syj­skiej. Przy oka­zji wyszły na jaw skan­da­le związane z za­opa­trze­niem woj­ska i stało się dla wszyst­kich ja­sne, że ad­mi­ni­stra­cja car­ska jest nie tyl­ko sko­rum­po­wa­na, lecz również całko­wi­cie nie­wy­dol­na. Na do­miar złego kraj pogrążył się w go­spo­dar­czej sta­gna­cji. Wid­mo re­wo­lu­cji, które miała odpędzić woj­na, sta­wało się co­raz bar­dziej re­al­ne.

Wy­buch woj­ny ro­syj­sko-japońskiej wpłynął także poważnie na na­stro­je po­li­tycz­ne w Króle­stwie Pol­skim. Przywódcy par­tii po­li­tycz­nych i pu­bli­cyści wie­rzy­li, że ten kon­flikt może przy­nieść zmianę układu sił zarówno na are­nie między­na­ro­do­wej, jak i w sa­mej Ro­sji, a tym sa­mym po­prawę sy­tu­acji Po­laków. Prze­ciętny miesz­ka­niec Króle­stwa cie­szył się jed­nak przede wszyst­kim z klęsk ca­ra­tu, który ko­ja­rzył mu się z po­li­tyką ru­sy­fi­ka­cji, ko­rupcją oraz obcą, aro­gancką i re­pre­syjną władzą ad­mi­ni­stra­cyj­no-po­li­cyjną.

Wkrótce z po­wo­du kry­zy­su w prze­myśle, wieści o wo­jen­nych nie­po­wo­dze­niach Ro­sji oraz agi­ta­cji par­tii re­wo­lu­cyj­nych przede wszyst­kim Pol­skiej Par­tii So­cja­li­stycz­nej (PPS), So­cjal­de­mo­kra­cji Króle­stwa Pol­skie­go i Li­twy (SDK­PiL) oraz żydow­skie­go Bun­du – zaczęły mnożyć się w Króle­stwie straj­ki i ulicz­ne ma­ni­fe­sta­cje. Ich in­ten­syw­ność wzrosła jesz­cze je­sie­nią 1904 roku, kie­dy ogłoszo­no drugą mo­bi­li­zację, której w znacz­nie większym stop­niu niż do­tych­czas pod­le­gały również gu­ber­nie Króle­stwa Pol­skie­go. De­mon­stra­cje an­ty­mo­bi­li­za­cyj­ne i an­ty­wo­jen­ne, sku­piające za­zwy­czaj kil­ku­set uczest­ników, co­raz częściej kończyły się star­cia­mi z po­licją i żan­dar­me­rią. Wieści o ko­lej­nych ofia­rach potęgowały tyl­ko nie­na­wiść do car­skiej władzy i pra­gnie­nie ze­msty.

Z tych na­strojów zda­wa­li so­bie sprawę przywódcy PPS, którzy roz­poczęli wte­dy two­rze­nie zalążków par­tyj­nej bojówki, mającej za za­da­nie ochra­niać de­mon­stra­cje. Pierw­sze wystąpie­nie bo­jowców miało miej­sce 13 li­sto­pa­da 1904 roku pod­czas an­ty­wo­jen­nej ma­ni­fe­sta­cji zor­ga­ni­zo­wa­nej na pla­cu Grzy­bow­skim w War­sza­wie. Po­li­cjantów i żan­darmów próbujących rozpędzić tłum przy­wi­ta­no strzałami. I choć ak­cja bojówki nie wy­padła zbyt im­po­nująco – strze­la­no nie­cel­nie i cha­otycz­nie, a cała ma­ni­fe­sta­cja zakończyła się aresz­to­wa­niem kil­ku­set osób – wy­da­rze­nie to odbiło się sze­ro­kim echem w całym Króle­stwie. Po raz pierw­szy na taką skalę pod­ważono mo­no­pol władz na używa­nie prze­mo­cy w po­li­ty­ce. Par­tyj­ne bojówki, two­rzo­ne zarówno przez le­wicę, jak i pra­wicę, w ko­lej­nych kil­ku­na­stu mie­siącach po­mnożyły swo­je sze­re­gi i stały się istot­nym czyn­ni­kiem w życiu po­li­tycz­nym Króle­stwa.

… DO RE­WO­LU­CJI

Iskrą, która spo­wo­do­wała wy­buch nie­za­do­wo­le­nia i fru­stra­cji na­gro­ma­dzo­nych w ośrod­kach prze­mysłowych całej Ro­sji, była ma­sa­kra ro­bot­ników pod­czas ma­ni­fe­sta­cji w Pe­ters­bur­gu. Po­mysłodawcą pro­te­stu był pop Gie­or­gij Ga­pon, działający od kil­ku lat za zgodą władz wśród ro­bot­ników pra­cujących w stołecz­nych zakładach prze­mysłowych. Bez­pośred­nią przy­czyną de­mon­stra­cji był za­targ między załogą a dy­rekcją w za­trud­niających wie­le tysięcy osób Zakładach Putiłowskich. Cieszący się za­ufa­niem i sym­pa­tią ro­bot­ników Ga­pon wie­rzył, że to do­bra oka­zja, żeby zwrócić się bez­pośred­nio do cara z prośbą o po­prawę sy­tu­acji ro­bot­ników prze­mysłowych. 22 stycz­nia 1905 roku, po po­ran­nych nabożeństwach, w stronę pałacu car­skie­go zaczęły zmie­rzać tysiące lu­dzi. Sfor­mo­wa­no pochód, na którego cze­le szedł Ga­pon w sza­tach li­tur­gicz­nych. W tłumie nie­sio­no por­tre­ty Mikołaja II i kościel­ne pro­por­ce, śpie­wa­no pieśni re­li­gij­ne… Pe­ty­cja na­pi­sa­na przez ro­bot­ników nie tra­fiła jed­nak do rąk cara, bo­wiem drogę wie­lo­ty­sięczne­mu po­cho­do­wi-pro­ce­sji na pla­cu przed Pałacem Zi­mo­wym za­gro­dziło woj­sko. Gdy we­zwa­nia do ro­zejścia się nie zna­lazły posłuchu, żołnie­rze otwo­rzy­li ogień do bez­bron­nych ro­bot­ników i ich ro­dzin. Liczbę ofiar śmier­tel­nych sza­cu­je się na mniej więcej dwieście osób, ran­nych było kil­ka razy tyle. Je­den z uczest­ników po­cho­du wspo­mi­nał:

Pa­trzyłem na twa­rze wokół mnie i nie wy­czułem ani stra­chu, ani trwo­gi. Nie, nabożny, nie­omal roz­mo­dlo­ny wy­raz twa­rzy zastąpiła wro­gość czy wręcz nie­na­wiść. Wi­działem nie­na­wiść i pra­gnie­nie ze­msty dosłownie na każdym ob­li­czu – sta­rym i młodym, męskim i ko­bie­cym. Re­wo­lu­cja na­ro­dziła się na­prawdę, i to na­ro­dziła się w sa­mym rdze­niu, w be­be­chach ludu.2

Mit do­bre­go cara oto­czo­ne­go złymi do­rad­ca­mi runął. Za­czy­nała się re­wo­lu­cja.

Władze car­skie do­sko­na­le zda­wały so­bie sprawę, jaki sku­tek na pro­win­cji mogą wywołać wy­da­rze­nia krwa­wej nie­dzie­li, dla­te­go za wszelką cenę sta­rały się utrud­nić przepływ in­for­ma­cji do naj­większych ośrodków prze­mysłowych. Próby te były jed­nak z góry ska­za­ne na nie­po­wo­dze­nie. W War­sza­wie pierw­sze, jesz­cze szczątko­we in­for­ma­cje po­ja­wiły się już na­za­jutrz po ma­sa­krze w Pe­ters­bur­gu i wkrótce stało się ja­sne, że w sto­li­cy Ce­sar­stwa wy­buchła re­wo­lu­cja i roz­poczęto strajk po­wszech­ny. Nie cze­kając na rozwój wy­da­rzeń, 27 stycz­nia w War­sza­wie stanęły pierw­sze fa­bry­ki. Następne­go dnia straj­ko­wa­li już nie­mal wszy­scy war­szaw­scy ro­bot­ni­cy i ro­bot­ni­ce. Po­dob­nie działo się w Łodzi, naj­większym ośrod­ku prze­mysłowym Króle­stwa. Za­raz po­tem, 1 lu­te­go, do straj­ku dołączyło Zagłębie Dąbrow­skie, a za przykładem naj­ważniej­szych ośrodków prze­mysłowych poszły inne mia­sta: Lu­blin, Ra­dom, Kiel­ce, Ka­lisz, Żyrardów, Białystok. Strajk miał spon­ta­nicz­ny i od­dol­ny cha­rak­ter. Nikt go nie za­pla­no­wał, nikt nie zarządził jego roz­poczęcia, nikt też odgórnie nim nie kie­ro­wał. Początek wszędzie wyglądał po­dob­nie: załogi po­je­dyn­czych zakładów po­dej­mo­wały de­cyzję o straj­ku i za­trzy­my­wały ma­szy­ny w ha­lach fa­brycz­nych. Po­tem kil­ku­dzie­sięcio – lub kil­ku­set­oso­bo­we gru­py ro­bot­ników i ro­bot­nic ru­szały do sąsied­nich fa­bryk, aby i tam za­trzy­mać pracę. Tym spo­so­bem w ciągu kil­ku go­dzin strajk roz­prze­strze­nił się na całe mia­sto. Oprócz fa­bryk za­my­ka­no również ka­wiar­nie i re­stau­ra­cje, skle­py i warsz­ta­ty rze­mieślni­cze. Dba­no o to, aby na uli­ce nie wy­je­chały dorożki i (w naj­większych mia­stach) tram­wa­je. Strajk miał być po­wszech­ny.

Nie­spo­ty­ka­na wcześniej ska­la wystąpień na pe­wien czas spa­ra­liżowała władze ro­syj­skie. Kon­fuzję pogłębiał jesz­cze fakt, że pod­czas straj­ku pa­no­wał porządek – nie za­no­to­wa­no bójek, awan­tur czy prób ra­bun­ku na większą skalę. Jed­nak co­raz częstsze pa­tro­le woj­ska i po­li­cji rozpędzające po­ko­jo­we zgro­ma­dze­nia, nie­rzad­ko z byle po­wo­du ata­kujące prze­chod­niów, pro­wo­ko­wały do prze­mo­cy. Je­den ze świadków tam­tych wy­da­rzeń no­to­wał:

Żołnie­rze sta­le pi­ja­ni. Strze­la­li bez żad­nych po­wodów – ot tak so­bie, dla za­baw­ki. Zda­rzały się wy­pad­ki, że żołnierz pchnął ba­gne­tem usu­wającego się mu z dro­gi prze­chod­nia. Ofi­ce­ro­wie nie tyl­ko nie miar­ko­wa­li żołnie­rzy, ale w sza­le bo­jo­wym śmiało pędzi­li za ucie­kającymi i na­wet zapędza­li się na dzie­dzińce domów i na scho­dy, pro­wadzące do miesz­kań pry­wat­nych.3

Strajk po­wszech­ny, który wy­buchł na przełomie stycz­nia i lu­te­go w Króle­stwie Pol­skim, był wy­da­rze­niem bez­pre­ce­den­so­wym. Był to spon­ta­nicz­ny lu­do­wy bunt prze­ciw­ko ist­niejącemu porządko­wi – zarówno po­li­tycz­ne­mu, jak i eko­no­micz­ne­mu. Co cha­rak­te­ry­stycz­ne, w pierw­szej chwi­li trud­no za­uważyć, że ten ol­brzy­mi strajk miał jakiś wyraźny cel. Nie ist­niało hasło czy po­stu­lat, o którym można byłoby po­wie­dzieć jed­no­znacz­nie, że to ono zmo­bi­li­zo­wało do pro­te­stu tysiące ro­bot­ników i ro­bot­nic Króle­stwa. Wieści o star­ciach w Pe­ters­bur­gu su­ge­ro­wały, że znie­na­wi­dzo­na władza słab­nie. Pra­gnie­nie bun­tu doj­rze­wało od daw­na, a oko­licz­ności zda­wały się sprzy­jać an­ty­car­skim wystąpie­niom bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek wcześniej. Zna­mien­ne, jak szyb­ko roz­prze­strze­niał się strajk, jak łatwo przyłączały się do nie­go załogi ko­lej­nych fa­bryk. Nie cho­dziło bo­wiem o załatwie­nie tej czy in­nej spra­wy. Była to ma­ni­fe­sta­cja ogólnej nie­zgo­dy na dal­sze trwa­nie opre­syj­ne­go, krańcowo au­to­ry­tar­ne­go, pro­wadzącego po­li­tykę wy­na­ro­do­wie­nia apa­ra­tu państwo­we­go, a także sprze­ciw wo­bec ka­pi­ta­li­stycz­ne­go reżimu pra­cy i urągających ludz­kiej god­ności wa­runków życia.

Należy bo­wiem pamiętać, że zde­cy­do­wa­na większość ro­bot­ników i ro­bot­nic Króle­stwa żyła wówczas w roz­pacz­li­wych wa­run­kach. Za­rob­ki za­zwy­czaj – choć oczy­wiście nie­licz­ni za­ra­bia­li le­piej – le­d­wie star­czały na wyżywie­nie (die­ta była ra­czej ubo­ga i mało uroz­ma­ico­na), skrom­ne ubra­nie i opłace­nie miesz­ka­nia, często położone­go w su­te­re­nie, ciem­ne­go, wil­got­ne­go i cia­sne­go. Pra­co­wa­no za­zwy­czaj dzie­sięć do dwu­na­stu go­dzin na dobę (a nie­rzad­ko na­wet więcej), nikt nie słyszał o urlo­pach czy pra­wach pra­cow­ni­czych. Pod tym względem ówcze­sne Króle­stwo Pol­skie mogłoby ucho­dzić za zie­mię obie­caną… naj­skraj­niej­szych spośród dzi­siej­szych neo­li­be­rałów.

Wraz z upływem cza­su straj­kujący ro­bot­ni­cy i ro­bot­ni­ce, których wystąpie­nie po­strze­ga­no w pierw­szych dniach przede wszyst­kim jako po­li­tyczną de­mon­strację, zaczęli for­mułować kon­kret­ne po­stu­la­ty pod ad­re­sem ka­pi­ta­listów. Pra­wie wszędzie były one po­dob­ne: żądano ośmio­go­dzin­ne­go dnia pra­cy, pod­wyżek, a także wpro­wa­dze­nia in­sty­tu­cji de­le­gatów ro­bot­ni­czych, którzy re­pre­zen­to­wa­li­by załogę w kon­tak­tach z dy­rekcją. Po­nad­to w po­szczególnych zakładach wy­su­wa­no kon­kret­ne żąda­nia do­tyczące na przykład postępo­wa­nia i kom­pe­ten­cji per­so­ne­lu kie­row­ni­cze­go czy świad­czeń fir­my na rzecz jej pra­cow­ników, ta­kich jak oświa­ta dla dzie­ci, opie­ka le­kar­ska czy ubez­pie­cze­nia, bo­wiem w tych dzie­dzi­nach ówcze­sne państwo ro­syj­skie miało bar­dzo nie­wie­le do za­pro­po­no­wa­nia. Pod­nie­sio­no też wówczas pro­blem mo­le­sto­wa­nia sek­su­al­ne­go ro­bot­nic przez majstrów, kie­row­ników i sa­mych fa­bry­kantów.

Część prze­mysłowców li­czyła, że władze przy po­mo­cy woj­ska i po­li­cji szyb­ko „zro­bią porządek” ze zbun­to­wa­ny­mi ro­bot­ni­ka­mi. Gdy jed­nak stało się ja­sne, że te ra­chu­by były błędne, trze­ba było usiąść do ne­go­cja­cji. Oka­zało się, że za­sko­cze­ni i prze­rażeni skalą wystąpie­nia ka­pi­ta­liści są go­to­wi do da­le­ko idących ustępstw. Po­wo­li, zakład po zakładzie, osiągano kom­pro­mis, a ro­bot­ni­cy stop­nio­wo wra­ca­li do pra­cy. Strajk zaczął wy­ga­sać w dru­giej połowie lu­te­go. W po­wie­trzu czuć było jed­nak napięcie. Wal­ka do­pie­ro się roz­po­czy­nała.

STRAJK SZKOL­NY

Strajk po­wszech­ny za­ini­cjo­wa­ny przez ro­bot­ników prze­mysłowych oka­zał się swo­istym pa­ra­so­lem ochron­nym, dzięki któremu inne gru­py społecz­ne mogły również upo­mnieć się o swo­je pra­wa. Swo­je po­stu­la­ty zaczęli wy­su­wać choćby urzędni­cy, su­biek­ci skle­po­wi, czeladni­cy w zakładach rze­mieślni­czych. Po­wo­li re­wo­lu­cyj­ne na­stro­je za­czy­nały prze­ni­kać też na wieś. Bun­to­wa­li się przede wszyst­kim ci, którzy nie mie­li nic do stra­ce­nia, czy­li na­jem­ni ro­bot­ni­cy rol­ni, o których je­den z car­skich urzędników pisał, że żyli na po­zio­mie „gor­szym od bydła”. Pod wpływem wieści o ustępstwach wy­wal­czo­nych przez ro­bot­ników w mia­stach, w fol­war­kach również zaczęły wy­bu­chać straj­ki. Dały o so­bie znać na­ra­stające od de­kad an­ta­go­ni­zmy kla­so­we. Do końca re­wo­lu­cji wieś po­zo­sta­wała w sta­nie społecz­nego napięcia, które raz po raz prze­ra­dzało się w otwar­te wystąpie­nia prze­ciw­ko dzie­dzi­com, znie­na­wi­dzo­nym zarządcom fol­warków i ro­syj­skim urzędni­kom.

Spośród wystąpień zro­dzo­nych pod bez­pośred­nim wpływem straj­ku ro­bot­ni­cze­go zde­cy­do­wa­nie naj­większe wrażenie na opi­nii pu­blicz­nej wy­warł jed­nak bunt młodzieży szkol­nej. Przy­po­mnij­my, że po po­wsta­niu stycz­nio­wym władze car­skie zli­kwi­do­wały reszt­ki au­to­no­mii Króle­stwa Pol­skie­go i roz­poczęły re­ali­zację po­li­ty­ki ru­sy­fi­ka­cyj­nej. Naj­ważniej­szym jej in­stru­men­tem była szkoła, w której na­ucza­no w ob­cym dla młodzieży języku ro­syj­skim. Pro­gra­my były zde­cy­do­wa­nie kon­ser­wa­tyw­ne, a część przed­miotów re­ali­zo­wa­no w du­chu wyraźnie pro­pa­gan­do­wym – cho­dziło przede wszyst­kim o pod­kreśle­nie hi­sto­rycz­nych suk­cesów Ro­sji i wpo­je­nie młodzieży prze­ko­na­nia o wiel­kości dy­na­stii Ro­ma­nowów. Nie­po­dziel­nie królowała me­to­da pamięcio­wa w najprymitywniej­szym wa­rian­cie, a sama szkoła miała za za­da­nie re­ali­zo­wać swą wy­cho­wawczą misję po­przez. roz­ciągnięcie możli­wie naj­szer­szej kon­tro­li nad uczniem. Spraw­dza­no, jak spędza on czas wol­ny, wy­ma­ga­no obec­ności na nabożeństwach i urzędo­wych im­pre­zach, a naj­bar­dziej nie­po­kor­nych uczniów nie­omal szpie­go­wa­no.

Młodzież szkol­na błyska­wicz­nie za­re­ago­wała na ro­bot­ni­cze wystąpie­nie. Już w ostat­nich dniach stycz­nia ogłoszo­no strajk w wie­lu gim­na­zjach w całym Króle­stwie. Sce­na­riusz był za­zwy­czaj wszędzie po­dob­ny: bez ogląda­nia się na re­akcję na­uczy­cie­li prze­ry­wa­no lek­cje i zwoływa­no wszyst­kich uczniów do jed­nej sali. Tam odbywa­no za­im­pro­wi­zo­wa­ny wiec, pod­czas którego wręcza­no za­we­zwa­ne­mu dy­rek­to­ro­wi lub in­spek­to­ro­wi szkol­ne­mu re­zo­lucję z uczniow­ski­mi po­stu­la­ta­mi, po czym opuszcza­no szkołę, często przy akom­pa­nia­men­cie pa­trio­tycz­nych i re­wo­lu­cyj­nych pieśni i z ze­rwa­ny­mi ze ścian por­tre­ta­mi cara pod pachą.

Naj­ważniej­szym po­stu­la­tem straj­kującej młodzieży było na­ucza­nie w języku pol­skim i wpro­wa­dze­nie do pro­gra­mu przed­miotów poświęco­nych hi­sto­rii oraz geo­gra­fii Pol­ski. Oprócz tego żądano między in­ny­mi upo­wszech­nie­nia oświa­ty, znie­sie­nia opłat za naukę, li­kwi­da­cji ogra­ni­czeń w przyj­mo­wa­niu do gim­na­zjum uczniów-Żydów, a także ogra­ni­czenia kon­tro­li władz szkol­nych nad ucznia­mi. Du­cha tych żądań do­brze wyraża jed­na z odezw: „Niech nie rząd, a społeczeństwo wy­ro­ku­je, ja­kie szkoły są nam po­trzeb­ne”4

Kon­ser­wa­tyw­na część opi­nii pu­blicz­nej bar­dzo kry­tycz­nie za­pa­try­wała się na wystąpie­nia młodzieży. Władze kościel­ne wzy­wały ro­dziców, aby zmu­si­li młodzież do po­wro­tu do szkół. Również wy­ra­stająca na zde­cy­do­wa­nie naj­po­ważniejszą siłę pol­skiej pra­wi­cy en­de­cja, z Ro­ma­nem Dmow­skim na cze­le, prze­strze­gała przed skut­ka­mi „nie­roz­ważnego” postępo­wa­nia zbun­to­wa­nych uczniów. So­li­dar­ność i de­ter­mi­na­cja młodzieży wspie­ra­nej przez postępową część śro­do­wi­ska pe­da­go­gicz­ne­go oka­zały się jed­nak sil­niej­sze od na­po­mnień „rozsądnej” części społeczeństwa. Naukę prze­nie­sio­no z opu­sto­szałych szkół do pry­wat­nych miesz­kań. „Kraj po­kryła sieć kom­pletów; nie było domu, gdzie by się nie gro­ma­dziły grup­ki młodzieży, tu młod­szej, tam star­szej, gdzie by się nie uczo­no” – wspo­mi­nał je­den z uczest­ników tam­tych wy­da­rzeń5.

Strajk szkol­ny, którego ska­la i dy­na­mi­ka wpra­wiły w zdu­mie­nie ówcze­snych ob­ser­wa­torów, zakończył się częścio­wym suk­ce­sem. Władze nie zgo­dziły się co praw­da na po­lo­ni­zację szkół rządo­wych, nie­mniej jed­nak stwo­rzo­no możliwość otwie­ra­nia pry­wat­nych szkół, w których języ­kiem wykłado­wym (z wyjątkiem lek­cji geo­gra­fii, hi­sto­rii i języka ro­syj­skie­go) mógł być pol­ski. Zmie­niła się też at­mos­fe­ra w szkołach – po­mi­mo bra­ku jed­no­znacz­nych dy­rek­tyw ze stro­ny władz zaczęto trak­to­wać uczniów znacz­nie bar­dziej li­be­ral­nie. Za sprawą straj­ku szkol­ne­go częścio­wo zniknął po­li­cyj­ny duch prze­ni­kający do­tych­czas car­skie in­sty­tu­cje oświa­to­we.

WAL­KA TRWA

Zakończe­nie straj­ku po­wszech­ne­go w lu­tym 1905 roku nie było równo­znacz­ne z zakończe­niem wal­ki ro­bot­ników i ro­bot­nic, a ozna­czało je­dy­nie zmianę jej form. Pro­le­ta­riat po­zo­sta­wał w sta­nie oszołomie­nia i unie­sie­nia, wy­ni­kających z własnej siły i płynących z so­li­dar­ne­go, ma­so­we­go wystąpie­nia. Pierw­sze spek­ta­ku­lar­ne zwy­cięstwo dawało na­dzieję, że za sprawą narzędzia, ja­kim jest strajk, możliwe sta­nie się całko­wi­te przede­fi­nio­wa­nie sto­sunków pa­nujących w fa­bry­kach i warsz­ta­tach. Urzędni­cy car­scy ra­por­to­wa­li:

go­to­wość fa­bry­kantów do za­spo­ko­je­nia żądań, mających na celu po­lep­sze­nie ciężkie­go położenia ro­bot­ników, ugrun­to­wała w nich wiarę w siłę własnej so­li­dar­ności oraz w słabość fa­bry­kantów, którzy po­szli na ustępstwa. Ro­bot­ni­cy na­bra­li prze­ko­na­nia, że w za­kre­sie wewnętrzne­go re­gu­la­mi­nu pra­cy są w pełnym tego słowa zna­cze­niu go­spo­da­rza­mi fa­bryk i zakładów. Naj­drob­niej­sze na­wet uchy­le­nie się od spełnie­nia żądań, ja­kie sta­wiają ro­bot­ni­cy, wywołuje nowe straj­ki.6

Straj­ki te za­zwy­czaj były krótkie i początko­wo kończyły się suk­ce­sa­mi. Wal­czo­no między in­ny­mi o drob­ne pod­wyżki, usu­nięcie znie­na­wi­dzo­nych majstrów i kie­row­ników czy li­kwi­dację nakłada­nych do­wol­nie przez dy­rekcję kar dys­cy­pli­nar­nych. Mówiło się wówczas o tak zwa­nej „kon­sty­tu­cji fa­brycz­nej”, mającej w przej­rzy­sty sposób re­gu­lo­wać sto­sun­ki w zakładach prze­mysłowych7. Przed re­wo­lucją o wszyst­kim de­cy­do­wała jed­no­stron­nie dy­rek­cja i per­so­nel kie­row­ni­czy – ro­bot­ni­cy i ro­bot­ni­ce mie­li do wy­bo­ru: albo sto­so­wać się do tych de­cy­zji, albo szu­kać no­wej pra­cy. Te­raz wal­czy­li o upodmio­to­wie­nie i pra­wo do współde­cy­do­wania o porządkach pa­nujących w fa­bry­ce.

Ko­lej­na fala re­wo­lu­cji na­deszła wiosną. Jej kul­mi­nacją był 1 maja – od kil­ku­na­stu już lat święto­wa­ny na całym świe­cie przez ruch ro­bot­ni­czy. Strajk, do którego tego dnia wzy­wały zgod­nie PPS, SDK­PiL i Bund, w naj­większych ośrod­kach prze­mysłowych przy­brał cha­rak­ter straj­ku po­wszech­ne­go. W ro­bot­ni­czych dziel­ni­cach or­ga­ni­zo­wa­no de­mon­stra­cje i wie­ce, kończące się za­zwy­czaj star­cia­mi z po­licją i żan­dar­me­rią. W War­sza­wie wie­lo­ty­sięczny pochód skończył się ma­sakrą – według ofi­cjal­nych da­nych z rąk woj­ska zginęło trzy­dzieści sie­dem osób. Tego dnia uli­ce w za­sa­dzie wszyst­kich miast Króle­stwa zapełniły się tysiącami odświętnie ubra­nych ro­bot­ników z czer­wo­ny­mi ko­kar­da­mi w kla­pach ma­ry­na­rek, a na fa­brycz­nych ko­mi­nach załopo­tały czer­wo­ne sztan­da­ry. Był to wi­do­my znak dla władz i ka­pi­ta­listów, że re­wo­lu­cja trwa i ma się do­brze.

Następne mie­siące upływały jed­nak w co­raz bar­dziej napiętej at­mos­fe­rze. W czerw­cu w Łodzi wy­buchły wal­ki ba­ry­ka­do­we, będące spon­ta­niczną re­akcją na za­pla­no­wa­ny z wy­ra­cho­wa­niem atak woj­ska na de­mon­strację ro­bot­niczą. W sierp­niu władze ro­syj­skie ogłosiły za­sa­dy, na ja­kich miał zo­stać zwołany par­la­ment – Duma – in­sty­tu­cja do­tych­czas obca sys­te­mo­wi sa­mo­dzierżawia. Od­po­wie­dzią na ul­tra­kon­ser­wa­tyw­ny pro­jekt były straj­ki ro­bot­nicze; ich ska­la nie była jed­nak już tak duża, jak wcześniej. Mogło się przez chwilę wy­da­wać, że re­wo­lu­cja zna­lazła się w mar­twym punk­cie. Fa­bry­kan­ci zaj­mo­wa­li co­raz tward­sze, bar­dziej nie­prze­jed­na­ne sta­no­wi­sko w ne­go­cja­cjach z ro­bot­ni­ka­mi. Mo­gli li­czyć przy tym na po­moc władz, nieszczędzących wysiłku, żeby stłumić – głównie przy po­mocy re­pre­sji – wszel­kie re­wo­lu­cyj­ne wystąpie­nia. Pe­ry­pe­tie z pro­jektem zwołania Dumy wyraźnie po­ka­zy­wały, że car, jeśli nie zo­stanie do tego zmu­szo­ny, nie zde­cy­du­je się na ja­kie­kol­wiek poważniej­sze re­for­my.

Przywódcy par­tyj­ni na py­ta­nie „co da­lej?” for­mułowa­li różne od­po­wie­dzi. En­de­cy, których nie­kwe­stio­no­wa­nym li­de­rem był Ro­man Dmow­ski, byli prze­ko­na­ni, że re­wo­lu­cja sta­no­wi do­sko­nałą okazję do uzy­ska­nia po­li­tycz­nej au­to­no­mii dla Króle­stwa. Do tego celu wieść jed­nak miało… stłumie­nie re­wo­lu­cji własny­mi siłami. En­de­cy sta­ra­li się prze­ko­nać ca­rat, że prze­ka­za­nie władzy w Króle­stwie, lo­jal­nym wo­bec Pe­ters­bur­ga, Po­la­kom – w domyśle: Dmow­skiemu i en­de­cji – za­pew­ni uspo­ko­je­nie sy­tu­acji nad Wisłą. Aby do­wieść słuszności swych ar­gu­mentów, przystąpili na własną rękę do wal­ki z ru­chem re­wo­lu­cyj­nym. Wzy­wa­li do „uspo­ko­je­nia” za po­mocą pra­sy i odezw; powołano również do życia Na­ro­do­wy Związek Ro­bot­ni­czy, którego za­da­niem miała być wal­ka z wpływa­mi so­cja­listów w śro­do­wi­sku ro­bot­ni­czym8. Nie­ocze­ki­wa­na po­moc ze stro­ny en­deków zo­stała przyjęta przez władze car­skie w za­sa­dzie przy­chyl­nie, choć sta­ra­no się tego zbyt moc­no nie oka­zy­wać. Dmow­skie­mu przyszło jed­nak tym ra­zem ode­grać bar­dzo nie­wdzięczną rolę. Po­moc jego stron­nic­twa w znacz­nym stop­niu przy­czy­niła się do stłumie­nia re­wo­lu­cji nad Wisłą, jed­nak od władz ro­syj­skich nie otrzy­mał w za­sa­dzie ni­cze­go w za­mian. Plan uzy­ska­nia au­to­no­mii dla Króle­stwa za cenę po­wstrzy­ma­nia fali strajków spa­lił na pa­new­ce. Ten prze­ni­kli­wy skądinąd i zdol­ny po­li­tyk nie ro­zu­miał, że w państwie carów nie da się wy­ne­go­cjo­wać ustępstw. Trze­ba je wy­wal­czyć.

Tę za­sadę do­sko­na­le ro­zu­mie­li na­to­miast przywódcy par­tii re­wo­lu­cyj­nych, co nie ozna­cza jed­nak, że chcie­li sto­so­wać wspólnie tę samą tak­tykę. Przywódcy SDK­PiL byli prze­ko­na­ni, że należy dążyć do sko­or­dy­no­wa­nia wysiłków za­an­gażowa­ne­go w re­wo­lucję pro­le­ta­ria­tu w całej Ro­sji, nie­za­leżnie od różnic na­ro­do­wościo­wych. Osta­tecz­nym ce­lem re­wo­lucji miało być oba­le­nie ca­ra­tu i de­mo­kra­ty­za­cja państwa, a po­re­wo­lu­cyj­na Ro­sja miała nadać, zda­niem so­cjal­de­mo­kratów, au­to­no­mię zie­miom Króle­stwa Pol­skie­go. So­cja­liści z PPS li­czy­li na­to­miast, że re­wo­lucja może stwo­rzyć szansę na od­zy­ska­nie nie­pod­ległości. Józef Piłsud­ski oraz jego naj­bliżsi współpra­cow­ni­cy mie­li na­dzieję, że re­wo­lucja może prze­ro­dzić się w an­ty­ro­syj­skie po­wsta­nie, dla­te­go tak wielką wagę przy­wiązy­wa­li do szko­le­nia i roz­bu­do­wy par­tyj­nej bojówki, która prze­pro­wa­dziła zresztą pod­czas re­wo­lucji sze­reg efek­tow­nych ak­cji i za­machów. Piłsud­ski chciał wi­dzieć w bojówce wręcz zalążek przyszłej ar­mii po­wstańczej (ze „szta­bem, tech­niką, pod­ofi­ce­ra­mi, ra­por­ta­mi i roz­ka­za­mi dzien­ny­mi”). Jed­nak na­wet w sa­mej PPS jego po­wstańcze kon­cep­cje nie zna­lazły zbyt wie­lu zwo­len­ników. Co­raz sil­niej­sza sta­wała się w par­tii gru­pa opo­wia­dająca się za bliższą współpracą z re­wo­lucjonistami ro­syj­ski­mi i moc­niej pod­kreślająca związki społecz­ne­go i na­ro­do­we­go wy­mia­ru re­wo­lucji. Kon­flikt między „sta­ry­mi” i „młody­mi”, bo tak na­zy­wa­no te dwie frak­cje, na­ra­stał w toku re­wo­lucji i w kon­se­kwen­cji do­pro­wa­dził w li­sto­pa­dzie 1906 roku do rozłamu w par­tii, który oka­zał się później jed­nym z klu­czo­wych mo­mentów zwrot­nych w dzie­jach pol­skiej le­wi­cy.

Gra­fi­ka z okre­su. Ze zbiorów Be­inec­ke Rare Book and Ma­nu­script Li­bra­ry

KON­STY­TU­CJA Z NA­HAJKĄ

Re­wo­lu­cja trwała jed­nak da­lej. Cha­rak­te­ry­stycz­ne, że jej rozwój nie­mal za­wsze wy­prze­dzał ra­chu­by i pla­ny przywódców. Dy­na­mi­ka ma­so­we­go bun­tu w znacz­nie większym stop­niu wy­ni­kała ze spon­ta­nicz­nych wystąpień lu­do­wych niż z dy­rek­tyw par­tyj­nych sztabów. Tak też było pod ko­niec paździer­ni­ka, kie­dy z po­zo­ru błahe wy­da­rze­nie, ja­kim był strajk mo­skiew­skich dru­ka­rzy, za­mie­niło się w naj­potężniej­szy strajk po­wszech­ny w hi­sto­rii. Jako pierw­si w ślad za pra­cow­ni­ka­mi mo­skiew­skich dru­kar­ni za­straj­ko­wa­li ko­le­ja­rze. Ich strajk spa­ra­liżował cały kraj, a jed­no­cześnie wieści o nim, ze względu na spe­cy­fikę sie­ci ko­le­jo­wej, do­tarły błyska­wicz­nie do wszyst­kich zakątków Ce­sar­stwa. Wkrótce w geście so­li­dar­ności stanęły nie­mal wszyst­kie fa­bry­ki w Ro­sji. W Króle­stwie Pol­skim – jak zresztą przez cały czas trwa­nia re­wo­lu­cji – strajk prze­bie­gał w sposób szczególnie im­po­nujący. Ro­syj­ski pre­mier Sier­giej Wit­te oce­niał wręcz, że Króle­stwo znaj­do­wało się o krok od „otwar­te­go po­wsta­nia”.

Władze próbowały początko­wo stłumić albo cho­ciaż złago­dzić strajk za po­mocą in­ter­wen­cji woj­ska, jed­nak próby te nie mogły się po­wieść. Nie dało się prze­mocą złamać straj­ku, który ogarnął całą Rosję, tym bar­dziej że re­wo­lu­cyj­na pro­pa­gan­da w sze­re­gach woj­ska również robiła swo­je, a niektóre od­działy ma­ni­fe­sto­wały na­wet pewną sym­pa­tię dla straj­kujących. Wo­bec tego na­wet dla najbar­dziej kon­ser­wa­tyw­nych kręgów dwor­skich sta­wało się ja­sne, że tego bun­tu nie da się spa­cy­fi­ko­wać czy prze­cze­kać. Ko­niecz­ne były ustępstwa.

30 paździer­ni­ka 1905 roku car Mikołaj II, próbując ra­to­wać sy­tu­ację, a w prak­ty­ce również własny tron, ogłosił ma­ni­fest kon­sty­tu­cyj­ny, w którym zo­bo­wiązywał się do wpro­wa­dze­nia za­sad wol­ności su­mie­nia, słowa, zgro­ma­dzeń i związków, nie­ty­kal­ności oso­bi­stej, roz­sze­rze­nia pra­wa wy­bor­cze­go do Dumy na ro­bot­ników i chłopów oraz nada­nia przyszłemu par­la­men­to­wi przy­wi­le­ju za­twier­dza­nia wszel­kich no­wych praw. Ten kil­ku­aka­pi­to­wy do­ku­ment można było trak­to­wać jako za­po­wiedź ustro­jo­wej re­wo­lu­cji. Sys­tem sa­mo­dzierżawia, gdzie wola pa­nującego była naj­wyższym pra­wem, miał się prze­kształcić w no­wo­czesną mo­nar­chię kon­sty­tu­cyjną, gwa­ran­tującą lu­do­wi pod­sta­wo­we wol­ności i udział w spra­wo­wa­niu władzy. Hi­sto­ria jed­nak już wkrótce miała zwe­ry­fi­ko­wać te de­kla­ra­cje.

Wbrew przy­pusz­cze­niom cara i jego do­radców ma­ni­fest kon­sty­tu­cyj­ny nie spo­wo­do­wał szyb­kie­go uspo­ko­je­nia na­strojów – wręcz prze­ciw­nie, strajk trwał w naj­lep­sze, a na uli­cach od­by­wały się nie­kończące się wie­ce. Oka­zało się bo­wiem, że pod­da­ni po­trak­to­wa­li car­ski ma­ni­fest… poważnie. Wy­da­rze­nia, które miały miej­sce w Króle­stwie w ciągu następnych dzie­sięciu dni, zwykło się na­zy­wać de­kadą wol­ności. Na­zwa wzięła się stąd, że pra­wa, których da­ro­wa­nie za­po­wia­dał car, zaczęto na­tych­miast w sposób spon­ta­nicz­ny wcie­lać w życie, bez ogląda­nia się na dal­sze dy­rek­ty­wy władz. Le­gal­ne tytuły pra­so­we prze­sta­no wysyłać do wglądu cen­zo­rom, nie­le­gal­ne do­tych­czas pi­sma, ta­kie jak choćby „Ro­bot­nik”, sprze­da­wa­no prze­chod­niom jaw­nie na uli­cach, a zda­rzało się na­wet, że roz­da­wa­no ofi­ce­rom re­wo­lu­cyj­ne pro­kla­ma­cje! Or­ga­ni­zo­wa­no w tym cza­sie dzie­siątki de­mon­stra­cji, ze­brań i wieców, pod­czas których w eu­fo­rycz­nym na­stroju wygłasza­no przemówie­nia, za które jesz­cze kil­ka dni wcześniej gro­ziło kil­ku­let­nie więzie­nie. Wol­ność słowa i zgro­ma­dzeń – rzecz do­tych­czas w Ro­sji nie do pomyśle­nia – zo­stała w ten sposób fak­tycz­nie wcie­lo­na w życie.

Szyb­ko oka­zało się jed­nak, że władze zupełnie in­a­czej niż po­rwa­ny przez re­wo­lucję lud wy­obrażały so­bie re­ali­zację car­skie­go ma­ni­fe­stu. Nie sta­ra­no się na­wet ukry­wać, że w prak­ty­ce „da­ro­wa­ne” pra­wa i wol­ności będą oszczędnie do­zo­wa­ne i ra­czej nie ma co li­czyć na li­be­ra­lizm car­skiej ma­chi­ny urzędni­czej. Nic dziw­ne­go, że woj­sko wkrótce znów zaczęło strze­lać do ro­bot­ni­czych de­mon­stra­cji. To właśnie ar­mia, choć skom­pro­mi­to­wa­na pod­czas woj­ny z po­gar­dzaną do­tych­czas Ja­po­nią i nie­wol­na od re­wo­lu­cyj­nych sym­pa­tii (szczególnie wśród sze­re­gowców), osta­tecz­nie ura­to­wała car­ski tron chwiejący się nie­bez­piecz­nie w pierw­szych dniach li­sto­pa­da. Chcąc za­trzy­mać na­bie­rającą z dnia na dzień rozpędu re­wo­lucję, 10 li­sto­pa­da władze ogłosiły w całym Króle­stwie Pol­skim stan wo­jen­ny. Część fa­bryk ob­sa­dzo­no woj­skiem, a na uli­cach po­ja­wiły się wzmoc­nio­ne pa­tro­le z roz­ka­zem strze­lania bez ostrzeżenia do wszel­kich zgro­ma­dzeń. Prze­pi­sy o sta­nie wo­jen­nym do­pusz­czały również ska­za­nie de­cyzją ad­mi­ni­stra­cyjną na karę śmier­ci, bez pro­ce­su i wy­ro­ku sądo­we­go. Z za­po­wia­da­nych „wol­ności” wkrótce nie­wie­le zo­stało. Tak wyglądała w prak­ty­ce car­ska kon­sty­tu­cja. Kon­sty­tu­cja z na­hajką, jak wówczas ma­wia­no.

LATA 1906-1907, CZY­LI IM­PE­RIUM KONTR­ATA­KU­JE

Cho­ciaż w połowie li­sto­pa­da strajk po­wszech­ny zaczął wy­ga­sać, a w grud­niu woj­sko krwa­wo stłumiło po­wsta­nie mo­skiew­skich ro­bot­ników, re­wo­lu­cja trwała. Nie miała już ta­kiej dy­na­mi­ki i ofen­syw­nej siły jak w pierw­szym roku, ale uru­cho­mio­ne pod jej wpływem pro­ce­sy trud­no było po­wstrzy­mać. Przez cały 1906 rok par­tie po­li­tycz­ne powiększały swo­je sze­re­gi, po­wsta­wały też dzie­siątki związków za­wo­do­wych i sto­wa­rzy­szeń. La­wi­no­wo wzra­stało czy­tel­nic­two pra­sy i bro­szur po­li­tycz­nych, two­rzo­no społecz­ne in­sty­tu­cje oświa­to­we i kul­tu­ral­ne. Wraz z wy­da­rze­nia­mi 1905 roku po­li­ty­ka na­brała ma­so­we­go cha­rak­te­ru i prze­stała być – jak do­tych­czas – zajęciem wąskiej eli­ty in­te­lek­tu­al­nej. Re­wo­lu­cja bo­wiem do­ko­ny­wała się nie tyl­ko w fa­bry­ce i na uli­cy, lecz również w głowach ro­bot­ników, chłopów czy rze­mieślników. Świat sta­rych pojęć runął. Bez­re­flek­syj­na uległość wo­bec „na­czal­stwa”, fa­bry­kan­ta czy dzie­dzi­ca i po­kor­ne po­go­dze­nie się z własnym lo­sem były od tej pory nie do pomyśle­nia. Ist­niejący porządek prze­stał jawić się war­stwom lu­do­wym jako na­tu­ral­ny; możliwe sta­wało się wy­obrażanie so­bie in­ne­go ładu, spra­wie­dliw­sze­go niż do­tych­czasowy. W ciągu kil­ku­na­stu re­wo­lu­cyj­nych mie­sięcy na nie­wia­ry­godną skalę do­ko­nało się po­li­tycz­ne upodmio­to­wie­nie ludu. Drogą, która do tego wiodła, był spon­ta­nicz­ny bunt, a nie odgórna, wcześniej za­pla­no­wa­na re­for­ma.

Nowy rok roz­począł się straj­kiem w rocz­nicę krwa­wej nie­dzie­li. W naj­większych ośrod­kach prze­mysłowych, ta­kich jak Łódź, War­sza­wa i Zagłębie Dąbrow­skie, zde­cy­do­wa­na większość ro­bot­ników po­rzu­ciła pracę. Ten strajk, po­dob­nie jak chy­ba wszyst­kie straj­ki o zasięgu po­nad­lo­kal­nym w la­tach 1906-1907, miał cha­rak­ter ma­ni­fe­sta­cyj­ny. Nie spo­dzie­wa­no się, że ca­rat pod wpływem tych wystąpień upad­nie, nie li­czo­no też na wy­mu­sze­nie ko­lej­nych ustępstw na fa­bry­kan­tach. Cho­dziło ra­czej o po­ka­za­nie, że ideały re­wo­lu­cji wciąż żyją pośród ro­bot­ników i ro­bot­nic, a także o za­de­mon­stro­wa­nie wpływów par­tii so­cja­li­stycz­nych, od­gry­wających co­raz istot­niejszą rolę w pla­no­wa­niu i prze­pro­wa­dza­niu strajków.

Wzmożone re­pre­sje władz – ob­sa­dza­nie fa­bryk woj­skiem, więzie­nie, zsyłki, wy­ro­ki śmier­ci – zaczęły jed­nak z cza­sem przy­no­sić skut­ki. Re­wo­lu­cja po­wo­li wcho­dziła w swoją schyłkową fazę. Straj­ki eko­no­micz­ne co­raz częściej kończyły się prze­graną, po­wo­li zni­kał też en­tu­zjazm i pod­niosły, pełen pa­to­su nastrój cha­rak­te­ry­stycz­ny dla pierw­szych mie­sięcy 1905 roku. W wal­ce z re­wo­lucją car­skim władzom se­kun­do­wała w Króle­stwie Pol­skim kościel­na hie­rar­chia i en­de­cy. Dmow­ski wzy­wał ro­dzi­mych kontrre­wo­lucjonistów do wal­ki z „anar­chią” i nie­jed­no­znacz­nie su­ge­ro­wał, że być może prze­moc będzie ku temu naj­sku­tecz­niej­szym narzędziem. Ze szczególną gor­li­wością usłucha­li tych we­zwań człon­ko­wie na­ro­do­wych bojówek w Łodzi, którzy zaczęli zwal­czać so­cja­listów za po­mocą ka­ste­tu, noża, a wkrótce też re­wol­we­ru. Bra­tobójcze wal­ki, w których stanęły prze­ciw­ko so­bie bojówki oby­dwu zwaśnio­nych stron, kosz­to­wały około trzy­stu ofiar śmier­tel­nych, a mia­sto przez kil­ka mie­sięcy znaj­do­wało się w sta­nie swo­istej woj­ny do­mo­wej9. Przywódca pol­skich na­cjo­na­listów nie­szczególnie przej­mo­wał się jed­nak krwią płynącą po łódzkim bru­ku. Ważne, że „anar­chia” (czy­taj: re­wo­lu­cja) znaj­do­wała się w od­wro­cie. Do­daj­my, że dziś w Łodzi jest plac, który nosi imię tego człowie­ka.

Za sym­bo­licz­ny ko­niec re­wo­lu­cji w Króle­stwie Pol­skim można uznać strajk prze­pro­wa­dzo­ny z oka­zji 1 maja w 1907 roku. Było to już po wiel­kim lo­kau­cie w Łodzi, który miał złamać wolę wal­ki łódzkie­go pro­le­ta­ria­tu, po rozłamie w PPS, który znacz­nie osłabił wpływy so­cja­listów, po roz­wiąza­niu pierw­szej Dumy i w przeded­niu roz­wiąza­nia dru­giej (car uznał oby­dwie za na­zbyt opo­zy­cyj­ne). Na pełnych ob­ro­tach pra­co­wały już wówczas sądy wo­jen­ne, szczo­drze ob­da­rzające aresz­to­wa­nych wy­ro­ka­mi śmier­ci lub wie­lo­let­nie­go więzie­nia. Pre­mie­rem zo­stał zwo­len­nik zaostrza­nia re­pre­sji Piotr Stołypin, którego na­zwi­skiem ochrzczo­no pętlę zakładaną na szyję ska­za­nym na po­wie­sze­nie („kra­wat Stołypi­na”), a roz­bi­ja­ne od wewnątrz przez in­for­ma­torów taj­nej po­li­cji (Ochra­ny) par­tie re­wo­lu­cyj­ne zaczęły gwałtow­nie tra­cić członków. Mimo to jesz­cze 1 maja 1907 roku za­straj­ko­wały tysiące ro­bot­ników w War­sza­wie, Łodzi, Zagłębiu, Często­cho­wie, Ra­do­miu…

BI­LANS: WI­TA­MY W XX WIE­KU

Ju­lian Mar­chlew­ski, je­den z ówcze­snych przywódców SDK­PiL, a za­ra­zem wni­kli­wy ob­ser­wa­tor pro­cesów za­chodzących w Króle­stwie, w grud­niu 1907 roku do­ko­nał gorz­kie­go bi­lan­su:

Re­ak­cja więc święci try­umf, lud zo­stał po­wa­lo­ny. Kto go po­wa­lił, kto go złamał, kto mu wy­darł zwy­cięstwo, którego zda­je się tak był bli­ski lud ro­bo­czy w państwie ro­syj­skim w paździer­ni­ku 1905 r.? Nikt inny, tyl­ko wróg naj­gor­szy, który od wieków sta­je na przekór ludu ro­bo­cze­go we wszyst­kich kra­jach: ciem­no­ta i brak or­ga­ni­za­cji! Stało sit tego ludu na wiel­ki po­ryw i na czy­ny bo­ha­ter­skie, na bez­przykładny w dzie­jach strajk po­li­tycz­ny, na krwa­we boje na­wet z ca­ra­tem, lecz nie stało sił na to, by wy­drzeć z rąk ca­ra­tu ostat­nią potęgę, siłę zbrojną, po­mi­mo że w tej ar­mii wszak ręce pro­le­ta­riac­kie dzierżą ka­ra­bin i obsługują działa, nie stało sił du­cho­wych i mo­ral­nych, aby set­ki tysięcy re­krutów odmówiło służby, odmówiło posłuszeństwa, gdy każą być ka­tem własnych ojców i bra­ci. Nie stało też sił i wy­ro­bie­nia, by ode­pchnąć i zdep­tać wszyst­kich tych, co ja­dem fałszu za­tru­wają duszę i tu­ma­nią umysł: nie po­tra­fiły masy uni­ce­stwić za­biegów czar­no­se­cińców, owych „praw­dzi­wie ru­skich” i „praw­dzi­wie pol­skich” ka­na­lii, które roz­bu­dzając naj­niższe in­stynk­ty mas, od­wodzą je od wal­ki z nie­wolą i wy­zy­skiem. Pogrążył się w apa­tię, stra­cił wiarę w siły swo­je ten bo­ha­ter z roku 1905, lud ro­bo­czy.10

To je­den z licz­nych przykładów roz­go­ry­cze­nia, po­wszech­nie od­czu­wa­ne­go przez przywódców par­tii re­wo­lu­cyj­nych pod ko­niec 1907 roku. Przy­czy­ny upad­ku re­wo­lu­cji wi­dzie­li oni różnie – dla Mar­chlew­skie­go, zgod­nie ze sta­no­wi­skiem jego par­tii, była to „ciem­no­ta i brak or­ga­ni­za­cji”, dla Piłsud­skie­go pro­ble­mem była ra­czej mi­li­tar­na słabość re­wo­lu­cjo­nistów i oba­wa przed podjęciem wal­ki o nie­pod­ległość, a dla jesz­cze in­nych głównym pro­ble­mem były re­pre­sje ca­ra­tu i co­raz licz­niej­sze pro­wo­ka­cje Ochra­ny. Wszy­scy jed­nak przywódcy par­tyj­ni zga­dza­li się co do jed­ne­go: re­wo­lu­cja zo­stała po­ko­na­na. Czy jed­nak mie­li stu­pro­cen­tową rację? Czy ten wiel­ki zryw należy uznać tyl­ko za klęskę? W żad­nym ra­zie! Choć nie nastąpiła ra­dy­kal­na de­mo­kra­ty­za­cja Ro­sji – a na to li­czo­no pod­czas naj­większe­go straj­ku po­wszech­ne­go w paździer­ni­ku 1905 roku – to jed­nak był to już reżim znacz­nie różniący się od tego sprzed re­wo­lu­cji. Szczególnie do­brze było widać zmia­ny w Króle­stwie Pol­skim, trak­to­wa­nym do­tych­czas przez władze car­skie szczególnie su­ro­wo. Współcze­sny hi­sto­ryk pi­sze: „Re­wo­lu­cja 1905 r. była zry­wem wy­zwo­leńczym nie tyl­ko znacz­nie szer­szym, ale i bar­dziej sku­tecz­nym niż po­wsta­nia na­ro­do­we XIX w. Również i ten zryw zo­stał w praw­dzie przez ca­rat zdławio­ny, ale – in­a­czej niż to było po porażce po­wsta­nia li­sto­pa­do­we­go i stycz­nio­we­go – w wy­ni­ku re­wo­lu­cji 1905 r. wy­wal­czo­no ważne, po­zy­tyw­ne zmia­ny w za­bo­rze ro­syj­skim, zarówno w sfe­rze kul­tu­ry jak i w sta­tu­sie społecz­nym ro­bot­ników prze­mysłowych”11. Oprócz zmia­ny sta­tu­su społecz­ne­go, po­pra­wie uległa sy­tu­acja eko­no­micz­na ro­bot­ników i ro­bot­nic. Choć nie wszyst­kie zdo­by­cze wy­wal­czo­ne pod­czas strajków udało się utrzy­mać, to jed­nak za­no­to­wa­no od­czu­wal­ny wzrost płac, skróce­niu uległ czas pra­cy, po­pra­wił się stan opie­ki zdro­wot­nej nad za­trud­nio­ny­mi w fa­bry­kach, zmie­niły się również sto­sun­ki między załogą a per­so­ne­lem kie­row­ni­czym i dy­rekcją. Od mar­ca 1906 roku łatwiej­sze w świe­tle ro­syj­skie­go pra­wa było również zakłada­nie sto­wa­rzy­szeń i or­ga­ni­za­cji społecz­nych. Przed re­wo­lucją władze bar­dzo niechętnie pa­trzyły na wszel­kie od­dol­ne ini­cja­ty­wy, oba­wiając się, że będą mogły stać się roz­sad­ni­kiem opo­zy­cyj­nych na­strojów albo wręcz zalążkiem spisków. U pro­gu XX wie­ku, poza garstką to­wa­rzystw do­bro­czyn­nych i sto­wa­rzy­szeń o cha­rak­te­rze re­li­gij­nym, nie­mal nie ist­niały (po­dob­nie jak w całej Ro­sji) sfor­ma­li­zo­wa­ne, le­gal­ne or­ga­ni­za­cje społecz­ne! Dzięki no­wym prze­pi­som od 1906 roku Króle­stwo zaczęło po­kry­wać się gęstniejącą z mie­siąca na mie­siąc sie­cią sto­wa­rzy­szeń. Miało to ogrom­ne zna­cze­nie dla two­rze­nia się zalążków społeczeństwa oby­wa­tel­skie­go, prak­tycz­nej na­uki sa­morządności i ko­ope­ra­cji. Doświad­cze­nia te oka­zały się nie­zwy­kle istot­ne, gdy w 1918 roku przyszło od­bu­do­wy­wać nie­pod­ległe państwo. Trud­no prze­ce­nić też do­niosłość długo­fa­lo­wych skutków działalności wie­lu po­wstałych wówczas in­sty­tu­cji oświa­to­wych i kul­tu­ral­nych.

Za sprawą re­wo­lu­cji możliwe stało się również wy­wal­cze­nie szkół, w których można było na­uczać po pol­sku. Co praw­da były one utrzy­my­wa­ne przez społeczeństwo (państwo nie do­to­wało ta­kich placówek), a ich ukończe­nie nie upraw­niało do podjęcia stu­diów na państwo­wych uczel­niach, nie­mniej jed­nak była to wyraźna zmia­na na lep­sze. Zelżała też znacz­nie cen­zu­ra, a ramy le­gal­nej, uzna­nej przez władzę społecz­nej i po­li­tycz­nej działalności jed­nost­ki uległy znacz­ne­mu po­sze­rze­niu. Car­ska Ro­sja po­zo­sta­wała „więzie­niem na­rodów” i naj­bar­dziej re­ak­cyjną mo­nar­chią kon­ty­nen­tu, jed­nak dzięki re­wo­lu­cji 1905 roku życie w niej stało się nie­co bar­dziej znośne.

Oprócz bez­pośred­nich skutków re­wo­lu­cji, których nie­co roz­sze­rzoną listę można bez tru­du od­na­leźć w opra­co­wa­niach hi­sto­rycz­nych, war­to również zwrócić uwagę na wejście Króle­stwa Pol­skie­go w świat no­wo­cze­snej po­li­ty­ki12. To właśnie wte­dy so­cja­lizm, na­cjo­na­lizm czy ruch chłopski zbu­do­wały ma­sową bazę społeczną, przez co prze­stały być w Króle­stwie Pol­skim je­dy­nie prądami ide­owy­mi sku­piającymi nie­licz­nych in­te­lek­tu­alistów i garstkę naj­bar­dziej cie­ka­wych świa­ta re­pre­zen­tantów warstw lu­do­wych, a za­mie­niły się w wie­lo­ty­sięczne, no­wo­cze­sne ru­chy społecz­ne. I choć w okre­sie po­re­wo­lu­cyj­nej re­ak­cji ich li­czeb­ność znacz­nie spadła, to jed­nak społecz­ne wpływy oka­zały się sto­sun­ko­wo trwałe, co poka­zały choćby lata 1918-1919, kie­dy w ciągu kil­ku mie­sięcy ru­chy te po­now­nie na­brały ma­sowego cha­rak­te­ru. Stało się tak, po­nie­waż re­wo­lu­cja 1905 roku, na­wet jeśli brzmi to pa­te­tycz­nie, była ogrom­nym in­te­lek­tu­al­nym przełomem dla warstw lu­do­wych. Tlący się gdzieś podskórnie spon­ta­nicz­ny bunt prze­ciw­ko wy­zy­sko­wi, bie­dzie i aro­ganc­kiej, wy­na­ra­da­wiającej władzy zo­stał wresz­cie wpi­sa­ny w szer­szy, sys­te­mo­wy kon­tekst. Ist­niejący porządek prze­stał jawić się war­stwom lu­do­wym jako na­tu­ral­ny, a przyszłość stała się otwar­ta i nie­zde­ter­mi­no­wa­na.

W re­wo­lu­cji 1905 roku po raz pierw­szy na zie­miach Króle­stwa Pol­skie­go prze­te­sto­wa­no na taką skalę in­stru­men­ta­rium ty­po­we dla no­wo­cze­snej, dwu­dzie­sto­wiecz­nej po­li­ty­ki. To wówczas dała o so­bie znać potęga słowa pi­sa­ne­go – pod po­sta­cią pra­sy, bro­szur agi­ta­cyj­nych, ulo­tek i odezw – roz­chwy­ty­wa­ne­go, bo po­zwa­lało w inny niż do­tych­czas sposób ro­zu­mieć ota­czającą rze­czy­wi­stość i po­py­chało do działania. Wte­dy też po raz pierw­szy na taką skalę uczest­ni­czo­no w wie­lo­ty­sięcznych ma­ni­fe­sta­cjach po­li­tycz­nych i wie­cach, a tym sa­mym doświad­czo­no dy­na­mi­ki ma­so­wych zgro­ma­dzeń i za­sad nimi rządzących. Zro­zu­mia­no rolę emo­cji w po­li­ty­ce i nie­zwykłych możliwości, ja­kie otwie­ra ma­so­wa mo­bi­li­za­cja po­li­tycz­na. Pod­czas re­wo­lu­cji uczo­no się tego wszyst­kie­go, co de­cy­do­wało o ob­li­czu po­li­ty­ki przez większą część XX stu­le­cia.

Oczy­wiście można spo­tkać się z opi­nią, że re­wo­lu­cja miała sze­reg ne­ga­tyw­nych skutków, ta­kich jak prze­moc, pogłębie­nie po­działów po­li­tycz­nych, nie­pokój i strach czy wzrost an­ty­se­mi­ty­zmu, którym ocho­czo sza­fo­wała w swej pro­pa­gan­dzie na­ro­do­wa de­mo­kra­cja. To wszyst­ko praw­da. Można by spy­tać wo­bec tego, czy nie była to zbyt wy­so­ka cena za po­zy­ska­ne ustępstwa. Czy war­to było de­cy­do­wać się na re­wo­lu­cyj­ny eks­pe­ry­ment? Byłoby to jed­nak niewłaści­wie po­sta­wio­ne py­ta­nie, do­wodzące sen­ty­men­tal­ne­go sto­sun­ku do hi­sto­rii. Dzie­je re­wo­lu­cji 1905 roku nie są bo­wiem bajką z morałem, lecz opo­wieścią o bun­cie tych, którzy nie mo­gli już dłużej żyć tak, jak do­tych­czas. Ta hi­sto­ria po­ka­zu­je siłę i po­ten­cjał zmia­ny społecz­nej tkwiący w po­wszech­nym (a nie lo­kal­nym i roz­pro­szo­nym) opo­rze lu­do­wym. To on oka­zał się je­dy­nym sku­tecz­nym narzędziem wy­mu­sze­nia re­for­my – zda­wałoby się nie­zmien­ne­go – sys­te­mu car­skie­go sa­mo­dzierżawia. Tej pro­stej skądinąd praw­dy nie do­strze­gał choćby pochłonięty swy­mi błysko­tli­wy­mi po­li­tycz­ny­mi do­cie­ka­nia­mi Ro­man Dmow­ski. Dla nie­go re­wo­lu­cja to była „anar­chia”. Nam jawi się ona dzi­siaj jako – do­ko­na­ne twar­dym ro­bot­ni­czym kro­kiem – wejście Króle­stwa Pol­skie­go w no­wo­cze­sność.

Z Fe­lik­sem Ty­chem roz­ma­wia Ka­mil Pi­skała

TO PIERW­SZY ZRYW WOL­NOŚCIO­WY, KTÓREGO ZAKOŃCZE­NIE NIE OZNA­CZAŁO PO­GOR­SZE­NIA SY­TU­ACJI PO­LAKÓW…

Jak wyglądała sy­tu­acja w Króle­stwie Pol­skim w przeded­niu re­wo­lu­cji? Jak kształtowały się na­stro­je społecz­ne? Ro­sja była wte­dy kra­jem au­to­ry­tar­nym, którego de­mo­kra­ty­za­cja była ra­czej nie do pomyśle­nia. Czy mogło ko­mu­kol­wiek przyjść do głowy, że nastąpi tak wiel­ki wy­buch niezadowole­nia społecz­nego?

Wstępem do re­wo­lu­cji była woj­na ro­syj­sko-japońska. To zresztą po­wszech­nie wia­do­mo. Co bar­dziej prze­ni­kli­wi ob­ser­wa­to­rzy wska­zy­wa­li, że w ob­li­czu kon­flik­tu z mo­der­ni­zującą się Ja­po­nią państwo carów może mieć pro­ble­my. Ale wy­da­je się, że do stycz­nia 1905 roku nikt nie wy­obrażał so­bie, aby mogło dojść do wy­da­rzeń na taką skalę. Oczy­wiście emo­cjo­no­wa­no się ro­syj­ski­mi stra­ta­mi, oma­wia­no roz­mia­ry klęsk po­no­szo­nych na fron­cie. Do­ty­czyło to także Króle­stwa Pol­skie­go, którego miesz­kańcy – też prze­cież oby­wa­te­le Ce­sar­stwa – pod­le­ga­li mo­bi­li­za­cji i znaj­do­wa­li się w sze­re­gach walczących. Mimo że cie­szo­no się po­wszech­nie z nie­po­wo­dzeń ar­mii ro­syj­skiej, na­stro­je społecz­ne nie uległy znaczącej zmia­nie. Krążyły ra­czej ja­kieś pokątne ko­men­ta­rze. Pra­sa była oczy­wiście cen­zu­ro­wa­na, więc nie można było otwar­cie pisać o wie­lu spra­wach.

Kie­dy więc nastąpił przełom? W którym mo­men­cie wy­buchły długo skry­wa­ne an­ta­go­ni­zmy kla­so­we i niechęć do ca­ra­tu?

Właściwe po­ru­sze­nie w Króle­stwie nastąpiło do­pie­ro po 22 stycz­nia 1905 roku, kie­dy zaczęły napływać in­for­ma­cje o ma­sa­krze ma­ni­fe­sta­cji ro­bot­ni­czej w Pe­ters­bur­gu. Wia­do­mości o krwa­wej nie­dzie­li błyska­wicz­nie do­tarły do Pol­ski i ro­bot­ni­cy od razu, spon­ta­nicz­nie, przystąpili do straj­ku. To był zresztą niesłycha­nie cie­ka­wy epi­zod, pierw­szy strajk na taką skalę, angażujący tak wie­le osób we wszyst­kich większych ośrod­kach prze­mysłowych.

Jak za­re­ago­wały na te wystąpie­nia władze?

Początko­wo były zupełnie zdez­o­rien­to­wa­ne. Nie spo­dzie­wa­no się, że może dojść do cze­goś ta­kie­go – do długo­tr­wałych, ma­so­wych pro­testów właści­wie we wszyst­kich większych ośrod­kach prze­mysłowych Ce­sar­stwa. Można przy­pusz­czać, że władze chciały prze­cze­kać naj­gor­sze i uniknąć da­le­ko idących de­kla­ra­cji. Później, je­sie­nią, a na­wet już la­tem, za­czy­nało być co­raz bar­dziej oczy­wi­ste, że ca­rat w ob­li­czu ta­kiej ska­li pro­testów będzie mu­siał pójść na ja­kieś ustępstwa. Z pol­skie­go punk­tu wi­dze­nia sierp­nio­wa pro­po­zy­cja powołania Dumy Bułygi­now­skiej nie­wie­le zmie­niała – miało to być tyl­ko ciało do­rad­cze, bez większych kom­pe­ten­cji, spra­wa pol­ska zaś w tym kon­tekście w ogóle nie była pod­no­szo­na. Kie­dy jed­nak te obiet­ni­ce nie zdołały uspo­koić na­strojów społecz­nych, a przez państwo ro­syj­skie zaczęła prze­ta­czać się fala ma­so­wych, wie­lo­ty­sięcznych strajków, szczególnie zresztą in­ten­syw­nych i ra­dy­kal­nych w swych żąda­niach w Pol­sce, stało się ja­sne, że ca­rat zaczął chwiać się w po­sa­dach. Oczy­wiście nie wszy­scy się z tego cie­szy­li. Ist­niały koła po­li­tycz­ne, w niektórych war­stwach całkiem wpływo­we, które po­zo­stały lo­jal­ne wo­bec ca­ratu i w imię po­li­tycz­nego re­ali­zmu zrze­kały się po­stu­lo­wa­nia nie­pod­ległej Pol­ski.

Po ma­ni­feście paździer­ni­ko­wym Mikołaja II, który za­po­wia­dał de­mo­kra­ty­zację ro­syj­skie­go sys­te­mu po­li­tycz­ne­go, utwo­rze­nie Dumy i li­kwi­dację wie­lu ogra­ni­czeń w życiu społecz­nym, po­li­cja i woj­sko całko­wi­cie prze­stały pa­no­wać nad na­stro­ja­mi społecz­nymi. W Króle­stwie sta­cjo­no­wało dużo ro­syj­skich od­działów woj­skowych. Początko­wo to one zo­stały rzu­co­ne prze­ciw­ko de­mon­stra­cjom i straj­kującym ro­bot­ni­kom. Próbo­wa­no w ten sposób za­stra­szyć, stłamsić i spa­cy­fi­ko­wać ten ruch. Często zresztą działo się to przy użyciu bru­tal­nych środków. Pa­da­li za­bi­ci, w efek­cie ta­kich starć set­ki osób ra­nio­no. Na dobrą sprawę w 1905 roku pierw­szy raz doszło do wystąpień społecz­nych na taką skalę. Przede wszyst­kim miały miej­sce straj­ki ro­bot­ników prze­mysłowych – to były set­ki tysięcy lu­dzi! – a nie jak do­tych­czas jakiś po­je­dyn­czy strajk w za­trud­niającej kil­ka­dzie­siąt osób fa­bry­ce.

A jak wyglądała sy­tu­acja na wsi? Czy chłopi, sta­no­wiący prze­cież zde­cy­do­waną większość miesz­kańców Króle­stwa, za­re­ago­wa­li jakoś na te nie­zwykłe wy­da­rze­nia, które miały miej­sce w ośrod­kach prze­mysłowych?

Pod wpływem wy­da­rzeń re­wo­lu­cyj­nych, może nie od razu, ale jed­nak, zaczął się także ruch na wsi. Wie­le, wie­le lat temu, wspólnie z moim przy­ja­cie­lem, pro­fe­so­rem Sta­nisławem Ka­la­bińskim, wy­da­liśmy trzy­to­mo­wy zbiór źródeł po­ka­zujących wie­lo­aspek­to­wy prze­bieg re­wo­lu­cji na wsi króle­wiac­kiej13. Pamiętam, że w jed­nej z ówcze­snych dys­ku­sji pro­fe­sor Ste­fan Kie­nie­wicz, wy­bit­ny ba­dacz dziejów XIX wie­ku, po­wie­dział, że jest to pierw­sza tego typu „fo­to­gra­fia” kon­dy­cji pol­skie­go chłopstwa na prze­strze­ni dziejów. Chcie­liśmy przez pry­zmat źródeł po­ka­zać różne for­my ak­tyw­ności chłopów w la­tach 1905-1907, a także dy­na­mikę wy­da­rzeń w różnych częściach kra­ju. A mo­gliśmy tego do­ko­nać właśnie dzięki ogrom­nej ska­li tego ru­chu, obej­mującego w za­sa­dzie wszyst­kie gu­ber­nie Króle­stwa.

Wyjątko­we w tej re­wo­lu­cji jest właśnie to, że tym ra­zem ru­szyła się też wieś. Pro­ble­my i po­stu­la­ty były oczy­wiście inne niż w mieście. Cho­dziło przede wszyst­kim o sprawę na­ucza­nia w języku pol­skim, bo, jak wia­do­mo, po upad­ku po­wsta­nia stycz­nio­we­go szkoła była pod­da­wa­na stop­nio­wej ru­sy­fi­ka­cji. Sy­tu­acja szkół wiej­skich była pa­ra­dok­sal­na. Na wsi, za­zwy­czaj w bar­dzo złych wa­run­kach, część dzie­ci cho­dziła kil­ka lat do szkoły. Wie­lu oso­bom na­su­wało się jed­nak py­ta­nie: po co? Na­uka od­by­wała się w nie­zna­nym im języku ro­syj­skim i w efek­cie dzie­ci te za­zwy­czaj nie uczyły się ni­cze­go ani po pol­sku, ani tym bar­dziej po ro­syj­sku.

Jak mo­gli­byśmy oce­nić re­wo­lucję na tle po­wstań na­ro­do­wych, or­ga­ni­zujących na­sze wy­obrażenia o cza­sach za­borów?

Tym, co należy wy­sunąć na pierw­szy plan w wy­da­rze­niach 1905 roku, czymś szczególnym, była ak­ty­wi­za­cja sze­ro­kich mas społecz­nych, na skalę nie­znaną wcześniej w hi­sto­rii Pol­ski. Bo gdy­by ze­sta­wić liczbę uczest­ników wystąpień an­ty­car­skich w cza­sie re­wo­lu­cji 1905 roku z liczbą walczących w cza­sie po­wsta­nia li­sto­pa­do­we­go czy stycz­nio­we­go, to różnica między nimi jest ogrom­na. Licz­ba lu­dzi za­an­gażowa­nych w walkę w 1905 roku, w ten czy w inny sposób, wie­lo­krot­nie prze­wyższa liczbę uczest­ników po­wstań. Nie była to za­zwy­czaj wal­ka zbroj­na, cho­ciaż i ta­kie przy­pad­ki się zda­rzały, zwłasz­cza ze stro­ny PPS, po­dej­mującej ata­ki na trans­por­ty pie­niędzy (tak zwa­ne eks­pro­pria­cje) czy na ro­syj­skich żołnie­rzy i funk­cjo­na­riu­szy Ochra­ny. Szczególnie ważne były te ak­cje, które służyły zdo­by­ciu pie­niędzy – chcia­no je spożyt­ko­wać na za­kup bro­ni dla ro­bot­ników, by mo­gli wal­czyć nie­mal jak równy z równym z ro­syj­ski­mi żołnie­rza­mi. SDK­PiL nie po­pie­rała ta­kich ak­cji, ale to nie zna­czy, że jej działacze nie kon­fron­to­wa­li się zbroj­nie z władzą. Oprócz tego miały miej­sce także spon­ta­nicz­ne od­ru­chy bun­tu prze­ra­dzające się w walkę zbrojną. Naj­większym tego typu wy­da­rze­niem były krwa­we wal­ki ba­ry­ka­do­we w Łodzi w czerw­cu 1905 roku.

Mo­bi­li­za­cja, ak­ty­wi­za­cja pol­skie­go społeczeństwa odbyła się na nie­znaną dotąd skalę. Tyle warstw społecz­nych włączyło się w ten ruch, oczy­wiście każda ze swo­imi po­stu­la­ta­mi, że trud­no szu­kać pre­ce­den­su w po­prze­dzającej tę re­wo­lucję hi­sto­rii. Poza tym był to pierw­szy zryw wol­nościo­wy w po­roz­bio­ro­wej Pol­sce, którego zakończe­nie nie ozna­czało po­gor­sze­nia sy­tu­acji Po­laków. Wręcz prze­ciw­nie, do­pro­wa­dzo­no prze­cież na przykład do tego, że w pry­wat­nych szkołach można było na­uczać w języku pol­skim, w Du­mie za­sie­dli pol­scy posłowie, po­ja­wiły się możliwości two­rze­nia or­ga­ni­za­cji społecz­nych i zelżała cen­zu­ra. To były na­prawdę duże i od­czu­wal­ne zmia­ny.

Początek no­wo­cze­snej po­li­ty­ki?

Tak, to do­bre określe­nie. Według mnie re­wo­lu­cja 1905 roku za­początko­wała nowożytne prądy po­li­tycz­no-społecz­ne już na sze­roką, ma­sową skalę. Skalę, ja­kiej Pol­ska nig­dy wcześniej nie znała. W tym sen­sie był to przełom.

Ulot­ka z tek­stem ode­zwy do ro­bot­ników za­ty­tułowa­nej „Pod rządem strycz­ka i kuli!”, ogłoązo­nej w kwiet­niu 1905 roku przez Zarząd Główny SDK­PiL. Ze zbiorów Mu­zeum Tra­dy­cji Nie­pod­ległościo­wych w Łodzi

No właśnie – przełom, ale jak­by, nie­zau­ważony?

Nie­ste­ty, w Pol­sce często nar­ra­cja hi­sto­rycz­na jest trak­to­wa­na jak coś na kształt szwedz­kie­go stołu. Każdy pod­cho­dzi, ogląda i bie­rze z nie­go, co mu się po­do­ba. Hi­sto­ria jest jed­nak bar­dzo złożona i rzad­ko zda­rza się, że in­ter­pre­ta­cja, którą pro­po­nu­je rze­tel­ny hi­sto­ryk, za­spo­ka­ja ocze­ki­wa­nia ja­kiejś gru­py po­li­tycz­nej czy lu­dzi stojących u władzy. Z per­spek­ty­wy hi­sto­ryka trze­ba po­wie­dzieć, że to niesłycha­nie ważne wy­da­rze­nie, pierw­szy w hi­sto­rii Pol­ski zwrot w stronę no­wo­cze­snej po­li­ty­ki, w stronę ma­so­we­go za­an­gażowa­nia społecz­ne­go, jest w do­mi­nującej nar­ra­cji mar­gi­na­li­zo­wa­ne. Po re­wo­lu­cji 1905 roku nie ma pra­wie w ogóle śladu w świa­do­mości hi­sto­rycz­nej społeczeństwa! Przy­wiązu­je­my wagę do drob­nych, nie­istot­nych epi­zodów, a po­mi­ja­my całko­wi­cie sprawę re­wo­lu­cji 1905 roku, która miała ogrom­ne zna­cze­nie dla społeczeństwa jako całości. Bo pamiętaj­my, że doświad­cze­nie re­wo­lu­cji było wspólne, choć oczy­wiście nie ta­kie samo, zarówno dla in­te­li­gen­cji, jak i dla ro­bot­ników, chłopów, ale też dla burżuazji i zie­mian.

Sko­ro więc re­wo­lu­cja 1905 roku to wy­da­rze­nie klu­czo­we dla zro­zu­mie­nia całej pol­skiej hi­sto­rii XX wie­ku, to co ta­kie­go się stało, że pamięć o niej zo­stała zupełnie za­tar­ta, a to wy­da­rze­nie nie­mal zupełnie nie funk­cjo­nu­je w świa­do­mości społeczeństwa?

Myślę, że re­wo­lucję 1905 roku wy­pchnięto z pamięci społecz­nej w dużej mie­rze dla­te­go, że był to splot wy­da­rzeń nie­zwy­kle skom­pli­ko­wa­nych i trud­nych do jed­no­znacz­nej in­ter­pre­ta­cji. W od­nie­sie­niu do tej re­wo­lucji wca­le niełatwo fe­ro­wać wy­ro­ki; jest w niej dużo więcej barw, nie tyl­ko czerń i biel. Starły się wte­dy różne siły, różne gru­py i różne po­stu­la­ty, których nie da się oce­nić krótkim stwier­dze­niem, że jed­ni mie­li całko­witą rację, a resz­ta po pro­stu się myliła. Sądzę także, że do zbio­ro­wej amne­zji w od­nie­sie­niu do 1905 roku przy­czy­niło się i to, że w tym roz­kołysa­niu pol­skie­go społeczeństwa naj­większy udział miała le­wi­ca. To jest fakt bez­spor­ny. Tym­cza­sem wie­my, w jaki sposób mówi się obec­nie o hi­sto­rii pol­skiej le­wi­cy: albo pre­zen­tu­je się ją w sposób skraj­nie uprosz­czo­ny, cza­sa­mi wręcz gro­te­sko­wy i nie­spełniający stan­dardów zwy­czaj­nej uczci­wości, albo też się na jej te­mat mil­czy. Oczy­wiście trochę prze­ja­skra­wiłem, cho­dzi mi jed­nak o to, żeby moc­no tu­taj wy­ar­ty­kułować pro­blem z pre­zen­to­wa­niem skom­pli­ko­wa­nych dziejów pol­skiej le­wi­cy.

Bez re­wo­lu­cji 1905 roku ob­raz pol­skiej hi­sto­rii jest nie­pełny.

Krótko mówiąc, sądzę, że po­mi­nięcie re­wo­lu­cji 1905 roku i jej roli w uno­wo­cześnie­niu pol­skie­go życia po­li­tycz­ne­go jest właści­wie ro­dza­jem kłam­stwa hi­sto­rycz­ne­go. To cie­ka­we, że naj­większe kłam­stwa są efek­tem mil­cze­nia. Taka me­to­da była w na­szych pol­skich dzie­jach dość po­pu­lar­na, przykładów można by wska­zać spo­ro; spra­wa re­wo­lu­cji 1905 roku jest jed­nym z nich.