Strona główna » Obyczajowe i romanse » Jeden wieczór w Paradise

Jeden wieczór w Paradise

5.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 9788379453023

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Jeden wieczór w Paradise

Marianna już dawno przestała być szczęśliwa z  mężem, jednak nie zamierza w swoim życiu niczego zmieniać. Dla dobra rodziny oraz dzieci rezygnuje z własnych potrzeb i pragnień. Jeszcze do niedawna próbowała odnaleźć nić porozumienia z Pawłem, lecz nie widząc rezultatów swoich starań, postanowiła biernie przyglądać się z boku własnemu życiu. Jednak kiedy na horyzoncie pojawia się mężczyzna z przeszłości, o którym Marianna tak naprawdę nigdy nie zapomniała, kobieta postanawia postawić na szali swoje dotychczasowe życie i pomyśleć choć przez chwilę tylko o sobie. Wierność, uczciwość i zdrada nabiorą całkiem nowego znaczenia. Czy warto walczyć o związek za wszelką cenę?

 Jeden wieczór w Paradise to słodko-gorzka opowieść o dojrzewaniu do prawdy. Wzrusza i bawi do łez. Marianna musi stracić naprawdę wiele, aby w końcu dostrzec własne błędy i móc je naprawić. Tylko czy nie będzie już na to za późno?

Polecane książki

Rok 1990 obfitował w wydarzenia o dalekosiężnych konsekwencjach, z których często nie zdajemy sobie sprawy lub po prostu nie pamiętamy. O wiele bardziej utrwalony jest obraz roku 1989, który w Polsce kojarzony jest z kontraktem Okrągłego Stołu i wyborami czerwcowymi, zaś za granicą z Jesienią Ludów ...
Marzenia o dziennikarskiej karierze towarzyszą Emmie od dziecka. Zatrudnia się w lokalnej gazecie w stanie Waszyngton, ale szef zleca jej jedynie pisanie nekrologów. Wreszcie Emma dostaje szansę, by się wykazać – ma przeprowadzić wywiad z trzema finalistkami konkursu na świąteczne ciasto. Temat na c...
Materiał opisuje zmiany w zasadach przedłużania powierzenia stanowiska dyrektora. Od 26 stycznia 2017 to uprawnienie organu prowadzącego zostało zlikwidowane. Publikacja wskazuje typy szkół w których w okresie wdrażania reformy możliwe jest przedłużenie powierzenie maksymalnie do 31 sierpnia 2019 r....
Poradnik krok po kroku pomoże w zdobyciu wszystkich achievementów dostępnych w grze Fable III. Ponadto czytelnik znajdzie w nim wyczerpujący opis dostępnych w grze zdobyczy.Fable III - osiągnięcia - poradnik do gry zawiera poszukiwane przez graczy tematy i lokacje jak m.in. Złote klucze (Znajdźki)Sr...
Jakie na was, Ateńczycy, uczynili wrażenie moi oskarżyciele, nie wiem. Co do mnie, słysząc ich, ledwom nie zapomniał o sobie; tak mocno mówili do przekonania, choć prawdy, słowem mówiąc, żadnej nie wyrzekli. Najbardziej zaś z wielu fałszów, które wymyślili, nad tym się zdziwiłem, gdy mówili, że wam ...
Tekla już nie jest smutna i naburmuszona. Odnalazła uśmiech wraz z tatą i Panią z Bilbordu. Tym razem Smutek zaatakował jednak kogoś innego, dlatego Tekla rusza z odsieczą! Ponieważ dziewczynka wie, jak to jest, gdy opanowuje kogoś Smutek, postanawia pomóc nowemu – niezwykle smutnemu – chłopcu w kla...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Magdalena Majcher

OkładkaStrona tytułowaStrona redakcyjna

Copyright for the Polish Edition

© 2016 Edipresse Polska SA

Copyright for text © 2016 by Magdalena Majcher

Copyright photo © theartofphoto/Fotolia.com

Edipresse Polska SA

ul. Wiejska 19

00-480 Warszawa

Dyrektor ds. książek: Iga Rembiszewska

Redaktor inicjujący: Natalia Gowin

Produkcja: Klaudia Lis

Marketing i promocja: Renata Bogiel-Mikołajczyk

Digital i projekty specjalne: Katarzyna Domańska

Dystrybucja i sprzedaż: Izabela Łazicka (tel. 22 584 23 51),

Beata Konik (tel. 22 584 25 73),

Andrzej Kosiński (tel. 22 584 24 43)

Redakcja: Anita Rejch

Projekt graficzny okładki i stron tytułowych: Dolina Literek

Projekt layoutu, korekta i skład: Dolina Literek

Biuro Obsługi Klienta

www.hitsalonik.pl

mail: bok@edipresse.pl

tel.: 22 584 22 22

(pon.–pt. w godz. 8:00–17:00)

www.facebook.com/edipresseksiazki

ISBN 978-83-7945-302-3

Druk i oprawa: Lega, Opole

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kodowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych w całości lub w części tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw autorskich.

Mojemu mężowi, bez którego nie byłoby tej książki,
i synom, którzy są moją motywacją do działania

1

Marianna Dulewicz zaparkowała swojego wiekowego golfa wśród innych samochodów na osiedlu i odetchnęła z ulgą. Na najbliższe tygodnie mogła zapomnieć o obowiązkach służbowych. Dwumiesięczne wakacje to jedna z najważniejszych i niestety nielicznych zalet zawodu nauczyciela, o którym Polacy wciąż mieli błędne wyobrażenie. W opinii społeczeństwa Mania przez cały rok pracowała po pięć godzin dziennie, aby przez wolne popołudnia, weekendy, święta, ferie, wakacje wylegiwać się w łóżku i beztrosko przełączać kolejne kanały w telewizji. Grzechem byłoby nie wspomnieć o ciepłej, państwowej posadce, stabilnym zatrudnieniu, wysokiej pensji i lekkiej pracy. Lekkiej! Takie mądrości z pewnością powtarzali ci, którzy z zawodem nauczyciela nie mieli nic wspólnego. To ciężka i często niewdzięczna praca. Marianna zarwała wiele nocy, żeby na czas sprawdzić testy, z własnych pieniędzy przygotowywała materiały na zajęcia, kserowała ćwiczenia, przejmowała się losem swoich podopiecznych, zostawała dłużej w pracy, aby pomóc słabszym uczniom. Nie potrafiła inaczej. Była nauczycielem z powołania. Pracowała w zawodzie ponad dziesięć lat i, wbrew wcześniejszym zapewnieniom starszych koleżanek, nie wpadła w monotonię. Wciąż jej się chciało. Dawała z siebie sto, a nawet dwieście procent. Dlatego tak bardzo potrzebowała tych dwóch miesięcy wakacji. Latem ładowała akumulatory na kolejne dziesięć miesięcy ciężkiej pracy z uczniami i ich rodzicami. Z biegiem lat zaobserwowała, że to ci drudzy stają się coraz bardziej problematyczni. Była zdania, iż dzieci od wieków rodzą się takie same, tylko środowisko, a przede wszystkim matka i ojciec psują najmłodszych swoją roszczeniową postawą wobec świata.

A pieniądze? Nie wiedziała, dlaczego Polacy żyją w przekonaniu o wysokich zarobkach nauczycieli. Jej pensję pochłaniały opłaty i rata za kredyt hipoteczny. Po uregulowaniu rachunków zostawało jej na waciki. Zarobki Pawła, męża Marianny, również nie przekraczały średniej pensji krajowej. Ba! Jego wynagrodzenie było o kilkaset złotych niższe niż pensja przeciętnego Polaka.

Mimo tych trudności nigdy nie zrezygnowałaby ze swojej pracy. Robiła to, co kochała. Już od dziecka marzyła o tym, żeby w przyszłości zostać nauczycielką. Bawiła się w szkołę, prowadziła klasowy dziennik, jej maskotki zastępowały prawdziwych uczniów. Kiedy dziewiętnastoletnia Mania zdała maturę, złożyła dokumenty tylko na jeden kierunek. Na pedagogikę. Rodzice powtarzali jej, że powinna aplikować również na inny wydział. Przekonywali, iż warto zostawić sobie furtkę na wypadek, gdyby jej plan miał się nie powieść. Marianna jednak nie zamierzała ich słuchać. Postanowiła, że będzie nauczycielką, i w ogóle nie brała pod uwagę innej możliwości. Dopięła swego i skończyła studia. Nie przeszkodziła jej w tym nawet ciąża. Wyszła za mąż, urodziła Anię i zdobyła tytuł magistra.

Ania. Gdyby wiedza zdobyta przez Mariannę na studiach pedagogicznych i podczas lat praktyki w zawodzie mogła posłużyć nie tylko w pracy, ale również w domu…

Wyrwała się z zadumy. Spojrzała przez zabrudzoną przednią szybę samochodu. Okna mieszkania na trzecim piętrze były zamknięte. Ania powinna być już w domu. Zakończenie roku szkolnego w gimnazjum skończyło się około jedenastej. W tym czasie Marianna dopiero zaczynała ostatnie przed wakacjami spotkanie ze swoimi uczniami i z ich rodzicami. Przez głowę przemknęła jej myśl, żeby zadzwonić do Ani z prośbą o pomoc we wniesieniu kwiatów, ale szybko z niej zrezygnowała. Od kilku miesięcy nie potrafiła porozumieć się z córką, a każda prośba spotykała się z buntem nastolatki. Ania narzekała na rodziców, że ci wiecznie mają do niej pretensje, a jeśli nie pretensje, to zadania do wykonania. Marianna uważała, iż dziewczyna była już w takim wieku, że powinna mieć w domu swoje obowiązki, ale tego dnia nie zamierzała kłócić się z córką. Właśnie rozpoczynały się wakacje i Marianna nie chciała psuć sobie tego dnia. Zawsze mogła wnieść część kwiatów do mieszkania, a potem wrócić do samochodu po resztę, jeśli nie da rady zabrać wszystkiego za pierwszym razem.

Wysiadła z samochodu i otworzyła bagażnik. W tym roku rodzice jej uczniów szczególnie ją docenili. Od całej klasy dostała przepiękny kosz kwiatów oraz bon podarunkowy do Apartu. Dodatkowo każdy z wychowanków miał dla swojej pani bukiet lub przynajmniej pojedynczą różę. Uśmiechnęła się na widok kwiatów. Czuła, że jest lubiana przez uczniów i doceniania przez rodziców. Traktowała prezenty jako rodzaj podziękowania za wykonywaną pracę. Od wielu lat była najbardziej lubianą przez dzieci nauczycielką w szkole. Doceniła to również dyrekcja, nominując ją do nagrody dyrektora. W ubiegłym roku została wyróżniona przez prezydenta miasta. Była dumna z podkreślenia jej zasług, ale najważniejsze było dla niej uznanie w oczach uczniów. Dzieci niczego nie udawały, nie bawiły się w politykę. Ich podziw był szczery.

Zabrała się do pracy. Okazało się, że dwa kursy na górę i z powrotem nie wystarczyły. Gdy w końcu wniosła do mieszkania wszystkie kwiaty, z podziwem spojrzała na piętrzący się w przedpokoju stos bukietów. Każdego roku powtarzała sobie, że musi kupić dodatkowe wazony. Kiedy tylko wyrzucała zeschnięte kwiaty, jeszcze o tym pamiętała, ale już za chwilę wylatywało jej to z głowy. Tym razem nie było inaczej. Zorientowała się, iż mieszkanie jest puste, i zajęła się przygotowaniem wazonów na kwiaty.

Gdy uporała się ze wszystkimi bukietami, spojrzała na zegarek. Miała jeszcze godzinę, żeby odebrać Mateusza z przedszkola. Z czułością pomyślała o swoim młodszym dziecku. Od kilku tygodni rozemocjonowany przypominał rodzicom, że we wrześniu będzie starszakiem. Nie mogła uwierzyć, że jej maleńki synek tak szybko dojrzewał. A Ania? Piętnaście lat minęło zupełnie niepostrzeżenie.

Marianna wzięła prysznic, przebrała się i postanowiła zadzwonić do córki. Nastolatka od dłuższego czasu powinna być w domu, tymczasem w mieszkaniu nadal panowała cisza. Ania nie wspominała o swoich planach na dziś, dlatego Mania wyszła z założenia, że po zakończeniu roku córka wróci do domu. Razem z mężem dawali jej dużo swobody, ale stawiali przy tym jeden warunek. Mieli zawsze być poinformowani o tym, gdzie i z kim przebywa oraz o której zamierza wrócić. Marianna westchnęła głośno. Wszystko wskazywało na to, że będzie musiała znów porozmawiać z córką. Jej telefon nie odpowiadał.

Jedno krótkie spojrzenie na zegarek wystarczyło, aby zrozumieć, że jeśli zaraz nie wyjdzie z domu, spóźni się do przedszkola. Mateusz nie znosił, kiedy przychodzili po czasie, bo wtedy musiał być razem z dziećmi z innej grupy, co bardzo go stresowało. Marianna i Paweł wiele razy mu tłumaczyli, że nawet jeśli pani zaprowadzi go do sali obok, rodzice nie będą mieli problemu z odnalezieniem go w przedszkolu, jednak do niego nie trafiały żadne argumenty. Zawsze musieli odebrać go przed piętnastą.

Marianna skierowała się prosto do sali, w której na co dzień przebywały Żabki. Odszukała wzrokiem swojego syna i uśmiechnęła się do niego szeroko. Mateusz od razu ją zauważył.

– Mama! – wrzasnął rozemocjonowany i już biegł w jej stronę.

Wychowawczyni chłopca spojrzała w stronę drzwi i dostrzegła w nich Mariannę, którą, tak na marginesie, kojarzyła mgliście ze studiów. Świat był mały. Gdyby spotkały się w innych okolicznościach, z pewnością przeszłyby na „ty”, jednak w przedszkolu zachowywały bezpieczny dystans.

– Dzień dobry – przywitała się Marianna. – Jak zachowywał się dziś Mati?

– No, już nie będę na niego skarżyć! – przyznała ze śmiechem nauczycielka. – Mogło być lepiej, ale dostrzegam małą poprawę, więc nic nie mówię. To co, Mati? Widzimy się po wakacjach?

– Taaaak! – krzyknął Mateusz i już go nie było.

Marianna poszła za nim w stronę szatni, pomogła mu zasznurować adidasy i wyszli razem z przedszkola.

– Mamaaa! – zawołał, zabawnie akcentując drugą sylabę. – Dziś jesteś autem czy na nogach?

– Jestem człowiekiem – uśmiechnęła się.

– Ale przyjechałaś autem czy przyszłaś po mnie na nogach? – dopytywał chłopczyk.

– Przyjechałam autem – odpowiedziała.

– To szkoda – zauważył ze smutkiem Mateusz.

– Dlaczego?

– Boooo… Bo nasza pani mówiła, że jak są wakacje, to musimy dużo spacerować i dużo przebywać na świeżym powietrzu, to wtedy będziemy zdrowsi. Wiesz, mamooo?

– Twoja pani jest bardzo mądra i ma rację, ale dziś, niestety, przyjechałam autem, bo z pewnością spóźniłabym się, gdybym miała po ciebie przyjść pieszo. A tego byś chyba nie chciał, prawda? – zasugerowała.

– Nieee! – odpowiedział z wrzaskiem przerażony Mateusz. – A wiesz, mamooo? Dzisiaj jest pierwszy dzień wakacji, a mówiliście mi z tatą, że w pierwszy dzień wakacji będzie nowy numer gazetki z Lego Ninjago.

– Kochanie, dziś jest ostatni dzień przedszkola, a pierwszy dzień wakacji będzie w poniedziałek.

– Poniedziałek jest jutro?

Chłopiec nie poddawał się.

– Jutro jest sobota – powiedziała Marianna. – Wskakuj do samochodu.

Zapięła go w foteliku, po czym sama wgramoliła się na siedzenie kierowcy i przekręciła kluczyk w stacyjce.

– Mamooooo! Pasy! – wrzasnął pięciolatek z tylnego siedzenia. Marianna grzecznie zapięła pasy, po czym uradowany Mateusz mówił dalej: – Mamo! Nie rozumiem! Dziś jest ostatni dzień przedszkola, jutro nie jest poniedziałek, a mówisz, że dopiero w poniedziałek jest pierwszy dzień wakacji i… i… To kiedy będzie Lego Ninjago?

– W poniedziałek – przyznała Marianna, rozglądając się w prawo i w lewo, czy żaden samochód nie zbliża się do skrzyżowania, na którym znajdował się ich golf. – Kochanie, jutro jest weekend, dlatego formalnie uznaje się, że wakacje rozpoczynają się w poniedziałek, to znaczy jak już się ten weekend skończy.

– Weekend? – zdziwił się Mati. – Czyli tatuś ma jutro wolne?

– Tak, tatuś ma jutro wolne – powiedziała Marianna, włączając się do ruchu.

– Fajnie – przyznał Mateusz i na chwilę zapadła cisza.

Mania wiedziała, że ten moment nie będzie trwał wiecznie. Zbyt dobrze znała swoje dziecko, więc nie zdziwiła się, kiedy po dziesięciu sekundach synek znowu się odezwał.

– A wiesz, mamooo? Dzisiaj rozmawialiśmy z naszą panią o wakacjach. Pytała nas, czy już mamy te… no… plony na wakacje!

– Chyba plany – poprawiła go Marianna.

– No właśnie, plany! Mamo, a jest takie słowo? Plony?

– Jest – przyznała niechętnie.

Przez chwilę rozważała, czy nie okłamać swojego dziecka, gdyż wiedziała, z czym wiązała się prawda. Zaraz będzie musiała długo, szczegółowo i wyczerpująco odpowiadać na pytania pięciolatka. Zrezygnowała jednak z zamiaru małego oszustwa. Kiedyś postanowiła, że zawsze będzie szczera wobec dzieci.

– Tak? – Mateusz był wyraźnie podekscytowany. – A co to znaczy?

Niby takie oczywiste, ale jak wytłumaczyć pięcioletniemu dziecku, co to są „plony”?

– Żniwa, zbiory… – spróbowała.

– Co to żniwa? – Mati natychmiast zareagował.

– Plony – wyjaśniła rezolutnie.

– Mamo! – Mateusz upomniał ją z tylnego siedzenia. – Co to są plony?

Zastanowiła się jeszcze raz. Nikt nie przygotował jej na takie pytanie. Nie powiedzieli na studiach, jak pomóc pięcioletniemu dziecku zrozumieć definicję słowa „plony”. Nie dostała tej wiedzy również w pakiecie z macierzyństwem.

– Kochanie – spróbowała jeszcze raz dyplomatycznie – jeśli ktoś jest rolnikiem i ma duże pole, to wszystko, co daje ziemia, a on później zbiera, to są właśnie plony.

– Aha. – Mateusz nie był przekonany, ale jak na razie odpuścił.

Marianna zaparkowała właśnie przed supermarketem i dziecko skupiło się na najbliższej przyszłości. Chciał koniecznie wiedzieć, w jakim celu przyjechali do sklepu i co będą kupować. Kiedy już uzyskał odpowiedź i dowiedział się, że wezmą coś na obiad, wrócił do tematu magazynu z Lego Ninjago. Kazał sobie pokazać na palcach, za ile dni będzie mógł pójść do kiosku i kupić ulubioną gazetkę. Kiedy Marianna cierpliwie wyjaśniła mu, że jeszcze trzy razy musi pójść spać i wstać rano, żeby dostać pisemko, odetchnął z ulgą. Stwierdził, że to wcale nie tak dużo i jest w stanie poczekać te trzy „pójścia spać i wstawania rano”.

Marianna uśmiechnęła się do siebie. Pierwszy kryzys zażegnany. Zdawała sobie sprawę, że nadchodzące wakacje nie będą lekkie. Ania wkroczyła w trudny wiek dojrzewania, Mateusz obecnie znajdował się na etapie pytań w stylu „A dlaczego? A jak? A kiedy?” i – obowiązkowo – „Dlaczego tak długo?”. Denerwował się, kiedy rodzice powtarzali, że musi na coś poczekać. Mati z natury był dzieckiem bardzo niecierpliwym i po prostu nie lubił czekać na cokolwiek. Na obiad, na czekoladę, na gazetkę z Lego Ninjago, na swoje urodziny, na ulubioną bajkę. Wszystko chciał dostać już, natychmiast, teraz.

Usiłowała przypomnieć sobie, co jest w lodówce, i zastanowiła się, co musi kupić, żeby wyczarować smaczny obiad. Było gorąco, więc nie zamierzała tkwić długo w kuchni. To musiało być coś szybkiego. W końcu wybór padł na spaghetti, na co Mateusz zareagował ogromnym entuzjazmem. Uwielbiał spaghetti!

Do domu dotarli kilka minut po szesnastej. Ania była już na miejscu. Z jej pokoju dobiegała głośna muzyka. Marianna westchnęła ciężko. Nie pamiętała, aby za czasów, gdy sama była nastolatką, młodzież słuchała muzyki pozbawionej głębszego sensu, za to wyposażonej we wszystkie przekleństwa, jakie tylko znał język polski. Zapukała do pokoju, a kiedy nie usłyszała żadnej odpowiedzi, odczekała kilka sekund i weszła do pokoju córki. Ania leżała na łóżku.

– Czy mogłabyś to ściszyć? – poprosiła. – Właśnie wróciłam z Matim do domu i wolałabym, aby nie wysłuchiwał tych wszystkich przekleństw.

Nastolatka wzruszyła ramionami, bez słowa wstała z łóżka i wyłączyła płytę. Marianna nie poznawała własnej córki. To da się tak bez narzekania? Nie chciała jednak wywoływać kolejnej kłótni, dlatego zachowała tę uwagę dla siebie i spytała o zakończenie roku szkolnego. Tę kwestię dziewczyna również podsumowała wzruszeniem ramion.

– Zaniemówiłaś? – zapytała Marianna.

Zdała sobie sprawę, że powiedziała to zbyt agresywnie, ale nie potrafiła się powstrzymać. Z córką od kilku miesięcy działo się coś bardzo, bardzo złego.

I znowu ten wymowny, jakże denerwujący gest! Miała ochotę krzyczeć, ale nakazała sobie spokój. Wiedziała, że kłótnie nic tu nie dadzą, jedynie pogorszą sytuację.

– Gdzie twoje świadectwo? – zapytała.

Ania wskazała palcem dokument leżący na biurku. Marianna podeszła w tym kierunku i wzięła go do ręki. Doskonale wiedziała, jakich stopni spodziewać się na zakończenie roku – w ubiegłym tygodniu była na wywiadówce, a jednak ten widok napawał ją smutkiem. Zachowanie – nieodpowiednie. Język polski – dostateczny. Język angielski – dopuszczający. Niemiecki – dopuszczający. Matematyka – dopuszczający. Historia – dostateczny. Fizyka – dopuszczający… Marianna przeleciała wzrokiem oceny córki. Trzy dostateczne i same dopuszczające. Aż się w niej zagotowało. W oczach zaszkliły się łzy. Nie tego spodziewała się po swojej inteligentnej, niegdyś ambitnej córce. Co się stało z tamtą dziewczyną?

– Jesteś z siebie dumna? – zapytała Anię, odkładając świadectwo na miejsce. – Zaraz ojciec wróci z pracy. Z pewnością będzie zadowolony…

Ania znów wzruszyła ramionami. Po raz czwarty.

Marianna nie wytrzymała i wrzasnęła na córkę.

– A ty co, niemową nagle jesteś? Odpowiedz!

– Nie – powiedziała krótko.

– Co nie? Nie jesteś niemową czy nie jesteś z siebie dumna? – dopytywała Mania.

– Nie jestem z siebie dumna – odparła dziewczyna.

Mówiła w sposób co najmniej… dziwny. Jakby coś przeszkadzało jej w buzi. Jakby miała „kluskę” w gardle. Czyżby nabawiła się anginy?

Marianna spojrzała na nią zaniepokojona, a nastolatka spuściła wzrok. Wiedziała, że to właśnie lato oraz wysoka temperatura są najbardziej zdradliwe i wtedy najszybciej można zachorować na anginę.

– Coś cię boli?

– Nie – zaprzeczyła szybko Ania.

– To dlaczego tak dziwnie mówisz?

Nastolatka wzruszyła ramionami.

Marianna spojrzała na zegarek i postanowiła odpuścić, przynajmniej teraz. Mogły wrócić do tej rozmowy później. Zaraz Paweł miał wrócić z pracy, z pewnością wściekle głodny. Mania również od rana nie miała niczego w ustach. Mati z pewnością nie zjadł obiadu w przedszkolu, idąc przykładem najlepszego kolegi, który był strasznym niejadkiem. A Ania… Marianna machnęła ręką. Mogła porozmawiać z nią potem. Teraz i tak raczej nie zanosiło się na porozumienie.

Poszła do kuchni, a po chwili dołączył do niej Mateusz. Podczas gdy ona przygotowywała obiad, chłopiec postanowił wrócić do porzuconego tematu „plonów” na wakacje.

– Mamooo! – zaczął, standardowo przeciągając ostatnią sylabę. – Pani Kasia dzisiaj rozmawiała z nami o naszych pla–nach – zaakcentował wyraźnie pierwszą samogłoskę – na wakacje. Pytała, czy wyjeżdżamy gdzieś z naszymi rodzicami. Bo pani Kasia jedzie ze swoim mężem i z dziećmi do Kołobrzegu! Mamo, a gdzie jest Kołobrzeg?

– Całkiem niedaleko miejscowości, do której my jedziemy w tym roku – wyjaśniła.

– Niedaleko Ustronia Morskiego? – upewnił się chłopczyk, a Marianna potwierdziła skinieniem głowy. – Łoooo! To może spotkamy się z panią Kasią w tym, no… Kołobrzegu albo w Ustroniu Morskim?!

– Zobaczymy. Wakacje są długie. Wcale nie jest powiedziane, że pani Kasia będzie tam w tym samym terminie co my.

– A kiedy my tam będziemy? – spytał Mateusz.

– Wyjeżdżamy piętnastego lipca – wyjaśniła Marianna.

– Za ile będzie piętnasty lipca? – drążył temat młody Dulewicz.

Mańka westchnęła. Kochała syna i córkę najmocniej na świecie, ale czasem była po prostu zmęczona. Paweł był raczej dobrym ojcem, ale miał staroświeckie poglądy na temat wychowania dzieci. Według niego obowiązkiem kobiety była codzienna opieka i zajmowanie się najmłodszymi członkami rodziny. On mógł, ale nie musiał. Marianna dawno przestała walczyć z mężem. Kiedy Ania była mała, naiwnie wierzyła, że jest w stanie zmienić głęboko zakorzenione wzorce swojego mężczyzny. Miotała się i urządzała karczemne awantury. Teraz nie miała na to siły ani ochoty. Akceptowała rzeczywistość i nie zamierzała jej zmieniać. Anię urodziła w wieku dwudziestu jeden lat. Miała w sobie cechy typowej dwudziestolatki. Była przekonana, że jest w stanie zmienić świat. Młoda, pewna siebie, nieco zbuntowana, trochę też naiwna. Mieszanka wybuchowa. W wynajmowanym przez Dulewiczów mieszkaniu każdego dnia dochodziło do głośnych kłótni. Marianna wściekała się, że jej świeżo poślubiony mąż nie potrafił wpasować się w schematy narzucone przez żonę. Paweł złościł się, że ona próbuje dyktować mu warunki. Awantury były na porządku dziennym, ale po każdej burzy wychodziło słońce. Mania miała przynajmniej pewność, że to, co łączy ją z Pawłem, to miłość. A teraz?

Drugi raz została mamą w wieku trzydziestu jeden lat. Macierzyństwo przeżywała w zupełnie inny sposób niż dziesięć lat wcześniej. Mogłoby się wydawać, że przy pierwszym dziecku było więcej strachu, niepewności. Nie w tym przypadku. Kiedy urodziła Anię, była zbyt młoda, żeby w stu procentach zdawać sobie sprawę z pewnych zagrożeń. Później nasłuchała się o ludzkich dramatach, przeczytała w internecie o chyba wszystkich możliwych chorobach, jakie tylko mogą dotknąć najmłodszych. To właśnie teraz, przy drugim dziecku, była matką przewrażliwioną. Wydawało jej się, że kocha Anię i Mateusza tak samo, a jednak to młodsza pociecha była ukochanym, wypieszczonym synkiem mamusi.

Szybko przeliczyła w myślach, ile czasu zostało do wyczekiwanego przez całą rodzinę – z wyjątkiem Ani – wyjazdu.

– Trochę ponad dwa tygodnie – wyjaśniła Mateuszowi.

Chłopczyk widocznie musiał przetrawić tę informację, gdyż przez dłuższą chwilę panowała cisza. Marianna spojrzała na synka i poczuła przypływ tej niesamowitej, niekończącej się miłości. Był idealny. Ciemne, gęste, długie rzęsy, duże, zielone oczy i włoski w kolorze ciemny blond. Podeszła do syna, mocno go przytuliła i poczochrała pieszczotliwie po włosach.

– Ejjj! – Mateusz zareagował natychmiast. – Zniszczysz mi fryzurę!

– Przepraszam – powiedziała ze śmiechem i powróciła do przygotowania sosu do makaronu.

Chłopiec chyba już przestał roztrząsać termin wyjazdu na wymarzone wakacje, bo zmienił główną myśl, pozostając jednak w klimatach okołourlopowych.

– Mamooo! A wiesz, że Bartek nigdzie nie jedzie na wakacje?

Bartek był kolegą z grupy Mateusza. Marianna kilkakrotnie minęła się w szatni z mamą chłopca, która samotnie go wychowywała. Musiało być jej bardzo ciężko. Kiedyś Mati powiedział, iż „Bartek jest tak biedny, że nosi stare i śmierdzące ciuchy”. Marianna koniecznie chciała wiedzieć, skąd syn wytrzasnął takie informacje. Była pewna, że nie wymyślił tego sam. Okazało się, iż takie mądrości powtarza jeden z kolegów chłopca. Typowy przykład dziecka z nowobogackiego domu. Mania odbyła wtedy z Mateuszem poważną rozmowę. Wytłumaczyła synkowi, że nigdy nie można śmiać się z drugiej osoby z powodu gorszych ubrań czy zabawek. Nie to miało świadczyć o człowieku. Przecież Bartek był bardzo dobrym kolegą, przekonywała Matiego, co on potwierdził mądrym wzrokiem i skinieniem głowy. Mateusz bardzo chętnie bawił się z Bartkiem w przedszkolu, jednak co jakiś czas w ich domu powracał jego temat.

– To przykre – skomentowała Marianna. – Na pewno Bartek bardzo chciałby gdzieś pojechać, ale jego mama widocznie nie ma pieniędzy na taki wyjazd i nie mogą sobie na to pozwolić…

– Tak – potwierdził przejęty Mateusz. – Ale powiedziałem mu, żeby się nie przejmował, bo jego mama zawsze może zadzwonić do bociana i na pewno wtedy pojadą na wakacje nad samo morze!

– Gdzie? – zapytała zszokowana.

– No mamo, nie wiesz? – Teraz z kolei on był zdziwiony. – „Jeśli nie masz siana, zadzwoń szybko do bociana!” – zacytował fragment często powtarzanej reklamy telewizyjnej.

Mania roześmiała się głośno. Mały był obłędny! I jak tu go nie kochać?

Po chwili do domu wrócił Paweł. Wyćwiczona przez lata wspólnego życia i starannie naoliwiona machina ruszyła. Szybkie przywitanie, standardowe „Jak dzień?” bez oczekiwania na konkretną odpowiedź, „Dzieci w domu? Co na obiad?” i już go nie było. Wyskoczył ze swojego służbowego garnituru, a potem w koszulce i bokserkach rozłożył się wygodnie na kanapie. Najwidoczniej zapomniał o czymś arcyważnym, jak na przykład zimne piwo czy pilot od telewizora, bo po chwili zaczął nawoływać żonę.

– Mańka! Możesz tu na chwilę?

Marianna była wściekła, odkąd tylko Paweł wszedł do domu. Każdego dnia przed powrotem męża z pracy miała cichą nadzieję. Na to, że tym razem będzie inaczej, a ona przestanie być tylko elementem krajobrazu, który, w zależności od potrzeb pana i władcy, przybiera postać sprzątaczki, kucharki, służącej, opiekunki do dzieci. I tak dalej, i tym podobne, niepotrzebne skreślić. Marianna nie potrafiła jednoznacznie wskazać momentu, gdy w jej małżeństwie zaczęło się psuć. Wiedziała, że w dużym stopniu była to jej wina. Pozwoliła na taki stan rzeczy, nie postawiła sprawy jasno. Kiedy wyszła za mąż, była bardzo młodą dziewczyną, pełną wiary we własne ideały. Na początku wrzeszczała, głośno dopominając się o swoje, ale w końcu, po karczemnej awanturze oraz seksie na zgodę, odpuszczała i sama robiła to, o co jeszcze przed chwilą tak głośno walczyła. Brakowało jej konsekwencji. Paweł był typowym przykładem maminsynka. Nie wychowała go matka, nie wychowała go żona. Teraz, w wieku trzydziestu siedmiu lat, było już za późno na jakąkolwiek zmianę. Mania mogła tylko biernie przyglądać się biegowi wydarzeń.

To nie tak, że zawsze było źle. Zdarzały się dobre chwile, jednak… było ich coraz mniej. Gdyby ktoś przyjrzał im się z zewnątrz, nie domyśliłby się, iż w ich małżeństwie dzieje się coś złego. Publicznie zawsze odnosili się do siebie z szacunkiem, mieli dwoje wspaniałych dzieci, choć starsza córka mogła wydawać się nieco problematyczna przez ostatni czas. Raz w roku jeździli razem na wakacje, zawsze nad ukochany Bałtyk. Weekendy spędzali wspólnie, czasem zabierali dzieci i wyruszali na wycieczkę. Odwiedzali swoich rodziców, w święta zawsze zapraszali do siebie seniorów. Ona – szanowana i lubiana nauczycielka, on – elegancki pracownik obsługi klienta w jednym z renomowanych banków. Od dwunastu lat na tym samym stanowisku, prychnęła Marianna.

Postanowiła nie reagować na nawoływania męża. Był dorosły i w pełni samodzielny. Nie zamierzała go dłużej wyręczać. Próbowała już obrać taką taktykę kilkakrotnie, jednak za każdym razem poddawała się. Obiecała sobie, że tym razem będzie inaczej.

Wściekły Paweł wszedł do kuchni. Kiedy żona nie odpowiadała na jego wezwania, postanowił osobiście sprawdzić, co w nią tym razem wstąpiło.

– Mańka! Wołam cię od pięciu minut.

– Jestem zajęta – oznajmiła.

– Czym? Pilnowaniem, żeby makaron się nie przypalił? – rzucił ironicznie. – Nic by się nie stało, gdybyś przyszła do mnie na chwilę.

– A co tym razem było aż tak ważnego?

– Teraz to już nic, skoro tu przyszedłem! – powiedział obrażony, po czym skierował się w stronę lodówki.

Nie pomyliła się. Zabrakło zimnego piwa pod ręką.

A przecież mogło być inaczej. Mogło?

2

Wprzeciwieństwie do zdecydowanej większości populacji na świecie Marianna uwielbiała zmywać. Robiła to niezwykle starannie i powoli. To był jej czas. Czas, gdy mogła spokojnie przemyśleć i przeanalizować swoje życie. Przeanalizować. Od miesięcy nie robiła nic innego, tylko analizowała. Swoją przeszłość oraz małżeństwo. Nie potrafiła wskazać momentu, gdy poczuła się nieszczęśliwa. Nie wiedziała, co się stało pomiędzy nią a Pawłem. Chyba po prostu dopadła ich proza życia. Marianna nie potrafiła przebywać dłużej niż pięć minut w tym samym pomieszczeniu co jej mąż. Nie mogła patrzeć na jego niechlujstwo, a nade wszystko nie potrafiła znieść jego oziębłości. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym częściej dochodziła do wniosku, iż Paweł zaczął ją irytować samą swoją obecnością, kiedy przestał dostrzegać jej kobiecość. Przy swoim mężu czuła się przezroczysta. Początkowo próbowała ratować gasnący płomień namiętności. Nowa fryzura, buty na wysokim obcasie, kusząca bielizna. Nic z tego. Już nawet nie chodziło jej o sam seks, ale o dotyk. Paweł po prostu przestał ją dotykać. Traktował jak obcą osobę. Mania podejrzewała, że mąż ma romans, ale szybko została pozbawiona złudzeń. Romans mógłby tłumaczyć zachowanie męża, jednak wszystko wskazywało na to, że przestał ją zauważać ot tak, po prostu, bez głębszej przyczyny. Gdyby Paweł miał kochankę, z pewnością nie chodziłby w dziurawych bokserkach i przetartych skarpetkach. Musiałby wtedy zainteresować się swoim wyglądem, tymczasem Marianna odnosiła wrażenie, że gdyby nie praca, kompletnie zaniechałby dbania o higienę. Czy zawsze taki był? Całkiem możliwe, ale kiedyś przynajmniej się starał. Od dłuższego czasu zachowywał się natomiast jak… Ech, szkoda gadać! Skojarzenia nasuwały się same – Mania i Paweł byli niczym stare, dobre małżeństwo. W dzisiejszych czasach piętnastoletni staż to już osiągnięcie, więc o ile przymiotnik „dobre” niekoniecznie oddawał naturę związku Dulewiczów, o tyle można było ich nazwać „starym” małżeństwem. Marianna zastanowiła się, jak to wyglądało w innych związkach z podobnym stażem. Czy można było tego uniknąć?

Właściwie nie mieli większych problemów. Kiedyś Mania próbowała porozmawiać z mężem o ich małżeństwie, ale ten szybko zakończył dyskusję. Wszyscy członkowie ich rodziny byli zdrowi, mieli co jeść, gdzie spać, na koncie udało im się odłożyć trochę oszczędności, pozostawali sobie wierni, w ich domu nie było żadnej patologii, takiej jak alkoholizm czy przemoc domowa. Więc o co tak naprawdę chodziło Mariannie? Czy seks był dla niej aż tak ważny? Natychmiast zrugała się w myślach. Oczywiście, że nie. Nie chodziło tylko o seks, chociaż jasne, że byłoby miło, gdyby mąż czasem miał ochotę na swoją żonę. Tymczasem odnosiła wrażenie, jakby tylko ona była zainteresowana intymną stroną ich pożycia. A raczej jej brakiem. Seks nie był źródłem, a raczej skutkiem ich problemów. Paweł nie dostrzegał w swojej żonie kobiety. W jego mniemaniu Marianna była przede wszystkim matką jego dzieci oraz gospodynią domową. Gdzieś po drodze jeszcze przynosiła do domu pieniądze, aby uregulować opłaty i przelać do banku kolejną ratę kredytu. Na tym kończyła się jej rola. Mania doszła do wniosku, że Paweł chyba najzwyczajniej w świecie nie potrzebował kobiety. Już nie. Potrzebował kogoś, kto zadba o dzieci i mieszkanie. Kogoś, kto poda obiad do stołu, wyprasuje koszulę. Nie rozumiał jej fanaberii i ciągłych narzekań. Jego rodzice żyli tak przez ponad czterdzieści lat, dlaczego więc oni mieliby być z tego powodu nieszczęśliwi?

Mania tymczasem pragnęła czegoś więcej. Po cichu godziła się na swoją rolę kury domowej, ale brakowało jej tego błysku w oczach męża. Podziwu i pożądania. Może była próżna, ale potrzebowała podobać się mężczyźnie. Chciała być doceniana, podczas gdy mąż zdawał się jej nie dostrzegać, a co dopiero mówić o fascynacji.

Starannie ułożyła naczynia na suszarce i wytarła mokre dłonie w ręcznik. Postanowiła porozmawiać z Anią i wyjaśnić, co córka robiła po zakończeniu roku, podczas gdy powinna być w domu. Po drodze zajrzała jeszcze do pokoju Mateusza, który właśnie rozgrywał decydującą bitwę superbohaterów. Zamknęła za sobą bezszelestnie drzwi i zapukała do Ani. Nie zdziwiła się, gdy odpowiedziała jej tylko cisza. Policzyła w myślach do pięciu i otworzyła drzwi. Nastolatka siedziała ze słuchawkami w uszach przed komputerem. Kiedy dostrzegła wchodzącą do pokoju matkę, speszona szybko zamknęła przeglądarkę internetową i spojrzała na Mariannę pytającym wzrokiem. Poprosiła córkę, żeby wyłączyła komputer, bo najwyraźniej czekała je dłuższa rozmowa. Ania westchnęła demonstracyjnie, ale bez słowa wykonała polecenie mamy.

– Kochanie – zaczęła Marianna spokojnie – chciałabym z tobą porozmawiać o zasadach panujących w tym domu. Myślałam, że wyraziliśmy się z tatą jasno. Według moich obliczeń najdalej po jedenastej powinnaś być w domu. Nie powiedziałaś, gdzie idziesz. Poczekaj! – zareagowała natychmiast, kiedy tylko dostrzegła minę nastolatki. – Nic nie mów! Pozwól mi skończyć. Nie zamierzam zamykać cię w czterech ścianach, po prostu martwię się o ciebie i chciałabym wiedzieć, co robisz. Abyśmy mogli ci zaufać, musisz wykazać się dojrzałością. Znikanie bez słowa z pewnością nie jest zbyt mądre. Więc – przeszła w końcu do sedna – dowiem się, gdzie byłaś?

Ania wzruszyła ramionami. Ten jakże wymowy gest doprowadzał jej matkę do szewskiej pasji. Czy ta dziewczyna na dobre zatraciła zdolność komunikacji? I co to w ogóle miało znaczyć? Tym ruchem okazywała kompletny brak szacunku.

– Ania, na litość boską! Rozmawiaj ze mną! – zażądała Marianna. – Gdzie dzisiaj byłaś? Której części pytania nie rozumiesz?

– Tu i tam – bąknęła dziewczyna pod nosem.

Mania z niepokojem zorientowała się, że nastolatka nadal dziwnie mówi. Chyba rzeczywiście była przeziębiona.

– Chcesz coś na ból gardła? – dopytywała.

Ania pokręciła głową.

– Co się z tobą dzieje? Jesteś chora? Dzisiaj nic nie zjadłaś, a przecież na obiad było twoje ulubione spaghetti – zauważyła całkiem sensownie.

– Nie byłam głodna – przyznała nastolatka.

Mania spojrzała na córkę z niepokojem. Dość tego! Jeśli Ania była chora, trzeba było ją zagonić do łóżka i podać aspirynę.

– Otwórz buzię i pokaż gardło – zażądała.

Ania zaprotestowała. Z tylko sobie znanych powodów pod żadnym pozorem nie zamierzała pokazać matce swojego gardła. Marianna uznała zachowanie córki za irracjonalne. Przecież nawet jeśli Ania miała chore gardło, ona nie zamierzała się na nią złościć. Niby dlaczego miałaby denerwować się na nastolatkę z powodu jej przeziębienia? Przez dłuższą chwilę próbowała zmusić córkę do otwarcia ust, aż ta w końcu skapitulowała.

Marianna wrzasnęła na widok tego, co zobaczyła.

– Co to jest?! – Nie dowierzała własnym oczom.

– Kolczyk – wyjaśniła rzeczowo dziewczyna.

– Przecież widzę, że nie kaktus! Skąd… kiedy… – Nagle zabrakło jej słów. – Kto ci to zrobił?!

– Spokojnie, mamo. To profesjonaliści – wyjaśniła Ania, sepleniąc. Teraz przynajmniej Mania rozumiała, skąd ta dziwna mowa u córki. – Zrobiłam to w salonie piercingu i tatuażu.

– Salonie piercingu i tatuażu? – powtórzyła bezmyślnie, po czym odzyskała zdolność myślenia. – PAWEŁ!!! Chodź tutaj szybko! Twoja córka ma kolczyk w języku!

Oczywiście Paweł nie pofatygował się do pokoju nastolatki. Mało tego, nawet nie ruszył się sprzed telewizora, więc Marianna uznała, że musi działać osobiście. Wtargnęła do salonu, który jednocześnie pełnił funkcję małżeńskiej sypialni, i oznajmiła zdziwionemu mężowi, że jego córka przebiła sobie język. Paweł zbladł.

– Jak to… przebiła sobie język? Czym?

– W salonie piercingu i tatuażu, o czym mnie właśnie poinformowała. Ma wielką dziurę w języku, a w samym jej środku obrzydliwy, metalowy kolczyk.

– Matko boska, po co jej to?! – Paweł był przerażony.

Marianna wzruszyła ramionami.

– Możesz sam ją o to zapytać.

W mieszkaniu Dulewiczów rozpętało się prawdziwe piekło, którego sprawcą, oczywiście, była piętnastoletnia Ania, a konkretnie – jej kolczyk w języku. Rodzice stanowczo zażądali, aby dziewczyna wyjęła tę wątpliwą ozdobę, a Ania równie stanowczo odmówiła. Ojciec zagroził, że odetnie jej kieszonkowe, na co córka zareagowała wzruszeniem ramion. Matka dała jej dozgonną karę na komputer, co również nie przekonało Ani. W końcu, po długich negocjacjach uzgodniono, że może zachować kolczyk na czas wakacji, ale do szkoły wróci już bez niego. Marianna nie do końca była zadowolona z takiego obrotu spraw, ale postanowiła odpuścić. Jakoś przecierpi te dwa miesiące, a potem pozbędzie się kolczyka z języka Ani raz na zawsze.

Marianna długo nie mogła zasnąć, przewracając się z boku na bok. Po drugiej stronie łóżka Paweł spał niczym niemowlę. Głośno chrapał, co również przyczyniało się do jej problemów ze snem. Ale to, co nie pozwalało jej pogrążyć się w objęciach Morfeusza, to przede wszystkim kryzys w małżeństwie i problemy z nastoletnią córką. Mania sama już nie wiedziała, jak rozmawiać z córką i mężem. Miała wrażenie, jakby nagle znalazła się w domu pełnym obcych, którzy pojawili się na miejscu Ani i Pawła. Jedynie Mateusz był ten sam, co zawsze.

Coraz częściej zastanawiała się, czy zadecydowała właściwie. Kiedy brała ślub, była w piątym miesiącu ciąży, więc nie miała dużej możliwości wyboru, ale przecież nikt nie zmusił jej do tego, żeby spotykała się wówczas z Pawłem i poszła z nim do łóżka. Z uczuciem żalu pomyślała o swojej najlepszej przyjaciółce, Natalii. Znały się od liceum, swego czasu były nierozłączne. Jakże inaczej potoczyły się ich losy. Natalia, owszem, spotykała się z chłopakami, ale do żadnego nie przywiązywała się na dłużej. Powtarzała, iż na stały związek przyjdzie jeszcze czas, a teraz zamierzała się bawić, studiować i wdrażać w życie swój pomysł na biznes. Wiedziała, czego chce, i miała jasno sprecyzowane cele. Nie chciała żyć tak jak większość społeczeństwa, od pierwszego do pierwszego. Tłumaczyła ze śmiechem zdziwionej Mani, że ślub, dziecko, owszem, ale dopiero, gdy zarobi pierwszy milion. Marianna nie wiedziała, na ile te zapewnienia okazały się prawdziwe, jednak bardzo dobra sytuacja materialna Natalii stała się faktem. Dziewczyna wykorzystała znajomości, dotacje z Unii, wzięła kredyt z banku i otworzyła aptekę. Zapytana, dlaczego zainwestowała właśnie w ten biznes, tłumaczyła, że ludzie zawsze będą chorować i potrzebować lekarstw. Mania pomyślała, że to nawet logiczne. Obecnie Natalia była właścicielką sieci aptek, zatrudniała ponad osiemdziesiąt osób i zarabiała naprawdę duże pieniądze. Pięć lat temu urodziła córkę, rówieśnicę Mateusza. Zdążyła już rozwieść się z ojcem Lilianki, gdyż, jak powtarzała, małżeństwo okazało się przereklamowane i zdecydowanie nie dla niej. Czy Natalia była szczęśliwa? Marianna nie potrafiła jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie, chociaż były najlepszymi przyjaciółkami. Natalia kilka razy w roku wybierała się na egzotyczne wakacje, żeby odpocząć po ciężkiej pracy, mogła pozwolić sobie na zakupy w ekskluzywnych butikach, do pomocy przy wychowaniu córki miała sztab niań i opiekunek. A jednak… Mania odnosiła wrażenie, że Natalia czuje się samotna, chociaż przyjaciółka nigdy nie powiedziałaby tego głośno. W ciemnym pokoju, pogrążona we własnych myślach doszła do wniosku, że chyba lepiej jest być samotnym w czterech ścianach własnego domu, niż odczuwać ten rodzaj samotności, w pułapkę którego wpadła ona sama, Marianna. Samotności wśród ludzi. Można być z kimś od wielu lat w związku, a mimo to doświadczać odizolowania. Z tą myślą Mania w końcu zasnęła.

W sobotni poranek nieśmiało zapytała męża, czy mógłby zostać z dziećmi na kilka godzin po południu. Przez te nocne rozmyślania uświadomiła sobie, że dawno nie widziały się z Natalią. Najwyższa pora umówić się na kawę i poplotkować. Zanim jednak wyjęła telefon i zadzwoniła do przyjaciółki, upewniła się, czy Ania i Mateusz będą mieć opiekę. Córka właściwie mogłaby już zostać sama, chociaż istniało prawdopodobieństwo, że w tajemnicy przed rodzicami, podczas ich nieobecności może przebić sobie kolejną część ciała, na przykład pępek czy nos. Mateusz jednak był dzieckiem wymagającym stałej opieki. Marianna nie chciała ośmieszać się przed przyjaciółką, najpierw umawiając się, a później odwołując spotkanie lub przyprowadzając ze sobą zbuntowaną nastolatkę w pakiecie z rozwrzeszczanym fanem Lego Ninjago, dlatego w pierwszej kolejności porozmawiała z Pawłem. O dziwo, mąż nie zgłosił żadnych zastrzeżeń i zgodził się zostać z dziećmi bez zbędnego narzekania. Przyjaciółka zareagowała entuzjastycznie na propozycję spotkania. Obiecała, że oddzwoni za kilka minut, gdyż musiała sprawdzić dostępność swojej niani, która z reguły miała wolne soboty i niedziele. Po chwili potwierdziła spotkanie.

Marianna umówiła się z Natalią na szesnastą. Nakarmiła rodzinę, pozmywała naczynia i wyszła z domu. Jechała przez puste miasto. Od trzech dni termometry pokazywały powyżej trzydziestu stopni i powietrze zdążyło się już nagrzać. W takie dni Mania przeklinała swojego golfa za brak klimatyzacji. Musiała jeździć z otwartym oknem, co nie było aż tak uciążliwe do czasu, aż była zmuszona zatrzymać się na czerwonym świetle czy stać w korku. Gorący weekend i początek wakacji przyczyniły się do tego, że miasto sprawiało wrażenie całkiem wyludnionego.

Do kawiarni, w której umówiła się z przyjaciółką, Mania dojechała dziesięć minut przed czasem. Z reguły nie lubiła czekać sama w knajpie, ale tym razem wybrała klimatyzowane pomieszczenie. Upał skutecznie zniechęcał do przebywania na dworze. Natalia starym zwyczajem przybyła spóźniona o kwadrans. Marianna zdążyła się już nieźle wynudzić i wypić dwie filiżanki kawy.

Przyjaciółka wyglądała perfekcyjnie. Marianna poczuła lekkie ukłucie zazdrości. Może gdyby wyglądała tak jak Natalia, Paweł by ją zauważał? Zawsze zastanawiała się, jak ona to robiła – łączyła życie zapracowanej bizneswoman z wychowaniem dziecka, a do tego znajdowała czas, żeby zadbać o siebie. Wiedziała, że ogromną rolę odgrywały pieniądze – Natalia miała ludzi od wszystkiego, ale Mania i tak w głębi serca szczerze podziwiała przyjaciółkę za świetną organizację czasu.

Przywitały się wylewnie. Nie widziały się od wielu tygodni. Był taki czas, kiedy były nierozłączne. Teraz spotykały się średnio raz, maksymalnie dwa razy w miesiącu, ale ich przyjaźń nie ucierpiała na tym. Nadal miały ze sobą bardzo dobry kontakt, a rzadkie spotkania nadrabiały długimi rozmowami telefonicznymi. Więź łącząca Mariannę i Natalię była jedną z tych wyjątkowych relacji, które nie zanikały, jeśli poświęcało się im mniej czasu.

– Strasznie cię przepraszam za spóźnienie! Niania miała być u mnie wpół do czwartej, przyjechała za dziesięć i sama rozumiesz, reakcja łańcuchowa – wytłumaczyła się Natalia. – To co, po kawce?

– Zdążyłam wypić dwie filiżanki, kiedy czekałam na ciebie. Mogłabym paść tu na zawał, gdybym skusiła się na trzecią, więc myślę, że połaszę się na gorącą czekoladę. Chociaż w taki upał… – zastanowiła się.

Natalia machnęła ręką.

– Gorzej być już nie może.

Poszła złożyć zamówienie. Po chwili wróciła do stolika, przy którym czekała na nią przyjaciółka. Usadowiła się wygodnie na fotelu, po czym wyjęła z torebki smartfona.

– Żeby nam nikt nie przeszkadzał! – wyjaśniła z uśmiechem i wyłączyła telefon. – W miejscach publicznych powinien być zakaz korzystania z komórek. Siedzisz z kimś w knajpie przy drinku, a twój rozmówca nagle ni stąd, ni zowąd sprawdza Facebooka! Koszmar.

Marianna jako jedna z nielicznych pośród jej znajomych oparła się popularności portali społecznościowych. Nie można jej było znaleźć na Facebooku i innych tego typu stronach. Nie odczuwała potrzeby, aby publicznie dzielić się ze wszystkimi swoim życiem. Uważała, że zachowania, o jakich mówiła Natalia, były niegrzeczne i nie do zaakceptowania, dlatego z całego serca popierała jej pomysł.

– Mnie telefon służy do wykonywania połączeń i wysyłania wiadomości – wyjaśniła przyjaciółce.

– I chyba zaczynam ci tego zazdrościć! Wstyd przyznać, ale ja też wpadłam w szpony uzależnienia. Idę do toalety na dłuższe posiedzenie i co zabieram ze sobą? Nie książkę, nie gazetę, a oczywiście telefon! – przyznała ze śmiechem Natalia.

Po kilku minutach przy ich stoliku pojawiła się kelnerka, przynosząc latte dla Natalii i gorącą czekoladę dla Marianny. Natalia zdecydowała się jeszcze zamówić szarlotkę na ciepło z lodami. Marianna uznała ten pomysł za doskonały i poszła w ślady najlepszej przyjaciółki.

Po chwili łapczywie pałaszowały przepyszny jabłecznik podany z gałką lodów stracciatella.

– Niebo w gębie! – przyznała Natalia z pełną buzią. – No, a jak tam na linii frontu? Ania nadal daje wam tak popalić?

– Wczoraj przebiła sobie język – wyznała zrezygnowana Mania.

– No co, idzie dziewczyna z duchem czasu! Daj jej trochę luzu, ma wakacje – zasugerowała przyjaciółka.

– Zgodziliśmy się w końcu, aby zostawiła to cholerstwo do końca sierpnia, ale później nie ma zmiłuj! Do szkoły wróci już bez tej, ekhem, ozdoby.

– No i dobrze! Nie pamiętasz, co wyprawiałyśmy, jak same byłyśmy młode? – uśmiechnęła się tajemniczo przyjaciółka.

– Wypraszam sobie. Nigdy nie przekłułam sobie języka ani innej części ciała! – zaprotestowała ze śmiechem Mania.

– Faktycznie, ale z pewnością tylko dlatego, że w tamtych czasach nikt nie słyszał o kolczykach w języku.

– Panicznie boję się igieł – przypomniała Marianna.

– No tak – potwierdziła Natalia. – To skutecznie wybiłoby ci z głowy ten pomysł.

– Gdybym, oczywiście, na niego wpadła.

– Oj, kochana, nie oszukuj się! – uśmiechnęła się szelmowsko Natalia. – Obydwie doskonale wiemy, po kim Anula odziedziczyła ten charakterek.

– Z Pawła też jest niezły gagatek! – zaprotestowała Mańka.

– Nuda. – Ziewnęła ostentacyjnie przyjaciółka.

Natalia nigdy nie przepadała za Pawłem. Już za czasów studenckich przepowiadała swojej przyjaciółce nudne, średnio satysfakcjonujące życie, jeśli Mania zdecyduje się związać z nim na stałe. Kiedy przyjaciółka podzieliła się z nią wiadomością o ciąży, Natalia nie odzywała się do niej przez trzy dni. Był to absolutny rekord w historii ich przyjaźni. W końcu zapewniła przyjaciółkę, że będzie ją wspierać, mimo że nie popiera jej wyboru. I bardzo chętnie zostanie matką chrzestną dziecka, które miało się urodzić. Właśnie z tego powodu Mańka nie podzieliła się z najlepszą koleżanką swoimi problemami małżeńskimi. Wstydziła się i nie chciała potwierdzić, że Natalia się nie pomyliła. Marianna miała trudny charakter. Nie potrafiła przyznać się do błędu. Wolała przemilczeć porażkę, niż podzielić się z innymi swoimi kłopotami. W końcu jednak nadszedł czas, że postanowiła schować dumę do kieszeni i szczerze porozmawiać z przyjaciółką o pułapce, w jaką wpadło jej małżeństwo.

– Masz rację, nuda – przyznała zrezygnowana. – Nuda, proza życia i rutyna. A na dodatek, moja droga, doszłam do wniosku, że chyba musiałam stać się transparentna, bo innego wytłumaczenia dla zachowania mojego męża nie widzę.

Natalia zdziwiła się wyznaniem przyjaciółki, ale nie dała tego po sobie poznać. Miała ochotę, tytułem wstępu, przypomnieć przyjaciółce swoje dobre rady sprzed kilkunastu lat, a przy okazji wygarnąć brak szczerości w tematach dotyczących małżeństwa Dulewiczów, jednak zrezygnowała z tego pomysłu. Nie chciała być złośliwa w stosunku do Mani. Znała ją od wielu lat, więc zdawała sobie sprawę, jak dużo musiało ją kosztować to wyznanie.

– Kochanka? – zasugerowała.

– Nie ma szans – powiedziała Marianna. – Musiałby przestać chodzić w dziurawych majtkach, a na to raczej się nie zanosi.

– No tak – przyznała Natalia. – Nie u wszystkich mężczyzn takie zachowanie można wytłumaczyć kryzysem wieku średniego i fascynacją młodymi dupami. Pawełek zawsze był jakiś… inny. No ale co, w ogóle się nie bzykacie?

– Ostatni raz… niech pomyślę – zastanowiła się Marianna. – W styczniu?

– O żesz ty… Przecież jest koniec czerwca! To ja nie jestem w stałym związku, a zaliczyłam satysfakcjonujący numerek w maju. Myślałam, że jak ma się faceta pod ręką, dwa razy w miesiącu to takie absolutnie minimum.

– Też tak myślałam – wyznała Mania. – Ale wiesz, tutaj wcale nie chodzi tylko o seks.

– A o co? – dopytywała przyjaciółka. – Mówisz mi, że nie sypiasz ze swoim mężem od pół roku, a potem stwierdzasz, że nie chodzi o seks? To o co chodzi?

Marianna zastanowiła się. Sama nie potrafiła określić źródła swoich problemów małżeńskich.

– Po prostu nie jestem szczęśliwa z Pawłem – wyjaśniła najprościej, jak potrafiła. – Wszystko jest takie mechaniczne, pozbawione uczuć. Sama nie wiem, co nas jeszcze łączy. Czy to nadal miłość? A może dzieci i przyzwyczajenie? Paweł dawno przestał dostrzegać we mnie kobietę. Jestem dla niego elementem krajobrazu. A przy okazji – sprzątaczką, kucharką, opiekunką do dzieci, praczką. Tak naprawdę nie rozmawiamy ze sobą. Wymieniamy jedynie podstawowe informacje o tym, co będzie na obiad, jak Ania zachowywała się w szkole, czy Mateusz był grzeczny w przedszkolu, gdzie pojedziemy na wakacje. Czasem wyjedziemy gdzieś na weekend, ale nie robimy tego dla siebie, raczej z poczucia obowiązku, no i żeby dzieci zobaczyły coś ciekawego. Sama nie wiem. Może wszystkie małżeństwa po piętnastu latach wspólnego życia tak egzystują…

– Nie mam pojęcia, jak wygląda życie innych ludzi – przerwała jej Natalia. – Ale to, o czym mówisz, jest straszne. Gdybym miała tak żyć, już dawno bym od niego odeszła.

– Natalia, ja nie żyję na takim poziomie jak ty – wyjaśniła Mania. – Nie stać mnie na samotne macierzyństwo. Poza tym nadal… Nadal wierzę w wartość małżeństwa i nie chcę komplikować dzieciom życia. Mają bezpieczny, stabilny dom. W zasadzie to nic się nie stało. Nic, co by tłumaczyło rozwód.

– A słyszałaś kiedyś o czymś takim jak niezgodność charakterów? – zapytała ironicznie Natalia.

– Nie chcę być produktem ubocznym czasów, w jakich żyjemy. Teraz nikt nie próbuje naprawiać tego, co się zepsuło, bo przecież zawsze można kupić coś nowszego, bardziej modnego.

Natalia wzruszyła ramionami.

– Takie czasy.

– No właśnie. A ja chcę wpoić moim dzieciom ponadczasowe, uniwersalne wartości.

– I dlatego zamierzasz męczyć się w nieszczęśliwym związku? – nie dowierzała Natalia.

– Każde małżeństwo przeżywa lepsze i gorsze chwile – usprawiedliwiła się Marianna.

– Jasne – przyznała Natalia. – Ale wtedy warto zrobić bilans zysków oraz strat i zastanowić się, których chwil jest więcej: lepszych czy gorszych.

– A ty jesteś szczęśliwa? – zapytała niespodziewanie Mania.

– Nie rozumiem, co to ma do rzeczy.

– Zastanawiałam się ostatnio nad tym. Nie mogłam w nocy spać i myślałam o tobie. Czy… czy lepsza jest samotność w czterech ścianach własnego domu, czy samotność w związku?

– Zdecydowanie zbyt dużo myślisz – uśmiechnęła się Natalia.

– Jesteś szczęśliwa? – powtórzyła pytanie Marianna.

Przyjaciółka nie odzywała się przez chwilę. Zastanawiała się, jak ująć w słowa swoje odczucia.

– Zdecydowanie jest mi lepiej teraz, kiedy jestem sama, niż gdy tkwiłam w nieudanym związku. Czy jestem szczęśliwa? A czym dla ciebie jest szczęście? Myślisz, że człowiek jest w stanie przeżywać szczęście bez doświadczania innych uczuć, takich jak strach, gniew, złość czy poczucie krzywdy? Czy szczęście czuje się przez dwadzieścia cztery godziny na dobę? Jeśli tym dla ciebie jest szczęście, nie, nie jestem szczęśliwa. Jak każdy człowiek mam też słabsze dni, kiedy ogarnia mnie bezsilność i odczuwam lęk przed nieznanym. Ale jeżeli pytasz, czy satysfakcjonuje mnie życie, jakie prowadzę, owszem, jestem zadowolona. Szczęście odczuwam… partiami.

Mania nie do końca oczekiwała takiej odpowiedzi. To, co powiedziała Natalia, było takie niejednoznaczne. Ale czy nie takie właśnie jest ludzkie życie? Raz przeżywamy lepsze, innym razem gorsze chwile, euforia miesza się ze smutkiem, radość wybucha, żeby za chwilę ustąpić miejsca złości. Najważniejsze, żeby być szczęśliwym… Przeważnie. Satysfakcja z życia – czy tym właśnie było szczęście? Wielu mędrców próbowało zdefiniować ten błogostan, jednak nadal nie podano jednoznacznej definicji szczęścia. Ilu ludzi, tyle sposobów na życie. Mariannę przerażał fakt, iż w wieku trzydziestu sześciu lat była jeszcze bardziej zagubiona, niż gdy miała lat dwadzieścia. Wtedy przynajmniej wiedziała, czego chciała. A teraz? Czuła się zmęczona i przytłoczona codziennością, pragnęła, aby ktoś ją dostrzegł i docenił. A konkretnie – jej mąż. Od lat tkwiła w związku, który nie przynosił jej satysfakcji. Jednocześnie nie chciała rozbijać rodziny, wierzyła w wartość małżeństwa i za każdym razem, gdy o tym myślała, dochodziła do wniosku, że w zasadzie nie stało się nic takiego, co dawałoby jej powód, aby zniszczyć życie najbliższych jej osób. Czuła, iż utknęła w martwym punkcie. Cokolwiek zrobi, ktoś będzie cierpiał. Przestawała wierzyć w cudowną odmianę. Jeszcze miała nadzieję, lecz rzeczywistość każdego dnia pozbawiała ją złudzeń. Były takie chwile, gdy miała ochotę spakować siebie oraz dzieci i odejść od Pawła. Odejść, ale dokąd? Do rodziców? To nie wchodziło w grę. Wynająć mieszkanie? Nie było jej na to stać. I co miałaby powiedzieć dzieciom? „Postawiłam wasze życie na głowie, bo czuję się nieszczęśliwa”?

Jej rozmyślania przerwał głos Natalii.

– Myślę, że musisz złapać dystans i oderwać się od codziennych problemów. Kiedy byłaś ostatnio na imprezie?

– Na imprezie? – powtórzyła zdziwiona Marianna.

– Tak właśnie myślałam. – Pokręciła głową z niezadowoleniem przyjaciółka. – Otworzyli w centrum świetny lokal. Nazywa się Paradise. Nie ma tam gówniarstwa, wystrój jest genialny, grają naprawdę dobrą muzykę i można tam spotkać interesujących ludzi.

Marianna chciała automatycznie odmówić, ale kiedy zastanowiła się nad tym dłużej, zdziwiona własnymi myślami stwierdziła, że to wcale nie jest taki zły pomysł.

– Okej, okej! – skapitulowała. – Ale to już po naszym powrocie z wakacji. Teraz będę musiała przygotować całą naszą rodzinę na wyjazd. Nie będę miała czasu na imprezy.

– Nie wywiniesz się – powiedziała ze śmiechem Natalia. – Będę twoim wrzodem na tyłku i nie odpuszczę ci, dopóki nie pójdziesz ze mną do klubu.