Strona główna » Fantastyka i sci-fi » Operacja „Thor”

Operacja „Thor”

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-934329-5-0

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Operacja „Thor”

Powstanie Konfederacji Kolonii Marsjańskich jest dla polityków z Ziemi prawdziwym kubłem zimnej wody wylanej na rozpalone głowy rządzących. Federacja Ameryki Północnej i Chiny nie godzą się na secesję przynoszących krocie kolonii. W stronę Marsa wyrusza jeden z pierwszych kosmicznych okrętów bojowych - "Haiyang". Wraz z amerykańską kolonią na Fobosie, która dochowała wierności Ziemi ma zmusić zbuntowane kolonie do uległości. Konfederaci mają niewiele czasu na reakcję. Czy uda im się obronić wywalczoną z takim trudem niepodległość? Czy zostaną zmuszeni do kapitulacji pod groźbą użycia atomowego arsenału?

Polecane książki

Arabska wiosna, okupacja parku Gezi, protesty w Ferguson po zabójstwie Michaela Browna w stanie Missouri czy polski Czarny Protest - masowe protesty, w realu, a nie w sieci, to powszechna, a jednak łatwa do zdyskredytowania forma uczestnictwa w życiu politycznym . „O co im chodzi?”, „Niech się bawią...
RAPORT: Kultura w czasie wolnym ROK AWANGARDY: Teatr–scena–maszyna. Rozmowa z Przemysławem Strożkiem, kuratorem wystawy Enrico Prampolini. Futuryzm, scenotechnika i teatr polskiej awangardy, prezentowanej w Muzeum Sztuki w Łodzi NOWY WYRAZ: Dewitalizacja, Enwestor, Gentr...
„Finanse Sektora Publicznego” to nowoczesny magazyn przygotowany z myślą o skarbnikach i głównych księgowych w sektorze publicznym. Jego zadaniem jest comiesięczne rozwiewanie wszelkich wątpliwości i dostarczenie niezbędnych informacji na temat rachunkowości i zarządzania finansami. Mottem jakie tow...
Tak jak w Sprawiedliwości owiec owce szukały mordercy swojego pasterza, tak tu dwie dziewczynki szukają zaginionej kobiety z ich ulicy.I tak jak owce odkrywają prawdę o ludziach. I mówią o nich prosto, śmiesznie i mądrze.Więcej niż sami wiemy o sobie…Zanim jednak zaczną poszukiwania, idą do proboszc...
"Książki o systemie energetycznym, zasobach i środowisku w większości dzielą się na dwie kategorie: tak fachowe i trudne, że nikt poza jajogłowymi ekspertami nie jest w stanie przez nie przebrnąć, oraz nadmiernie uproszczone i tym samym niedające prawdziwego zrozumienia tematu. Rewolucja energetycz...
O rozliczenia kosztów związanych z remanentem końcowym przedsiębiorca zalicza wyłącznie wartość towarów zakupionych ze środków własnych. Co ważne niektóre towary ujmuje się w remanencie początkowym i końcowym, jednak nie mają one wpływu na roczny dochód. Często się zdarza, że podczas inwentaryzacji ...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Tomasz Biedrzycki

To­masz Bie­drzyc­kiOPE­RA­CJA „THOR”

OPE­RA­CJA THOR

Co­py­ri­ght © by To­masz Bie­drzyc­ki

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Roz­po­wszech­nia­nie i ko­pio­wa­nie ca­ło­ści lub czę­ści pu­bli­ka­cji za­bro­nio­ne bez zgo­dy au­to­ra.

All ri­ghts re­se­rved

Okład­ka

Tom­me Va­sque

Ko­rek­ta

Łu­kasz Bie­drzyc­ki

Agniesz­ka Ko­prow­ska

www.to­ma­szbie­drzyc­ki.pl

Je­le­nia Góra 2012

ISBN 978-83-934329-5-0

Skład wersji elektronicznej:

Virtualo Sp. z o.o.

PRO­LOG

Na czar­nym, mar­sjań­skim nie­bie mru­ga­ły set­ki gwiazd. Wy­dłu­żo­ne smu­gi rzad­kich ob­ło­ków pły­nę­ły wy­so­ko i do­stoj­nie. Ich rzad­ka struk­tu­ra nie była w sta­nie blo­ko­wać fe­erii świa­teł, któ­rą Dro­ga Mlecz­na ra­czy­ła za­to­pio­ną w mro­ku ło­so­sio­wą po­wierzch­nię pla­ne­ty. Nad ho­ry­zon­tem po­ja­wił się nie­fo­rem­ny, błysz­czą­cy kształt Fo­bo­sa, bliż­sze­go księ­ży­ca Mar­sa. Mknął z pręd­ko­ścią nie­wia­ry­god­ną dla prze­cięt­ne­go czło­wie­ka z Zie­mi. Jego ni­kłe świa­tło prze­su­wa­ło się po dłu­giej, ni­skiej ga­le­rii ci­śnie­nio­wych ciem­nych okien, cią­gną­cych się wśród po­szar­pa­nych ścian kra­te­ru ude­rze­nio­we­go. Przy jed­nym z nich stał bar­czy­sty bru­net. W mil­cze­niu wpa­try­wał się w owal­ny kształt mar­sjań­skie­go księ­ży­ca, prze­su­wa­ją­ce­go się szyb­ko po noc­nym nie­bie. W za­my­śle­niu prze­su­nął pra­wą dło­nią po kom­pu­te­ro­wym na­dru­ku „Ja­mes Ren­flov” wid­nie­ją­cym na jed­no­czę­ścio­wym kom­bi­ne­zo­nie tuż nad sze­ro­ki­mi kie­sze­nia­mi na pier­siach. W pu­stym ko­ry­ta­rzu roz­brzmiał ci­chy szum ser­wo­mo­to­rów. Od­sło­nię­ty rę­kaw uka­zy­wał ma­to­wą po­wierzch­nię sto­pów ty­ta­nu bę­dą­ce­go w ru­chu przed­ra­mie­nia.

– Ze­spół „Pho­bos” pro­szo­ny do sali od­praw – usły­szał neu­tral­ny, ko­bie­cy głos do­bie­ga­ją­cy z słu­chaw­ki im­plan­to­wa­nej we­wnątrz ucha. Zer­k­nął ostat­ni raz na mar­sjań­ski księ­życ, któ­ry do­tarł już do ze­ni­tu. Po­wol­ne kro­ki po­pro­wa­dzi­ły go do koń­ca ko­ry­ta­rza. Błą­dził wzro­kiem po ja­snych ścia­nach, prze­dzie­lo­nych co kil­ka­dzie­siąt me­trów ela­stycz­ny­mi, wy­ga­szo­ny­mi te­raz ekra­na­mi. Je­dy­ne świa­tło do­bie­ga­ło zza otwar­tych drzwi ci­śnie­nio­wych tuż przy skrzy­żo­wa­niu cią­gów ko­mu­ni­ka­cyj­nych, wio­dą­cych do nowo otwar­te­go Cen­trum Stu­diów Stra­te­gicz­nych. Idąc tam, przez gło­wę prze­bie­ga­ły mu ostat­nie ty­go­dnie i lata. Ro­dzą­cy się kon­flikt po­mię­dzy od­le­głą Zie­mią a Mar­sem spo­wo­do­wał, że miej­sca ta­kie jak ta ko­lo­nia były opu­sto­sza­łe. Jesz­cze raz spoj­rzał w świa­tło pu­ste­go ko­ry­ta­rza i wszedł do środ­ka Cen­trum. W prze­ci­wień­stwie do po­nu­rej ga­le­rii wi­do­ko­wej, po­miesz­cze­nie wy­peł­niał gwar kil­ku­dzie­się­ciu osób i dzie­siąt­ki włą­czo­nych ekra­nów, szczel­nie wy­peł­nia­ją­cych każ­dą wol­ną prze­strzeń. Już z da­le­ka do­strzegł nad­cho­dzą­ce­go przy­ja­cie­la. Sta­ran­nie do­pa­so­wa­ny kom­bi­ne­zon w róż­nych od­cie­niach czer­wie­ni, z dys­tynk­cja­mi ka­pra­la pre­zen­to­wał się na przy­sa­dzi­stym blon­dy­nie zna­ko­mi­cie. Nie­co sztyw­ny chód zdra­dzał jed­nak wy­jąt­ko­wość Al­la­na Ga­vof­fa. Dwa wy­pad­ki pod­czas prac gór­ni­czych w oko­li­cach Noc­tis Fos­sae po­zba­wi­ły go naj­pierw nóg, po­tem znacz­nej czę­ści kor­pu­su. Mimo wie­lu so­bie po­dob­nych, blon­dyn miał praw­do­po­dob­nie naj­bar­dziej zmo­dy­fi­ko­wa­ne cia­ło spo­śród wszyst­kich mar­sjań­skich ko­lo­ni­stów. Ja­mes uści­snął dłoń Al­la­na przy ci­chym szu­mie ser­wo­mo­to­rów i ro­zej­rzał się. Do­sko­na­le znał więk­szość ze­bra­nych. Ochot­ni­cy, od pół­to­ra mar­sjań­skie­go roku two­rzą­cy w po­śpie­chu siły zbroj­ne Kon­fe­de­ra­cji Mar­sjań­skich Ko­lo­nii1 . Ten sto­sun­ko­wo spo­koj­ny czas był już prze­szło­ścią. Ekran za­sła­nia­ją­cy szczy­to­wą ścia­nę Cen­trum wy­świe­tlał w cza­sie rze­czy­wi­stym nie­fo­rem­ny kształt cięż­kie­go po­jaz­du trans­por­to­we­go. Ob­ser­wa­to­rium na Ar­sia Mons od­kry­ło go już trzy­dzie­ści dni wcze­śniej i śle­dzi­ło lot aż do te­raz.

– Zgod­nie z na­szy­mi prze­wi­dy­wa­nia­mi – Al­lan roz­chy­lił usta w sze­ro­kim uśmie­chu, upo­dab­nia­ją­cym jego wy­chu­dłą twarz do czasz­ki. Kiw­nął krót­ko ostrzy­żo­ną gło­wą, wska­zu­jąc na ekran – Chi­ny nam nie od­pusz­czą. Ja­mes zer­k­nął na ekran i przy­mknął na mo­ment oczy, nie od­po­wia­da­jąc przy­ja­cie­lo­wi.

– Wresz­cie jest i nasz ma­rzy­ciel – z za­my­śle­nia wy­rwał Ren­flo­va su­chy głos sze­fo­wej cen­trum. Ni­ska czter­dzie­sto­lat­ka sta­nę­ła przed męż­czy­zną. Na jej twa­rzy nie było cie­nia uśmie­chu, jak zwy­kle zresz­tą. Oka­za­ła za to głę­bo­kie za­nie­po­ko­je­nie.

– Spoj­rza­łem jesz­cze na nasz cel – mruk­nął Ja­mes wi­ta­jąc się z ko­bie­tą. Zer­k­nął na jej wy­dat­ny biust, ale wi­dząc, że sze­fo­wa nań pa­trzy, udał że za­in­te­re­so­wał się pla­kiet­ką z na­zwi­skiem „Ur­su­la Evi­da”– Jest tak bli­sko…

– Zde­cy­do­wa­nie – cięż­ko było za­kwa­li­fi­ko­wać ten błysk w oku krót­ko ostrzy­żo­nej Evi­dy. Czy mó­wi­ła o pla­ców­ce Fe­de­ra­cji Ame­ry­ki Pół­noc­nej na Fo­bo­sie czy ra­czej o zna­czą­cym spoj­rze­niu na swo­ją klat­kę pier­sio­wą?. Ja­mes po­trzą­snął gło­wą, wska­zu­jąc na po­zo­sta­łych.

– Wszyst­kie te mą­dre gło­wy są po to by ra­dzić? – Iro­nia w jego gło­sie była wy­raź­na. Sze­fo­wa Cen­trum ski­nę­ła na obu drob­ną dło­nią i po­wio­dła do fo­te­li, przy któ­rych sie­dzia­ło kil­ku ope­ra­to­rów, nie zwra­ca­ją­cych uwa­gi na po­więk­sza­ją­cą się gru­pę męż­czyzn i ko­biet wy­peł­nia­ją­cych po­miesz­cze­nie. Ra­zem było ich może ze trzy­dzie­ści. Dla ko­lo­nii Oude­manss, prze­zna­czo­nej dla nie­mal pię­ciu ty­się­cy osób, taka ilość w jed­nym miej­scu była praw­dzi­wym tłu­mem.

– Mie­li­śmy dzie­więć­set dni na prze­my­śle­nia – Evi­da prze­czą­co po­ki­wa­ła gło­wą – dzie­więć­set dni od­kąd po­wsta­ła Kon­fe­de­ra­cja, te­raz pora na dzia­ła­nia…. – Przed ekra­nem po­ja­wił się wy­so­ki, chu­dy jak szcza­pa, cał­ko­wi­cie łysy męż­czy­zna. Wszy­scy zna­li go do­sko­na­le. Max Ru­pert ode­grał jed­ną z naj­waż­niej­szych ról pod­czas re­wo­lu­cji trzy lata ziem­skie wcze­śniej. To on do­star­czył in­for­ma­cji o sa­bo­ta­żu, uczest­ni­czył w poj­ma­niu przy­sła­ne­go z Zie­mi ge­ne­ra­ła Swe­iter­ta. Jako do­rad­ca pre­zy­den­ta Kon­fe­de­ra­cji i jed­no­cze­śnie zwierzch­nik sił zbroj­nych był naj­waż­niej­szą oso­bą na sali. Roz­mo­wy stop­nio­wo ci­chły, aż wresz­cie za­pa­no­wał cał­ko­wi­ty spo­kój, nie­prze­ry­wa­ny na­wet szu­mem ser­wo­me­cha­ni­zmów sztucz­nych koń­czyn. Do­pie­ro wte­dy w su­chym, prze­sy­co­nym za­pa­chem me­ta­lu po­wie­trzu roz­brzmiał sta­now­czy głos Ru­per­ta.

– Wi­tam ze­bra­nych. Wszy­scy je­ste­ście ochot­ni­ka­mi i dzię­ku­ję wam za po­świę­ce­nie. In­for­ma­cje uzy­ska­ne przez was na tym ze­bra­niu na­le­żą do ści­śle taj­nych. Ja­ka­kol­wiek pró­ba ich ujaw­nie­nia jest za­gro­żo­na karą śmier­ci – po­nu­ry wy­dźwięk tych słów po­tę­go­wa­ła pa­nu­ją­ca wciąż ci­sza. Chłód pa­nu­ją­cy w cen­trum stał się jesz­cze bar­dziej doj­mu­ją­cy.

– Jak do­brze wie­cie, na or­bi­tę Mar­sa ju­tro oko­ło dzie­sią­tej wej­dzie chiń­ski po­jazd woj­sko­wy „Ha­iy­ang”. To wie­my z na­szej te­le­wi­zji i ziem­skich agen­cji in­for­ma­cyj­nych – wska­zał dło­nią na ekran roz­cią­ga­ją­cy się za ple­ca­mi na wi­ze­ru­nek chiń­skie­go po­jaz­du, któ­ry roz­cią­gał się na ca­łym ekra­nie. Nie spoj­rzaw­szy nań kon­ty­nu­ował.

– Wy­wiad na­to­miast po­dał nam nie­po­ko­ją­cą in­for­ma­cję o uzbro­je­niu rze­czo­ne­go okrę­tu. Nie­sie dzie­sięć ato­mo­wych gło­wic o mocy stu ki­lo­ton każ­da. – Syl­wet­ka po­jaz­du na ekra­nie znik­nę­ła a za­miast niej po­ja­wił się sche­mat ra­kie­ty pod­pi­sa­nej „Mały Marsz”.

– To praw­do­po­dob­ny śro­dek ich prze­no­sze­nia. – Tym ra­zem Ru­pert zer­k­nął na wi­ze­ru­nek ra­kie­ty i kon­ty­nu­ował.

– Do­nie­sie­nia z Zie­mi są wy­so­ce nie­praw­do­po­dob­ne, ale we­dług nich Ha­iy­ang ma do­star­czyć do „Al­dri­na” na Fo­bo­sie po­ło­wę swe­go pro­mie­nio­twór­cze­go ła­dun­ku. Zgo­dzi­my się wszy­scy, że ta­kie ar­gu­men­ty w rę­kach prze­ciw­ni­ka to śmier­tel­ne za­gro­że­nie dla każ­dej z ośmiu na­szych ko­lo­nii. – Po­wiódł wzro­kiem po mil­czą­cych, ka­mien­nych twa­rzach. Każ­dy z nich udo­wod­nił wła­snym cier­pie­niem od­da­nie mar­sjań­skiej spo­łecz­no­ści. Te­raz, za­le­d­wie trzy lata po zrzu­ce­niu jarz­ma, gdy Zie­mia upo­mi­na­ła się o Mar­sa, po­now­nie sta­nę­li w pierw­szym sze­re­gu.

– Sami wie­cie jak jest we wszyst­kich ko­lo­niach. Pra­cu­je­my jak ro­bo­ty, po szes­na­ście go­dzin na dobę. Nie­ste­ty, nie wszyst­ko mo­że­my zro­bić na­raz i do­ty­czy to przede wszyst­kim pro­duk­cji uzbro­je­nia. Prio­ry­te­tem było za­bez­pie­cze­nie ze­spo­łu elek­trow­ni Hy­bleus Fos­sae. Dla­te­go te­raz po­sia­da­my sześć wa­ha­dłow­ców, ra­kiet trans­por­to­wych i nic, czym mo­gli­by­śmy w nich strze­lić. Ża­den śro­dek trans­por­tu, jaki mamy do dys­po­zy­cji nie jest w sta­nie zmie­rzyć się z chiń­skim okrę­tem. – Na chwi­lę za­le­gła ci­sza, prze­rwa­na przez ci­chy dźwięk ser­wo­mo­to­rów pod­nie­sio­nej ręki Ja­me­sa.

– W ta­kim ra­zie, co się sta­nie z „Hy­drą”? – Ren­flov miał na my­śli wa­ha­dło­wiec kla­sy Ki­row wra­ca­ją­cy z pasa aste­ro­id, od­ku­pio­ny od ro­syj­skiej ko­lo­nii Gniew zlo­ka­li­zo­wa­nej na Lu­cus Pla­num. Niósł w swym wnę­trzu uro­bek czte­rech mie­się­cy cięż­kiej pra­cy przy aste­ro­idzie HD-2043, zbu­do­wa­nej nie­mal wy­łącz­nie z pla­ty­now­ców.

– Zo­sta­li ostrze­że­ni – na­czel­ny do­wód­ca nie­licz­nej ar­mii Kon­fe­de­ra­cji uśmiech­nął się lek­ko, sta­ra­jąc się roz­pro­szyć za­nie­po­ko­je­nie swe­go roz­mów­cy.

– Uży­ją me­to­dy bez­po­śred­nie­go wlo­tu. To ich uchro­ni przed ostrza­łem z „Al­dri­na” czy „Ha­iy­ang”. Wróć­my jed­nak do me­ri­tum spra­wy. – Wy­ja­śnił Ru­pert, ski­nął na ope­ra­to­ra sie­dzą­ce­go naj­bli­żej i na ścien­nym ekra­nie po­ja­wi­ła się mapa Mar­sa z za­zna­czo­ny­mi na nie­bie­sko ko­lo­nia­mi Kon­fe­de­ra­cji.

– Naj­bar­dziej mu­si­my się oba­wiać ata­ku na Olim­pic – ope­ra­tor po­słusz­nie wy­od­ręb­nił ob­raz naj­więk­szej ko­lo­nii na Mar­sie i umie­ścił go z pra­wej stro­ny głów­nej mapy. – Po­tem ze­spół elek­trow­ni ter­mo­ją­dro­wych Hy­bleus Fos­sae, ze­spół ob­ser­wa­cyj­ny na Ar­sia Mons, Oude­manss, czy­li wy i E-42. W przy­pad­ku tej ostat­niej, nie mu­szę mó­wić, co się sta­nie, je­śli ich gło­wi­ca za­ini­cju­je eks­plo­zję ra­fi­ne­rii deu­te­ru. Po ta­kiej ope­ra­cji całe Ophir Cha­sma może stać się jed­nym, wiel­kim kra­te­rem. Sztab ge­ne­ral­ny jest zgod­ny w tej oce­nie, że ata­ki ato­mo­we pój­dą w tej ko­lej­no­ści. – Głów­no­do­wo­dzą­cy wes­tchnął głę­bo­ko i kon­ty­nu­ował.

– Oczy­wi­stą rze­czą jest, że tra­fie­nie każ­dej gło­wi­cy nie po­zo­sta­wia naj­mniej­szych szans na prze­ży­cie na­szym lu­dziom. Może w Olim­pic ktoś oca­le­je, ale po­zo­sta­li nie mają naj­mniej­szych szans. – Wśród ze­bra­nych wsz­czął się ruch i za­mie­sza­nie. Spo­glą­da­li po so­bie za­sko­cze­ni pe­sy­mi­stycz­ną prze­mo­wą, aż Ru­pert mu­siał uci­szyć co­raz gło­śniej­szy szum roz­mów.

– Pa­nie i Pa­no­wie, spo­koj­nie – wszyst­kie oczy zwró­ci­ły się na sze­fa sił zbroj­nych, uno­szą­ce­go otwar­te dło­nie, by tym ge­stem zdła­wić na­ra­sta­ją­cy ha­łas. Ogar­nął wzro­kiem salę.

– Pro­szę wszyst­kich poza ze­spo­łem sztur­mo­wym o opusz­cze­nie sali – po­pro­sił spo­koj­nie Ru­pert, wciąż sto­jąc przed ekra­na­mi. Gru­pa prze­rze­dzi­ła się. Max spoj­rzał na jed­ne­go z ope­ra­to­rów, któ­rzy wciąż sie­dzie­li przy swo­ich kon­so­le­tach.

– Wszyst­kich – po­wie­dział do nie­go z na­ci­skiem a w gło­sie za­brzmia­ła stal. Dzie­sięć mi­nut póź­niej stał sam na­prze­ciw­ko czter­na­stu śmiał­ków, wśród któ­rych do­strzegł czte­ry ko­bie­ty. Do­pie­ro te­raz ode­zwał się ze znacz­nie więk­szą we­rwą w gło­sie, w któ­rym po­brzmie­wa­ły nut­ki opty­mi­zmu.

– Nie przy­sze­dłem wiesz­czyć apo­ka­lip­sy, a przed­sta­wić plan szta­bu ge­ne­ral­ne­go o kryp­to­ni­mie „Thor”. On umoż­li­wi nam zy­ska­nie na cza­sie. – Max Ru­pert od­wró­cił się przo­dem do ekra­nu i la­se­ro­wym wskaź­ni­kiem za­czął mysz­ko­wać po ekra­nie, któ­ry przed­sta­wiał te­raz Mar­sa, Pho­bo­sa i prze­wi­dy­wa­ną or­bi­tę chiń­skie­go po­jaz­du.