Strona główna » Dla dzieci i młodzieży » Fatalna czarownica

Fatalna czarownica

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-8151-069-1

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Fatalna czarownica

Mildred Hubble, to zwykła dziewczyna, której marzenie się spełniło – została uczennicą w Akademii Czarów Panny Cackle. Niestety Mildred należy do osób, które bez przerwy pakują się w kłopoty.

Pierwszy rok w Akademii panny Cackle zapowiada się emocjonująco: ceremonia rozdania kotów, wielka uroczystość z okazji Halloween i pokaz akrobacji na miotłach, który przygotować ma klasa pod opieką surowej Panny Hardbroom. Czy Mildred poradzi sobie na klasówce z eliksirów i czy da jej się uratować szkołę przed spiskiem złej siostry Panny Cackle?

Fatalna czarownica to powieść, która pokochały miliony młodych czytelników i widzów na całym świecie. Teraz z przygodami Midred mogą zapoznać się również ci z polskich fanów, którzy znali je dotąd tylko z Netflixa.

Polecane książki

Nawet w najśmielszych snach Joasia nie sądziła, że jej najlepszym przyjacielem zostanie magiczny piesek. Kiedy w czarodziejski sposób zjawia się Burza, Jack Russell, terrier o błyszczących ciemnoniebieskich ślepiach, Joasia nie może w to uwierzyć! Festiwal balonów będzie niezapomnianym przeżyciem. D...
Książka ,,Prawo spółek" jest adresowana nie tylko do studentów wydziałów prawa polskich uczelni jako podręcznik akademicki oraz do aplikantów sędziowskich, adwokackich, radcowskich i notarialnych jako repetytorium z tego zakresu, ale także dla prawników praktyków zajmujących się prawem spółek oraz w...
Miranda ma powody, by nie lubić Calluma. Życzy mu wszystkiego, co najgorsze, niestety równocześnie wciąż o nim fantazjuje. W końcu pożądanie okazuje się silniejsze, Miranda i Callum zostają kochankami. Jednak udany seks to czasem za mało, by rozwiązać problemy...  ...
Czy ktoś zastanawiał się nad tym, jak wyglądałby nasz świat, gdyby zwierzęta były inteligentne, a co więcej – umiałyby mówić? Czy to, co robimy z naszym środowiskiem jako ludzie, rozumna rasa (?), jest właściwe? Przedstawiony zbiór opowiadań nie jest odpowiedzią na te pytania, lecz wyraźnie sygnaliz...
Przedstawiamy wskazówki i procedury działania dotyczące najczęściej występujących w szkole problemów wychowawczych. Poznaj praktyczne rozwiązania przygotowane przez specjalistów, wraz z procedurami postępowania....
    „Three Men in a Boat (To Say Nothing of the Dog)” – to bardzo zabawne, pełne dystansu do siebie i do świata opowiadania jednego z najbardziej znanych humorystów w wersji dwujęzycznej (angielsko-polskiej). Jak informuje wydawca wersji polskiej z roku 1922, Jerome Klapka był jednym z najpoczytniej...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Jill Murphy

Fa­tal­na cza­row­ni­ca

Jill Mur­phy za­czę­ła two­rzyć opo­wie­ści w wie­ku sze­ściu lat. Za­pi­sa­ne kart­ki łą­czy­ła zszy­wa­czem i tak po­wsta­ły jej „de­biu­tanc­kie” książ­ki. Pierw­sza część z se­rii o pe­cho­wej cza­row­ni­cy zo­sta­ła opu­bli­ko­wa­na w 1974 roku i cie­szy­ła się ogrom­nym po­wo­dze­niem wśród czy­tel­ni­ków. Opi­sa­ne w Fa­tal­nej cza­row­ni­cy przy­go­dy za­in­spi­ro­wa­ne zo­sta­ły wła­sny­mi do­świad­cze­nia­mi au­tor­ki: „Chcia­łam opi­sać szko­łę do­kład­nie taką jak moja, do­da­jąc do niej tro­chę ma­gii. Pra­ce nad ty­tu­łem za­czę­łam w wie­ku 15 lat, a wszyst­kie po­sta­ci mają ce­chy mo­ich szkol­nych przy­ja­ciół, wro­gów i na­uczy­cie­li”. Zda­niem Jill Mur­phy to wła­śnie au­ten­tycz­na pod­bu­do­wa za­pew­ni­ła Fa­tal­nej cza­row­ni­cy świa­to­wy suk­ces.

Fatalna czarownica

Jill Murphy

Tłumaczenie: Michał Zacharzewski

Original title: THE WORST WITCH
Copyright © 1974 by Jill Murphy
All rights reserved.

Copyright for the Polish edition © by Wydawnictwo RM, 2018
All rights reserved.

Wydawnictwo RM
03-808 Warszawa, ul. Mińska 25
rm@rm.com.pl; www.rm.com.pl

ISBN 978-83-7773-971-6
ISBN 978-83-8151-069-1 (ePub)
ISBN 978-83-8151-070-7 (mobi)

Redaktor prowadząca: Aleksandra ŻdanRedakcja: Agnieszka Trzebska-CwalinaKorekta: Bartłomiej NawrockiOpracowanie graficzne okładki wg oryginału: Maciej JędrzejecEdytor wersji elektronicznej: Tomasz ZajbtOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikcja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec

Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy.

Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli.

Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.

W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: rm@rm.com.pl

Rozdział pierwszy

Aka­de­mia Cza­rów pan­ny Cac­kle znaj­do­wa­ła się na szczy­cie wy­so­kiej góry oto­czo­nej so­sno­wym bo­rem. Po­nu­re sza­re ścia­ny i wie­życz­ki spra­wia­ły, że gmach bar­dziej przy­po­mi­nał wię­zie­nie niż szko­łę. Cza­sa­mi tuż nad mu­ra­mi ota­cza­ją­cy­mi po­dwór­ko wi­dy­wa­no uczen­ni­ce śmi­ga­ją­ce na mio­tłach ni­czym nie­to­pe­rze, ale za­zwy­czaj miej­sce to spo­wi­ja­ła mgła, więc kie­dy pa­trzy­ło się w stro­nę szczy­tu, moż­na było w ogó­le nie za­uwa­żyć bu­dyn­ku.

Sama szko­ła spra­wia­ła wra­że­nie mrocz­nej i nie­po­ko­ją­cej. We­wnątrz znaj­do­wa­ły się dłu­gie, wą­skie ko­ry­ta­rze i krę­te klat­ki scho­do­we, po któ­rych krą­ży­ły dziew­czyn­ki w czar­nych spor­to­wych tu­ni­kach, czar­nych poń­czosz­kach i czar­no-sza­rych kra­wa­tach. Na­wet la­tem no­si­ły ubra­nia w czar­no-sza­rą krat­kę! Je­dy­ny barw­ny ak­cent ich ubio­ru sta­no­wi­ły szar­fy – każ­da kla­sa mia­ła swój ko­lor – oraz szkol­ne tar­cze z czar­nym ko­tem sie­dzą­cym na tle żół­te­go księ­ży­ca. Pod­czas wy­jąt­ko­wych oka­zji, ta­kich jak ce­re­mo­nia wrę­cze­nia na­gród czy Hal­lo­we­en, uczen­ni­ce no­si­ły spe­cjal­ne mun­dur­ki skła­da­ją­ce się z dłu­gich szat oraz wy­so­kich, szpi­cza­stych ka­pe­lu­szy, ale one rów­nież były czar­ne, więc w su­mie nie­wie­le się zmie­nia­ło.

W szko­le trze­ba było prze­strze­gać tak wie­lu za­sad, że trud­no było je spa­mię­tać, i wła­ści­wie wszyst­ko, co się ro­bi­ło, koń­czy­ło się burą. W do­dat­ku co ty­dzień od­by­wa­ły się te­sty i spraw­dzia­ny.

Mil­dred Hub­ble cho­dzi­ła do pierw­szej kla­sy i na­le­ża­ła do osób, któ­re bez prze­rwy pa­ku­ją się w kło­po­ty. Oczy­wi­ście wca­le nie chcia­ła ła­mać za­sad i na­ra­żać się na­uczy­cie­lom, ale za­wsze koń­czy­ło się tak samo. Wszę­dzie, gdzie się po­ja­wi­ła, dzia­ły się dziw­ne rze­czy i moż­na było mieć pew­ność, że dziew­czyn­ka zro­bi coś nie tak – od­wrot­nie wło­ży ka­pe­lusz albo po­zwo­li sznu­ro­wa­dłom cią­gnąć się po zie­mi. Nie po­tra­fi­ła przejść ko­ry­ta­rzem bez zwra­ca­nia na sie­bie uwa­gi, w efek­cie nie­mal każ­de­go wie­czo­ru mu­sia­ła za karę pi­sać w ze­szy­cie zda­nia albo zo­sta­wać w sali po lek­cjach (choć w su­mie i tak nie mia­ła nic lep­sze­go do ro­bo­ty).

Mimo że po­zna­ła wie­le ko­le­ża­nek, pod­czas za­jęć z wa­rze­nia elik­si­rów trzy­ma­ły się od niej z da­le­ka, bo bały się, że coś zma­lu­je, ze­psu­je lub wy­sa­dzi w po­wie­trze. Je­dy­nie Maud, jej naj­lep­sza przy­ja­ciół­ka, sta­ła lo­jal­nie u jej boku, i to na­wet w sy­tu­acjach, w któ­rych cier­pła skó­ra. Ra­zem two­rzy­ły za­baw­ną parę, po­nie­waż Mil­dred była wy­so­ka, szczu­pła i no­si­ła dłu­gie war­ko­cze, któ­re czę­sto bez­wied­nie po­gry­za­ła (ko­lej­na rzecz, za któ­rą do­sta­wa­ła burę), Maud zaś była ni­ską i pulch­ną oku­lar­ni­cą z ku­cy­ka­mi.

Pierw­sze­go dnia szko­ły każ­da uczen­ni­ca do­sta­wa­ła mio­tłę i uczy­ła się ją ob­słu­gi­wać, co zaj­mo­wa­ło mnó­stwo cza­su i wca­le nie było ta­kie pro­ste, jak się wy­da­je. W po­ło­wie pierw­sze­go se­me­stru dziew­czyn­ki do­sta­wa­ły rów­nież czar­ne koty, któ­re trze­ba było na­uczyć la­tać na mio­tle. Zwie­rzę­ta te nie od­gry­wa­ły żad­nej istot­nej roli w cza­ro­wa­niu, ale ich obec­noś była ele­men­tem tra­dy­cji; w in­nych szko­łach dla wiedźm roz­da­wa­no w tym sa­mym celu sowy – była to kwe­stia gu­stu i przy­zwy­cza­je­nia.

Pan­na Cac­kle, dy­rek­tor­ka Aka­de­mii Cza­rów, na­le­ża­ła do tra­dy­cjo­na­li­stek i nie wie­rzy­ła w no­wo­mod­ne bzdu­ry, dla­te­go uczy­ła mło­de cza­row­ni­ce daw­nych oby­cza­jów. Zwłasz­cza tych, któ­re sama po­zna­ła w mło­do­ści. Dla­te­go pod ko­niec pierw­sze­go roku na­uki każ­da uczen­ni­ca otrzy­my­wa­ła eg­zem­plarz Księ­gi Cza­rów – owi­nię­te w czar­ną skó­rę to­misz­cze gru­be na dzie­sięć cen­ty­me­trów. Dziew­czyn­ki wca­le z nie­go nie ko­rzy­sta­ły, po­nie­waż w kla­sach mia­ły lżej­sze wy­da­nia w mięk­kich opra­wach. Po pro­stu, po­dob­nie jak koty, była to część szkol­nej tra­dy­cji.

Oprócz wrę­cza­nia na­gród na ko­niec roku szkol­ne­go w aka­de­mii nie od­by­wa­ły się żad­ne uro­czy­sto­ści, nie li­cząc pią­te­go i ostat­nie­go dnia roku, kie­dy uczen­ni­ce otrzy­my­wa­ły Cer­ty­fi­kat Cza­row­ni­cy Wyż­szej Ka­te­go­rii. Jed­nak wy­da­wa­ło się mało praw­do­po­dob­ne, aby Mil­dred mia­ła kie­dy­kol­wiek go do­stać, dla­te­go nie za­przą­ta­ła so­bie nim gło­wy. Już dru­gie­go dnia za­jęć z la­ta­nia na mio­tle roz­bi­ła się o mur ota­cza­ją­cy dzie­dzi­niec, zła­ma­ła drą­żek i uszko­dzi­ła ka­pe­lusz. Sprzęt la­ta­ją­cy zdo­ła­ła na­pra­wić, uży­wa­jąc kle­ju oraz ta­śmy kle­ją­cej. Nie­ste­ty od tej pory mio­tła nie wy­glą­da­ła naj­le­piej, a do tego sta­wa­ła się nie­przy­jem­nie i nie­prze­wi­dy­wal­nie na­ro­wi­sta.

Dość już jed­nak wspo­mi­na­nia. Hi­sto­rię Mil­dred, fa­tal­nej cza­row­ni­cy, roz­pocz­nie­my w po­ło­wie pierw­sze­go se­me­stru, w noc po­prze­dza­ją­cą przy­dzie­la­nie kot­ków…

Zbli­ża­ła się pół­noc i szko­łę spo­wi­ja­ła ciem­ność, tyl­ko w jed­nym wą­skim okien­ku mi­go­ta­ła świecz­ka. Okno znaj­do­wa­ło się w po­ko­ju Mil­dred, a dziew­czyn­ka sie­dzia­ła na łóż­ku w czar­no-sza­rej pi­ża­mie w pa­ski i co kil­ka mi­nut przy­sy­pia­ła. Maud le­ża­ła zwi­nię­ta w kłę­bek po dru­giej stro­nie łóż­ka. Mia­ła na so­bie sza­rą fla­ne­lo­wą ko­szu­lę noc­ną oraz czar­ny weł­nia­ny szal.

Każ­da uczen­ni­ca zaj­mo­wa­ła iden­tycz­ny po­kój: mi­ni­ma­li­stycz­nie urzą­dzo­ny, z sza­fą, łóż­kiem o że­la­znej ra­mie, sto­łem i krze­słem, a tak­że wą­skim oknem przy­po­mi­na­ją­cym te uży­wa­ne przez zam­ko­wych łucz­ni­ków kil­ka wie­ków wcze­śniej. Do ścia­ny był przy­mo­co­wa­ny drą­żek, z któ­re­go zwi­sa­ły ram­ki z cy­ta­ta­mi z Księ­gi Cza­rów oraz, już za dnia, nie­to­pe­rze. U Mil­dred miesz­ka­ły trzy ta­kie stwo­rze­nia, nie­wiel­kie i wło­cha­te, bar­dzo przy­ja­zne. Dziew­czyn­ka bar­dzo je lu­bi­ła. Te­raz jed­nak nie mo­gła się do­cze­kać, kie­dy do­sta­nie kota. Wszyst­kie uczen­ni­ce były tym po­da­run­kiem pod­eks­cy­to­wa­ne i spę­dzi­ły wie­czór na pra­so­wa­niu od­święt­nych szat i pro­sto­wa­niu wgnie­ceń w szpi­cza­stych ka­pe­lu­szach. Maud czu­ła się zbyt pod­nie­co­na, aby za­snąć, więc za­kra­dła się do po­ko­ju Mil­dred, żeby z nią po­roz­ma­wiać.

– Jak na­zwiesz swo­je­go ko­cia­ka, Maud? – za­py­ta­ła dziew­czyn­ka sen­nym gło­sem.

– Pół­noc – od­po­wie­dzia­ła bez wa­ha­nia Maud. – To od­po­wied­nie imię dla kota cza­row­ni­cy.

– Tro­chę się nie­po­ko­ję – wy­zna­ła Mil­dred, po­gry­za­jąc ko­niec war­ko­cza. – Je­stem prze­ko­na­na, że zro­bię coś okrop­ne­go, na przy­kład na­dep­nę zwie­rzę­ciu na ogon… Albo kot spoj­rzy na mnie i od razu uciek­nie przez okno. Coś na pew­no pój­dzie nie tak! Jak zwy­kle!

– Nie za­mar­twiaj się – po­pro­si­ła ją przy­ja­ciół­ka. – Sama wiesz, że masz do­brą rękę do zwie­rząt. A co do zdep­ta­nia ogo­na, to prze­cież ki­ciuś nie bę­dzie cze­kał na cie­bie na pod­ło­dze. Pan­na Cac­kle wrę­czy ci go i po spra­wie. Na­praw­dę nie ma się cze­go bać!

Za­nim Mil­dred zdą­ży­ła od­po­wie­dzieć, drzwi do jej po­ko­ju otwo­rzy­ły się z hu­kiem i w pro­gu sta­nę­ła owi­nię­ta czar­nym szla­fro­kiem wy­cho­waw­czy­ni, pan­na Hard­bro­om. W ręku trzy­ma­ła lamp­kę. Była wy­so­ką i szorst­ką w oby­ciu ko­bie­tą o ko­ści­stej twa­rzy i ciem­nych wło­sach zwią­za­nych w cia­sny wę­zeł z tyłu gło­wy. Dla­te­go wła­śnie jej czo­ło wy­da­wa­ło się dziw­nie roz­cią­gnię­te.

– Nie za póź­no na har­ce? – za­py­ta­ła nie­przy­jem­nym to­nem.

Dziew­czyn­ki, sły­sząc ha­łas otwie­ra­nych drzwi, pa­dły so­bie w ra­mio­na, a te­raz od­su­nę­ły się od sie­bie i za­czę­ły wpa­try­wać się w pod­ło­gę.

– Oczy­wi­ście je­śli nie chce­cie brać udzia­łu w ju­trzej­szej ce­re­mo­nii, mo­że­my coś na to po­ra­dzić, nie ma spra­wy. Ro­zu­mie­my się? – do­da­ła lo­do­wa­tym to­nem ko­bie­ta.

– Tak, pan­no Hard­bro­om – od­po­wie­dzia­ły po­nu­ro przy­ja­ciół­ki.

Wy­cho­waw­czy­ni spoj­rza­ła zna­czą­co na świecz­kę Mil­dred i wy­szła na ko­ry­tarz, za­bie­ra­jąc ze sobą Maud.

Dziew­czyn­ka zdmuch­nę­ła pło­mień i za­nur­ko­wa­ła pod koł­drę, jed­nak nie mo­gła za­snąć. Za oknem sły­sza­ła po­hu­ki­wa­nie sów, a gdzieś w szko­le skrzy­pia­ły nie­do­mknię­te drzwi. Mil­dred bała się ciem­no­ści, ale… nie mów­cie o tym ni­ko­mu. No bo czy ktoś sły­szał o cza­row­ni­cy, któ­ra boi się mro­ku?

Rozdział drugiRozdział trzeciRozdział czwartyRozdział piątyRozdział szóstyRozdział siódmyRozdział ósmyRozdział dziewiątyRozdział dziesiąty

Je­śli po­do­ba­ła ci się

mo­żesz się­gnąć po ko­lej­ny tom se­rii, w któ­rym Mild­red znów znaj­dzie się w ta­ra­pa­tach. A wszyst­ko z po­wo­du no­wej uczen­ni­cy, Enid Ni­ght­sha­de.

Prze­czy­taj, co się wy­da­rzy!

Za­raz po po­ran­nym ape­lu dziew­czyn­ki prze­ma­sze­ro­wa­ły do sali mu­zycz­nej na lek­cję śpie­wu u pan­ny Bat. Była to chu­da, nie­wy­so­ka star­sza ko­bie­ta o si­wych wło­sach, któ­re spla­ta­ła w war­ko­cze i opla­ta­ła nimi gło­wę. Po­nie­waż mia­ła zwy­czaj do­ty­ka­nia pod­bród­kiem klat­ki pier­sio­wej, skó­ra na jej bro­dzie zro­bi­ła się ob­wi­sła, co wy­glą­da­ło dziw­nie. Poza tym no­si­ła okrą­głe me­ta­lo­we oku­la­ry (nie ta­kie de­li­kat­ne, zło­ta­we, ale przy­po­mi­na­ją­ce ra­czej łań­cuch ro­we­ro­wy), a za ucho za­wsze wsu­wa­ła ba­tu­tę.

Kie­dy dziew­czyn­ki we­szły do kla­sy, sie­dzia­ła przy pia­ni­nie w czar­nej su­kien­ce w sza­re kwiat­ki i gra­ła skocz­ne­go mar­sza.

– Śpie­wa­nie jest ta­kie nud­ne – szep­nę­ła Mil­dred do Enid.

– Tyl­ko ci się tak wy­da­je – od­po­wie­dzia­ła dziew­czyn­ka z za­ska­ku­ją­cym, sza­lo­nym bły­skiem w oku.

Uczen­ni­ce za­czę­ły zaj­mo­wać miej­sca. Mil­dred sta­nę­ła po­mię­dzy Maud a Enid, choć przy­ja­ciół­ka wciąż wy­da­wa­ła się na­bur­mu­szo­na i nie od­wza­jem­ni­ła jej uśmie­chu.

Pan­na Bat za­gra­ła pierw­sze tak­ty pio­sen­ki, któ­rą zna­ły wszyst­kie uczen­ni­ce. Za­czę­ły śpie­wać.

Ku za­sko­cze­niu Mil­dred Enid kosz­mar­nie fał­szo­wa­ła. Nie na tyle gło­śno, aby na­uczy­ciel­ka ją usły­sza­ła, ale z do­sta­tecz­ną parą, żeby Mil­dred nie mo­gła skon­cen­tro­wać się na me­lo­dii. Wers po wer­sie Enid nie tra­fia­ła w ko­lej­ne nuty, więc po­zo­sta­łe uczen­ni­ce mu­sia­ły się bar­dzo sta­rać, aby nie po­peł­nić żad­ne­go błę­du.

Mil­dred ukrad­kiem spoj­rza­ła na ko­le­żan­kę, któ­ra słod­ko się uśmie­cha­ła i naj­wy­raź­niej ce­lo­wo fał­szo­wa­ła. Po­tem zer­k­nę­ła na Maud de­spe­rac­ko pró­bu­ją­cą za­cho­wać po­wa­gę. W pier­si Mil­dred zro­dził się na­gły wy­buch nie­kon­tro­lo­wa­ne­go śmie­chu. Za­ci­snę­ła zęby i sta­ra­ła się sku­pić uwa­gę na czymś smut­nym, jed­nak wciąż sły­sza­ła fał­szu­ją­cy głos Enid. To było dla niej za wie­le. Za­chi­cho­ta­ła no­so­wo, ni­czym do­pie­ro co od­pa­lo­ny mo­to­cykl.

Szyb­ko za­sło­ni­ła usta i na­wet pró­bo­wa­ła we­pchnąć w nie chu­s­tecz­kę, ale na nie­wie­le się to zda­ło. Ogar­nął ją nie­kon­tro­lo­wa­ny śmiech. Za­czę­ła re­cho­tać, aż roz­bo­la­ła ją od tego twarz.

– Mil­dred Hub­ble!

Te sło­wa prę­dzej czy póź­niej mu­sia­ły paść. Wy­po­wie­dzia­no je to­nem, któ­ry su­ge­ro­wał, że pan­na Bat nie jest w na­stro­ju do za­ba­wy. Uczen­ni­ce prze­sta­ły śpie­wać i per­li­sty śmiech dziew­czyn­ki od­bił się krę­pu­ją­cym echem od mil­czą­cych ścian.

– Na­tych­miast po­dejdź do mnie! – za­żą­da­ła na­uczy­ciel­ka.

Cięż­ko stą­pa­jąc, Mil­dred prze­pchnę­ła się w stro­nę na­uczy­ciel­ki i sta­nę­ła koło pia­ni­na. Wzię­ła głę­bo­ki wdech i zro­bi­ła po­waż­ną minę, choć twarz mia­ła za­czer­wie­nio­ną od śmie­chu, a głos Enid wciąż dźwię­czał jej w uchu.

Kie­dy pan­na Bat się de­ner­wo­wa­ła, za­wsze ro­bi­ła dwie rze­czy. Po pierw­sze za­czy­na­ła ki­wać gło­wą (tak jak te­raz), a po dru­gie wy­cią­ga­ła zza ucha ba­tu­tę i za­czy­na­ła dy­ry­go­wać nie­ist­nie­ją­cą or­kie­strą (co rów­nież wła­śnie ro­bi­ła). Dziew­czyn­ka nie mia­ła wąt­pli­wo­ści, że na­uczy­ciel­ka jest wście­kła.

– Co, je­śli mogę za­py­tać, tak bar­dzo cię roz­ba­wi­ło, że zde­cy­do­wa­łaś się za­kłó­cić lek­cję śpie­wa­nia? – za­py­ta­ła chłod­nym to­nem pan­na Bat. – Nikt inny się nie śmie­je. Może za­tem wy­ja­śnisz nam i też się po­śmie­je­my.

Mil­dred spoj­rza­ła na Maud i Enid. Ta pierw­sza z za­cie­ka­wie­niem przy­glą­da­ła się swo­im sto­pom, dru­ga pa­trzy­ła zaś w su­fit, wy­glą­da­jąc cał­kiem nie­win­nie.

– Cho­dzi o to… – za­czę­ła, jed­nak śmiech zwy­cię­żył i znów cał­ko­wi­cie ją obez­wład­nił.

W koń­cu i ta fala prze­szła. Dziew­czyn­ka stra­ci­ła dech, ale mo­gła mó­wić.

– No do­brze, Mil­dred – stwier­dzi­ła drżą­cym gło­sem pan­na Bat. Brzmia­ła ni­czym na­prę­żo­na stru­na skrzy­piec. – Cze­kam na roz­sąd­ne wy­jaś­nie­nie.

– Enid fał­szo­wa­ła – od­po­wie­dzia­ła uczen­ni­ca.

– No cóż, wąt­pię, żeby to był do­bry po­wód, aby za­de­mon­stro­wać brak do­brych ma­nier – za­wy­ro­ko­wa­ła na­uczy­ciel­ka. […]

Wkrót­ce Mil­dred po raz pierw­szy w no­wym se­me­strze po­wę­dro­wa­ła na dy­wa­nik do ga­bi­ne­tu dy­rek­tor­ki.

Oto ko­lej­ny tom przy­gód Mil­dred Hub­ble!

W no­wym se­me­strze Mil­dred nie chce być naj­gor­szą uczen­ni­cą w Aka­de­mii Cza­rów Pan­ny Cac­kle. Jed­nak sy­tu­acja szyb­ko wy­my­ka się spod kon­tro­li.