Strona główna » Obyczajowe i romanse » Takiego jutra nie było dziś

Takiego jutra nie było dziś

4.00 / 5.00
  • ISBN:
  • 978-83-952651-1-2

Jeżeli nie widzisz powyżej porównywarki cenowej, oznacza to, że nie posiadamy informacji gdzie można zakupić tę publikację. Znalazłeś błąd w serwisie? Skontaktuj się z nami i przekaż swoje uwagi (zakładka kontakt).

Kilka słów o książce pt. “Takiego jutra nie było dziś

Jest ostatni weekend września. Iza przeżywa ten czas wraz ze swoimi przyjaciółmi i z Piotrkiem – mężczyzną, w którym od dawna się podkochuje. Jest szczęśliwa i z optymizmem patrzy w swoją przyszłość. Jak wiele młodych ludzi ma marzenia i plany na życie – nie spodziewa się tego, co ma się wkrótce wydarzyć…
Gdy traci wszystko, korzysta z propozycji starego, „dobrego” przyjaciela z dzieciństwa. Obietnica pracy za granicą, perspektywa pieniędzy i lepszego życia sprawiają, że Iza na nowo zaczyna mieć nadzieję, znowu zaczyna wierzyć, że wszystko jej się poukłada. Jeszcze nie wie, że los, na przekór jej oczekiwaniom, rzuci ją w przepaść ludzkiej obojętności i brutalności. Złoży ją niczym ofiarę na ręce bezwzględnych ludzi, którzy dla pieniędzy zrobią wszystko. Iza, zastraszona, zhańbiona i pozbawiona wolności, zmuszona jest walczyć o każdy dzień życia.


„Historia napisana z subtelnością i dosadnością zarazem. Opowieść o tym, ile człowiek jest w stanie wyrządzić krzywdy drugiej osobie, i miłości mężczyzny do kobiety, która jest ponad wszelkie zło. Tragedia Izy chwyta i mocno ściska serce”. K. Rodziewicz


„Książka jest niezwykła. Jest jak czerwona lampka na drodze niejasnych wyborów. Powinna być lekturą obowiązkową dla każdej kobiety”. I.B.


Iwona Polkowska mieszka w Zabrzu z mężem i córeczką. Jej pasją są podróże i książki. Od dzieciństwa marzyła o napisaniu historii, która wzruszy niejednego czytelnika. Takiego jutra nie było dziś jest jej pierwszą powieścią.

Polecane książki

Kilka uwag na temat migracji, w oparciu o dane statystyczne. Świeże spojrzenie na problem wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej....
Książka o szesnastoletniej dziewczynie, która opisuje całe swoje życie i życie swoich rodziców, swoją wielką przyjaźń....
Gorzki Owoc to zbiór wierszy o chorobach psychicznych, takich jak depresja, lęki społeczne itp. Książka pozwala na poznanie strony autorki, której nie pokazuje na codzień.,,Boje się tych cyborgowych twarzy, Boję się myśli, że nikt już nie marzy, Boje się zguby, coś czego oni już doznali, Już nikt ni...
Patchworkowe rodziny traktowane są przez niektórych ich członków jako dopust boży, przez innych – jako szansa. Niewątpliwie życie w takiej rodzinie jest nie lada wyzwaniem. Jak podaje GUS, w 2013 roku rozwiodło się 36 procent małżeństw zawartych w ciągu ostatnich 5 lat. I ta tendencja z roku na...
Idąca za Julią Brystygier ponura legenda głosi, że lubowała się w zadawaniu okrutnych tortur, szczególnie młodym mężczyznom. Ile jest w tym prawdy? Dlaczego tylko ona do dziś nazywana jest „krwawą”, mimo że niektórzy jej koledzy po fachu rzeczywiście byli sadystami? Bez wątpienia gorliwie uczestnicz...
Podmioty lecznicze stosujące promieniowanie jonizujące w celach medycznych mają obowiązek utworzenia – na podstawie wzorcowych procedur radiologicznych – procedur postępowania wymaganych przez system zarządzania jakością. Najnowsze wzorcowe procedury obowiązują od 1 stycznia 2015 r. Wskazówki eksper...

Poniżej prezentujemy fragment książki autorstwa Iwona Polkowska

Projekt okładki

Agnieszka Hryniawska

Korekta

Rozpisani.pl

Copyright © by Iwona Polkowska, 2018

ISBN 978-83-952651-1-2

Napisałeś książkę i chcesz ją wydać? Zapraszamy do serwisu Rozpisani.pl. Znajdziesz tu szeroki zakres usług wydawniczych, dzięki którym Twoja książka trafi do księgarń. Pomożemy Ci dotrzeć do czytelników na całym świecie! Kontaktwww.rozpisani.plinfo@rozpisani.pl

Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa

Część I

Nie porzucaj nadzieję

jakoś się cokolwiek dzieje;

Bo nie już słońce ostatnie zachodzi (…)

Jan Kochanowski

fragm. Pieśni IX z Ksiąg wtórych

Rozdział I

Słodki sen przeszedł w jawę. Izabela Słowińska powoli uniosła powieki i zamrugała kilka razy. Odwróciła się na bok. Jej twarz napotkała delikatne promienie wrześniowego słońca, które wraz z odgłosami tętniącego życiem miasta wpadały przez otwarte okno prosto do jej mieszkania. Uśmiechnęła się lekko do błękitnego dnia. Wyglądało na to, że ranek obudził się dużo wcześniej od niej. Nie przeszkadzało jej to, ponieważ był to ostatni wolny i beztroski piątkowy poranek w czasie jej urlopu. Czuła się więc w obowiązku, żeby trochę poleniuchować w łóżku.

Już za kilka dni miał rozpocząć się nowy rok akademicki. Dla niej to już trzeci. No i oczywiście wracała do pracy. A to wszystko w ciągu jednego dnia. Czas nadchodzących obowiązków zbliżał się szybko, Iza jednak się nie przejmowała. Była wypoczęta i radosna. Była szczęśliwa.

W tym roku wyjątkowo miała aż dwa tygodnie urlopu. Pierwszy tydzień wykorzystała na wspólne wakacje ze swoim chłopakiem. Wreszcie mieli czas tylko dla siebie. Bez obowiązków i żadnych dodatkowych zajęć, które miały być zrobione na wczoraj. Tylko ona, on i szum morza. Na samo wspomnienie tego czasu Iza uśmiechnęła się i z powrotem przewróciła się na plecy. Przeciągnęła się leniwie, zakładając obie ręce za głowę. Tak, to był niezapomniany czas – myślała rozmarzona i zrelaksowana, nawijając pierścionki czarnych włosów na palce. Przypomniała sobie wspólne spacery podczas zachodów słońca. Oczami wyobraźni widziała, jak nadal tam spacerują, trzymając się za ręce, całują i przytulają. Zabawy w morzu również były fajne. Najbardziej lubiła przeskakiwać fale. Jak na wakacje we wrześniu pogoda im się udała. Przez cały pobyt było pogodnie. A Artur był taki cudowny. Romantyczny, czuły, kochany. Nie przeszkadzało jej nawet, że dość często zerkał na telefon i SMS-ował. Kochał ją i to było najważniejsze. Na tę myśl uśmiechnęła się jeszcze szerzej.

Drugi z kolei tydzień urlopu był aktywniejszy i obfitował w wiele atrakcji, szaleństw, spontanicznych wybryków, no i oczywiście imprez.

Wraz z przyjaciółmi wybrała się na Mazury. Wynajęli domek nad jeziorem zaledwie parę kilometrów od Giżycka, do którego, mimo że byli zmotoryzowani, chodzili pieszo. Siedmiu studentów w jednym domku – Wiktoria, Łukasz, Arek, Magda, Daniel, Edyta i ona. Musiała przyznać przed sobą, że zwariowanych pomysłów im nie brakowało. Uśmiechnęła się do siebie na wspomnienie nocnego pływania w jeziorze podczas pełni księżyca. Nadal pamiętała jego głębię i jasność tak okazale zarysowaną na tle granatowego nieba, którego ozdobą były również gęsto osadzone gwiazdy i oczywiście związane z tym emocje. Nigdy wcześniej nie pływała po ciemku. Na początku trochę się bała, ale musiała przyznać, że było to ekscytujące doświadczenie.

Wakacje na Mazurach przyniosły jej równie wiele wrażeń i pozytywnych wspomnień co poprzedni tydzień nad morzem.

Żałowała tylko, że Artur nie mógł z nimi pojechać. Niestety, musiał wrócić do pracy. Obiecał jednak, że wynagrodzi jej swoją nieobecność przy najbliższej okazji.

Tęskniła za nim. Przez ostatni tydzień mało się kontaktowali. Artur był bardzo zajęty, więc nie chciała mu przeszkadzać, telefonując. Nie mogła się jednak doczekać, kiedy się spotkają. Wczoraj wróciła zbyt późno, żeby mogli się zobaczyć. Umówili się jednak na dzisiejszą imprezę z okazji pożegnania lata. Wiktoria i Łukasz organizują ognisko. Mają być kiełbaski, piwo i gitara. Artur napisał jej wczoraj SMS, że przyjedzie nad jezioro zaraz po pracy.

Było jej nieco przykro, że nie przyjedzie po nią i razem się nie wybiorą, ale cieszyła się, że wreszcie go zobaczy. To przecież było najważniejsze.

Kiedy Iza, radosna niczym skowronek, myślami była już na wieczornej imprezie, jej telefon rozdzwonił się przyjemnymi dźwiękami piosenki Kelly Clarkson „Becouse of you”. Dziewczyna podniosła się energicznie i zerknęła na wyświetlacz. Na widok imienia, jakie wyświetliło się w komórce, uśmiechnęła się. Podniosła telefon ze stolika i przykładając go do ucha, opadła na poduszki.

– Cześć, Wiki – powiedziała wesoło.

– Hej, Izka, wyspana? – zapytał głos po drugiej stronie.

– Tak, a ty?

– Oczywiście. Dzwonię, bo chciałabym wyciągnąć cię na krótkie zakupy. Co ty na to?

– Jak krótkie?

– No… można powiedzieć, że trochę średnio krótkie – poprawiła się Wiktoria. – Tak się składa, że w niedzielę jesteśmy zaproszeni z Łukaszem do jego rodziców. Jego mama ma urodziny i z tej okazji wyprawiają uroczysty obiad. I tutaj pojawia się mój pewien typowo babski problem… Nie mam się w co ubrać – pożaliła się.

– No i musiałabym jeszcze kupić jej jakiś drobiazg. To co, wybierzesz się ze mną do galerii?

– Wiki, to z pewnością nie będą średnio krótkie zakupy. – Iza uśmiechnęła się lekko. Cieszyła ją myśl o wyprawie po sklepach z Wiktorią.

– Wiem. – Westchnęła przyjaciółka. – Dlatego potrzebuję, żeby mi ktoś doradził. Wiesz, jak bardzo nie lubię samotnie chodzić po sklepach. Łukaszowi nawet nie próbowałam proponować, żeby ze mną poszedł. Typowy facet – nienawidzi zakupów. A ja nienawidzę, jak stoi nade mną i ciągle wzdychając, powtarza w kółko:

„Już tutaj byliśmy”, „Już to mierzyłaś”, „Czy możemy już wrócić do domu?” – Wiktoria sparodiowała ton głosu Łukasza. – Przecież to oczywiste, że trzeba się zastanowić, sprawdzić ceny w innych sklepach… Zresztą, co ci będę mówić, wiesz, jak to jest… To co, wybierzesz się ze mną?

– Pewnie. – Iza zgodziła się chętnie, myśląc już o tym, że może znajdzie wśród rozpoczynających się letnich wyprzedaży coś dla siebie.

– Super! – Wiktoria się ucieszyła. – A po zakupach proponuję

obowiązkową kawkę i duże ciacho z kremem.

– Wiki, a twoja dieta? – zapytała Iza, nie przestając się uśmiechać. Oczywiście domyślała się odpowiedzi.

– Izka, wierz mi, podczas spaceru po tych wszystkich sklepach, które odwiedzimy, spalimy tyle kalorii, że małe ciasteczko nie zdoła ich uzupełnić.

– Małe? Przed chwilą mówiłaś o dużym i do tego z kremem.

– Oj tam, oj tam. Czepiasz się. – Wiktoria się uśmiechnęła.

– Dasz radę spotkać się ze mną za godzinę w King Cross Marcelin?

– Tak, będę czekała na ciebie przed głównym wejściem.

– Albo ja na ciebie, jeśli będę pierwsza.

– Dobrze. Do zobaczenia.

– Pa.

Odłożyła telefon na stolik.

Uśmiechając się, myślała o swojej kochanej i szalonej przyjaciółce. Zawsze zazdrościła jej energii i optymizmu.

Poznały się w pierwszej klasie liceum, ale nie od razu się zaprzyjaźniły. Tak się złożyło, że obu podobał się ten sam chłopak, który się o tym dowiedział. Założył się z kolegami, że jest w stanie mieć je obie w jednym czasie. Zaczął więc umawiać się z nimi na randki. Na początku o sobie nie wiedziały. Wierzyły jego słowom i zapewnieniom. Jednak pewnego wieczoru, podczas dyskoteki szkolnej, prawda wyszła na jaw. Obie zobaczyły go, jak na parkiecie tuli i całuje inną dziewczynę. W tym samym czasie do niego podbiegły. Chłopak nie wiedział, przed którą ma się tłumaczyć. Natychmiast zorientowały się, o co chodzi. Później zgodnie postanowiły, że nie zostawią tak tej sprawy i zdecydowały dokonać małej zemsty. Podstępem zwabiły go do schowka na szczotki i środki do czyszczenia. Powiedziały, że bardzo podoba im się pomysł trójkąta w związku.

Rozebrały go do samej bielizny, przewiązały mu oczy opaską, następnie całego posmarowały miodem, a na koniec obrzuciły piórami i… w trakcie meczu koszykówki, z pomocą kolegi, wyprowadziły go na salę gimnastyczną, gdzie rozwiązały przepaskę z jego oczu. Zszokowany Jacek zobaczył skandującą, śmiejącą się widownię i uczestników gry patrzących na niego w osłupieniu.

Iza uśmiechnęła się na wspomnienie tamtych beztroskich lat. Oczywiście dostały niezłą burę od dyrektorki i uwagę, ale było warto. I nie chodzi o zemstę na chłopaku, tylko o przyjaźń, jaka zawiązała się między nią a Wiktorią. Aż trudno było uwierzyć, że w wyniku takiej sytuacji spotka tak dobrą, szczerą i oddaną przyjaciółkę. Różniły się od siebie właściwie wszystkim – zarówno charakterem, jak i wyglądem. Iza była wysoką, dwudziestojednoletnią dziewczyną z ciemnymi oczami i burzą czarnych loków sięgających za ramiona. Natomiast Wiktoria była od niej o rok starsza, nieco niższa i miała krótkie, proste blond włosy i błękitne oczy. Kochały się i traktowały jak siostry. Potrafiły porozumiewać się bez słów i wiedziały, że zawsze mogą na siebie liczyć.

Iza wyrwała się ze swoich wspomnień i popatrzyła na zegarek. Jeżeli miała się spotkać z Wiktorią o umówionej porze, musiała się nieco pospieszyć. Dziewczyna odrzuciła kołdrę, wstała z łóżka i podreptała do łazienki.

Zgodnie z umową godzinę później Iza czekała na Wiktorię przed wejściem do galerii. Dziewczyna otrzymała właśnie SMS od przyjaciółki, że z powodu korków spóźni się kilka minut. Postanowiła zaczekać na ławce niedaleko głównego wejścia. Kiedy ruszyła w kierunku ławki, podszedł do niej mężczyzna.

– Przepraszam, która godzina? – zapytał głębokim głosem. Iza zerknęła na zegarek.

– Za piętnaście trzecia – odpowiedziała, podnosząc głowę i spoglądając w twarz mężczyzny.

Normalnie uśmiechnęłaby się uprzejmie i poszła dalej, ale gdy jej oczy napotkały jego, przyjrzała mu się uważniej. On również nie odszedł, stał i uśmiechał się do niej, jakby ją znał. Bo tak było…

– Nie pamiętasz mnie? – spytał po chwili, uśmiechając się jeszcze szerzej.

– Nie jestem pewna… – powiedziała powoli. Zamyślona patrzyła w jego jasnoniebieskie oczy. – Robert? – zapytała z wahaniem w głosie.

– We własnej osobie – odparł, nie przestając się uśmiechać.

– Boże, ależ się zmieniłeś – powiedziała z wyraźnym zaskoczeniem i niedowierzaniem w głosie. – Ledwo cię poznałam. – Odwzajemniła uśmiech.

– Ty też się zmieniłaś.

– Chyba nie, skoro tak łatwo mnie poznałeś.

– Zauważyłem cię już wcześniej i przez chwilę obserwowałem, nie mając pewności, czy to naprawdę ty. Ale w końcu uznałem, że te śliczne włosy mogą należeć wyłącznie do ciebie. Postanowiłem więc zaryzykować i podejść – powiedział, uważnie przyglądając się jej twarzy. – Ale teraz dziwię się sobie, że mogłem mieć jakiekolwiek wątpliwości. Zmieniłaś się, owszem, ale na lepsze. Naprawdę wypiękniałaś. – Zmierzył ją całą wzrokiem.

Dziewczyna zarumieniła się lekko. Dziwnie się poczuła, gdy tak na nią patrzył.

− Daj spokój… Kiedy widzieliśmy się ostatnim razem, miałam czternaście lat i byłam chuda jak patyk.

− Ale teraz jesteś piękna.

− Ty również się zmieniłeś. Przytyłeś nieco i zmężniałeś – powiedziała, odchodząc od tematu swojego wyglądu.

− Minęło wiele lat. Tyle się zmieniło… – Westchnął, po czym zaproponował: − Może nie stójmy tutaj? Chodź, napijemy się kawy i powspominamy.

− Bardzo chętnie, ale nie mogę. Umówiłam się z przyjaciółką na babskie zakupy. Właśnie na nią czekam. – Uśmiechnęła się przepraszająco. – Ale może innym razem?

− Niestety, dziś wieczorem wylatuję do Niemiec i nie wiem, kiedy znowu będę w Polsce. Przyjechałem w interesach tylko na kilka dni do Poznania.

− W interesach? A czym się zajmujesz?

− Prowadzę własną firmę logistyczną w Berlinie. A ty co porabiasz?

Czy tylko jej się wydawało, czy naprawdę uciekł wzrokiem od jej twarzy, mówiąc o swojej firmie?

− Pracuję, studiuję – odpowiedziała lekko. – Nic niezwykłego. Wiodę takie życie jak większość młodych w tych czasach…

− Większość młodych w tych czasach raczej wyjeżdża za granicę szukać lepszego życia, większych pieniędzy.

− Być może, ale ja daję radę tutaj i jestem szczęśliwa.

− To dobrze, najważniejsze, to być szczęśliwym. Nie wszyscy mają taką możliwość – powiedział powoli, obserwując jej twarz.

− No tak. A ty? Jesteś szczęśliwy? – spytała, obserwując jego posmutniałe oczy.

− Bardzo. – Uśmiechnął się. – Ale pieniądze to też dobra rzecz i bardzo potrzebna.

− Nie powiedziałam, że nie są potrzebne.

− Wiem, przecież prędzej czy później wszyscy po nie sięgamy.

– Popatrzył jej prosto w oczy i po chwili dodał: – Gdybyś kiedyś znalazła się w takiej sytuacji, że będziesz potrzebowała pieniędzy lub pracy, to zadzwoń.

Robert wyjął z kieszeni swoją wizytówkę i podał ją Izie. Dziewczyna wzięła od niego połyskujący, niebieski kartonik i przyjrzała się małym literkom.

− Dzięki.

W tej samej chwili podeszła do nich Wiktoria.

− Cześć Iza! Przepraszam cię, ale to miasto dziś chyba oszalało, wszędzie korki. Dziewczyny pocałowały się w policzek na przywitanie.

− Nic się nie stało. Wiki, pozwól, że ci przedstawię. To jest Robert, mój… – Iza zawahała się przez chwilę – kolega z dzieciństwa. Robert, to Wiktoria, moja przyjaciółka.

Iza dokonała prezentacji, a Wiktoria i Robert uścisnęli sobie dłonie.

− To ja nie będę wam już przeszkadzał. Zatrzymaj wizytówkę i w razie czego dzwoń.

− Dobrze, dziękuję – odpowiedziała Iza, wkładając niebieską karteczkę do torebki.

− Fajnie było cię zobaczyć.

− Ciebie również.

Objęli się na pożegnanie.

− Miło było cię poznać, Wiktoria – zwrócił się do Wiktorii z uśmiechem, który również odwzajemniła.

− Ciebie też.

− Cześć – powiedział i się oddalił. Dziewczyny patrzyły za nim przez chwilę.

Iza się zamyśliła. Niezwykłe było to spotkanie. On był dziwny, taki daleki. W jego oczach nie znalazła tamtego chłopca, który przed laty opuszczał ich wspólny dom – dom dziecka, w którym przyszło im się razem wychowywać. Podczas tej krótkiej rozmowy odniosła wrażenie, jakby rozmawiała z zupełnie obcym człowiekiem. W zasadzie to nic dziwnego, w końcu nie widzieli się od ośmiu lat – tłumaczyła sobie w myślach.

− Nie podoba mi się.

Jej zamyślenie przerwało stanowcze stwierdzenie Wiktorii.

− Dlaczego? – zdziwiła się Iza, spoglądając na przyjaciółkę.

− Sama nie wiem – powiedziała w zamyśleniu. – Chyba dlatego, że jest rudy, a ja rudym nie ufam.

− Wiki, proszę cię… – Iza westchnęła z rezygnacją w głosie. − Od kiedy to oceniasz ludzi po wyglądzie?

− Hmm, wygląda na to, że od dziś.

− Och, Wiki, Wiki. Chodźmy już lepiej na te zakupy, bo inaczej nie wyrobimy się do końca roku, a co dopiero na urodziny twojej teściowej.

− Przyszłej teściowej, kochana, przyszłej. Łukasz jeszcze mi się nie oświadczył, a i ja zastanawiam się, czy w ogóle mam ochotę wyjść za niego za mąż.

− Masz, masz. Chodźmy już.

Dochodziła osiemnasta. Iza stała przed lustrem, robiąc makijaż. Gdy skończyła nakładać na usta błyszczyk, spojrzała krytycznie na swój strój. Na ognisko zdecydowała się raczej na wygodne grafitowe dżinsy, idealnie podkreślające jej smukłą sylwetkę i nogi, oraz biały T-shirt. Włosy postanowiła związać w koński ogon – Artur tak lubił. Popatrzyła uważnie w lustro, zastanawiając się, czy nie położyć odrobinę różu na policzki. Po chwili namysłu uznała, że nie jest to konieczne. Przyjrzała się jeszcze raz oczom. Miały kolor ciemnej czekolady, a w samych tęczówkach błyszczało kilka złotych, bardzo maleńkich kropeczek niczym ziarnka piasku. Pociągnęła jeszcze raz długie rzęsy czarną maskarą, po czym rozejrzała się po pokoju w poszukiwaniu torebki. Po dłuższej chwili znalazła ją na fotelu. Była niewielka, ale udało jej się zmieścić opakowanie chusteczek i telefon.

Usłyszała dźwięk klaksonu samochodowego. Podbiegła do okna i spojrzała w dół. Niedaleko, przy krawężniku, zaparkowała czerwona taksówka. Na tylnym siedzeniu przy otwartym oknie siedziała Wiktoria. Gdy się zobaczyły, pomachały do siebie. Iza pospiesznie odeszła od okna, chwyciła błękitną, dżinsową kurtkę i podeszła do drzwi. Już miała nacisnąć klamkę, gdy usłyszała swój telefon, który rozdzwonił się w torebce. Automatycznie odpięła zamek i wyjęła komórkę. Nie zerkając nawet na wyświetlacz, przyłożyła aparat do ucha.

− Halo? – spytała, otwierając drzwi i wychodząc na klatkę schodową. Zanim głos po drugiej stronie zdążył się odezwać, zamykała drzwi na klucz.

− Cześć, Iza. Słuchaj…

− Artur? Część, kochanie! Dlaczego się nie odzywałeś przez cały dzień? – Ruszyła wzdłuż korytarza.

− Nie mogłem – odparł krótko, nie siląc się na tłumaczenia. – Posłuchaj, nie dam rady przyjechać na ognisko.

Iza zatrzymała się przed schodami prowadzącymi na parter.

− Słucham?! – spytała rozczarowana. – Jak to nie dasz rady? Przecież obiecałeś – dodała z wyrzutem.

− Wiem, wiem, ale nie dam rady wyrwać się z pracy – tłumaczył pospiesznie.

− Jak to? Zamierzasz pracować w piątkowy wieczór? I to kiedy obiecałeś, że pójdziemy razem na ognisko?

− Sorry, tak jakoś wyszło.

− Co wyszło?! Nie możesz mi tego zrobić – powiedziała z żalem i złością.

− Naprawdę, nie dam rady się wyrwać.

− Artur, błagam cię… – Wiedziała, że to żałosne, ale mimo to prosiła. Zamknęła oczy, mając nadzieję, że jednak zlituje się, zmieni zdanie i tym razem jej nie wystawi. – Nie rób mi tego.

− Przecież nic ci nie robię – oburzył się. − Po prostu informuję cię, że nie mogę tam z tobą pójść, bo coś mi wypadło.

− Nie zostawiaj mnie samej. Liczyłam na ciebie. Tam będą same pary. Jak myślisz, jak będę się czuć, będąc sama?

− Masz przecież Wiktorię, nie będziesz sama.

− A Wiktoria ma Łukasza, który będzie na pewno i…

− No widzisz. Jak będzie, to da radę wam dwóm – przerwał jej niecierpliwie.

− Słucham? – zapytała zaszokowana jego słowami. – Co ty wygadujesz?

− Nieważne. Muszę już kończyć. Odezwę się. Cześć.

Iza usłyszała tylko głuchy, urywany sygnał. Rozłączył się. Popatrzyła na telefon informujący ją o zakończonym połączeniu. Nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała.

Artur od pewnego czasu praktycznie za każdym razem ją wystawiał, ale pierwszy raz usłyszała od niego takie słowa. Miała już tego dość. W tej jednej chwili ogarnęła ją ogromna potrzeba, aby pojechać do firmy, w której pracuje Artur, i wyjaśnić tę rozmowę. Zrobiłaby to, gdyby nie kolejny telefon. Na wyświetlaczu pojawiło się imię Wiktorii.

− Tak? – spytała.

− Izka! Gdzie ty się podziewasz? – Głos Wiktorii był lekko zniecierpliwiony.

− Przepraszam – odparła zła, co nie uszło uwadze przyjaciółki.

− Co się stało?

− Nic.

− Iza.

− Co?

− Zapytałam, co się stało?

− A ja odpowiedziałam, że nic.

− Iza! – Wiktoria się zniecierpliwiła. – Przecież wiesz, że znam cię jak nikt inny. Nie oszukasz mnie. Mów – zażądała.

− Artur mnie wystawił. Umówiliśmy się, że spotkamy się na ognisku, ale właśnie zadzwonił, że go nie będzie.

− A to palant – stwierdziła krótko Wiktoria. – Nie pierwszy raz to zrobił. Mówiłam ci, żebyś dała sobie z nim spokój.

− Wiki, proszę cię – powiedziała zmęczona i zrezygnowana. Wiktoria jak zawsze miała rację. Co do facetów miała wyjątkową intuicję. Co z tego jednak, kiedy ona kochała Artura. – Wiesz przecież, że go…

− Kochasz – dokończyła za nią z teatralnym westchnieniem.

– Tak, wiem. I domyślam się, że pewnie długo ci nie przejdzie. A ja tu nadal czekam i… taksometr cały czas w ruchu. Jak natychmiast tu nie przyjdziesz i nie wyruszymy, to zbankrutuję – dodała posępnie.

− Wiki, przepraszam cię, ale… − zaczęła Iza.

− Nawet o tym nie myśl – przerwała jej stanowczo przyjaciółka. – Nie pozwolę ci siedzieć samej w domu i się nad sobą rozczulać. Złaź tu natychmiast i jedziemy na imprezę.

− Wiki, ale jak ja będę się czuć? Pomyśl, wszyscy będą w parach. Nie chcę robić za przyzwoitkę.

− Ale ja potrzebuję przyzwoitki. Przyjdziesz tu albo osobiście po ciebie pójdę – zagroziła Wiktoria.

− Wiki, zrozum…

− Nie, to ty zrozum. Nie dawaj temu palantowi satysfakcji. On nie może, trudno, jego sprawa, ale ty żyj. Masz przyjaciół i oni na ciebie czekają.

Iza milczała przez chwilę, słuchając przyjaciółki, której w duchu przyznała rację. Prawda była jednak taka, że nie miała ochoty spędzać wieczoru wśród par, patrząc, jak bardzo są zakochani. Z drugiej strony pozostanie w domu ze swoimi myślami i złością też nie było dobrym pomysłem. Postanowiła więc posłuchać przyjaciółki.

− Dobrze, zaraz będę. – Po tych słowach się rozłączyła. Zanim jednak zeszła na dół, energicznie pociągnęła za gumkę i uwolniła swoje włosy z kucyka.

Nad jezioro Rusałka dotarły jakieś pół godziny później. Kiedy wysiadły z taksówki, Iza nadal nie była w nastroju do imprezowania. Starała się jednak tego nie okazywać. Nie zamierzała nikomu psuć zabawy, szczególnie Wiktorii.

Kiedy zapłaciły taksówkarzowi, ruszyły w kierunku palącego się ogniska. Łukasz, gdy tylko je zauważył, ruszył im na spotkanie.

− Witaj, kochanie, co tak długo? – Pocałował Wiktorię na przywitanie, po czym zwrócił się do Izy. – Cześć, Iza.

− Cześć, Łukasz – odpowiedziała, przyglądając się ich kolejnemu pocałunkowi.

Wiktoria i Łukasz pocałowali się jeszcze raz. Tym razem namiętniej niż przed chwilą. Iza w tym momencie poczuła zazdrość, żal, a nawet smutek. Te wszystkie uczucia pojawiły się w jednej chwili. Odwróciła wzrok. Nie mogła na nich patrzeć. Nie dziś, kiedy po raz kolejny musiała spędzać samotny, piątkowy weekend, mimo że miało być inaczej.

− Miałyśmy mały poślizg – odpowiedziała w końcu Wiktoria.

− Kobiety… – Westchnął teatralnie Łukasz. – Pewnie szminki, kiecki i te sprawy. – Uśmiechnął się znacząco.

− Ażebyś wiedział – odparła z takim samym uśmiechem Wiktoria.

− Kobiety… – Westchnął ponownie, cały czas lekko się uśmiechając. – Chodźcie, moje spóźnialskie, wszyscy już są.

Ruszyli przed siebie. Przy ognisku stała grupa osób i rozmawiała. Po chwili wszyscy buchnęli gromkim śmiechem.

− Hej, zobaczcie, kto raczył do nas dołączyć – zawołał do nich Łukasz.

Wszyscy odwrócili się w ich stronę i ruszyli, aby się przywitać. Wśród grupy przyjaciół był on. Iza nie spodziewała się, że też będzie. Ostatnio rzadko bywał na ich wspólnych imprezach.

Podszedł do niej i nagle zabrakło jej tchu. Jej serce nieco przyspieszyło. A kiedy się z nią witał jak zawsze przez podanie dłoni, niepokojący dreszcz przeszył jej ciało. Popatrzyła mu w oczy, a on się uśmiechnął. Na jego policzkach pojawiły się te jego jakże rozkoszne dołeczki. Ich widok kompletnie ją rozbrajał. Odpowiedziała nieśmiałym uśmiechem, po czym spuściła wzrok. Bardzo ją onieśmielał. Do końca nie wiedziała, dlaczego tak jest. I dlaczego jej ciało tak reagowało na jego obecność. Był na pewno przystojny. Wysoki, bardzo dobrze zbudowany. Miał czarne, niezbyt krótko ostrzyżone włosy. Wyglądał męsko i zarazem chłopięco. No i oczywiście te jego szaroniebieskie oczy. Były intrygujące. Można w nich było dostrzec chochliki, uśmiech, powagę i dojrzałość jednocześnie.

− Cześć, Iza – zabrzmiał powoli jego niski, głęboki głos.

Nie spuszczał z niej wzroku. Czuła to naprawdę, czy też może było to tylko złudzenie? Nie była do końca pewna. Pewność jednak obejmowała obudzone w jej podbrzuszu motyle. Były na pewno. I żyły swoim życiem. Jak zawsze w jego obecności.

− Cześć, Piotrek – odpowiedziała niezbyt głośno.

Przytrzymał jej dłoń nieco dłużej, niż by wypadało. Czy może znowu coś sobie wyobraziła? Ponownie podniosła głowę i spojrzała w jego twarz. Jego oczy śmiały się do niej. Nie powiedział nic więcej, tylko puścił jej rękę i podszedł do Wiktorii, pozostawiając jej ciało przyjemnie ożywione. Kiedy odszedł, nadal czuła ciepło jego dłoni na swojej. Spojrzała za nim. Witał się już z jej przyjaciółką, pocałowali się w policzek. Zastanawiała się nad reakcją swojego ciała, aż w końcu uznała, że coś sobie ubzdurała. Była skołowana sytuacją z Arturem i zmęczona wyobraźnia płatała jej figle. A może nie? Przecież zawsze tak się czuła, gdy go spotykała. A on zawsze witał się z nią tak jak dziś. Z dystansem i nieco oficjalnie, uśmiechając się przy tym swobodnie. Iza żałowała, że nie może czuć przy nim takiej samej swobody. Tak bardzo ją onieśmielał.

Gdy usiedli przy ognisku, uzmysłowiła sobie, że ona i Piotrek jako jedyni przyszli sami. Zdziwiło ją to. To znaczy nie to, że jest sama, bo to od pewnego czasu było swoistego rodzaju tradycją. Miała na myśli Piotrka. Nigdy nie pojawiał się sam na żadnej imprezie. Nie był typem podrywacza czy macho, jednak zawsze towarzyszyła mu jakaś piękna dziewczyna. Przyciągał je niczym magnes. Kobiety go lubiły. I nic dziwnego. Miał w sobie to coś. Coś, co przyciągało i intrygowało. Miał wdzięk, urok i czar. Wystarczyło jedno jego spojrzenie, a ona miała gęsią skórkę. Zdumiewała ją reakcja własnego ciała. Jak mogła tak reagować na innego mężczyznę niż Artur, którego kochała, a przynajmniej tak jej się wydawało.

− Trzymaj, Izka. – Wiktoria podeszła do niej i podała jej długi patyk, na którego końcu była nadziana kiełbaska. Przyjaciółka jednak nie zareagowała. − Iza, co z tobą? – Przyjaciółka usiadła obok i szturchnęła ją łokciem. – Na co się tak gapisz?

Iza wyrwana z zamyślenia uzmysłowiła sobie, że przez cały czas patrzyła przed siebie. Zmieszana wzięła od Wiktorii patyk i skierowała nad płomienie ogniska. Spuściła wzrok na trzymany w dłoniach kij. Wiktoria jednak spojrzała w tę samą stronę, w którą przed chwilą zapatrzyła się Iza. Na wprost siedział Piotrek. Przez chwilę rozmawiał z Magdą, uśmiechnął się do niej, po czym wziął gitarę i zaczął grać. Gdy pierwsze dźwięki ballady popłynęły, Wiktoria przeniosła wzrok z powrotem na Izę. A ta, zarumieniona, nadal nie potrafiła spojrzeć przyjaciółce w oczy. Wiktoria odchrząknęła.

− Chodź, napijemy się piwa. – Wstała i ruszyła w kierunku skrzynki z napojami.

Iza jednak jeszcze raz powędrowała wzrokiem w kierunku Piotrka, jego twarz delikatnie przesłaniały iskry palącego się ogniska, nieustannie muskanego przez delikatny wiatr. Ku jej zdumieniu dostrzegła, że teraz to on z powagą w oczach wpatrywał się w nią, nucąc w języku rosyjskim piosenkę „Oczy czornyje”.

Spotkali się wzrokiem i w tej jednej chwili, w tej jednej sekundzie poczuła, że coś w niej drgnęło. Miała wrażenie, że czas nagle stanął w miejscu, że wszystko dookoła niej przestało się ruszać. Jedyne, co żyło na pewno, to jej serce, które przyspieszyło i łomotało w jej piersi niczym skrzydła uwięzionego ptaka, pragnącego wyrwać się z niewoli i wyfrunąć na pełną przestrzeń. Rozchyliła lekko usta niemal sparaliżowana jego spojrzeniem. Nie rozumiała, co się z nią dzieje. Nie wiedziała, jak się zachować. Zastanawiała się, czy nie powinna odwrócić wzroku, jednak nie potrafiła tego zrobić. Miała wrażenie, że przyciąga ją niczym magnez. Nie mogła uwierzyć w to, co się z nią dzieje. Przecież nie zobaczyła go pierwszy raz. Widywali się kilka razy, gdzieś przy okazji spotkań i imprez z przyjaciółmi. Zawsze ją intrygował, ale nie z taką mocą jak teraz.

Ku jej zaskoczeniu Piotrek nagle wstał i, nie przestając grać na gitarze, przeszedł na drugą stronę. Usiadł na ławce tuż obok niej. Wygrywając ostatnie akordy, uśmiechnął się do niej. Ten jego uśmiech − czarujący i zuchwały zarazem − sprawił, że po jej ciele przemknął subtelny, przyjemny dreszcz. Onieśmielił ją. Odwzajemniła uśmiech i spuściła wzrok. Czuła jego spojrzenie na sobie. I czuła, jak palą ją policzki od wykwitłych na nich rumieńców.

Nagle dźwięk gitary umilkł, jakby się urwał. Usłyszała jego ciepły, choć zaniepokojony głos.

− Poparzysz sobie rękę.

Iza dopiero teraz przypomniała sobie o trzymanym w ręku patyku, na którym jeszcze przed chwilą piekła się kiełbaska. Oczywiście całkiem się spaliła, a ogień zdążył już strawić końcówkę kija. Zanim zareagowała, Piotrek odebrał jej go i wrzucił do ognia. A ona poczuła się jak idiotka. Gdyby się na niego tak nie gapiła, nie włożyłaby tego nieszczęsnego patyka tak głęboko w ognisko.

− Będzie lepiej, jeśli będziesz trzymać się od ognia z daleka – stwierdził i uśmiechnął się lekko.

Iza spojrzała na niego nieśmiało.

− Postaram się – odparła cichutko, odwzajemniając uśmiech.

Co się ze mną dzieje? − zapytała się w myślach, próbując uspokoić dudniące w piersi serce. Wystarczy, że się uśmiechnie, a moje ciało i serce nie są sobą.

− Wygląda na to, że tylko my dzisiejszego wieczoru jesteśmy skazani na rolę przyzwoitki – zagadnął wesoło Piotrek. Iza uśmiechnęła się. Ona dziś również użyła tego określenia. – Może to zabrzmi nieco egoistycznie, ale bardzo się cieszę, że nie jestem tutaj jedynym singlem. Tak się składa, że w ogóle nie planowałem tutaj przychodzić, ale

Łukasz nalegał. Właściwie to powiedział, że nie chodzi mu o mnie, lecz o gitarę. Podejrzewam, że gdyby mogła przyjść i zagrać sama, to mną by sobie zupełnie nie zawracał głowy. – Uśmiechnął się szeroko.

Iza nie była w stanie odwrócić spojrzenia od jego radosnej, chłopięcej twarzy. Gapiła się na niego czerwona jak piwonia. Boże! Tylko na mnie spojrzy, a czerwienię się jak nastolatka. Koszmar…

− pomyślała zła na siebie. Co prawda, starała się zapanować nad swoją rumieniącą się twarzą, ale wychodziło jej to marnie. Miała tylko naiwną nadzieję, że on tego nie zauważa.

Ale on zauważał i bardzo mu się to podobało.

− Nie wiedziałam, że grasz na gitarze – powiedziała w końcu.

− To efekt wyjazdów na obozy harcerskie. Spędzaliśmy wieczory przy ognisku tak jak teraz, piekąc kiełbaski i śpiewając piosenki. Wtedy zaraziłem się muzyką i tak już zostało. Kupiłem gitarę i zacząłem grać. – Kiedy mówił, Iza popatrzyła na niego nieco odważniej. Obserwowała jego pokrytą delikatnym zarostem twarz: zarys twardej, szerokiej szczęki, prosty nos i cudowne pełne usta. I właśnie od tych ust nie potrafiła oderwać wzroku… − Ćwiczyłem przede wszystkim w domu, doprowadzając wszystkich do szału. − Uśmiechnął się na to wspomnienie.

− Długo ich tak męczyłeś?

Piotrek oparł instrument o drewnianą ławkę zrobioną z deski i dwóch pni drzewa, na której siedzieli.

− Dopóki nie nauczyłem się grać − odpowiedział wesoło. Spojrzeli na siebie. Piotrek uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech.

Wszyscy wokół nich rozmawiali i śmiali się, jedząc kiełbaski i popijając piwo, ale ona, niczym zahipnotyzowana, mogła teraz słuchać tylko jego.

– Wiesz, zawsze mogło być gorzej. Mógłbyś przecież grać na gitarze elektrycznej – odparła, a on roześmiał się lekko i serdecznie.

− To prawda. − Przyjrzał się jej błyszczącymi oczami. − A ty?

– spytał, patrząc jej głęboko w oczy. – Masz jakieś hobby, które czasem uwalnia cię od biegu życia i jego obowiązków? − Popatrzył na nią tak ciepło, że aż musiała odwrócić wzrok od jego oczu.

Iza spojrzała na ognisko i zamyśliła się przez chwilę.

− Oprócz tego, że najbardziej lubię czytać książki – powiedziała w końcu – to uwielbiam chodzić do teatru.

− Dlaczego do teatru, a nie na przykład do kina jak wszyscy? – spytał zaintrygowany.

− Kino też lubię. Jednak wydaje mi się, że teatr jest bardziej żywy, prawdziwszy emocjonalnie i artystycznie. Ma duszę i charakter. Sztuka teatralna jest głęboka. Filmy, owszem, są wartościowe, przynajmniej niektóre, ale to jednak ekran. Teatr jest bardziej bezpośredni i chyba to mi się w nim najbardziej podoba.

Nie spuszczał wzroku z Izy. Nie mógł oderwać od niej oczu.

− Nie sądzisz, że ma też spore ograniczenia?

− Filmy też je mają.

− Co masz na myśli?

− Teatr wydaje się mieć ograniczone możliwości w przedstawieniu sytuacji, których po prostu technicznie nie da się wdrożyć w spektakl. Ale zauważ, to, co z pozoru jest jego ograniczeniem, jakąś formą niedoskonałości, jest jego siłą, ponieważ pociąga ludzką wyobraźnię do działania. W teatrze aktor gra całym sobą. Jest postacią i tłem jednocześnie. Od niego zależy to, jak widz zrozumie sztukę. Kiedy gra, widzimy go całego, oglądając film, jesteśmy poniekąd uzależnieni od tego, co pokaże nam kamera. –Iza przerwała na chwilę. – Oczywiście to moje zdanie, każdy ma prawo oceniać według siebie.

− Nigdy tak nie myślałem o teatrze, chociaż lubię i nie raz oglądałem różne spektakle od dramatów po komedie.

Oboje na chwilę zamilkli. Iza przeniosła wzrok na ogień.

− Gdybym potrafiła, to na pewno bardziej od teatru wolałabym jeździć konno − powiedziała w zamyśleniu

− Dlaczego akurat jeździć konno?

− Ponieważ konie są piękne. Silne i delikatne zarazem. I pięknie galopują. Czasem tak sobie myślę, że fajnie by było pognać na takim rumaku przez otwartą przestrzeń i przez chwilkę zostawić wszystko za sobą. Jak to ująłeś?… Uwolnić się od biegu życia.

− Jakie umaszczenie miałby mieć ten twój wymarzony rumak? – spytał.

Nie przestając się uśmiechać, przyglądał się jej z zainteresowaniem. Popatrzyła na niego wesoło.

− Czarne oczywiście – odparła zdecydowanie. − Tak czarne jak…

− Jak twoje oczy − dokończył za nią, wpatrując się w nie intensywnie. Uśmiech na jego twarzy ustąpił miejsca powadze. − A gdzieniegdzie miałby złote plamki − dodał, dostrzegając złote kropeczki w jej oczach.

Iza zadrżała i poczuła silne ukłucie w podbrzuszu. Przygryzła dolną wargę i czując, że znów się czerwieni, odwróciła wzrok.

Zamilkł on. Zamilkła ona. Wpatrywali się w ognisko.

− Dlaczego nie jeździsz? – zapytał po dłuższej chwili.

− Jakoś nigdy nie miałam okazji – odpowiedziała lekko ochrypłym głosem.

Piotrek chciał coś powiedzieć, lecz podszedł do niego Łukasz.

− Hej, Piotrek – powiedział – zagrałbyś coś, co pasuje do ogniska i co oczywiście wszyscy znamy.

− Jasne.

Piotrek wziął gitarę do ręki i po kilku akordach popłynęła melodia znanej wszystkim piosenki. Zaczął śpiewać. Iza, słuchając jego głosu, popatrzyła na ogień, który jarzył się żywymi kolorami i rozświetlał wieczór. Po chwili dołączyli do niego pozostali. Wytworzył się niezwykły klimat. Wszyscy dobrze znani sobie ludzie, którzy, pomimo różnic w poglądach, zainteresowaniach i umiejętnościach, wiedzieli, że zawsze mogą na siebie liczyć. Razem wesoło podśpiewywali rytmiczną piosenkę. Iza poczuła się jak w rodzinie, której nigdy nie miała. Ogarnęło ją przedziwne przyjemne ciepło i wzruszenie. Niesamowita atmosfera i niezapomniane chwile. I całkiem nowe i nienowe uczucia i emocje, które wywoływał w niej ten mężczyzna. Znajomy i nieznajomy zarazem. I nie musiał jej w ogóle dotykać. Wystarczyła jedynie jego obecność, głos, wzrok i uśmiech, jakże czarujący i obezwładniający swą magią.

Dochodziła północ. Nad jezioro podjechały dwie taksówki. Pierwsza żółta, opel zafira, była przeznaczona dla siedmiu osób. Mieli nią jechać Magda z Arkiem, Edyta z Danielem i Piotrek. Drugą, pięcioosobowym volkswagenem passatem, mieli jechać Iza z Wiktorią i Łukaszem. Zanim jednak wsiedli do swoich taksówek, pożegnali się. Iza przytuliła Magdę, Edytę, Arka i Daniela. Piotrka nie miała odwagi i śmiałości objąć. On również zachował dystans. Na do widzenia powiedzieli sobie jedynie zwykłe „cześć”. Kiedy jednak wszyscy zaczęli wsiadać do taksówek, on podszedł do niej, wziął za rękę i delikatnie, choć zdecydowanie, odwrócił ku sobie. Iza była zupełnie zaskoczona jego zachowaniem i zarazem przyjemnym dreszczem, który po raz kolejny tego wieczoru przebiegł jej ciało.

− Iza, nie chciałbym, żebyś mnie źle zrozumiała, ale jutro wybieram się do mojego wuja. Prosił mnie o poradę prawniczą… – urwał, a po chwili dodał: – Tak się składa, że ma stadninę koni jakieś piętnaście kilometrów od centrum Poznania. Czasem rodzice, Łukasz czy ja tam jeździmy. Gdybyś miała ochotę pojeździć konno, to chętnie cię ze sobą zabiorę. Oczywiście, jeśli się zgodzisz.

Dziewczynie zadrżało serce. W pierwszej chwili nie wiedziała, co odpowiedzieć. Z jednej strony bardzo chciała z nim pojechać i zrealizować swoje marzenie, z drugiej była przerażona. Nie do końca w tej chwili potrafiła określić, czego bała się najbardziej. Kompromitacji przed Piotrkiem, że nie potrafi jeździć konno, czy też reakcji swojego ciała na niego. Nie rozumiała jej i nie potrafiła nad nią zapanować. Jej ciało zdradzało więcej, niż ona chciała. Jednak możliwość zrealizowania marzenia była bardzo kusząca.

I nie mogła zrobić nic innego, jak tylko się zgodzić. Przecież nie robiła niczego złego.

− Bardzo chętnie z tobą pojadę – powiedziała po chwili walki ze swoimi myślami.

− Super! – Uśmiechnął się z wyraźną ulgą, co ją zaskoczyło. – Przyjadę po ciebie o czternastej. Pasuje ci?

− Oczywiście. – Odwzajemniła uśmiech.

− Dasz mi swój adres?

− Tak. Masz gdzie zapisać?

− Powiedz. Zapamiętam.

Rozdział II

Ranek nastąpił zdumiewająco szybko. Izę brutalnie obudził dzwonek jej telefonu komórkowego. Na wpółprzytomna wyciągnęła rękę spod cieplutkiej kołdry, wcisnęła przycisk „rozłącz”, po czym z powrotem nakryła się mięciutką pościelą i spała dalej. Wyglądało jednak na to, że tego ranka telefon postanowił ją torturować i zadźwięczał ponownie jak dotąd ulubioną piosenką. Dziewczyna niechętnie wyciągnęła rękę i tym razem wzięła aparat z nocnej szafki. Wysunęła głowę spod kołdry i posępnie spojrzała na wyświetlacz. Telefonowała Wiktoria.

Iza z zamkniętymi oczami przyłożyła telefon do ucha.

− Nie ma mnie. Śpię. – Po tych słowach rozłączyła się i położyła komórkę na podłodze.

Usiłowała ponownie wrócić do słodkiego snu. Niestety nie było to możliwe. Upartość Wiktorii wydawała się nie mieć końca. Telefon znowu zadzwonił. Po dłuższej chwili wsłuchiwania się w jego dzwonek Iza dała za wygraną. Uchyliła powieki, ciężko westchnęła i ponownie wzięła telefon do ręki. Była zmęczona nieprzespaną nocą. Wróciła późno z ogniska, a natłok przeróżnych myśli i emocji długo nie pozwalał jej zasnąć. Przewracała się z boku na bok, aż w końcu zasnęła dopiero nad ranem.

Odebrała telefon i z nadal zamkniętymi oczami przyłożyła go do ucha. Nie zdążyła jednak się odezwać, ponieważ Wiktoria ją wyprzedziła.

− Cieszę się, że już jesteś. I że nie śpisz – powiedziała wesoło.

Iza nie wiedziała, czy ma się śmiać, czy złościć. Wyglądało na to, że jeszcze nie zdołała się do końca obudzić.

− Domyślam się – powiedziała sennie Iza, mimo wszystko tuląc się do ciepłej i mięciutkiej pościeli. – Co się stało?

− To ty mi powiedz, co się stało.

− Nie wiem, o czym mówisz.

− Nie o czym, tylko o kim.

− Wiki, proszę cię. – Iza westchnęła bezradnie.

− Co, Wiki? Co, proszę cię? I jak ty w ogóle możesz spać? – Głos przyjaciółki po drugiej stronie słuchawki brzmiał na przemian zdziwieniem i ciekawością.

− Właśnie o to chodzi, że przez całą noc nie mogłam, dlatego teraz próbuję – wyjaśniła sennie, ale rzeczowo Iza.

− Izka, ale jest już południe, do której zamierzasz…

− Co? – Iza momentalnie otworzyła oczy i zerwała się z łóżka. Spojrzała na zegarek leżący na toaletce.

− Nie „co”. Tylko dwunasta w południe – poinformowała ją przyjaciółka. – Ale ja nie o tym. Chciałam zapytać o wczorajszy wieczór.

− Wiki, przepraszam cię, ale nie mogę teraz rozmawiać. Muszę

wziąć prysznic, ubrać się, ponieważ o drugiej jestem umówiona.

− O nie, moja droga. Kilka razy próbowałam się do ciebie dodzwonić i kiedy w końcu mi się to udało, nie dam się spławić.

− Oj, Wiki, nie bądź namolną i wścibską przyjaciółką.

− Ale ja jestem namolną i wścibską przyjaciółką. – Wiki papugowała jej ton głosu. − I dlatego muszę wiedzieć, co się dzieje!

Iza po prostu nie mogła się nie uśmiechnąć.

− Co się dzieje z czym?

− Już ci mówiłam, nie z czym, tylko z kim? − poprawiła ją przyjaciółka. – Mówię o tobie i Piotrku. Tylko nie zaprzeczaj. Widziałam was wczoraj na ognisku.

− To oczywiste. Byliśmy tam przecież.

− Iza, nie rozmawiaj ze mną w ten sposób.

− Dobrze, już dobrze. Co widziałaś? – Iza chciała uniknąć odpowiedzi na jej pytania. Przez skórę czuła jednak, że jest to niemożliwe.

− No ciebie i Piotrka! – Wiktoria westchnęła, zaczynała tracić cierpliwość i jej wybuchowy temperament powoli dawał o sobie znać. – Jak rozmawialiście. I nie próbuj mi wciskać, że to tylko zwykła rozmowa. Widziałam, jak wam obojgu oczy błyszczały.

− Och, Wiki, co ty mówisz? Wiesz przecież, że kocham Artura. Piotrek to tylko kolega. – Iza usiadła na krześle przy toaletce i popatrzyła na swoje odbicie w lustrze.

Czuła się potwornie zmęczona, ale jej twarz tego nie oddawała, wręcz przeciwnie. Ku jej zdumieniu − promieniała.

− Iza, proszę cię, obie dobrze wiemy, że ten związek na dłuższą metę nie ma żadnych szans.

− A z kim ma? Z Piotrkiem?

W tej samej chwili oczami wyobraźni Iza zobaczyła jego twarz. Jak na nią patrzył, jak się uśmiechał. Przez jej ciało przebiegł znajomy dreszcz.

− Choćby nawet. Dlaczego nie?

− Wiki, teraz to ja ciebie proszę… Przestań. Obie wiemy, że to niemożliwe. Co niby miałby we mnie zobaczyć, skoro otacza go tyle ładniejszych, mądrzejszych kobiet z jego środowiska? Traktuję go jak dobrego kolegę, a on mnie jak koleżankę.

− Co ty za bzdury wygadujesz? – oburzyła się Wiktoria.

− To nie są bzdury. Po prostu staram się być ostrożna, nie chcę się rozczarować. A po za tym mam chłopaka. Pamiętasz jeszcze? Artur nie zniknął. – Westchnęła, po czym dodała: − Ja tak nie potrafię, muszę być lojalna. Bardzo lubię Piotrka… – Zamknęła oczy. Kogo próbowała oszukać? − To naprawdę dobry kolega. Tylko kolega. – Brnęła dalej. – Dlatego proszę cię, nie drążmy więcej tego tematu, dobrze?

− Kogo ty chcesz oszukać? − zaczęła przyjaciółka, jakby czytając jej myśli. – Mnie? Siebie? – spytała i westchnęła. Chciała jeszcze coś powiedzieć, ale uznała, że w tej sytuacji powinna zostawić wszystko w rękach Izy. Przynajmniej na razie. − No dobrze − oparła pojednawczo − nie będę cię już męczyć. Muszę już kończyć, bo idziemy z Łukaszem do kina. Baw się dobrze, dokądkolwiek się wybierasz.

− Dzięki! Miłego dnia.

− Pa.

Iza rozłączyła się i odłożyła telefon na toaletkę. Zerknąwszy ponownie na zegarek po raz drugi tego dnia, zerwała się z krzesła i tym razem pobiegła do łazienki.

Dochodziła godzina druga po południu. Iza siedziała przed swoją małą toaletką. Właśnie skończyła rozczesywać włosy.

Zamyślona analizowała poprzedni wieczór. Nie wiedziała, co ma o tym wszystkim sądzić. Nie była pewna, czy dobrze zrobiła, zgadzając się na propozycję Piotrka. Jeszcze wczoraj wydawało się jej, że tak. Natomiast teraz zaczynała mieć wątpliwości. Jak mogła umawiać się z innym mężczyzną, skoro miała chłopaka? Prawiła sobie w myślach wyrzuty. Co prawda, nie miał dla niej zbyt wiele czasu, ale jednak oficjalnie nim był. I kochała go, o czym ciągle, skrupulatnie sobie przypominała. Z drugiej jednak strony spotkanie z Piotrkiem nie było randką, tylko zwykłym przyjacielskim spotkaniem – o tym też sobie nieustannie przypominała. Ale czy istnieje przyjaźń między kobietą a mężczyzną? − pytała się w myślach. I czy przy przyjacielu czuje się to, co ona przy Piotrku?

− Boże… − Westchnęła bezradnie pod ciężarem swoich natrętnych myśli. Nie. Oczywiście, że nie. Między nią a Piotrkiem coś się działo. Wiktoria też to widziała. Musiała się więc do tego przyznać, choć nie było to łatwe. I wiedziała, że powinna to zakończyć, zanim w ogóle się zaczęło. Tak − pomyślała. Kiedy przyjedzie, zejdę i powiem, że nie mogę z nim jechać. Postawię sprawę jasno − postanowiła. Mam w końcu chłopaka. To, że ostatnio jest zapracowany, nie oznacza, że mnie nie kocha.

W tej samej chwili do jej uszu dotarł dźwięk klaksonu.

Iza zerwała się na nogi i ostatni raz spojrzała w lustro. Zdecydowała się na obcisłe jasnoniebieskie dżinsy i koszulę w czerwoną kratkę wiązaną z przodu. Koszula lekko odsłaniała jej płaski brzuch.

Boże − pomyślała. Ale ze mnie hipokrytka! Chcę mu powiedzieć, że z nim nie pojadę, ale mimo to zastanawiam się, czy dobrze wyglądam. Po raz kolejny ciężko westchnęła. Spojrzała na swoją twarz w lustrze. Wzięła głęboki oddech, jakby chciała dodać sobie odwagi.